Zahija, mimo dojmującej słabości, puściła ramię czarnoskórego towarzysza i pokonała dzielący ją z Ianusem dystans. Pchnęła jego plecy dając ujście gniewowi, a zarówno gniew jak i jego manifestacje nie przydarzały się wiedźmie często. Właściwie nie przydarzały jej się wcale.
- Nie wierzę ci - warknęła zimno, jakby nie zwracała się do przyjaciela. - Nie wierzę, że Jusuf opętał cię i trzymał w swych szponach tyle czasu, by zwyczajnie puścić gdyśmy się zbliżyli. Oddaj mi księgi - zażądała i wyciągnęła w stronę legionisty dłoń, która nie dość, że trzęsła się jak u starca to roniła krople krwi z kiepsko opatrzonej rany.
Zahija miałaby pewnie kłopot z udźwignięciem woluminów, ale w tej chwili nie analizowała sprawy drobiazgowo. Właściwie w ogóle nie myślała, bo gdzieś tam, z bocznych korytarzy zbliżali się kolejni wrogowie i winna zachować spokój, ale wszczynała spór. Jedynie głos zniżyła do szeptu.
- Nie wychowałam się na ulicy i Ianus to wie, ale ty nie, prawda? Winnam ci mówić Jusuf czy raczej Saaddim?
Raz jeszcze pchnęła legionistę na kamienną ścianę katakumb.
Ostatnio edytowane przez liliel : 12-10-2017 o 10:14.
|