Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2017, 12:38   #100
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Przynajmniej żyli i to było w tej chwili najważniejsze. Jess nie darowałaby sobie gdyby przez jej błędy, któryś z braci zginął lub nawet został ranny. Jej własne obrażenia były w tej chwili niczym. Bolesnym niczym, ale nadal… Nie mogła tylko pozwolić by tamci zainteresowali się Lesterem i Simonem. Podobnie jak nie mogła pozwolić by uszkodzili karawan na tyle, żeby go unieruchomić. Z kolei bracia nie mogli szybko biec, ani walczyć mając przy sobie ciężar w postaci Any. Co prawda tylko Simon zajmował się barmanką, to jednak nie zmieniało tego, że przez czarnowłosą tracili swobodę ruchów, która w walce mogła okazać się kluczowa. Tylko co do diabła miała zrobić Jess by jakoś zwiększyć szanse na powodzenie misji?

Jedyne co przyszło jej do głowy, to rozpocząć pełnoprawną wymianę ognia z domownikami. Dzięki temu powinno powstać wystarczające zamieszanie by chłopakom udało się przedostać do lasku. No i przy odrobinie szczęścia mogła zdjąć któregoś ze strzelających. Z takim planem podjechała jeszcze trochę do przodu, po czym zawróciła nieco by móc wycelować i strzelić. Jej celem był synalek, zajęty przeładowywaniem dwururki. Z tej dwójki, która ją atakowała, ten był zdecydowanie większym zagrożeniem dla braci, a przynajmniej takie sprawiał w oczach Jess wrażenie. Nie mogła pozwolić by zauważył Lestera i Simona i zaczął do nich strzelać. Tak jak nie mogła pozwolić by dobrał się do stojącego po drugiej stronie domu, samochodu. Tym zaś, który siedział na pierwszym piętrze, będzie musiała się zająć w drugiej kolejności, o ile przeżyje tą pierwszą część planu. *

Czas uciekał, tak samo jak kolejne metry. Jess prowadziła rozpędzajacą się dość ślamazarnie czarną limuzynę i niejako resztę sceny kątem oka. A było co obserwować. Widząc, że czarny samochód nagle skręcił i niejako defiluje w poprzek frontu domu zamiast zwiewać jak najdalej ostrzał z budynku trwał nadal. Ale z odległości ponad pół setki kroków nawet tak spory cel jak samochód nie był dla gospodarzy łatwy do trafienia bo przez kilka wystrzałów nie trafili nie tylko kierowcę ale nawet samochód ani razu.

Zresztą bracia nie zamierzali być biernymi widzami. Simon zaczął odbiegać trzymając Anę i ruszył oddalając się i od budynku i od rogu stodoły. Lester w tej chwili przejął rolę jedynego strzelca w ich rodzinie i otworzył ogień ze swojego Conana .357 Magnum. I trafił. Tym pierwszym który od początku został filować na obcą gospodarzom kobietę siła uderzenia Magnum trzuciła o ścianę. Miał dość. Zaczął odbiegać pomagając sobie dłonią i podpierając o ścianę i starał się wbiec na ganek. Co prawda wystawiał się tak na wszelki atak od frontu ale od frontu była tylko jadąca maszyna która w tej chwili nie strzelała. Brakowało mu pewnie z kroku lub dwóch gdy Lester trafił go ponownie. Tym razem w plecy. Facet upadł na podłogę ganku znikając pewnie Lesterowi z pola widzenia i zaczął się czołgać w stronę drzwi. Brakowało mu ostatnie parę kroków. Ale to nie był koniec i przybywali kolejni obrońcy farmy.

Przez podwórko biegł jakiś facet z bronią krótką. Ale jeszcze był zbyt daleko by do kogokolwiek strzelać. Do jadącego samochodu nawet miał marne szanse a stodoła zasłaniała mu widok na Lestera i odbiegającego z Aną Simona. Jess zaczęła hamować i kalabryna zapiszczała heblami wytracając prędkość. Zanim się zatrzymała przez ten tuzin czy dwa dalej sytuacja znów się zmieniła. Ten z dubeltówką zostawił broń na ganku i zdołał doczołgać się z połowę drogi do drzwi. Ten z piętra wciąż trzymał samochód pog śrutowym deszczem nie dając o sobie zapomnieć. Choć przez kilka strzałów nie trafił ani razu to jednak każdy następny mógł i było to zwyczajnie depresjonujące. Do tego na parterze ktoś otworzył okno i też dołączył do ostrzału karawanu. Jess poczuła, że pocisk przebił gdzieś blachy i nie wiadomo co jeszcze. Musiał mieć jakąś broń długą, prawie na pewno jakiś “winchester”. To mogło być groźne bo mogło strzelać wszystkim od lekkich pistoletowych naboi aż po .357 i .44 Magnum. Ale długa lufa znacznie wydłużała zasięg efektywny tej standardowej amunicji do broni krótkiej.

Tamten co biegł przez podwórze zatrzymał się na rogu stodoły tylko po jej wewnętrznej stronie od podwórka. On i Lester kitrając się częściowo za ścianami budynku wystrzelili do siebie prawie jednocześnie. Lester trafił tego nowego chyba w nogę. Ten zaś starszego Thorna nie. Ale i Lester krzyknął i spojrzał w przeciwległy koniec stodoły. Jess nie widziała co tam się dzieje ale wyglądało na to, że wielkolud od kogoś oberwał. Simon zdołał odbieć gdzieś z połowę dystansu, zamierzał właśnie chyba przebiec drogę do tych drzewek i zarośli dających względną osłonę. Chyba w ramię. Wtedy właśnie karawan wreszcie się zatrzymał.

Wszystko nagle zaczynało iść nie tak jak powinno. I to dosłownie wszystko. Widok obrywającego Lestera sprawił że nie tylko karawan się zatrzymał. Na kilka sekund zatrzymało się także serce Jess. Racjonalne myślenie poszło w diabły, umysł zalała fala paniki. Przecież jemu nie mogło się nic stać. Jemu nigdy nic się nie działo bo był twardy jak skała której ni cholera rozkruszyć nie mogła a co dopiero jakiś skurwiel zachodzący od tyłu. Szlag by go trafił…

Simon taszczący Anę, musiał sobie teraz sam radzić. Siostrzyczka miała co innego na głowie. Przede wszystkim musiała się wydostać z krowy tak, żeby znaleźć się za jej osłoną. Później trzeba było wymierzyć Busha w tego typka który się z Lestem strzelał. Walić tych z domu, poczekają na swoją kolej. Najpierw ten z okna na parterze, a później… O ile wciąż będzie dychać to zajmie się tym na górze albo kolejnym, który zacznie stanowić zagrożenie dla braci. Miała też nadzieję, że Simon zostawi Anę pod osłoną drzew i także dołączy do walki. W końcu cała ta szopka była na jego życzenie. Co prawda poparte przez Jess, to jednak tylko i wyłącznie dlatego że młodszemu z braci tak zależało na tej kobiecie.

To właśnie dlatego mieli zasady. Rodzina przede wszystkim… Nigdy nie łamali tej zasady i do tej pory trwali razem, zgrani niczym dobrze naoliwiony mechanizm. Teraz… Jednak myślenie o tym czym mogła się ta potyczka zakończyć, w niczym nie mogło pomóc, więc trzeba było te cholerne, pchające się na siłę myśli, wywalić z głowy. Ignorując swoją ranę i także po części bezpieczeństwo, chociaż nie na tyle by wystawić się jak kaczka na strzelnicy, wysiadła z karawanu i wprawiła w życie swój plan.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline