Dwóch ludzi podeszło do mnie. Jeden uderzył mnie w twarz.
-Posłuchaj! Jeszcze jeden taki tekst a przysięgam, że nie napiszesz już nic!
Kopnął mocno. Latarnia zaświeciła mi mocno w twarz gdy upadałem. Ponowne kopnięcie. Ale to już nie bolało. Już nie czułem. Widziałem jakiegoś mężczyzne leżącego na chodniku. Dwuch mężczyzn zawróciło i poszło gdzieś sobie. widziałem siebie. Obudziłem się. -Cholera, chyba już wolę moje sny niż to.
Podniosłem się z ziemi. "Może wrócę...? Nie to nic nie da. Szkoda, że już nigdy nie ujżę córki. Wiele bym oddał by być przy niej. Mam na dzieję, że dobrze jej z moim bratem. Czemu byłem tak głupi? Czemu nie mogłem wtedy zostawić tego tematu. Musiałem napisać. Musiałem zeznawać. Musiałem zeznawać prawdę. I co gorsza nie zginąłem w tedy ja. A może to znak. Może mam żyć? Zostaje mi tylko iść przed siebię" Ruszyłem więc w stronę przeciwną, niż tą którą tu dotarłem.
__________________ "Precz z agresją słowną!
Przejdźmy do czynów!" - Labalve |