Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 03:18   #206
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Wąska, zamknięta przestrzeń wypełniona po równo ludźmi i potworami nie sprzyjała zastosowaniu bardziej doraźnych metod. Zbyt duże ryzyko postrzelenia kogoś postronnego, co Obroża jednoznacznie uznałaby za celowe działanie, detonując urywający głowę ładunek wybuchowy. Nash lubiła swój łeb. Po pierwsze był rudy, co już samo w sobie stanowiło duży plus, bo jak wiadomo co rude to wredne. Po drugie zaś przez prawie trzydzieści lat zdążyła się z owym elementem oswoić i ciężko byłoby fizycznie funkcjonować bez niego, ba! Podobne zdarzenie należało do tych z gatunku czystej fikcji. Tego nie naprawi nawet skrzynka stimpaków, aplikowana jeden po drugim w odstępie paru sekund.
Zostawało więc znaleźć i zastosować rozwiązanie nie narażające na nagłą dekapitację, przy okazji zaś pozwalające wywiązać się z rzuconej w chwili słabości obietnicy. Gdzieś tam na dole, wśród zgiełku regularnej wojny, znajdowały się dwie osoby mające, wedle zobowiązań, wyjść z matni w miarę jednym, nieporozrywanym kawałku.

Gdyby jeszcze było to takie proste… inaczej. Sprawa do załatwienia była właśnie cholernie prosta, jeśli szyi nie ściskał kawał stali, założony celem pilnowania oraz monitorowania poczynań jednostki z zakładu karnego. Niby dostali broń i środki, jednak w takich właśnie chwilach wychodziły wszelkie minusy zabezpieczeń ku chwale zaplutej Federacji i jej bydła.

Szybki rzut oka wystarczył, aby Ósemka przekonała się jak jest źle. Ortega szarpał się z czymś, one z Diaz ostrzelały z góry to co się dało. Gdzieś z głębi wraku usłyszała Hassela, potem odezwał się Hollyard. Szkoda, że nie miała czasu ani sposobności odpowiedzieć. Zamiast marnować cenne sekundy na maltretowanie klawiatury, trąciła Dwójkę barkiem, pokazując na próbującego się wydostać z matni trepa. Z pomocą kogoś z góry powinien się wydostać. Powinien.
Drugi scenariusz nie stanowił już problemu kogokolwiek z grupy Black. Nie powinno ich tu być, nie powinni ryzykować, ani babrać się w nieswoim syfie. Trafili tu jednak, ruszyli się i nie mieli sposobności odwrotu. Przynajmniej na razie. Karabin powędrował na plecy saper, zamiast niego wyciągnęła zwykłą klamkę. W zapasie wciąż miała też nóż. Skrzeknęła ponaglająco i skoczyła na dół. Wpierw wypadało postawić Siódemkę na nogi, pomóc mu z atakującym bydlakiem. Pancerz wspomagany bez problemu wyrwie drzwi awaryjne, choćby zamknięto je na pierdyliard gównianych zamków.

Black 8 zmieniła broń i wskoczyła w czarną ciemność. Na dole świat był zdecydowanie bardziej, mokry, hałaśliwy i przenicowany strachem i śmiercią. Oraz rozpaczliwą walką o przetrwanie zderzoną z instynktem drapieżcy. Cały świat kilkudziesięciu metrów wraku był polem zażartej bitwy między ludźmi a xenos. I teraz rudowłosa saper stała się jej elementem.

Woda pochłonęła ją momentalnie. Zanurzyła się aż po pas. Tuż obok niej kotłował się Ortega w swoim pancernym pancerzu. Przy nim, nawet gdy siedział wydawała się mikra i nikła. Ale przy ciężkich pancerzach wspomaganych tak było ze wszystkimi ludźmi. Wnętrze wraku było przecinane licznymi światłami latarek taktycznych niczym światłami na dyskotece. Nawet ognie wystrzałów układały się w krótkie błyski. Ale te błyski i światełka niosły ze sobą śmierć, ból i ołów. Ludzie krzyczeli ze strachu, krzyczeli rozkazy, meldunki, darli się gdy szpony i kły rozdzierały ich ciała, jęczeli nadziani na elementy wraku nie mogąc się wydostać, pistolety, automaty, strzelby, karabiny bezustannie wypływały swoją zawartość magazynków, komunikatory trzeszczały eterem pełnym odgłosów walki, xenos szarpały, gryzły, zdychały wszystko co było tylko możliwe wzburzało wodę która uderzała o metal kadłuba, siedzenia, bezwładne i jeszcze żywe ciała. Panował chaos.

W tym chaosie Nash przez moment dostrzegła we wzburzonej wodzie węgorzowaty kształt. Tylko przez moment gdy ukazał się w plamie oświetlanego przez podlufową latarkę światła. Strzeliła nim cel zniknął, szybciej niż uświadomiona myśl. Pociski momentalnie przecięły wodę, ścianę kadłuba i ciało stwora. Ten wierzgnął trafiony dołączając farbującą na żółto posokę do syfu unoszonego na niej i w niej. Ortega poradził sobie z kolejnym po prostu miażdżąc go swoja pancerną łapą. Teraz już miał ten dotąd zbędny moment czasu by powstać. Gdy powstał wydawał się ogromny. Czubek jego hełmu sięgał prawie do burty wraku który teraz był sufitem.

- Osłaniaj mnie. - powiedział kierując swój zmodyfikowany syntezatorem głos do Black 8. A potem uderzył pięścią w ścianę która do niedawna była podłogą. Pancerna pięść wzmocniona siłownikami i napędem pancerza bez trudu przebiła kadłub na wylot. Ortega uderzył ponownie powiększając otwór. Teraz już mógł wsadzić w ten nieprogramowy otwór obie swoje łapy i rozdzierać go jak papier. Nowe przejście i wyjście z tej matni pojawiało się w oczach kusząco świecąc w ten czarnej czarności i wzburzonej wodzie światłem pogodnego, tropikalnego nieba i zielonkawym odcieniu. Ale przez to był zajęty i nie mógł robić nic innego.

Ósemka ustawiła się plecami do jego pleców, choć w porównaniu z gabarytami olbrzyma osłona ta należała raczej do symbolicznych. Miała jednak inne, taktyczne zastosowanie - pozwalała wziąć na cel wszystko co z przodu, chroniąc jednocześnie tyły własne oraz Ortegi.
Nie dane jej było wykonać pełnego obrotu, gdy woda pod ich nogami zakotłowała się wściekle. Tym razem instynkt nie zadziałał, a raczej zadziałał. Niestety za późno. Nash dostrzegła ruch kątem oka i nim zdołałą wystrzelić, potwór dopadł ją, wczepiając się ramię. Kły zazgrzytały na pancerzu, wytrzymał on na szczęście i tym razem oparł się sile miażdżenia szeroki szczęk.

Dłoń zablokowała śliskie, węgorzowate ciało. Tylko na moment bo na dłuższe zmagania uchwycenie tak śliskiego i silnego stworzenia wydawało się graniczyć z cudem. Ale ta chwila wystarczyła by nóż Black 8 przebił stwora. Stwór zasyczał z bólu i wściekłości ale został poważnie zraniony. Cięcie w dół rozpruło mu trzewia kończąc jego żywot definitywnie i przy okazji obryzgując żółcią napierśnik Parcha. Ledwo wyrzuciła martwe już ciało dostrzegła tuż pod wzburzoną wodę kolejny ruch. Strzeliła ponownie szybkimi strzałami z broni krótkiej. Woda wzburzyła się od kolejnych trafień a stworem szarpnęło. Zaczął wić się w na wszystkie strony jak przecięta ołowiem glizda i Nash wiedziała, że tego też ma raczej z głowy.

Ortega w tym czasie uwinął się robiąc wyrwane wyjście z matni. Nieregularny, poszarpany otwór był na tyle duży, że dało się przez nie wyjść czy wypłynąć dorosłemu. Na zewnątrz widać było wodę i światło dnia. I tak samo jak wewnątrz wraku ludzi kotłujących się z wodnymi i latającymi gnidami. Z dużą dozą dobrej woli można było uznać, że ustawili się w bardzo improwizowany kordon wokół wraku. Choć walki z xenos z zewnątrz wiązały ich skutecznie by wysłać jakąś istotniejszą pomoc do kolegów z wraku. Walka na zewnątrz zdawała się równie zażarta i krytyczna jak ta wewnątrz ale przynajmniej w świetle dnia.

Operator ciężkiego pancerza wspomaganego odwrócił się w przeciwną stronę. Z impetem zderzył się atakując przeciwną stronę czyli sufit przewróconej maszyny. Zaczął wyrywać kolejny otwór. Ktoś chyba z wnętrza dojrzał światło otworu. Bo krzyki i ruch zaczął się zbliżać do tego miejsca. Pierwszy żołnierz już był w pobliżu. Ale tak woda do pasa jak i ciągle walki prawie po omacku opóźniały reakcję ludzi. - Mason! Utrzymaj przyczółek przy wejściu! Masz go utrzymać aż wszystkich stąd nie wyniesiemy! Zabrać rannych! - w słuchawkach słychać było nagle głos Hassela. Musiał być niedaleko bo w połowie kadłuba było go słychać także i bez nich. Gdzieś od strony kabiny. Ale bez nich w tym chaosie pewnie nie dałoby się zrozumieć co krzyczy. Jakiś kobiecy głos odkrzyknął mu potwierdzenie rozkazu i kilka sylwetek zaczęło silnie przeć ku wyrwanemu przez Ortegę otworowi.

Ilu z zamkniętych w stalowej puszce osób przeszło szkolenie wojskowe, a ile pozostawało zgarnietymi gdzieś po drodze cywilami? Ciemność uniemożliwiała zdobycie odpowiedzi, Ósemka nie miała czasu na rozglądanie. Obraz serwowany przez nagłe błyski towarzyszące wystrzałom na mgnienie oka rozświetlały okolicę, wyławiając z mroku śliskie, ruchome detale. Szczerzący kły i wyloty luf konflikt między dwoma gatunkami, z których żaden dobrowolnie nie chciał znaleźć się na zdominowanej pozycji. Siódemka poradził sobie perfekcyjnie, wyrywając wyjście ewakuacyjne, a szybkie spojrzenia poza wnętrze maszyny nie nastrajało optymistycznie… ale to nie był problem Parchów. Nie póki znajdowali się w środku, razem z garstą trepów zbyt upartych, by umrzeć.
Krakanie saper pewnie odbijało się na linii komunikacyjnej, gdy klnąc na swój sposób przedzierała się mozolnie w stronę kabiny udając, że przyspieszone tętno to raptem wynik pobudzenia chaosem dookoła. Nie denerwowała się ani o blond dupę Hollyarda, ani tym bardziej o jego durnego kumpla, to byłoby… niedorzeczne.

Black 8 zdołała przebrnąć brodząc po pas w skotłowanej wodzie zaledwie ze dwa czy trzy kroki wyczuwając po ciemku pod butami jak co chwila jej buty coś kopią czy natrafiają. Raz coś otarło się o jej nogi i chyba na pewno było to coś żywego. Choć na tym się skończyło. Przez moment. Zaraz przy burcie zauważyła podejrzany ruch. Strzeliła i złote łuski znów wypadły z zamka broni i zniknęły pochłonięte przez mroczną wodę. A tam, gdzie trafił ołów stwór zaczął rzucać się w wodzie po trafieniu. Za nią z góry wskoczyła Black 2 zajmując jej dotychczasową rolę w osłanianiu pleców stalowego olbrzyma.

Obie zostały zaatakowane prawie w tej samej chwili. Tym razem spod wody. Coś rzuciło się i oplotło o nogi, próbując szponami czy zębami dorwać się do ciepłego, krwistego mięsa. Ale cel był jeszcze żywy i ruchomy do tego stawiał opór. Niestety trafienie słabo widocznego, zwinnego i śliskiego przeciwnika płynnie poruszającego się w wodzie i pod było skrajnie trudnym zadaniem. I Diaz i Nash poczuły jak kolejne uderzenia szczęk uderzają głucho o pancerz. Gdyby go nie miały już zakończyłoby się to wyrwanym ochłapami ciała jakie miało spowolnić i wykrwawić ofiarę nim ostatecznie padnie. Ale pancerz spełnił swoje zadanie więc wyszły z tego cało. Ale walka na noże, pięści, kły i pazury wciąż trwała.

Black 2 próbowała zdzielić albo rozdeptać zwinnego, wodnego xenos ale ten co chwila ją trafiał w pancerz ponownie. Ten wciąż wytrzymywał ale nikt nie wiedział ile jeszcze. Ale nagle udało jej się prawie przypadkiem stąpnąć na niego przez to ten zamiast ją kąsać zaczął wić się i syczeć. I to był jego koniec. Latynoska zdołała złapać go za szyję i trzasnąć o burtę kadłuba. Albo nogę wujaszka. W sumie nie była już pewna. Efekt był jednak podobny bo łeb xenos rozleciał się po drugim uderzeniu w element ludzkiej cywilizacji.

Black 8 miała mniej szczęścia. Xenos okazywał się być małpio zwinny a woda widocznie była jego żywiołem. Trafił ją raz, i jeszcze i znowu a ona nie mogła trafić w tą cholernie zwinną bestię. Do tego małą, wąską i w ciemnej wodzie ani na chwilę nie zostającej w bezruchu co jeszcze bardziej utrudniało zadanie. Jej średni, wojskowy pancerz zatrzymał część trafień ale w końcu wojenna fortuna przestała jej sprzyjać. Nagle stwór jakoś odwinął się i wżarł się tuż pod linię pancerza. Zawyła z bólu i w szoku upadła na plecy w wodę. Woda wokół eksplodowała przy kolejnych pociskach a stwór zwiotczał zaraz po tym jak się wyprężył choć wciąż był wczepiony szczękami w jej ciało. Trochę oberwała ale w sumie nadal była względnie sprawna.

- Do przyczółka! utrzymać przyczółek! Za mną! - krzyczała jakaś kobieta która brnęła po pas w wodzie w stronę dwóch świetlnych otworów jakie właśnie wyrwał Ortega.

Za nią poruszało się brnąc przez wodę dwie czy trzy sylwetki też wciąż strzelając lub szarpiąc się z atakującymi bestiami.
Z boku, przy ścianie zaś powoli podnosiła się saper. Ciągle prychając i kaszląc, zaciskała zęby, potrząsając głową jak wściekły pies. Niechętnie przejechała spojrzeniem po przebiegających trepach. Któryś z nich... pomógł jej, zdmuchując ołowiem gnidę z piersi. Ósemka chciała wrzeszczeć, kląć i najlepiej pociągnąć serią z karabinu bo oddalających się pospiesznie sylwetkach.
Nie potrzebowała ich pomocy, nie musieli się wtrącać. Dałaby radę, mogli wsadzić sobie w dupę fałszywą łaskę i szczodrość...Pewnie dlatego, że w ciemności i totalnym burdelu dostrzeżenie Obroży na szyi zakrawało o cud. Wzięli ją za innego trepa, pierdoleni wszarze. Psa z kanałów jeszcze by zrozumiała - miał manię przeprowadzania niedołężnych staruchów przez jezdnię, plus pokręcony.. chory wręcz i nie zrozumiały dla Nash system wartości. Mimo tego jego wsparcie już nie stawiało do pionu włosów na rudej głowie. Drugi był Mahler, lecz tutaj w grę wchodziła Młoda. Chronił ją... a Patino strugał durnia. I to przeklęte mydło!
Sycząc z bólu przy poruszaniu karkiem Parch zakończyła proces podnoszenia, macając w międzyczasie za medpakiem. Walnie w żyłę, wznawiając wędrówkę do kokpitu, skąd dochodził wcześniej krzyk Hassela.

Trep musiał żyć, blond kaleczniak tak samo. Bez nich ponowne spotkanie mundurowych z kanałów stanie się... niezręczne.
Prychnęła, zła na wszystko od siebie począwszy, na całej planecie skończywszy.
- R-r... rhh... a... ać! - wyrzęziła, spluwając w wodę, zabarwioną po równi ludzką i obcą krwią. Pieprzyć detale, jeszcze dychała.
I wciąż miała coś do zrobienia.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 13-10-2017 o 03:26.
Zombianna jest offline