Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-10-2017, 00:13   #271
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jeszcze przez chwilę obserwując plecy Cyraxa, John zastanawiał się czy powinien był wspomnieć o księżniczce, którą zostawili w lesie za murami twierdzy Shang Tsunga. Chwila jednak minęła, nie mógł nic zrobić...
Pokręcił głową i machnął ręką. Odwrócił się do Tonga by pogratulować mu dobrej roboty, gdy zobaczył za jego plecami "Łysego z KISS" jak ktoś go nazwał. Zdecydowanie komiczniej brzmiałoby "Łysy z Brazzers". John uśmiechnął się do swoich myśli.

[media]https://wallpaperscraft.com/image/samuel_l_jackson_glasses_smile_celebrity_face_6143 7_480x800.jpg[/media]

- Rayden chwyta się brzytwy. Macie potencjał, ale nie zapewnicie wygranej Królestwu Ziemi. Pewnie dlatego nie tracił czasu na ciebie - spojrzał na Johna. - Skrywasz coś w sobie, ale nie miał czasu tego wydobywać. Nie miej mu tego za złe, musiał się skupić na najlepszym z was. Pewnie sam do tego dojdziesz, jeśli będziesz miał czas… ale go nie masz. Turniej dobiega końca, jutro Liu kang zmierzy się z obecnym mistrzem. I zginie. Zostaniecie w turnieju wy. Wy którzy nie dorównujecie Liu Kangowi… - Masz coś konkretnego na myśli, czy tak przyszedłeś pogadać? - rzucił John podchodząc bliżej. Wolał być w pobliżu Tonga, gdyby mag próbował zaatakować.
- Tak tylko spacerowałem by odetchnąć świeżym powietrzem - nieokreślonym ruchem dłoni Quan Chi wskazał ogród.
- Jeżeli jutro Liu Kang przegra, to jakie znaczenie ma, czy uciekniemy, czy nie? Boisz się? Nie jesteś pierwszy, który próbuje nas wyciągnąć z turnieju i zastanawiam się czemu.
- Boje się
- odparł Quan Chi - że jeśli umrzecie jutro nie odkryjecie swojego potencjału. Wolał bym byście przed śmiercią osiągnęli maksimum swoich możliwości - powiedział z uśmiechem. - Wtedy miałbym z was korzyść. Tak jak ze Skorpiona.
- I myślisz, że uciekając staniemy się lepszymi wojownikami?
- Przeżyjecie. Być może wrócicie na ziemię i założycie ruch oporu jak Edeńczycy. Bez zwiększenia waszych umiejętności długo nie pożyjecie. Tacy jak teraz nie macie dla mnie zbyt dużej wartości. Ale myślę, że warto w was zainwestować.
- Znowu się uśmiechnął, prawie przyjaźnie.
- Ciekaw jestem co możesz nam zaoferować? - spytał John z zainteresowaniem. Podczas gdy mag przechadzał się, on usiadł na kamiennej ławce pośród róż. Był gotowy do w każdej chwili do uniku, lub ataku.
Tong zbliżył się niespiesznie.
Słyszał.
- Kim właściwie jesteś? - zapytał Taj - Quan Chi, tak? Jesteś czarownikiem jak Shang. Ale chyba nie stoisz po jego stronie. Przynajmniej w tej chwili.
- Czarownikiem, tak. Jak Shang Tsung, nie.
- odparł nagle odwracając się do Tonga. - Nie będę was zanudzał detalami technicznymi. Wystarczy byście wiedzieli, że powiem mu o incydencie jak tylko go zobaczę.
Spojrzał na Johna.
- Chcesz oferty? A przyjmiesz prezent? - zapytał.
- Z zasady nie przyjmuję prezentów od nieznanych osób.Taka praca - John wzruszył ramionami. - Rozmawiać możemy. - Cały czas zastanawiał się, co tak naprawdę czarownik chce uzyskać. To, że przyszedł tu interesownie nie ulegało żadnej wątpliwości.
John nie miał też wątpliwości, że Quan Chi nie działał bezinteresownie. Zarówno wobec nich, jak i wobec Shang Tsunga. Ciekawiło go, co zyska, jeśli opowie co tu się stało.
- Patrząc na tempo tego turnieju nie zanosi się, żebyśmy mieli przegapić następną walkę, jeśli co nieco opowiesz o sobie. Wiesz, taki small-talk. Kim jesteś, czym się zajmujesz. - John uśmiechnął się - O nas pewnie wiesz już wszystko?
- Na wasz język to czym się zajmuje nazywa się manager - powiedział łapiąc łodyżkę wielkiego białego kwiatu i przychylając go do nosa - Zbieram utalentowanych wojowników z Otchłani. Ja jestem cierpliwy i poczekam, aż staniecie się warci uwagi. - nagle zamarł wąchajac kwiat, potem spojrzał na obu i powiedział - Czy wspominałem, że najpierw będziecie musieli umrzeć? Ale nie dziś, dziś byłoby to marnotrawstwo.
- Jeśli nie dziś, to chyba nici z prezentu i oferty w takim razie, nie? - John nadal starał się podtrzymać uśmiech, choć rozmowa była swego rodzaju potyczką i wcale nie do śmiechu.
- Manager to dość niskie stanowisko, na pewno użyłeś odpowiedniego słowa? - spojrzał z ukosa udając niedowierzanie. - Szkoda, że taki talent marnuje się na takim stanowisku.
- Wierz mi, mam przed sobą perspektywy - odpał Quan Chi puszczając kwiat, który się chwilę kołysał gubiąc płatki. - Jak mówiłem, potrzebuje was w lepszej formie, więc prezent można uznać za inwestycję.
John spojrzał na Taja. Wiedział, że nie należy ufać łysemu, ale z drugiej strony?
- Co o tym sądzisz Tong? - spytał
Bestia wzruszył ramionami.
- Nie mam zamiaru szybko umierać. Chyba przed chwilą to udowodniłem, nie? Jeśli więc będziesz czekał aż po śmierci staniemy się użyteczni to sobie trochę poczekasz. Chyba, że masz dla nas konkretna ofertę już teraz, co? Czy opowiadając o Liu Kangu i jego jutrzejszej walce z mistrzem chciałeś nam dać do myślenia? I kim w ogóle jest ten mistrz? Znam go?
- Gdy będziecie gotowi… wyślę wam zaproszenie. Nie przeoczycie go - Quan Chi oglądał posąg czterorękiego potwora. - A mistrza myślę, że powinieneś kojarzyć, proporcje i wielkość zostały dobrze ujęte na tym posągu.
Rzeźba była wyższa od człowieka o dobry metr, a każde ramię grubsze niż udo dorosłego mężczyzny.
- Aha. Aha - Taj z uwagą obejrzał posąg - Niemniej, wygląda na to, że Shang nie jest tego zwycięstwa tak pewny jak ty. Bo po co miałby nasyłać na swoich wrogów tych typków z Lin Kuei i swojej straży, co? - po raz pierwszy Taj spojrzał na czarownika uważniej - Czy my nie marnujemy tu czasu, John? Co jeśli ktoś teraz postanowił pognębić naszego ziomka, Liu Kanga? Jak sądzisz, czarowniku? Czy Shang spróbuje pomóc losowi i wyśle na Liu zabójców?
- Im wyżsi są, tym głośniej padają - podsumował John przyglądając się imponującej statule.
- Chyba pora na nas, co Tong? Dzięki za rozmowę i czekamy na zaproszenie. - John uśmiechnął się wyciągając rękę do Quan Chi.
Taj skinął głową kłaniając się lekko czarownikowi. Nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie i za bardzo mu na niej nie zależało.
- Tak, chodźmy. Najlepiej do naszych ziomków. Może Rayden ma dla nas jakąś sprawę. A może Liu nas potrzebuje. Chodźmy, John.
Gdy John wyciągnął dłoń, Quan Chi także, tyle że płasko otwarta dłonia do góry. Tuż nad dłonią wisiała w powietrzu fiolka z czymś przypominającym czarny dym unoszący się w wodzie. Nie powiedział ani słowa, tylko patrzył z półuśmiechem.
Chyba jeszcze nie skończyli robić interesów.
Tong wymienił z Johnem pytające spojrzenia.
- Co to jest?
- Najprawdziwszy mrok z Otchłani - odparł czarownik.
John przyglądał się przez chwilę fiolce zanim spokojnym i pewnym ruchem wziął fiolkę zastanawiając się, czy dostanie również instrukcję obsługi.
Quan Chi lekko skinął głową, założył ręce za plecy i odwróciwszy ruszył dalej podziwiać ogród.
John schował fiolkę do kieszeni. - Zbierajmy się - dodał do Tonga.

- Potrzebuję dostać się do komnat jednego z tych magów. Shang Tsung i Quan Chi są potężni i możemy tam spotkać wiele pułapek na które nie jesteśmy gotowi - powiedział gdy odeszli kawałek i upewnili się, że Quan Chi nie może ich podsłuchać.
- Ale może to nie jedyni czarodzieje na tej wyspie. Ta laska, co z nią przyszedłeś. Ona kojarzy kogoś takiego? - spytał.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 16-10-2017 o 09:53.
psionik jest offline