Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2007, 14:37   #11
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Jane z piskiem opon zahamowała na światłach. Poprawiła okulary przeciwsłoneczne i odrzuciła włosy z twarzy (Nigdy nie ubierała kasku). Nie lubiła jeździć w mieście. Zanim dobrze się rozpędziła, zapalało się gdzieś czerwone światło. Spojrzała w szybę wystawy sklepu z telewizorami. Właściciel musiał być bardzo odważny albo bardzo głupi... Żadnych krat czy widocznych zabezpieczeń i tylko te kilkanaście ekranów pokazujących jasną blondynkę - prezenterkę wiadomości. Kolejny reportaż z samosądu. Powoli straciła ostrość na migające kolorowe obrazy i zobaczyła swoje odbicie w szybie. Przekrwione oczy, podkowy pod oczami, bezwładnie poplątane włosy i ta aura zmęczenia. Nawet ona odbiła się w szkle. Światło znów zrobiło się zielone. Ruszyła szybko i po chwili już wjeżdżała na parking, gdzie beton dawał jakąś złudną nadzieję, na chłód. Jane wyłączyła silnik i zeszła z maszyny. Pogładziła siodełko czerwonej Yamahy i oparła się o nie biodrem, zapalając papierosa i zaciągając się głęboko. W jej stronę szedł szybko strażnik. Po co się spieszyć? Rzuciła okiem na komórkę. Ma pół godziny. Pobieżnie sprawdził maszynę. A i trzeba jeszcze...
- Chcę sprzedać mieszkanie... - rzuciła sucho do słuchawki miażdżąc papierosa butem i ruszając do wskazanej windy. Kiedy w końcu wylądowała na pierwszym piętrze, niezależnie od miasta zatłoczonym jak diabli, już skończyła rozmawiać z kobietą po drugiej stronie z agencji nieruchomości. Widząc kolejkę do X-raya westchnęła. Czekając wyciągnęła z kieszeni książkę obdartą zupełnie z okładki. Przewróciła kilka wymiętych stron, z których praktycznie każda miała ośle rogi.

Cytat:
Chińczycy wierzą, że gdy jest zbyt dużo policjantów, nie może być indywidualnej wolności; gdy jest zbyt dużo prawników, nie może być sprawiedliwości; i gdy jest zbyt dużo żołnierzy, nie może być pokoju.
Lin Yutang
Analogicznie... Lepiej nie. Poprawiła włosy, schowała książkę i przeszła, pomyślnie, weryfikację danych (jak zwykła nazywać te całe idiotyczne procedury sprawdzające tożsamość. Na wojnie było inaczej... Na wojnie...) i wolno ruszyła do recepcji. Kilka osób minęło ją. Wszystko jedno. Oparła się ramieniem o pulpit.
- Sędzia Jane Doe. Sekcja 606.
Recepcjonista spojrzał na nią z lekko rozszerzonymi, a przede wszystkim zdziwionymi, oczyma. Jane Doe, przecież tak oznacza się trupy, których nie potrafiono zidentyfikować... Chyba żartuje? Kiedyś takie zaskoczenie sprawiało jej przyjemność. Teraz to mało ją obeszło. Jej grobowa mina jednak przekonała mężczyznę, że nie żartuje. Zresztą przecież przed chwilą potwierdzono jej tożsamość. Wpisała się posłusznie do podanej księgi i przypięła sobie przepustkę do prawej poły skórzanej kurtki.
- Kto jest koordynatorem? - uśmiechnęła się lekko. Tylko recepcjonista nigdy się nie dowie, że musiała skupić całą swoją uwagę, żeby jej grymas nie wydał się sztuczny. Ale dlaczego robiła coś na siłę? Rodzaj masochizmu? Zadość uczynienia za zły początek znajomości, która i tak umrze zanim się narodzi?
- Philip Moore.
Podziękowała lekko salutując. "Kamienna Twarz". Przynajmniej wszystko będzie "zapięte na ostatni guzik" (zawsze bawiło ją to wyrażenie, ale od dawna już nie umiała się po prostu śmiać). Jako jedna z niewielu na Akademii nie bała się zaliczeń u Moore'a. Z bardzo prostego powodu. Miała głęboko gdzieś, kim on jest. Każdego wykładowcę traktowała jako kolejną przeszkodę na placu boju. I przetrwała ich wszystkich. Winda, na którą znowu trzeba było poczekać, sunęła powoli w górę. Każda sekunda zdawała się rozciągać w nieskończoność. A w rzeczywistości minęło zaledwie 20 minut. Wysiadła na szóstym piętrze. Minęła plan ewakuacyjny przesuwając dłonią przez środek hologramu. Drzwi sali konferencyjnej były uchylone, a w kolejnych widziała plecy jakiejś postaci ubrane w skórę. Nie była pierwsza. Zresztą... Wyciągnęła fajki i zapaliła jedną, po czym ruszyła do 606. Weszła i pobieżnie zapamiętała, co znajduje się w pomieszczeniu: sześć biurek, organizatory, szafki... Zaciągnęła się papierosem i w końcu przeszła do sali konferencyjnej. Najpierw zwróciła uwagę na widok z okna. Budynki po horyzont, światło odbijające się w szybach, ludzie za szybami i ludzie, i ludzie i jej własne odbicie w szybie. Zmęczona, przytłoczona pani kapral, która zabiła swoich. Zaciągnęła się papierosem i w końcu przeniosła jakieś pusto-smutne spojrzenie na drugą kobietę. Czemu wspomnień nie da się tak po prostu wymazać? Zniszczyć? Chociażby zaciemnić, zamknąć, zapomnieć? Podeszła do stołu i strzepnęła popiół do szklanej popielniczki.
- Jane. - kiedy już jej przytłumiony głos rozszedł się po sali i znów cisza zaczęła dzwonić jej w uszach dodała - Jane Doe. Rozumiem, że pracujemy razem?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline