Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-10-2017, 15:05   #202
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Sharif sam: część druga

Sharif cały czas myślał o następnych krokach, wybiegając daleko w przyszłość. Spotkanie starszego mężczyzny z jego przeszłości wybił go z rytmu. Zignorował go wtedy, może powinien zignorować go teraz? Tylko, że teraz był sam. Jeśli chciał osiągnąć swoje cele, musiał zmienić podejście. Zaczął więc od podejścia do straganu, by przyjrzeć się pocztówkom staruszka.

Nie zmieniły się od poprzedniego razu. Najróżniejsze panoramy Helsinek wyglądały zjawiskowo na wielu rodzajach formatów. Niektóre z nich Sharif nawet rozpoznawał. Na przykład widok z lotu ptaka na Suomenlinnę, albo zarys jeziora Bodom.
- Widzimy się ponownie - rzekł starzec, po odprawieniu klientki z kubkiem z wizerunkiem tutejszej katedry. Spojrzał na Sharifa przeciągle i uprzejmie… jak gdyby, być może, spodziewał się go.
Irakijczyk pokiwał głową i założył ręce na piersi, odwzajemniając ostrożne spojrzenie.
- Nie wziąłem twojej karty. Od tego czasu wiele się wydarzyło. Skąd mam wiedzieć, czy za jej sprawą moje losy potoczyłyby się inaczej? - zapytał bez ogródek.
- Zapewne nie potoczyłyby się inaczej - odparł mężczyzna ze śladem smutku w głosie. - Ale to już moja tragedia, a nie twoja, chłopcze - staruch westchnął. - Odpowiesz mi na pewne pytanie? W nagrodę powiem ci, gdzie znajdziesz swoich prawdziwych przyjaciół - przyrzekł.

Były agent Konsumentów oraz Detektyw IBPI przekrzywił głowę, przyglądając się swojemu rozmówcy. Nie mógł ukryć faktu, że ten zaczął go intrygować. Sharif zastanawiał się tylko, czy i dla kogo pracował. A może naprawdę był swobodnie pływającym indywiduum po morzu tego szaleństwa? Miałby coś wspólnego z Khalidem. Czy ryzykował, zatrzymując się i rozmawiając z nim? Prawdopodobnie tak. Miał jednak ten komfort, że już niewiele zostało mu do stracenia. No może poza odrobiną czasu.
- Moi prawdziwi przyjaciele zginęli dawno temu, dziadku - odparł, kręcąc głową. - Pytaj jednak, bo to może ostatnia okazja.
Mężczyzna westchnął.
- Moi prawdziwi przyjaciele też zginęli dawno temu - mężczyzna skinął głową. - Takie uroki młodości. Ty jednak jesteś jeszcze młody. Nie powinieneś znać smaku tego bólu - rzekł łagodnie. - A oto moje pytanie. Potraktuj je abstrakcyjnie. Wybierz jedną z trzech opcji, bez zbędnego filozofowania - poprosił. - Co jest właściwe i jak należy postąpić, mając następujące możliwości? - zapytał, po czym zaczął wymieniać. - Po pierwsze, zniewolić kogoś, aby czynił dobro. Po drugie, zniewolić kogoś, aby czynił zło. Po trzecie, zniszczyć łańcuchy tego kogoś i zwrócić mu wolną wolę?
Starzec przeniósł bardzo przytomne i ostre spojrzenie na Sharifa. Niedawno przywódca Kościoła Konsumentów również przeszywał go wzrokiem, lecz wtedy było to mimo wszystko dość normalne. Tym razem jednak Habid odniósł wrażenie, że oczy, które na niego spoglądają, nie należą do człowieka. I nigdy do człowieka nie należały.

Irakijczyk zamarł na moment, wpatrując się w te surowe oczy, jednocześnie czując, jak dostaje gęsiej skórki. Na tę chwilę ożywił się, jakby siła spojrzenia starszego mężczyzny udzieliła się i jemu. Z jednej strony chciał mu się podporządkować, z drugiej z kolei stawiał temu zacięty opór.
- Najwięcej zła powstaje z wolnej woli. Dlatego wolałbym rozkuć te łańcuchy i patrzeć, jak człowiek niszczy wszystko wokół siebie - odparł Sharif hardo, jakby próbował dodać sobie odwagi swoim tonem.
Mężczyzna roześmiał się.
- Co znaczy, że opuściłeś to miejsce, do którego przynależałeś - rzekł mężczyzna. - W mieście grają z sobą trzy potężne siły i każda z nich ma inną politykę… - starzec zawiesił głos na moment i westchnął. Wydawało się, że nad czymś zastanawia się. Niedługo zajęło mu podjęcie decyzji, gdyż wnet kontynuował. - Inną politykę… względem mnie - spojrzał na niego przeciągle. - Wygląda na to, że właśnie opuściłeś ludzi, którzy chcieliby mnie wyzwolić. Ale teraz już nie możesz powrócić.

Sharif odruchowo postawił jedną stopę w tył, by w razie czego być gotowym do odskoczenia poza zasięg bezpośredni sprzedawcy pocztówek. Przeklinał się w duchu, że swój pistolet schował do plecaka, by nie rzucał się w oczy. Z kim tak naprawdę miał do czynienia?, pytał się w myślach. I na ile ten ktoś był nieobliczalny?
- Kto trzyma twoje łańcuchy? - zapytał spokojnie, jakby przemawiał do tygrysa i próbował go oswoić.
Wnet mężczyzna podniósł oczy i nawiązał kontakt wzrokowy z Habidem. Teraz już nie wydawał się przenikliwy, a jedynie wyciszony i dobrotliwy.
- Uspokój się, chłopcze - rzekł łagodnie. I rzeczywiście Sharif poczuł, że zdenerwowanie znika z jego umysłu. Czy właśnie rzucono na niego czar? Nie był pewien. Nawet jeśli starzec poddał go działaniu jakiegoś uroku, to Habid i tak nie mógł czuć z tego powodu irytacji. Był spokojny, tak jak mu nakazano. Mężczyzna tymczasem kontynuował. - Moje łańcuchy… - zaczął. W jego głosie ukazało się pewne rzężenie, jak gdyby to właśnie metalowe ogniwa skrzypiały w jego krtani. - Trzyma je cały naród fiński - odparł. - A poza nim wszyscy, którzy zechcą - odparł dość niejednoznacznie.
- Nie rozumiem - odparł całkiem pogodnie, dziwiąc się własnemu głosu. - Jesteś jednym z Haltii? - dopytał, jednak nie natarczywie, a po prostu jakby prowadził całkiem neutralną pogawędkę.
- Haltije są jedynie zapachem pieczeni, który roznosi się wokół paleniska - odparł mężczyzna. - Ja natomiast jestem kucharzem - wytłumaczył. Następnie w jego ręce znalazła się talia kart. Czy pojawiła się tam znikąd? Sharif nie miał pojęcia. Starzec zaczął tasować, po czym rozpostarł je w dłoni na podobieństwo wachlarza. - Wybierzesz którąś tym razem? - zapytał.

Sharif wpatrywał się w talię jak zahipnotyzowany, a nawet wyciągnął przed siebie rękę, zginając i prostując na zmianę palce. Widać było, że się wahał, ale jego dłoń z każdą chwilą zbliżała się do kart. Już miał jedną pociągnąć, ale w ostatniej chwili zacisnął pięść. Podniósł wzrok na starca, a jego oczy uwydatniały mieszankę trwogi, troski oraz rozkojarzenia.
- Nie chcę znać swojego losu - odparł cicho i cofnął rękę. Jednocześnie czuł, jakby jego ciało oblało się ołowiem.
- A ja nie chcę ci go przepowiedzieć - odparł starzec. - Nie jestem okrutny, nie obarczyłbym cię taką klątwą. Niedługo jednak nadchodzi ten dzień - westchnął - kiedy znów moja natura zostanie zdeterminowana. Na kolejne pięćdziesiąt lat będę czynił dobro, a może zło. Lub też stanę się wolny - zwrócił oczy w górę, na niebo i uśmiechnął się. Przez ułamek sekundy wyglądał bardzo ludzko i krucho. Chwila jednak minęła i starzec ponownie zwrócił spojrzenie na Sharifa. - Te karty nie przepowiadają przyszłości - pokręcił głową.

- Za cokolwiek nie odpowiadają twoje karty… sam chcę decydować o swoim losie. Jako… istota zniewolona zapewne to rozumiesz - odparł, mimo wszystko raz jeszcze spuszczając spojrzenie na trzymaną przez starca talię. - Chciałbym ci pomóc, ale sam powiedziałeś, że nie mogę. Jeśli jednak Konsumenci próbują do ciebie dotrzeć, zapewne to zrobią.
Starzec spojrzał na niego ze smutkiem. Skinął głową.
- Obecnie wszystko mi jedno - rzekł. - Bez wolnej woli nie mogę jej pożądać. Chciałbym jednak odpocząć, jeśli to możliwe. Jestem już stary, moi przyjaciele odeszli, a wojny, które nadejdą… nikt nie chciałby być ich świadkiem. Jednak wszyscy będą - mruknął.

Odwrócił wachlarz kart i położył je na stoliku przed sobą. Każda z nich była pokryta przepięknie wykonaną ilustracją i podpisem. Jedna ukazywała pola zalewane strugami deszczu, inne wzgórza i sypiący na nie śnieg, jeszcze kolejna wybrzeże bombardowane salwą gradu. Inna przedstawiała łąkę zalewaną słonecznym światłem, następna równinę i niebo pokryte chmurami, a kolejna bagno, nad którym wznosił się gęsty kożuszek mgły.
- Mamy środek lata - rzekł. - Jednak ludzie powinni wiedzieć, że czas uciekać - westchnął, a następnie podniósł obrazy przedstawiające śnieg i grad. Chwycił je pomiędzy kciuk, a palec wskazujący. Następnie wyrzucił w powietrze. Sharif obserwował ich lot. Zmieniły się w dwa piękne ptaki, których nie potrafił rozpoznać. Pierwszy miał długi dziób błyszczący niczym diamenty. Drugi pióra tak długie, że wydawał się większy nawet od orła czy sokoła.
- Spoglądaj na nie - mruknął staruch.
Ptaki wzleciały ku słonecznemu niebu. To momentalnie pokryło się chmurami. Wnet pierwszy płatek śniegu zleciał na dłoń Sharifa i na niej stopniał. Po kilku sekundach rozszalała się zamieć lodowa i śnieżna. Ludzie w krótkich rękawach spoglądali na sobie w zdziwieniu, lecz większość z nich uciekała w poszukiwaniu dachu.
- Ty również powinieneś znaleźć schronienie - rzekł mężczyzna, spoglądając na Sharifa. Ten odniósł wrażenie, że staruszek nie mówi o przedziwnym zjawisku pogodowym.

 
Ombrose jest offline