Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2017, 01:24   #98
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Dużo ruchu, hałasu. Gorąca i osiadającej na skórze wilgoci. Huk broni, krzyki, zapach palonego prochu i świeżej krwi wsiąkającej w piach. Źli, agresywni ludzie nie odstąpili, a mogli. Wtedy nikt nie musiałby umierać, ale… świat ludziów tak nie działał. Angie przekonała się o tym już jakiś czas temu, jeszcze na pustyni. Wtedy co prawda nie wujek, a ona prosiła… i tak nie posłuchali. Widziała jak wujek sięgnął po broń, wtedy strzeliła. Ze swojego miejsca na piętrze miała dobry widok. Kolba karabinu uderzyła ramię, a siła odrzutu zatrzęsła całą bronią. Utrzymała ją jednak, nic strasznego. Przyzwyczaiła się.
W głowie słyszała lekcje dziadka: znajdź osłonę, przyczaj się, namierz i wyeliminuj. Przemieść się, znajdź osłonę, przyczaj się… tak też zrobiła. Zapomniała tylko o jednym.
Już nie była sama.

W całej zawierusze, ze swojego bezpiecznego w miarę punktu, blondynka widziała jak knuja łapie się za szyję i pada gdzieś poza widok. Patrzyła jak krew gęste krople krwi jej opiekuna padają w złą wodę, mieszając się z krwią cioci.
“Skorzystaj z zamieszania, nie rób niczego pochopnie. Działaj według planu. Wróg nie zajmuje się tobą, wykorzystaj to” - prawie mogła usłyszeć starczy skrzek przy uchu.
Tak, to było dobre. Mądre jak dziadek. Ale… zawsze było jakieś ale.
Nie mogła pozwolić żeby źli ludzie utrupili wujka, albo ciocię! A było ich tak dużo i mieli broń! Nie było czasu na dokładność jeżeli nie chciało się potem zagrzebywać najbliższych w brudnym piasku… i jeszcze pan z obrazkami! Też tam gdzieś był! Słyszała jego głos! Też walczył!
- Patyk leć do Melody! - krzyknęła gdzieś w głąb budynku, gdzie schował się wysokościowy monter. Sama w tym czasie wzięła na cel tych niedobrych panów po prawej stronie. Tej samej, gdzie padła knuja, tylko dalej. W budynku. Otwarty plac był niedobrym miejscem do walki - mało osłon, do ataku mogło dojść z każdej strony. W budynku wujek i ciocia będą bezpieczniejsi i może… może już więcej ran nikt im nie zrobi.
- Sabaka! - warknęła to co zwykle mówił w takich chwilach dziadek, kiedy tak jak ona teraz, pociągał za spust.
Zmieniła tempo ostrzału celów. Dalej strzelała tripletami ale teraz pociągała cyngiel raz za razem. Do kilku ruchomych celów, do celów ostrzeliwujących wujka i ciocię, i odstrzeliwujących się bo jeden ją widać namierzył i otworzył ogień właśnie do niej. Jednym słowem “dynamiczne strzelanie” jak to mawiał dziadek.

Za cel wzięła faceta który biegł ciężko przez zalany plac rozchlapując wodę. Biegł po jej i wujkowej lewej. Unosił już broń by strzelić do wujka albo cioci. Wtedy właśnie ona trafiła go prosto w pierś i facet zgiął się jak przy kopnięciu w żołądek, zwinął i upadł we wciąż wzburzoną wodę jaką biegł. Zaraz wzięła na muszkę kolejny cel. Ten po prawej który strzelał do cioci. Strzelał z jakiegoś małego pistoletu i trafił sądząc po tym jak zareagowała motocyklistka to trafił w ramię. Ale rana z takiego małego pistoletu nie powinna być poważna. Co innego triplet pocisków natowskiego kalibru 5.56. Ten przebił się przez ubranie, żebra, mostek i płuca strzelca i wyrzucił go do tyłu. Siła uderzenia była tak duża, że obróciła nim zanim ciało upadło we wzburzona wodę. Wtedy też oberwała i nastolatka. Jeden z Psów na placu wziął ją za celownik i słyszała wizg ołowiu jako wlatuje przez dziurawe okno i rozbija się wysoko o ścianę za nią. Drugi pocisk był celniejszy i ugodził strzelającą blondynkę tuż pod obojczykiem. Ale na szczęście miała kevlar. Zapiekło trochę ale pocisk musiał być jakiś małokalibrowy z broni krótkiej więc nie miał szans w pokonaniu takiej bariery. Jego więc wzięła za kolejny cel. Strzelili prawie w tym samym momencie. Pocisk tamtego znów śmignął po framudze okna ale odpowiedź blondynki była bardziej niż celna. Triplet wojskowych pocisków przebił trzewia mężczyzny i ten jęcząc upadł w powodziową wodę.

Zaledwie kilka sekund intensywnego ognia opróżniło pewnie mag do połowy. Ale i na placu zrobiło się znacznie luźniej. Właściwie to poza wujkiem i ciocią reszta była pochowana już za oknami i ścianami budynku. Dwóch po przeciwnej stronie budynku i po jednym po każdym ze skrzydeł.

Dziadkowa kamizelka znowu ją wybroniła przed raną. Była dobra i przydatna. Gdyby nie ona blondynka zarobiłaby kulkę prosto w pierś, a nie siniora jak teraz. Czuła ból zbitego miejsca i to jak puchnie, podchodząc pewnie krwią i siniakując powoli. Jeszcze miała pestki, da radę.
- Cofujcie! - nie bawiła się w komunikację radyjkiem, po prostu krzycząc do Wujka i cioci. Maltretowała spust, nie myślała co dzieje się przy brykach, tam gdzie Roger. Nie słyszała już jego krzyków… ale miała nadzieję. Że da radę, że przeżyją wszyscy. Nawet knuja. Może i jej nie lubiła, ale szkoda tak…

Wzięła na celownik najbliższego Psa. Był częściowo skryty w oknie. “Cel na popiersie” jak to mawiał dziadek. Strzelał szybko do biegnącego wujka i cioci. Angie strzeliła do niego. Triplet wojskowych pocisków przebił mu nogę łamiąc złączenie uda z biodrem. Facet wrzeszcząc upadł w tył na plecy i zniknął nastolatce z oczu. Sekundę potem przeniosła lufę HK 416 na kolejny cel podobnej wielkości ale po przeciwnej stronie zalanego placu. Wujek i ciocia zdołali przebiec już z połowę drogi do zbawczego budynku jaki mógłby dać im osłonę. Ten w oknie miał strzelbę i chyba mu się zacięła bo potrząsał bronią jakby chciał ją odblokować. Wówczas trafiła go w pierś. Złapał się kurczowo za nią i upadł w przód zawisając na parapecie wyjąc żałośnie. Ciocia już przeskakiwała przez parapet, wujek widocznie też się przymierzał gdy wujkiem nieco zachwiało. Widziała dymek i wyrwę w mundurze na plecach jakie powstało w momencie trafienia. Ale widać też uratowała go kamizelka bo biegł dalej. Zaraz jednak rzuciło mu ramieniem gdy widocznie oberwał. Ale już prawie dobiegł do parapetu a ciocia wskoczyła do środka przez rozwalone okno. Wówczas Angie trafiła kolejny cel. Ten który strzelał do Melody. Teraz posłał wiązkę kolejnego śrutu w stronę już tylko widocznego wujka. Woda wzbiła się od uderzenia chmary śrucin gdy poszła tuż przy wujku ale chyba nie w niego. Triplet kalibru 5.56 trafił go gdzieś wysoko w pod obojczyk i cisnął na plecy w głąb pomieszczenia. Ten ze dwa okna dalej osunął się z parapetu zostawiając na nim kurczowo zaciśniętą dłoń. Został już tylko jeden, ten po lewej stronie budynku. Ale ten chyba zorientował się, że w ciągu kilku sekund został tutaj sam bo zniknął z widoku pewnie biorąc nogi za pas.

Złe ludzie zostały unieszkodliwione, przynajmniej te widoczne w budynku dookoła studni. Umarły, albo właśnie umierały, puszczając krew na ziemię i w wodę. Jeżeli ten Khain Rogera to widział, musiał być zadowolony. Blondynka zerknęła na magazynek karabinu i skrzywiła się. Poszło dużo pestek, ale się udało. Jeżeli niczego nie pomieszała to siedem trupów po trzy naboje każdy, co dawało dwadzieścia jeden. Magazynek mieścił trzydzieści… trzeba przeładować, ale to zaraz. Rozejrzała się po raz ostatni po okolicy. W parę oddechów plac i Ruiny zrobiły się ciche i już nie było ryzyka, że ktoś zatrupi wujka albo ciocię. Z ulgą patrzyła jak postawny blondyn łazikuje na dole, dostał ale chyba nic groźnego. Nie jak u knui, która gdzieś tam leżała i robiła czerwony bałagan pod sobą. Ciocia też wyglądała żywo, Angie mogła więc odetchnąć.

- Siedmiu zdjętych, został jeden. Ostatni kontakt na dziesiątej. Chyba się przestraszył i ucieka. Jak ucieknie to wróci z kolegami. Idę po niego - powiedziała przez radyjko, wstając zza osłony i wieszając karabin na ramieniu. - Bardzo boli? Nie umrzesz, tak? Wyzdrowiejesz… ciocia też… knuja! Knuja dostała! W szyję! Może jeszcze żyje! Zobacz proszę, jest głupia i gruba i brzydka i kłamie… ale nie chcę żeby umarła. Zjadło mi prawie całego maga. Poproś ciocię… no żeby przeszukała trupy. Może mają 5.56… a jak nie mają, to i tak przyda się nam co mają. Pojemniki na dobrą wodę. Leki. Jedzenie. Broń! I tej pani z dziećmi też jakąś zostawmy. Jakby znowu ktoś jej i jej młodym ktoś nie chciał dać wody… i zrobili ci rany - głos jej się załamał, gdy ruszyła biegiem po piętrze - To przeze mnie. Mogłam ich… bardziej trupić. Lepiej… szybciej. Przepraszam wujku. Znajdę ostatniego i zobaczę co u Rogera. A potem tez poszukam rzeczy. Niedobrym ludziom już niepotrzebne, a co tak się będą marnować - skończyła nerwowe gadanie, przeskakując nad kupką gruzu. Aby uciec cel potrzebował biec przez spowalniającą wodę. Pamięta gdzie ostatnio stał. Na piętrze nie było złej wody, nic nie spowalniało ruchu, a przez okna powinna go dostrzec - lepszy i dalszy zasięg do strzału.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline