Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2017, 21:30   #207
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Doktor przysłuchiwał się tej wymianie zdań między zebranymi w ambulatorium mężczyznami, popijając spokojnie swoją kawę. Jego uwaga rozproszyła się na chwilę gdy Jorgensen ulotnił się ze swojego stanowiska. Osoba, którą pozostawił by pilnowała aresztantki, bez dwóch zdań była mniej odpowiedzialna na to stanowisko. Czy jednak znaczyło to, że powinien skorzystać z nadarzającej się okazji? Głosy w jego głowie były zarówno na tak, jak i na nie. W związku z tym, Horst ograniczył się tylko do podejścia nieco bliżej do drzwi prowizorycznej celi, jednak nie na tyle blisko by dumny ze swego zawodu młodzik, mógł poczuć się zagrożony na swej pozycji. Jakby nie było, Horst wszak zagrożeniem nie był, czyż nie?

- Każda z tych teorii może być prawdziwa - podjął, gdy tamci umilkli na chwilę. - Nie mając danych i tak do niczego nie dojdziemy. Co zaś się tyczy wirusa - tu przeniósł spojrzenie na drugiego lekarza - Wirusy lubią mutować. To, że na początku wszystko będzie działało zgodnie z planem, nie oznacza że tak zostanie do samego końca. Dodatkowo należy brać pod uwagę różne rodzaje tych stworzeń. Być może gdyby do pracy zabrali się specjaliści z dziedziny wirusologii i spędzili nad projektem trochę czasu, to coś by wymyślili. Pytanie tylko ile my właściwie jeszcze czasu mamy?

Spojrzenie Green 4 spoczęło po kolei na każdym z obecnych. On wiedział dokładnie ile miał czasu, lecz oni, ludzkość? Nie, tu nie było dokładnie odmierzanych sekund, tu wszystko mogło skończyć się w jednej chwili. Horst czuł się zmęczony tym wszystkim. Brak pełnych informacji, swobody w ich zdobywaniu, odpowiedniego ekwipunku i personelu, dawał mu się we znaki. Świadomość tego, że jest tylko zbędnym narzędziem, którego życie tkwi w dłoniach innych… Lecz nie była to odpowiednia chwila na depresyjne, czy gniewne myśli.

- Jak tam nasza pacjentka? - zapytał nagle, zmieniając temat i wbijając spojrzenie w młodego policjanta. Pytanie nic nie kosztowało, w przeciwieństwie do nieprzemyślanych akcji.


- Ja jestem tylko starym pijakiem. Dla mnie już wiele nadziei nie zostało. Ale wy? - Kozlov oparł się ciężko o szafkę i wskazał na rozmówców trzymaną, płaską butelką. I Ryan i Alle spojrzeli na siebie a potem z powrotem na starego doktora. - Może i nie jest łatwo zrobić takiego wirusa. Może nie zadziała na wszystkie stwory. Może nie zadziała jak trzeba. To fakt. Ale jaki mamy wybór? Rozejrzyjcie się. Parę tygodni temu były jakieś zniknięcia ludzi. Dwa tygodnie temu newsy gadały o jakiejś ofensywie. Tydzień temu o dzielnej obronie Krateru. Wczoraj o rzut beretem stąd była ostatnia nasza barykada. A dziś? Dziś ludzie są gdzie? W ksomoporcie? I co dalej? Już dalej nic nie ma. Nie ma gdzie uciec. Tak jak i my tutaj. To co robimy do tej pory nie działa. Trzeba spróbować czegoś nowego. Ja mówię o tym wirusie ale jak chcecie to wymyślcie coś innego. - stary doktor wydawał się być przygnębiony a nawet smutny. Ale tym razem jakoś ten nastrój rozlał się i na pozostałą dwójkę. Więc wyglądało na to, że ma sporo racji w tym co mówi. Westchnął i pociągnął z butelki kolejny łyk.

- Śpi. - Alle wybąkał krótko wzruszając ramionami chyba bardziej po to by zmienić temat rozmowy po przyciężkim wywodzie starego doktora. Machnął przy tym ręką w stronę drzwi a sam oparł się bokiem o ścianę. - A właśnie Karl, znaczy porucznik Hollyard się pytał co jej dałeś. Bo miała spać czy co a się co chwila budzi i drze. I w ogóle jakaś nawiedzona jest. - burknął znowu młody gliniarz wykonując nie do końca skoordynowane ruchy ręką i w stronę drzwi i w stronę sali operacyjnej skąd niedawno wyszedł Green 4 i w stronę drzwi na korytarz gdzie jakiś czas temu pewnie wyszedł Raptor z latynoskim żołnierzem. Zachowanie kobiety albo i ona sama sprawiała, że policjant wyrażał się o niej z niechęcią. Przez zakratowane okienko drzwi Horst widział jej wytatuowaną twarz przykryta ciemnymi włosami. Leżała pogrążona we śnie jak powinna. I jak na aresztantkę przystało była przykuta kajdankami do łóżka. Teraz jak się na nią patrzyło i nie było się świadkiem wcześniejszych zachowań można było powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Kobieta dostała silne środki usypiające więc śpi. Tylko po takich silnych środkach jakie jej zaaplikował powinna spać non stop bez żadnych wrzasków i przebudzeń. Farmakologia była podobna do tej jaka wstępnie usypiała ludzi przed kriosnem czyli usypiała na amen podobnie jak narkoza przed operacją. No i co prawda medycyna znała różne wyjątki w tej materii ale raczej wtedy działały takie środki słabiej lub skrajnie rzadkich przypadkach wcale. Często z winy przechowywania tych środków lub błędu człowieka w dawkowaniu. No ale ciężko było Horstowi przypomnieć sobie przypadek by raz ktoś się budził potem znów zalegał w letarg i znów się budził i tak w kratkę.

- I powinna spać - potwierdził Horst, badając aresztantkę w jedyny dostępny mu w tej chwili sposób. Wydawała się być kimś innym, niż ta oszalała kobieta, z którą miał do czynienia. Wiedział jednak, że szaleńcy często takie właśnie sprawiają wrażenie. Tylko że wciąż nie uważał jej za szaloną, wbrew wszystkim dowodom, które uparcie starały się zburzyć jego teorię i posłać ją w diabły.

- Dlatego też chciałem ją zbadać by wyjaśnić dlaczego nie zareagowała na tak silne środki usypiające. Próbka krwi powinna dać nam jakieś odpowiedzi - spojrzał na Roy’a. - Niestety, najwyraźniej będziemy musieli pozostać z pytaniami.
Na twarzy Horsta odmalował się wyraz zawodu i niepokoju. Był on świadectwem troski o nieznaną mu kobietę. Był świadectwem tego, że pomimo obroży na szyi, wciąż posiadał ludzkie uczucia. Był, oczywiście, maską. Jedyne co go tak naprawdę interesowało to wyniki tych badań. No, może także i to, co siedziało w głowie śpiącego obecnie obiektu.

- Nie powinniśmy tracić nadziei - zmienił ponownie temat, by nie wyglądało na to, że zbyt intensywnie zajmuje się sprawą aresztantki. W razie czego wolał być tym stojącym z boku niż na czele wydarzeń. Jakich? To się miało dopiero okazać.
- Człowiek bez nadziei traci wolę walki, poddaje się - uśmiechnął się lekko, pogodnie. - Może zabrzmieć to naiwnie, wierzę jednak że pozytywne myślenie jest w stanie sprawić cuda. Może nie takie jak chodzenie po wodzie czy kasza z nieba, ale też nie można zaprzeczyć temu, że dobra motywacja ma na ludzi większy wpływ niż zła. Dlatego zamiast skupiać się na beznadziejności sytuacji, należy podwoić wysiłki by ponownie szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść ludzkości. Bez względu na to z jakim wrogiem przyjdzie się jej mierzyć.

Miał pewne podejrzenie, że jego motywacyjny przekaz zostanie wyśmiany przez Kozlov’a, nie mógł jednak pozwolić na to by nastrój przygnębienia zadomowił się na dobre. Zwyczajnie nie było mu to na rękę. Zdecydowanie wolał by ci mężczyźni byli zmotywowani do działania. Jakiegokolwiek działania.
- Tak się zastanawiam… Może pan, doktorze Kozlov mógłby pobrać próbkę krwi tej kobiety? Zaufanie do mojej osoby najwyraźniej nie oscyluje dość wysoko, a wszak nawet więźniom należy się odpowiednia opieka medyczna. Jeżeli w jej organizmie znajdują się środki, które były w stanie zniwelować działanie tak silnych środków odurzających to… Wybaczcie, ta sprawa nie daje mi jednak spokoju - rozłożył dłonie w bezradnym geście, obdarzając obecnych przepraszającym uśmiechem.


- Ja? Mnie się podobno ręce trzęsą. - stary doktor wskazał na siebie jakby chciał się upewnić, że Green 4 mówi do niego. Ale odpowiedź też brzmiała jakby miał jakiś żal czy uraz.

- Ale wcześniej jak Karl, znaczy porucznik Hollyard tu był to ci się trochę trzęsły. - ostrożnie zauważył młody gliniarz wskazując lekko palcem w stronę pomarszczonych dłoni starego lekarza.

- Bo nie wziąłem swojego lekarstwa! Tłumaczyłem mu! Zabronił mi no to co się dziwi. - Kozlov podniósł wzrok i głos dla odmiany wskazując na mundurowego palcem przez szerokość pomieszczenia. - Teraz wziąłem to mi się już nie trzęsą. - powiedział spokojniej opierając się wygodniej o krzesło i pociągając kolejny łyk z płaskiej butelki.

- No ale pobierzesz jej tą krew? - zapytał zniecierpliwionym tonem Alle nie mogąc się doczekać dalszych słów i reakcji starego lekarza przy przedłużającym się milczeniu.

- Niech on chce to niech pobierze. Umie kroić ludzi to i krew pobierze. - machnął ręką facet w białym fartucho wskazując na stojącego obok drzwi izolatki Parcha.

- No ale ten… - Alle zawahał się i spojrzał na stojącego tuż obok Horsta a potem na drzwi toalety gdzie przed chwilą zniknął Jorgensen. Bawił się też komunikatorem wodząc po nim palcami jakby zastanawiał się czy go nie wywołać. - Ale on jest Parchem. Znaczy prawomocnym skazańcem. A ona jest prawomocną aresztantką. Powinien ją przebadać jakiś przysięgły lekarz. Tak regulaminy mówią. - policjant mówił wyraźnie zakłopotany głosem zerkając nerwowo to na wspomnianego więźnia, to na doktora to na drzwi do toalety.

- No to na pewno nie ja. - powiedział obojętnie Kozlov, równie obojętnie wzruszył ramionami i pociągnął kolejny łyk swojego “lekarstwa”.

- No jak? Przecież jesteś lekarzem. Kiedyś byłeś ordynatorem w klinice. - policjant popatrzył podejrzliwie jakby węszył podstęp u starego rozmówcy.

- No byłem. Ale cofnęli mi licencję. Wieki temu. No i teraz jestem tutaj. Konsultant medyczny. - powiedział z ironią stary doktor choć po nagłym przechyleniu butelki Horst widział, że musi to być dla niego nie lekki temat czy brzemię. Konsultant medyczny byl taką furtką dla tych co mogli wykonywać zawody i zabiegi podobne do pięlegniarek i paramedyków choć bez ich uprawnień. Jeśli facet zaś był kiedykolwiek jakimkolwiek prawdziwym ordynatorem musiał mieć praktykę i być w czołówce jeśli szpital czy klinika postanowiła oddać w jego ręce nie tylko gabinet czy praktykę ale cały zespół ludzi i pomieszczeń.

- To cu tu właściwie robisz? - zapytał po chwili natrętnego milczenia młody gliniarz. Stary doktor z impetem odstawił butelkę, że trzasnęła o krawędź krzesła choć się nie potłukła.

- Człowieku co cię na śledztwo naszło?! Odczep się! I na co dumasz? Myślisz, że ten Hollyard nie zna regulaminów?! A dał pokroić siebie i swoich ludzi właśnie jemu! To nad czym ty główkujesz z pobraniem krwi u tej wrzaskliwej wariatki?! Mówiłem wam, że nie wiem co jej jest. Powinna leżeć jak kłoda po takiej dawce. A nie leży. I nie wiadomo ile jej przyjdzie ochota tak grzecznie leżeć jak teraz i jaki jest następne stadium. - Kozlov wyrzucał z siebie słowa zdenerwowanym i zirytowanym głosem i teraz bardziej przypominało to rozmowę jak jakiegoś nauczyciela z uczniem niż byłego lekarza z mundurowym policjantem na służbie. Potem wstał i podszedł do ekspresu z kawą dając znać, że widocznie uznaje rozmowę za zakończoną. Alle patrzył chwilę na jego plecy. Potem jeszcze raz spojrzał na drzwi od toalety.

- No dobra. To możesz wejść. Ale nie rób głupot, masz pobrać krew i wyjść. Wiem jak się pobiera krew. Jak uznam, że coś kręcisz albo robisz mnie w balona to dam znać Obroży i ona cię spacyfikuje na miejscu. - Alle zwrócił się bezpośrednio do Green 4 by wyjaśnić mu na jakich zasadach może wejść do izolatki. Potem otworzył drzwi i wpuścił go pierwszego ale sam też wszedł do środka. Kobieta wyglądała jak powinna wyglądać uśpiona silną dawką środków usypiających aresztantka przykuta kajdankami do łóżka. Alle stanął ze dwa kroki od łóżka i doktora ale tak by widzieć jego ręce i twarz. Pobieranie krwi było na tyle powszechne i proste, że jak wygląda ten podstawowy zabieg miała pojęcie pewnie większość obywateli Federacji.

Horst zdecydowanie głupot nie zamierzał robić. Co prawda wolałby by to Kozlov pobrał krew by jak najbardziej poza ewentualnymi oskarżeniami pozostać, to jednak nie miał zamiaru naciskać. Po pierwsze - wyglądałoby to podejrzanie. Po drugie - z zachowania lekarza wywnioskował, że efekt osiągnąłby przeciwny zamierzonemu. Podsumowując - nie było absolutnie żadnego powodu by się wycofać. Dlatego też ruszył przodem i wszedł do prowizorycznej celi, a następnie przyklęknął przy śpiącej kobiecie. Jego uwaga była w całości skupiona na niej, na rytmie jej oddechu, unoszeniu się piersi, wyrazie twarzy. Nie był naiwny, zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili może się ona obudzić i zaatakować, tak jak wtedy, gdy z nią rozmawiał.

- Miej broń w pogotowiu - ostrzegł Alle’go, zanim zabrał się za pobieranie. Jego wcześniejsze słowa tyczące się obroży i pacyfikacji przyjął z uśmiechem, bez cienia niechęci czy urazy. Otwartej i wyczuwalnej. To bowiem, co w jego umyśle i sercu się działo, nie przysłużyło by mu się niczym, gdyby zostało ujawnione. Nie lubił gdy mu się przypominało o jego statusie.


Pobranie krwi jakie było banalnie prostym zabiegiem medycznym okazało się banalnie prostym zabiegiem medycznym. Green 4 usiadł przy łóżku, pacjentka była przykuta za obydwa nadgarstki więc to akurat idealnie ułatwiało zabieg. Szybko Parch pobrał czerwone drobinki od nieprzytomnej kobiety. I właściwie już był koniec. Kobieta w tej chwili zdradzała wszelkie objawy osoby pogrążonej w głębokim, chemicznym śnie jaki właśnie powinny od początku wywołać środki jakie jej podał. Oczy miała zamknięte, pierś jej się lekko i dość rzadko unosiła w tym głębokim uśpieniu więc wszystkie objawy wskazywały, że lek działa na pacjentkę jak należy. Dopiero z bliska dojrzał nieprawidłowość. Pod powiekami dostrzegł ruch gałek ocznych. Jak podczas głębokiego snu albo podczas narkozy ale na etapie gdy się zaczynała lub kończyła ale nie gdy działała z pełną mocą. Wówczas gałki oczne powinny pozostać nieruchome. Ruchy gałek ocznych świadczyły wbrew reszcie symptomów, że kobieta nie jest pod pełną narkozą. Albo śni. Co też nie powinno mieć miejsca bo w głębokiej narkozie mózg działał na zbyt małych obrotach by śnić. - No to już nie? - Alle widząc, że pojemniczek na próbki krwi jest już pełny i pobieranie krwi się zakończyło wskazał wymownym gestem wciąż otwarte drzwi izolatki.

- Oczywiście - odpowiedział nader uprzejmym głosem Horst. Tak, miał to co chciał. Miał krew i naoczne potwierdzenie anomalii, która bynajmniej nie zniknęła. To, co z początku wydało się, może i nieco opóźnionym, ale nadal snem wywołanym środkami chemicznymi, wcale nim nie było. Nie po takiej dawce, którą otrzymała ta kobieta. Odpowiedź musiała znajdować się w jej krwi. Jeżeli nie to w grę mogły wchodzić jakieś czynniki zewnętrzne, wpływające na umysł. Wpływające stale i na tyle silne by pokonać działanie wstrzykniętego usypiacza. Nie był pewien którą opcję wolał. Pierwsza była prostsza do wyjaśnienia, posiadała dowód fizyczny. Druga jednak zgrywała się z obsesją Horsta, z jego podejrzeniami, teorią. Cóż, zaraz miał uzyskać odpowiedź.

Odsunął się od aresztantki i jeszcze przez chwilę spoglądał na nią, niczym ojciec na swoje ukochane dziecko. Gdyby tylko był w stanie ujrzeć teraz to co ona widziała, czuć to co czuła. Nie mógł jednak, nic zatem nie trzymało go już w izolatce. Zamierzał opuścić ją i od razu zabrać się za badanie składu pobranych próbek. Tak pełne, na ile pozwalał na to czas i warunki.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline