Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2017, 13:25   #71
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Podstępny cios Zenobii dotarł do celu. Może nie ucięła kultyście głowy, ale widać było, że rana jest poważna. Ze śmiechem uniknęła niezdarnego cięcia. Zaraz potem chłopina zupełnie i dosłownie stracił głowę za sprawą bezbłędnego ciosu Przeborki. Nie niepokojona już więcej ladacznica dopadła pobliskich drzwi i na nie naparła. Te zamiast posłusznie otworzyć się, zapewne za sprawą plugawej magii odwzajemniły jej się potwornym bólem w plecach.
-Uważajcie, drzwi są...-zdołała wykrztusić.
Upadając, zobaczyła odrzucającego kuszę kultystę. Zrozumiała, że suczy syn musiał mieć załadowaną więcej jak jedną, inaczej nie zdążyłby tak szybko przeładować. Przy leżącej zaczęła tworzyć się coraz większa kałuża. Choć z tym będzie miała spokój. Nie poczuła jednak ulgi, jedyne co do niej docierało, to ból w plecach i przejmujące zimno.
-Wampir ratuj. Bierz go!- Zachrypiała.
~Gdzie jest to głupie bydle, kiedy jest potrzebne? Trzeba było zamiast niego zabrać muła...~ z tą myślą odpłynęła.

Shavri słyszał wszystkie odgłosy walki. Początkowo stał przy Jorisie, ale kiedy wszyscy ruszyli do przodu bić i siec, zawahał się. Miał bardzo złe doświadczenia z odsłaniania pleców, a tam z przodu zrobiło się z kolei dość tłoczno i bez niego. Kątem oka widział jak Turmalina składa się do strzału i zrobiło mu się jeszcze bardziej zimno. Odwrócił się więc przodem do drogi, którą przyszli. Nie wykluczone, że ktoś mógł się tędy dostać - smoczy kurhan nie był w tym względzie żadną przeszkodą. Zatem wytężał wzrok i słuch. Trzymanie za pysk własnych pragnień - by na dziko szarżować do pozostałych - szło mu coraz lepiej.

Powietrze zaświstało i myśliwy odruchowo odstąpił w tył przyciągając do siebie Rikę. Jeśli myśleli, że za Przeborką łatwiej niż za Marvem wejdą do tego zakaplicza to się srodze pomylili. Miecz wielkiej kobiety zafurkotał niebezpiecznie blisko ścian i malowniczo pozbawił głowy jednego ze smoczych amantów. Nie wyglądało, by ona, czy Marv mieli teraz na uwadze dopuszczenie kogokolwiek do walki, a i świetnie im szło. Toteż Joris już się do przodu nie pchał. Póki nie usłyszał krzyku Zenobii. Od razu przypomniał sobie finał przygody w posiadłości dworskiej pod Phandalin...
Skinęli sobie szybko z ukochaną głowami i on dał nura w kierunku mateczki, a Rika z sejmitarem ruszyła ku draniowi, który postrzelił jej - jakby nie było - towarzyszkę. Pokonanie go nie było trudne - Tori miała wrażenie, że trenowana przez Slidara straż miejska miała lepsze umiejętności bojowe niż ci “kultyści”. W sumie z opowiadania Yarli wynikało, że i w Thudnertree rozprawili się z wrogami raz-dwa. Smok musiał być bardzo zdesperowany by zwrócić się do nich o pomoc.
Ze wsparciem flankującej mężczyznę Przeborki walka kapłanki zakończyła się szybciej niż zaczęła i Melune mogła zająć się ochranianą przez tropiciela Zenobią. Rana była poważna, ale nie śmiertelna i po najgorszym - czyli wyszarpnięciu z pleców Zen bełtu - mocne zaklęcie czy dwa załatwiły sprawę. Wampir zjawił się nie wiadomo skąd, liżąc energicznie swoją panią. A może był głodny?

Dopiero po fakcie gorliwość, z jaką Joris rzucił się kurtyzanie na pomoc zaniepokoiła Torikhę, czego myśliwy chyba jednak nie zauważył. Nosem wciągnął powietrze i westchnął wyczuwszy ostrą woń. Spojrzał na Marva.
- Chyba miałeś rację - rzekł z przekąsem.
Dopiero po chwili dostrzegł wyraz twarzy kapłanki, która nadal ściskała w dłoni zakrwawiony bełt. Zamrugał w bezbrzeżnym niezrozumieniu oczami.
- No co?
 
Paszczakor jest offline  
Stary 11-10-2017, 14:04   #72
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw
Eleint, Śródlecie. Zmierzch

Walka z wielbicielami zielonego smoka została zakończona. Shavri, sprawdziwszy czy nikt po wewnętrznej stronie holu nie przeżył zawału dołączył do towarzyszy i wspólnie przeszukali resztę zamkowych pomieszczeń. Salę, do której chciała wejść Zenobia i sąsiednią przerobiono na sypialnię. Liczba posłań sugerowała ośmiu mieszkańców. Prócz podróżnego ekwipunku i osobistych drobiazgów nie było tam nic cennego. Kolejne sale były puste; jedynie w dawnej "sali tronowej" niedźwieżuka w kominie leżał ciepły jeszcze popiół, a na stole resztki podróżnych racji. W otwartej skrzyni przy łóżku znajdował się komplet męskich ubrań dobrej jakości, wyglądających dla Tori na południową robotę, flaszka wody święconej i niekompletny zestaw uzdrowiciela. Nie było nic wskazującego na to skąd przybyli zamaskowani awanturnicy.

Marv, Zenobia, Przeborka i Shavri za zainteresowaniem oglądali zamek. Nawet popadłszy w ruinę nadal był imponującą budowlą, która w czasach swej świetności mogła pomieścić kilkadziesiąt osób. Wysokie położenie, mnogość baszt i otworów strzelniczych sprawiała, że mieszkańcy mogli bronić się tu przez dłuższy czas. Gdyby zamek leżał bliżej szlaków handlowych lub łączył go z nimi porządny dukt mógłby stanowić doskonałą bazę obronno-noclegową i zachęcić podróżnych do przemieszczania się szlakiem Triboar-Phandalin-Neverwinter. Oczywiście doprowadzenie budynku do przyzwoitego stanu wymagałoby dużych nakładów finansowych i jeszcze większej pracy. O ile wcześniej Turmalina nie zrówna go z ziemią.

Gdy Zenobia doszła już do siebie poszła raz jeszcze do świątyni w nadziei, że przeoczono tam coś cennego. Naścienne płaskorzeźby przedstawiające Oghmę, Mystrę, Lathandera i Tymorę były nadal piękne, mimo upływu czasu, lecz nie dało się ich zabrać i sprzedać. Kurtyzana przeszła przez jedno z łukowatych przejść do tylnej części kaplicy, lecz nawet tam nie było nic ciekawego, a plamy krwi interesowały tylko muchy i Wampira. Zniechęcona wróciła do towarzyszy.

Zmrok zapadał coraz szybciej i nie było szans by dotrzeć do cywilizacji przed nocą. Drużyna mogła nocować w lesie lub w zamku, o ile Shavriemu udałoby się wprowadzić zdenerwowane konie bocznymi schodami.


 
Sayane jest offline  
Stary 12-10-2017, 20:15   #73
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
Eleint, Śródlecie. Wieczór

Niski jegomość obładowany jabłkami i śliwkami, zebranymi po drodze do Neverwinter, dotarł do miasta pod wieczór. Potrawka Zenobii wciąż przyjemnie ciążyła mu w żołądku, zaś zapach morza, owoców i plusk fal w miły sposób drażnił zmysły niziołka.
- Pomyśleć, że byłem tu jeszcze kilka dni temu!

Stimy krążył w miejscu i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Inaczej wyobrażał sobie podróż do Phandalin, inaczej wyobrażał sobie wyprawę z dzielnymi bohatyrami. W pierwszym przypadku liczył, że sam fakt odkrycia magicznej kopalni, w zaczarowany sposób sprawi, że będzie na miejscu jako znawca w pewnych dziedzinach magii, ceniony i szanowany. W drugim zaś liczył, że bohatyrowie będą z ochotą korzystać z różnych pomocy magicznych, a oni nawet nie specjalnie interesowali się tym co odnaleźli! No... może tylko książka ich zainteresowała.
~ Mnie też! ~ pomyślał Stimy ~ Ale tamto i tamto i jeszcze zwoje tako! Wszystko jednako!

Na zieleń obok kamiennej ścieżki wiodącej przez bramę do Neverwinter upadła pestka śliwki, rzucona przez Trzewiczka.
- Wróciłaś do domu, coo? - Stimy mówił do swej kury trochę przez nos, bo lekko się przeziębił, mimo letniej pory. Siorbnął wciągając powietrze i stęknął zmęczony. - Euzebiusz mówił między innymi o tej karczmie, o tu! - powiedział to, ni to do siebie, ni to do przechodzącej obok kobieciny - Nieopodal południowej bramy. O! Tu jest brama. Tam południe... - mówiąc wskazywał przywołane rzeczy palcem - ... a tu gospoda! Małgąska! Dotarliśmy.

Niziołek stał przez chwilę wsparty pod boki, obserwując gospodę i wędrujących gdzieś ludzi, by wreszcie wejść do środka.


Stimy przeszedł między stołami burkając wesoło, choć zmęczonym chorobą głosem coś o demonach i żywiołakach. To było ciekawe, to również będzie musiał rano sprawdzić w bibliotece. O ile go tam wpuszczą. Pewnie nie wpuszczają każdego znajdę z ulicy. A może? Może jak nie wpuszczą to się tam spróbuje zatrudnić na jakiś czas? Potrafi czytać, a nie każdy potrafi.
~ Teraz jednak karczmarz i rosół na kaszel ~ Trzewiczek zdjął zasłaniający górę kapelusz i stanął kilka jego drobnych kroków od szynkwasu, by zobaczyć wąsatego karczmarza i powiedział czego chce.

Jakiś czas później Stimy zapytał go delikatnie o pogłoski z Gór Urwistych oraz o bibliotekę i zwyczaje tam panujące. Słuchał także, krążąc po izbie i oglądając nieliczne ozdoby ścienne, rozmów toczących się wokół. Zmęczony poszedł potem spać, by dnia następnego spróbować odnaleźć Marduka i spróbować swoich sił w bibliotece. Popyta też o przyjaciela tu i tam, choć podejrzewał, że biblioteka oraz targ rzemieślniczy to miejsca, gdzie najprędzej go odnajdzie.

 
Rewik jest offline  
Stary 16-10-2017, 18:28   #74
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marv przez jakiś czas nie zwracał uwagi na resztę kompanów, notując tylko w myślach zakończenie tego nierównego starcia. Nie mając pojęcia do czego odnosi się Joris, skinął mu tylko głową, nie przerywając tego co robił. Zdjął z pleców niewielki plecak z najważniejszymi rzeczami i otworzył go, wyjmując zwiniętą linę. Tak przynajmniej można było sądzić, że to lina, bo było długie i lekkie. Wyglądało natomiast już gorzej - cienki, pomarszczony i żółtawy przedmiot nie przypominał zwyczajnych tego typu rzeczy. Rudowłosy przewrócił swoją ofiarę na brzuch i złączył najpierw ręce, wiążąc je dokładnie. Potem to samo uczynił z nogami, wszystko za pomocą tej samej liny. Dopiero wtedy przyjrzał się swojemu dziełu i odwrócił nieprzytomnego kultystę na plecy.
- To jak, kto umie wydobywać informacje z niechętnie współpracujących? - zapytał reszty towarzystwa.

Zenobia nie mogła się otrząsnąć. Na myśl, że wszyscy widzieli ją nieprzytomną i zasikaną czuła wstyd. Niby nic dziwnego, w końcu dostała bełt w plecy,
ale jakoś jej to nie pocieszało, nic zresztą dziwnego, bo z czego tu się cieszyć? No może z tego, jak ten Joris ochoczo biegł ją ratować a Tori miała
wtedy taką minę? Ale bełt za to wyrwała jej chyba razem z płucem... Tak, czy inaczej, wyglądała niezbyt korzystnie. Kiedy tylko ocknęła się po
leczących zaklęciach, dyskretnie oddaliła się, po czym wysłała niewidzialnego służącego po wodę i zmianę ubrania. Odświeżona poczuła się trochę lepiej,
ale dopiero osuszenie flaszki wina z worów targanych przez muła, pozwoliło jej chwilowo zapomnieć o wstydliwym zdarzeniu i nabrać tyle pewności siebie, żeby wyjść i dołączyć do pozostałych.
Z zainteresowaniem przyglądała się wiązanemu kultyście. Te zasrańce najwyraźniej gustowały w atakach od tyłu, przy pomocy krótkich i grubych przedmiotów, pomyślała obracając w dłoni ten nieszczęsny bełt. Na pytanie Marva o zadawanie bólu, uśmiechnęła się szeroko.
-Wiem coś na ten temat- powiedziała skromnie.
Usta rudowłosego wykrzywiły się jak podczas jedzenia czegoś straszliwie kwaśnego.
- A ktoś jeszcze? - zapytał, patrząc na pozostałych. W razie czego sam mógł to zrobić. Dopuszczenie Zenobii do jeńca… nie, jego biedny umysł podsyłał zbyt straszne obrazy.
- Będzie śpiewał jak skowronek - uśmiechnęła się złośliwie Turmi, która co prawda doświadczenia nie miała, ale była utalentowanym rozrabiaką i do tego przepełnioną niezachwianą pewnością siebie. Spojrzała na swoją pulchniutką rączkę i obserwowała jak od czubka palców zmienia się w biało-szary marmur, gładziutki niczym na posągu. Złapała kawałek skały, z chrupnięciem zgniotła go na okruchy, po czym czarująco uśmiechnęła się do Marva.
- Wystarczające kompetencje, Żeliwku?
- A mus to robić w ogóle?
- Przeborka spojrzała na przechwalającą się nad skrępowanym jeńcem grupkę znad czyszczonego z krwi ostrza - Przegrał, na naszej łasce jest. Albo go zabijcie, albo wypuście. Po co cierpienia zadawać i dręczyć kogoś, kto już nam nic złego nie uczyni? - spojrzała z dezaprobatą na krasnoludkę i kurtyzanę, a potem przeniosła wzrok na kapłankę - Godzi się to tak? - spytała ze zwątpieniem, najwyraźniej szukając w Tori sojusznika.

Ta wpatrywała się z wyraźną urazą w myśliwego, od czasu do czasu przesyłając bazyliszkowe spojrzenie Zenobii, jakby obu ich chciała obrócić w kamień. Reakcja Jorisa, by wspomóc towarzyszkę, była jak najzupełniej zrozumiała, ale Torikha i tak poczuła cienkie szpilki zazdrości, gdy widziała go obejmującą… inną.
W dodatku smoka nie ubiła, bo sam zdecydował się kojfnąć pod gruzami, przez co nie mogła rozładować swojej frustracji podczas walki z nim… w imię zemsty, czy czegoś podobnego.
- Nie chce nawet słyszeć o torturach… - odparła cicho, szybko dodając z wyraźnym gniewem - choć ten Shaarowski kundel zapewne na to zasługuje. - Westchnąwszy cicho, zebrała się w sobie zwalczając gniew i niechęć do nieznajomego.
Melune najwyraźniej, albo ciężko znosiła stres i presję, albo kultysta z jakiegoś powodu wszedł jej na kapłanią ambicję.
- Dlatego najpierw spróbuję zadać mu pytania. Po to się bierze takich jeńców - wyjaśnił barbarzyńskiej kobiecie Marv, chyba poważnie uważając, że tego nie rozumie. - Nasze dwie panie mają zbyt mocny pęd do niszczenia i zabijania. Zwłaszcza ty, Sukieneczko - zwrócił się do krasnoludzkiej baby, która od początku działała mu na nerwy. Człowiek musiał ciągle uważać, aby mu sufit na łeb nie zleciał.

 
Sekal jest offline  
Stary 18-10-2017, 09:08   #75
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Smok nie żył. Joris stał zaś nad jego truchłem nie odzywając się do nikogo i nie zwracając uwagi na to co dzieje się za kaplicą gdzie Marv sprawiał jednego z kultystów w baleron. Stał i gapił się na poszarpane i ociekające posoką skrzydło wystające spod zawaliska. Dopiero po chwili odwrócił się i wyszedł.
Przesłuchanie ani to co mógł wyjawić ledwo żywy bandyta, niespecjalnie go interesowały. Wariatów nie brakowało. W Neverwinter widział kiedyś takiego jednego co to na słupie od miesiąca siedział i z niego nie schodził co by się jakimś bogom przypodobać. Za to chcąc nie chcąc przyjrzał się bliżej linie z której rudzielec zrobił powróz dla smokowca. Jej żółtawość kojarzyła mu się… z kiszką. W głowie mu się nawet taka klechda kołatała. O bogu po wsze czasy związanym wątpiami własnego syna… Obrzydliwość.
- Tracicie tylko czas - stwierdził - Wyrwiecie go śmierci, żeby się ocknął i co potem? Stłuczecie, przesłuchacie i znów zabijecie? I co wam niby powie?
Jego usta wykrzywiło coś na kształt obrzydzenia. Zmarszczył brwi.
- Cokolwiek z niego wydobędziecie, zabieramy go do Phandalin - oznajmił, po czym spojrzał na Rikę - Myślisz, że można go wyleczyć z tego smoczego szaleństwa?
- Nie boisz się go?
- zapytał Shavri, który również wrócił znad smoczego kurhanu i już chciał zaproponować, żeby rozsądny tropiciel sam przesłuchał brańca. Pomysł jednak, aby go przygarnąć, przemawiał do niego, jak mało do kogo. Sam w końcu z ostatniej wyprawy przyprowadził do domu dwójkę dzieci. - Jest jeszcze jedna sprawa. Zmierzcha i tak, a ja chciałbym odkopać smoka i trochę go oprawić. Dlatego proponuje, żebyśmy tu zostali na noc. Spróbuje przyprowadzić konie. A jeśli ktoś chętny do kopania przy smoku, to zapraszam, bo zapowiada się i tak długa noc.
- Podrzucimy go Wujkowi Gundrenowi do kopalni. Obyczaj taki, by jeńców schwytanych przy pracy zatrudniać
- rzuciła pomysłem Turmi - To jak, gnieciemy mu orzeszki, czy nie będzie potrzeby?

Przeborka drgnęła wyraźnie, kiedy Turmalina rzuciła propozycję zesłania jeńca do kopalni. Szczęka jej wyraźnie drgnęła, kiedy wycedziła powoli:
- A może najsamprzód ciebie tam posłać, żebyś ogłady nabrała? - warknęła - Nie masz pojęcia, co mówisz i jaki los chcesz komuś zgotować, to lepiej zawrzyj usta. Co z wami jest nie tak? Taką macie przyjemność w torturowaniu słabszych, że nawet pokonanego wroga wolić zmęczyć, niż zabić?
- Byłam, widziałam
- wzruszyła ramionami Turmalina niespecjalnie przejmując się groźbą, co może i dobrze się stało.
- Niedoczekanie twoje! - Półelfka spojrzała na ukochanego, jakby ten postradał zmysły. - Chcesz zabierać ten pomiot zła do wioski? Gdzie są dzieci i starcy? To nie smok jest jego problemem, a czarne serce. Pająka też byś zabrał do Phandalin i starał się go “wyleczyć” z jego drowowiatości?!
Następnie spojrzała na krasnoludkę, gdy ta zaproponowała sprzedanie jeńca jako… niewolnika. Pobladła ze złości, by zaraz okrasić się płomiennym rumieńcem wściekłości.
Zgrzytnęła zębami, chrupnęła zbroją i odwinęła się do wyjścia, mając serdecznie dość całej tej wyprawy, a już zwłaszcza zachowania dwóch najbliższych sobie towarzyszy.

- Ja do tego ręki nie przyłożę. A jak chcecie go do kopalni wlec, to na mojej warcie na pewno ucieknie. - wojowniczka pokręciła głową i pogardliwym wzrokiem spojrzała na Jorisa i Marva, stojących nad jeńcem - Cho no po te konie, chłopcze. Nie będę stała tu z tymi oprawcami. - klepnęła lekko Sharviego w ramię, nadając mu kierunek “do wyjścia”.

- Nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Bardziej niż to konieczne - Marv wzruszył ramionami na słowa Jorisa. - Nie zależy mi aż tak na odpowiedziach. Chcieli nas jednak zabić, więc…
Chwycił jeńca za nadgarstki i zaczął przeciągać w bardziej ustronne miejsce, gdzie baby nie będą się tłoczyć do tortur. Dopiero tam spoliczkował kultystę w próbie ocucenia go. W razie co miał jeszcze wodę. Po kilku razach jeniec odcknął się, choć wzrok nadal miał półprzytomny. Widać cios w głowę, jaki otrzymał był na prawdę solidny. Po kilku minutach wzrok mu się wyotrzył i obdarzył Marva spojrzeniem pełnym nienawiści, ale i lęku. Smok nie żył. Joris stał zaś nad jego truchłem nie odzywając się do nikogo i nie zwracając uwagi na to co dzieje się za kaplicą gdzie Marv sprawiał jednego z kultystów w baleron. Stał i gapił się na poszarpane i ociekające posoką skrzydło wystające spod zawaliska. Dopiero po chwili odwrócił się i wyszedł.
Przesłuchanie ani to co mógł wyjawić ledwo żywy bandyta, niespecjalnie go interesowały. Wariatów nie brakowało. W Neverwinter widział kiedyś takiego jednego co to na słupie od miesiąca siedział i z niego nie schodził co by się jakimś bogom przypodobać. Za to chcąc nie chcąc przyjrzał się bliżej linie z której rudzielec zrobił powróz dla smokowca. Jej żółtawość kojarzyła mu się… z kiszką. W głowie mu się nawet taka klechda kołatała. O bogu po wsze czasy związanym wątpiami własnego syna… Obrzydliwość.
- Tracicie tylko czas - stwierdził - Wyrwiecie go śmierci, żeby się ocknął i co potem? Stłuczecie, przesłuchacie i znów zabijecie? I co wam niby powie?
Jego usta wykrzywiło coś na kształt obrzydzenia. Zmarszczył brwi.
- Cokolwiek z niego wydobędziecie, zabieramy go do Phandalin - oznajmił, po czym spojrzał na Rikę - Myślisz, że można go wyleczyć z tego smoczego szaleństwa?
- Nie boisz się go?
- zapytał Shavri, który również wrócił znad smoczego kurhanu i już chciał zaproponować, żeby rozsądny tropiciel sam przesłuchał brańca. Pomysł jednak, aby go przygarnąć, przemawiał do niego, jak mało do kogo. Sam w końcu z ostatniej wyprawy przyprowadził do domu dwójkę dzieci. - Jest jeszcze jedna sprawa. Zmierzcha i tak, a ja chciałbym odkopać smoka i trochę go oprawić. Dlatego proponuje, żebyśmy tu zostali na noc. Spróbuje przyprowadzić konie. A jeśli ktoś chętny do kopania przy smoku, to zapraszam, bo zapowiada się i tak długa noc.
- Podrzucimy go Wujkowi Gundrenowi do kopalni. Obyczaj taki, by jeńców schwytanych przy pracy zatrudniać
- rzuciła pomysłem Turmi - To jak, gnieciemy mu orzeszki, czy nie będzie potrzeby?

Przeborka drgnęła wyraźnie, kiedy Turmalina rzuciła propozycję zesłania jeńca do kopalni. Szczęka jej wyraźnie drgnęła, kiedy wycedziła powoli:
- A może najsamprzód ciebie tam posłać, żebyś ogłady nabrała? - warknęła - Nie masz pojęcia, co mówisz i jaki los chcesz komuś zgotować, to lepiej zawrzyj usta. Co z wami jest nie tak? Taką macie przyjemność w torturowaniu słabszych, że nawet pokonanego wroga wolić zmęczyć, niż zabić?
- Byłam, widziałam
- wzruszyła ramionami Turmalina niespecjalnie przejmując się groźbą, co może i dobrze się stało.
- Niedoczekanie twoje! - Półelfka spojrzała na ukochanego, jakby ten postradał zmysły. - Chcesz zabierać ten pomiot zła do wioski? Gdzie są dzieci i starcy? To nie smok jest jego problemem, a czarne serce. Pająka też byś zabrał do Phandalin i starał się go “wyleczyć” z jego drowowiatości?!
Następnie spojrzała na krasnoludkę, gdy ta zaproponowała sprzedanie jeńca jako… niewolnika. Pobladła ze złości, by zaraz okrasić się płomiennym rumieńcem wściekłości.
Zgrzytnęła zębami, chrupnęła zbroją i odwinęła się do wyjścia, mając serdecznie dość całej tej wyprawy, a już zwłaszcza zachowania dwóch najbliższych sobie towarzyszy.

- Ja do tego ręki nie przyłożę. A jak chcecie go do kopalni wlec, to na mojej warcie na pewno ucieknie. - wojowniczka pokręciła głową i pogardliwym wzrokiem spojrzała na Jorisa i Marva, stojących nad jeńcem - Cho no po te konie, chłopcze. Nie będę stała tu z tymi oprawcami. - klepnęła lekko Sharviego w ramię, nadając mu kierunek “do wyjścia”.

- Nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Bardziej niż to konieczne - Marv wzruszył ramionami na słowa Jorisa. - Nie zależy mi aż tak na odpowiedziach. Chcieli nas jednak zabić, więc…
Chwycił jeńca za nadgarstki i zaczął przeciągać w bardziej ustronne miejsce, gdzie baby nie będą się tłoczyć do tortur. Dopiero tam spoliczkował kultystę w próbie ocucenia go. W razie co miał jeszcze wodę. Po kilku razach jeniec odcknął się, choć wzrok nadal miał półprzytomny. Widać cios w głowę, jaki otrzymał był na prawdę solidny. Po kilku minutach wzrok mu się wyotrzył i obdarzył Marva spojrzeniem pełnym nienawiści, ale i lęku.
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 18-10-2017 o 09:11.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-10-2017, 11:40   #76
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw
Eleint, Śródlecie. Wieczór



Przeborka i Shavri ruszyli po konie i bagaże drużyny pozostawione u podnóża wzgórza, a reszta ekipy zajęła się ściąganiem trupów w jedno miejsce i przygotowaniami do noclegu. “Sala tronowa” była jak znalazł, obok kominka leżało nawet jeszcze drewno, które powinno im starczyć na większą część nocy. Konie nie były zachwycone perspektywą wchodzenia po bocznych schodach, lecz w końcu się udało (aczkolwiek muła Zenobii Przeborka musiała praktycznie wepchnąć do zamku). Umieszczono je w korytarzu obok tymczasowej sypialni drużyny, gdzie zajęły się chłeptaniem wody z wiader, strzygąc niespokojnie uszami. Zapach smoka powinien był odstraszyć wszelkich drapieżców, choć i tak należało mieć się na baczności. Shavri przy świetle pochodni sprawdził też tropy wokół zamku. Wyglądało na to, że nikomu nie udało się zbiec.

Gdy już wszystko było gotowe drużyna ruszyła do odkopywania smoka. Oczywiście ci, których to interesowało. Jedni marzyli o butach z zielonej skóry, inni przeliczali ją na złocisze, a Zenobia dumała o wyprawionych smoczych genitaliach. Turmalina dumała głównie o nowych zastosowaniach geomantycznej magii do rycia w ziemi. Póki co umiała tylko zawalać, a nie odkopywać i była z tego faktu bardzo niezadowolona, co objawiało się raźnym pokrzykiwaniem na wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jej donośnego głosu. Na szczęście krzyki szybko ucichły zastąpione kasłaniem - odwalenie lezącego na cielsku smoka gruzu wymagało dużo pracy i wzbijało tumany kurzu. Jeden z bezwładnie toczących się kamieni zranił Turmalinę w nogę, ale poza tym obyło się bez ofiar w ludziach i nieludziach.

Sam gad, po odkopaniu przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy. W niczym nie przypominał majestatycznego stworzenia, które z ciekawością krążyło nad Thundertree badając kto wszedł na jego terytorium. Porozdzierana skóra, zmiażdżone skrzydła, strzaskany łeb… Nie mówiąc już o ranach zadanych przez drużynę w Thundertree. Większy płat skóry, na płaszcz przykładowo, można było wykroić jedynie od spodniej strony. Z mniejszych zmyślny szewc czy krawiec mógłby oczywiście zrobić to i owo, ale wymagało to dostarczenia cielska do dobrego kuśnierza zanim zacznie się ono rozkładać. I wybebeszenia go najpierw. Zapewne wnętrzności też miały swoją wartość, zwłaszcza dla magów; nie wspominając o zasobach kwasu, który omal nie zabił Jorisa. Niestety pod nieobecność Trzewiczka nikt z drużyny nie potrafił ocenić co się może przydać i za co otrzymają najlepszą cenę. Poza tym - kto im to w Phandalin kupi? Wypadałoby zawieźć truchło smoka aż do Neverwinter.

No i czy konie w ogóle zechcą nieść taki ładunek…?



W tym czasie Marv zabrał się do przesłuchiwania jeńca. Najemnika dziwiło, że jako jedyny był zainteresowany tym, co kultysta ma do powiedzenia (zwłaszcza, że z mamrotania Torikhi zrozumiał, iż nie jest to pierwsze ślad bytności ‘smokowców’ w tej okolicy), ale nie dyskutował więcej. Przynajmniej mógł porozmawiać z wrogiem w spokoju.

Ten patrzył na Marva spode łba, ze wszystkich sił starając się wyglądać butnie i odważnie. W jego stanie średnio mu to wychodziło; w miejscu uderzenia wyrósł mu potężny guz utrudniając poruszanie głową, no i był też ranny, choć krew zdąrzyła już zakrzepnąć i wstępnie zasklepić miejsce ciecia. W ocenie Hunda jeniec był mniej więcej w jego wieku; dobrej jakości ubranie, jasna cera i niezbyt zniszczone dłonie wskazywały na miejskie lub szlacheckie pochodzenie.

Marv usiadł przed jeńcem na zydlu tak, by pochodnia oświetlała twarz przesłuchiwanego. Miał w głowie zestaw standardowych - w jego mniemaniu - pytań: kim na prawdę są kultyści, co tu robią, dlaczego smok ich nie zeżarł i gdzie skarb. To ostatnie było trochę na wyrost, gdyż smoczy skarb drużyna Jorisa odkopała już wcześniej, ale kto powiedział, że smok miał tylko jeden schowek? Hund nie znał się na smokach, więc wolał sprawdzić i tę ewentualność.
- Nic ci nie powiem! - wrzasnął jeniec. - Jesteśmy panami smoków, nasze macki… skrzydła sięgają każdego zakątka Faerunu, moc bogini jest z nami, nikt nas nie pokona! - ostatnie słowa wysapał dyszkantem, a potem rozkaszlał się gwałtownie.
- Póki co jesteś jedynym z waszej bandy, który żyje… jeszcze... - uprzejmie zauważył Marv, gdy tamten skończył kasłać. Nie znosił takiej nadętej gadki, ale spróbował jeszcze raz, zwłaszcza że jeńcowi nieco zrzedła mina gdy usłyszał o śmierci kompanów.
- Zapytam ponownie… - zaczął Marv, znacząco prezentując ostry koniec środka perswazji, którego miał zamiar użyć raczej w ostateczności. W końcu skoro pracodawcy nie zależało...
Młodzian trzymał się jednak dość dzielnie. Hundowi udało się wydusić z niego, że jest częścią “większej sprawy”, której smok był jedynie drobną częścią. Pięciometrowy smok nie wyglądał na “drobną” część. Jednak patrząc na względną łatwość, z jaką go pokonali (przy sporym udziale Turmaliny, co Marv musiał przyznać z niechęcią) nic nie wskazywało na to, by miał się przysłużyć kultystom do czegoś specjalnego. No, chyba że do terroryzowania okolicznych mieszkańców.
- Favric zawiódł, my nam się prawie udało. Przekupiliśmy smoka skarbami, a po nas przyjdą kolejni, którzy… - piał tymczasem nawiedzony jeniec, który widać bardziej wierzył w przychylność Shar i słuszność swej misji niż ostrze marvowej włóczni. Fakt, że smok nie żył zdawał się nie robić obłąkańcowi różnicy.


Zakończywszy przesłuchanie, kopanie i inne niezbędne czynności drużyna zebrała się w sali tronowej by zjeść posiłek i zadecydować co dalej. Po śmierci smoka praca czwórki najemników była w zasadzie zakończona. Pozostawał podział łupów, wypłata, odzyskanie dwukółki Zenobii z Thundertree i... no właśnie, i co dalej?


 
Sayane jest offline  
Stary 18-10-2017, 13:04   #77
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Neverwinter
Eleint, Śródlecie.



Trzewiczek spędził noc grzejąc się w cieple kominka, śniąc o smoka i - z niewiadomych przyczyn - o leśnych driadach. Napojony przez gospodarza majerankowym naparem z miodem i nakarmiony chlebem malinową konfiturą rankiem czuł się dużo lepiej. Trochę jeszcze chrypiał, ale bardziej zwiazane było to z ciągłym gadaniem niż infekcją. Przez te kilka dni w głuszy niemal zapomniał jak interesujące potrafi być wielkie miasto. A Neverwinter było na prawdę WIELKIE, nie tylko z perspektywy malego niziołka. Ponoć liczyło sobie ponad dwadzieścia tysięcy mieszkańców (nie licząc przyjezdnych), choć Trzewiczek nie miał pojęcia w jaki sposób ktoś ich policzył. Toż to było istne mrowisko! Wędrując ulicami Klejnotu Północy chwilami zapominał po co tutaj przybył. Na szczęście przed wyjściem z gospody Małgąski wypytał karczmarza gdzie znajdują się interesujące go miejsca, toteż w końcu obrał właściwy kierunek.


Zaczął nie tyle od biblioteki (do której, według karczmarza, najpewniej by się nie dostał), co od Domu Wiedzy, wielkiej świątyni Oghmy. Kapłani boga wiedzy wszelakiej chętnie dzielili się swą mądrością z gośćmi, toteż tam Stimy miał największe szanse by znaleźć to, czego szuka.

Przyjął go młody kapłan o przyjaznej twarzy, który nie miał większych problemów by ze słowotoku Yola wyłowić najważniejsze pytania.
- Bowgentle był wielkim, wielkim magiem. A urodził się rybakiem, wyobrażasz sobie? Żył kilka wieków temu, wędrował po świecie i pomagał ludziom. W naszych czasach postacie jego kalibru to… Czarnokij zapewne? Ponoć ludzie go kochali, a on wymyślał zaklęcia, które im pomagały; bojowe oczywiście też. Czytałem, że pokonał nawet kilka smoków, czerwonego i czarnego… Już wiem, Raurgoch, takie imię nosił ten czarny.
Swoje zaklęcia faktycznie spisał w księdze czarów, która została przekazana… chyba do biblioteki w Silverymoon. Co się z nią dalej stało tego niestety nie wiem. Ech… żadna magia nie uchroniła go przed śmiercią, gdy spadł w przepaść w śnieżnych górach; co za koniec dla potężnego maga… Choć wtedy musiał być już bardzo stary, miał ze dwieście lat jak nic…
- pokręcił głową kapłan. - Elfy pochowały go w okolicach Amn. A może Thetyru? Te dwa kraje ciągle ze sobą walczą, więc ciężko powiedzieć gdzie obecnie leży jego grób.

- Demony w górach? Ach, chodzi ci o żywiołaki i inne… ogniste kreatury? No tak, dla wielu przyjezdnych wydaje się dziwnym, że żyjemy w takim sąsiedztwie. Ale to właśnie dzięki nim Neverwinter jest miastem Bez Zimy; to żywiołaki ognia ogrzewają rzekę, która wypływa z gór i podgrzewa miasto wraz z okolicą. Fakt, wybuch Góry Hotenow niemal zniszczył Neverwinter, ale w ostatnim dziesięcioleciu odbudowa została niemal zakończona, a Otchłań zasklepiona magią.


- Nie wiesz co to Otchłań? Możesz iść na północny skraj miasta i zerknąć, choć niewiele już widać. Co z niej za maszkary nie wychodziły… Zmienione, powykrzywiane… zupełnie jak po Pladze Czarów. Zresztą nawet mówi się, że gdzieś na Hotenow jest zejście do Dziewięciu Piekieł, choć przyznam, że nie wiem ile w tym prawdy. Smoki, żywiołaki, giganci… Zdradliwe podejścia. Tylko najodważniejsze grupy awanturników zapuszczają się w tamte rejony… Lub - jak kto woli - najgłupsze.
Ponoć w głębi góry jest… czy raczej było antyczne krasnoludzkie miasto Gauntlgrym, a w nim magiczna kuźnia zasilana mocą Pierwotnego. To taki jakby… bóg żywiołaków. Jego przebudzenie spowodowane przez grupę złodziei aktywowało wybuch wulkanu; tak przynajmniej twierdzą mąrzejsi ode mnie. Ech, chciwość ludzka… i nieludzka nie zna granic. Słyszałem, że w Górach Miecza również odkryto ostatnio zapomnianą magiczną kuźnię. Mam nadzieję, że jej istnienie nie będzie dla okolicy takim samym zagrożeniem…

Trzewiczek wypytał kapłana jeszcze o to i owo, zachwycony że ktoś w końcu nie ignoruje jego pytań. Młodzieniec był równie rad, gdyż przybysze pytali go głównie o porady miłosne, medyczne lub wróżby, co nie do końca odpowiadało ambicjom kapłana Oghmy.

Gdy niziołek opuścił monumentalny przybytek Boga Wiedzy dawno już minęła pora obiadu. Rozmówca Stimiego mgliście pamiętał złotego elfa Marduka, który zabawił w świątyni tylko chwilę, kierując się do magicznej biblioteki. Ponoć miał przy sobie jakieś listy polecające, które miały ułatwić mu wstęp. O kompanie Yola nie wiedział nic.

Trzewiczek ruszył więc na targ, dokupując po drodze to i owo by zapełnić burczący brzuch. Kurę zostawił w gospodzie by jej mu nie stratowano, przezornie uprzedzając karczmarza, że nie jest ona przeznaczona na obiad!
Niestety szukanie przyjaciela w tym tłumie było jak szukanie igły w na prawdę dużym stogu siana. Gdzie tam w stogu! W wielkiej stodole pełnej siana! Mimo że Stimy celował głownie w niziołcze i gnomie stoiska oraz sklepy to nie udało mu się znaleźć kompana, choć kilka osób opisywało podobnego jegomościa. Widzieli go jednak wiele dni temu. Nieco zniechęcony niziołek wrócił do Małgąski i swojej kury by zjeść ciepły obiad i posłuchać plotek. Te koncentrowały się głównie na handlu, chorobach i bandytach na mniej uczęszczanych szlakach. Kupcy narzekali także na Thayczyków, którzy coraz bezczelniej ingerowali w północny rynek, nic sobie nie robiąc z zakazów i obostrzeń, jakimi co większe miasta obkładały enklawy Czerwonych Magów. To akurat niespecjalnie interesowało Trzewiczka, gdyż w Phandalin, gdzie miał zamiast zamieszkać na jakiś czas nie było ani jednego maga. No, może Turmalina, choć ta nie pasowała mu zbytnio do definicji. Mimo to zdobył sporo ciekawych informacji; pozostawało pytanie jak je wykorzystać.

 
Sayane jest offline  
Stary 18-10-2017, 18:15   #78
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Zamek Cragmaw
Eleint, Śródlecie. Wieczór i noc


Shavri odetchnął, kiedy potyczka z ostatnimi kultystami ucichła. Wiedział, że są prawdziwi wojacy – i nawet jest ich całkiem sporo, którzy tak okrzepli z bitewną zawieruchą, że rzucanie się w nią sprawia im radość. Shavri jednak zawsze z tyłu głowy miał lęk o to, że któremuś z kompanów coś się stanie. Kiedy później pobieżnie sprawdzili zamczysko na obecność innych niespodzianek i nie znaleźli niczego, odetchnął po raz drugi. Czas było wziąć się do pracy. Kwestie tego, co zrobić z jeńcem, pozostawił innym. Pomysł Jorisa wydawał mu się dobry, ale i Marva uważał za rozsądnego człowieka.

Przede wszystkim Shavri wrócił się z ruin twierdzy, żeby przyprowadzić do niej konie. Mira przywitała go radosnym rżeniem i nie wiadomo, czy to jej radość udzieliła się reszcie, czy to wpływ Shavriego, który miał rękę do koni, ale z większym lub mniejszym trudnem udało się mu z pomocą Przebor… Przebijki przeprowadzić wszystkie zwierzęta przez wąski przesmyk. Wyjątek stanowił oczywiście muł. Chłopak nie był pewny, czy jego upór wynika ze złośliwości czy z głupoty, ale wparciem okazała się wojowniczka, która się z bydlęciem nie patyczkowała.

Po zadbaniu o wierzchowce, Shavri wrócił na podzamcze z pochodnią i obszedł je staranie w poszukiwaniu świeżych tropów. Gwizdaniem nawoływał też Kirę, ale albo odleciała za daleko, albo już zdążyła zasnąć. Nie martwił się o nią jednak. Była księżną na niebie i wiele stworzeń kryło się przed nią. Postanowił, że poszuka jej rano.

Po tym, jak Marv skończył przesłuchanie, Shavri zaglądnął do więźnia z bukłakiem wody i szmatami. Istotnie był jeńcem i próbował ich zabić, ale chłopakowi sumienie nie dawało spokoju, tym bardziej że kulturysta był ranny, a Joris mówił o tym, żeby go zabrać do Phandalin. Dlatego to spętanemu więźniowi zostawił wybór, czy da się napoić i opatrzeć. Zanotował też w pamięci, że jeśli grupa nie zdecyduje się zabić brańca przez noc, to znajdzie dla niego rano coś do jedzenia.

Kolejną z rzeczy, którą trzeba było zrobić, to odgruzowanie smoczego truchła. Jak się okazało, chętnych do kopania było więcej. Rozpalili ogniska i przystąpili do pracy, tropiciel od czasu do czasu przerywając ją by donieść opału. Mozolna to była praca i wymagała ostrożności, bo źle ruszone kamienie, osypywały się ze smoczego kurhanu małymi lawinkami, co choć pomocne przy realizacji zadania, groziło też nowymi siniakami. Zwolna jednak – pomiędzy kolejnymi odrzuconymi kamieniami, łykami wody i kęsami suszonego mięsa – pogruchotane cielsko smoka zaczęło wyzierać spod zawaliska. Chluśnięto więc teraz na smoka z wiader, by choć trochę zmyć z niego kurz i krzepnącą juchę. Shavri zdrożony usiadł naprzeciw jego pogruchotanego pyska i potarł zmęczoną twarz. Siedział tak przez dobrą chwilę, będąc sam ze swoimi myślami, a potem wziął nóż i zaczął pracować.

Zależało mu na kłach, szponach, skórze i możliwie dużej ilości niezniszczonych łusek. W głowie miał już projekt pancerza wyłożonego tą łuską. Niestety dopiero w jego warsztacie okaże się, czy zebrana przez niego ilość materiału wystarczy, żeby skórznię pięknie zielonymi, smoczymi łuskami. Bo choć ostały się jeszcze jakieś niepołamane zęby i pazury, tak całych łusek było niewiele – Shavriemu zbieranie ich szło mozolnie, a nie gardził nawet połamanymi. A już odnaleźć nieposzarpany fragment skóry graniczyło z cudem. Na buty, rękawice, żeby obłożyć pochwę – może jeszcze, ale o skórzni nie było co marzyć. Udało mu się za to wysiec spory kawał mięsa z zadu bestii. Chwile mu się przyglądał przy świetle ogniska, uwalony krwią jak jakiś pozbawiony zmysłów rzeźnik. Były na nim struktury pęcherzyków. Niektóre puste, niektóre pełne jakiejś cieczy, której Shavri roztropnie postanowił nie badać - połączonych żyłkami. Nie widział czegoś takiego w żadnym oprawianym przez siebie zwierzęciu , ale podważone nożem w odpowiedni sposób, ładnie odchodziły od mięśnia. Shavri oczyścił tak ze dwa, trzy kilogramy udźca i rozstawił je nad ogniskiem, żeby się uwędziły. Nie miał pojęcia, czy to będzie w ogóle jadalne. A jeśli tak, czy nie trujące, ale kusiło go, żeby sprawdzić rano, co z tego wyjdzie. Widać lata głodowania zaszczepiły w nim nawyki, których nie szło się pozbyć za łatwo. Łoju bestia miała zaskakująco niewiele, ale i ten Shavri ładnie zeskrobał z mięśnia. Nie znajdował dla niego zastosowania, ale przecież nie znał się na tłuszczach. Podarował go więc Zenobi – być może jej przyda się do czarów albo mikstur.

Praca przy smoku, jeśli nie liczyć pokrzykiwania krasnoludki, toczyły się w miare spokojnie. Tak spokojnie, że Shavri zdołał nawet wypytać Marva o szczegóły przesłuchania. Większa „smocza” sprawa pachniała jego paranoi, niedokończonym zleceniem, ale Sune Światłolica - ileż to było dni drogi stąd… To nie może być to… Z drugiej strony – pomyślał odkładając ostatnie łuski w zapasową koszulę i wiążąc jej rękawy – jeśli to, co mówił kulturysta nie jest bujdą, to ile takich „większych” spraw, może się dziać na raz?

Pozostawała tylko kwestia wart. Te mimo zmęczenia trzeba było objąć. Shavri wybierając się na swoją, zwrócił się do Jorisa:
- Dalej jestem za tym, żeby Turmalina, jak się będziemy stąd zwijać, zawaliła te kupę gruzów. Tego kamienia będzie można użyć do budowy w Phandalin. Żadne licho już tu nie osiądzie, a Wy będziecie mieli budulec. Chętnie Ci pomogę z taką wyprawą, muszę tylko umyślnego z listem do domu wyprawić, że jeszcze mi tu chwile zejdzie.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 18-10-2017 o 19:41.
Drahini jest offline  
Stary 19-10-2017, 12:54   #79
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Kiedy Shavri oddał Zenobii uczciwy kawałek smoczego łoju, ta wzruszona nie wiedziała jak się zachować. Właściwie mogłaby z chłopakiem... Ale nie, on zrobił to nieświadomie. Mało kto wiedział, że ta smocza wydzielina jest najbardziej śliską substancją jaka istnieje. Odrobina rozsmarowana na posadzce pozwala przesunąć po niej ogromne kamienne bloki, bez wysiłku można przesuwać powalone drzewa po kamienistych drogach używając naprawdę niewielkiej ilości tego cuda. Użyta w alkowie, pozwalała na wielogodzinne, różnorakie zabawy, bez obawy o otarcia i podrażnienia. Można było na przykład zupełnie nagle, ale zdecydowanie... Zresztą nie było to teraz istotne... Albo szybko i bez przygotowania... Nie teraz! Zenobia zamachała rękami, żeby odegnać myśli.
-Dziękuję, ci kochanieńki- zawołała szczerze wzruszona.-Na pewno się przyda.
Chwilę później dotarła do niej jeszcze jedna myśl. Jak mogła o tym zapomnieć? Wstała i poszła do smoczego truchła. To przedstawiało sobą obraz nędzy i rozpaczy. Wyrwane zęby, szpony i kawałki skóry. Usunięta prawie cała łuska. Nawet w zadku ziała ogromna dziura, znaczy w pośladku...
Stała tak, nad smokiem i bała się sprawdzić. W końcu nie wytrzymała. Z wysiłkiem uniosła tylną smoczą łapę i zajrzała między tą a tą drugą.
Jest! Są!
Tu Zenobia odtańczyła taniec radości. Przed nią, między łapami pyszniły się smocze genitalia. Kompletne.
Wyciąg ze smoczych jąder był najsilniejszym znanym afrodyzjakiem. Rogi nosorożca, jednorożca, czy jednonożca nie były nawet w połowie tak skuteczne jak smocze jajka. W jednej dziesiątej nawet i to bez żadnego przygotowania! Fallus zaś, może i nie dawał nic, ale posiadaniem go mógł się pochwalić nie każdy władca. Ten tu, przed Zenobią, był w całości i w znakomitym stanie. Może i niezbyt duży, ale twardy, guzowaty i ewidentnie smoczy. Skarb.
Z czcią wycięła sztyletem smocze przyrodzenie. Z klejnotami w ręku pobiegła w ustronne miejsce, żeby oprawić je i zabezpieczyć.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 24-10-2017, 20:10   #80
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Neverwinter
Eleint, Śródlecie.

- Dwadzieścia tysięcy mieszkańców! – Trzewiczek odwracał gwałtownie głowę, za każdym razem gdy miajała go dwukółka lub dwuośka, albo ktoś konno, albo co ciekawszy pieszy, albo bo akurat się zgubił w tłumie, albo akurat gdy ktoś krzyknął coś głośniej. Wtedy często podbiegał i pytał czy do niego coś krzyczą, ale niestety. Za to przy okazji o drogę wypytał.

- Tak w ogóle zauważyłaś Małgąsko, że ledwośmy ze smokiem walczyli, a już nazywają karczmy twoim imieniem? – powiedział drepczący po wybrukowanej ulicy niziołek - Myślisz pewnie sobie że to ja nadałem ci to imię na cześć karczmy? Nonsens! Pomyśl tylko ile kur na świecie widziało smoka? A ile brało udział w wyprawie łowieckiej na smoka? Jesteś wyjątkową kurą! Nawet driady tak mówiły! Wyjątkowy ptak! - Stimy uśmiechnął się do wspomnień sennych, bowiem z jakiegoś powodu jedna z tych driad w jego śnie miała twarz Zenobii, a druga Turmaliny. Tak, jakoś go to bawiło, szczególnie ta druga.

- Podsumujmy. Byliśmy w domu wiedzy. - Stimy zupełnie niepotrzebnie zaczął odliczać kolejne stwierdzenia na palcach, a czynił to z trudem bo musiał podtrzymywać Małgąskę. Dodatkowo jego podsumowanie okazało się niekończącym wywodem. - Bowgentle to imię potężnego, leeegendarnego maga z Silverymoon, który sporządził księgę zaklęć, która w końcu trafiła do biblioteki Silverymoon! Wiele wędrował szukając zapomnianych zaklęć. To by się nam mogło przydać! Był lubiany więc na pewno wśród mieszkańców miast, które odwiedził będą potomkowie uratowanych matek i ojców, którzy z chęcią podzielą się informacjami! Nie musimy więc ograniczać się do Silverymoon, które zresztą nie jest wcale tak daleko. To podwójny dystans jak stąd do Waterdeep, a z Phandlain jeszcze bliżej. Wędrował. Interesuje nas więc całe Wybrzeże Mieczy. O to po drodze do Phandalin! Zacząłbym od Leilon, może Shavri będzie chciał pójść z nami, też się okładką interesował. Albo do Conyberry, tam też bywał, choć to ponoć same ruiny teraz. Hm... Kapłan twierdzi, że okłądka mogła zostać skradziona z jakiegoś skarbca łowcy skarbów lub grobowca. W zasadzie jedyny pewny trop to Silverymoon. Chociaż skoro okładka jest tutaj, to książki w bibliotece pewnie już też nie ma. Zresztą kapłan Oghmy chyba coś mówił na ten temat.


Stimy wpadł za tłumem na targ Neverwinter. Zrobiło się przyjemnie, bo nad klifem, jakaś grupa grała miłą, skoczną melodię. Niziołek kierował się na północne rubieża by zobaczyć słynną Otchłań. Nie miał jednak zamiaru szukać kłopotów i szukać zaginionej kuźni, choć było to ciekawe. Nie był wszak najodważniejszy, ani tym bardziej najgłupszy. Co więcej nie był nawet grupą.

Jeśli o grupie mowa, to kapłan Oghmy odmówił Trzewiczkowi wspólnej podróży, co go bardzo zasmuciło. Gnomiego przyjaciela widziano wiele dni temu, jedynie Marduk gdzieś tu się kręcił i ponoć załatwił sobie wejście do biblioteki. Stimy mimo, że się starał nie mógł wywiedzieć się gdzie można zdobyć taką przepustkę. Poszedł więc bezpośrednio do biblioteki, by tam podpytać jak mógłby dostać się do środka.

Chciał wykonać te dwie rzeczy - obejrzeć Otchłań oraz spróbować swoich sił w bibliotece, mimo że szanse były niewielkie. Gdyby to ostatnie się nie udało to w zasadzie mógł wracać do Phandalin. Miał nadzieję, że niedawni towarzysze wrócą cali i zdrowi i przynajmniej z Shavrim ruszy do Silverymoon, lub chociaż zrobią sobie małą wycieczkę po miastach, które mógł odwiedzić ten mag od książki. Na przykład Leilon.

 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172