Gdy znależli się wewnątrz przestrzennej hali, w której wraz z chłodnym przeciągiem, niósł się zapach prochu i nadpalonego krzemu, Johnem coś wstrząsnęło. Wzdrygnął się i przetarł oczy ze zdumienia. Nie był pewien czy to mu się śni, a może jest w virtualu i zapomniał się wylogować? Tak, to się zdarzało. Jako admin w neurosieci często odbierał wirtualne telefony od gości siedzących do upadłego, którym w końcu mózgi odmówiły dalszej pracy i zasnęli będąc w cybeprzestrzeni. Takich nazywano w branży "wyłączonymi". Niektórzy śnili na wirtualnej jawie, inni po prostu przełączali się ma tryb "w bezczynku". A potem się budzili i nie trybili co się dzieje. Niektóre najnowsze systemy do ID-wirtualizacji mają bezpiecznik który wykrywa fazę snu u użytkownika i wtedy automatycznie go wylogowują. To jednak nadal wyższa półka, a przy takim boomie na ten typ rozrywki, na rynku panowały tony azjatyckiego szajsu, który na dodatek niszczył siatkówkę oka i wypalał neurony w mózgu. Lecz tym John nie mógł się teraz ani trochę przejmować, czego bardzo żałował, bo zamiast siedząc za wygodnym biurkiem, stał na wprost przynajmniej kilku skrzyń z amunicją, szaf z bronią najróźniejszego kalibru i półek z układami scalonymi przeznaczenia militarnego. A na domiar złego jakiś maniak nadzorujący to wszystko i rozdający ten sprzęt niczym lody z budki. Wiedział, że to nie była jego wola by się tu znaleźć. A mimo to tu był. I do cholery nie wiedział jak się nawet zachować. Najchętniej by po prostu wyszedł. Właśnie! Czemu by nie?
-
Yyy... Ja... Przepraszam, ale chyba pomyliłem adresy. Szukałem toalety zapewne, hehe, jakby co to nic nie widziałem, nikomu nic nie powiem.
Jego głupkowata mina i drżenie nóg zdradzały spory stres, który zalał jego umysł. Co mogło dziwić, bo gdy wchodził do magazynu, jego postawa była pewna, a wyraz twarzy należał do chłodnego profesjonalisty. Teraz należała do przypadkowego typa, jak gdyby sprzątacz wtarabanił się przypadkiem na bankiet mafii. Odwrócił się szybko i zrobił kilka kroków w stronę wnęki, która wydawała mu się wyjściem. Choć trząsł się ze strachu, to nie odwrócił się. Jego oddech przyspieszał z każdym pokonanym w ten sposób metrem. Wtem nagłe, głośne pikanie jego podręcznego komunikatora, spowodowało iż podskoczył w miejscu i krzyknął, o mało co nie zaliczając przy tym gleby. Zatrzymał się i spojrzał w holograficzny komunikat, po czym wybałuszył oczy ze zdumienia. A może ze strachu? Pobladł i wyglądał jakby właśnie puszczał w gacie.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=fC7QR8MPXvE[/media]
-
Kurwa mać! Ty podły sukinkocie!!!
Krzyknął tak głośno, że echo odbiło się przez cały parking. Gniew szybko pokonał strach, a zęby Johna zazgrzytały tak mocno, że inni mogli to prawie usłyszeć. Pięści również się zacisnęły, niemalże do krwi. Cokolwiek właśnie odczytał, doprowadziło go to niemalże do granic wytrzymałości - ostatecznej furii tuż przed granicą obłędu. John odwrocił się w stronę zapewne skonsternowanych towarzyszy i Pana Armaty. Z absolutnie poważną i ponurą miną, niczym skazaniec czytający własny wyrok, wyrecytował ładnie część wiadomości którą najwyraźniej przed chwilą otrzymał:
-
Dwa granaty EMP, cztery dwu-magazynki 5.56 na 5.82 penetrujące, dwa ładunki termitowe ze zdalnym zapalnikiem, oraz kusza z zaczepem linowym do wspinaczki. Wąsaty to chujek i nie ufaj mu, tego nie czytaj... eee... ups!
John przełknął ślinę i z miną zbitego psa spojrzał na Pana Armatę, a potem na Yugo i Anję.
-
A potem mam iść za łysym bezrękaw... znaczy Panem Yugo, tak? Przepraszam, nie mam nic do Pana. Nie będzie chyba nietaktem, jeśli będę dla bezpieczeństwa trzymał się blisko, prawda... ?