Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 20:50   #48
Mimi
 
Mimi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputację

Fika mogłaby zliczyć na palcach u jednej ręki, ile razy prawdziwy gniew wykręcał jej wnętrzności i sprawiał, że chciała krzyczeć, aż ten zniknie i przestanie ją dławić. Gniew spowodowany śmiercią małej dziewczynki, wynikłej z ludzkiej bezmyślności, sprawił, że wyniosła się z rodzinnego Cidaris. To jednak nie było zabójstwo z rozmysłem, ot, zwykła człowiecza głupota.
Pamiętała również dzień, w który ojciec chciał ją zmusić do praktyki leczenia magią.


Był zimowy wieczór. Ojciec wszedł do biblioteczki. Dziewczyna uniosła głowę znad atlasu botanicznego. Wiało od niego chłodem, a cienka warstwa śniegu pokrywała ramiona jego skórzanego płaszcza. W rękach opatulonych wełnianymi rękawiczkami trzymał małe zawiniątko. Położył je na drewnianym biurku przed swoją córką. Rozwinęła je, a jej dłoń powędrowała do rozdziawionych ust, z których wydarło się pełne grozy westchnięcie. Przed nią, na lnianej szmatce, leżała malutka zięba. Jej skrzydło było nienaturalne wygięte i pokryte krwią. Niemiarowe oddechy ledwo widocznie unosiły małe ciałko.
- Znalazłem ją przed domem, musiał ją zaatakować jakiś kot. Umiera - powiedział cichym głosem, patrząc w szmaragdowe oczy swojej córki. Chociaż po jej policzkach spływały łzy, jej spojrzenie wypełnione było jadowitą wściekłością. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, co próbuje osiągnąć, wiedział o tym. Położył dłoń na głowie Fiki i pogładził ją, zamknął ciężki atlas i odsunął go na bok biurka.
Dłonie jego córki, ściśnięte w pięści, nieruchomo leżały po obu stronach zawiniątka.
Dziewczyna poderwała się z krzesła i bez słowa wyszła z pokoju.


Patrzyła, jak nieznajomy w zbroi podcina gardło Bjornarowi.
Nie rozumiała.
Obserwowała, jak serdeczny jej mężczyzna, którego poznała chwilę temu, upada bezwładnie w kałuży krwi.
Nie rozumiała. Nie rozumiała, dlaczego najemnik musiał dobić rannego Bjornara, wszak niezdolnego już do zrobienia mu krzywdy.

Zorientowała się, że krzyczy dopiero, gdy skończyły jej się strzały. Biegnąc, wystrzeliła w mordercę całą zawartość kołczanu, strzała za strzałą. Celowała w miejsca, w których zbroja była już uszkodzona lub wgięta, lub gdzie jej brakło. Strzelała z całym naciągiem swojego zefhara.

Sięgnęła do pasa opinającego jej udo. Chwyciła swój kordzik i dopiero wtedy spostrzegła Veerila. Nie wiedziała, jak dobrze radzi sobie ze sztyletami. Wiedziała jednak, że ten siepacz niezgorzej robi mieczem. Ona nie będzie miała z nim szansy, przewyższała go jedynie w zwinności. Brak ciężkiej zbroi i miecza, lata wspinania się, pogoni, skradań i ucieczek przed rozzłoszczonymi dzikami... Ba, miała nawet zamiar skorzystać z lekcji Lorien, udzielonych, aby radzić sobie z nazbyt gorliwymi fatygantami.
Dla doświadczonego zabijaki będzie jedynie nękającym komarem. Będzie rozpraszać, kąsać, odlatywać i wracać. Denerwująco bzyczeć mu nad uchem.

Tak, pomyślała, nie ma co płakać nad niesprawiedliwością. Lepiej zrobić tak, żeby było sprawiedliwie.

 

Ostatnio edytowane przez Mimi : 13-10-2017 o 22:48.
Mimi jest offline