Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2017, 20:40   #46
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Lasy nieopodal Calmus, Temeria, lato 1240 roku, południe

Dwóch idących przodem lekkich zbrojnych szybkimi i zamaszystymi ruchami długich noży rozcinali leśne gęstwiny, torując drogę pozostałej szóstce ciężej opancerzonych żołnierzy. Wszyscy na sobie mieli szarfy symbolizujące temerskie wojsko.
- Nie podoba mi się tutaj. - Odezwał się jeden z idących z tyłu, pryszczaty młodzik.
- Boś pierwszy raz na prawdziwej akcji! - Odpowiedział mu pewnie wysoki, barczysty żołnierz. - Jak większość z was. Ale macie szczęście, dzieciarnia, żeście na mnie trafili. Raz, dwa i będzie po sprawie.
- Dowódco, powinniśmy zachowywać się ciszej. Nakryją nas. - Odpowiedział inny młodzik, kurczowo i niepewnie trzymając w ręku kuszę.
- Toć o to nam chodzi! Nie będziemy się cackać z nimi, niech przyjdą po nas i ich usieczemy. Jeszcze raz mi ktoś będzie narzekał, to żołd utnę! Zrozumiano!?
- Tajest! - Zawtórowała mu większości pozostałych żołnierzy.
- No! Stać kompania! Muszę się odlać. - Krzyknął dowódca jednostki. Odszedł dość mocno na bok i z trudem wydobył spod pancerza własny interes. Oparł rękę o drzewo. Te nieznacznie pod naporem jego ręki się ugięło. Zaklął pod nosem, dokończył swoją sprawę i obrócił się w stronę przydzielonej mu drużyny i zaczął mruczeć z niezadowoleniem pod nosem.
- Banda chłystków, jeszcze mleko pod nosem. W walce może i wyszkoleni. A przestraszeni, że potulni jak baranki. Ale ani porozmawiać z takimi, pstro w głowie. Ciągnie się ta misja jak glut z nosa, ani do kogo porządnie gęby otworzyć, ani się napić. O, skoro przy piciu... - Schował się nieco za drzewem, które obsikał, sięgnął po piersiówkę i upił kilka porządnych haustów mocnej śliwowicy. Otrząsnął głowę. Być może tak mocno go od razu kopnęło, ale miał wrażenie, że drzewo, za którym stał jakby się oddaliło. Na dodatek wszystko dookoła zaczynała spowijać mgła. Zaczął mieć problem, by z tej odległości dojrzeć chociaż zarysy sylwetek swoich podopiecznych. Ale zaraz nie musiał już wytężać na nich oczu, widząc jedynie ostre pazury wbijające mu się w gardło. Momentalnie osunął się na ziemię, wydając z siebie jedynie ostatnie, ciche jęknięcie.

***

Mężczyźni ciągnęli po ziemi ciała zabitych żołnierzy. Pierwszy z nich dostał sztyletem w oko, musiał umrzeć natychmiast. Drugi miał rozbitą głowę buzdyganem i rozciętą szyję, ewidentnie rozciętą, aby nie wykrwawiał się zbyt długo. Trzeci, naszpikowany strzałami także został dobity nożem. Czwartego i piątego nie trzeba było dobijać, mieli na sobie potworne rany po ciosach kłów i pazurów bestii. Ciała zostały ustawione przy sobie. Inny mężczyzna wprawnie kopał zbiorowy grób. Z lekkiego oddalenia scenę obserwowały jeszcze dwie osoby.
- Znowu przyszłali takich młodych, niedoszwiadczonych? – Zapytała skryta w ciemnym, grubym płaszczu postać.
- Tak. Nie wiedzieli nawet, co ich trafiło. - Odpowiedział mu czarnowłosy, niski człowiek.
- Szkoda tych chłopców. Nawet nie wiedzieli, na co się porywają. A dowódca?
- Leśnik go ucapił. Odszedł od reszty, odlać się i napić.
- No tak. Dopilnowaliszcie, żeby teraz ktoś chociaż wrócił żywy? - Zapytała z przejęciem postać.
- Tym razem tak. Trzech uciekło. Opowiedzą innym, co się dzieje, gdy się próbuje na nas zakraść. Chociaż ich grupa była wyjątkowo słaba w skradaniu. Słychać ich by było w następnym stajaniu. To znaczy my byśmy ich słyszeli z tak daleka, bo u ciebie, wiadomo...- Odpowiedział czarnowłosy. Jego rozmówca skinął głową, odwrócił się i poszedł w sobie znaną stronę. Mężczyzna skupił się i rozwiał mgłę, którą sam stworzył. Poszedł pomóc grzebać zabitych żołnierzy. Też chciał już wracać do obozu.

***


Wioska Calmus, Temeria, wczesna jesień 1241 roku, wieczór

Isak i Fika

Isak skierował się wraz z żywą tarczą w stronę odgłosów walki z tyłu karczmy. Znikając za ścianą przed dwójką półelfów, dojrzał znajomego wiedźmina, szybko pracującego swym srebrnym mieczem przed atakami wściekłej bestii, stanowiącej połączenia kota z niedźwiedziem. Przerośnięty kot na przemian atakował pazurami i odskakiwał, nie dając swojemu przeciwnikowi szansy na kontrę. Zwłaszcza, że musiał liczyć się także z okazjonalnymi atakami jeszcze jednego zbira. Choć ten nie chciał zanadto wchodzić w drogę rozsierdzonej bestii, to gdy potwór się wycofywał, szybko doskakiwał do wiedźmina, nie dając mu ani chwili wytchnienia. Być może zbir nie miał takiej wprawy w walce, jak najemny zabójca potworów, lecz przechylał losy walki w stronę swoją i bestii, dzięki zwiększonej liczebności.
Dlatego pojawienie się najemnika powodowało wyrównanie szans. Najpierw Isak zdecydował się pozbyć żywej tarczy, zgrabnym ruchem podrzynając jej gardło. Mężczyzna, przed chwilą jeszcze mamiony możliwością ocalenia życia, opadł bezwładnie na ziemię, chwytając się za gardło, charcząc i pokrywając obficie najbliższe otoczenie krwią. W tym czasie zbir odłączył się od leszego i skierował swój miecz w stronę Isaka. Rzucił się na najemnika z dzikim okrzykiem, widząc leżącego w kałuży krwi kompana. Mimo lekko kłującego bólu w udzie, Isak mógł przewidzieć, jak zaatakuje zbir i szybko go uniknąć. Już czuł różnicę doświadczenia między sobą, a swym przeciwnikiem.
Byłoby jednak zbyt wcześnie dla Isaka, aby poczuć się pewnie w tej walce. Próżnować nie zamierzała także dwójka półelfów. Początkowo z obawą o to, że najemnik może skrzywdzić ich kompana zbliżali się dość wolno, ale gdy zniknął z ich oczu szybko przybliżyli się do tyłów karczmy, również zyskując przed oczyma całe pole walki.
O ich obecności Isaka uświadomił ledwo słyszalny świst strzały i jej grot boleśnie odbijający się od jego pancerza na plecach w środkowej części kręgosłupa. Isak odsłonił się dosłownie na moment, podczas instynktownego uniku przed szarżą zbira. Rudowłosa półelfka czekała właśnie na taką okazję i choć jej strzała nie trafiła w odsłonięcie, to wgniotła pancerz dość mocno, samego najemnika pod wpływem ciosu wyginając do przodu. Z doświadczenia wiedział, że ma do czynienia ze wprawną łuczniczką. Znajdując się w bliskiej odległości i trafiając strzałą w delikatniejsze miejsca pancerza, mogło się to skończyć dla zdrowia najemnika jeszcze gorzej. W jego stronę biegł także drugi półelf z długim sztyletem w ręku, jakby chciał wesprzeć drugiego mężczyznę w walce w zwarciu.
W tym samym momencie wszyscy usłyszeli przeraźliwe parsknięcie leszego. Wiedźminowi udało się go drasnąć swym mieczem. Zjeżona, szarawa sierść bestii z lewej strony pokryła się kropelkami krwi. Wiedźmin zyskiwał lekką przewagę, dotychczas nie odnosząc żadnej rany, lecz ta walka wciąż nie zapowiadała szybkiego zakończenia.


Marina i Elke

Groźny krzyk blondwłosej wojowniczki gwałtownie wyrwanej podczas kaca ze snu doprowadził do porządku hołotę bezstronnych ludzi w karczmie. Nikt nie miał zamiaru protestować na jej ostre słowa, ba, usłużnie wysłuchali jej krzyku, czym prędzej odrywając od niej wzrok i wracając do picia oraz jedzenia. Jeden z nich zaczął nawet jak na rozkaz wylizywać pusty talerz, drugi z zamkniętymi oczami przystawił wysoko kufel do ust i czekał, aż jedynie pozostała w nim piana zacznie powoli spływać. Taka już to była odwaga karczemnych bywalców, kończąca się w momencie ryku groźnej kobiety.
Czarnowłosy nie patrzył już na tłumaczącą się Marinę przychylnym wzrokiem. Wyglądał raczej na kogoś, kto z trudem opanowuje się przed gwałtowną reakcją. Przez to rycerz mógł odezwać się pierwszy, nie chcąc tak łatwo odpuścić sobie towarzystwa kobiety.
- Chybaś pani szlachetność tego człeka ze sztachetą pomyliła. Zwłaszcza, jeśli on twórcą zamieszania, z któregoś poczęła uciekać, to wnet zakończę te zmartwienie! Wyjdź mi chamie i prostaku, nauczę cię, jak Wieczny Ogień każe tych, którzy... - Nie dane jednak było uzdrowicielce, ani nikomu innemu wsłuchującemu się w tą rozmowę usłyszeć, za co dokładnie rycerz chciał ukarać czarnowłosego. Do akcji wkroczyła uzbrojona już w swą główną broń oraz tarczę Nilfgaardzka wojowniczka, krzykiem i toporem sygnalizując swe zamiary.
Czarnowłosy nie dobył żadnej broni. W miarę, jak zbliżała się do niego Elke, szeptał coś pod nosem i kreślił jakieś znaki dłońmi. Marina rozpoznała w tych ruchach próbę czarowania. Powietrze wokół mężczyzny zaczęło lekko drgać, przypominało barierę. Sięgając tego miejsca, topór Elke po prostu się od niej odbił jak od żelaznej tarczy, nie dosięgając maga. Mężczyzna odskoczył w tył, zwiększając dystans od wojowniczki. Natychmiast rękoma zaczął wykonywać znów dziwne ruchy, wskazujące na przygotowanie kolejnego czaru.
Tymczasem rycerz złapał Marinę za ramię i krzyknął zarówno do niej, jak i pozostałych ludzi w karczmie.
- Wyjdźmy stąd! Pozwólmy bezbożnikom wybić się wzajemnie! - Po czym mocnym uściskiem zaczął prowadzić uzdrowicielkę na zewnątrz. Goście karczmy, widząc mocno zaognioną sytuację, nie mieli już ponownego zamiaru na składanie zakładów, kto wygra walkę, lecz niezwykle ostrożnie wstali ze swoich miejsc i zaczęli zmierzać w stronę wyjścia, ewakuując się z karczmy, stającej się polem walki Elke oraz czarnowłosego czarodzieja.
 

Ostatnio edytowane przez Zara : 11-10-2017 o 07:56.
Zara jest offline