|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-06-2007, 22:07 | #61 |
Reputacja: 1 | Podczas gdy połowa naszej dzielnej kompani świrów spała sobie w najlepsze na trawie. Pozostała trójka przemierzała las. No w sumie dwoje z trojga przemierzało las. Piotr bowiem najzwyczajniej w świecie załamany sytuacją i zmęczony walką , która dla niego i tak nie miała sensu uciął sobie drzemkę. Centaur z gracją biegł między drzewami. Skok w lewo, skok w prawo i znów kawałek prostej dogi.Lucy nie opuszczała go na krok biegnąc wytrwale. Nie udało się jej jednak do niego zbytnio zbliżyć. Biegła dobre dziesięć minut i sapała już głośno gdy nagle straciła grunt pod nogami. Wpadła do jakiejś dziury której nie zauwżyła. Upadła na twarde podłoże. Podniosła się i roztarła potylice na której powstawał właśnie wielki guz. Rozejrzała się dokoła. Słabe światło ogniska oświetlało ściany jaskini w której się znalazła. Na ścianach wymalowane były jakieś czerwone rogate postacie tańczące w kole. Troche dalej kolejne malowidło przedstawiało jak mordują czarne postaci. Jeszcze dalej owe czarne postaci trzymały błękitne miecze którymi zabiujały czerwonych. Ostatni obraz przedstawiałó coś w rodzaju ołtarza na którym leżała czerwona postać. Lucy patrzyła na obraz jak zaklęta. [b]"Zaraz... ogień?"[/u] obruciła się gwałtownie w kierunku źródła światła. Faktycznie paliło się tam małe ognisko. Poza tym stół z kory i krzesło z pieńka oraz coś w rodzaju posłania z suchych liści. W kącie kuliła się jakaś zarośnięta brudna postać w zniszczonym ubraniu. Wpatrywała się w Lucy szaleńczym wzrokiem. Blacker biegł niestrudzenie. Las zaczął się przeżedzać nagle na jego drodzed stanęła dziesięciometrowa siatka... Był wysportowany i mógłby spokojnie wspiąć się po niej i zejść po drugiej stronie. Joanne nawiedził dziwny sen. Widziała (własnymi oczyma) jak wchodzi pod stół w swym pokoju wykręca jedną ze śrób i chowa ją pod łóżkiem.
__________________ To była dłuuuga przerwa... przepraszam wszystkich i ogłaszam oficjalnie... wróciłem !!! |
18-06-2007, 22:40 | #62 |
Reputacja: 1 | Lucy, Łucja Kruk No to żeś się dziewczyno wkopała... Przebiegło jej przez głowę. Powoli podchodziła do ściany jak najdalej od mieszkańca jaskini. Trzęsła się cała... Szaleniec szaleńcowi nie powinien zrobić krzywdy.... Czemu centaur nie uprzedził mnie, że jest tu dziura?! -H...Hej.... P...Prze...Przepraszam za najście.... - mamrotała gorączkowo patrząc na istotę z przerażeniem. A jak mnie zabije?? -Kim...Kik jesteś??
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
18-06-2007, 22:54 | #63 |
Reputacja: 1 | Leżał sobie spokojnie na swoim wygodnym łóżku z suchych liści, gdy tu nagle z nieba, a raczej przez "okno" spadła... dziewczyna?! Speszony odskoczył pod ścianę, przykucnął i wpatrywał się w nią swoimi małymi, brązowymi oczkami. Zrobił minę, pokazując swoje zęby. -To "oni" Cię przysłali... "ONI"!! Ci źli ludzie...- wstał, wymachując rękoma-Kim jesteś?!- już miał się rzucić na dziewczynę gdy nagle zatrzymał się. Położył rękę na ramieniu (swoim) i obrócił głowę. -Tak mamo, dobrze... Tak mamusi, będę grzeczny... Ja Ciebie też kocham.-znów spojrzał na dziewczynę wzrokiem mordercy, sekundę później jego twarz wyglądała jak twarz siedmiolatka, który rozbił szklankę i jest mu teraz głupio. -Cześć, kim jesteś?? Ja nazywam się Tomek, a może Łukasz? A nie wiem, mów mi Pustelnik, ciesze się, że Cię widzę, pobawimy się? |
19-06-2007, 12:08 | #64 |
Reputacja: 1 | Stalowa igła zalśniła w słońcu, ukłucie, dziwna niemoc rozlewająca się po moim ciele. Otworzyłam oczy, unosiłam się w błękitnej falującej, łagodnie toni. Promienie światła docierały do mnie jakby z za zielonego woalu. Moje ciało poderwało się nagle do góry i powoli zaczęło płynąć w nieznanym kierunku. Ręce i nogi kołysały się miarowo, na moje usta wypłynął uśmiech błogiego zadowolenia. Odgłosy otaczającego mnie świata dochodziły z oddali i zlewały się w jeden niski dźwięk. Nagle koloryt otaczającej mnie przestrzeni zmienił się, barwy przygasły a ja niesiona dziwnym prądem zaczęłam się piąć w górę. W końcu ruch ustał, zamarłam w otaczającej mnie białej poświacie, powiew ciepłego powietrza na mojej twarzy, potem na szyi, wywołał lekki dreszcz. Dziwna wilgoć spowiła moje ciało, coś ocierało się o mnie delikatnie. coś ciężkiego spoczęło na mojej piersi i zaczęło przesuwać się dalej, w dół i w dół. Nieświadoma siebie, ani świata który mnie otacza, wisiałam zawieszona w pustce przyjmując bez sprzeciwu te dziwne doznania. Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 19-06-2007 o 16:39. |
19-06-2007, 16:44 | #65 |
Reputacja: 1 | Dwóch ludzi podeszło do mnie. Jeden uderzył mnie w twarz. -Posłuchaj! Jeszcze jeden taki tekst a przysięgam, że nie napiszesz już nic! Kopnął mocno. Latarnia zaświeciła mi mocno w twarz gdy upadałem. Ponowne kopnięcie. Ale to już nie bolało. Już nie czułem. Widziałem jakiegoś mężczyzne leżącego na chodniku. Dwuch mężczyzn zawróciło i poszło gdzieś sobie. widziałem siebie. Obudziłem się. -Cholera, chyba już wolę moje sny niż to. Podniosłem się z ziemi. "Może wrócę...? Nie to nic nie da. Szkoda, że już nigdy nie ujżę córki. Wiele bym oddał by być przy niej. Mam na dzieję, że dobrze jej z moim bratem. Czemu byłem tak głupi? Czemu nie mogłem wtedy zostawić tego tematu. Musiałem napisać. Musiałem zeznawać. Musiałem zeznawać prawdę. I co gorsza nie zginąłem w tedy ja. A może to znak. Może mam żyć? Zostaje mi tylko iść przed siebię" Ruszyłem więc w stronę przeciwną, niż tą którą tu dotarłem.
__________________ "Precz z agresją słowną! Przejdźmy do czynów!" - Labalve |
19-06-2007, 18:06 | #66 |
Reputacja: 1 | Lucy, Łucja Kruk Nadal nie wiedziała, czy może czwarzystwieuć się tu bezpiecznie, Pustelnik w każdej chwili mógł znów zamienić się w morderczego szaleńca.... -Łucja... Znaczy się, Lucy... - wymamrotała. -Nie bój się go... Nie powinien ci nic zrobić, ale bądź czujna - mała rusałka latając uciesznie nad głową Pustelnika i śmiejąc się radośnie podpowiadała Lucy, jak powinna się zachowywać w towarzystwie tubylca. Dziewczyna uśmiechnęła się do latającej istotki i spojrzała na mężczyznę. -Może kiedy indziej się z tobą pobawię... Wiesz, jak z stąd wyjść?
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
19-06-2007, 19:29 | #67 |
Reputacja: 1 | -Lucy, ładnie. Wiem, ale nie powiem do póki się ze mną nie pobawisz...- uśmiechnął się słodko. Spokojnie podszedł do dziewczyny i złapał ją za rękę. -No chodź, pobawimy się...- ciągnie dziewczynę za sobą w "kąt" groty, tam leży kilka kamyczków i kijków-Chodź, pokaże Ci mój tor wyścigowy, mama mi go kupiła. Nagle znów spoważniał. Znów patrzył na dziewczynę wzrokiem szaleńca... Szybko pociągnął ja za rękę i przyciągnął do siebie... Gdy dziewczyna "wpadła" na niego, ten jedną ręką objął ją w pół a drugą wystawił do przodu. -Wsłuchaj się w wiatr, słuchaj jak przeciska się przez liście... To muzyka... Wiatr gra w rytm tanga...- jego głos brzmiał poważnie, zarazem spokojnie i łagodnie. Gdy powiedział ostatnie słowo, szarpnął dziewczyną i zaczął robić coś, co spokojnie można by było zaliczyć do parodii tanga. |
19-06-2007, 19:44 | #68 |
Reputacja: 1 | Lucy, Łucja Kruk Ze zdziwieniem wysłuchała mowy "małego" Pustelnika i z jeszcze większym tego, co mówił szalony Pustelnik. Gdy mężczyzna zaczął z nią tańczyć nie wiedziała co robić. Może o taką zabawę mu chodziło? -Co... Czemu? Aj... Stój! - zakłopotana wyrwała się z objęć Pustelnika. -Mogę się pobawić, ale nie tańczyć... I liczę na to, że pomożesz mi z stąd wyjść... - powiedziała i z impetem skrzyżowała ręce.
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |
19-06-2007, 20:09 | #69 |
Reputacja: 1 | -A umiesz naprawić kółko w samochodziku? Bo wczoraj jak się bawiłem z mamom to niechcący zepsułem kółko- znów zachowywał się jak dziecko i zanosiło mu się na płacz-Ale jak nie umiesz to nie szkodzi, tata mi naprawi- teraz na jego twarzy gościł uśmiech, taki od ucha do ucha. Jego zachowanie zmieniało się jak w kalejdoskopie. -Chodź na dwór, pobawimy się w indianów.- złapał dziewczynę za rękę i pociągnął za sobą. Szedł ciemnym tunelem. |
19-06-2007, 22:22 | #70 |
Reputacja: 1 | Joanna Marszulik #9 Psychotropy podziałały błyskawicznie. Joanna opadła na trawę, w sny. Usłyszała brzęk jakiegoś mechanizmu. Pamiętała tą kakofonię chrobotów, świstów, pisków i brzdęków. Do jej oczu zaczęło docierać żółto-pomarańczowe, piwniczne światło. Coś rytmicznie terkotało. Otworzyła oczy całkowicie, przetarła je. Pamiętała to miejsce. Nad jej głową kręciła się niezliczona ilość trybów, trybików, pracowały przekładnie, dźwignie. Rachityczna instalacja spoconych, pordzewiałych rur wisiała nad jej głową, śmierdząc i kapiąc czarnym smarem na wyłożoną gdzieniegdzie zakurzoną wykładziną, betonową podłogę. Panował tutaj na ogół mrok, rozjaśniany gdzieniegdzie okratowanymi lampami i migającymi jarzeniówkami. Śmierdziało stęchlizną. I ten mężczyzna siedzący na drewnianym krześle, przy drewnianym stole, mający przed sobą garść papierów. Wydawał się je bacznie wertować. Człowiek ten był gruby; potężne brzuszysko wylewało się na blat stołu. Miał obwisłą twarz, wielkie wory pod oczami. I spoconą skórę, z wielkimi, pewnie otwartymi przez parę i ciepłotę porami. Wodniste oczy mętnie wpatrywały się w papiery. - Proszę pana... - wzdrygnęła się. Jej głos był cienkim, dziecięcym głosikiem. Spojrzała na swoje ręce - żadnych śladów żyletek, żadnych krost po igłach. Była mała. I, co najgorsze, była słaba. - Czekałem na ciebie - mruknął, jego głos zawibrował, przebijając się przez warkot(coś terkotało). - No, no... Zwilżył palce śliną - wielki jęzor wysunął się spomiędzy wielkich, pełnych warg. Otworzył jakąś teczkę. - Joanna Marszulik... Ojciec... Jan Marszulik... Narkomanka... Depresja... Parsknął cicho. - Proszę pana... - Niezwykle inteligentna... A jednak... Czasem ma tendencje do zachowywania się jak prosta, zwykła, głupia dziwka. Jego twarz zmieniła się, gdy wypowiedział ostatnie słowo. Stężała w grymasie złośliwości. - Nie pamiętasz mnie? - zaczął nagle. - Kim... - Nie pamiętasz mnie? No... Milczała. - Ale... Nagle wstał. Z prędkością, jakiej nie możnaby podejrzewać u człowieka u tych rozmiarach, w sekundę-dwie znalazł się przy niej. Wziął krótki zamach. Upadła, rozcierając policzek. - Nie pamiętasz własnego wujaszka, mała suko...? No, no... - pocierał swoją brodę energicznie dłonią. Powąchał swoje palce. - Głupia, głupia... WIEDŹMA! Skoczył ku niej. Przygniótł jej nogi swoimi. Krzyczała. Uderzył ją w twarz, raz, drugi. Załkała. - A jak myślisz, kto jest winien śmierci Małgorzaty, ty mały bękarcie!? Rozpinał pas ze spodni, mamrocząc przekleństwa. Spróbowała uciec. Uderzył ją pięścią w potylicę. Jęknęła, urwała. Złożył pas na dwoje. Pierwszy raz padł na jej lewą łopatkę. Potem już poszło gładko. - Umierała! Umierała na raka, a ty patrzyłaś swoimi świńskimi oczkami, jak ona umiera! Moja siostra! Ty mała dziwko! Zapierdolę cię, słyszysz!? Zapierdolę cię! Jej plecy i kark zsiniały. Odpiął guzik ze swoich staromodnych spodni. Uwijał się szybko. Zdarł z niej jej krótką, sztruksową spódniczkę. Koszulkę narzucił na jej głowę, marynarkę też. Poczuła obrzydliwą woń potu. Rozkraczył jej nogi, zdarłszy uprzednio białe majtki. Poczuła, jak wchodzi w nią. Zgnilizna, czerń żółć, szaleństwo wlewało się w nią z posuwistymi ruchami wujka. Westchnęła. 'Ostatnią szansę... Daję ci ostatnią szansę...' - wibrowało jej w uszach, zanim zobaczyła dziwną wizję. --- Beata, rozebrana, uśmiechała się szeroko, leżąc na łóżku w szpitalu psychiatrycznym. Nagle wstała, rozpłaszczyła się na ziemi jak kot. Śrubka, śrubka pod stołem. Beata polizała śrubkę, nadal uśmiechając się. Wykręciła ją, warcząc. Rzuciła śrubkę pod łóżko. Położyła się nań ponownie, a jej dłonie powędrowały w kierunku krocza. - Zaraz się obudzi... - zabrzmiał nienaturalnie gruby głos kobiety. Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 21-06-2007 o 18:20. |