Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-10-2017, 14:53   #201
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif sam: część pierwsza

Sharif opuścił kryjówkę Kościoła Konsumentów lżejszy o zabrany wcześniej sprzęt. Wychodząc na zewnątrz i zatrzymując się przed chatką czuł niepokój. Joakim miał rację. IBPI było potężnym przeciwnikiem, jeśli nie miało się równie silnego sojusznika, by z nim walczyć. Detektywi byli szkoleni do starcia z istotami fluxu oraz fanatykami od niego uzależnionymi. Jakim więc wyzwaniem miał być dla nich jeden człowiek, praktycznie bez przydatnej w zwarciu zdolności parapersonum? Bez wyposażenia, dobrej kryjówki ani wsparcia osób trzecich?
Irakijczyk poczuł skurcz w prawej ręce i zacisnął pięść. Alternatywa nie wchodziła w grę. Stając się pełnoprawnym Konsumentem oraz przyjmując większe moce, przestałby być niezależny. Czy potrafiłby się wtedy przeciwstawić autorytetowi Joakima? Czy ten miałby władzę do naginania woli swojego podwładnego?
- Kiedy świat zatonie, żadna barka nie zdoła przetrwać na powierzchni - powiedział do siebie i ruszył zdecydowanym krokiem ścieżką do przystani.

Musiał wydostać się z wyspy i wrócić na główny ląd. Potrzebował pieniędzy. Może IBPI nie zdążyło jeszcze zablokować jego karty kredytowej? Spróbuje wybrać z niej pieniądze. Posiadał jeszcze telefon oraz aparat, z pewnością coś warte. Nie miał też sprzętu, poza pistoletem i tym, co nosił w plecaku. Konsumenci mieli zostawić dla niego trochę gratów na dworcu w skrytce, jeszcze przed wykonaniem misji związanej z Alice. Wątpił, by od tego czasu któryś z nich zaprzątał sobie tym głowę, by pójść i je odzyskać. Poza tym musiał się schronić u kogoś do czasu, aż obmyśli dalszy plan. Kto był najbardziej nieuchwytną grupą w Helsinkach jak nie Valkoinen? Czas, by Sharif na poważnie spróbował ich wytropić. Być może zainteresuje ich wiedza o IBPI a przede wszystkim… o tajnym wejściu do ich oddziału.

Irakijczyk czuł narastającą ekscytację, kiedy kolejne kawałki układanki znajdowały swoje miejsce. Wyjął telefon i pozbawił go karty SIM, którą wyrzucił do mijanego kubła ze śmieciami.
Zerknął ostatni raz za siebie. Doznał dziwnego ukłucia w sercu, kiedy pomyślał o Alice. Czuł, jakby zostawiał ją na torach przed pędzącym pociągiem. Pomimo jego zawiłości uczuć, przywiązał się do niej w pewien sposób. Co zrobi z nią KK, jak już na dobre wbije w nią swe szpony? Kim się wtedy stanie? Nigdy nie należała do świata Sharifa, ale czy należała do Joakima? A może sama miała decydować o swoim losie, tak jak Habid?
Nie mógł jej teraz pomóc. I nawet, gdyby miał do tego środki, nie wiedział, czy ona tego chciała. Być może pierwszy raz była wśród swoich? Gdzieś, gdzie będzie czuła się dobrze, gdzie będzie rozumiana. Gdzieś, gdzie nigdy nie był Sharif.
Poradzisz sobie, pocieszył się w myślach.

Żałował też, że nie miał okazji pożegnać się z Bee. Tylko co więcej mógł jej powiedzieć? Była na niego zła, ponieważ… chciał zginąć w walce? A może chodziło o coś innego? Pewnie już nigdy tego nie wyjaśni. Cokolwiek by nie było, podobnie jak Alice, miała wokół ludzi, którzy się o nią zatroszczą. Szalonych, maniakalnych ale nadal ludzi.

Sharif Habid, pasterz z Iraku mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Wszystko, co zostawiał, było w miarę bezpieczne. Teraz nadszedł czas, by rozpocząć własną przygodę. Dowiedzieć się, kim naprawdę był i co oznaczał sen, który nawiedził go tego dnia.

Mężczyzna ruszył na północ wyspy Korkeasaari. Tak się szczęśliwie składało, że zoo było połączona z resztą stolicy przez most zwany przez miejscowych korkeasaaren silta. Był niestrzeżony i dotarcie do niego okazało się bezproblemowe. Sharif omijał pierwsze rodziny z dziećmi, które wyciągały swoje małe rączki w kierunku wybiegów dla tygrysów, lampartów, lwów… Wyglądało na to, że najgroźniejsze drapieżniki cieszyły się ich największym zainteresowaniem. W takim razie dobrze trafili. Wyspa zoo kryła ich więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Tyle że ci, których najbardziej należało się obawiać, nosili ludzką skórę.

Sharif wszedł na most. Ruszył ku Helsinkom, zastanawiając się, co odnajdzie w stolicy Finlandii. Prawdę o przeszłości i tym, kim był oraz kim stanie się? A może jedynie śmierć z rąk któregoś z licznych wrogów? Na miłość IBPI nie mógł liczyć, natomiast KK najwięcej zyskałoby, mordując go po cichu jeszcze zanim zdążył opuścić chatkę. Pozostawała wiara w Valkoinen. Finlandzka organizacja zdawała się najbardziej niepoznaną, dziką kartę, dzięki której mógł wybić się wysoko… lub też dotkliwie upaść.


W pierwszej chwili musiał jednak odnaleźć bankomat. Zadanie, choć trywialne, wcale nie było takie proste. Sharif mógłby odnaleźć ją w wyszukiwarce, jednak jego komórka nie posiadała dostępu do internetu po tym, jak wyrzucił kartę SIM. W międzyczasie Habid dotarł na drugą stronę mostu i znajdował się przed budynkiem w kształcie półksiężyca. Początko wziął go za stację benzynową, lecz była to restauracja o nazwie Bron Bistro & Cafe.

Obserwując kątem oka otoczenie, ruszył z pochyloną głową w stronę restauracji. Jako że Helsinki będąc stolicą roiły się od turystów, z pewnością nikogo nie zdziwi pytanie o położenie najbliższego bankomatu. Dwie kelnerki spojrzały po sobie, po czym zaczęły się naradzać. Niestety w pobliżu nie było żadnego. Klienci płacili zazwyczaj kartami. Wnet przekazały mężczyźnie, że jeden automat znajduje się przy sklepie spożywczym Alepa Kulosaari, a drugi przy lombardzie Helsingin Pantti. Pierwszy znajdował się na zachodzie Helsinek, a drugi na wschodzie w pobliżu centrum miasta. Około pół godziny drogi w obu przypadkach.
Lombard brzmiał bardziej obiecująco. W przypadku braku środków na koncie mógł się pozbyć w nim swojej elektroniki. Oczywiście po bardzo niekorzystnej cenie, ale nie miał teraz czasu ani możliwości wystawiać jej na internetowej aukcji.
Dopytał więc o drogę do wspomnianego miejsca oraz jakieś ważniejsze punkty odniesienia.

Wnet znalazł się na miejscu. Marsz nie był zbyt wykańczający. Wpierw Sharif podziwiał park rozrywki wznoszący się po jego prawej. Następnie wszedł na most Isoisänsilta i ruszył ulicą Parrulaituri, a potem Käenkuja. Wreszcie ujrzał The Kindergarden Museum, a obok lombard. Szczęśliwie okazało się, że nie musiał korzystać z jego usług. Karta kredytowa wciąż była sprawna, a na koncie pieniądze okazały się dostępne. Sharif mógł wypłacić gotówkę bez żadnych przeszkód.

Agent Konsumentów, a właściwie już wolny strzelec wiedział, że IBPI bez problemu namierzy go po tej transakcji. Nie miał jednak większego wyboru. Musiał zostać w mieście, jeśli chciał znaleźć trop Valkoinen. Jeśli będzie działał wystarczająco szybko, zdąży zniknąć z radaru, nim dopadnie go byłe szefostwo.
Nadal bacząc, czy ktoś go nie śledzi, sprawdził, jak wielką sumą operował i natychmiast wypłacił z tego wszystko, a przynajmniej tyle, na ile pozwalał mu limit.
Okazało się, że bankomat posiadał w gotówce tylko dwa tysiące Euro. Sharif przeliczył banknoty i schował je do portfela. Na karcie kredytowej pozostało jeszcze trochę pieniędzy, jednak teraz było już ich znacznie mniej. Habid od razu poczuł się nieco pewniej, mając przy sobie środki, dzięki którym mógł zapewnić sobie wikt i opierunek.
Mając pieniądze, mógł przejść do drugiego punktu planu, to jest odzyskanie sprzętu. W tym celu zaczął łapać taksówkę, by dostać się na dworzec, gdzie Konsumenci mieli zostawić dla niego niespodziankę w depozycie.

Dojazd zajął kolejne pół godziny. Sharif kierował się w samo centrum miasta, i to w południe. Godzina szczytu była nieubłagana. W końcu ujrzał charakterystyczny zarys dworca. Zapłacił taksówkarzowi i wyszedł. Rozejrzał się wokoło. Wyglądało na to, że nikt go nie śledził - pomimo tego, że przed chwilą użył karty kredytowej IBPI. Najwyraźniej służby organizacji nie posiadały tak dobrego refleksu… lub też były niezwykle subtelne. Habid nie spostrzegł również śladów Kościoła Konsumentów, choć zdawało się mało prawdopodobne, że konsumenci tak po prostu puścili go, nie monitorując jego dalszych kroków w żaden sposób. Być może sądzili, że Sharif nie ma żadnego pola manewru i nie warto śledzić jego działań, bo nie jest w stanie nic uczynić. Albo też uważali, iż IBPI go od razu wykończy.


Sharif już miał wejść do środka, kiedy ujrzał stragan z pocztówkami. Czuwał nad nim ten sam staruszek, którego mężczyzna ujrzał tuż po przybyciu do Helsinek. Niezwykły zbieg okoliczności… to przecież były zupełnie różne miejsca! Sprzedawca był kompletnie pochłonięty rozmową z klientką i nie zauważył Habida.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 14-10-2017, 15:05   #202
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Sharif sam: część druga

Sharif cały czas myślał o następnych krokach, wybiegając daleko w przyszłość. Spotkanie starszego mężczyzny z jego przeszłości wybił go z rytmu. Zignorował go wtedy, może powinien zignorować go teraz? Tylko, że teraz był sam. Jeśli chciał osiągnąć swoje cele, musiał zmienić podejście. Zaczął więc od podejścia do straganu, by przyjrzeć się pocztówkom staruszka.

Nie zmieniły się od poprzedniego razu. Najróżniejsze panoramy Helsinek wyglądały zjawiskowo na wielu rodzajach formatów. Niektóre z nich Sharif nawet rozpoznawał. Na przykład widok z lotu ptaka na Suomenlinnę, albo zarys jeziora Bodom.
- Widzimy się ponownie - rzekł starzec, po odprawieniu klientki z kubkiem z wizerunkiem tutejszej katedry. Spojrzał na Sharifa przeciągle i uprzejmie… jak gdyby, być może, spodziewał się go.
Irakijczyk pokiwał głową i założył ręce na piersi, odwzajemniając ostrożne spojrzenie.
- Nie wziąłem twojej karty. Od tego czasu wiele się wydarzyło. Skąd mam wiedzieć, czy za jej sprawą moje losy potoczyłyby się inaczej? - zapytał bez ogródek.
- Zapewne nie potoczyłyby się inaczej - odparł mężczyzna ze śladem smutku w głosie. - Ale to już moja tragedia, a nie twoja, chłopcze - staruch westchnął. - Odpowiesz mi na pewne pytanie? W nagrodę powiem ci, gdzie znajdziesz swoich prawdziwych przyjaciół - przyrzekł.

Były agent Konsumentów oraz Detektyw IBPI przekrzywił głowę, przyglądając się swojemu rozmówcy. Nie mógł ukryć faktu, że ten zaczął go intrygować. Sharif zastanawiał się tylko, czy i dla kogo pracował. A może naprawdę był swobodnie pływającym indywiduum po morzu tego szaleństwa? Miałby coś wspólnego z Khalidem. Czy ryzykował, zatrzymując się i rozmawiając z nim? Prawdopodobnie tak. Miał jednak ten komfort, że już niewiele zostało mu do stracenia. No może poza odrobiną czasu.
- Moi prawdziwi przyjaciele zginęli dawno temu, dziadku - odparł, kręcąc głową. - Pytaj jednak, bo to może ostatnia okazja.
Mężczyzna westchnął.
- Moi prawdziwi przyjaciele też zginęli dawno temu - mężczyzna skinął głową. - Takie uroki młodości. Ty jednak jesteś jeszcze młody. Nie powinieneś znać smaku tego bólu - rzekł łagodnie. - A oto moje pytanie. Potraktuj je abstrakcyjnie. Wybierz jedną z trzech opcji, bez zbędnego filozofowania - poprosił. - Co jest właściwe i jak należy postąpić, mając następujące możliwości? - zapytał, po czym zaczął wymieniać. - Po pierwsze, zniewolić kogoś, aby czynił dobro. Po drugie, zniewolić kogoś, aby czynił zło. Po trzecie, zniszczyć łańcuchy tego kogoś i zwrócić mu wolną wolę?
Starzec przeniósł bardzo przytomne i ostre spojrzenie na Sharifa. Niedawno przywódca Kościoła Konsumentów również przeszywał go wzrokiem, lecz wtedy było to mimo wszystko dość normalne. Tym razem jednak Habid odniósł wrażenie, że oczy, które na niego spoglądają, nie należą do człowieka. I nigdy do człowieka nie należały.

Irakijczyk zamarł na moment, wpatrując się w te surowe oczy, jednocześnie czując, jak dostaje gęsiej skórki. Na tę chwilę ożywił się, jakby siła spojrzenia starszego mężczyzny udzieliła się i jemu. Z jednej strony chciał mu się podporządkować, z drugiej z kolei stawiał temu zacięty opór.
- Najwięcej zła powstaje z wolnej woli. Dlatego wolałbym rozkuć te łańcuchy i patrzeć, jak człowiek niszczy wszystko wokół siebie - odparł Sharif hardo, jakby próbował dodać sobie odwagi swoim tonem.
Mężczyzna roześmiał się.
- Co znaczy, że opuściłeś to miejsce, do którego przynależałeś - rzekł mężczyzna. - W mieście grają z sobą trzy potężne siły i każda z nich ma inną politykę… - starzec zawiesił głos na moment i westchnął. Wydawało się, że nad czymś zastanawia się. Niedługo zajęło mu podjęcie decyzji, gdyż wnet kontynuował. - Inną politykę… względem mnie - spojrzał na niego przeciągle. - Wygląda na to, że właśnie opuściłeś ludzi, którzy chcieliby mnie wyzwolić. Ale teraz już nie możesz powrócić.

Sharif odruchowo postawił jedną stopę w tył, by w razie czego być gotowym do odskoczenia poza zasięg bezpośredni sprzedawcy pocztówek. Przeklinał się w duchu, że swój pistolet schował do plecaka, by nie rzucał się w oczy. Z kim tak naprawdę miał do czynienia?, pytał się w myślach. I na ile ten ktoś był nieobliczalny?
- Kto trzyma twoje łańcuchy? - zapytał spokojnie, jakby przemawiał do tygrysa i próbował go oswoić.
Wnet mężczyzna podniósł oczy i nawiązał kontakt wzrokowy z Habidem. Teraz już nie wydawał się przenikliwy, a jedynie wyciszony i dobrotliwy.
- Uspokój się, chłopcze - rzekł łagodnie. I rzeczywiście Sharif poczuł, że zdenerwowanie znika z jego umysłu. Czy właśnie rzucono na niego czar? Nie był pewien. Nawet jeśli starzec poddał go działaniu jakiegoś uroku, to Habid i tak nie mógł czuć z tego powodu irytacji. Był spokojny, tak jak mu nakazano. Mężczyzna tymczasem kontynuował. - Moje łańcuchy… - zaczął. W jego głosie ukazało się pewne rzężenie, jak gdyby to właśnie metalowe ogniwa skrzypiały w jego krtani. - Trzyma je cały naród fiński - odparł. - A poza nim wszyscy, którzy zechcą - odparł dość niejednoznacznie.
- Nie rozumiem - odparł całkiem pogodnie, dziwiąc się własnemu głosu. - Jesteś jednym z Haltii? - dopytał, jednak nie natarczywie, a po prostu jakby prowadził całkiem neutralną pogawędkę.
- Haltije są jedynie zapachem pieczeni, który roznosi się wokół paleniska - odparł mężczyzna. - Ja natomiast jestem kucharzem - wytłumaczył. Następnie w jego ręce znalazła się talia kart. Czy pojawiła się tam znikąd? Sharif nie miał pojęcia. Starzec zaczął tasować, po czym rozpostarł je w dłoni na podobieństwo wachlarza. - Wybierzesz którąś tym razem? - zapytał.

Sharif wpatrywał się w talię jak zahipnotyzowany, a nawet wyciągnął przed siebie rękę, zginając i prostując na zmianę palce. Widać było, że się wahał, ale jego dłoń z każdą chwilą zbliżała się do kart. Już miał jedną pociągnąć, ale w ostatniej chwili zacisnął pięść. Podniósł wzrok na starca, a jego oczy uwydatniały mieszankę trwogi, troski oraz rozkojarzenia.
- Nie chcę znać swojego losu - odparł cicho i cofnął rękę. Jednocześnie czuł, jakby jego ciało oblało się ołowiem.
- A ja nie chcę ci go przepowiedzieć - odparł starzec. - Nie jestem okrutny, nie obarczyłbym cię taką klątwą. Niedługo jednak nadchodzi ten dzień - westchnął - kiedy znów moja natura zostanie zdeterminowana. Na kolejne pięćdziesiąt lat będę czynił dobro, a może zło. Lub też stanę się wolny - zwrócił oczy w górę, na niebo i uśmiechnął się. Przez ułamek sekundy wyglądał bardzo ludzko i krucho. Chwila jednak minęła i starzec ponownie zwrócił spojrzenie na Sharifa. - Te karty nie przepowiadają przyszłości - pokręcił głową.

- Za cokolwiek nie odpowiadają twoje karty… sam chcę decydować o swoim losie. Jako… istota zniewolona zapewne to rozumiesz - odparł, mimo wszystko raz jeszcze spuszczając spojrzenie na trzymaną przez starca talię. - Chciałbym ci pomóc, ale sam powiedziałeś, że nie mogę. Jeśli jednak Konsumenci próbują do ciebie dotrzeć, zapewne to zrobią.
Starzec spojrzał na niego ze smutkiem. Skinął głową.
- Obecnie wszystko mi jedno - rzekł. - Bez wolnej woli nie mogę jej pożądać. Chciałbym jednak odpocząć, jeśli to możliwe. Jestem już stary, moi przyjaciele odeszli, a wojny, które nadejdą… nikt nie chciałby być ich świadkiem. Jednak wszyscy będą - mruknął.

Odwrócił wachlarz kart i położył je na stoliku przed sobą. Każda z nich była pokryta przepięknie wykonaną ilustracją i podpisem. Jedna ukazywała pola zalewane strugami deszczu, inne wzgórza i sypiący na nie śnieg, jeszcze kolejna wybrzeże bombardowane salwą gradu. Inna przedstawiała łąkę zalewaną słonecznym światłem, następna równinę i niebo pokryte chmurami, a kolejna bagno, nad którym wznosił się gęsty kożuszek mgły.
- Mamy środek lata - rzekł. - Jednak ludzie powinni wiedzieć, że czas uciekać - westchnął, a następnie podniósł obrazy przedstawiające śnieg i grad. Chwycił je pomiędzy kciuk, a palec wskazujący. Następnie wyrzucił w powietrze. Sharif obserwował ich lot. Zmieniły się w dwa piękne ptaki, których nie potrafił rozpoznać. Pierwszy miał długi dziób błyszczący niczym diamenty. Drugi pióra tak długie, że wydawał się większy nawet od orła czy sokoła.
- Spoglądaj na nie - mruknął staruch.
Ptaki wzleciały ku słonecznemu niebu. To momentalnie pokryło się chmurami. Wnet pierwszy płatek śniegu zleciał na dłoń Sharifa i na niej stopniał. Po kilku sekundach rozszalała się zamieć lodowa i śnieżna. Ludzie w krótkich rękawach spoglądali na sobie w zdziwieniu, lecz większość z nich uciekała w poszukiwaniu dachu.
- Ty również powinieneś znaleźć schronienie - rzekł mężczyzna, spoglądając na Sharifa. Ten odniósł wrażenie, że staruszek nie mówi o przedziwnym zjawisku pogodowym.

 
Ombrose jest offline  
Stary 14-10-2017, 19:09   #203
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif sam: część trzecia

- Jak twoje imię, bym mógł cię zapamiętać? - zapytał niemal szeptem, przyglądając się z podziwem staruszkowi. W końcu ktoś, kto miał moc kontroli pogody mógł mieć we władaniu cały świat.
- Jeżeli do tej pory nie wydarzyło się nic, dzięki czemu mógłbyś mnie zapamiętać, to poznanie imienia zapewne niewiele pomoże - mężczyzna zażartował, po czym zarzucił na siebie skromny, obdarty płaszcz. - Obawiam się, że nici z interesu - westchnął, po czym zaczął prędko chować pocztówki i inne bibeloty. Na szczęście nie było ich wiele, dzięki czemu wnet mógł zamknąć stoisko.
- W takim razie do zobaczenia - rzucił Sharif po cichym westchnieniu. - Obyś odzyskał swoją wolność.
- Dziękuję, to miłe - odparł staruszek. - A tobie życzę powrotu wspomnień - rzekł, po czym zastanowił się przez chwilę. - Choć skoro nie chciałeś poznać swojej przyszłości, to zapewne przeszłość również powinna zostać zamknięta pod kluczem - to mówiąc, schował do kieszeni klucz do stoiska i założył skromny kapelusz, który dawał niewielką ochronę przed zimnym śniegiem i kłującym gradem.

Irakijczyk posłał mu jeszcze jedno spojrzenie i nawet wysilił się na lekki uśmiech. Nie powiedział już nic więcej, tylko skinął mu głową i kurcząc się lekko pod szalejącym zimnem, ruszył dalej w swoją stronę.
Wpierw szedł wolno, lecz wnet ruszył biegiem w kierunku dworca, kiedy pogoda stała się jeszcze bardziej nieznośna. Wszedł do środka przez drzwi, spoglądając nieskończoną ilość ludzi, która również ociekała wodą. Wokoło rozlegał się gwar i szum. Podniesione głosy komentowały najróżniejsze rzeczy, jednak pogoda była głównym tematem. Nad Helsinkami wznosiła się okropna zamieć. Ciemne chmury wyglądały dramatycznie, jak gdyby wnet świat miał się skończyć. Wnet Sharif przesunął wzrok w dół. Stoisko z pocztówkami zniknęło, podobnie jak staruszek.

Habid wiedział, że starszy człowiek, czy jakakolwiek istota, która mogła przybrać ludzką skórę, miała rację. Nie zapomni jej i przeczuwał również, że wielu zapadną w pamięć skutki jego czynów. Westchnął i obejrzał się ponownie na dworzec. Musiał w całym tym zgiełku dotrzeć do depozytu. Zaczął więc się przechadzać w tłumie oraz rozglądać. Miał również plan zapytać kogoś z obsługi dworca.


Sharif rozglądał się w poszukiwaniu depozytu. Poczuł gęsią skórkę na ramionach. Przemókł i zrobiło mu się zimno. A nawet nie miał przy sobie ubrań na zmianę, choć przebrać zapewne mógł się w dworcowej toalecie. Drżenie przypomniało mu kąpiel w podziemnym jeziorze, gdzie prawie stracił życie z powodu hipotermii. Z utratą ciepła nie należało igrać, choć nie wyglądało na to, aby życie Sharifa było teraz w jakimkolwiek niebezpieczeństwie. A jeśli już, to nie z powodu śniegu i gradu.
Odnalazł szafki nawet bez pomocy obsługi dworca. Stały w rogu wielkiej hali, w widoczny sposób ponumerowane.

Sharif przechadzał się między szafkami, próbując sobie przypomnieć numer tej, w której miał odebrać sprzęt od Konsumentów. Niestety nie miał ze sobą notatek, a od momentu rozmowy z SI Kościoła, minęło trochę czasu, do tego przepełnionego emocjami, więc i pamięć zaszwankowała. Kiedy już zatrzymał się przed szufladzie, która wydawała mu się właściwą, napotkał kolejną przeszkodę, to jest kod PIN. Głowił się i sapał, próbując kilku kombinacji, ale albo szafka była niewłaściwa, albo wprowadzany kod się nie zgadzał. Nie mógł przecież sprawdzać każdej po kolei, by nie wzbudzać podejrzeń, dlatego po dziesięciu minutach bezowocnej walki, poddał się i przeklinając siebie w duchu, ruszył w stronę wyjścia.
Nie miał sprzętu, ale to jeszcze nie wykluczało powodzenia jego misji. Przynajmniej miał pieniądze, które powinny mu wystarczyć na kilka, może kilkanaście dni. Z tymi myślami wyszedł ponownie na śnieg i zawieruchę. Musiał znaleźć jakiś tani hotel, w którym mógłby się zatrzymać. Najprościej będzie złapać taksówkę, pomyślał.

Hotel nie był jedyną rzeczą, której potrzebował. Sharif robił się coraz bardziej głodny. Wydawało się to niewiarygodne, ale pośród tego całego, paranormalnego helsińskiego zamieszania podstawowe potrzeby ciała również trzeba było zaspokajać. Poza tym przydałby się również komplet nowych ubrań, o ile nie chciał spędzić wieczności, susząc w pokoju swoich obecnych.

Niestety wszystkie taksówki zniknęły w czasie, który spędził w dworcu, próbując dostać się do szafki Kościoła Konsumentów. Wtem jednak spostrzegł autobus nadjeżdżający w kierunku pobliskiego przystanku. Sharif mógł pobiec i zdążyć, jednak nie wiedział, w jaką stronę jedzie pojazd.

Sharif szybko przekalkulował w głowie, że właściwie nie ma już wiele do stracenia, a w autobusie przynajmniej schroni się przed pogodą nieco ogrzeje. Dlatego przyśpieszył kroku i pędząc niczym zawodowy sprinter, rzucił się w stronę przystanku. W porę znalazł się w środku. Wnet pojazd ruszył ulicą Kaivokatu, która wnet zmieniła się w Simonkatu. Wydawało się, że Habid podjął właściwą decyzję, gdyż już następny przystanek ukazał dwa centrum handlowe, których widok nie dziwił w centrum stolicy Finlandii. Po lewej stronie wznosiło się centrum handlowe Forum, a po prawej Kampin Keskus. Habid mógł wysiąść w poszukiwaniu przydatnych zakupów. Chyba że wolał w pierwszej kolejności znaleźć miejsce do spania.

Ubrania nie były jego priorytetem, ważniejsza była kryjówka. Postanowił wysiąść w poszukiwaniu jakiegoś przystępnego cenowo hotelu. Jeśliby jednak po drodze mijał sklep z ubraniami, mógłby coś sobie jednak kupić na przebranie.
Jednak sklepy wydawały się kompletnie pochowane w dużych centrach handlowych. Wtem mężczyzna spostrzegł dużą, masywną sylwetkę hotelu Scandic Simonkenttä. Po wejściu do środka Sharif usłyszał w eleganckiej recepcji, że koszt wynajęcia pokoju dwuosobowego wynosi sto pięćdziesiąt euro.

[MEDIA][/MEDIA]

Sharif wynajął pokój bez większego zastanowienia. Nim jednak udał się na odpoczynek lub cokolwiek, jeszcze raz wyszedł na zewnątrz.
Wrócił się do centrum handlowego. Kupił tam nowe ubrania, to jest skórzaną kurtkę w ciemny brąz oraz biały podkoszulek, a do tego modne jeansy i stylowe skórzane buty, plus oczywiście komplet bielizny. Uwieńczeniem nowego przebrania miał być posrebrzany, elegancki zegarek wskazówkowy.
Następnie zaopatrzył się w nową kartę SIM oraz ładowarkę do telefonu - poprzednia została w chatce letniskowej, która spłonęła. Żałował, że nie wziął wtedy ze sobą koperty z wywiadem na temat ich misji. Pamiętał jeszcze kluczowe informacje, ale obawiał się, że niektóre detale mogą mu uciec, tak jak było w przypadku kodem PIN do skrytki na dworcu.
Na koniec jeszcze kupił jedzenie na wynos i wrócił do hotelu. Wychodząc minął sklep z książkami, skąd wyniósł po uprzednim zapłaceniu poradnik pokerzysty.

Trafiając z powrotem do hotelowego pokoju, odetchnął z ulgą. Było tam schludnie oraz ciepło i mógł wreszcie zaznać odrobiny prywatności. Szybko zdarł z siebie brudne oraz przemoknięte ubrania i wskoczył pod prysznic. Po długiej a przede wszystkim odprężającej kąpieli, ogolił głowę i przystrzygł brodę. Kiedy skończył, owinięty w sam ręcznik opadł ciężko na łóżko. Te było tak wygodne, że nie pragnął nic innego, jak tylko w nim zasnąć, przygnieciony trudami ostatnich dni. Nie mógł jednak jeszcze tego zrobić, dlatego walcząc z wyczerpaniem, podniósł się do siadu i skonsumował zimny już posiłek.

Nim zasnął, zdążył jeszcze poczytać o grze w pokera. Co prawda znał podstawy, bowiem swego czasu grywał ze Siergiejem oraz jego Rosyjskimi kompanami, ale wolał sobie wszystko odświeżyć, a może nauczyć się czegoś nowego. Ta wiedza mogła mu się przydać, kiedy jutro odwiedzi Grand Casino Helsinki. Wciąż pamiętał osobą Lea Virtanen, twarz tego kasyna. Jeśli chciał gdzieś rozpocząć infiltrację Valkoinen, tam powinien zacząć. Na szczęście dowiedział się, że kasyno było otwarte od dwunastej do czwartej w nocy, toteż nie musiał czekać na wieczór. Pytanie brzmiało tylko, czy zastanie w środku Leę, ale to już musiał sprawdzić osobiście.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 14-10-2017 o 19:15.
MTM jest offline  
Stary 16-10-2017, 06:58   #204
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Wybrała numer, z którego dostała smsa od Talli. Tym razem nie musiała długo czekać. Wnet usłyszała znajomy głos czarnoskórej kobiety, z którą utrzymywała kontakt w przerwach pomiędzy misjami. Strażniczka z Ergastulum na Antarktydzie brzmiała na opanowaną, jak zwykle zresztą.
- Witaj Lotte - rzekła. - Cieszę się, że dzwonisz. Przepraszam, że nie skontaktowałam się z tobą wcześniej.
- Cześć – odparła jakby z trudem, a jednocześnie z pośpiechem. – Wspomniałaś, że jesteś w Helsinkach. Tak się składa, że ja też i nasze cele mogą być wspólne. Nie wiem co tam u was się wydarzyło, po smsie nie brzmiało to dobrze. U mnie nie jest lepiej. Mam jakieś de ja vue sprzed roku. Znowu KK i znowu sprawy boskie, zdrady i zgony.
- Życie w IBPI podsumowane w jednym zdaniu - westchnęła Tallah. - Jesteś cała? Co z twoim zespołem? Czy możesz się ze mną spotkać? Nazwij mnie paranoiczką, ale nie ufam telefonom. W tej chwili nie mam przydzielonego zadania, więc mogę zająć się twoją sprawą. Na szczęście dobry los zesłał nas w to samo miasto.
- Nic mi nie jest, jeszcze. – Odparła spokojnie. – Chętnie spotkam się z tobą. Tym bardziej, że nie mam nikogo innego godnego zaufania. Przydzielone mi zadanie też jest po części spalone. Ktoś z Portland prawdopodobnie wystawił nas. Z pięciu przydzielonych chyba zostałam tylko ja, dwie może nawet trzy mogą nie żyć, a rodzynek na pewno jest zdrajcą. Tylko mnie jeszcze nie wykończyli. – Powiedziała trochę zrezygnowanym tonem. – Masz rację, nie ma co gadać przez telefon. Gdzie możemy spotkać się. Jestem niedaleko centrum miasta.
- Nawet nie masz pojęcia, co ten rodzynek nawywijał. - odparła Tallah. - Rok temu również byłaś prawie że jedyną przetrwałą osobą w składzie. Nie padasz łatwo na polu bitwy. Jednak mam nadzieję, że mylisz się i nie wszyscy zginęli. Już i tak straciliśmy dużo krwi w naszych szeregach - Tallah westchnęła. - Na dodatek dużo moich kolegów z pracy rozproszyło się na najróżniejszych misjach. Ale to nie jest czas na tkliwości. Ja znajduję się w hotelu w centrum. Może spotkajmy się gdzieś blisko ciebie. Mam samochód i jestem mobilna, nie wiem, jak ty.
- Ja jestem tym co uda mi się złapać –uśmiechnęła się do siebie. – I jeszcze mam nadbagaż, ale bardzo potrzebny… Jestem na cmentarzu Hietaniemi. Najlepsze będzie jakieś miejsce, w którym porozmawiamy swobodnie i będę mogła mieć na oku moją towarzyszkę. W sumie to nie mam pomysłu gdzie. Może pokój hotelowy, bo jakieś miejsce publiczne, kawiarnia, restauracja czy centrum handlowe nie jest bezpieczne. Masz jakiś lepszy pomysł?
- Staram się unikać hoteli i kościołów tak bardzo, jak to tylko możliwe, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Zapewne wybuchy nie przytrafiają się w przypadkowych obiektach tego typu, lecz i tak wolę trzymać się od nich z daleka. Co powiesz o SkyWheel Helsinki przy Katajanokanlaituri 2? To lunapark. Moglibyśmy zamknąć się w diabelskim kole i spokojnie pogadać. Nie sądzę, żeby miała wydarzyć się jakaś awaria. Jeżeli ktoś miałby jej dopomóc, to równie dobrze mógłby zaskoczyć nas w każdym innym miejscu. A wydaje mi się, że lunapark jest dość nieoczywistym miejscem i nikomu nie przyjdzie do głowy szukać tam poważnych detektywów IBPI.
- Brzmi świetnie – odparła z zadowoleniem. – Postaram się być tam jak najszybciej. Zamówię taksówkę, gdzie dokładnie spotkamy się czy jak już będę na miejscu to zadzwonić do ciebie?
- Przed kasą z biletami. Jeżeli jest kilka, to wybierzmy tę najdalej wejścia. To już moja prywatna ułomność, lecz zazwyczaj robię wszystko co mogę, aby nie widziano mnie z ulicy. Czuję się wtedy bezpieczniej - Tallah po części zażartowała, po części powiedziała z pełną powagą.
- Z tego co patrzę, mam jakieś dwadzieścia minut samochodem. – Lotte przeglądnęła w międzyczasie mapę na telefonie. – Będę tam pewnie wcześniej, ale umówmy się, że za godzinę.
- Będę czekała - Tallah przyrzekła, po czym pożegnała się i rozłączyła się. Lotte spojrzała na ekran telefonu, po czym schowała go. Już miała zrobić krok, kiedy niespodziewanie wyczuła czyjąś obecność.

Spostrzegła mężczyznę siedzącego na pobliskim grobie. Spoglądał na Visser, pozostając w bezruchu. Kiedy tam się znalazł?! Jak to możliwe, że Lotte nie usłyszała jego kroków?! Jak długo przysłuchiwał się jej rozmowie?! Ubrany był w czarne spodnie i biały podkoszulek. Był bardzo przystojny, mógłby uchodzić za modela. Jego uroda zdawała się jednak na swój sposób alarmująca. Bardzo jasna karnacja, białe włosy i zarost… Lotte zrozumiała, że ma przed sobą albinosa. Na jego ramieniu widniało znajome znamię w kształcie młota. Najwidoczniej był on trzecim i ostatnim naznaczonym przez Ukka mężczyzną.


Mężczyzna w dalszym ciągu pozostał w bezruchu, choć bez wątpienia zauważył, że Lotte spostrzegła jego obecność. Nic nie mówił, a jedynie spoglądał na nią przeciągle. Visser poczuła gęsią skórkę na ramionach. Nieznajomy roztaczał przedziwną, mroczną aurę. W porównaniu z nim otaczający ich cmentarz wydawał się wesołym miejscem. W dalszym ciągu milczał, nie spuszczając wzroku z detektyw. Nie wiedząc czemu poczuła, że to jest Lumi. Na pewno nie podpowiedział jej to umysł, tylko przeczucie. Przyjrzała się mu uważnie, jak oddycha, jak patrzy na nią, jak wygląda. Schowała powoli telefon do kieszenie spodni, analizując sytuację, w której znalazła się oraz nieznajomego. Szybko odegnała myśl kim on mógł być i nazwała go „nieznajomym”.
- Mam się ciebie obawiać? – Zapytała spokojnie.
Mężczyzna nic na to nie rzekł, co już samo w sobie było odpowiedzią. Spojrzał na Lotte bez śladu zainteresowania i wstał. Jednak pozostał w miejscu.
- Potrzebuję kobiety krwi Aalto - rzekł. Jego głos był ochrypły i nieprzyjemny. Przypominał trzeszczenie śniegu. - Dlatego tutaj przyszliśmy.
Lotte rozejrzała się. Nagle ujrzała, że ludzie rozproszeni na cmentarzu - starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni - przestali opłakiwać groby i zwrócili się w kierunku jej i nieznajomego. Zaczęli powoli przybliżać się. Było ich co najmniej dwudziestu, może nawet trzydziestu.
- Po dobroci, albo siłą? – Zapytała retorycznie. Mimo tego w jakiej sytuacji znalazła się, to nie miała zamiaru zgodzić się na to czego chcieli. Jej wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się, że krew Aalto będzie potrzebna, dlatego ukryła Ismo. O Mikaelę chciała zadbać sama i właśnie stanęła przed próbą, czy temu podoła. Teoretycznie nie mieli kodu do podziemi, więc Pentti była bezpieczna przez jakiś czas. Gorzej z Lotte, ale tym mniej przejmowała się, była bardziej zła, że nie dostrzegła co się wokół niej dzieje. A może choćby bardzo starała się, to i tak nie była w stanie tego zrobić?
- A to już zależy od ciebie - odparł mężczyzna. Jego twarz pozostawała bez wyrazu, jak gdyby mięśnie mimiczne były sparaliżowane. Wyjął z kieszeni komórkę i spojrzał na ekran. - Wiem, że jest w środku - rzekł. Wydawało się, że namierzył je, korzystając z nawigacji. Lotte momentalnie przypomniała sobie scenę przed muzeum, kiedy napastnik zaatakował Mikaelę i zaczął grzebać w jej torebce. Zapewne właśnie wtedy umieścił w środku nadajnik GPS.

Z innej strony nadeszła atrakcyjna kobieta. Lotte ją rozpoznała. To była Lea, czy też Josefiina. Przybliżyła się do albinosa i czule położyła mu dłoń na ramieniu. Tym samym potwierdzając hipotezę Lotte co do jego tożsamości.
- Lumi potrafi być trochę szorstki - rzekła cicho, jakby nieśmiało. - Jednak nie zależy mu na konflikcie. Chciałby zaproponować ci pewny układ.
- Wymianę - albinos zachrypiał.
- Co macie na myśli? – Zapytała trochę zaskoczona, choć tego nie okazała.
- Otóż… - Lea zawiesiła głos. - Posiadamy możliwości, które wydawałyby się nieprawdopodobne.
- Mogę wskrzesić jedną osobę, o którą poprosisz - Lumi spojrzał na Lotte przytomnie. - Nie będę potrzebował jej kości. Wystarczy imię i nazwisko. Jedyny warunek jest taki, że śmierć tej osoby nie mogła nastąpić dalej niż pięć lat temu.
Lea spojrzała na mężczyznę, lekko przestraszona jego bezpośredniością.
- Jestem żywym przykładem, że te słowa są prawdziwe - rzekła Virtanen, spoglądając na Lotte.
- Czemu mam w to uwierzyć? – Starała się trzymać dystans do ich słów i nie dać ponieść się emocjom, które coraz silniej zaczęły kłębić się w niej. – Nie widziałam twojej śmierci, ani powrotu do żywych. Co jeśli nie zgodzę się?
- Ja przywrócę zmarłą osobę, a ty po tym oddasz mi Mikaelę - odparł Lumi. - Jeżeli po wykonaniu mojej części umowy ty nie dotrzymasz swojej, to zabiję zmartwychwstańca.

Wyglądało na to, że przywódca Valkoinen mógł uczynić to tu i teraz. Lotte, spoglądając na niego, odniosła wrażenie, że nie rozmawia z człowiekiem. Mężczyzna roztaczał bardzo gęstą, ciemną aurę, która miała posmak klątwy Mikaeli. Odcień czaru nie był dokładnie taki sam, lecz bardzo podobny. W przypadku archeolożki zdawał się bardzo mocny, jednak był niczym w porównaniu do intensywności ducha Lumiego.
- Choć ciężko mi w to uwierzyć, to rozumiem co do mnie mówisz. Co jeśli nie zgodzę się na tą „transakcję”. – Zapytała spokojnie, choć dosyć ostro. Wzbierała w niej złość, bo czuła ciężar tej decyzji.
- Potrafię życie odbierać równie łatwo, co je dawać - powiedział niczym Bóg.
Wyglądało na to, że Valkoinen nie było zwykłą mafią. A przynajmniej jego przywódca wydawał się posiadać szczególne właściwości.
- Nie potrzebujemy wrogów - włączyła się Lea. - Wolimy uczynić twoje życie lepszym, niż pozbawiać cię go. Ta kobieta, z którą jesteś, to obca dla ciebie osoba. Nie jesteś jej nic winna. Czy zasady, którymi się kierujesz i honor to dla ciebie ważniejsze rzeczy, niż bicie serca bliskiej osoby? - zwróciła na nią wzrok.
- Nadążam – rzuciła bardziej do siebie niż nich. Zastanawiała się czemu jeszcze z nią pertraktują, była na dosyć straconej pozycji, mimo to namawiali ją do przystania na ich propozycję. – Bicie serca bliskiej mi osoby… Nie wiem czy jestem w stanie nieść brzemię przywrócenia zmarłego do żywych. Teraz mi powiesz, że nie ma żadnych konsekwencji, ale ja w to nie wierzę.
- Konsekwencje… - Lea mruknęła pod nosem, po czym spojrzała ukradkiem na swojego mężczyznę. Mocno chwyciła jego rękę. - Nie ma żadnych złych konsekwencji - powiedziała po chwili wahania. - Jedynie…
- Życie zmartwychwstałego jest połączone z moim - Lumi wciął się w jej wypowiedź. - Jeżeli umrze moje ciało, umrze bliska dla ciebie osoba.
Przez kilka sekund rozbrzmiewała cisza, a wraz z nią implikacje słów albinosa. Wynikało z nich, że po wskrzeszeniu zmarłego Lotte miałaby dość dobry powód, aby troszczyć się o dobrobyt przywódcy Valkoinen. Ona, a także przywrócona do życia osoba.
- Przynajmniej mówisz szczerze – „mam nadzieję”. – Pojęcie zła i dobra jest względne, dlatego ja widzę szarość. Nie zgodzę się na wasze warunki, choćbym miała rozpaczać do końca życia, że nie pobyłam z kimś bliskim choćby parę chwil dłużej. Tych co miałam pochować pochowałam i niech tak zostanie. – Słowa Lotte były natchnione bolesną prawdą, w którą szczerze wierzyła. Wolała wybrać własne cierpienie niż skazać kogoś jej ukochanego na robienie czegoś czego by nie chciał, na co mógłby nie zgodzić się, gdyby miał wybór. Tak samo jak rok temu naraziła własne życie, aby ratować życie Takeshiego. – Więc mamy impas.

Lumi i Lea milczeli. Kobieta spoglądała na Visser tak, jakby ta postradała zmysły. Nic jednak nie powiedziała. Albinos, który w trakcie ostatnich chwil ożywił się, teraz ponownie wydawał się niezainteresowany sytuacją. Usiadł na grobie, zrywając kontakt ze swoją dziewczyną.
- Jesteś przekonana? - Virtanen wreszcie wykrztusiła. - Słyszeliśmy waszą nocną rozmo…
Przerwało jej ostre spojrzenie przywódcy Valkoinen. Krupierka nieznacznie przestraszyła się reakcją mężczyzny, lecz dalej kontynuowała.
- Słyszeliśmy waszą nocną rozmowę i dlatego znamy twoje umiejętności - dokończyła. - To byłaby wielka strata dla świata, gdyby zniknęły razem z tobą - Lea wwiercała spojrzenie w Lotte, jak gdyby próbując siłą woli przymusić ją do zmiany decyzji.
- Więc zniknie – odparła już spokojnie. Może będzie miała możliwość nauczenia się na błędach, żeby sprawdzać wszystko jak paranoiczka i nie dać się podejść ponownie. – Po co mam żyć, jeśli łamię własne zasady, jeśli nie robię tego w co wierzę. Nie oddam wam jej, jakkolwiek to brzmi, bo ona nie jest przedmiotem.
- I tak trafi w nasze ręce - napomniała ją Lea. Wyglądało na to, że Lumi już skończył rozmowę. - Jeżeli zginiesz, to Pentti i tak nie będzie mogła bunkrować się na dole w nieskończoność. Wiem o podziemnej krypcie. Złamałam szyfr. Byłam tam. Haltija mnie pogoniła, jednak przeczytałam trzy wers…
- Za dużo mówisz, kobieto - Lumi wtrącił się szeptem, lecz to wystarczyło, aby uciszyć Leę. Następnie spojrzał na Lotte. - Czy to twoja ostateczna decyzja? - zapytał głosem wyprutym z emocji.
- Może tym razem bardziej cię pogoni. Może będzie bronić prawowitej Aalto. – Odparła twierdząco Lotte. Mogła mieć tylko taką nadzieję. Po chwili zwróciła się do Lumiego z powagą, ale i spokojem. Nie preferowała broni, więc i nie łapała za nią desperacko, aby się bronić. Wiedziała też, że ucieczka nie będzie skuteczna. Nie miała też innego planu. Po części zdała sobie sprawę, że aż tak bardzo nie zależy jej na własnym życiu. Teraz jednak nie mogła roztrząsać tego, czy to ją przeraża, niepokoi, czy jest czymś zupełnie normalnym. Może miała w sobie za dużo godności, aby się poniżać do błagania o życie? – Tak, to moja ostateczna decyzja.

Lumi podniósł dłoń, a członkowie Valkoinen zaczęli zbliżać się w ich stronę. Nie biegli, lecz ich szybki chód gwarantował, że niedługo dotrą na miejsce.
- Przykro mi, że tak to się skończyło - Lea mruknęła. - Jednostki wybitne nie powinny umierać. Jednak nie mogą wspierać szeregów wroga.
Lotte spostrzegła, że Virtanen posiadała broń, jednak nie wyciągnęła jej. Zapewne zależało im na dramatycznym efekcie. Tych kilku sekundach, w trakcie których Lotte jeszcze raz dokładnie przeanalizuje sobie sytuację. Członkowie Valkoinen szli po nią niczym kaci. Niedługo mieli znaleźć się na miejscu. Potrzebowała impulsu, aby zadziałać. Jedyne co mogła zrobić, to schować się w mauzoleum Aalto i tak też zrobiła. Chciała ostrzec lub bronić jakoś Miakaele, choć obawiała się, że nie zdąży zjechać na dół. Mimo wszystko postanowiła spróbować, więc szybko wstukała kod, stojąc na platformie. Dopiero teraz zorientowała się, że powinna poinformować Tallę, że ma beznadziejną sytuację i może po jej śladach uda się koleżance powstrzymać to co ma nadejść na dniach. Wyciągnęła komórkę z kieszeni i wybrała ostatni numer, pod który wcześniej dzwoniła.
Szybko zorientowała się, że Lea i Lumi nie gonili jej. Zapewne uważali, że Lotte próbuje jedynie przedłużyć nieuniknione. Telefon szybko ukazał ekran połączenia. Tallah zgodnie z obietnicą zwracała teraz uwagę na połączenia przychodzące.
- Wszystko w porządku, Lotte? - rozbrzmiał spokojny głos czarnoskórej, który bardzo kontrastował z okolicznościami, w których znajdowała się Visser.
Skrzypiąca platforma zaczęła się opuszczać. Tak jak wcześniej, działała przeokropnie powolnie. Lotte uzmysłowiła sobie, że Valkoinen zapewne zdąży ją dopaść zanim znajdzie się na dole, gdzie mogła liczyć na ewentualną opiekę Artei.
- Znaleźli mnie, z trzydziestu Valkoinen z Lumim na czele. Nie dadzą mi wyjść żywcem stąd. – Rzekła ze spokojnie jak na owe okoliczności i bardzo rzeczowo, choć słowa wypowiadała szybko. – Właściwie mnie sprzątną przy okazji, chodzi im o Mikaelę z rodu Aalto. Mówić ci wszystko nie ma sensu. Jestem w mauzoleum jej rodziny, cmentarz Hietaniemi. Przyjedź chociaż po moje zwłoki i pociągnij tą sprawę dalej, jeśli nie uda mi się tego przetrwać. – Powiało optymizmem ze strony Lotte.

Czekała jednocześnie, aby wejście otworzyło się na tyle, żeby mogła się tam prześlizgnąć. O ile jej życie było mało warte w jej własnych oczach, to życie innych było wiele. Postanowiła o to zawalczyć. Drobna szczelina powiększała się coraz bardziej. Lotte zaczęła dostrzegać wnętrze krypty Aalto. Niedaleko działającego dźwigu stała wyraźnie zalękniona Mikaela, która spoglądała na Visser jak na ducha. Platforma powoli obniżała się. Pięć centymetrów, dziesięć… jeszcze trochę i detektyw będzie w stanie prześlizgnąć się! Poczuła kiełkujący zalążek nadziei… który niestety został szybko zdeptany.

Poczuła silny uchwyt na tułowiu. Mężczyzna pociągnął ją do góry, jak gdyby nic nie ważyła. Uchwyt nieznajomego członka Valkoinen zdawał się stalowy. Wnet Lotte została wyprowadzona z krypty Aalto na światło dzienne. Tam już stał cały zastęp wroga. Wszyscy trzymali broń wymierzoną prosto w Lotte. Wyglądało na to, że nie ma nadziei…
Rzuciła telefon na platformę, gdy poczuła silny uścisk. Pomyślała, że może Tallah pomoże Mikaeli, nadal liczyła na to, że duch ochroni Pentti. Chciała coś krzyknąć do kobiety, ale przez chwilę zgubiła dech. Widząc wymierzoną w siebie broń zamarła. Trwało to tylko ułamek sekundy, ponieważ przed chwilą coś postanowiła. Spróbowała skorzystać z nauki samoobrony i wyrwać się napastnikowi używając do tego odpowiedniej techniki... co udało się. Lotte kopnęła napastnika piętą w prawe kolano, przez co ten zwolnił uścisk. Rzuciła się naprzód, lecz wnet zastygła, sparaliżowana strachem. Nie była wystarczająco szybka. Nie mogła w porę wykonać uniku. Wiedziała o tym.
- NIE! - wrzasnął mężczyzna, z którego uchwytu uciekła. Wtem wszyscy ciągnęli za spust. Lufy pozostawały wymierzone prosto w nią. Kule prędko pomknęły w Lotte.

Zamknęła oczy i skuliła się w sobie. Wyczekiwała bólu… ten jednak nie nadszedł. Czyżby zmarła tak szybko, że nawet nie zdążyła tego zauważyć? Wdech, wydech… wsłuchiwała się w pracę płuc. Jeżeli oddychała, to musiało znaczyć, że żyła… nieprawdaż?

Dopiero po kilku sekundach uzmysłowiła sobie, że czuje słaby uścisk na kostce. Mężczyzna, któremu przed chwilą wyrwała się, zdążył do niej doskoczyć i dotknąć jej ciała. Rozwarła oczy i obróciła się. Ujrzała Edmunda Thomsona. Otworzyła jeszcze szerzej oczy. Nie spodziewała się niczyjej pomocy. Wszyscy zawodzili ją na każdym kroku, szczególnie jeśli chodziło o IBPI. Tak przynajmniej ostatnio czuła. Dlatego polegała tylko na sobie.
- Głupku – wypowiedziała w bardzo dziwny sposób, nawet dla siebie samej nie do końca zrozumiały. Pamiętała, że Ed potrafi tylko na wstrzymanie oddechu być niematerialny. Nie miała pojęcia jednak co zrobić.
Mężczyzna wyłożył się na glebie, by na czas uratować Lotte. Teraz próbował prędko stanąć na nogi, nie tracąc z nią kontaktu cielesnego. Kiedy udało mu się to, pociągnął Visser w kierunku mauzoleum. Musieli skryć się za murami zanim zabraknie mu tchu. Agenci Valkoinen wciąż strzelali, jak gdyby nie widząc, że nie daje to rezultatów. Jedynie Lumi wstał z grobu i spojrzał w ich kierunku z błyskami koncentracji w oczach. Wyglądało na to, że obrót wydarzeń zaskoczył go. Mimo to nic nie uczynił… a przynajmniej jeszcze nie.
Miała ochotę jednocześnie strzelić Edmudowi w twarz i przytulić go. Nie było jednak czasu na takie pierdoły.

- Musimy na dół – rzuciła tylko łapiąc oddech, grzecznie podążając za mężczyzną. Teraz to w pełni zależało jej na tym żeby nic im się nie stało, szczególnie jemu. Pociągnęła więc za sobą Eda, aby wskoczyli na dół, gdzie miała nadzieję, że będzie bezpiecznie. Przynajmniej dopóki Lumi nie wścieknie się.
- To ślepy zaułek - Edmund spojrzał na płytę, która obniżyła się na sam dół. Mieli jedynie kilka sekund, zanim Valkoinen wedrze się do krypty. Lekko pokręcił głową, zaczynając hiperwentylować. Chciał dotlenić organizm zanim ponownie wstrzyma oddech. Lotte wiedziała, że zarówno ucieczka jak i pozostanie tu miało swoje potężne minusy. Haltija mądrości, nie była ofensywna, nie zaleje wrogów morzem ognia, więc raczej ich nie obroni. Może jednak jej wiedza to zrobi, albo coś czego Visser nie umie przewidzieć, mogła liczy na cud. Z drugiej zaś strony, martwa Mikaeli nie pomoże…
- Nie mogę cię prosić żebyś znów mnie ochronił. – Odparła neutralnym tonem i wskoczyła do środka, podnosząc wzrok na Eda. – Nie zostawię jej tu samej.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 17-10-2017, 00:46   #205
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Lotte Visser


- Do cholery z tobą! - wrzasnął Ed. Z oczywistych powodów był zły na Lotte. Dopiero teraz kobieta mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Miał na sobie ciemne dżinsy oraz rozpiętą, materiałową kurtkę. Visser ujrzała pod nią koszulkę z logo Grand Casino Helsinki. Wyglądało na to, że mężczyzna przyszedł tu wraz z Valkoinen. A ratując Lotte pozbył się przykrywki.


Visser zeskoczyła na dół. Upadła kilka metrów niżej szczęśliwie, na cztery kończyny. Lekko zabolały ją nadgarstki i kolana, lecz nie doznała żadnej kontuzji.
- Sprowadzę posiłki - Australijczyk parsknął, po czym obrócił się, kiedy jeden z napastników próbował go złapać. Agent Valkoinen przemknął przez mężczyznę jak przez ducha. Nie zdążył wyhamować i wpadł w otwór za Lotte.

Detektyw zdążyła w porę zeskoczyć z platformy, tracąc tym samym z oczu Edmunda. Przestraszyła się niespodziewanego ruchu po swojej lewej stronie. Na szczęście okazało się, że to tylko Mikaela. Rzuciła się na agenta Valkoinen z gołymi pięściami. Wymierzała ciosy bardzo słabe i nieporadne, jednak nie można jej było odmówić werwy i zapału. Lotte schyliła się do pinpada i prędko wpisała kod. Platforma zaczęła się powoli podnosić. Pentti odstąpiła od mężczyzny, kiedy ten znalazł się poza jej zasięgiem.
- On i tak już nie żył - Lotte prędko wyjaśniła Mikaeli. - Skręcił kark.
Archeolożka zwróciła na nią wzrok, po czym skinęła głową. Nic nie odpowiedziała. Odskoczyła i wydała cienki pisk, kiedy przez powoli zamykający się otwór spadło wciąż bijące, zakrwawione serce. Visser zrozumiała, że Edmund starał się kupić im czas i walczył z wrogiem. Dzięki swoim mocom mógł przedostać rękę do ciała napastnika, zacisnąć ją, a potem wyrwać ważny dla życia organ. Coś podobnego zrobił w piwnicy pod kościołem na Wyspie Wniebowstąpienia.

Wtem przez drzwi do środka grobowca wskoczyło więcej osób. Zaczęli krzyczeć do siebie po fińsku. Lotte nie rozumiała języka, lecz uznała, że Edmund musiał uciec przez ścianę, co wprawiło Valkoinen w osłupienie.

Lecz najwyraźniej nie było to jedyne zaskoczenie. Visser wciąż widziała otwarte drzwi oraz skrawek nieba. To, do tej pory czyste i błękitne, nagle i niespodziewanie zszarzało. Jakby mleko rozlało się po nieboskłonie. Lotte nie mogła uwierzyć oczom. Śnieg i grad zaczął opadać na cmentarz. Kilka okruchów lodu trafiło nawet na sam dół i spoczęło na jej butach. Niespodziewanie przypomniała sobie, że lumi znaczy po fińsku śnieg. Trudno było nie wziąć tego za zły omen.

Platforma podniosła się na tyle, że szczelina, przez którą mogliby prześlizgnąć się wrogowie, zmalała do kilkunastu centymetrów. Jeden z mężczyzn wycelował do nich z pistoletu i ciągnął za spust, jednak szczęśliwie nie trafił. Oddał następny niecelny strzał. Po kilku sekundach wejście zamknęło się. Kobiety wydały westchnienie ulgi, która nie trwała długo.
- Musimy odciąć zasilanie - Mikaela rzekła nagle bardzo ochrypłym głosem.
Lea wspominała, że zna kod prowadzący na dół, toteż Lotte nie traciła czasu. Pomogła Pentti znaleźć odpowiedni kabel i odłączyły go.

Jak na tę chwilę były bezpieczne. Lotte chciała przemówić, ale Mikaela uciszyła ją ręką. Wsłuchiwała się w krzyki Valkoinen.
- Mówią o sprowadzeniu wierteł i młotów pneumatycznych - zwróciła wzrok na Lotte. Była cała blada, jednak jakoś trzymała się i nie panikowała. - Chcą wedrzeć się tutaj siłą. Sophie… kim są ci ludzie?!

Musiały wytrzymać tak długo, aż wróci Edmund z posiłkami lub też… znajdą jakieś inne rozwiązanie.

Alice Harper


- Tak tu jakoś… ponuro - Jenny zagryzła wargę, oceniając wystrój wnętrz.

Rzeczywiście, szczupła dziewczyna nie pasowała do luksusowego, pięciogwiazdkowego pokoju. Miała na sobie krótką, wściekle różową koszulkę Jane Doe, odsłaniającą pępek. Materiał był włożony w krótkie dżinsowe spodenki. Wzorzyste rajstopy przyciągały uwagę do długich nóg. Jedynie buty nie były wyzywające. Wygodne trampki nadawały się zarówno do pogoni, jak i ucieczki.

Natomiast Joakim miał na sobie zwykłą, ciemną koszulę i spodnie. W zamyśle ten ubiór powinien wtopić go w tłum. Zamiast tego nadał mu mrocznej prezencji gotyckiego rockendrolowca. Pracownik obsługi był wyraźnie podenerwowany jego aurą.
- Ten przestronny i elegancki apartament dysponuje oddzielną częścią wypoczynkową i oferuje widoki na park - starszy, odziany w garnitur pan prędko ciągnął. Zdawało się, że chciał jak najszybciej zapoznać ich z wnętrzem i wyjść. - Ponadto znajduje się w nim łazienka z prysznicem i wanną. Dla Gości przygotowano kapcie i szlafroki. W cenę wliczono wstęp do salonu Executive Lounge. Po południu serwowane są bezpłatne przekąski i napoje. Obiekt zapewnia również śniadanie w formie bufetu.
- Dziękujemy, to wystarczy - Joakim ruszył wgłąb pomieszczenia. Boy hotelowy wniósł bagaż. Następnie obcy mężczyźni wyszli, zostawiając ich samych.


Zapadła chwila ciszy.
- Rzeczywiście ponuro - Joakim zgodził się. Podszedł do okna i otworzył je. W dole rozciągał się park Esplanadi. Jennifer nie czekała ani chwili i zaczęła się rozpakowywać.
- Właśnie to było w tych walizkach? - Alice zapytała ze zdziwieniem, widząc duży głośnik wieży stereo, który dziewczyna wyciągnęła z jęknięciem. Harper podeszła bliżej. Wydawało jej się, że dostrzegła kilka torebeczek białego proszku zanim Jenny zamknęła wieko.
- Pamiętałaś o balonach? - Joakim nagle obrócił się i spojrzał uporczywie na blondynkę. Ta uśmiechnęła się w odpowiedzi i pokazała opakowanie jaskrawych, gumowych tworów.
- Dobrze - rzekł mężczyzna, po czym zastygł w bezruchu.

Niebo niespodziewanie zaszło chmurami. Jasny, pogodny dzień lata niespodziewanie zniknął, ustępując miejsca zimie. Na wyciągniętą dłoń Dahla spadł pierwszy płatek śniegu, który prędko stopniał. Alice podeszła bliżej okna. Obserwowała Park Esplanadi. Jego drzewa powoli pokrywał mlecznobiały kożuszek.
- Może to znak, że Andreas… - Joakim rzekł z nadzieją. Przez krótki moment wyglądał jak małe dziecko wyczekujące Świętego Mikołaja. - Że może wrócił.

Nie dał Alice czasu na odpowiedź. Zamknął okno i wyjął z barku butelkę bourbona. Odkręcił ją i pociągnął duży, solidny łyk złotego płynu.

Pół godziny potem dalej siedzieli na marmurowej podłodze. Joakim palił papierosa i popijał alkoholem, co chwilę patrząc na śnieżycę za oknem. Jenny co rusz zmieniała muzykę, a jej humor stopniowo poprawiał się. We trójkę wdmuchiwali powietrze w jaskrawe balony. Z każdym kolejnym szary apartament nabierał koloru.

- Myślicie, że uda nam się coś takiego stworzyć? - Dahl wyciągnął telefon. Pokazał zdjęcie najpierw Alice, a potem Jenny. Ta druga zagryzła wargę i zmrużyła oczy, niczym inżynier zastanawiający się nad projektem.
- A co to? - zapytała.
- Nic takiego… - coraz bardziej pijany Joakim podparł się na butelce, którą trzymał tuż przed sobą, pomiędzy nogami. - Jedne urodziny de Trafforda… - mruknął, spoglądając w bok. Wyglądał na przybitego.
Zdawało się, że cały czas myślał jak nie o Andreasie, to o Terrym.

Grad obijał się o szyby, jak gdyby miał skończyć się świat.

Sharif Habid


Las Vegas było światową stolicą hazardu, jednak istniały także inne legalne ośrodki tego nałogu. Casino Helsinki stanowiło jeden z nich. Odznaczało się tym, że wszystkie jego przychody przeznaczano na cele charytatywne. Co znaczyło, że jeśli pechowiec tracił w nim dom, ten trafiał do biednej, potrzebującej rodziny. Delikwent miał zazwyczaj nadzieję, że jego własnej.

Oficjalnie zatrudniało dwustu ludzi, a w trakcie roku odwiedzało je około trzysta tysięcy osób. Otwarte było prawie cały rok od dwunastej do czwartej rano. Posiadało trzysta maszyn wrzutowych, ponad dwadzieścia stołów do gier i pokój do pokera. Dwa i pół tysiąca metrów kwadratowych rozkładało się na dwóch piętrach wysokiego budynku przy ulicy Mikonkatu.

Dotarcie na miejsce nie poszło jak z płatka. Nagła śnieżyca zaatakowała stolicę Finlandii. Przeprowadziła blitzkrieg na ulice, paraliżując je szybko i bezlitośnie. Sharif siedział w taksówce, spoglądając na wyludnione chodniki. Niektórzy szybkim, żołnierskim krokiem podążali skryci pod parasolkami, nieliczni uciekali w popłochu. Większość turystów zdążyła do tej pory znaleźć schronienie w sklepach, restauracjach i kawiarniach. Dwudziesty czwarty czerwca okazał się prawdziwie błogosławionym dniem dla tego typu biznesów.

Okazało się, że od hotelu Scandic Simonkenttä do kasyna był tylko niecały kilometr i Sharif mógłby znacznie szybciej przejść ten dystans pieszo. Jednak pogoda była koszmarna i wolał nie poddawać nowych ubrań próbie. Kwadrans po wejściu do samochodu znalazł się przed budynkiem.

Habid postanowił, zgodnie ze zwyczajem, obejść budynek dookoła. Najlepiej było rozeznać się w ewentualnych drogach ucieczki. Tak też natrafił na drugie, boczne wejście do ośrodka od strony Vilhonkatu. Przezornie pociągnął za klamkę. Okazało się zamknięte. Zrozumiał, że ma przed sobą drzwi dla pracowników. Szybko odskoczył i skrył się w pobliskiej bramie, kiedy usłyszał pospieszne kroki.

W tym samym czasie na ulicę zajechał duży, biały van. Błyskawicznie z kasyna wyskoczył zastęp postawnych mężczyzn, którzy musieli należeć do ochrony… czy też może raczej do Valkoinen. Kierowca wyskoczył na zewnątrz i otworzył przesuwne drzwi.
- Raz, dwa! Ruchy, skurwysyny! - warknął ostrym, żołnierskim głosem. - Bo Lumi nam padnie na tym jebanym cmentarzu!
Mężczyźni prędko wskakiwali do środka. Habid spostrzegł, że wnętrze było wyładowane bronią. Ocenił, że znajdują się tam bardzo nowoczesne i porządne modele. Z chęcią sam zabrałby jedną, czy dwie sztuki. Wtem kierowca wrócił na swoje miejsce i van odjechał.

Habid zdał sobie sprawę z tego, że mężczyźni zapomnieli zamknąć za sobą drzwi do kasyna. Mógł wejść do środka, prosto w kwatery Valkoinen. Zapewne były słabo strzeżone, biorąc pod uwagę ilość członków organizacji, którzy zniknęli w vanie. Tyle że… najprawdopodobniej korytarze były monitorowane. Kamery uwieczniłyby Sharifa na zapisie.

Mógł spróbować szybko zinfilitrować Valkoinen, korzystając z tych pomyślnych okoliczności. Uzyskać informacje na temat organizacji… które mogłyby okazać się bardzo cenną kartą przetargową w rozmowach z KK lub IBPI. Z drugiej strony Sharif zostałby zauważony na zapisie. W przeciągu minuty, godziny, miesiąca, lub roku, w zależności od szczęścia. Najprawdopodobniej nie spotkałoby się to ze szczególnym entuzjazmem ze strony Valkoinen. Jeżeli zamierzał wcielić się do organizacji, czy nie lepiej byłoby wejść głównym wejściem niczym człowiek nie posiadający złych zamiarów?

 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 17-10-2017 o 01:36. Powód: "upadła na cztery ręce" - kolejna supermoc Lotte ❤
Ombrose jest offline  
Stary 17-10-2017, 15:31   #206
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Balloon party in Hotel

Alice nie komentowała tego, jak bardzo blondynka nie pasowała swą garderobą do owego miejsca. Im jednak więcej balonów pojawiało się na podłodze w głównym pomieszczeniu kwater, gdzie teraz mieli spędzić czas, tym bardziej zdawała się tu na miejscu…
Śpiewaczka widząc, że Joakim słabo znosi myślenie o swoich dwóch towarzyszach, wzięła sobie za punkt honoru rozproszyć go
- W jaskini, jak wszyscy tańczyli i przyszło nam tańczyć razem… Ty sam tańczyłeś, prawda? Bo jak tak, to gdzie nauczyłeś się tanga? - przyglądała mu się, mając nadzieję, że to nielogiczne w obecnej sytuacji pytanie zajmie jego głowę i że poza dmuchaniem balonów, piciem i martwieniem, Dahl trochę się rozluźni. Podziałało to jednak odwrotnie. Joakim skrzywił się i westchnął.
- Moja żona lubiła tango - rzekł po chwili wahania. - Była żona.
Pociągnął solidny łyk z butelki. Jennifer natomiast wpatrywała się w nich z szeroko rozwartymi oczami. Wcześniej nikt jej nie wspominał o tango. To musiało wydać się szczególnie dziwne.
- Nie tańczyłem - kontynuował Dahl. - Wpierw rozmawiałem przez telefon. Potem próbowałem wrócić do was… ale nie mogłem. Stanowiliście piękny, kompletny układ. Nie było tam miejsca dla mnie - rzekł ze śladem zazdrości w głosie. Jednak wydawało się, że nie ma żadnych pretensji.
Alice wstrzymała na moment oddech. Nie trafiła za dobrze w temat. Cholera. Myślała, że to jakoś pomoże, a jednak nie. Zerknęła na Jennifer celem szukania wsparcia w krytycznej sytuacji
- Martwiłam się jak zniknąłeś i nigdzie cię nie było. - spróbowała od innej strony. Przyglądała mu się chwilę, nim zaczęła nadmuchiwać kolejnego balona.
- No wiem… - Dahl westchnął. - Straciłem kontrolę i iluzja została powykręcona. Nawet ja martwiłem się. Nic dziwnego, że ty też.
Jennifer spojrzała na Alice, a potem na Joakima.
- Dlatego panuje taka niepisana zasada, by nigdy nie zostawiać go samego - wyjaśniła. Tym samym nieświadomie powtórzyła słowa Terry’ego.
Joakim zapalił drugiego papierosa, odrzucając na w pół napompowanego balona. Ten sfrunął prosto do rąk Alice.
- Tak było nawet wcześniej - mruknął. - Lecz ostatni rok… zmienił mnie. Obawiam się, że czasy mojej świetności minęły.
Harper zmarszczyła lekko brwi. Już zapamiętała, że Joakima nie można zostawiać samego. Słysząc jego słowa, przechyliła głowę w drugą stronę
- Jeśli twoje minęły, to czyje nadeszły? Dlaczego chcesz pozwolić zabrać sobie batutę? - zapytała spokojnie. Podniosła balon, który wcześniej wypuścił Joakim i nadmuchała go bez problemu. W końcu była śpiewaczką, takie dmuchanie sterty balonów, to dla jej płuc nic.
- Być może chciałby powierzyć swoją… batutę w ręce kogoś innego - Jenny nie mogła się powstrzymać. Uśmiechnęła się półgębkiem i ukradkiem spojrzała w stronę Alice. Wtem umilkła, sparaliżowane gniewnym wzrokiem Joakima. Wstała i ruszyła do barku, po czym zaczęła przygotowywać popcorn w mikrofali.
- Nie zamierzam nikomu oddawać sterów - Dahl stanowczo pokręcił głową. - Mam na myśli co innego. Więzienie stępiło mnie. Tortury powinny rozpalić we mnie ogień, lecz zamiast tego złagodniałem przez nie. Niegdyś byłem dzikszy i pewniejszy siebie. A na pewno nie roztkliwiałem się, jak jakaś pizda - gniewnie rzucił pustą butelkę na podłogę, po czym kopnął jeden z balonów. Ten odbił się od ściany i pomknął z powrotem w jego kierunku. Uderzył go w nos. - A może to przez ciebie? - Dahl obrócił się, spoglądając na Alice. - Czyżby kobiety łagodziły męskie charaktery?
- O mnie tego nikt nie powiedział - Jennifer zaśmiała się w oddali.
Alice słuchała uważnie, a na akt agresji w stronę niewinnego balona w ogóle nie zareagowała. Najwyraźniej balon sam potrafił bronić swych praw, bo zaraz oddał Joakimowi.
- Nie mam pojęcia. A może po prostu potrzebujesz kilku dni, by poczuć się znowu sobą? Jak sam zauważyłeś, stemperowano cię, ledwo co się uwolniłeś. Może jak olówek, musisz się teraz zaostrzyć? - zaproponowała. Wiedziała jak to jest nie czuć się sobą. Na przykład teraz. Teraz nie czuła się soba, nadal czując się sobą, co było dziwne.
- To prawda - Joakim skinął głową. Opadł sił i ruszył w stronę sypialni. Wydawało się, że chciał się położyć. - Po prostu… naprawdę nie chciałbym zostać ponownie złapany - rzekł cicho, do siebie, po czym zniknął.
Tymczasem Jenny wróciła z przekąskami. Spojrzała na drzwi, przez które przeszedł mężczyzna. Wydała westchnienie ulgi.
- W końcu - mruknęła do siebie. - Należy mu się wypoczynek.
Następnie ruszyła do walizki i zaczęła przygotować w strzykawce zawiesinę.
- To na wypadek jego ataku - wyjaśniła. - Wbijasz w udo i pompujesz całość.
Następnie rzuciła w stronę Alice pudełko tabletek haloperidolu.
- A to dla ciebie, jak nagle zaczniesz widzieć krowy z waty cukrowej. - Trzy tabletki, na raz.
Alice przyglądała się jego plecom jak szedł do sypialni
- Karma nie jest aż tak wredna. - powiedziała apropo ponownego zostania złapanym. Następnie uważnie wysłuchała tłumaczenia Jennifer
- A co jest w tym zastrzyku? - zapytała cicho. Na haloperidol spięła się cała. Źle jej się kojarzyły te konkretne tabletki, ale jeśli miały pomóc, to będzie musiała z nich skorzystać. Sama czuła się nieco zmęczona, ale nie na tyle, by iść spać. Sięgnęła po popcorn i zaczęła chrupać.
- Końska dawka benzodiazepin i innych ogłuszaczy. Powinien paść po tym w przeciągu kilka sekund. Ciekawostką jest, że skład został zaprojektowany przez badaczy z IBPI. Stworzyli specjalne naboje specjalnie dla niego - Jenny uśmiechnęła się lekko. - Jednak i tak woleli chuchać na zimno i dlatego tutaj pod Suomenlinną go zamknęli. Tak myślę.
Następnie kobieta otworzyła kolejną walizkę i wyciągnęła z niej laptopy i inną aparaturę. Zaczęła rozstawiać stację łączności z resztą Kościoła Konsumentów.
- Czy mogłabyś rozpakowywać ubrania? - blondynka zapytała Alice. - Pożyczę ci coś mojego. Nie wiem, jaki żartowniś przebrał cię w koszulę Joakima.
Śpiewaczka kiwnęła głową. Zapamiętała wszystkie informacje co do leków i odłożyła je na jedną z eleganckich komód, by nie były w trudno dostępnym miejscu, ale również w niezbyt widocznym.
- Dobrze, zajmę się tym. No i byłabym wdzięczna za jakieś bardziej damskie ubrania… chociaż wcale nie jest mi źle w tej koszuli, jest dość wygodna. To Joakima? Pewnie dlatego tak patrzył… - pokręciła głową i uśmiechnęła się blado. Wzięła ostatnią garstkę popcornu, zjadła, otrzepała ręce i podniosła się, by zabrać do tego całego rozpakowywania ciuchów. Rozejrzała się już nieco, by wiedzieć co mniej więcej powinno być gdzie. Kopnęła po drodze kilka balonów.
- Myślę, że ktoś chciał mu zrobić w ten sposób przyjemność - Jenny mruknęła z zażenowaniem. - Nieco nierozsądne, nawet jak na mnie.
Alice przekładała kolejne ubrania na wieszaki i półki. Było tak dużo, bo nadawały się na różne okazje i warunki pogodowe. Znalazła między innymi garnitur, sukienkę koktajlową, dresy, a nawet parę ciężkich, wojskowych butów. Z kieszeni jednej koszuli wyleciało zdjęcie. Przefrunęło przez pokój i wylądowało na piedestale w postaci żółtego balona. Harper schyliła się po nie. Zostało zrobione polaroidem. Przedstawiało słodką, małą dziewczynkę o krótkich, czarnych włosach. Uśmiechała się do obiektywu i miała buzię umazaną czekoladą.
Alice skrupulatnie zajmowała się rozpakowywaniem walizek i rozwieszaniem ubrań w sensownej kolejności. Przyglądała im się z zaciekawieniem. Jednak to zdjęcie zwróciło mocno jej uwagę. Podeszła ostrożnie do balona, na którym wylądowało i podniosła je, przyglądając się małej dziewczynce.
- Jennifer… Kto to jest? - zapytała odwracając się w stronę, gdzie była obecnie blondynka i ruszając do niej przez morze balonów, by pokazać fotografię.
Konsumentka spojrzała na nią, po czym jakby zgięło ją w pół.
- Skąd to masz? - wymamrotała z paniką w oczach. Rzuciła wzrokiem na drzwi, za którymi znajdował się Joakim. - Postaw to z powrotem na miejsce, szybko. Tam, gdzie znalazłaś - szeptała, jak gdyby Dahl stał pod drzwiami i przysłuchiwał. - Albo nie, puść to! - nagle podniosła głos. - Ja się tym zajmę…!
Harper wzdrygnęła się.
- Było w jednej z koszu… Już… Spokojnie… - po nakazie puszczenia Alice momentalnie puściła zdjęcie na stolik, jakby parzyło. Zrozumiała, że musiało być w jakiś sposób bardzo ważne dla Joakima, a ona znalazła je w niewłaściwym momencie. Wskazała koszulę
- Tamtej. - dodała, ale w sumie nie miała pojęcia co Jenny planowała teraz z nim zrobić, skoro chciała się tym sama zająć. Trochę ją zbiła ta sytuacja z tropu i Alice cofnęła się jakby niepokoiło ją, że zrobiła coś nie tak i zostanie ukarana. Nie znosiła za dobrze, gdy ktoś podnosił na nią ton. Przy niej w eter, to nic, ale na nią… Nie dobrze. Zacisnęła pięści i wróciła do walizek już bez słowa.

Jennifer wyjęła z kosmetyczki pęsetę i ostrożnie uchwyciła nią zdjęcie. Podniosła je i ruszyła do wskazanej przez Alice koszuli.
- Pamiętasz tę moją opowieść? - zapytała. - W trakcie urodzin Terry’ego, o wywoływaniu duchów. A pracującej matce i ojcu artyście, który zrobił zdjęcie córce, tym samym kradnąc jej duszę? - mówiła cichutko, jak gdyby jej słowa były benzyną, a Joakim w pomieszczeniu obok ogniem. Harper zatrzymała się z wieszaniem kolejnej koszuli do szafy i kiwnęła głową, zerkając na Jennifer. - To nie było zmyślone. Resztę dopowiedz sobie sama.

Alice jeszcze raz rzuciła wzrokiem na zdjęcie. Wyglądało na to, że niespodziewanie odkryła naczynie, w którym drzemała dusza córki Joakima.
- O Boże… - mruknęła śpiewaczka i zasłoniła usta dłonią. Zerknęła w stronę drzwi, gdzie znajdowała się sypialnia, a następnie na zdjęcie i Jennifer. Podniosła się i pokazała jej kieszeń, z której musiało wypaść
- Odwieśmy ją do szafy. Lepiej, by teraz nie wpadł na nie, zwłaszcza dziś. - poleciła i wybrała jakieś miejsce wśród już zawieszonych wieszaków, gdzie owa koszula nie rzucałaby się aż tak w oczy. Nie chciała sprawić Joakimowi więcej bólu, zwłaszcza gdy sam stwierdził, że nie czuje się… ‘zaostrzony’. Nie było teraz czasu wypytywać Jenny o szczegóły tej historii, choć ciekawiło ją to nieco.
- Biedny Joakim, biedna mała Mary, biedny Terry, biedna ja i biedna ty - mruknęła blondynka. - Żyjemy w pięknym świecie - westchnęła. - Jednak jego jest mi szczególnie szkoda. Natrafiał w życiu na gówno z każdej możliwej strony. Terry mi o tym opowiadał - mruknęła do siebie.
Harper westchnęła
- Nikt nie ma łatwo… Tak to już jest. Ważne jest jednak mieć kogoś, kto cię wesprze, gdy jest ciężko. - odezwała się po chwili i potarła nerwowo nadgarstek prawej ręki.
- Chociaż ma was. Choć ten rok musiał być męczarnią. Teraz jednak można wszystko nadrobić. Będzie mieć o kogo się oprzeć. - kiwnęła głową.
- Wróćmy do pracy i postarajmy się jakoś poprawić mu nastrój jak się zbudzi. - zarządziła śpiewaczka.
Jennifer skinęła głową. Nic więcej nie powiedziała.

Dokończyły pracę. Harper zamknęła drzwi szafy, a blondynka spojrzała na działające komputery i schowała puste walizki w róg pomieszczenia. Podnosiła pustą miskę po popcornie, kiedy zadźwięczała komórka Joakima. Mężczyzna zostawił ją na podłodze po tym, jak pokazał im zdjęcie balonowego klauna.
Jennifer wahała się tylko przez chwilę.
- To może być ważne - mruknęła do siebie, po czym chwyciła telefon i przeczytała wiadomość. Zastygła w bezruchu. Drugi raz w przeciągu tych kilku minut pobladła. Spojrzała na Alice z zaniepokojeniem.
Harper czekała. Nie łapala się za telefon, bo stwierdziła, że Jennifer przejmuje dowodzenie, gdy Joakim jest niedysponowany. Widząc jednak jej minę sama się zaniepokoiła
- Co się stało? - zapytała cicho.
- To wiadomość od Valkoinen - odparła blondynka. - Kontaktowali się z nami przez ten telefon. Otóż… wiadomość jest tylko dla Dahla - rzekła. - Ma pojawić się jak najszybciej w Skalnym Kościele. Inaczej potomkini Czarnego Douglasa zostanie zabita. Ma czas do piętnastej. Nie jest napisane, co od niego chcą, lecz wspomnieli, żebyśmy niczego nie próbowali.
Teraz to Alice zbladła kompletnie
- Natalie… - przełknęła ciężko ślinę i zadrżała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby była w jakimś obcym miejscu i zdusiła w sobie dźwięk bólu. Podeszła do kanapy i usiadła przykładając dłonie do twarzy. Chcieli, żeby Joakim się pojawił w jednym z kościołów, najpewniej chcąc zrobić mu krzywdę. Na drugiej szali wisiał los jej siostry. Denerwowało ją, bo to był bardzo ciężki wybór i zdecydowanie nie była w stanie go podjąć
- Zostało mało czasu, prawda? Mało… Za mało… Powinnyśmy go obudzić? - zapytała Jennifer łamiącym się tonem.
- On w takim stanie nigdzie nie pójdzie! - blondynka podniosła pustą butelkę bourbonu. - Wychlał pół litra po roku wstrzemięźliwości od procentów. Ja zastanawiałam się, czy nie podłączyć mu kroplówki - Jenny pokręciła głową. - Musimy wymyślić coś innego.
Alice pokręciła głową
- Nie chcę, żeby szedł. Zdecydowanie nie. Nie w takim stanie. Nie wiem natomiast jakie macie procedury na takie okoliczności. I czy istnieje jakikolwiek sposób by uratować Natalie. - westchnęła ciężko i spróbowała wziąć się w garść.
Wyobraziła sobie, że siedzi w pomieszczeniu z dużą ilością monitorów. Każdy przedstawiał jakiś jej wewnętrzny niepokój. Wszystkie razem tworzyły szum i hałas w jej głowie. Zaczęła wizualizować sobie, że wycisza każdy monitor po kolei. Gdy doszła do ostatniego, ponownie stała się bardzo spokojna, choć dłonie wciąż jej drżały.
- Co myślisz, że powinnyśmy zrobić? - zapytała Jennifer rzeczowym tonem.
Blondynka pokręciła głową, spoglądając na burzę śnieżną za oknem. Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie.
- Pójdę tam sama - rzekła cicho, jakby do siebie. - Uratuję ją. Nie będą spodziewać się drobnej dziewczyny - mruknęła.
Alice zmarszczyła brwi i lekko pokręciła głową
- Nie wiem, czy to dobry pomysł… A co jeśli coś ci się stanie? Joakim byłby smutny. Terry na pewno też, gdyby się obudził i dowiedział. Nie ma innego rozwiązania? - zapytała zaniepokojonym tonem.
Jenny uważnie przypatrzyła się Alice, prawdziwej potomkini Czarnego Douglasa. Wydawało się, że biła się z myślami, jednak ta walka nie trwała długo.
- Obawiam się, że nie - szepnęła lekko zachrypłym głosem. Dalej spoglądała na Harper w milczeniu. Wydawało się, że przychodzą jej do głowy różne zdania, lecz żadnego nie wypowiedziała. - Zostań tutaj bezpiecznie i zaopiekuj się Joakimem. Ja spróbuję coś zrobić w kwestii Natalie.
Alice wstała i zaczęła krążyć po pomieszczeniu, przesuwając balony na lewo i prawo, kiedy przechodziła wte i wewte.
- Obiecaj mi, że jeśli sytuacja zagrozi twojemu życiu, to wycofasz się, dobrze? Jemu… Jemu naprawdę nie potrzeba więcej bólu… - powiedziała znów lekko przygaszonym tonem. Teraz znowu ona biła się z myślami. Nie chciała zrezygnować z Natalie, ale jednocześnie, nie chciała odbierać kolejnej osoby Joakimowi, gdyby coś poszło nie tak.
Jenny uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie jesteśmy z sobą blisko. Może tylko ze względu na Terry’ego, który zaadoptował mnie po jednej ze swoich misji, kiedy pracował jeszcze dla IBPI. Byłam wtedy małą dziewczynką - westchnęła głęboko. Następnie zaczęła przebierać się, wyszukując bardziej praktycznych ubrań, które jednak wyglądały w miarę przeciętnie. - Pamiętaj, żeby stąd nie wychodzić. Joakim zabiłby mnie, gdyby coś ci się stało - powiedziała poważnie.
Śpiewaczka pokręciła glową
- Może i nie jesteście blisko, ale na pewno by się przejął. Tak mi się wydaje. Przynajmniej w jego obecnym stanie. - powiedziała precyzując. Wysłuchała jej opowieści i przez chwilę pomyslała o Ismo. Na pewno IBPI już go zabrało, zrobiło jej się przykro. Odpędziła jednak tę myśl
- Dobrze… Dobrze nie wyjdę stąd. - zapewniła kobietę.
- W końcu nie można zostawić Joakima samego… - dodała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby wybierała czym zająć przez ten czas.
- Trzymaj za mnie kciuki - rzekła Jennifer, zbierając się do wyjścia. - Jak ona wygląda? - zatrzymała się w pół kroku. - Natalie. Nigdy jej nie widziałam… - mruknęła. - Dobrze byłoby wiedzieć, kogo się ratuje.
Alice kiwnęła głowa
- Będę. Ale bardzo proszę, bądź ostrożna. - rzekła. Zapytana o wygląd Natalie, zaraz opisała jej wzrost, kolor włosów, urodę. Wszystko co zapamiętała
- Jest odrobinę podobna do mnie, jeśli się przyjrzeć… Przede wszystkim ma mocno kręcące się włosy i nieco ciemniejszą skórę. Jest ładna. Myślę, że jak ją zobaczysz to szybko rozpoznasz… - dodała też w co Natalie była ubrana, kiedy ją zabrali z wozu. Wytłumaczyła wszystko, po czym usiadła na podłodze i nerwowo zabrała się do rozrywania kolejnej paczki balonów. Najwyraźniej miała zamiar zapełnić nimi całe pomieszczenie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-10-2017, 07:12   #207
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte spojrzała na strzaskany wyświetlacz telefonu, który wcześniej rzuciła na platformę. Na szczęście jeszcze tam był. Zdążyła zgarnąć go zanim stało się to niemożliwe i winda znalazła się poza zasięgiem. Urządzenie, mimo uszkodzenia, działało. Po krótkich oględzinach schowała je do kieszeni.

- Oni ciebie chcieli – oparła Visser przypatrując się Mikaeli. – To Valkoinen, podobno lokalna mafia. Ich przywódca Lumi ma jednak nadnaturalne moce i z tego co czułam to bardzo silne. To oni chcą odkryć przepowiednie i zbierają komponenty. – Westchnęła ciężko. – Jednym z nich jesteś ty. Prawdopodobnie to oni ściągnęli cię też do hotelu, ale to moje niczym potwierdzone założenie.

Lotte znalazła torebkę Pentti i pogrzebała w niej w poszukiwaniu nadajnika z podsłuchem. Znalazła go, ale nie od razu. W podszewce zostało wykonane niewielkie nacięcie. Sprzęt wprowadzono pomiędzy materiał, a skórę torebki. Był to niewielki drut zakończony metalowym kółkiem. Oprócz niego Visser znalazła coś, co mogłoby być nadajnikiem GPS. Wszystko zostało umieszczone bardzo zręcznie. Mikaela rzeczywiście mogła tego nie zauważyć.
- Wczoraj ten napastliwy facet wrzucił ci coś do torebki i nie dość, że mieli na nas podsłuch, to jeszcze tutaj namierzyli. Złożyli mi propozycję nie do odrzucenia… Ciebie chcą pojmać żywcem, ale mnie już zabić.
- Radzę ci jej nie przyjmować - Mikaela spróbowała zażartować. Spojrzała na sufit, znad którego dobiegały gniewne wrzaski. Pokręciła głową. Jej dłonie lekko drżały. - Sophie… ja nigdy nie pisałam się na to. Dlaczego to przytrafia się właśnie mnie? Ja... - westchnęła, spoglądając na pozostałości po sercu, które już przestawały bić. -... muszę wziąć się w garść - dokończyła nieco pewniejszym tonem. - Co teraz zrobimy? - splotła dłonie, by ukryć ich drżenie.
- Nie przyjęłam tej propozycji, dlatego chcą mnie teraz zabić. – Odparła jakby beznamiętnie, wyciągając sprzęt szpiegowski z torebki i odrzucając go na bok. – Czekamy teraz na wsparcie, miejmy nadzieję, że zdążą.

Wyciągnęła telefon i znów wybrała numer do Talli, gdyż wcześniejsze połączenie zostało przerwane. Mikaela w tym czasie znalazła kamień i zaczęła walić nim w podsłuchy. Zdawało się, że chciała w ten sposób wyładować wszelką złość, która w niej nagle wybuchła.

- Lotte, co się dzieje? - czarnoskóra w końcu straciła opanowanie. - Jesteś cała?
- Zaatakowali mnie, ale Ed uratował mnie. – Odparła spokojnie, choć w środku miała mieszankę emocji. Przepisała numer telefonu do Mary, wstukując go do drugiego telefonu, którym była służbowa Nokia. – Pobiegł po wsparcie, niestety zdemaskował się w ten sposób. Ja zostałam, schowałam się pod ziemią w mauzoleum. Kwestia czasu kiedy dostaną się tutaj.
Tallah wydała głośne westchnienie ni to ulgi, ni to przejęcia.
- Pamiętasz, jak mówiłam, że strażnicy z Ergastulum rozproszyli się na różnych misjach? Między innymi Camille niedawno uciekła samolotem do Helsinek. Nie raczyła poinformować dlaczego. Ed miał za zadanie znaleźć ją i sprowadzić z powrotem. Nie wiem, jak doprowadziło to go akurat w tamto miejsce, jednak miałaś wielkie szczęście - rzekła. - Słuchaj, nie ma czasu na rozmowę. Wiem wystarczająco. Spróbuję jak najszybciej zebrać ludzi i podążyć na cmentarz. Trzymaj się.

Tymczasem Lotte spostrzegła Arteję materializującą się w pomieszczeniu, jakby wręcz wywołała ją myślami. Wisiała w powietrzu tuż przed Mikaelą, która wnet porzuciła niszczenie podsłuchów i niepewnie zwróciła głowę na haltiję. Schowała telefon do kieszeni, po powiedzeniu lakonicznego “dzięki” i przyglądała się czy duch coś powie, czy trzeba będzie go do tego zachęcić. Arteja wyglądała na przerażoną. Już wcześniej postać sowy z maską ludzkiej twarzy wywoływała gęsią skórkę, lecz teraz mroziła krew w żyłach. Cała poczerwieniała, jakby trawił ją od wnętrza ogień. Haltija wydała z siebie skomlący dźwięk i zaczęła krążyć wokoło pomieszczenia. Mikaela śledziła ją wzrokiem, nie wiedząc, co czynić. Wróciła prędko do Lotte, jak gdyby chcąc dodać sobie otuchy bliskością drugiego człowieka.

- Rozumiem, że my boimy się, ale ty jesteś duchem. Czego obawiasz się? – Zapytała trochę zaskoczona reakcją hatiji. Położyła rękę na ramieniu Mikaeli, pokazując jej, że nie jest w tym sama.
- Tuoni stoi na górze. Tuoni chce wedrzeć się do środka. Arteja musi bronić sanktuarium. Arteja boi się - duch mamrotał do siebie, nie przerywając kolejnych okrążeń. Przypominał bardziej przestraszonego psa, niż uosobienie mądrości i prawdy. - Tuoni stoi na górze. Tuoni chce wedrzeć się… - bez przerwy kontynuowała te same słowa.

Mikaela głośno przełknęła ślinę.
- Tuoni to bóg zaświatów rządzący w Tuoneli. Odpowiednik Hadesa z mitologii greckiej. Sophie… czym dokładnie jest to Valkoinen? - Pentti zwróciła na nią spojrzenie, z wahaniem odciągając je od przerażonego ducha.
- Może bandą ożywieńców, sługów… - rzuciła bardziej do siebie, zastanawiając się nad tym. – Nie wiem, nie zbadałam tej kwestii. Ale on też miał symbol... Hey! – powiedziała do haltiji – co oznacza kotwica na ramieniu ludzi? I czy jesteś w stanie ochronić sanktuarium przed Lumim?

Arteja jednak nie reagowała. Mikaela ruszyła w jej kierunku, pokonując strach. Próbowała zatrzymać ducha. O dziwo udało się. Haltija wtuliła się w Pentti i lekko przymknęła oczy, jakby szukając wytchnienia. Archeolożka obróciła głowę i spojrzała na Lotte z wyrazem bezgranicznej konsternacji. Pomimo trudnych okoliczności ten widok był niespodziewanie komiczny.
- Troje mężów, co młotem władają - szepnęła Arteja. - Są naznaczonymi przez pana naczyniami, będącymi w stanie gościć w swym ciele boskość. Biedni ludzie, oj biedni. Chodzące wrota, przez które najpotężniejsi są w stanie sięgnąć do świata materialnego. Jedynie pan, wszechmocny Ukko, jest w stanie zejść z nieba o własnych siłach - mamrotała. Lotte z trudem rozróżniała kolejne słowa i sens zdań, jako że haltija wkomponowywała również dziwne, bełkotliwe dźwięki, które tylko z grubsza przypominały fiński.
- Więc mają coś ze sobą wspólnego… - pomyślała, że przez Lumiego już bóg przemawia, dlatego taką aurę od niego wyczuwała. Inni byli jeszcze uśpieni. – Jesteś w stanie ochronić przed nim to miejsce?

Arteja do tej pory bladła, ale po usłyszenia ostatniego pytania Lotte z powrotem zaczerwieniła się i wyrwała się Mikaeli.
- Być może - duch szepnął, lecz po chwili porwał go psychotyczny szał. - Nie chcę umierać, nie chcę umierać, nie chcę umierać. Arteja była dobra. Arteja była posłuszna. Arteja zawsze czuwała. Arteja ciągle troszczyła się. Nie chcę umierać, nie chcę umierać, nie chcę umierać… Proszę… nie każcie mi umierać.
Mikaela podeszła z powrotem do Lotte
- Te duchy, haltije… czy one wszystkie są takie? - zapytała.
- Nie mam pojęcia, to osoba z twojego rodu miała być mi wsparciem w tym temacie. – Odpowiedziała, po czym znów przeniosła wzrok na sowę. – W hotelu, w którym Mikaela też była, kilka dni temu miał miejsce pożar, kto go spowodował? Też jakaś haltija?
Arteja nic nie odpowiedziała. Zamiast tego spróbowała Mikaela. Mówiła bardzo łagodnie, jak do dziecka.
- Mówisz, żebyśmy nie kazały ci umierać - zaczęła powoli. - Co miałaś na myśli? Dlaczego miałybyśmy chcieć twojej śmierci?
Ten temat bardziej poruszył Arteję.
- Jest jedyny sposób, w jaki mogę uratować to miejsce - zaczęła. - Jeśli pozwolę złożyć się w ofierze, to pan stąpi z niebios do swojej świątyni. Obroni ją i wszystkich jej wyznawców. Musiałam was o tym poinformować - rzekła ze smutkiem, zwieszając głowę. - Ale ja nie chcę umierać.
Lotte aż uniosła jedną brew ku górze. Wiedziała, że świat paranormalny jest wyjątkowy, ale z tymi „bogami”, to już była lekka przesada. Przez głowę przeszła jej właśnie taka ironiczna myśl i jeszcze parę innych, które zachowała dla siebie.

- Lumi sam nie wedrze się tutaj, musi sprzęt ściągnąć, więc mamy jeszcze czas. A posiłki już idą… - Mówiąc ostatnie zdanie zwątpiła trochę w ich skuteczność. Mieliby do czynienia z bogiem? W sumie co to dla IBPI… - Och ironio – westchnęła.
- Być może nie jest wszechpotężny - rzuciła Mikaela. - Żaden bóg nie potrzebuje wierteł i zastępów ludzi, aby dostać się do jakiejś pieprzonej piwnicy - rozejrzała się dookoła. - Bóg to tylko słowo, które pasuje głównie dlatego, bo wcześniej zostało przypisane za właściwe tłumaczenie podczas opisywania mitologii greckiej. Potem kalką zostało wpisane przez religioznawców jako określenie centralnych figur również w innych mitologiach. Dla fińskiej “bóg” oznacza w oryginale bardziej… - zastanowiła się nad tłumaczeniem - “źródło”, czy też “macierz” haltii. Władców väki. Na pewno należy się ich obawiać - Pentti delikatnie pogłaskała Arteję - jednak ze śmiercią naczynia znikną i oni. Nieprawdaż?
Duch mądrości smutno pokiwał głową i zwrócił duże, sowie oczy na Mikaelę.
- Czy to teraz mnie zabijesz? - rzekł, na co archeolożka delikatnie zbladła.
- Nikt cię nie zabije – wypaliła Lotte. – Może rozegra się to po bardziej śmiertelnemu. Mimo to Valkoinen przytargało cię do hotelu, w którym coś się stało. Czuć od ciebie silną moc, podobną do Lumiego. Przypomnij mi co pamiętasz stamtąd. Oni zabili cię, strzelili do ciebie? Może… Lumi przywrócił cię do życia.
- C-co? - Mikaela spojrzała na nią ze strachem. Następnie zwróciła oczy na własne dłonie, jak gdyby szukając oznak stężenia pośmiertnego. - Ja… ja pamiętam, że tam był ten pistolet. I był szczęk. Wypalił, tak myślę. A potem wybuchł hotel i straciłam przytomność. Ja… - pokręciła głową z niedowierzaniem. - Ja nie mogę być martwa. Poczułabym to jakoś, prawda? - zapytała ni to Lotte, to Arteję. Ta druga jednak nie odpowiadywała. Wyglądało na to, że zasnęła, lub straciła przytomność. Głęboko oddychała i miała zamknięte oczy. Co jakiś czas sprawiała wrażenie na w pół przezroczystej, lecz nie ulegała dematerializacji. Być może nie mogła w obliczu zagrożenia sanktuarium.
- To tylko hipoteza. Nie wiem nic na temat tego wybuchu w hotelu. Uważam jednak, że nie bez powodu zostałaś tam ściągnięta. – Zamilkła na chwilę, aby przysłuchać się odgłosom z zewnątrz.

Zrobiła słusznie, bo te ucichły. Dopiero po pewnym czasie zdała sobie sprawę z tego, że na górze już od jakiegoś czasu nie rozbrzmiewa ani jeden głos. Mikaela spojrzała w oczy Lotte dokładnie w tym samym momencie, kiedy rozległ się dźwięk wiertła. Arteja przebudziła się i sfrunęła na obelisk znajdujący się na środku krypty. Trzęsła się i drżała, spoglądając na wejście do sanktuarium.

- Zróbcie to szybko - poprosiła szeptem. - Być może Tuoni będzie dla mnie łaskawy i pozwoli spotkać się z dobrą panią Johanną.
Do oczu Mikaeli podeszły łzy, gdy Arteja wspomniała o jej babce.

~ Skąd oni kurwa wzięli wiertło? ~ pomyślała słysząc niepokojący dźwięk, a po chwili dodała ~ a jak zabija się ducha? Mina Lotte była zabawna, niedowierzanie mieszało się z zaskoczeniem i frustracją. Szybko jednak poprawiła to i skupiła się na obecnych wydarzeniach, próbując nie używać, nawet w myślach, słów: wiertło i bóg.

- Szybko im poszło… Liczyłam, że nie dadzą rady. – Westchnęła, po czym dodała – żeby poświęcić cię, trzeba coś konkretnego zrobić, jak mamy cię zabić?
- Trzeba… - zaczęła Arteja.
- Nie! - przerwała jej Mikaela. - Nie możemy jej zabić! - zaczęła gestykulować rękami, dając się ponieść emocjom. - To przecież… złe. Musi być jakieś inne wyjście! - wrzasnęła, rozglądając się wokoło, jakby szukając inspiracji. - Sophie, myśl ze mną…!
Natomiast Arteja niestrudzenie kontynuowała.
- Trzeba nabić mnie na rytualny obelisk - rzekła drżącym głosem. - Ten, na którym stoję. Może to stać się jedynie za moją zgodą, gdyż muszę zmaterializować się, aby doszło to do skutku. Ale j-ja… zgadzam się.
- Jeśli umiesz pokonać boga z trzydziestoma poplecznikami, to be my guest. – Visser odpowiedziała bardzo spokojnie, bez sarkazmu, którego można by było spodziewać się. – Ja nie mam zdolności, które mogłyby pomóc. Czytam tylko przeszłość. – Choć czasem było to aż, ale niestety nie tym razem. – Jeśli chcesz mogę ja to zrobić.
Mikaela zawahała się, po czym spojrzała na haltiję ze smutkiem.
- Dobrze - odparła. - Ale ja muszę to zrobić - powiedziała. - Tyle jestem tobie winna, Artejo.

Nieco pewnym krokiem ruszyła w stronę obelisku. Lotte postanowiła przyglądać się tylko, skinąwszy uprzednio głową do Mikaeli na jej słowa. Nie spodziewała się, że ochrona będzie związana z czyimś poświęceniem, ale nie miała zamiaru jakiejkolwiek odrzucać. W końcu na nią liczyła, dlatego tu wskoczyła. Obawiała się tylko jej skuteczności, albo konsekwencji…
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 19-10-2017, 08:57   #208
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Sharif raz jeszcze obejrzał się na boczne drzwi prowadzące do kasyna, po czym obrócił się na pięcie i skierował na front. Zbyt dużo ryzykował i nie potrzebował trzeciego wroga do kolekcji. Dlatego jak na klienta przystało, użył wejście główne.
Czuł, jakby wchodził do jaskini lwa. Albo zostanie tam pożarty, albo sam zdoła coś upolować.

- Tato! - usłyszał krzyk dziewczynki w holu. Potem mała zmrużyła oczy i rozpoznała, że nie ma do czynienia z własnym rodzicem i zmarkotniała. - Nie jesteś moim tatą - westchnęła z pewnym wyrzutem w głosie.

Sharif spostrzegł, że miejsce wypełnione było turystami. Głównie rodziny z dziećmi. O godzinie trzynastej kasyno bynajmniej nie wyglądało na ośrodek zła. Być może jego oblicze zmieniało się nocą.

- Czy widział pan mojego tatę? Jest o taki duży - mała podniosła rękę do góry tak wysoko jak mogła. Była przemoczona. Zapewne uciekła przed śniegiem do kasyna. I nie była jedyna. Cały zastęp ludzi stał w holu i wpatrywał się niepewnie w resztę ośrodka.

Irakijczyk rozejrzał się nerwowo, jakby szukał kogoś, na kogo mógł zwalić odpowiedzialność za małą dziewczynkę. Przestąpił nerwowo z nogi na nogę, unikając spojrzenia dziecka. Znał ryzyko. Ktoś mógł się do niego przyczepić i oskarżyć go o jakieś nieakceptowalne społecznie rzeczy, a było to ostatnim, czego teraz potrzebował. Dlatego miał już zamiar odejść, zostawiając dziewczynkę samej sobie.
Westchnął, przykucając przed nią.
- Przyszłaś tutaj do kasyna z tatą? - zapytał, zrezygnowany.
- N-nie - mała pokręciła głową - Spacerowaliśmy i wtedy zaczął padać lód, a ja przestraszyłam się i zaczęłam biec i zgubiłam tatusia - głos małej lekko zadrżał na końcu. - Mam nadzieję, że nic mu się nie stało.
Ludzie w ogóle nie zwracali uwagę na Sharifa i małą. Dziewczynka wydawała się idealną przykrywką. Habid mógł wziąć ją na zwiedzanie kasyna w ślad za resztą rodzin z dziećmi i tym samym zmieszać się z tłumem bez konieczności tracenia pieniędzy na gry hazardowe, które przykułyby go do jednego miejsca na dłużej.

Sharif przekrzywił głowę, drapiąc brodę i przyglądając się dziewczynce w zamyśleniu.
- Na pewno nic mu się nie stało - odparł w czymś na kształt pocieszającego tonu. - Znasz numer telefonu do twojego taty?
Mała momentalnie spojrzała na swoje palce i zaczęła na nich liczyć. Następne wyciągnęła rękę i pokazała cztery palce. Zapewne ilość latek było jedynym numerem, o jaki ją kiedykolwiek pytano.
Mężczyzna odetchnął ciężko i potarł znużoną twarz.
- Jak masz na imię? - zapytał, zerkając na nią jednym okiem przez palce.
- Jestem Elsa - mała wyraźnie ucieszyła się na to pytanie. Bardzo dobrze wyuczono ją odpowiedzi na nie.
Nagle nieopodal nich pojawiła się inna dziewczyna, tyle że ta była starsza. Wyglądała na nie więcej niż dwanaście lat.
- Jest pan jej ojcem? - zapytała po angielsku. - Wcześniej do mnie podeszła, ale nie zrozumiałam, co do mnie mówi. Ktoś z miejscowych powiedział, że wzięła mnie za siostrę.

Habid obejrzał się na drugą dziewczynę i przygryzł wargę w zastanowieniu. Jeśli chciał wykorzystać małą Elsę do swoich celów, musiał podjąć decyzję teraz. Nad czym się jednak zastanawiał? Jej ojcu, gdyby go spotkał, pewnie i tak życzyłby śmierci, jako Europejczykowi i to najlepiej takiej zadanej jego ręką. Tylko czy chciał brać na siebie odpowiedzialność za czterolatkę?
- Nie, nie jestem. Zgubiła swojego tatę, jednak może go nie być w kasynie. Jesteś tu z rodzicami, tak? - zmienił język na angielski i zapytał starszą dziewczynę.
Ta pokręciła głową, po czym wręczyła mu ulotkę. Sharif spostrzegł, że trzymała w lewej ręce siatkę foliową, w której było ich bardzo dużo.
Na samej górze zostały napisane duże, koślawe litery po fińsku, układające się w napis: “CZY WIDZIAŁEŚ JĄ?”, a niżej było pole kontaktowe, w którym umieszczono jedynie adres e-mailowy na Yahoo. Poniżej dopisano: “POKAŹNA NAGRODA” i umieszczono zdjęcie. Sharif rozpoznał na nim Imogen Cobham, która była znacznie młodsza, niż ją zapamiętał.
- Proszę napisać, gdyby pan ją zobaczył - rzekła mała blondynka. - To dobra osoba, ale się zgubiła - dodała. Następnie chwyciła małą za rękę i pociągnęła ją głębiej w stronę kasyna.
- Znajdziemy w informacji jakiegoś dorosłego i cię zostawimy - mruknęła do Elsy, która pokiwała na to głową, choć nic nie zrozumiała.

Sharif wpatrywał się w wręczoną ulotkę, skołowany. Właściwie nigdy nie poznał losów Imogen po tym, jak się rozdzielili nad jeziorem. Mógł jedynie zakładać, że dopadło ją Valkoinen. Jednak czy była to prawda? Tego nie był pewien, chociaż przy najbliższej okazji mógłby zbadać tę sprawę. Koniec końców nie trapiły go losy byłej partnerki z IBPI, a zamiast tego podążył wzrokiem za oddalającymi się dziewczynkami. Kim była ta starsza? Skąd znała Immy? I dlaczego była w kasynie bez rodziców?
Coś podpowiadało mężczyźnie, że zostawiając z nią małą Elsę nie postąpił rozsądnie. Ale może był po prostu przewrażliwiony. Nie mógł jednak zapominać, po co tu przyszedł. Jego celem była krupierka Lea Virtanen. Musiał ją odnaleźć, a potem… No właśnie, co potem. Tego się pewnie dowie w swoim czasie.

Wstał, wspierając się o kolana i poruszył barkiem rannej ręki. Wizyta u doktora Konsumentów z pewnością pomogła, jednak daleko mu było do pełnej sprawności. Z blizną na jednej i raną postrzałową na drugiej był właściwie bezbronny. Co i tak nie miało teraz znaczenia. Nie zabrał ze sobą broni. Nie chciał ryzykować z jej przemycaniem.
Ruszył w głąb kasyna, rozglądając się za jakimiś stołami do pokera. Jednocześnie rozglądał się za parą dziewczynek. Z jakiegoś powodu chciał się przekonać, że nastolatka mówiła prawdę.

Ujrzał, że dziewczynki idą za strzałką informującą w kilku językach o szatni. Po kilku minutach wróciła stamtąd jedynie nastolatka. Trzymała w rękach stertę ulotek i rozdawała je każdej osobie, która chciała brać. Co dziwne, ochrona nie reagowała na to, choć goście kasyna przecież mogli sobie nie życzyć nagabywania. Wnet jednak Habid stracił ją z oczu, kiedy zniknęła za załomem korytarza.


Sharif spostrzegł, że większość ludzi próbuje swojego szczęścia przy maszynach wrzutowych. Wkładali do środka monety, ciągnęli za wajchy i liczyli na to, że na maleńkim ekranie w jednej linii ułożą się trzy takie same symbole. Habid ujrzał również znak informujący o pokoju do pokera, który znajdował się na wyższej z dwóch kondygnacji udostępnianych dla klientów. Przy stołach do gier nie było tłumów. Nie spostrzegł ani krupierów, ani krupierek.

Muzułmanin pogładził łysą głowę i skrzywił się lekko. Zrozumiał, że mógł przyjść za wcześnie. Wszak wszelkie rozgrywki, które mogłyby go zaprowadzić na zaplecze kasyna, na pewno nie odbywały się za dnia, a tym bardziej przy takich tłumach. A może pogoda zmieniła zachowanie obsługi przybytku? W końcu coś się stało i to poza zmianą pogody. Do walki z nią na pewno nie były potrzebne te karabiny, które zobaczył w vanie na tyłach budynku. Sharif przypomniał sobie, że ujrzał w nim nawet… wiertło. Takie, z jakiego korzysta się na filmach przy próbach otwarcia sejfów. Nie mógł również wykluczyć, że było on geologiczne, wykorzystywane przez archeologów. Tylko po co mogło być potrzebne Valkoinen? Wydawało się to kolejną zagadką.
Tylko co mógł w takim razie zrobić? Nie wejdzie ot tak do części przeznaczonej dla personelu, by móc się rozejrzeć. Z drugiej strony Valkoinen już dawno mogło go wypatrzeć na swoim terytorium. Jeśli wiedzieli kim był i chcieli z nim porozmawiać, już by to zrobili.

Ponownie spojrzał w kierunku szatni. Dziewczyna skłamała i zaprowadziła małą Elsę w inne miejsce. Ku swojemu zdziwieniu, Sharif poczuł jakieś dziwne ukłucie w żołądku.
- W sumie… i tak nie miałem na razie planu - mruknął pod nosem, jakby chciał usprawiedliwić swoje zachowanie i ruszył w kierunku szatni.

Kiedy wszedł do środka, ujrzał czterolatkę siedzącą na krześle nieopodal pani w szatni, która wykonywała pierwsze telefony. Wyglądało na to, że nastolatka nie tyle skłamała, co po prostu chciała zaprowadzić małą do kogokolwiek z obsługi kasyna i jak najszybciej pozbyć się problemu. Szatnia była najbliżej.
- Tata?! - ucieszyła się mała Elsa. Potem rozpoznała Sharifa i westchnęła z rozczarowaniem. - A nie. Nie tata - rzuciła.
Po słowach kobiety z szatni Habid wywnioskował, że dzwoniła do opieki społecznej.
- Mój tata jest poli… poli…
- Politykiem? - zapytała tymczasowa opiekunka po odłożeniu komórki. Mała gwałtownie pokręciła głową.
- Poli… cy… policyja…
-...ntem? - dokończyła kobieta.
- Tak! - Elsa klasnęła w dłonie. - Policyjantem!
Pracowniczka obsługi skinęła głową z uśmiechem, po czym zwróciła się do Sharifa.
- Proszę podać kurtkę, mamy jeszcze dużo wolnych wieszaków - przybrała służbowy, pomocny ton.

Mężczyzna podszedł nieśmiało, jednocześnie ściągając z siebie kurtkę. Jako iż pod spodem miał sam biały t-shirt, odsłonił tym samym bliznę na przedramieniu oraz czysty opatrunek na drugiej ręce. Podał odzież wierzchnią kobiecie.
- Dziękuję. I dziękuję, że pani się nią zajęła - kiwnął głową na Elsę. Czuł się teraz głupio, że miał co do niej złe przeczucia. Jednak ostatecznie trafiła w dobre ręce. Na pewno lepsze od jego.
- To właściwie żaden problem. Tyle że służby powiedziały, że otrzymują teraz bardzo dużo tego typu zgłoszeń i nie będą mogli od razu zareagować. Będziesz musiała tutaj zostać na jakiś czas - kobieta rzekła do małej.
Elsa pokiwała z wahaniem głową. Wyglądało na to, że zrobiło jej się smutno. W kącikach oczu pojawiła się zapowiedź łez. Mała zerwała się na nogi i pobiegła w stronę Sharifa. Zanim zdążył usunąć się, mocno przytuliła jego kolana.

Sharif wypuścił z siebie powietrze, jakby coś go uderzyło w pierś. Zachwiał się lekko i spojrzał nieporadnie pod siebie. Konsternacja i zmieszanie dosłownie falami przelewały się po jego twarzy. Rozłożył ręce na boki w bezradnym geście i spojrzał błagalnie w stronę szatniarki.
- Elsa może tu zostać, tak? - upewnił się żałosnym tonem.
- Tak, mała, choć tu do mnie! - kobieta przemówiła entuzjastycznym tonem, zarezerwowanym specjalnie dla dzieci. Wstała i wyciągnęła kwaśne żelki spod lady. Dziewczynka zobaczyła je i ruszyła biegiem w ich kierunku. - Zdaje się, że ten problem mamy załatwiony - szatniarka uśmiechnęła się. - Proszę nie przejmować się i wracać do korzystania z przyjemności kasyna!

Muzułmanin skinął wdzięcznie głową i wycofał się.
- Uważaj na siebie, mała - rzucił jeszcze do dziewczynki i wrócił do głównego pomieszczenia. Rozejrzał się ponownie i nie wiedząc, co ze sobą począć, ruszył do stołów pokera zobaczyć, czy mimo wszystko ludzie tam grają. Okazało się, że nie. Zapewne wszyscy lokalni pokerzyści wciąż odsypiali noc spędzoną na graniu. Wyglądało na to, że trudno będzie dostać się do Valkoinen bez Lei Virtanen. A tej o trzynastej jeszcze nie było w kasynie.

Mężczyzna przystanął, ponownie czując ten sam niepokój w żołądku. Nagle zrozumiał. To nie mała dziewczynka go martwiła, tylko coś, co przeoczył. Lumi. Jechali po niego na cmentarz.
Sharif zerwał się z miejsca i pobiegł do szatni. Ignorując zdziwienie szatniarki oraz Elsy odebrał swoją kurtkę i w pośpiechu opuścił kasyno. Musiał złapać jakąś taksówkę. Może jeszcze nie było za późno.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 20-10-2017, 19:20   #209
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Lotte Visser


[media]http://www.youtube.com/watch?v=y6bYCcG-Yc4[/media]

Mikaela zbliżała się do obelisku. Brodziła przez powietrze, które jakby zgęstniało. Arteja nisko pochyliła głowę, czekając na swój los. Wnet Pentti dotarła do niej. Z wahaniem podniosła rękę i spróbowała pogładzić pióra na głowie haltii. Jednak duch okazał się niematerialny. Nieznacznie podniósł wzrok i utkwił go w oczach kobiety.
- Wiedziałam - szepnęła Arteja. - Od pierwszej chwili mojego istnienia.
- Ż-że ja to istnienie zakończę? - Mikaela zapytała lekko drżącym głosem. Duch pokręcił łbem, delikatnie wyswobadzając się z zasięgu ręki archeolożki.
- Że będę wystarczająco odważna - odparła. - Że dokonam właściwego wyboru. Wcześniej nie rozumiałam, dlaczego Ukko dał mi wolną wolę i osobowość. Myślę, że teraz wiem.
- Nie rozumiem - łzy zaczęły migotać w oczach Pentti.
- Aby pokonać potężnego wroga należy być potężnym. A prawdziwą moc można uzyskać jedynie świadomym, dobrowolnym poświęceniem. Nie mogłabym ofiarować siebie, gdybym była marionetką. Siła zrodzi się z mojej decyzji oraz twojej śmiałości. Z tych łez - spojrzała na dwie krople, które spłynęły po policzku Mikaeli i uderzyły w obelisk. - Życzę ci, aby Ukko wyzwolił cię z piętna Tuoneli, które zostało na ciebie nałożone. A teraz… zrób, co masz uczynić.

Mikaela wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć. Zamiast tego skinęła głową. Tym razem jej ręka nie prześlizgnęła się na wylot przez Arteję. Haltija w pełni zmaterializowała się. Przypieczętowała swój los, podejmując tę decyzję.

Pentti chwyciła mocno ciało ducha. Z całej siły nadziała Arteję na szpiczasty ostrosłup wieńczący obelisk. Wygląd na zrobionego z kości słoniowej. Rozległo się głośne, przeraźliwe wycie haltii, które zdołało przyćmić nawet dźwięk wiertła. Polała się krew. Wnet spłynęła do rzeźbionej w kamieniu misy. Mikaela krzyknęła, jak gdyby to ona dostała. Była cała czerwona na twarzy i zastygła w przerażeniu. Po krótkiej sekundzie naparła drugi raz na haltiję. Rozległ się gruchot, kiedy ostrze przebiło kręgosłup. Otwory w masce Artei zapełniły się krwią i przeraźliwy kwik rozbrzmiał w jaskini. Mikaela szybkim, rozpaczliwym ruchem obejrzała się na Lotte, szukając w niej wsparcia. Wnet przygniotła haltiję po raz trzeci. Szpic wyszedł na zewnątrz ciała ducha.

Wreszcie Arteja przestała wrzeszczeć i poruszać się. Pentti spojrzała na nią niepewnie, po czym zrozumiała, że dokonało się. Wybuchła płaczem i zatkała twarz dłoniami splamionymi krwią. Mimowolnie oparła się o obelisk, nagle tracąc siły. Jej łzy spływały do misy wypełnionej osoczem haltii. Kręciła głową w szoku.

Wnet rozległ się trzask. Generator przestał działać. Bez prądu światła zgasły. Podziemna krypta zapełniła się mrokiem.

Dopiero po chwili zalało ją światło Mikaeli.



Alice Harper


Apartament zrobił się nagle pusty bez Jennifer. Alice lekko rozchyliła drzwi sypialni. Joakim spał smacznie niczym niemowlę. Już miała wrócić do głównego pokoju, gdy coś ją zaintrygowało. Podeszła bliżej i przyjrzała się twarzy mężczyzny. Wpierw nie zauważyła różnicy w słabym świetle dobiegającym z poprzedniego pomieszczenia, jednak teraz zmiana była wyraźna i niekwestionowana. Dahl wyglądał o kilka dekad starzej. Na czole oraz w kącikach oczu i ust pojawiła się siateczka zmarszczek, a włosy straciły młodzieńczy blask. Wciąż był atrakcyjnym mężczyzną, lecz tym razem w sposób bardzo dojrzały. Bez względu na to, jaki urok odmładzał go podczas jawy, bez wątpienia znikał w trakcie snu.

W głowie Alice pojawiła się myśl, że mogłaby w tej chwili bez najmniejszego problemu zabić Joakima. Mężczyzna byłby nieświadomy zagrożenia, a na dodatek miała narkotyki, które wyłączyłyby jego moce. Stałaby się legendą dla IBPI i byłaby ubóstwiana przez organizację co najmniej równie mocno, jak obecnie przez Kościół Konsumentów. Wszyscy uwierzyliby, że przez cały czas udawała współpracę, aby dopaść go w najmniej oczekiwanym momencie, takim jak ten.

Jej moc sprzed skonsumowania Ilmatar wciąż działała. Alice dostrajała się do istoty o największym Poziomie Wytwarzania Fluxu w okolicy. I, podobnie jak wcześniej, było nim ucieleśnienie śmierci. Czuła je w sobie. Przesunęła palcem wskazującym po szyi Joakima, który nieznacznie poruszył się we śnie. Wyczuła tętno na tętnicy szyjnej. Jeżeli ją rozetnie… krew wypłynie z takim entuzjazmem...

Chwyciła do ręki korkociąg, który leżał obok butelki wina w barku. Delikatnie dotknęła jego końca. Był tak ostry, że drobna kropelka krwi pojawiła się na opuszce palca. Następnie zwróciła wzrok na Joakima, który spał nieświadomy zagrożenia.

Sharif Habid


Sharif szedł chodnikiem. Jak na złość nie mógł znaleźć żadnej taksówki. Grad i śnieg niestrudzenie zacinały w niego. Wnet nogawki spodni przemokły, lecz kurtka wydawała się odporna nawet na tak piekielne warunki.
- Przepraszam, która droga jest najszybsza, aby dostać się na cmentarz? - zapytał się starszej pani czekającej na przystanku.
- Ale który cmentarz?
A tego Sharif nie wiedział. Okazało się, że w Helsinkach jest ich kilka. Westchnął przeciągle i kopnął kamyk. Mały okruch skalny poleciał wprost na ulicę. Wnet zniknął pod oponą samochodu, który zatrzymał się tuż przed przystankiem. Był to radiowóz policyjny. Szyba po stronie pasażera opuściła się w dół.
- Hej, Anselmi. Czy to nie jest ten no?
- Czekaj no, Ensio, niech się przypatrzę.
To trwało kilka sekund. Następnie mężczyźni wyszli na zewnątrz. Ruszyli z kajdankami w stronę Sharifa.


Habid był pewien, że nie ma ochoty zostać aresztowanym. I na dodatek z niewyjaśnionego powodu.
- Masz prawo na ten no… zachowanie milczenia! - krzyknął Anselmi. Instynkt pokierował pięścią Sharifa. Trafił nią tak mocno w szczękę policjanta, że mężczyzna aż się przewrócił.
- ŁO CHOLERA! - Ensio bez cienia wątpliwości nie zachowywał milczenia. Ruszył z bara na Habida. Ten z gracją uskoczył w bok. W rezultacie mężczyzna wpadł na słup tuż obok kobiety, którą wcześniej Sharif pytał o cmentarze.
- ŁOLABOGA! - krzyknęła.
Anselmi próbował się podnieść, lecz celny kopniak Habida mu w tym przeszkodził. Ensio również starał się wstać, lecz ślizgał się na lodowej nawierzchni. Wnet obydwoje położyli się płasko na podłożu i zamarli w bezruchu z zamkniętymi oczami. Najwyraźniej wzięli Sharifa za niedźwiedzia, przed którym należy bronić się udawaniem padliny.
- Chyba właśnie taka droga jest najszybsza, aby dostać się na cmentarz - kobieta odpowiedziała na wcześniejsze pytanie Habida, spoglądając na policjantów.

Sharif ogołocił ich z radioodbiorników i broni, a następnie wziął ich radiowóz.

Alice Harper


Harper wróciła do głównego pomieszczenia. Usiadła przy eleganckim sekretarzyku, który teraz wyglądał zdecydowanie mniej dostojnie. Trzy pomarańczowe balony prężyły się dostojnie wokół rozstawionej przez Jenny stacji komputerowej.


Alice postąpiła odważnie, ufając blondynce. Valkoinen błędnie przeceniali Natalie, gdyż pomylili ją z Harper. Jednak w rzeczywistości kwestia życia lub śmierci Douglas była obojętna konsumentom. Jeżeli Jenny wróci i powie, że nie udało jej się uratować detektyw… to czy będzie potrafiła przedstawić jakikolwiek dowód, że w ogóle próbowała? Ważne, że wykonała znacznie istotniejsze zadanie, czyli dopilnowała, by Alice nie popełniła żadnego głupstwa i sama nie poszła ratować siostry. Bo to bezpieczeństwo Harper liczyło się najbardziej.

Ekran komputera rozświetlił się. Do przywódcy Kościoła Konsumentów zaczęły przychodzić wiadomości. Prosiły o poradę i wyznaczenie kierunku. Wszystkie zostały opatrzone kryptonimem “PILNE”.

Cytat:
Napisał Fernando Abascal
Szakale zlokalizowały Hennesa, chłopaka Arji. Jesteśmy w trakcie przesłuchań strażaczki. Puściła parę o tajnym wejściu do Skalnego Kościoła, które znajduje się w piwnicy teatru Q-Teatteri ry. Czy powinienem wysłać tamtędy oddział celem uratowania fałszywej Dubhe?
Cytat:
Napisał Eric McHartman
Jestem przy domu na Granfeltintie. Dalej obserwuję dzieciaka krwi Aalto. Na terenie rezydencji pojawiła blondyna, która chce zabrać go stamtąd siłą. Wkroczyć do akcji i odebrać go, czy tylko śledzić?
Cytat:
Napisał Conrad Egelman
Otrzymałem informację, że oddział Mnemosyne zmierza do szpitala, w którym znajduje się Maxinne Swift. Mają za zadanie pozbyć ją pamięci kilku ostatnich dni. Czy powinienem ich odwołać? Czy będziemy jeszcze potrzebowali piosenkarki?
Cytat:
Napisał Fabien Bonnaire
Premier Harri Holkeri złożył zawiadomienie o kradzieży łodzi przez Alice Harper i Sharifa Habida. Nie podał ich nazwisk, lecz zamieścił zdjęcia, które uzyskał z monitoringu rezydencji. Są wyraźne. Zmodyfikowałem wniosek i wykasowałem wszelki ślad o Dubhe. Czy powinienem uczynić to samo w przypadku Sharifa Habida? W przeciwnym razie jego wizerunek trafi do wszystkich radiowozów i pracowników ochrony helsińskich placówek państwowych. Otrzymają możliwość zatrzymania go.
Cytat:
Napisał Fabien Bonnaire
Po przejrzeniu akt dotarłem do zeznań Mathildy Svenson, która wspomniała o latynosce filmującej wybuch hotelu Hilton. Jedyna latynoska, która została przesłuchana przez służby, to Brazylijka Valentina Garcia. Jednak ta kobieta nie przekazała żadnego filmu policji. Obecnie znajduje się w szpitalu przy Rakennus 12. Byłoby to jedyne nagranie dokumentujące wybuch hotelu. Czy powinienem złożyć jej wizytę? Jako jedyny mam legitymację policji, więc uzyskanie zeznań nie byłoby problemem. Tyle że musiałbym opuścić mój posterunek na komendzie.
Lotte Visser


Lotte spoglądała na Mikaelę. Kobieta tonęła w mroku… jednak nie całkiem. Niektóre części jej ciała świeciły. Włosy zdawały się utkane z babiego lata i gwiazd, a ubrania z nocnego nieba. Rysy twarzy błyszczały jasno kosmiczną poświatą.

Visser potrafiła wyczuwać energię. Wyczuła w luminescencji Mikaeli duchowy posmak Artei. Moc haltii oplatała ciało archeolożki i próbowała dostać się do czegoś znajdującego się… głębiej. Dopiero po chwili Visser zrozumiała, do czego dokładnie. Energia pozostawiona przez ducha starała się wyżreć nieskończone pokłady złej, negatywnej siły, którą Lotte wyczuła w Muzeum Aalto.

Lotte nie miała doświadczenia w odczytywaniu tak skomplikowanych, mistycznych procesów, które działy się przed jej oczami. Przez cały czas myślała, że siła Artei wygrywa z czarną klątwą. Ta jednak przegrywała. Poruszyła czające się w Mikaeli zło. Rozbudziła je.

Czerń głębsza i ciemniejsza od mroku zaczęła wylewać się z Pentti. Oblekła ją w nieprzenikalny wzrokiem całun. Kokon rozrastał się, po czym zaczął przyjmować kształt… wilka. Visser czuła, że serce jej staje. Biło tak szybko, jakby miało zaraz uciec z piersi. Rozpoznała potwora. To jego widziała na plaży przy Jeziorze Bodom. To on zablokował jej czakry, tym samym paraliżując ją.

Czy Mikaela była piekielnym ogarem?!
Surmą, ognistym strażnikiem Tuoneli, o którym wspominał Takeshi?!
Na tym polegała klątwa Mikaeli?!
To ona ją zaatakowała przy Oittaa?!

Wyglądało na to, że Arteja starała się usunąć piekielnego pasożyta, lecz zamiast tego rozbudziła go. Energia haltii wciąż żyła. Jednak tkwiła kompletnie przykryta nienawiścią i gniewem Surmy.

Lotte skoczyła ku generatorowi, próbując go uruchomić i dostać się na zewnątrz. Wiedziała z doświadczenia, że z ogarem nie było żartów. Już lepiej stawić czoło Valkoinen. Gdyby tylko opuściła kryptę wraz z Edmundem…!

Wtem Lotte usłyszała przedziwny głos dochodzący zewsząd.

T o
S a n k t u a r i u m
P o t r z e b u j e
T y l k o
J e d n e g o
B o g a

Krypta rozbłysła jasnym, błękitnym światłem. Z każdego rogu wystrzelił łańcuch wymierzony prosto w ogara. Skrępował go. Jednak Surma był ucieleśnieniem nagłej, brutalnej śmierci. To on pilnował, aby nikt nie uciekł z Tuoneli, świata umarłych. Było jedynie kwestią czasu, aż wyrwie się z narzuconych pęt.

Być może sprawa potoczyłaby się inaczej, gdyby Arteja wykorzystała wszystkie swoje siły, aby wezwać Ukko. Wtedy mógłby zstąpić w pełnej postaci. Natomiast haltija skoncentrowała się również na uleczeniu Mikaeli, co skończyło się dramatyczną porażką i rozbudzeniem demona.

Lotte pozostawało mieć nadzieję, że zdąży uciec zanim sanktuarium przegra walkę z Surmą.



Alice Harper


Kim była Alice Harper?

Ciocia May kiedyś mieszkała w Paryżu
Pamiętam, że czasami w teatrze opowiadała te opowieści z zagranicy
I pamiętam, jak opowiadała, że raz wskoczyła do rzeki... na bosaka
Uśmiechała się wtedy


[media]http://www.youtube.com/watch?v=SL_YMm9C6tw[/media]

Alice weszła do eleganckiej łazienki apartamentu w Hotelu Kämpo. Spoglądała na swoje odbicie w eleganckim lustrze, które zajmowało całą ścianę.

Kogo widziała? Córkę Amelii i Matthew Harperów? A może córkę Amelii Harper i Roberta Douglasa?

Wskoczyła, nawet nie patrząc
Stoczyła się do Sekwany
Woda była lodowata
Kolejny miesiąc miała katar
Ale rzekła, że zrobiłaby to jeszcze raz


Kogo widziała? Śpiewaczkę operową o niezwykłym głosie? A może Dubhe, świetlistego anioła o złotych włosach?

Uchwyciła uczucie
Nieba bez sufitu
Zachodu słońca wewnątrz ramki
Żyła w butelce po winie
Zmarłaby w oka mgnienie
Nie zapomnę jej płomienia


Kogo widziała? Uczciwą panią detektyw Oddziału w Portland, która położyła kres knowaniom Joakima Dahla? A może boginię Kościoła Konsumentów, który polował między innymi na Bogu ducha winnych detektywów IBPI?

Wypijmy za zdrowie tych, którzy marzą
Głupich, jak się wydaje
Wypijmy za serca te, które bolą
Wypijmy za chaos, który tworzymy


Kogo widziała? Znajomą Natalie Douglas - przypadkowej osoby, kompletnie dla niej obcej i nieznanej? A może widziała jej siostrę, o którą powinna troszczyć się, a może nawet i poświęcić swoje życie?

Powiedziała mi:
Troszkę szaleństwa to klucz
Do zobaczenia wszystkich kolorów
Kto wie, gdzie nas zaprowadzą?


Wcześniej Alice planowała, że dołączy do Kościoła Konsumentów, jeżeli ten uratuje Natalie. Teraz wszystko skomplikowało się i to niebagatelnie. Nie mogła ufać Jennifer w jej misji uratowania detektyw. Z drugiej strony reszta sekty robiła, co mogła aby Douglas uszła z tego cało. Harper mogłaby wysłać szakali wprost do Skalnego Kościoła. Tyle że Valkoinen ostrzegło, że oczekuje jedynie Dahla. Jeżeli pojawi się ktokolwiek inny, to zabiją Natalie. Czy Alice powinna skontaktować się z Valkoinen oraz powiedzieć im, że mają fałszywą Dubhe? Zaofiarować się w zamian za przyrodnią siostrę? Helsińska mafia z pewnością dopuściłaby się takiej transakcji. Jednak… czy Harper zależało na Natalie aż tak, żeby miała ryzykować swoim życiem?

Kim była Alice Harper?

Sharif Habid i Lotte Visser


Lotte przeżyła.
Uruchomiła platformę i wskoczyła na nią, spoglądając na demona, przez którego tyle czasu spędziła w paraliżu. Na własnej skórze doświadczyła, co potrafi jego spojrzenie. A Surma miał jeszcze łapy zakończone diabelnie ostrymi pazurami. Oraz zdolność ziania ogniem i tworzenia nawet najgorszych wybuchów.

Okazało się, że w krypcie nie ma już Valkoinen.
Nawet jeśli byli, to nie mogła ich zobaczyć.

Całe Hietaniemi tonęło w mgle. Ciężkiej niczym kożuch, białej niczym mleko.


To wydawało się logiczne. Helsinki w trakcie lata były bardzo rozgrzane. Najbardziej w samo południe. A właśnie wtedy spadł lodowatny śnieg i grad. Połączenie żaru i zimna stworzyło parę oraz wyładowania atmosferyczne. Burzy jeszcze nie było, jednak mgła zdążyła wznieść się. Była tak gęsta, że Lotte nie widziała własnego nosa, a co dopiero wrogów. To działało również w druga stronę. Nikt nie widział jej.

Czy wszystko było szczęśliwym zbiegiem okoliczności?
A może to Ukko uratował Lotte, zsyłając mgłę, która chroniła ją przed oczami wrogów?

Zerwała się do sprintu.

Przewróciła się pięć razy. Pierwszy raz, zahaczając o konar. Drugi raz wpadła na nagrobek. Za trzecim na jej drodze stanęła ławka. Czwartym razem potknęła się o duży kamień. Piątym wpadła na drzewo. To dobrze. Bo Valkoinen radziło sobie równie nieporadnie. Inaczej już dawno zginęłaby, przedziurawiona przez ich kule.

Kiedy Sharif Habid trafił na Hietaniemi, jeszcze nie było mgły. Wybrał akurat tę lokację, gdyż cmentarz był największy i najbardziej znamienity. Zaparkował radiowóz policyjny tuż przed bramą i wszedł do środka, uzbrojony w paralizator i broń skradzioną gliniarzom.

Przeszedł obok białego vana, poszukując agentów Valkoinen. Wnet dostrzegł ich. Znajdowali się w samym rogu Wzgórza Artystów przy wyjątkowo starym mauzoleum. Co dziwne, celowali prosto w nie. Jaki skarb musiał znajdować się w środku, że mafia przywiozła wiertło celem jego wydobycia?

Ruszył w ich kierunku.

Wtedy mgła podniosła się z ziemi.

Sharif błądził. Przez sekundę? Minutę? Kwadrans? Ciężko było zorientować się w upływie czasu. A jeszcze gorzej poruszać. Habid przewrócił się pięć razy. Pierwszy raz, wpadając na kosz na śmieci. Drugi raz trafił na rzeźbę anioła. Za trzecim na jego drodze stanął krzak. Czwartym razem potknął się o krzyż, przy którym stawiano znicze dla osób znajdujących się daleko stąd. Piątym razem wpadł na…

Lotte Visser.

Mgła była tak gęsta, że mogli zobaczyć jedynie siebie. Nie widzieli się od momentu opuszczenia posiadłości premiera Holkeriego. Jednak wiele zmieniło się od tego czasu. Lotte wiedziała, że Sharif był zdrajcą Kościoła Konsumentów. Habid natomiast wyzbył się przykrywki i był wolnym człowiekiem.

Irakijczyk i białowłosa patrzyli wprost w swoje oczy.
 
Ombrose jest offline  
Stary 22-10-2017, 01:51   #210
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Upadek Joakima - cześć pierwsza


Zimne spojrzenie jasnych oczu rudowłosej spoczywało na uśpionej twarzy Joakima. Poczuła ogromny chłód, który ogarnął jej ciało, zaskakująco nie był nieprzyjemny. Koił i uspokajał. Wyciszał ją. Wszystko było takie proste. Takie szare. Takie… Monotonne.
A krew?
Krew była piękna. Jej kolor, zapach i sposób w jaki płynęła, napełniał jej serce ciepłem. Ciepło i zimno mieszały się. Serce zabiło jej mocniej.
Sekundy, czy minuty minęły, nim przestała obserwować krople na swym palcu, a jej dłoń mocniej zacisnęła się na metalowym przedmiocie. Pochyliła się nad Joakimem i uśmiechnęła do niego nieswoim uśmiechem.
Był przystojny, mimo wieku. Może powinna uczynić go jeszcze przystojniejszym?
Uwiecznić go w tym stanie?
Joakim martwił się, że nie wróci do dawnej formy, może powinna zatrzymać dla niego czas w pamięci wszystkich?
Może powinna dać ulgę jego sercu, bowiem na pewno cierpiał po uwięzieniu duszy córki?
Tak, to wszystko było racjonalne.
A ona była sprawiedliwa.
Łaskawa.
Każdego traktowała tak samo.
W końcu śmierć nie szufladkowała nikogo.

Nie minęły dwa oddechy, jak ostre zakończenie korkociągu przedarło skórę w pobliżu szyi i obojczyka Dahla, a ona patrzyła jak z rany wyciekają strugi ciepłej krwi. Zabrudziły pościel, mężczyznę, jej dłoń. Palce jej zadrżały i puściła przedmiot, pozostawiając go wbitym.

Nie powinien był tyle pić!

Zbłąkana, zbulwersowana myśl przebiła się przez oschły spokój jej umysłu. Zignorowała ją. Do czasu…

***

Brodząc między balonami dotarła do komputera, który zwrócił jej uwagę skaczącymi po pulpicie światłami. Balony przewalały się pod jej nogami, kiedy przeszła bliżej i spokojnie zaczęła czytać. Ubrudziła klawiaturę i myszkę krwią Joakima, kiedy przeglądała kolejne maile z kompletną obojętnością.

Zbędne informacje.
Żadnej śmierci.

Alice uśmiechnęła się lekko do ekranu. Temu światu zdecydowanie przydałoby się więcej błogiego spokoju. Kobieta wyprostowała się i westchnęła.
Coś zatrzęsło się w jej klatce piersiowej. Miała wrażenie, że mieszka tam jakieś zwierzątko, które chciało wydostać się na zewnątrz.
Dziwne i zabawne uczucie.
A potem pojęła, że to nie za jej żebrami, a w jej umyśle coś się szarpie.
Coś krzyczy.
Coś żywego.
Co to?

Chciała sprawdzić co to, więc poszła do łazienki. W końcu nic nie może być lepszym zwierciadłem duszy, jak oczy. A swoje własne dostrzec można jedynie w lustrze.
Pierwsze i drugie uderzenie serca. Nic się nie stało.
Trzecie i czwarte, znowu to co wcześniej - coś się szarpnęło.
Piąte i szóste - dostrzegła kolor swoich oczu, włosów i skóry. Jej piękną twarz wykrzywił grymas - pierwsza oznaka braku równowagi.
Siódme i ósme - spojrzała w dół. Opierała dłonie o umywalkę. Dostrzegła, że całe są we krwi… To nie była jej krew.
Dziewiąte i dziesiąte - była Alice Harper.


- Nie… Błagam. Nie. Nie! - zaczęła mówić błyskawicznie śpiewaczka. Oczy zaszły jej łzami, kiedy wypadła z łazienki i dosłownie biegiem przedostała się przez salonik. Balony podskakiwały i podfruwywały za nią w górę, figlując z wywołanym przez jej ruch wiatrem. Alice pchnęła drzwi do sypialni, gdzie spał Joakim i otworzyła usta w niemym krzyku.
Była w szoku. Była przerażona. To co zobaczyła, było jednym z najbardziej groteskowych widoków, jakie miała okazję do tej pory zaobserwować. Pokręciła głowa, jakby chciała zanegowac to co widzi, ale nie pomagało. Tak jak mruganie… To była prawda, a nie fikcja. Ręce zaczęły jej drżeć.
Czy ona właśnie zabiła Joakima Dahla?!
Podbiegła do niego i weszła na łóżko, by znaleźć się nad nim. Przyłożyła palce do jego szyi z drugiej strony, by ocenić, czy miał puls… Coś wyczuła, ale bardzo słaby. Mężczyzna był nieco przekręcony, najwyraźniej ocknął się mimo upojenia alkoholem.
- Proszę…. Proszę, proszę, nie umieraj! - zawołała, jakby to miało powstrzymać krew i Joakima. Wypadła z pokoju ponownie, przedzierając się przez balony do jednej z toreb. Poszukała jakiejś luźnej koszuli. Musiała zatamować krwawienie. Nie była pielęgniarką, a w ciągu tej doby miała styczność z taką sytuacją już po raz drugi. Ledwo widziała przez załzawione oczy. Wróciła do mężczyzny z materiałem i obłożyła stabilnie korkociąg, robiąc bardzo prowizoryczną tamponadę. Obwiązała mu ostrożnie szyję, by stworzona przez nią konstrukcja nie obruszyła się i dysząc w panice, wróciła do głównego pomieszczenia. Rozejrzała się.
Co teraz?
Co teraz?!
Nie mogła wezwać pogotowia, to było wykluczone. W tej dokładnie chwili dostrzegła telefon Joakima na stoliku. Czyli jednak Jennifer go ze sobą nie zabrała! Dopadła do niego, jakby był studnią na pustyni. Szybko, drżącymi palcami przeszukała listę kontaktów.
Do kogo miała dzwonić?! Nie było wiele czasu…
Joakim potrzebował pomocy jak najszybciej. Zerknęła na ekran komputera ponownie. Dostrzegła maile i znajome nazwisko. Klikneła wiadomośc od Erica. No tak! Eric był tym medykiem… a przynajmniej znał się na tym! Spróbowała wyszukać jego nazwisko w liście. Kiedy je znalazła, natychmiast je wybrała, czekając na sygnał. Zagapiła się na stertę balonów na podłodze…

 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172