Marv przez jakiś czas nie zwracał uwagi na resztę kompanów, notując tylko w myślach zakończenie tego nierównego starcia. Nie mając pojęcia do czego odnosi się Joris, skinął mu tylko głową, nie przerywając tego co robił. Zdjął z pleców niewielki plecak z najważniejszymi rzeczami i otworzył go, wyjmując zwiniętą linę. Tak przynajmniej można było sądzić, że to lina, bo było długie i lekkie. Wyglądało natomiast już gorzej - cienki, pomarszczony i żółtawy przedmiot nie przypominał zwyczajnych tego typu rzeczy. Rudowłosy przewrócił swoją ofiarę na brzuch i złączył najpierw ręce, wiążąc je dokładnie. Potem to samo uczynił z nogami, wszystko za pomocą tej samej liny. Dopiero wtedy przyjrzał się swojemu dziełu i odwrócił nieprzytomnego kultystę na plecy.
- To jak, kto umie wydobywać informacje z niechętnie współpracujących? - zapytał reszty towarzystwa.
Zenobia nie mogła się otrząsnąć. Na myśl, że wszyscy widzieli ją nieprzytomną i zasikaną czuła wstyd. Niby nic dziwnego, w końcu dostała bełt w plecy,
ale jakoś jej to nie pocieszało, nic zresztą dziwnego, bo z czego tu się cieszyć? No może z tego, jak ten Joris ochoczo biegł ją ratować a Tori miała
wtedy taką minę? Ale bełt za to wyrwała jej chyba razem z płucem... Tak, czy inaczej, wyglądała niezbyt korzystnie. Kiedy tylko ocknęła się po
leczących zaklęciach, dyskretnie oddaliła się, po czym wysłała niewidzialnego służącego po wodę i zmianę ubrania. Odświeżona poczuła się trochę lepiej,
ale dopiero osuszenie flaszki wina z worów targanych przez muła, pozwoliło jej chwilowo zapomnieć o wstydliwym zdarzeniu i nabrać tyle pewności siebie, żeby wyjść i dołączyć do pozostałych.
Z zainteresowaniem przyglądała się wiązanemu kultyście. Te zasrańce najwyraźniej gustowały w atakach od tyłu, przy pomocy krótkich i grubych przedmiotów, pomyślała obracając w dłoni ten nieszczęsny bełt. Na pytanie Marva o zadawanie bólu, uśmiechnęła się szeroko.
-
Wiem coś na ten temat- powiedziała skromnie.
Usta rudowłosego wykrzywiły się jak podczas jedzenia czegoś straszliwie kwaśnego.
-
A ktoś jeszcze? - zapytał, patrząc na pozostałych. W razie czego sam mógł to zrobić. Dopuszczenie Zenobii do jeńca… nie, jego biedny umysł podsyłał zbyt straszne obrazy.
-
Będzie śpiewał jak skowronek - uśmiechnęła się złośliwie Turmi, która co prawda doświadczenia nie miała, ale była utalentowanym rozrabiaką i do tego przepełnioną niezachwianą pewnością siebie. Spojrzała na swoją pulchniutką rączkę i obserwowała jak od czubka palców zmienia się w biało-szary marmur, gładziutki niczym na posągu. Złapała kawałek skały, z chrupnięciem zgniotła go na okruchy, po czym czarująco uśmiechnęła się do Marva.
-
Wystarczające kompetencje, Żeliwku?
- A mus to robić w ogóle? - Przeborka spojrzała na przechwalającą się nad skrępowanym jeńcem grupkę znad czyszczonego z krwi ostrza -
Przegrał, na naszej łasce jest. Albo go zabijcie, albo wypuście. Po co cierpienia zadawać i dręczyć kogoś, kto już nam nic złego nie uczyni? - spojrzała z dezaprobatą na krasnoludkę i kurtyzanę, a potem przeniosła wzrok na kapłankę -
Godzi się to tak? - spytała ze zwątpieniem, najwyraźniej szukając w Tori sojusznika.
Ta wpatrywała się z wyraźną urazą w myśliwego, od czasu do czasu przesyłając bazyliszkowe spojrzenie Zenobii, jakby obu ich chciała obrócić w kamień. Reakcja Jorisa, by wspomóc towarzyszkę, była jak najzupełniej zrozumiała, ale Torikha i tak poczuła cienkie szpilki zazdrości, gdy widziała go obejmującą… inną.
W dodatku smoka nie ubiła, bo sam zdecydował się kojfnąć pod gruzami, przez co nie mogła rozładować swojej frustracji podczas walki z nim… w imię zemsty, czy czegoś podobnego.
-
Nie chce nawet słyszeć o torturach… - odparła cicho, szybko dodając z wyraźnym gniewem -
choć ten Shaarowski kundel zapewne na to zasługuje. - Westchnąwszy cicho, zebrała się w sobie zwalczając gniew i niechęć do nieznajomego.
Melune najwyraźniej, albo ciężko znosiła stres i presję, albo kultysta z jakiegoś powodu wszedł jej na kapłanią ambicję.
-
Dlatego najpierw spróbuję zadać mu pytania. Po to się bierze takich jeńców - wyjaśnił barbarzyńskiej kobiecie Marv, chyba poważnie uważając, że tego nie rozumie. -
Nasze dwie panie mają zbyt mocny pęd do niszczenia i zabijania. Zwłaszcza ty, Sukieneczko - zwrócił się do krasnoludzkiej baby, która od początku działała mu na nerwy. Człowiek musiał ciągle uważać, aby mu sufit na łeb nie zleciał.