Poranek nie należał do miłych, ani przyjemnych. Napięta atmosfera przy śniadaniu aż nadto wyraźnie dawała się odczuć zebranym w wagonie restauracyjnym, zmieniając spożywany posiłek w grudy ciężkiej do przełknięcia gliny. Nadchodzące godziny zapowiadały się paskudnie, wypadało poczynić przygotowania, plany. Ustalić krok po kroku co należy dalej zrobić i wykonać plan bez dodatkowych strat własnych... ach, marzenia głupców!
Jakakolwiek dalsza interakcja z miejscowymi oszołamiam nie uśmiechała się Ortedze, ni w ząb. Zamiast gadać powinni położyć ogień po okolicy, wysadzić komisariat, dla pewności dom szeryfa, a najlepiej jeszcze burmistrza... niestety życie nie mogło układać się tak prosto i pięknie. Smutek lecz prawdziwe.
- W pojedynkę nie ma co się włóczyć po tej dziurze - monterka mruknęła ponuro, unosząc wzrok znad talerza. Wydawała się pomięta i wymięta, ale w dziwny sposób spokojna. Zeszłego popołudnia, ledwo wrócili do pociągu, zakręciła się koło rannej po raz ostatni sprawdzając czy przeżyje nadchodzącą noc i ledwo wypełniła obowiązki, wycięła do warsztatu, barykadując się od środka. Dzięki temu udało się jej przespać pod stołem parę godzin, rekompensując poprzednio zarwaną noc. - Nie potrzeba nam jeszcze odbijania jeńców z pierdla. Nikt nie powinien robić za łatwy do zgarnięcia cel. Powinniśmy puścić ich z dymem, juz to mówiłam, ale nie słuchacie. - wzruszyła ostentacyjnie ramionami, zgarniając pajdę chleba i kubek kawy. Podniosłą suchy tyłek powoli, zbierając się do wyjścia - Ale i tak przyda się parę granatów i Mołotowów. Będę... wiecie gdzie - zakończyła niechętnie, dając jasny znak, że nie chce towarzystwa.