Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2017, 09:06   #155
Goel
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Opatrując rannego flisaka i sprawdzając stan całej grupy z dziurawej barki, na sam koniec Abelard zostawił sobie opatrywanie własnej ręki. Po długiej dłubaninie, kilku mocniejszych przekleństwach i odkupionej za horrendalną cenę butelce gorzałki do przemycia rany (bo wszak woda z bukłaka aż tak pewna nie była...) jako tako udało się ranę oczyścić. Ze złością jednak myślał cyrulik o ropieniu rany, które tak często zalecał swoim towarzyszom - jak on, jako drużynowy medyk miał pomagać ludziom (i nieludziom) z uszkodzoną ręką? Poślą, kurna, w pierwszą linię, a giń kalekie ladaco! Trzeba było coś wymyślić... To też odkorkował jeden z flakonów drogocennych mikstur leczniczych i kilkoma kroplami eliksiru nasmarował przed owinięciem uszkodzoną rękę. Dobrze wiedział, że jeden eliksir mógł uratować jednego człowieka - a jego dłonie, bez fałszywej dumy, niejednego.

Gdy wreszcie wylądowali, nim Nossenkrap mógł podjąć jakiekolwiek działania zagrzmiał rozkaz do wymarszu. Ale byli przecież wypoczęci, ręka jakby mniej bolała po aplikacji mikstury, no i odsyłano ich na tyły - z dala od mostu o którym wszyscy z takim przejęciem gadali. Dopiero w trakcie marszu z rozmów starszych weteranów zrozumiał w jakiej dupie byli...

- ... pilnować rzeki? A niby od czego?

- No jak to? Jak tamci będą chcieli przepłynąć to kto im zabroni? A tak my rach, ciach i ich w piach, kumie!

- E tam, konnica nie pływa ...

- Żebyś ty rano brzuchem do góry w rzece nie pływał! Przeprawią się w nocy i co będzie? Przeca tam nie jeno rycerstwo ale i w ciul śmierdzącego ungolstwa na tych ich wypierdkach konikach.

- Oż kurwa, parszywy nasz los jak tam Ungoły stoją...

I tak, mimo dyscyplinujących uwag oficerów wśród oddziału niosła się wieść, że zostali postawieni naprzeciw znacznie liczniejszego wroga itd. "Ciekawe czy łuk doniesie z jednej strony rzeki na drugą...", pomyślał Atanaj. Oby dowódcy zorganizowali jaki apel, bo wcale szybko może się okazać, iż to wissenlandzkie "wojsko" płynie w akcie dezercji ku tamtym niż tamci na brzeg Ostatnich...

Ale gadanie gadaniem, widać dłuższa chwila odpoczynku na barkach nieco podniosła morale (choć jak wiadomo, to noc jest królestwem wątpliwości i dzikich fantazji), więc obóz rozbijany był w milczeniu, acz nie bojaźliwym. Oczywiście wieści o mianowaniu nowych dowódców niosły się błyskawicznie, to też i z niejaką ulgą przyjął Abelard wiadomość o awansie Detlefa. Może w życiu garnizonowym czy działaniach taktycznych Baron był lepszym dowódcą, ale w boju to krasnal był wkurwionym odyńcem za którym nie strach było iść w bój.

Gdy obóz stanął, Abelard pamiętając o tym jak kończy się pomijanie kogoś w hierarchii dowodzenia udał się do Detlefa z inicjatywą zorganizowania wspólnego lazaretu dla wszystkich drużyn stacjonujących koło siebie. Wierzył, że w pozostałych grupach też musi trochę znachorstwa być... Krasnal z właściwą mu delikatnością posłał cyrulika w czorty, tj. do Barona -
o dziwo, porucznik znalazł czas by przekazać prośbę naczelnemu a ten się zgodził! Po ustaleniu szczegółów (tj. otrzymaniu namiotu i obiecaniu grupy pomocników) zadowolony balwierz ruszył we wskazane przez dowódców miejsce rozstawiać namiot. Wtedy dostrzegł swoich pomocników...
 

Ostatnio edytowane przez Goel : 11-10-2017 o 22:32.
Goel jest offline