Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2017, 03:59   #41
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 5 - 60 min po skoku

Układ Dagon; 60 min po skoku; 13.25 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Mostek; Tichy, Prya i Linda



“Teddy” nakierowała korwetę na pożądany adres. Ale na samych manewrówkach choć korweta reagowała poprawnie nie można było naprawdę poszaleć nie było co marzyć o walce manewrowej w rozsądnym podejściu do tego tematu. Bez głównych silników byli tam takim ruchomym celem co tam może wykonywać łagodne łuki. To główne, podświetlne nadawały maszynie całej gracji i żwawości, zmieniając ją w bojową, maszynę zdolną pod okiem i ręką nawigatora stanąć w szranki z jakimkolwiek zagrożeniem. A tak bez nich to mieli taką mułowatą żaglówkę zamiast zwinnego ślizgacza. Nawet manewry obecnie były podobnie utrudnione jak właśnie na żaglówce na silnym wietrze robić inne manewry niż zgodnie z kierunkiem wiatru.

Poza tym jednak nuda. Prya miała aż nadto czasu by oddać się stresującym rozmyślaniom. Sytuacja była stresująca na pewno. W końcu zasuwali na czołówkę z obcym statkiem. A wiedzieli to dzięki skanom sterowanych przez główny komputer. Tamci nie odpowiadali. Chociaż sygnał powinien już do Dagona V dotrzeć. Obecnie tachionowe nadajniki potrzebowały około pół godziny by przebyć te kilkanaście jednostek astronomicznych jakie ich dzieliły. Gdyby tamci wysłali coś na przywitanie gdy nagle na ich skanerach wyprysła z hiperskosku jakaś jednostka to już na “Archeonie” powinni to odebrać. Podobnie oni powinni już utrzymać ich przywitanie. Ale gdyby nawet wysłali na nią od razu odpowiedź jeszcze mogła do nich lecieć. Choć powinna dolecieć w ciągu kilkunastu nadchodzących minut. No chyba, że nie odpowiedzieli albo zwlekali z odpowiedzią.

Nawigator była świadoma, że obecnie powinni dolecieć do Dagona V w jakieś 3.5 h. Ale hamowanie zajmie prawie z godzinę. Z 50 minut. Przynajmniej wedle reguł BHP tak to powinno wyglądać. Chociaż nie była pewna jak pokiereszowana jednostka zniesie coś sprzecznego z BHP to jednak gdyby nie mieli dużego opóźnienia w podłączeniu głównych silników mogliby minąć Dagona V i to co jest na orbicie i zawrócić ponownie. Gdyby już odzyskali moc w podświetlnych manewrowanie jednostką znowu byłoby dość proste. Rohan przesłał nagrania z robocich oczu buszujących po zniszczonych rejonach jednostki. Można je było teraz obejrzeć.

Tichy siedział za konsoletą skanera. Też widział plik przysłane z nagrań robocich pomocników głównego inżyniera. Małe robocie oczy miały szansę nagrać sytuację tam gdzie obecnie czujniki Alex szwankowały lub ich nie było. Tylko trzeba było je jeszcze obejrzeć. A w tej chwili obserwował to co się dzieje na świecie wewnętrznym za pomocą skanów i to co się dzieje pod zewnętrzną skorupą kadłuba dzięki czujnikom. I tak naprawdę dzięki temu, że większość skanów była na dziobie który udało się Drake’owi obronić przed czołowym atakiem to wyszły z tego ostatniego starcia prawie bez szwanku. Więc widział o wiele lepiej to co się dzieje o miliony kilometrów od jednostki a nie miał pojęcia co się dzieje w uszkodzonych sektorach własnej jednostki kilkadziesiąt metrów od niego.

Skanom, Alex i jemu samemu udało się wspólnie wyłuskać parę nowych detali z odległej jednostki. Sądząc z wielkości i masy był to prawdopodobnie frachtowiec klasy “Federation”. Czyli transportowa klasyka. Ale nie było wiadomo w jakiej wersji a bez responderów które powinny dać się już zauważyć nie było wiadomo jaka to jednostka i do kogo należy. Jak dotąd zaś jednostka było podejrzanie bierna, biernością skalnej bryły dryfującej w kosmosie a nie aktywnej jednostce.

Za to wewnętrzne czujniki Alex nie działały jak należy, zwłaszcza przy ładowni, maszynowni i rufie. Niepokojące były zwłaszcza czarne obszary z których nie było żadnych informacji. Niepokojące było to, że symbole oznaczające członków załogi zdawały się być pochłaniane przez tą czarność na holo gdy wkraczali w te uszkodzone jednostki. Nivi w ładowni i Red na rufie na chwilę pojawiały się gdy na moment Alex odzyskiwała namiar z Kluczami załogi ale znikały chwilę potem. Podobnie Abe choć ten pracował w mniej zniszczonych rejonach więc rzadko znikał. Przy hipernapędzie był jasny sygnał Rohana, “Papy” i Drake ale gdy tam byli. Gdy dopiero tam wędrowali ze zniszczonej ładowni też potrafili znikać na długie minuty. Teraz nie znowu nie było sygnału Jean’a który miał pracować w sąsiedztwie hipernapędu by oczyścić teren dla Rohana który miał się przebić od strony hipernapędu. Nivi też nie pokazywało od paru minut.

Ale alarm Alex przyszedł w sprawie “Red”. Zameldowała silne zakłócenia i niemożność nawiązania stabilnego połączenia z Julią. Nie mogła wysłać więc jej ostrzeżenia o szybko zbliżającym się do niej obiekcie. Alex pokazała namiar. Obiekt zbliżał się z prędkością zasuwającego sprintem człowieka. A nawet chyba szybciej. 32 m od oznaczenia Julii przy grodzi nr. 6. A przecież człowiek czy nie nie dało się szybować sprintem lewitując w stanie nieważkości! 27 m. Działający czujnik Alex przestał łapać obiekt który wkroczył w strefę poważniejszych zniszczeń. A bez łączności nie można było nawet przesłać wiadomości tekstowej! 21 m. Kolejny czujnik już przy drzwiach złapał znowu namiar zbliżającego się do Julii obiektu.

Drzwi na mostek otworzyły się. Na mostek sfrunęła krótko ostrzyżona brunetka w skafandrze i oznaczeniami medyka. Przeleciała przez statek bez większych trudności. Jeśli co chwila zderzanie się z drobniejszymi i omijanie większych przedmiotów na korytarzach można było zakwalifikować na “bez trudności”. Albo brak światła tu i tam czy zacinające się drzwi. No to poza tym doleciała bez trudności waśnie. Zastała tam ich kapitana i nawigatora. Ze standardowej obsady mostka brakowało kanoniera. Była też oczywiście bezoosobowa Alex. Ta sądząc po światełkach, głosie właśnie alarmowała o czymś ważnym. 21 m. Brzmiało jakby zbliżało się jakieś zagrożenie. Do Julii. Gdzieś tam w trzewiach korwety.




Siłownia hipernapędu; Rohan i Drake



Brodaty inżynier pokładowy zabrał się do pracy. Wypalacz został pobrany, naszykowany i odpalony. Wiązka energii powoli ale nieustępliwie wypalała kolejne centymetry grubej grodzi o wytrzymałości kadłuba zewnętrznego. W końcu została zaprojektowana by w razie potrzeby być właśnie kadłubem zewnętrznym. Więc byle co jej nie ruszało. Ale wypalacz Rohana nie był “byle co” i powoli, centymetr za centymetrem radził sobie z grubą warstwą plaststali.

Na miejsce przyleciał z Jeanem. Ale z nim umówił się, że tamten sprawdzi jak wygląda sytuacja po drugiej stronie ściany. W końcu pracować przy wypalaczu mógł tylko jeden więc nie było sensu by drugi czekał bezczynnie. A gdyby po wypaleniu okazało się, że po drugiej stronie jest syf to traciliby czas by oczyścić drogę do kolejnej ściany. I właśnie tej roboty podjął się “Papa”. I jak brzmiała relacja zza ściany faktycznie miał tam co robić.

Rohan obserwował jak złoty promień energii łączy się z plaststalem i wypala roztopione krople o temperaturze zbliżonej do tej z powierzchni rodzimej gwiazdy wszystkich ludzi. Krople roztopionej masy unosiły się w próżni świecąc pochłoniętą energią gotowe przepalic lub roztopić wszystko co napotkają na swojej drodze. Tutaj zachowała się atmosfera ale wraz z podmuchem wciąganych śmieci i pomniejszej nie umocowanej na stałe drobnicy została wyssana gdy palnik pierwszy raz przebił się do drugiego pomieszczenia za ścianą. Widocznie tam nie było powietrza. Teraz więc i nie było i tutaj. Wciągnięta drobnica na moment zabłysła i zapłonęła płomieniem ale szybko stopiła się lub zetlała w konsystencję spalonego papieru rozpadającego się przy najlżejszym dotknięciu.

Ale inżynier też kalkulował. Przez pierwszy kwadrans pracy wypalił jakąś 1/4 zaplanowanego otworu. Czyli jeśli tak dalej pójdzie to wypalenie ściany powinno zająć jeszcze jakieś trzy kolejne. Czyli łącznie jakaś godzina. Potem jeszcze dwie ściany o podobnej wytrzymałości więc powinno pójść podobnie. To razem jakieś 3 h. A potem jeszcze trzeba było odłączyć wiązkę od hipernapędu i przeciągnąć tą ciężką cholerę do reaktora podświetlnego. W pojedynkę to by mu zajęło z pół godziny albo i godzinę. Czyli jakieś 3.5 - 4 h w pozytywnym wariancie. Akurat jakoś tyle co dawała im czas Prya nim włączy hamulce z baterii rezerwowych. Ciężko. Właściwie bez żadnego marginesu błędu na jakiekolwiek opóźnienia. Czyli mało realistyczny scenariusz. Znów zapowiadało się, że trzeba by zaimprowizować coś przełomowego by się wyrobić w czasie. Presja była dla Rohana bardzo odczuwalna. W końcu był głównym inżynierem pokładowym i wszyscy liczyli na niego, że wymyśli co trzeba i na czas.

Wtedy przybył do niego Drake. Kanonier po opuszczeniu ładowni miał okazję zwiedzić kolejne rejony korwety. I wyglądało to coraz gorzej. Brak światła, brak atmosfery, brak zasilania, dryfujące w przestrzeni fragmenty, części i elementy statku zdarzały się coraz częściej. Dopiero jak wkroczył w sektor hipernapędu, konstrukcyjnie oddzieloną od reszty jednostki sprawy mniej więcej powróciły do normy. Od razu w świetle i z atmosferą było jakoś raźniej.

Dotarł na miejsce pracy i widział jak Rohan zmaga się wypalając dziurę w grodzi działowej. Miał już wypalone z 1/4 tak na oko. Rozgrzana plazma tryskała i szybowała przy wypalanej grodzi. Wypalacz bezgłośnie błyskał i drżał podczas pracy.




Rufa; “Red”



Coś się działo z Alex. Albo jej czujnikami tutaj. Albo skafandrem Julii. W każdym razie głos ich pokładowego komputera trzeszczał trzaskami eteru, rwał słowa w połowie, zniekształcał jakimś dziwnym pogłosem. W efekcie coraz trudniej szło Julii zrozumieć co ta Alex właściwie mówi udzielając jej wskazówek. Aż korciło by trzasnąć przełącznikiem i ją wyłączyć by wreszcie mieć trochę spokoju. No ale wówczas odcięła by się też od łączności z resztą załogi.

A pomoc Alex była przydatna bo w na rufę korwety wszystko się pozmieniało przez te wybuchy, pożary i walki. Jedne drzwi się nie otwierały a inne otwierały. Jeszcze inne otwierały do połowy czy zostały zblokowane w połowie i nie szło ich ani otworzyć ani zamknąć. Gdzieś korytarz był zawalony, gdzie indziej była wyrwa w poszyciu i widok na kosmos “jak na dotknięcie ręki”. Z nawigacją Alex powinno być więc łatwiej omijać te zatory i zawały. I gdyby wszystko działało jak należy pewnie by było łatwiej. Ale widać jej czujniki i nawet przekaźniki nowy musiały nieźle oberwać więc komunikacją z komputerem pokładowym robiła się co korytarz to trudniejsza.

Słuchanie trzasków w eterze tuż przy uchu podczas samotnego dryfowania przez zdewastowane korytarze i pomieszczenia korwety szarpało Valentine nerwy. Nawet ze światłem był problem. Były sale i korytarze, że działały wszystkie albo prawie. Wtedy aż przyjemniej i z jakąś otuchą się do nich zbliżało. Za to przy ich opuszczaniu i wkraczaniu w nerwowo wyglądające rejony oświetlone przez awaryjne czerwono - pomarańczowe światła lub po prostu tonące w ciemnościach wydawało się jeszcze bardziej nieprzyjemne.

Ciemność była cicha tam gdzie nie było atmosfery. Ale tam gdzie była brzęczała denerwującymi brzękami alarmów ostrzegających przed licznymi problemami, uszkodzeniami i zagrożeniami. W obu wypadkach ciemność była pełzająca. Z każdym metrem coś w niej było. Czasem pojawiało się w obrębie latarki tuż przed tym gdy odbiło się od rękawicy, ramienia czy szyby hełmu. Czasem niepokojąco majaczyło niewyraźnie w półcieniach drażniąc wzrok i stresując umysł. Ludzka wyobraźnia łatwo w takich sytuacjach ulegała pierwotnym lękom przed zagrożeniami czającymi sie w mroku nocy. Tutaj mroku było od cholery.

Wreszcie stało się. Zgubiła się. A właściwie mniej więcej wiedziała gdzie się znajduje. Gdzieś przy rufie ale już w pobliżu dojść do śródokręcia. Bo gdzieś tu miał pracować Abe. Ale przez ten burdel jaki tu panował, brak świateł, nasilające się kłopoty ze zrozumienie wskazówek Alex sprawiły, że w końcu dotarła do korytarza który powinien ją wyprowadzić ku głównemu korytarzowi i dalej do śródokręcia a znów okazało się, że drzwi ani drgnął. A ostatni kawałek były też poblokowane albo inaczej niedostępne więc nie była pewna ile by musiała się wrócić. Nawet nie do końca była pewna czy gładko poszedłby jej powrót do wieżyczki skąd wyruszyła. Pewnie w końcu by trafiła choć nie wiedziała ile czasu by jej to zajęło.

Musiała się zastanowić co dalej robić. Przy okazji mogła znów przyjrzeć się znalezisku. Nie do końca była pewna co to jest ale chyba było to oko kamery. I obły kształt i zachowane fragmenty białej emalii wskazywały, że to część jednego z oczu Rohana. Ale mały, latający robocik jeśli stracił wizję to już pewnie nie nagrywał. Właściwie to jak na tak małe mechaniczne urządzenie to utrata tego ważnego elementu była chyba poważną usterką. Na tym fragmencie znalazła też żółtawe zacieki. Jakby po jakimś oleju. Ale w tej próżni zastygły i zamarzły więc obecnie ciężko było zgadnąć co to właściwie było. Nie była pewna czy te roboty miały w sobie olej i czy to mogło być z nich czy to coś innego. Drzwi jednak nadal były zamknięte a poza plamą czerwonawego awaryjnego światła był tylko ciemny korytarz przez jaki właśnie przeleciała. I trzeszcząca coś Alex co już w ogóle nie mogła zrozumieć co do niej mówi.




Sala bilardowe; Abe



Abe obserwował chwilę jak w ciszy dryfują w leniwym chaosie ich świeże produkty żywnościowe. Sałata leniwie kręcąc się zderzyła się w ciszy z jajkiem. Obydwa składniki wielu surówek i sałatek odbiły się od siebie zmieniając trajektorię swoich lotów. Sałata szybując zderzyła się w końcu z kurczakiem przy czym oba produkty żywnościowe wydawały się być zmieszane kręcąc się względnie w jednym miejscu nim znów zaczęły oddalać się od siebie. Jajko zaś odbiło się w ślimaczym tempie od płoci wołowiny. Ale olbrzymia przy nim mięsna masa zdawała się nawet nie drgnąć dalej torując sobie drogę przez żywnościowy chaos póki nie natknęła się na siłę większą od siebie w postaci sufitu. Tam leniwie i bezgłośnie zderzała się z nim by na chwilę lawirować tuż pod nim. Jajko zaś podryfowało ku kolejnemu kątowi pogruchotanej chłodni żywnościowej.

Ale miał dalej swoją robotę. Dalej więc zaryglował i zaspawał te drzwi podobnie jak poprzednie i następne. Jego powolny marsz ku rufie zwalniał coraz bardziej. Z każdym kolejnym korytarzem i drzwiami krajobraz wyglądał gorzej. Drzwi coraz częściej albo nie działały albo były zablokowane i musiał z nimi walczyć, ślady pożary zdarzały się coraz częściej, pikacz skażeń odzywał się też częściej i intensywniej. W końcu zbliżał się do maszynowni podświetlnego gdzie był wentylator w którym to wszystko radioaktywne trzasło i rozpruło się po pokładach.

Właściwie skończył odcinać i blokować skażone pomieszczenia na śródokręciu gdy dostrzegł niebezpieczną sytuację. Detektor skażeń pikał i trzeszczał całkiem mocno z sali bilardowej w jakiej mieli nie tylko stoły do bilarda ale i inne barowe rozrywki. Teraz wśród szybujących w ciszy kolorowych bil i kijów do bilarda trzeszczący coraz bardziej czujnik nakierował go na źródło zagrożenia. Kawał radioaktywnych prętów z samego centrum rdzenia. Twardy kloc promieniował skażeniem na całą salę zwłaszcza przy połączeniu ściany i podłogi w jakiej utknął. I wciąż rozgrzany przepalał dalej. Był nadal rozgrzany bo nawet gołym okiem widać było jak świeci jak rozpalony żużel. A pokład niżej była główna rozdzielna SPŻ. Jak się tam przepali skazi całą rozdzielnię. A wraz z nią skażenie rozszerzy się po całej lub prawie jednostce. Co prawda rozdzielnię wówczas będzie można odciąć by ratować tą resztę jednostki ale zostaną bez głównego SPŻ.

Ale twarda, rozpalona bryła była ciężka co Abe wiedział po samej wielkości. Manewrowanie nią nie byłoby proste. Była rozpalona więc szybko przepaliłaby zwykły skafander. Jego czy Rohana trochę później. Była promieniotwórcza. Promieniowała tak silnie, że miałby minuty w jej pobliżu nim pochłonąłby szkodliwą dawkę promieniowania. Ludzie w zwykłych skafandrach lepiej by nie wchodzili do skażonej sali w ogóle. No i była w trzewiach statku. Gdziekolwiek by chcieć ją wywalić trzeba było przenieść ją korytarzami i śluzami które działały jak sobie chciały a piekielny rdzeń skażałby wszystko i wszystkich po drodze. No ale jak nic nie zrobią to na pewno przepali się do rozdzielni SPŻ i kto wie, może będzie przepalał się dalej. Tylko nie wiadomo w jakim tempie.




Medlab; Veronica



- Nie Veronico. Moje czujniki nie namierzyły żadnej emanacji promieniowania czy sygnałów z niezidentyfikowanej jednostki. - informatyczka mogła rozgościć się wygodnie w medlabie który po odejściu Lindy przejęła we władanie. Dryfowała zawieszona w przestrzeni opierając się o panel jednostki łączności wewnętrznej i słuchając ich głównego komputera pokładowego o kobiecym profili głosu i osobowości.

Kovalsky nie była może tak obeznana z kosmicznymi lotami jak weterani obsadzający mostek ale i tak wiedziała, że takie milczenie obcej jednostki nie wróży nic dobrego. Było dziwne i podejrzane. Powinni coś odpowiedzieć. Choćby po to by nie wyjść na dziwną i podejrzaną jednostkę.

- Mogłabym wysłać sygnał aktywnego skanu a w nim informację podprogową. - Alex zaczęła rozważać różne opcje alternatywne skoro ktoś z załogi poruszył taki temat. Informatyczka w lot zrozumiała o czym mówi Alex. Jeśli tamci mieli poważną awarię mogli nie móc lub nie chcieli odpowiedzieć. I na to niezbyt można było coś poradzić.

Aktywny skan był podobnym narzędziem jak w dawnych morskich flotach aktywny sonar albo radar. Nicował przestrzeń i odbijał fale znacznie bardziej niż bierny jaki był głównym skanem większości jednostek. Ale za to taki aktywny skan zdradzał swoją pozycję jakby nagle zapalił halogen w środku nocy wśród innych świeczek. Dlatego wszelkie jednostki, zwłaszcza wojskowe, używały go bardzo rzadko, z rozwagą i ostrożnie. Teraz Alex też wymagała autoryzacji użycia tego aktywnego skanu przez kapitana jednostki. Ale taki skan miał szansę podać nowe detale o tamtej jednostce. Tamci też zorientowaliby się już ewidentnie, że są namierzani. Aparatura trzeszczałaby, światła migały no w normalnej sytuacji nie szło tego aktywnego skanowania pomylić z czymś innym.

A sygnał podprogowy można było wysłać i liczyć, że jeśli jest tam jakiś komputer w stanie używalności to odbierze ten sygnał, podobnie mógł odebrać ręczne holo załogi*, tv itd. Tylko nie było wiadomo jak by zareagowali. I co by wysłać za wiadomość w takim sygnale. No i właściwie Veronica musiałaby napisać taki program by Alex mogła go wysłać. No i czy będą mogli w jakiś sposób odpowiedzieć.

Inną sprawą była sama technika łączności. Dalej byli o jakieś kilkanaście ja od tamtej drugiej jednostki. To oznaczało, że jakikolwiek sygnał puszczą w tamtą stronę dotrze do nich trochę mniej niż pół godziny. A nawet jak odpowiedzą względnie “od razu” to znów sygnał będzie leciał kolejne prawie pół godziny do nich. Czyli “rozmowa” nawet w optymalnych warunkach byłaby przetykana prawie godzinną przerwą gdy komunikat leciał przez przestrzeń. No może skróciło się to odpowiednio jeśli wziąć pod uwagę, że przez ten czas pewnie znacznie skróciliby odległość między adresatem a odbiorcą komunikatu. Ale żaden komputer nie mógł się włamać do wyłączonego czy zniszczonego komputera.


*Coś jak u nas smartfon czy inna komóra, też pewnie macie coś w ten deseń.




Ładownia; Nivi



Cisza i ciemność. No i została w niej sama. A wokół panowała cisza i ciemność. W końcu ładownia zaliczyła bezpośrednie trafienie więc szlag trafił tutaj chyba wszystko co tylko możliwe z atmosferą i światłem na początku. Gdzieniegdzie świeciły się tylko pomarańczowo - czerwone światła awaryjne. Trzeba było radzić sobie przy pomocy ręcznych latarek i światełek skafandra. Odkąd kanonier poszybował z ładowni by pomóc chłopakom w naprawach tego co dało się naprawić naukowiec musiała radzić sobie sama. A jednak biolog nie nudziła się.

Pobranie próbek z kontenera okazało się nie tak proste. Głównie przez tą próżnię i nieważkość. Pierwszy czynnik sprawiał, że wszystko skamieniało na kamień i było tak twarde, że kruszyło się przy mocniejszym nacisku. Więc, żeby odkroić, wbić czy zeskrobać nożem kawałek próbki trzeba było naciskać na ten nóż całkiem mocno. A gdy się naciskało mocniej wówczas dawał o sobie drugi czynnik czyli nieważkość bo wtedy całe ciało właściciela leniwym tempem zaczynało oddalać się od noża i ramienia jaki je odpychał od powierzchni. Nawet magnetyczne buty niezbyt pomagały bo to coś wewnątrz kontenera metaliczne widocznie nie było i elektromagnesy w butach działały słabo. W najbardziej sprzyjających okolicznościach przypominało to odpychanie się nożem od lodowiska. Jednym słowem nie było to dość frustrujące.

To coś co było wewnątrz, wewnętrznego kontenera w świetle latarki było ciemne. Odłupane drobiny dryfowały leniwie i niezmordowanie w ciszy pod wpływem braku kagańca ciążenia zamiast spasć jak to większość ludzi była przyzwyczajona na dół. W tym kosmosie to co chwila okazywało się jak bardzo człowiek jest tu gościem i jak niezwykłych warunków potrzebuje do egzystowania, jak bardzo unikalnych nawet. Tak bardzo, że większość globów musiał terraformować by dało się w nich żyć poza bazami na powierzchni czy orbitach. A tam wystarczyła większa awaria i robiło się to co teraz Nivi miała tutaj, w ładowni “Archeona”. Kosmos. Ruch. Cisza. Ciemność. Nieważkość. Mróz. I wszystko w sprzyjających okolicznościach mogło zabić tego dumnego zdobywcę galaktyki. Błyskawicznie albo powoli, na raty.

Ale Nivi była uparta. Zwłaszcza, że dość szybko dostrzegła ciekawy detal. Choć ciężko jej było go od ręki zweryfikować. A mianowicie już przy pierwszych próbach pobrania tych cholernych próbek wydawało jej się, że tylko wierzchnia warstwa tego czegoś jest twarda, sztywna i zmrożona. Wewnątrz chyba było to bardziej elastyczne. Niestety za pośrednictwem noża było to ciężko stwierdzić. Podobnie jak za pomocą rękawicy skafandra bo znacznie częściej gdy próbowała nciskać na powierzchnię zaczynała odpływać w przeciwną. Gdy nóż wwiercał czy wbijał się w to coś to zaraz po wyjęciu dostawała się tam próżnia i mroziła i usztywniała wszystko tak jak i na powierzchni. Więc znowu frustrujące. A jednak mimo wszystko była prawie pewna, że pod spodem ta zmrożona na powierzchni masa jest bardziej elastyczna.

Niemniej próbki udało jej się w końcu pobrać. Optymizmem napawał fakt, że w laboratorium jeśli to coś wróci do mniej kosmicznej temperatury bliskiej zera absolutnego to i może wróci do mniej sztywnego stanu skupienia. W świetle latarki łatwo było coś przegapić. Ale nie dość, że ładownia zaliczyła bezpośrednie trafienie więc taki detal jak światła poszedł po całości razem z atmosferą to jeszcze te awaryjne jak się tu i tam świeciły to za cholerę nie sięgały do wnętrza kontenera. Więc pracowała sama w metalowej puszce pod wątłym promieniem latarki starając się nie myśleć, że jeśli by coś czy ktoś ze złymi intencjami stanął przy rozprutym wyjściu kontenera to właściwie znalazłaby się w matni. I nawet nie stał nikt na straży by ją ostrzec gdy ona wystawiała zapraszająco swoje plecy do rozprucia.

Mimo to udało jej się znaleźć jeszcze coś. Panel sterowniczy. Ten zabłysnął pocieszającym jaskrawym blaskiem w tej ciemności ale z miejsca zażądał hasła więc odbiła się od niego. Widziała tylko, że chyba działa ale bez hasła lub jakiegoś obejścia tej komputerowej maszynki nie szło się nic dowiedzieć z kontenerowego komputerka. Znalazła też coś co wyglądało na coś co było większe ale urwało się podczas eksplozji. Jakby urwana wiązka czy kabel jaki wystawał z podłogi i został urwany tuż przy podłodze z zamarzniętym czymś co właśnie pobrała próbkę.




Szyb windy; “Papa”



“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 28 min! Temperatura 6*C!”


Jean skoncentrował się wreszcie na tyle by przeczytać komunikat na wewnętrznym wyświetlaczu i zrozumieć co mówił skafander w słuchawkach. Dryfował w stanie nieważkości. Widział jak błyszczące, czerwone drobiny unoszą się leniwie między jego twarzą a szybą hełmu. Pękniętą szybą. Widział swój oddech. I czuł zimno. I pieczenie. Gdzieś z tyłu na barku. Czyżby to o tym mówiła Linda niedawno w tym jej ładnie oświetlonym medlabie?

Tutaj nie było takiego ładnego światła. Unosił się… Pod jakimś złomem. Chyba w szybie windy. Na samym dnie. Jakiś statkowy złom przywalił ten szyb i bez ciężkiego sprzętu nie było co marzyć by go odblokować. A nie miał ciężkiego sprzętu. Był tutaj sam. Świeciło się tylko jedno czerwono - pomarańczowe światło awaryjne na dnie windy.

“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 27 min! Temperatura 5*C!”


Było chłodno! Widział jak oddech zmienia mu się w parę. Zostało mu poniże pół godziny działania więc musiał stracić obydwa główne, plecakowe zbiorniki z tlenem. Choć wciąż czuł je na sobie. Więc został tylko mały, rezerwowy zbiorniczek na ostatne czarne pół godziny. I nie wiedział w tym szczątkowym świetle gdzie właściwie jest a raczej w której windzie wylądował.

I co się właściwie stało? Ruszył razem z Rohanem do przedziału hipernapędu. Tam inżynier zabrał się do roboty z wypaleniem tych dziur no a on miał przygotować teren po drugiej stronie wypalanej dziury. Tak by Rohan po przebiciu się przez gródź mógł bezzwłocznie zacząć przepalać następną. Więc się rozdzielili. Jean razem ze swoimi wąsami ruszył na drugą stronę przepalanej grodzi i okazało się, że miał co do roboty bo chyba coś się zawaliło czy rozwaliło. Było co sprzątać.

“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 26 min! Temperatura 4*C!”


Leciał z kolejną porcją złomu. I chyba coś wybuchło. Ale w próżni nie miał szans usłyszeć a, że widocznie wybuchło za jego plecami po prostu cisnęło nim jak i resztą złomu. Pamiętał błyskawicznie zbliżającą się ścianę, upuszczony złom który szybował ciśnięty razem z nim, palący ból w plecach i tej łopatce. A teraz był tutaj. Widocznie plecakowe zbiorniki tlenu przyjęły na siebie główną siłę uderzenia ale same za to zapłaciły zniszczeniem. I coś jednak musiało jakoś przebić skafander skoro miał nieszczelność.




Górą szybu nie miał szans się wydostać. Właściwie pozostawało czekać albo spróbować wydostać się szybem wentylacyjnym. Radio nie odpowiadało więc nie mógł skontaktować się z resztą. Nie był pewny czy czujniki Alex tutaj działały i wykryją w jakich jest tarapatach.

“Alarm! Nieszczelność skafandra! Zawartość tlenu na 25 min! Temperatura 3*C!”
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 16-10-2017 o 04:57. Powód: Znowu poprawka odległości ja.
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-10-2017, 15:57   #42
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Norton unosząc się w powietrzu wpłynęła na mostek i zaczęła przemieszczać się ku Tichemu.

Przyjrzała się dowodzącemu uważnie. Pochylał się nad konsoletą z zadumą i napięciem. Nim nawiązała kontakt wzrokowy z kapitanem spojrzała na Teddy.

Ta dwójka – zdaniem Lindy - była ucieleśnieniem prawdziwego paradoksu: byli zgrani i działali zgodnie na poziomie zespołu. Na poziomie ludzkim jednak Teddy była istnym wulkanem paranoi i przesądów. Linda miała swoje obiekcje jak taki czynnik wpływa na decyzyjność ich dowódcy. Między innymi dlatego chcąc zrównoważyć atmosferę podminowania otaczającą Teddy jak chmura, chciała podpłynąć najpierw do niej, by podać jej lek antyradiacyjny. Zauważyła jednak sygnały Alex i zamiast tego podpłynęła do starszego mężczyzny.

- Leki, kapitanie – stwierdziła, odruchowo starając się tonować wyczuwalny poziom stresu na mostku chłodem dźwięczącym w jej głosie – i to.

Wręczyła kapitanowi wymarzoną pałeczkę nikotyny. Chociaż nikt się tego po niej nie spodziewał, bywała czasami dobrą wróżką a nie jedynie Królową Śniegu. Wszystko to czyniła mimowolnie, koncentrując się na odczytach komputera. Zmarszczyła brwi.

- Kapitanie – to słowo Linda wypowiedziała z naciskiem. – Kto jest najbliżej Julii? – najpierw spytała Tichego bezpośrednio, po czym puściła komunikat:
- Julio, słyszysz mnie odbiór? Julio? – nie lubiła się poddawać. Spojrzała raz jeszcze na Tichego, czekając na jego działanie.

Ostatecznie instynkty decyzyjności wzięły tym razem górę. Błyskawicznie podjęta decyzja i wybór najbliżej znajdującej się przy Red osoby zakończyła się komunikatem:
- Abe, słyszysz mnie? Brak kontaktu z Julią, a Alex wyświetla dziwny komunikat o zbliżającym się do niej... – Linda zawahała się przed użyciem tego słowa. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. -... intruzie. Możesz to sprawdzić? Bądź ostrożny i raportuj cały czas. Idę do was. Pozostali, raportujcie.

Ruszyła ku wyjściu rzucając:
- Mogę być tam potrzebna.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 20-10-2017 o 19:54.
corax jest offline  
Stary 19-10-2017, 23:45   #43
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Rohan pracował w ciszy. Brakowało mu czasu. Musiał wypracować sobie jakieś dwadzieścia minut nadwyżki. I gdy tak myślał usłyszał prośbę o to, żeby mieć Nivi na Oku.
- Oko jest w sieci. Poproś Alex - powiedział Rohan beznamiętnym głosem.
Nawet nie oderwał wzroku od lasera wiertniczego. Zamiast tego otworzył jego pokrywę i zdawał się studiować schemat układu elektrycznego.

- Mhm - kanonier pokiwał głową i nawet się uśmiechnął. Krótkie, zwarte informacje i do tego konkretne. Odpalił panel i nadał odpowiedni rozkaz ich komputerowi pokładowemu. Było mu nieswojo wiedząc, że ich biolog jest tam gdzieś sama w rozpadającej się, dziurawej ładowni. Ale oni znajdowali się tu i teraz. Mieli też coś do zrobienia.
- Ile ci to zajmie? - spytał podlatując parę metrów do przodu - Mów co mam robić. Oprócz zamknięcia mordy i nie zawracania gitary - skończył czymś co w teorii miało być dowcipem.

Rohan nie specjalnie zareagował na żarcik. W zasadzie zdawał się go nie słyszeć.
- Trzydzieści osiem, może trzydzieści dziewięć minut tej ściany. W gorszym wypadku czterdzieści dwie.
Coś zaiskrzyło z panelu wewnątrz lasera wiertniczego.
- Umiesz zrobić obejście bezpiecznika zasilania? - zapytał w końcu po dłuższej chwili milczenia inżynier.

Drake wzruszył ramionami. Może i stał za plecami inżyniera i ten nie mógł tego zobaczyć, ale sam potrzebował tego gestu.
- Wolałbym draństwo wysadzić - odpowiedział powoli, kotwicząc się na podłodze magnesami butów - Mamy jednego speca od ożywiania sprzętu na pokładzie i to nie jestem ja.

Rohan kiwnął głową w milczeniu. W myślach był gdzieindziej. Liczył wydajność urządzenia. Teoretycznie były spore szanse na przyspieszenie prac.
- Przy maszynowni jest szafka oznaczona jako awaryjne chłodziwo. Przynieś mi proszę jeden baniak. I nie siedź tam zbyt długo, bo Spark usuwa tam jeszcze odpady promieniotwórcze.
Inżynier po tych słowach skupił się na systemie chłodzenia lasera. Póki co nie było to problemem, ale gdy uruchomi go na większej wydajności, to sama temperatura otoczenia może nie wystarczyć.

Póki co Rohan pozwolił sobie na próbę zwiększenia wydajności o 10%. Nie chciał ryzykować. Być może mając chłodziwo pokusi się o kolejne 10%.

W radio wywołał jeszcze Papę.
- Jak idzie robienie miejsca pod kabel? - Jednak długo nikt mu nie odpowiedział. Inżynier nie był pewien, czy wąsacz go usłyszał.


—————
Post popełniony ze współudziałem Peruna
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 19-10-2017 o 23:47.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-10-2017, 11:50   #44
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Red czuła jak brak światła, a jeszcze bardziej migające czerwone oświetlenie i nieprzerwany szum z głośnika, powoli zaczynają wyprowadzać ją równowagi. Co gorsza, szybko zaczęło się to przeradzać w paranoję, która to popchnęła ją do wydobycia broni z kabury i zmiany sposobu poruszania się. Przysunęła się do ściany i coraz częściej łapała się na tym, że ogląda się za siebie.
- Nikogo tu nie ma idiotko. - Jej własny szept ją zaskoczył. Przyspieszyła, starając się jak najszybciej dotrzeć do Abe. Chwyciła latarkę w mniej sprawną dłoń i oparła ją na ręce trzymającej pistolet.

Widząc zamknięte grodzie, poczuła jak kropelka zimnego potu spływa jej po plecach. To jakaś paranoja! Nikogo nie było na tym cholernym statku! Nikogo poza załogą… na chwilę zignorowała znalezioną część i podleciała do panelu, starając się zorientować gdzie mniej więcej się znajduje i czy może da radę je jednak otworzyć. Cała ta sytuacja sprawiała, że non stop oglądała się za siebie.
- Red ogarnij się. Nic tu nie ma. - gadanie do siebie lekko uspokajała, a przede wszystkim zagłuszało trzaski Alex. Przez chwilę nawet pomyślała, ze szkoda, że nie zabrała z sobą tego robala. Miałaby jakieś towarzystwo pokraczne, ale zawsze. I przynajmniej nie wychodziłaby na wariatkę.

Niestety szybko okazało się, że grodź się zakleszczyła i trzeba by tu chyba tego półcyborga Rohana by to otworzyć. Będzie się musiała wrócić. Patrząc na mapę starała sobie przypomnieć, które z mijanych przejść wydawało się być zdatne do użytku. Red pozwoliła sobie na ciche przekleństwo.

Szybko podjęła decyzję i nadała szybko komunikat.
Cytat:
Cofam się.
Podleciała do znalezionej części i wsunęła ją do kieszeni. Może mechanik, będzie chciał jednak na to zerknąć. W sumie była to jedna z jego kochanych zabawek. Nadal trzymając pistolet zaczęła się cofać, szukając innego przejścia.
- Teraz tylko nie postrzelić swoich...
 
Aiko jest offline  
Stary 20-10-2017, 15:37   #45
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
- Stracił pięć minut życia i nawet nie pocieszył kobieciny! - po sali przeszedł śmiech kilku starszych mężczyzn, na których “przezabawną” paplaninę skazany był przez ostatnie półtorej godziny. Hans obiecał mu, że z przyjemnością pobawi się w jego przewodnika, oprowadzi go przez najniższe kondygnacje kolosalnego statku, którego ostatnie korytarze łączą się ze zbrojonymi podziemiami Tarsis Tallarn. “Druga władza”, tak niechętnie szeptano wśród polityków, nie wiedząc dokładnie o czym jest mowa. Bowiem miejsce to odgrodzono od reszty mroźnego świata dwoma parami wrót o niebanalnej grubości, które otwierane jedynie pod identyfikatorami najwyższych rangą naukowców, zamknięte były przed zwykłymi obywatelami planety. Jak dobrze jest mieć wpływowego przyjaciela. Dopalał już dziesiątą fajkę, kiedy szczęśliwie zakończyło się bezsensowne posiedzenie doktorów nauk, którzy wreszcie postanowili wrócić do swoich codziennych, tajemniczych zajęć. Hans również, a Tichy z jego polecenia miał iść krok w krok za chuderlawym towarzyszem. Pospiesznie zgasił peta o metalowy podłokietnik i z zastanymi kośćmi ruszył za ubranym w biały kitel mężczyzną.

Otoczenie uległo widocznej zmianie, kiedy zbliżali się do podnóży tytanicznego statku-bazy. Korytarze stały się bardziej klaustrofobiczne, żarowe lampy świeciły jakby słabiej, a odnogi rzadziej kusiły podróżą w głąb nieznanych kondygnacji. Wreszcie dotarli do celu. Na pierwszej bramie zeszło im chwile, nim strażnicy o emblematach innych niż te rządowe, bardzo dokładnie przeszukali oraz zeskanowali całego Leona. Musiał kilka razy ściągać i zakładać buty o blaszanych czubach, rozpinać koszulę, tłumaczyć się z metalowych implantów podskórnych, szczegółowo opisując ich przeznaczenie w codziennej pracy głównego sekretarza. Dopiero po trzydziestu minutach dostał tymczasową pieczątkę dotkankową, która prostym muśnięciem nadgarstka bez alarmów otwierała drugie, malowane na kosmiczną czerń wrota. Zaraz po ich przejściu znaleźli się w najzwyklejszej windzie, którą pognali w dół, a podróży tej wtórował pulsujący ból w czaszce i w środkowym uchu. Po kilkunastu sekundach jazdy drzwi windy rozchyliły się, a oczy Tichego zastały dość ponury widok. Główny korytarz, jakby wykuty w surowym kamieniu, prowadził daleko w przód, lecz widok załamywał się, kiedy jego poziom na zmianę opadał oraz rósł. Podobno dopiero tutaj zaczynała się cała wycieczka.

Hans dużo opowiadał, używał specjalistycznych terminów, o których znaczeniu Tichy miał niewielkie pojęcie, kwitował je więc kiwającą głową pilnego studenta. Ściany korytarza często pokrywały czarne lustra, które pod naporem odpowiedniego identyfikatora otwierały swoją wenecką naturę. Widok był raczej skomplikowany, bo odprawiane za szybami rytuały i eksperymenty rozjaśniały się leciutko dopiero od wytłumaczeń przewodnika. Zwierzęta poddawane działaniom leków i tajemniczych urządzeń, ludzie obsługujący narzędzia, co wyglądem przypominały jakąś futurystyczną broń, albo zwyczajna praca nad chemikaliami, czego nie dało się odróżnić od codzienności najzwyklejszych naukowców. Przez dwie godziny Tichy nasłuchał się różnych historii, zobaczył mniej lub bardziej ciekawe eksperymenty, lecz oczy chytrze zapłonęły dopiero wtedy, kiedy Hans zapowiedział obiecaną wisienkę na torcie. Po tym człowieku Tichy mógł spodziewać się czegokolwiek, ale rzeczywistość przebiła jego najśmielsze domysły. Następne drzwi odgradzały ich od kolejnej części tajemniczego świata. P00 - taki napis świecił purpurą, nim wrota błyskawicznie rozszerzyły się, ukazując surową naturę kolejnych korytarzy. Tutaj było bardzo cicho, ponuro wręcz, a cały klimat utrzymywały staromodne żarówki, błyskające co jakiś czas nad głowami zwiedzających. Dopiero po dłuższej przeprawie zatrzymali się przed pierwszym lustrem, które chwilowo zakrywała czerń. Hans z tajemniczym uśmiechem spojrzał na znudzonego Leona, po czym użył identyfikatora do ukazania wnętrza tego pomieszczenia. Oprócz przyśrubowanego krzesła stojącego po środku pokój był zupełnie pusty, lecz żarówka oświetlała tylko jedną część, dalej pomieszczenie tonęło w ciemnościach. Hans stał w ciszy, a Tichy niecierpliwił się i coraz uważniej przyglądał wnętrzu, czekając na jakąkolwiek reakcję. Serce stanęło mu na chwilę, kiedy pancerna szyba załomotała od uderzającego w nią obiektu. Czarny sześcian, wielkości ludzkiej głowy, o czterech wystających z "grzbietu" niciach również jak on przyklejonych do pancernego lustra, drgał na zmianę mocniej i słabiej, kiedy Leon przenosił niepewny wzrok z obiektu na naukowca.
- Czym… czym to jest? - zapytał z rozdziawioną gębą, strachliwie przysuwając nos pod samą taflę.
- Nie mam pojęcia - luźno odparł Hans.
- Ile tam tego jest? - zapytał Leon, widząc w otchłani pokoju nieludzko poruszające się kontury podobnych do siebie obiektów.
- Szczerze? Nie mam pojęcia...
Tichy rzucił mężczyźnie groźne spojrzenie, kategorycznie żądając jakichkolwiek wyjaśnień.
- Nie są to ani zwierzęta, ani maszyny - zaczął tłumaczyć, widząc zniecierpliwienie przyjaciela. - Nie mają układu nerwowego, żadnego łącza ani kabli, nie zasila ich żadna energia, a mimo to widzą cię Leonie. Pomachaj im! - Tichy przełknął ślinę, powoli oddalając głowę od przyklejonego do szyby obiektu. - Mówiąc najprostszym językiem, są to stopy kilkunastu metalowych płyt, które pod wpływem działania najnowszych pierwiastków otrzymały pewne, hmm… właściwości.
- Nowych pierwiastków? - zdziwił się sekretarz, niczego już nie rozumiejąc.
- Tak Tichy, świat to nie tylko to o czym mówią w codziennych wiadomościach, na wykładach i podczas półrocznej wizyty u lekarza głównego. Kosmos bez ustanku raczy nas łamigłówkami, których rozwiązania możemy jedynie zamknąć za pancerną szybą.
- Czy… jak… ono…
- Chcesz zobaczyć co potrafi? - zapytał Hans z miną wykrzywioną w niezdrowym podnieceniu. Tichy kiwnął głową, że chce.
- Mówi piąty dyrektor, uaktywnić salę C500, test o numerze 03, wprowadzić obiekt klasy D - Hans podyktował formułkę do ukrytego w kołnierzu mikrofonu i już po chwili do pomieszczenia z sześciennymi obiektami, potężne, robotyczne ramiona wprowadziły przytomnego o zasłoniętych oczach, ubranego w pomarańczowy strój mężczyznę. Usadowiły go na wiecznie przygotowanym krześle, przymocowały w plaststalowych okowach, puściły z uścisku. Po dwóch sekundach “obiekt klasy D” z widocznym wysiłkiem, strachem i kroplami potu na czole zaczął recytować wiersz.
- Noc już była... północ zgoła... rozmyślałem w pocie czoła… nad trwożliwą tajemnicą z dawna zapomnianych ksiąg. - Kiedy mężczyzna wypowiadał kolejne sylaby, obiekt przyklejony do pancernej szyby drgał i upiornie, powolutku obracał się, używając siły czterech cherlawych nici. I zupełnie jak na początku, z siłą o niewiadomym pochodzeniu uderzył w siedzącą postać, a za nim poszła reszta bliźniaczo podobnych sześcianów. Mimo gęstych drgawek mężczyzna nie wydał już żadnego dźwięku, a ciało ubrane w więzienny strój zaczęło niknąć, rozpływać się bez najmniejszych śladów oczekiwanej krwi. Kiedy po kilkunastu sekundach przerażającej "uczty" obiekty odkleiły się od siebie, odsłoniły puste krzesło. W paskudnych "krokach", przerażająco imitując ludzki chód recytowały dalej, barwą głosu podobną do szorowanego po twardym kamieniu ostrza.
- Przy-sypiając niespo-dzianie, gdy rozległo - o - się pu-pu-kanie, jak-py-py ciche ch-chrobotanie w mój samotny, senny dom.
Zaległa błoga cisza. Pustka oświetlona jasnością żarówki znów rozpłynęła się po pomieszczeniu. Leon zauważył, że nogi ma jak z waty, a ból brzucha wyżera mu ostatnią pewność siebie.
- Jeżeli wierzysz w Boga Tichy - odezwał się Hans, raźnie klepiąc przyjaciela po ramieniu - to wyobraź sobie, że wszechmocny podarował nam broń. Kurewsko potężną broń panie sekretarzu. Nie maż się, chodź dalej!
Ale Leon miał wątpliwości, czy chce dalej.


Czemu akurat teraz wracały wspomnienia sprzed niewiadomego czasu, chwile, w których raczony był brutalną rzeczywistością, albo zwinnym teatrzykiem? Bez znaczenia czym była owa przeszłość, dała o sobie znać w chwili obecnej. Przełożył na później filmy nadesłane przez Rohana, schował otrzymanego fajka do małej kieszonki skafandra i łapiąc Lindę za rękę, zatrzymał ją jeszcze na chwilę.
- Poczekaj, nie możesz iść tam sama. Znaczy... leć już powoli, a ja za chwilę do ciebie dołączę. Alex - wezwał komputer pokładowy - non stop raportuj mi o stanie skanerów, bombarduj mnie uwagami, rób kopie wszystkiego co dostaniesz. Zaraz wracam. Teddy! Pilnuj mostka i wykonuj rozkaz, nic się nie zmieniło. Jesteśmy w stałym kontakcie. - Widząc, że Linda z niepewnością patrzy na jego dziwne zachowanie, ponaglił ją gestem dłoni. Kiedy zniknęła sprzed jego oczu, szybko odpiął się od zabezpieczających go pasów, pognał do swojej kajuty po automatyczną strzelbę. "Intruz", psia jego mać była!
 
Szkuner jest offline  
Stary 20-10-2017, 21:26   #46
 
Satrius's Avatar
 
Reputacja: 1 Satrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputacjęSatrius ma wspaniałą reputację

Dane przedstawione przez Alex bardzo zaniepokoiły Veronicę. Brak jakiegokolwiek odzewu ze strony pobliskiego statku, nie wróżyło nic dobrego. Informatyczka zastanawiała się nad możliwymi scenariuszami. Być może wehikuł doznał usterki a jego załoga pogrążona jest w hibernacji? Istnieje również możliwość, że na pokładzie rozprzestrzeniło się jakieś kosmiczne choróbsko. Nie można również wykluczyć, że jest to tajna jednostka wojskowa bądź badawcza, której usługodawcy nie życzą sobie jakichkolwiek wizyt. Natarczywa próba kontaktu z ewentualną załogą statku widmo mogła okazać się znamienna w skutkach, dlatego też Veronica postanowiła wstrzymać się z tworzeniem programu. Oczywiście wcześniej przekazała sam pomysł dowództwu.

- Mostek, tu Veronica. Powtarzam, tu Veronica. - Nawiązała połączenie z nadzieję, że zastanie tam kapitana. - Mogłabym stworzyć program, który przy pomocy podkręconej mocy sensorów spróbuje skontaktować się z obcym transportowcem.

- Istnieje prawdopodobieństwo, że jest to jednostka wojskowa. - Odpowiedź nadeszła szybko, Tichy był na posterunku. - Nie zezwalam. Radzę zachować ostrożność i przygotować się do ewentualnego starcia.

Współtowarzysze rozproszyli się po całej korwecie, część regularnie wysyłała raporty i swoje położenie, a z innymi kontakt urwał się jakiś czas temu. Z zaciekawieniem śledziła ich ruchy skłonna pomóc jeżeli zajdzie taka potrzeba. Szczególnie martwiła się o Papę, to on sprowadził ją z powrotem na pokład po nieszczęsnym skoku w nad przestrzeń, a teraz ślad po nim zaginął. No cóż, tym razem karma wróciła dość szybko.

- Alex. Gdzie ostatnio zarejestrowałaś Papę? - Poinstruowała komputer matkę. - Czy jesteś w stanie przywołać podgląd tego obszaru?

W oczekiwaniu na odpowiedź, Veronica bliżej przyjrzała się pomieszczeniu. Medlab był jednym z segmentów, które praktycznie nie nie ucierpiało podczas ostatnich godzin. Odbijając się od jednej to od drugiej ściany przeskanowała wcześniej niedostępne dla niej miejsce. Okazało się, że jest dość solidnie wyposażony zarówno jeżeli chodziło o sprzęt i jak o medykamenty. Przynajmniej jeden aspekt w tej cholernej łajbie był taki jak powinien, korzystając ze wspomnianego dobrobytu Veronica podwędziła kilka stimpaków i środków przeciwko promieniowaniu, skrzętnie ukrywając je w skafandrze.

-Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie.-Przywołała na myśl swoją dewizę z dawnych lat, po chwili dodając z uśmiechem. - Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
 

Ostatnio edytowane przez Satrius : 20-10-2017 o 21:32.
Satrius jest offline  
Stary 21-10-2017, 11:16   #47
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe przycisnął przycisk interkomu
-Potrzebujemy robota z pojemnikiem HAZMAT do sali bilardowej, STAT!
Następnie stał i obserwował, metal wokół rdzenia powoli się nagrzewał do koloru wiśni Abe ocenił że wtopienie się w grubą blachę zajmie mu z kwadrans.
-Alex, za ile mogę się spodziewać tutaj robota?
Abe uważnie obserwował rdzeń, nie miał ochoty dotykac go gołymi rękami (zawsze uważał swój exosuit za przedłużenie swojego ciała) ale nie zamierzał dopuścic do skażenia SPŻ więc czekał rozglądając się za czymś czym w razie czego mógłby podnieść albo podważyć fragment
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 21-10-2017, 12:20   #48
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Drake bez słowa zostawił inżyniera, zajętego rznięciem grodzi i przebywaniem we własnym świecie szybko zmieniających się obliczeń i wykresów. Ruszył do maszynowni, do tej przeklętej szafki z chłodziwem. W warunkach awaryjnych spacery po zwykle bezpiecznym statku nie należały do przyjemnych. Braki grawitacji i atmosfery utrudniały wciąż tętniące w metalowych bebechach życie załogi. A weź to potem jeszcze przenieś z powrotem przez porozbijaną tubę pełną dryfujących kawałków...

Żeby przebyć wyznaczoną trasę kanonier potrzebował zdecydowanie więcej czasu niż zwykle, gdy wystarczyło przebiec korytarzem, mijając parę grodzi i tyle. Nie znajdowali się na wielopiętrowym krążowniku, ale niewielkiej korwecie. Metraż pozostawiał wiele do życzenia, jeżeli ktoś przyzwyczaił się do otwartych przestrzeni. Na pracę najemnika jednak zwykle nie decydowały się podobne przypadki.

Płynąc co parę metrów zerkał odruchowo na komunikator na nadgarstku, ale ten milczał zaklęty. Drake w końcu pokręcił głową i odpuścił. Rohan wspominał o promieniowaniu w maszynowni, zalecał pośpiech. Głupotą byłoby nie wierzyć jego słowom. Nie uśmiechało mu się wyhodowanie dodatkowej pary rak, chociaż gdyby wyrosły mu czułki ktoś na statku z pewnością by się ucieszył.
- Musze zajrzeć do maszynowni, a poziom promieniowania pozostawia tam wiele do życzenia - włączył komunikator i połączył sie z ich pokładowym lekarzem - Zrobię swoje i wpadnę do laba. Spodziewaj się braku dwóch antyradów.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…

Ostatnio edytowane przez Perun : 21-10-2017 o 12:22.
Perun jest offline  
Stary 21-10-2017, 13:13   #49
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Linda dziwnie się na nią gapiła… tak, to nie było normalne spojrzenie lekarza. Ledwo wleciała na mostek, zlustrowała wpierw kapitana, a potem Teddy, jakby szukając w niej… czyżby przeliczała jaką śmiertelną dawkę tego co ma w strzykawce musi podać, żeby ostatecznie rozwiązać kwestię nawigatorską?

- Dlaczego te prochy nie są w opakowaniu? - zmrużyła oczy, gapiąc się na lekarkę z podejrzliwością tak wyraźną, że nie potrzebowała dodawać niczego więcej. Zwykle ufała prochom które dostawała na pokładzie od czarnowłosej medyczki, ale też zwykle wyciągała je ona z hermetycznych pojemników, wypakowując bezpośrednio przy Pryi, żeby mogła zobaczyć, że niczego podejrzanego tam nie władowała.

- Nieważne - burknęła do konsolety, wracając do pilnowania żeby ich żółwi pochód poruszał się w odpowiednim kierunku. - I tak zginiemy.
Mamrotała jeszcze pod nosem i zanim się zorientowała w nagłej zmianie otoczenia.

Sama! Była sama! Zostawili ją samą! Tak o - zawinęli się i poszli, niby pod pretekstem sprawdzenia co z Red… jasne! Prya już to widziała, mhm. Knuli coś, a Stary to już na pewno! Wszyscy zwykle gapili się dziwnie na Teddy, ją biorąc za tą szurniętą i nienormalną, ale Tichy trzymał ja w załodze nie bez powodu - mógł dzięki temu sam ukryć swój obłęd, wszelkie dziwne zachowania maskując tarczą w postaci dwumetrowej nawigator o trochę zbyt nerwowych ruchach.

A przecież nie była szurnięta! To świat był szurnięty, a ona jako jedna z nielicznych to dostrzegała!
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 21-10-2017, 23:01   #50
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Próżnia miała jedną, niezaprzeczalną zaletę - ciszę. Zwykłą, prozaiczną niby, lecz biorąc pod uwagę stopień zniszczeń na pokładzie, syreny alarmowe darłyby się aż do wysadzenia bębenków w uszach… a tak, prócz własnego oddechu, syczącego przez filtry wewnątrz skafandra, Nivi nie słyszała nic. Żadnych hałasów, kroków, nawoływań, echa eksplozji, pierwszej salwy wrogiego okrętu i wiertarki udarowej, odpalonej tuż nad głową. Totalna, absolutna nicość dźwięków uspokajała zszargane nerwy, pozwalając skupić myśli tylko i przede wszystkim na próbkach - te, jak na złość, okazały się wyjątkowo mało wdzięcznym do pobierania materiałem. Szczęśliwie jednak udało się zeskrobać czarne, skrystalizowane drobinki i zamknąć w probówce. Prócz tego biolog znalazła panel, zablokowany niestety.

Gapiłą się na niego przez trzy długie, zamyślone sekundy, gdy próbowała domyślić się z czym ma do czynienia. Standardowa kontrolka SPŻ, a może ktoś zostawił tam choć podstawowe informacje z czym mieli do czynienia? Skoro pojemnik zapakowano hermetycznie i zabezpieczono na długą trasę, musiał mieć wgrane procedury i parametry do utrzymania w formie przesyłki. Dało się z tego wyciągnąć garść cech ich felernego towaru… gdyby miało się hasło.
- Co przede mną chowasz, co? - mruknęła do adresem resztek w próbówce i odczepiła buty od podłogi, szybując ku wyjściu z wielkiego pudła transportowego.

Jak na sytuację wyjątkowo mało standardową z odchyłami ku opcji mogącej dostać etykietkę “śmiertelne zagrożenie”, przebywająca w dziurawej ładowni Larsen odczuwała dziwny, graniczący z trupim, spokój. Samotność, wraz z ciszą, przyniosła możliwość zaczerpnięcia głębszego oddechu. Nie dosłownie oczywiście, gdyż zdjęcie hermetycznej maski kombinezonu w podobnych warunkach zakończyłoby się bardzo szybko i wysoce nieprzyjemną śmiercią. Szczęśliwie istniało obuwie magnetyczne, a Acheron, mimo gubienia w kosmicznej pustce krwi i wnętrzności, wciąż sunąc do przodu, na podobieństwo konającego z pragnienia człowieka, czołgającego się po rozgrzanym piasku do znajdującej się praktycznie na wyciągnięcie ręki sadzawki… lecz czy okaże się ona realną wodą, niosącą ukojenie i życie? Miast chłodnej wilgoci popękane, spalone słońcem i poranione palce równie dobrze mogły się zagłębić w piachu, zaś wizja zbawienia jawić się mogła raptem jako fatamorgana, nic więcej.

Przyczepiła nową zabawkę do paska i po chwili zwłoki, połączyła się z ich światłym pryncypałem o manierach starego… nie, nie pedofila, ale dziadka z mitycznego Wehrmachtu. Jego słodzenie budziło grozę, ale poza tym był miły zwykle, a to w zupełności rudej dziewczynie wystarczyło.
- Hej, tu Nivi - przywitała się i drgnęła. Od wyjścia z hiperskoku nie zameldowała się przełożonemu, choć powinna. Może w natłoku atrakcji zgapi, darując jej kazanie - Straciliśmy żywa przesyłkę, Znalazłam parę próbek… i panel, ale jest zabezpieczony. Poproszę Veronicę aby rzuciła okiem, zrobi z niego najlepszy użytek. Gdyby ktoś mnie potrzebował, będę w laboratorium. Udało się pobrać próbki z wnętrza kontenera. Zobaczymy z czego składała się nasza zguba i czym była. Bez odbioru - zakończyła przekaz. Kilka ruchów palcami i do informatyczki poleciała krótka wiadomość.

Cytat:
W ładowni jest nasza paczka. Na ścianie w środku wisi panel, ale potrzeba hasła. Rzuć proszę okiem, może dowiemy się co straciliśmy. Będę w labie jakby co.
Zamknęła komunikator i odbiwszy się od podłogi, skierowała nieważkie ciało ku drzwiom. Iść do laba - prosty, mało skomplikowany plan.
Przy odrobinie farta nic nie powinno się przy nim spierdolić.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 21-10-2017 o 23:18.
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172