Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2017, 11:58   #75
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Pogoda nie przywitała ich radośnie, a jednak dla Carmen stanie w deszczu po takim czasie przebywania wśród pustynnego piachu, stanowiło radość samą w sobie.
- Jeśli dowiesz się coś w sprawie tego AC, to wiesz gdzie się zameldowaliśmy. - powiedziała Brytajka do wysokiej Chinki, po czym dodała z uśmieszkiem - Jakbyś tęskniła, to też... możemy znów zagrać. - mrugnęła do kobiety
- Dam znać liścikiem. Zresztą ty też wiesz gdzie mnie szukać.- mruknęła zmysłowo Huai zerkając to na Carmen, to Orłowa. Nachyliła się szepcząc jej do ucha. - I pamiętaj by nie chwalić się kochankiem… bo mogłabym się na niego skusić. No chyba że taki widok rozpaliłby twe zmysły?
Brytyjka przewróciła oczami, po czym pożegnała Chinkę.
- Chodźmy już. - mruknął Orłow przywołując gestem dłoni automatyczną taksówkę. W małym pojeździe jakoś upchnęli się we trójkę, po czym na pokrętłach brytyjka ustawiła cel ich podróży i pojazd ruszył sam.
- Nie cierpię ich. Wolę sam być sobie sterem i okrętem.- marudził Orłow i spytał Carmen.- Pierwszy raz w Szwajcarii?
Pierwszy raz… jak dotąd nie musiała odwiedzać tego kraju i odpowiadać na pytania gadającego goryla.
Potwierdziła skinieniem głowy.
- Nie wszyscy są takimi wyjadaczami, jak ty. No i pamiętajmy, że jestem dużo młodsza - wplotła małą złośliwość.
- Ja już byłem tu parę razy. Nie jest to tak idealne państwo jak udaje. Niemniej należy uważać. Policja jest tu dość czujna.- wyjaśnił Rosjanin. - Nawet jeśli ich pruderyjność jest tylko warstwą lakieru na rdzewiejącym gracie.
- Czyżbyś się o mnie troszczył?
- O nas wszystkich… tak…- skinął głową Rosjanin zerkając przez okna.- Widziałaś tu choć jednego żebraka? Można ich dostrzec w Londynie, Moskwie, Paryżu… ale nie tutaj. Nie dlatego że ich nie ma. Są usuwani.. znikają.
Carmen pokiwała głową.
- Słyszałam. Spokojnie, nie zamierzam rozrabiać. Tylko powęszymy trochę.
- Nie może być tu tak strasznie. W końcu to cywilizowany świat.- wtrąciła Gabi, a Orłow spytał.- To co planujesz na jutro Carmen?
- A wiesz, że o tym nie myślałam... tę listę od Huai dostanie Gabi do sprawdzenia, a ja pewnie skontaktuję się z ambasadą, albo może i z samym szefem by mi się udało potelegrafować... A Ty?
- Pewnie to samo. - stwierdził Orłow i zamyślił się.- Trzeba też będzie złożyć raport.
- A ten Hercel? Skoro jest adwokatem, pewnie widnieje w miejscowym spisie prawników. - przypomniała Gabriela.
- Zapewne, ale to mi będzie łatwiej pozyskać przez ambasadę. - powiedziała Carmen.
- Kto wie…- Gabi nie była aż tak bardzo przekonana jak jej szefowa.


Hotel “Walhalla”, ciemna bryła z zewnątrz przypominająca obwieszone o gargulcami więzienie w środku błyszczał światłem elektrycznym i gazowym. Rozświetlona specjalnymi panelami holl tonął dla odmiany w świetle pozwalając zapomnieć...

[media]https://noehill.com/sf/landmarks/gardencourt/garden_court.jpg[/media]

… o szarudze na ulicy. Trójka gości mogła się więc pławić w sztucznym świetle, kwiatowym aromacie powietrza i spojrzeniach zarówno deus ex machiny o imieniu Hilda, jak podejrzeliwym spojrzeniu goryli ubranych w czerwone wdzianka boyów hotelowych.
Hilda uprzejmie skierowała ich w kierunku recepcji.
- Więc… za kogo podajemy się tym razem.- mruknął Orłow do ucha Lady Stone.
- A na co masz ochotę?
- Dobrze wiesz, że na ciebie…- wymruczał w odpowiedzi Rosjanin, gdy Gabriela rozglądała się dookoła z rozdziawionymi ustami. -... całą dla mnie, przez całą noc.
- Możemy więc trzymać się tej samej historii, co ostatnio... jeśli dasz mi też pracować. - odparła z uśmiechem Carmen.
- Dobrze…- Rosjanin ruszył wraz dwiema kobietami w kierunku recepcji.
- Jan Wasilijewicz Orłow z narzeczoną jeden pokój, a drugi dla jej kuzynki Gabrieli. Najlepsze. - rzekł dumnie.
A Carmen pokręciła głową z rozbawieniem. Niektórzy się nie zmieniali.
- Oczywiście sir. - rzekł recepcjonista i wstukał coś na maszynie liczącej zamontowanej przed nim. - Jakieś bagaże do zaniesienia?
- Owszem, trzy walizki. - powiedziała Angielka klejąc się do “męża”. Co prawda bagaże nie były duże i mogliby je sami wnieść, ale w przypadku bogaczy, za których chcieli uchodzić, mogłoby się to wydać aż dziwne.
- Lepiej nie używać fałszywych nazwisk skoro wlecieliśmy tu na prawdziwe. Kto wie… czy już nie przesłano naszych podobizn odpowiednim władzom. - wyjaśnił Orłow cicho, gdy szli we trójkę z dużym gorylem niosącym walizki za nimi.

Tymczasem Hilda zaczęła zachwalać tutejszą kuchnię, saunę, stół bilardowy, salę kinową… wszystkie te atrakcje, które można było wynająć dla siebie, za niezbyt skromną opłatę.
Carmen słuchała jednym uchem, uśmiechając się do swoich myśli. Idąc za boyem hotelowym wspierała się cały czas na ramieniu Rosjanina.
Dotarli w dość wygodnej windzie na dziesiąte piętro. Tam Hilda wskazała im pokoje. Tym razem obok siebie. Podczas gdy małpa pakowała walizki do ich pokoików, Gabi czekała na polecenia od szefowej.
Brytyjka podeszła do niej i podała jej listę z nazwiskami od Huai.
- Sprawdź ich proszę, czy któryś nie nadaje się na kandydata, by być naszym AC - diablo bogatym Szwajcarem, interesującym się Egiptem i mającym szemrane interesy tam.
- Nie wiem czy coś to da.- stwierdziła Gabriela, ale zabrała listę ze sobą. A Rosjanin zagarnął Carmen w pasie zaciągając ją do swego pokoju. Ledwo weszli przycisnął ją ciałem do drzwi wejściowych i zaczął podciągać jej suknię całując zachłannie usta Brytyjki.
- Ej, ej, panie narzeczony... może dasz mi się chociaż rozpakować? - zaprotestowała.
- Nie …- zdecydowanie nie zamierzał dać sam pakując dłonie pod sukienkę Carmen i wodząc palcami po podwiązkach na jej udach.
Niespodziewanie to udo wraz całą nogą wystartowało w jego kierunku.
- Tak. - powiedziała Carmen, kopniakiem zamierzając odtrącić agenta.
- Ładnie to tak?- zdążył odskoczyć wyczuwając ten ruch i spoglądał nieco… urażony jej agresywną postawą.
- Czy jest pani atakowana? Czy wezwać ochronę?- odezwała się uprzejmie Hilda.
- Nie i proszę się nie wtrącać, jeśli nie masz pewności, że regulamin hotelu został złamany, Hildo. - prychnęła Carmen - Twoje interwencje w naszym obszarze prywatnym nie są mile... słyszane.
Następnie łapiąc się pod boki, zwróciła się do Orłowa.
- Najwyższy czas żebyś zrozumiał znaczenie słowa nie. Ostatni post niczego cię nie nauczył? - zapytała. Była wkurzona, choć głównie na deus ex machinę, jednak Orłowowi też się przez to oberwało.
- Nie jestem pojętnym uczniem. - wzruszył ramionami Rosjanin.
Przewróciła oczami i rzuciła się na łóżko sprawdzając jego miękkość.
- Co sądzisz o... o tym co się stało w podróży? - zapytała kochanka.
- Jestem facetem… my nie rozmyślamy za bardzo o takich rzeczach. My je robimy… instynktownie. - stwierdził szczerze aż do bólu Orłow. I usiadł na brzegu łóżka. - Możliwe że masz jakieś małe ciągotki do kobiet... niektórych kobiet. Co z tego? Mi one nie przeszkadzają.
- To chciałam wiedzieć. - westchnęła - No nic, wypada się chyba przebrać i rozejrzeć. Czy masz inne plany. Poza tymi oczywistymi. - dodała z uśmiechem.
- Chcesz wiedzieć czy jestem o ciebie zazdrosny, tak?- zapytał nagle.
Spojrzała na niego.
- Tak.
- Nie powinienem być zazdrosny… ale bywam… nie wtedy, gdy jesteś ze mną i dzielisz się swoją kochanką. Ale wtedy gdy uciekasz do niej na całą noc.- odparł z bezczelnym uśmiechem Orłow. Wzruszył ramionami .- Nie powinienem jednak, bo… wiesz co będzie w przyszłości. Nie mam prawa cię obdzierać z okazji do szukania zapomnienia, czy to będzie kobieta czy mężczyzna. Nie musisz więc… mieć wyrzutów sumienia z powodu skoków w bok. Zważywszy na naszą sytuację, muszę zadowolić się tym co zagarnę dla siebie. Stąd… - Orłow wdrapał się na łóżko i klęknął obejmując Brytyjkę kolanami.- … korzystanie z każdej okazji. Przebierz się więc w coś… kuszącego dla narzeczonego.
Carmen uniosła się na łokciach i pocałowała go w nos. Miała ochotę na usta, ale znała temperament kochanka.
Po wzięciu prysznica przebrała się w ściętą w falę brązową spódnicę i fantazyjny gorset z obrożą zamiast naszyjnika.

[media]https://i.pinimg.com/736x/1b/e5/6b/1be56badad063017b61dd52e0ec4bc0e--steampunk-jacket-corset-steampunk.jpg[/media]

Nim jednak wyszła z łazienki, cofnęła się by... zdjąć majtki. Postanowiła jednak nie zdradzać kochankowi na razie tej informacji.
Orłow już leżał na łóżku, półnagi… bo tylko w skórzanych spodniach. Leżał, ale na jej widok coś zaczęło się unosić.
- Wyglądasz ślicznie.- wymruczał lubieżnie.
- Mieliśmy wyjść... - przypomniała, choć jej wzrok taksował jego sylwetkę z uwagą.
- Wyjść? A gdzie… chcesz iść? Ubiorę się zaraz odpowiednio, w parę minut.- uśmiechnął się siadając na łóżku i przyglądając się kochankę z łakomym spojrzeniem.
Westchnęła ciężko.
- Mówiłam, słuchaj uchem a nie... kutasem. - fuknęła - Nie mówiąc o tym, że chyba wypada zabrać narzeczoną na romantyczną kolację.
- Dobra… dobra…- wstał i podszedł i pocałował w czubek nosa dziewczynę… tak czule. Podobnie pocałował usta. Poczuła jego dłonie na swoich pośladkach, acz… niedługo. Bo odsunął się i zabrał się za ubieranie. Szybko i niechlujnie zakładał koszulę i kamizelkę, marynarkę. Niemniej… ta niechlujność działała na jego korzyść. Nadawała mu ten rys drapieżności, który tak mocno działał na Carmen.
- Ogolisz się kiedyś? - zapytała marudnie, gdy wychodzili z pokoju, choć po prawdzie lubiła go z zarostem.
- Kiedyś..- przesunął palcem dłonią po brodzie.- Jak będzie wymagała tego sytuacja.
- Eh... - westchnęła.
- Chodź chodź.- podał jej ramię. - To co lady Stone uważa za romantyczne spędzanie czasu: kolację, tańce, kino?
- Przecież mówiłam o kolacji. Znów mnie nie słuchasz. - zamarudziła.
- Moje myśli ciągle krążą wokół ciebie. Za-pew-niam.- stwierdził Orłow, gdy za wskazaniami Hildy kierowali się do restauracji na parterze. O tej porze było już tam pustawo, ale nadal bardzo szykownie. Obite pluszem fotele, dębowe stoliki i brak kelnerów oraz barmanów. Wszystko obsługiwała Hilda za pomocą dziesiątek manipulatorów zamontowanych u sufitu.
- Witam… co podać wam do posiłku. Mamy bardzo pyszne…- tu przerwała, a zamiast niej odezwał się nagrany męski głos.- … wafle w sosie śliwkowym.
Carmen i Jan usiedli przy stoliku na uboczu, choć wiadomym było, że nie ustrzegą się uwagi deus ex machine.
- A jak nie chcemy? - zapytała butnie - Na jakieś menu można tu liczyć?
- Lista…- Hilda była oczywiście szalenie pomocna i ze stolika wysunęła się zadrukowana kartka papieru z pełną listą potraw wraz cenami za nie (doliczanymi do rachunku za pokoje).
Carmen przyglądała się jej wybrednie, po czym uśmiechnęła się drapieżnie do Orłowa.
- Czym więc chciałbyś mnie nakarmić, kochanie?
- Niczym z listy… ale zamówimy… hmm… co powiesz na słodkie bułeczki?- zaproponował Rosjanin kładąc dłoń na jej udzie i powoli masując jej delikatnie przez sukienkę.
- Czemu nie... do tego wino czerwone i... hmmm... mam ochotę też na coś pikantnego? - popatrzyła mu w oczy.
- Ja też…- wymruczał jej kochanek i przyciągnąwszy do siebie Brytyjkę całując ją zachłannie… i zapominając o całym świecie.
- Skarbie... ludzie... - próbowała oponować - Puść mnie... to coś ci zdradzę…
- Zgoda…- szepnął przerywając pieszczoty i wypuszczając ją. Hilda znikła tymczasem, przynajmniej na tyle, że nie zamęczała ich swoją obecnością.
Carmen podparła się na łokciu i przyglądała mężczyźnie z psotnym uśmiechem.
- Widzisz... czegoś mi tu dziś brakuje... w garderobie... jak myślisz, czego?
- Zważywszy co widzę… może ci tylko brakować… pomijając takie rzeczy jak kapelusz… to majtek?- wymruczał cicho mężczyzna przyglądając się Carmen.
Uśmiechnęła się szerzej.
- Ojeeeej... to by było bardzo niegrzeczne, prawda? - zapytała retorycznie.
- Bardzo niegrzeczne… zwłaszcza, gdybyś jeszcze gołym tyłeczkiem usiadła na mnie… i dosiadła uwolnionego rumaka… tak przy wszystkich.- wymruczał zmysłowo Orłow. Wszystkich może nie było zbyt wiele. Paru urzędników, kilka damulek, ze dwa małżeństwa. No i wścibska Hilda.
- Nie ma takiej opcji - pokazała mu język.
- A jakie opcje… są dostępne?- zapytał jej kochanek z drapieżnym uśmiechem.
- Masz siedzieć grzecznie, jeść posiłek i się męczyć. - powiedziała bezczelnie zakładając nogę na nogę.
- I naprawdę wierzysz że to zrobię ? - zapytał lekko zirytowany kochanek. Niemniej potem odetchnął głośno. - Zgoda. Zjedzmy coś w spokoju. Ale w końcu się doigrasz i mogę po prostu zerwać z ciebie ubranie… dosłownie.
- Nie możesz, bo się deus ex machina znów zaciekawi czy mnie gwałcą. A jak będe w kiepskim humorze, mogę potwierdzić. - powiedziała, chichocząc złośliwie.
- Tylko w tym budynku. Nie daj się nabrać. Są mroczne miejsca w… Szwajcarii. Znudzeniu bogactwem biznesmeni wydają fortuny na spełnianie szalonych zachcianek. I deus ex machiny takich miejsc…- wzruszył ramionami Rosjanin. - … powiedzmy, że są dziwne.
- Byłeś kiedyś w takim miejscu? - zapytała kładąc mu dłoń na udzie i wbijając w nie delikatnie pazurki.
- Nie w Zurychu. Ale są takie miejsca w Szwajcarskich metropoliach. Pełne czarnej skóry, łańcuchów i metalu. - wyjaśnił cicho Orłow.
- Ugh... - westchnęła - To jedno mnie nie pociąga. Prawdziwy przymus. - powiedziała, po czym bez ostrzeżenia pocałowała kochanka wyjątkowo czule w usta.
- Mnie szczerze powiedziawszy… też nie. Ale muszę przyznać, że takie miejsca zapadają w pamięci. I widoki też. - westchnął Rosjanin, a Hilda zjawiła się z zamówionymi potrawami, które rozłożyła na stoliku za pomocą swych wiszących z sufitu manipulatorów.
- Smacznego. - rzekła usłużnie i manipulatory schowały się w suficie. A wycofała swą aktywną świadomość z tego obszaru.
Carmen upiła łyk wina, po czym wzięła jeszcze ciepłą bułeczkę i urwała jej kawałek. Następnie włożyła go do ust kochanka.
- A były jakies motywy przyjemne... z dreszczykiem? - dopytywała się.
- Jakieś… ciebie interesujące? - zapytał zamyślony Rosjanin. - Kostki lodu na przykład. Zimne na rozgrzane ciało.
- A nie próbowaliśmy już tego? - zaśmiała się, po czym znów go nakarmiła - Nie wiem... coś... co nie jesteś pewien czy my się spodoba... choć podejrzewasz, że to możliwe.
- Pejczyk? Z takich łagodniejszych zabaw? - zamyślił się Orłow dając się grzecznie karmić.
- To wymaga cierpliwości... i chyba nie dla kogoś w naszym zawodzie. - mrugnęła do niego, znów go karmiąc, tym razem jednak za bułeczką do ust kochanka powędrował jej języczek.
Orłow oddał pocałunek obejmując wargami sam czubek jej języczka na jego koniec.
- Zawsze… możemy złamać tutejsze… prawo. Wykroczenia przeciw moralności nie są karane surowo… w każdym razie, nie w oczach tych których stać na płacenie wysokich grzywn. No… i … muszą nas jeszcze złapać. - szeptał zmysłowo do ucha Carmen tuż po pocałunku.
Zamruczała.
- Coś konkretnego masz na myśli? - teraz to ona wzięła do ust kęs bułeczki i poczęła niespiesznie przeżuwać.
- Pomyślmy. Publiczne obnażanie się, publiczny seks… zaśmiecanie… bielizną…- zamyślił się Jan Wasilijewicz wspominając.- Co tu jeszcze każą? A tak, nieprzyzwoite zachowanie w środkach publicznego transportu. Opalanie się nago… ale to w bardziej odpowiednich do tego dniach.
- Zdecydowanie lubisz jak patrzą, co? - powiedziała, nachylając się tak, by spojrzał jej w dekolt - A może chcesz zobaczyć jak inny mnie zaczepia, a potem odbić w bohaterskim zrywie? - rzuciła tonem żartu.
- Jeśli to rozpali większy żar między twymi udami? - odparł z uśmiechem Rosjanin i splótł dłonie razem dodając.- Przyznaję też że wspomniane “przestępstwa” są już w mojej szwajcarskiej kartotece. Plus publiczna defekacja i kilka pijackich burd… ale to akurat nie brzmi podniecająco.
Carmen zachichotała.
- Nie, to mnie nie rozpala. Ale... lubię patrzeć. - wyznała cicho.
- Na burdy, czy na moje obsikiwanie murów? - zażartował cicho Orłow i rozejrzał się dookoła. - Niestety Hilda z pewnością by nam przeszkodziła. Musimy poszukać restauracji, gdzie mają tańszy model deus ex machiny… który nie ogarnia na tyle dobrze otoczenia.
- Chodziło mi o tę wcześniejszą listę. Wiesz... zastanawiałam się przy Huai... jakbym zareagowała, gdybyś jej zapragnął. - westchnęła - pewnie byłabym zazdrosna, ale jest coś... coś podniecającego w wizji, że mógłbyś dotykać innej kobiety, patrząc na mnie, w moje oczy, myśląc o mnie, a jednocześnie biorąc inną... Ech, wybacz - zmieszała się - Sama nie wiem kiedy tak... się zmieniłam.
- Szczerze powiedziawszy…- zamyślił się Rosjanin spoglądając w oczy Carmen.- Uważam że ty w objęciach innej kobiety, byłabyś bardzo… piękna i podniecająca.
Zamyślił się dodając.- Tak. Twoją wizję da się zrealizować moja droga. Jeśli tylko będziesz miała na to nastrój.
- Mówisz tak, jakbyś mnie nigdy do niczego nie przymuszał - uśmiechnęła się wciąż nieco onieśmielona.
- Jest różnica pomiędzy przymuszaniem, a zachęcaniem. I o ile pamiętam… ostatecznie nie udało mi się ciebie do niczego przymusić. Do niczego, czego byś sama nie pragnęła. - wymruczał cicho Rosjanin nachylając twarz ku jej obliczu.
Zarumienila sie, lecz po chwili przyznała mu rację.
- Przełamujesz moje wewnętrzne bariery, jednakże... nie mogę powiedzieć, byś mnie zmieniał. Raczej otwierasz moje pragnienia, pokazujesz, że mam prawo sięgać po to, czego pragnę.
- Cieszy mnie to, tym bardziej… że ja niestety jestem prostym człowiekiem z prostymi potrzebami. I tylko Hilda cię chroni przed moim apetytem.- zażartował jej kochanek.
- Szkoda... - powiedziała przekornie agentka, patrząc mu w oczy.
- Niestety… masz rację. - wymruczał cicho Jan Wasilijewicz, chwytając za dłoń Carmen i pieszczotliwie ją trzymając spytał. - Jakie madame ma fantazje na dalszy wieczór? Ja już najadłem się, a ty?
Udała, że się zastanawia.
- Może... hmmm... spacer?
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem madame.- Orłow wstał i skłonił się z gracją, przypominając Carmen że mimo niemal zwierzęcej natury i ogromnego apetytu nadającego mu barbarzyńskich rys, które tak lubiła, był arystokratą. I znał zasady dobrego wychowania.
Ona więc znów stała się na jakiś czas panną Stone. Skinieniem głowy podziękowała, czekając aż jej kawaler odsunie jej krzesło. Następnie wsparła się o jego ramię i tak ruszyli ku wyjściu - wyjątkowo dystyngowani i piękni oboje. I tylko oni sami wiedzieli, że koszula Rosjanina pod surdutem zapięta była niechlujnie i chyba krzywo, a sama lady nie posiadała dolnej części bielizny.
- Jakieś konkretne miejsce? - zapytał Jan Wasilijewicz przy drzwiach wejściowych przejmując z manipulatora Hildy spory parasol. Bo wszak ciągle padało. - Czy też chcesz pozwiedzać miasto?
- Pozwiedzajmy. Dziś jeszcze mamy wszak swobodę. Dziś nas tu jeszcze nie znają... - mrugnęła do niego spod parasola.


Ruszyli więc ulicami, przytuleni do siebie. Z nieba padał deszcz, a Carmen zorientowała się, że w odbiciach szyb mijanych sklepów wyglądali jak… para romantycznych kochanków. Kierunek jaki wybrał Orłow prowadził ich do dużego parku. Z pewnością kryły się za tym jego ukryte intencje. Park raczej nie był pod zarządem deus ex machiny. Tam grzeczny Jeckyll mógł ustąpić Hyde’owi.

Carmen nie broniła się jednak. taki był jej kochanek, takim go chciała i takiego akceptowała. Udawała jednak, że nie jest świadoma tego, iż wkracza do paszczy lwa. Przyglądała się otoczeniu, czasem komplementując zabudowę czy inne elementy krajobrazu.
- Więc… jak ci się podoba Szwajcaria? - zapytał zaciekawiony jej opinią, choć jego palce już zaczęły wędrówkę po jej biodrze na pośladek.
- Podoba mi się deszcz. - odparła wesoło Carmen, nie zabraniając mu tej wędrówki, a wręcz patrząc wyzywająco - poza tym jest dość... sztywno.
- Za dużo praw… za dużo władzy w rękach biurokratów. - ocenił Jan Wasilijewicz wchodząc z Carmen pod mostek ukryty romantycznie wśród krzewów. - Za dużo… finansjery…-
Trzymając zaborczo kochankę za pośladek, drugą ręką podwijał poły jej sukni, by sięgnąć pod nią. Jego zamiary Brytyjka odkryła od razu, chciał sięgnąć palcami między jej uda. Sprawić jej rozkosz i rozpalić jej zmysły, zanim… samolubnie sięgnie po więcej.
- Nie tak... - powstrzymała go, obracając się plecami do barierki - Klęknij... - powiedziała, patrząc na niego roziskrzonymi oczyma.
Klęknął posłusznie… choć jego dłonie nadal wodziły po jej biodrach. A jego wzrok pożądliwie omiatał krągłości jej ciała.
Brytyjka natomiast przysiadła pośladkami na barierce mostku i rozchyliła uda. Następnie uniosła skraj sukni, prezentując kochankowi swoje nagie, niczym nie osłonięte łono.
- Może jednak nie całkiem się objadłeś? - zapytała z dwuznacznym uśmiechem.
- Na taki smakołyk zawsze mam ochotę.- głowa mężczyzny wsunęła się pod jej suknię. Język zaczął muskać delikatnie kolana, potem uda… coraz bliżej celu. W końcu Brytyjka poczuła ów zachłanny język wodzący po jej kobiecości, a potem sięgający głębiej i rozkoszujący się dowodami jej podniecenia.
Westchnęła słodko.
- Co ty ze mną robisz... to strasznie nieprzyzwoite, wiesz? - sama jednak musiała przyznać, że było coś ujmującego w tym obrazku - pośród zieleni, na środku mostku w deszczu... jeden z najgroźniejszych drapieżników świata u jej stóp.
Poczuła jak ta świadomość dodatkowo ją podnieca. Pogładziła mokre włosy kochanka.
- I skandaliczne… i lepiej żeby nas nikt nie przyłapał. - usłyszała spomiędzy ud. Jej kochanek jednakże nie przerwał swych działań. Wprost przeciwnie. Muśnięcia były mocne, jego język Carmen czuła wyraźnie… jak smakuje jej ciało, jak sięga głębiej, jak wodzi po punkciku rozkoszy. Pociągnięcia języka kochanka były ruchy pędzla na sztaludze… wyraźne, ale powolne. Orłow nie spieszył się, a wprost przeciwnie… rozciągał zabawę w czasie. Ryzykując właśnie przyłapanie, ale czyż to nie pobudzało adrenaliny w żyłach?
- Mmmmm ktoś chyba idzie... - drażniła się z nim Carmen, próbując zacisnąć uda.
- Too... będzie miał ciekawy widok.- Orłow nie zamierzał rezygnować z uczty dociskając stanowczo twarz do łona kochanki i nie dając jej chwili wytchnienia od przyjemnych dreszczy jakie wywoływał. Podniecało ją to. Ruchy języczka w swoim intymnym zakątku, ostry charakter Orłowa, który nic sobie nie robił z ewentualnego zagrożenia i cała sytuacja. Carmen wczepiła się palcami mocniej we włosy Rosjanina i w nagłym przypływie rozkoszy docisnęła jeszcze bardziej jego usta do swego łona. Doszła gwałtownie, pojękując przy tym.
- Chcę… więcej…- oczywiście że chciał, był nią nienasycony. Wstał i bezczelnie zaczął rozpinać pas spodni, by obnażyć dolne partie swego ciała i odsłonić to co i tak spodziewała się ujrzeć. Twardą owację na stojąco. Nie przejmował się deszczem, ni potencjalnymi przechodniami… dopóki miał Carmen w swoich objęciach. A ona czekała na niego, siedząc na barierce parkowego mostku i bezwstydnie rozchylając uda.
- Chyba nie czekasz na pozwolenie... - rzuciła prowokacyjnie.
Nie czekał, chwycił ją w pasie jedną ręką, bezczelnie zdobywając wrota jej rozkoszy… do których dostępu i tak nie broniła. Brutalnie i gwałtownie… jak dzika bestia, którą w nim budziła. Rozkoszna świadomość jego obecności mimowolnie wyrwała jęk z jej ciała. Ustami przylgnął do szyi kochanki, niczym drapieżnik. Zresztą drugą dłonią próbował zerwać materiał z jej piersi, nie dbając o znikome szanse powodzenia. A Carmen bujała pupą na barierce amortyzując ciałem jej gwałtowne szturmy.
Objęła mocno kochanka za szyję, by jakoś utrzymać równowagę. Jej język błądził po jego uszku i szyi.
- Uwielbiam... gdy tracisz kontrolę... - wyszeptała mu do ucha, po czym gwałtownym gestem rozszarpała koszulę na piersi tak, że kilka guzików potoczyło się po belkach mostku. Z pomrukiem zadowolenia Brytyjka spojrzała na owłosioną pierś kochanka, po czym i ją zaczęła naznaczać swoimi pocałunkami.
Mocniej… szybciej, gwałtowniej. Parasol gdzieś upadł, ale zimny deszcz nie potrafił ostudzić żaru obojga kochanków. Carmen usłyszała skrzypienie barierki, ale przede wszystkim czuła tego powód… twardy, nieustępliwy, zdobywający jej gościnne wnętrze. Dosłyszała też kroki… parę kroków… jedna osoba, kobieta sądząc po odgłosach obcasów. Blisko… coraz bliżej ich. Nie skradała się, więc nie zauważyła ich obecności jeszcze.
- Ktoś naprawdę... idzie... - rzekła, wtulona twarzą w ramię kochanka tak, że wystawały tylko jej oczy, którymi teraz bacznie obserwowała okolice, rozpraszana raz po raz przez ostre pchnięcia Rosjanina.
Odpowiedziały jej tylko gesty kochanka, chwycił mocniej za jej pośladki. I jego biodra zaczęły dociskać się do jej ciała, pogłębiając doznania. Orłow był nieustępliwy, a w dodatku coraz bliższy eksplozji. Nie zamierzał przerwać dopóki nie osiągnie spełnienia.
A kroki się zbliżały. W końcu Brytyjka dostrzegła jakąś kobietę.
W kremowej sukni i kapeluszu z piórami. Zaczytaną.
Niemniej odgłosy oderwały ją od lektury i… z wyraźnym zaskoczeniem spojrzała na figlującą przed nią parkę.

Z pewnością nie takiego widoku spodziewała się w parku w tak deszczowy dzień. Otworzyła usta by krzyknąć, ale nic się z nich nie wyrwało. Zakryła je więc dłonią w atłasowej rękawiczce… zszokowana sytuacją. I bycia jej mimowolnym świadkiem.
Carmen przyglądała się jej kryjąc twarz za barkiem kochanka. Poczuła jak licho w nią wstępuje.
- Może pani sobie... popatrzeć... - powiedziała, starając się stłumić na ten czas jęki rozkoszy.
Kobieta otworzyła usta szeroko jakby chciała wydusić z siebie okrzyk oburzenia. Ale ten zamarł na jej obliczu, pokrywającym się rumieńcem. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana, nie mogąc oderwać oczu do kochanków, choć bardziej mogła się przyglądać pośladkom Orłowa niż skrytej za kochankiem Brytyjki. Rosjanin zbyt zajęty swą wybranką skupiał się na silnych ruchach bioder przeszywających ciało samej akrobatki mocnymi doznaniami. Czuła że już jest blisko.
Tymczasem obserwująca to kobieta, czerwona na twarzy dociskała do swej piersi książkę niczym tarczę. Jakichś romans sądząc po tytule. Nie tego pewnie się spodziewała podczas swej romantycznej wędrówki po parku. Może było to dla niej za dużo, zważywszy że próbowała cofać się drobnymi kroczkami.
Tym bardziej, że Carmen coraz ciężej było się hamować. Jęczała teraz z każdym pchnięciem kochanka, błądząc pożądliwie palcami po jego szerokich, umięśnionych plecach, które wyczuwała nawet pod marynarką. Widok kobiety tylko dodatkowo ją pobudzał.
- Ona wciąż... patrzy... pewnie chce... być na moim... miejscu... - wyszeptała do ucha Jana Wasilijewicza, by następnie je przygryźć.
- Wątpię… nie każ.. dy… ma… tyle.. ooo odwagi.- dyszał podnieconym głosem Orłow dociskając kochankę coraz mocniej. Tyle że tu nie odwagę chodziło, a pragnienia. Kto wie jakie to historie opisywała trzymana przez nią księga. Kobieta cofając się patrzyła się to na pośladki, to na plecy Jana Wasilijewicza, to wreszcie na samą Carmen oddającą się całkowicie rozkoszy chwili. I odczuwającą wybuchowy hołd składany jej przez kochanka. Brytyjka wgryzła się przy tym drapieżnie w jego ramię, delektując się odczuciem rozkoszy.
Dopiero gdy mężczyzna zastygł, będąc w niej i wydał z siebie ostatnią porcję soku, dziewczyna spojrzała nad jego ramieniem, na niespiesznie oddalającą się obserwatorkę.
- To koniec przedstawienia, madame. - rzekła z uśmiechem, dysząc jeszcze ze zmęczenia.
Kobieta rzuciła się do ucieczki nie chcąc pewnie trwać w tej kłopotliwej dla niej sytuacji.
- My też powinniśmy… zanim tamta wpadnie na poinformowanie parkowej straży. - zasugerował Jan Wasilijewicz.
- To mnie puść... - powiedziała Carmen, odgarniając z twarzy mokre włosy. Nie puścił od razu. Rozkoszował się chwilę widokiem drżącej od emocji i doznań kochanki w jego ramionach. Dopiero wtedy uwolnił ją od siebie i zabrał się za podciąganie spodnie.
- Czego więc teraz lady Stone sobie życzy?- zapytał usłużnie.
- Chyba musimy wracać i się osuszyć, nawet my nie jesteśmy całkiem odpowrni na ludzkie choroby - mrugnęła do niego, rozbawiona, poprawiając swoje odzienie.
- To prawda…- mężczyzna rozejrzał się za porzuconym i przemoczonym parasolem. Pochwycił go i podniósł go. Oboje usłyszeli jakieś hałasy, kroki które były mało ludzkie.
- Goryle… chodźmy stąd zanim się do nas przyczepią.- ocenił Orłow. - W sumie mogłyby nam wlepić mandat, gdyby przyłapały nas na gorącym uczynku. Ale nic więcej.
Carmen tylko skinęła głową i spiesznym krokiem oddaliła się wraz z partnerem z miejsca “zbrodni”.
Gdzieś tam za sobą słyszeli odgłosy i pohukiwania, które mogły kojarzyć się tylko z wielkimi małpami. Usłyszeli też w końcu głośny szelest drzew i odgłosy poruszających się gałęzi, gdy wielki goryl z nadludzką gracją przeskoczył z jednego drzewa na drugie nie przejmując się własnym ciężarem. Najwyraźniej nie tylko ludzką inteligencją zostały obdarzone. Gdy Carmen zerkała w stronę drzewa, wśród którego gałęzi czaiła się olbrzymia małpa przyglądająca się im podejrzliwie, zdawała sobie sprawę z własnych ograniczeń. Była doskonałą akrobatką, ale te małpoludy biły ją na głowę w kwestii wspinaczki po drzewach i budynkach. Były też masywne i szybkie. I nawet jeśli zdołałaby pokąsać takiego jadem, to ten zadziałałby o kilka-kilkanaście sekund za wolno wobec nich. A w walce na śmierć i życie każda sekunda robiła różnica. Tu w Szwajcarii musiała być więc ostrożniejsza niż w Egipcie.
Uśmiechnęła się pięknie do zauważonego osobnika, po czym szepnęła do ucha kochanka.
- Czy one... no wiesz... są seksualne? Nie wiedziałam żadnych samic…
- Z tego co wiem są. Jeśli służą wiernie i są posłuszne to na czas rui wędrują do rezerwatu by zapłodnić samice. - wyjaśnił cicho Orłow rozglądając się dookoła. - Zdarzały się też wypadki ataków na kobiety… co bardziej sfrustrowanych osobników. Wbrew temu co twierdzi rząd Szwajcarii te.. małpoludy nie są idealnymi strażnikami i żołnierzami. Nadal tkwią w nich zwierzęce instynkty które czasem wychodzą na wierzch.
- Mhmmm... - odpowiedziała Carmen namysłem, zerkając dyskretnie w korony drzew. Zastanawiała się czy małopolud, którego widziała, podąża za nimi.
Sądząc po odgłosach podążał. Od czasu do czasu sapiąc gniewnie. Powoli zbliżali się do wyjścia z parku eskortowani, przez gniewną małpę poruszającą się wśród drzew. Ten fakt nieco niepokoił Rosjanina.
- Sam mówiłeś, że najwyżej dostaniemy mandat - uspokajała go Brytyjka, nie tracąc humoru.
- Rzecz w tym, że nie… nie dostaniemy. Nie przyłapał nas na gorącym uczynku, a pewnie czuje, że to zrobiliśmy. Wiesz… one mają całkiem niezły węch, choć daleko im do psów. Ale czuje moje ślady na tobie. Zawiódł. Nie dostanie nagrody. Jest poirytowany. Takie zwierzęta na polowaniu, są prawie największym zagrożeniem. Tylko te zranione i zdesperowane są bardziej groźne.- wyjaśnił Orłow przyglądając się kryjącej się w drzewach małpie.- Niemniej jest uwarunkowany, więc… przekonamy się jak dobrze.
Byli już coraz bliżej bramy.
Słuchając jego tłumaczenia, Carmen poczuła... poczuła, że ją to podnieca. Perspektywa bycia podglądaną przez potężnego zwierzoludzia, który może nawet jej pragnął?
Przełknęła ślinę.
Skoro małpolud czuł ślady Orłowa w niej, mógł wyczuwać też co się obecnie z nią dzieje, a to nie pomagało uspokoić się.
- Cóż, pewnie to nie pierwsze fiasko, więc musi sobie z tym radzić…
- Zazwyczaj sobie radzą. Ale sama rozumiesz, to zwierzęta. Pewna nieobliczalność jest wpisana w ich zachowanie. W przeciwieństwie do automatonów kierowanych maszynami różnicowymi, które są do bólu przewidywalne.- gdy przekraczali bramę parku Orłow odetchnął nieco z ulgą.
Kiedy odchodzili w stronę hotelu, Carmen obejrzała się ostatni raz.
Małpa zatrzymała się tuż za bramą przeszywając parkę gniewnym i urażonym spojrzeniem.

Małpolud nie ruszył dalej… Nie mógł. Zabraniały mu tego reguły wpojone mu przez jego panów. Wciągał jednak powietrze szerokimi nozdrzami i pomrukami wyrażał frustrację… a może i coś więcej? W mroku i padającym deszczu trudno było coś dostrzec, ale od czego są fantazje? Carmen przygryzła wargę, jednak po chwili odwróciła się, tuląc do partnera.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline