Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2017, 03:59   #41
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5 - 60 min po skoku

Układ Dagon; 60 min po skoku; 13.25 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Mostek; Tichy, Prya i Linda



“Teddy” nakierowała korwetę na pożądany adres. Ale na samych manewrówkach choć korweta reagowała poprawnie nie można było naprawdę poszaleć nie było co marzyć o walce manewrowej w rozsądnym podejściu do tego tematu. Bez głównych silników byli tam takim ruchomym celem co tam może wykonywać łagodne łuki. To główne, podświetlne nadawały maszynie całej gracji i żwawości, zmieniając ją w bojową, maszynę zdolną pod okiem i ręką nawigatora stanąć w szranki z jakimkolwiek zagrożeniem. A tak bez nich to mieli taką mułowatą żaglówkę zamiast zwinnego ślizgacza. Nawet manewry obecnie były podobnie utrudnione jak właśnie na żaglówce na silnym wietrze robić inne manewry niż zgodnie z kierunkiem wiatru.

Poza tym jednak nuda. Prya miała aż nadto czasu by oddać się stresującym rozmyślaniom. Sytuacja była stresująca na pewno. W końcu zasuwali na czołówkę z obcym statkiem. A wiedzieli to dzięki skanom sterowanych przez główny komputer. Tamci nie odpowiadali. Chociaż sygnał powinien już do Dagona V dotrzeć. Obecnie tachionowe nadajniki potrzebowały około pół godziny by przebyć te kilkanaście jednostek astronomicznych jakie ich dzieliły. Gdyby tamci wysłali coś na przywitanie gdy nagle na ich skanerach wyprysła z hiperskosku jakaś jednostka to już na “Archeonie” powinni to odebrać. Podobnie oni powinni już utrzymać ich przywitanie. Ale gdyby nawet wysłali na nią od razu odpowiedź jeszcze mogła do nich lecieć. Choć powinna dolecieć w ciągu kilkunastu nadchodzących minut. No chyba, że nie odpowiedzieli albo zwlekali z odpowiedzią.

Nawigator była świadoma, że obecnie powinni dolecieć do Dagona V w jakieś 3.5 h. Ale hamowanie zajmie prawie z godzinę. Z 50 minut. Przynajmniej wedle reguł BHP tak to powinno wyglądać. Chociaż nie była pewna jak pokiereszowana jednostka zniesie coś sprzecznego z BHP to jednak gdyby nie mieli dużego opóźnienia w podłączeniu głównych silników mogliby minąć Dagona V i to co jest na orbicie i zawrócić ponownie. Gdyby już odzyskali moc w podświetlnych manewrowanie jednostką znowu byłoby dość proste. Rohan przesłał nagrania z robocich oczu buszujących po zniszczonych rejonach jednostki. Można je było teraz obejrzeć.

Tichy siedział za konsoletą skanera. Też widział plik przysłane z nagrań robocich pomocników głównego inżyniera. Małe robocie oczy miały szansę nagrać sytuację tam gdzie obecnie czujniki Alex szwankowały lub ich nie było. Tylko trzeba było je jeszcze obejrzeć. A w tej chwili obserwował to co się dzieje na świecie wewnętrznym za pomocą skanów i to co się dzieje pod zewnętrzną skorupą kadłuba dzięki czujnikom. I tak naprawdę dzięki temu, że większość skanów była na dziobie który udało się Drake’owi obronić przed czołowym atakiem to wyszły z tego ostatniego starcia prawie bez szwanku. Więc widział o wiele lepiej to co się dzieje o miliony kilometrów od jednostki a nie miał pojęcia co się dzieje w uszkodzonych sektorach własnej jednostki kilkadziesiąt metrów od niego.

Skanom, Alex i jemu samemu udało się wspólnie wyłuskać parę nowych detali z odległej jednostki. Sądząc z wielkości i masy był to prawdopodobnie frachtowiec klasy “Federation”. Czyli transportowa klasyka. Ale nie było wiadomo w jakiej wersji a bez responderów które powinny dać się już zauważyć nie było wiadomo jaka to jednostka i do kogo należy. Jak dotąd zaś jednostka było podejrzanie bierna, biernością skalnej bryły dryfującej w kosmosie a nie aktywnej jednostce.

Za to wewnętrzne czujniki Alex nie działały jak należy, zwłaszcza przy ładowni, maszynowni i rufie. Niepokojące były zwłaszcza czarne obszary z których nie było żadnych informacji. Niepokojące było to, że symbole oznaczające członków załogi zdawały się być pochłaniane przez tą czarność na holo gdy wkraczali w te uszkodzone jednostki. Nivi w ładowni i Red na rufie na chwilę pojawiały się gdy na moment Alex odzyskiwała namiar z Kluczami załogi ale znikały chwilę potem. Podobnie Abe choć ten pracował w mniej zniszczonych rejonach więc rzadko znikał. Przy hipernapędzie był jasny sygnał Rohana, “Papy” i Drake ale gdy tam byli. Gdy dopiero tam wędrowali ze zniszczonej ładowni też potrafili znikać na długie minuty. Teraz nie znowu nie było sygnału Jean’a który miał pracować w sąsiedztwie hipernapędu by oczyścić teren dla Rohana który miał się przebić od strony hipernapędu. Nivi też nie pokazywało od paru minut.

Ale alarm Alex przyszedł w sprawie “Red”. Zameldowała silne zakłócenia i niemożność nawiązania stabilnego połączenia z Julią. Nie mogła wysłać więc jej ostrzeżenia o szybko zbliżającym się do niej obiekcie. Alex pokazała namiar. Obiekt zbliżał się z prędkością zasuwającego sprintem człowieka. A nawet chyba szybciej. 32 m od oznaczenia Julii przy grodzi nr. 6. A przecież człowiek czy nie nie dało się szybować sprintem lewitując w stanie nieważkości! 27 m. Działający czujnik Alex przestał łapać obiekt który wkroczył w strefę poważniejszych zniszczeń. A bez łączności nie można było nawet przesłać wiadomości tekstowej! 21 m. Kolejny czujnik już przy drzwiach złapał znowu namiar zbliżającego się do Julii obiektu.

Drzwi na mostek otworzyły się. Na mostek sfrunęła krótko ostrzyżona brunetka w skafandrze i oznaczeniami medyka. Przeleciała przez statek bez większych trudności. Jeśli co chwila zderzanie się z drobniejszymi i omijanie większych przedmiotów na korytarzach można było zakwalifikować na “bez trudności”. Albo brak światła tu i tam czy zacinające się drzwi. No to poza tym doleciała bez trudności waśnie. Zastała tam ich kapitana i nawigatora. Ze standardowej obsady mostka brakowało kanoniera. Była też oczywiście bezoosobowa Alex. Ta sądząc po światełkach, głosie właśnie alarmowała o czymś ważnym. 21 m. Brzmiało jakby zbliżało się jakieś zagrożenie. Do Julii. Gdzieś tam w trzewiach korwety.




Siłownia hipernapędu; Rohan i Drake



Brodaty inżynier pokładowy zabrał się do pracy. Wypalacz został pobrany, naszykowany i odpalony. Wiązka energii powoli ale nieustępliwie wypalała kolejne centymetry grubej grodzi o wytrzymałości kadłuba zewnętrznego. W końcu została zaprojektowana by w razie potrzeby być właśnie kadłubem zewnętrznym. Więc byle co jej nie ruszało. Ale wypalacz Rohana nie był “byle co” i powoli, centymetr za centymetrem radził sobie z grubą warstwą plaststali.

Na miejsce przyleciał z Jeanem. Ale z nim umówił się, że tamten sprawdzi jak wygląda sytuacja po drugiej stronie ściany. W końcu pracować przy wypalaczu mógł tylko jeden więc nie było sensu by drugi czekał bezczynnie. A gdyby po wypaleniu okazało się, że po drugiej stronie jest syf to traciliby czas by oczyścić drogę do kolejnej ściany. I właśnie tej roboty podjął się “Papa”. I jak brzmiała relacja zza ściany faktycznie miał tam co robić.

Rohan obserwował jak złoty promień energii łączy się z plaststalem i wypala roztopione krople o temperaturze zbliżonej do tej z powierzchni rodzimej gwiazdy wszystkich ludzi. Krople roztopionej masy unosiły się w próżni świecąc pochłoniętą energią gotowe przepalic lub roztopić wszystko co napotkają na swojej drodze. Tutaj zachowała się atmosfera ale wraz z podmuchem wciąganych śmieci i pomniejszej nie umocowanej na stałe drobnicy została wyssana gdy palnik pierwszy raz przebił się do drugiego pomieszczenia za ścianą. Widocznie tam nie było powietrza. Teraz więc i nie było i tutaj. Wciągnięta drobnica na moment zabłysła i zapłonęła płomieniem ale szybko stopiła się lub zetlała w konsystencję spalonego papieru rozpadającego się przy najlżejszym dotknięciu.

Ale inżynier też kalkulował. Przez pierwszy kwadrans pracy wypalił jakąś 1/4 zaplanowanego otworu. Czyli jeśli tak dalej pójdzie to wypalenie ściany powinno zająć jeszcze jakieś trzy kolejne. Czyli łącznie jakaś godzina. Potem jeszcze dwie ściany o podobnej wytrzymałości więc powinno pójść podobnie. To razem jakieś 3 h. A potem jeszcze trzeba było odłączyć wiązkę od hipernapędu i przeciągnąć tą ciężką cholerę do reaktora podświetlnego. W pojedynkę to by mu zajęło z pół godziny albo i godzinę. Czyli jakieś 3.5 - 4 h w pozytywnym wariancie. Akurat jakoś tyle co dawała im czas Prya nim włączy hamulce z baterii rezerwowych. Ciężko. Właściwie bez żadnego marginesu błędu na jakiekolwiek opóźnienia. Czyli mało realistyczny scenariusz. Znów zapowiadało się, że trzeba by zaimprowizować coś przełomowego by się wyrobić w czasie. Presja była dla Rohana bardzo odczuwalna. W końcu był głównym inżynierem pokładowym i wszyscy liczyli na niego, że wymyśli co trzeba i na czas.

Wtedy przybył do niego Drake. Kanonier po opuszczeniu ładowni miał okazję zwiedzić kolejne rejony korwety. I wyglądało to coraz gorzej. Brak światła, brak atmosfery, brak zasilania, dryfujące w przestrzeni fragmenty, części i elementy statku zdarzały się coraz częściej. Dopiero jak wkroczył w sektor hipernapędu, konstrukcyjnie oddzieloną od reszty jednostki sprawy mniej więcej powróciły do normy. Od razu w świetle i z atmosferą było jakoś raźniej.

Dotarł na miejsce pracy i widział jak Rohan zmaga się wypalając dziurę w grodzi działowej. Miał już wypalone z 1/4 tak na oko. Rozgrzana plazma tryskała i szybowała przy wypalanej grodzi. Wypalacz bezgłośnie błyskał i drżał podczas pracy.




Rufa; “Red”



Coś się działo z Alex. Albo jej czujnikami tutaj. Albo skafandrem Julii. W każdym razie głos ich pokładowego komputera trzeszczał trzaskami eteru, rwał słowa w połowie, zniekształcał jakimś dziwnym pogłosem. W efekcie coraz trudniej szło Julii zrozumieć co ta Alex właściwie mówi udzielając jej wskazówek. Aż korciło by trzasnąć przełącznikiem i ją wyłączyć by wreszcie mieć trochę spokoju. No ale wówczas odcięła by się też od łączności z resztą załogi.

A pomoc Alex była przydatna bo w na rufę korwety wszystko się pozmieniało przez te wybuchy, pożary i walki. Jedne drzwi się nie otwierały a inne otwierały. Jeszcze inne otwierały do połowy czy zostały zblokowane w połowie i nie szło ich ani otworzyć ani zamknąć. Gdzieś korytarz był zawalony, gdzie indziej była wyrwa w poszyciu i widok na kosmos “jak na dotknięcie ręki”. Z nawigacją Alex powinno być więc łatwiej omijać te zatory i zawały. I gdyby wszystko działało jak należy pewnie by było łatwiej. Ale widać jej czujniki i nawet przekaźniki nowy musiały nieźle oberwać więc komunikacją z komputerem pokładowym robiła się co korytarz to trudniejsza.

Słuchanie trzasków w eterze tuż przy uchu podczas samotnego dryfowania przez zdewastowane korytarze i pomieszczenia korwety szarpało Valentine nerwy. Nawet ze światłem był problem. Były sale i korytarze, że działały wszystkie albo prawie. Wtedy aż przyjemniej i z jakąś otuchą się do nich zbliżało. Za to przy ich opuszczaniu i wkraczaniu w nerwowo wyglądające rejony oświetlone przez awaryjne czerwono - pomarańczowe światła lub po prostu tonące w ciemnościach wydawało się jeszcze bardziej nieprzyjemne.

Ciemność była cicha tam gdzie nie było atmosfery. Ale tam gdzie była brzęczała denerwującymi brzękami alarmów ostrzegających przed licznymi problemami, uszkodzeniami i zagrożeniami. W obu wypadkach ciemność była pełzająca. Z każdym metrem coś w niej było. Czasem pojawiało się w obrębie latarki tuż przed tym gdy odbiło się od rękawicy, ramienia czy szyby hełmu. Czasem niepokojąco majaczyło niewyraźnie w półcieniach drażniąc wzrok i stresując umysł. Ludzka wyobraźnia łatwo w takich sytuacjach ulegała pierwotnym lękom przed zagrożeniami czającymi sie w mroku nocy. Tutaj mroku było od cholery.

Wreszcie stało się. Zgubiła się. A właściwie mniej więcej wiedziała gdzie się znajduje. Gdzieś przy rufie ale już w pobliżu dojść do śródokręcia. Bo gdzieś tu miał pracować Abe. Ale przez ten burdel jaki tu panował, brak świateł, nasilające się kłopoty ze zrozumienie wskazówek Alex sprawiły, że w końcu dotarła do korytarza który powinien ją wyprowadzić ku głównemu korytarzowi i dalej do śródokręcia a znów okazało się, że drzwi ani drgnął. A ostatni kawałek były też poblokowane albo inaczej niedostępne więc nie była pewna ile by musiała się wrócić. Nawet nie do końca była pewna czy gładko poszedłby jej powrót do wieżyczki skąd wyruszyła. Pewnie w końcu by trafiła choć nie wiedziała ile czasu by jej to zajęło.

Musiała się zastanowić co dalej robić. Przy okazji mogła znów przyjrzeć się znalezisku. Nie do końca była pewna co to jest ale chyba było to oko kamery. I obły kształt i zachowane fragmenty białej emalii wskazywały, że to część jednego z oczu Rohana. Ale mały, latający robocik jeśli stracił wizję to już pewnie nie nagrywał. Właściwie to jak na tak małe mechaniczne urządzenie to utrata tego ważnego elementu była chyba poważną usterką. Na tym fragmencie znalazła też żółtawe zacieki. Jakby po jakimś oleju. Ale w tej próżni zastygły i zamarzły więc obecnie ciężko było zgadnąć co to właściwie było. Nie była pewna czy te roboty miały w sobie olej i czy to mogło być z nich czy to coś innego. Drzwi jednak nadal były zamknięte a poza plamą czerwonawego awaryjnego światła był tylko ciemny korytarz przez jaki właśnie przeleciała. I trzeszcząca coś Alex co już w ogóle nie mogła zrozumieć co do niej mówi.




Sala bilardowe; Abe



Abe obserwował chwilę jak w ciszy dryfują w leniwym chaosie ich świeże produkty żywnościowe. Sałata leniwie kręcąc się zderzyła się w ciszy z jajkiem. Obydwa składniki wielu surówek i sałatek odbiły się od siebie zmieniając trajektorię swoich lotów. Sałata szybując zderzyła się w końcu z kurczakiem przy czym oba produkty żywnościowe wydawały się być zmieszane kręcąc się względnie w jednym miejscu nim znów zaczęły oddalać się od siebie. Jajko zaś odbiło się w ślimaczym tempie od płoci wołowiny. Ale olbrzymia przy nim mięsna masa zdawała się nawet nie drgnąć dalej torując sobie drogę przez żywnościowy chaos póki nie natknęła się na siłę większą od siebie w postaci sufitu. Tam leniwie i bezgłośnie zderzała się z nim by na chwilę lawirować tuż pod nim. Jajko zaś podryfowało ku kolejnemu kątowi pogruchotanej chłodni żywnościowej.

Ale miał dalej swoją robotę. Dalej więc zaryglował i zaspawał te drzwi podobnie jak poprzednie i następne. Jego powolny marsz ku rufie zwalniał coraz bardziej. Z każdym kolejnym korytarzem i drzwiami krajobraz wyglądał gorzej. Drzwi coraz częściej albo nie działały albo były zablokowane i musiał z nimi walczyć, ślady pożary zdarzały się coraz częściej, pikacz skażeń odzywał się też częściej i intensywniej. W końcu zbliżał się do maszynowni podświetlnego gdzie był wentylator w którym to wszystko radioaktywne trzasło i rozpruło się po pokładach.

Właściwie skończył odcinać i blokować skażone pomieszczenia na śródokręciu gdy dostrzegł niebezpieczną sytuację. Detektor skażeń pikał i trzeszczał całkiem mocno z sali bilardowej w jakiej mieli nie tylko stoły do bilarda ale i inne barowe rozrywki. Teraz wśród szybujących w ciszy kolorowych bil i kijów do bilarda trzeszczący coraz bardziej czujnik nakierował go na źródło zagrożenia. Kawał radioaktywnych prętów z samego centrum rdzenia. Twardy kloc promieniował skażeniem na całą salę zwłaszcza przy połączeniu ściany i podłogi w jakiej utknął. I wciąż rozgrzany przepalał dalej. Był nadal rozgrzany bo nawet gołym okiem widać było jak świeci jak rozpalony żużel. A pokład niżej była główna rozdzielna SPŻ. Jak się tam przepali skazi całą rozdzielnię. A wraz z nią skażenie rozszerzy się po całej lub prawie jednostce. Co prawda rozdzielnię wówczas będzie można odciąć by ratować tą resztę jednostki ale zostaną bez głównego SPŻ.

Ale twarda, rozpalona bryła była ciężka co Abe wiedział po samej wielkości. Manewrowanie nią nie byłoby proste. Była rozpalona więc szybko przepaliłaby zwykły skafander. Jego czy Rohana trochę później. Była promieniotwórcza. Promieniowała tak silnie, że miałby minuty w jej pobliżu nim pochłonąłby szkodliwą dawkę promieniowania. Ludzie w zwykłych skafandrach lepiej by nie wchodzili do skażonej sali w ogóle. No i była w trzewiach statku. Gdziekolwiek by chcieć ją wywalić trzeba było przenieść ją korytarzami i śluzami które działały jak sobie chciały a piekielny rdzeń skażałby wszystko i wszystkich po drodze. No ale jak nic nie zrobią to na pewno przepali się do rozdzielni SPŻ i kto wie, może będzie przepalał się dalej. Tylko nie wiadomo w jakim tempie.




Medlab; Veronica



- Nie Veronico. Moje czujniki nie namierzyły żadnej emanacji promieniowania czy sygnałów z niezidentyfikowanej jednostki. - informatyczka mogła rozgościć się wygodnie w medlabie który po odejściu Lindy przejęła we władanie. Dryfowała zawieszona w przestrzeni opierając się o panel jednostki łączności wewnętrznej i słuchając ich głównego komputera pokładowego o kobiecym profili głosu i osobowości.

Kovalsky nie była może tak obeznana z kosmicznymi lotami jak weterani obsadzający mostek ale i tak wiedziała, że takie milczenie obcej jednostki nie wróży nic dobrego. Było dziwne i podejrzane. Powinni coś odpowiedzieć. Choćby po to by nie wyjść na dziwną i podejrzaną jednostkę.

- Mogłabym wysłać sygnał aktywnego skanu a w nim informację podprogową. - Alex zaczęła rozważać różne opcje alternatywne skoro ktoś z załogi poruszył taki temat. Informatyczka w lot zrozumiała o czym mówi Alex. Jeśli tamci mieli poważną awarię mogli nie móc lub nie chcieli odpowiedzieć. I na to niezbyt można było coś poradzić.

Aktywny skan był podobnym narzędziem jak w dawnych morskich flotach aktywny sonar albo radar. Nicował przestrzeń i odbijał fale znacznie bardziej niż bierny jaki był głównym skanem większości jednostek. Ale za to taki aktywny skan zdradzał swoją pozycję jakby nagle zapalił halogen w środku nocy wśród innych świeczek. Dlatego wszelkie jednostki, zwłaszcza wojskowe, używały go bardzo rzadko, z rozwagą i ostrożnie. Teraz Alex też wymagała autoryzacji użycia tego aktywnego skanu przez kapitana jednostki. Ale taki skan miał szansę podać nowe detale o tamtej jednostce. Tamci też zorientowaliby się już ewidentnie, że są namierzani. Aparatura trzeszczałaby, światła migały no w normalnej sytuacji nie szło tego aktywnego skanowania pomylić z czymś innym.

A sygnał podprogowy można było wysłać i liczyć, że jeśli jest tam jakiś komputer w stanie używalności to odbierze ten sygnał, podobnie mógł odebrać ręczne holo załogi*, tv itd. Tylko nie było wiadomo jak by zareagowali. I co by wysłać za wiadomość w takim sygnale. No i właściwie Veronica musiałaby napisać taki program by Alex mogła go wysłać. No i czy będą mogli w jakiś sposób odpowiedzieć.

Inną sprawą była sama technika łączności. Dalej byli o jakieś kilkanaście ja od tamtej drugiej jednostki. To oznaczało, że jakikolwiek sygnał puszczą w tamtą stronę dotrze do nich trochę mniej niż pół godziny. A nawet jak odpowiedzą względnie “od razu” to znów sygnał będzie leciał kolejne prawie pół godziny do nich. Czyli “rozmowa” nawet w optymalnych warunkach byłaby przetykana prawie godzinną przerwą gdy komunikat leciał przez przestrzeń. No może skróciło się to odpowiednio jeśli wziąć pod uwagę, że przez ten czas pewnie znacznie skróciliby odległość między adresatem a odbiorcą komunikatu. Ale żaden komputer nie mógł się włamać do wyłączonego czy zniszczonego komputera.


*Coś jak u nas smartfon czy inna komóra, też pewnie macie coś w ten deseń.




Ładownia; Nivi



Cisza i ciemność. No i została w niej sama. A wokół panowała cisza i ciemność. W końcu ładownia zaliczyła bezpośrednie trafienie więc szlag trafił tutaj chyba wszystko co tylko możliwe z atmosferą i światłem na początku. Gdzieniegdzie świeciły się tylko pomarańczowo - czerwone światła awaryjne. Trzeba było radzić sobie przy pomocy ręcznych latarek i światełek skafandra. Odkąd kanonier poszybował z ładowni by pomóc chłopakom w naprawach tego co dało się naprawić naukowiec musiała radzić sobie sama. A jednak biolog nie nudziła się.

Pobranie próbek z kontenera okazało się nie tak proste. Głównie przez tą próżnię i nieważkość. Pierwszy czynnik sprawiał, że wszystko skamieniało na kamień i było tak twarde, że kruszyło się przy mocniejszym nacisku. Więc, żeby odkroić, wbić czy zeskrobać nożem kawałek próbki trzeba było naciskać na ten nóż całkiem mocno. A gdy się naciskało mocniej wówczas dawał o sobie drugi czynnik czyli nieważkość bo wtedy całe ciało właściciela leniwym tempem zaczynało oddalać się od noża i ramienia jaki je odpychał od powierzchni. Nawet magnetyczne buty niezbyt pomagały bo to coś wewnątrz kontenera metaliczne widocznie nie było i elektromagnesy w butach działały słabo. W najbardziej sprzyjających okolicznościach przypominało to odpychanie się nożem od lodowiska. Jednym słowem nie było to dość frustrujące.

To coś co było wewnątrz, wewnętrznego kontenera w świetle latarki było ciemne. Odłupane drobiny dryfowały leniwie i niezmordowanie w ciszy pod wpływem braku kagańca ciążenia zamiast spasć jak to większość ludzi była przyzwyczajona na dół. W tym kosmosie to co chwila okazywało się jak bardzo człowiek jest tu gościem i jak niezwykłych warunków potrzebuje do egzystowania, jak bardzo unikalnych nawet. Tak bardzo, że większość globów musiał terraformować by dało się w nich żyć poza bazami na powierzchni czy orbitach. A tam wystarczyła większa awaria i robiło się to co teraz Nivi miała tutaj, w ładowni “Archeona”. Kosmos. Ruch. Cisza. Ciemność. Nieważkość. Mróz. I wszystko w sprzyjających okolicznościach mogło zabić tego dumnego zdobywcę galaktyki. Błyskawicznie albo powoli, na raty.

Ale Nivi była uparta. Zwłaszcza, że dość szybko dostrzegła ciekawy detal. Choć ciężko jej było go od ręki zweryfikować. A mianowicie już przy pierwszych próbach pobrania tych cholernych próbek wydawało jej się, że tylko wierzchnia warstwa tego czegoś jest twarda, sztywna i zmrożona. Wewnątrz chyba było to bardziej elastyczne. Niestety za pośrednictwem noża było to ciężko stwierdzić. Podobnie jak za pomocą rękawicy skafandra bo znacznie częściej gdy próbowała nciskać na powierzchnię zaczynała odpływać w przeciwną. Gdy nóż wwiercał czy wbijał się w to coś to zaraz po wyjęciu dostawała się tam próżnia i mroziła i usztywniała wszystko tak jak i na powierzchni. Więc znowu frustrujące. A jednak mimo wszystko była prawie pewna, że pod spodem ta zmrożona na powierzchni masa jest bardziej elastyczna.

Niemniej próbki udało jej się w końcu pobrać. Optymizmem napawał fakt, że w laboratorium jeśli to coś wróci do mniej kosmicznej temperatury bliskiej zera absolutnego to i może wróci do mniej sztywnego stanu skupienia. W świetle latarki łatwo było coś przegapić. Ale nie dość, że ładownia zaliczyła bezpośrednie trafienie więc taki detal jak światła poszedł po całości razem z atmosferą to jeszcze te awaryjne jak się tu i tam świeciły to za cholerę nie sięgały do wnętrza kontenera. Więc pracowała sama w metalowej puszce pod wątłym promieniem latarki starając się nie myśleć, że jeśli by coś czy ktoś ze złymi intencjami stanął przy rozprutym wyjściu kontenera to właściwie znalazłaby się w matni. I nawet nie stał nikt na straży by ją ostrzec gdy ona wystawiała zapraszająco swoje plecy do rozprucia.

Mimo to udało jej się znaleźć jeszcze coś. Panel sterowniczy. Ten zabłysnął pocieszającym jaskrawym blaskiem w tej ciemności ale z miejsca zażądał hasła więc odbiła się od niego. Widziała tylko, że chyba działa ale bez hasła lub jakiegoś obejścia tej komputerowej maszynki nie szło się nic dowiedzieć z kontenerowego komputerka. Znalazła też coś co wyglądało na coś co było większe ale urwało się podczas eksplozji. Jakby urwana wiązka czy kabel jaki wystawał z podłogi i został urwany tuż przy podłodze z zamarzniętym czymś co właśnie pobrała próbkę.




Szyb windy; “Papa”



“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 28 min! Temperatura 6*C!”


Jean skoncentrował się wreszcie na tyle by przeczytać komunikat na wewnętrznym wyświetlaczu i zrozumieć co mówił skafander w słuchawkach. Dryfował w stanie nieważkości. Widział jak błyszczące, czerwone drobiny unoszą się leniwie między jego twarzą a szybą hełmu. Pękniętą szybą. Widział swój oddech. I czuł zimno. I pieczenie. Gdzieś z tyłu na barku. Czyżby to o tym mówiła Linda niedawno w tym jej ładnie oświetlonym medlabie?

Tutaj nie było takiego ładnego światła. Unosił się… Pod jakimś złomem. Chyba w szybie windy. Na samym dnie. Jakiś statkowy złom przywalił ten szyb i bez ciężkiego sprzętu nie było co marzyć by go odblokować. A nie miał ciężkiego sprzętu. Był tutaj sam. Świeciło się tylko jedno czerwono - pomarańczowe światło awaryjne na dnie windy.

“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 27 min! Temperatura 5*C!”


Było chłodno! Widział jak oddech zmienia mu się w parę. Zostało mu poniże pół godziny działania więc musiał stracić obydwa główne, plecakowe zbiorniki z tlenem. Choć wciąż czuł je na sobie. Więc został tylko mały, rezerwowy zbiorniczek na ostatne czarne pół godziny. I nie wiedział w tym szczątkowym świetle gdzie właściwie jest a raczej w której windzie wylądował.

I co się właściwie stało? Ruszył razem z Rohanem do przedziału hipernapędu. Tam inżynier zabrał się do roboty z wypaleniem tych dziur no a on miał przygotować teren po drugiej stronie wypalanej dziury. Tak by Rohan po przebiciu się przez gródź mógł bezzwłocznie zacząć przepalać następną. Więc się rozdzielili. Jean razem ze swoimi wąsami ruszył na drugą stronę przepalanej grodzi i okazało się, że miał co do roboty bo chyba coś się zawaliło czy rozwaliło. Było co sprzątać.

“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 26 min! Temperatura 4*C!”


Leciał z kolejną porcją złomu. I chyba coś wybuchło. Ale w próżni nie miał szans usłyszeć a, że widocznie wybuchło za jego plecami po prostu cisnęło nim jak i resztą złomu. Pamiętał błyskawicznie zbliżającą się ścianę, upuszczony złom który szybował ciśnięty razem z nim, palący ból w plecach i tej łopatce. A teraz był tutaj. Widocznie plecakowe zbiorniki tlenu przyjęły na siebie główną siłę uderzenia ale same za to zapłaciły zniszczeniem. I coś jednak musiało jakoś przebić skafander skoro miał nieszczelność.




Górą szybu nie miał szans się wydostać. Właściwie pozostawało czekać albo spróbować wydostać się szybem wentylacyjnym. Radio nie odpowiadało więc nie mógł skontaktować się z resztą. Nie był pewny czy czujniki Alex tutaj działały i wykryją w jakich jest tarapatach.

“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 25 min! Temperatura 3*C!”
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 16-10-2017 o 04:57. Powód: Znowu poprawka odległości ja.
Pipboy79 jest offline