Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-10-2017, 22:11   #51
Zara
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Elke

Zgrabne ruchy dłoni, szybko poruszające się usta i skupiony wzrok. Ruchy maga przygotowującego kolejne zaklęcie doprowadzały Elke do jeszcze większego szału bitewnego. Jej nogi już napinały się do coraz szybszych kroków w jego stronę, zbielałe kostki na dłoni od mocno trzymanej tarczy drżały w podnieceniu. A to mogło okazać się jeszcze większe, gdy zamiast skupić się na powaleniu przeciwnika, zmuszona była do odbicia tarczą ciągłego płomienia, który wydobył się z rąk maga. Obecny przeciwnik również lubił bawić się ogniem, tak jak ten skurwysyn, który zostawił jej wieczną pamiątkę na barku. Zauważyła po czarnowłosym lekkie skrupuły, gdy odbity od tarczy ogień zaczynał przedostawać się w każdy zakamarek karczmy, grożąc jej podpaleniem. Przerwał zaklęcie, ogień przestał wyzierać z jego rąk. Okucie tarczy zdążyło rozpalić się do czerwoności, a solidne drewno sczerniało od płomienia. Elke zmuszona była odrzucić ją na bok.
Nilfgaardka w podorędziu miała także topór. Choć i czarnowłosy sięgnął do swego pasa po sztylet, jego broń nie dawała mu dużych szans. Blondwłosa kobieta zamachnęła się bronią. Pierwszy cios mężczyzna uniknął, drugi już mu na to nie pozwolił, swym długim sztyletem wykonał blok. Ten o dziwo mu się udał, jednak odpychając sztyletem topór, mężczyzna odsłonił całe swe ciało. Mocnym kopniakiem Nilfgaardka sprawiła, że poleciał na ścianę, odbijając się od niej bezwładnie niczym worek z pszenicą.
Czarnowłosy zaczął macać się po szyi, sprawiając wrażenie, jakby próbował sobie tak pomóc w złapaniu tchu. Nie był w stanie wstać. Elke podeszła kilka kroków i napawała się radością z możliwości pokonania pierwszego w swoim życiu czarodzieja. Gdy już trzymała topór w górze, jakieś drobne światło przy dłoni mężczyzny błysnęło. Nie zwolniła to jej topora. Cięła, jakby miała przepołowić ciało swego przeciwnika na pół. Broń weszła gładko. Rozpłatała głowę mężczyzny, jego mózg rozlał się, następnie krew i wnętrzności, gdy ostrze dotarło do jego klatki piersiowej i brzucha. Piękny był to widok dla blondwłosej kobiety, tak łaknącej w obecnej chwili rzezi. Zaraz jednak poczuła, że coś było nie tak. Opór był zdecydowanie za lekki, a coś, co leżało pod nią, a powinno być zwłokami mężczyzny, zaczęło powoli nienaturalnie zanikać, pozostawiając pod sobą jedynie trochę rozpryśniętej krwi. Musiał ją oszukać jakąś sztuczką magiczną. Czuła w powietrzu metaliczny zapach krwi. Więc musiała go trafić. Ale nie śmiertelnie, sądząc po nieznacznej ilości krwi. Gdy rozejrzała się dookoła, widziała przerażenie w oczach pozostających w karczmie gości. Ale nigdzie nie było czarnowłosego mężczyzny. Jedynie znikąd w środku pojawił się kot o czarnej sierści. Zjeżony szybkimi susami wymknął się przez wyjście. Plamki krwi znaczyły ścieżkę ucieczki futrzaka. Instynkt podpowiedział Elke, że taką formę musiał przybrać czarnowłosy mag. Pomknęła za nim, jednak kot był zbyt szybki, by mogła go doścignąć. Otwierając drzwi, natknęła się na inne znajome z tego dnia postacie.


Fika i Isak

Isak częściowo miał rację. Jego przeciwnicy wpadli w furię po zabiciu swego towarzysza i byli nieco narwani. Nie były to jednak kompletne żółtodzioby. Wytchnienia nie dawała mu Fika, z okrzykiem na ustach raz za razem posyłając strzały w stronę najemnika. Nim jeszcze ktokolwiek do niego podbiegł, pierwsza musnęła jego hełm. Druga ześlizgnęła się po jego zbroi i odbiła w stronę walczącego wiedźmina z leszym. Isak nawet nie mógł obejrzeć, czy oboje jej uniknęli, bo już przy nim był walczący krótkim mieczem mężczyzna. Momentalne cięcie ciężkim, półtoraręcznym mieczem bandyta uniknął z gracją tancerza. Zlękł się nieco i wycofał, oczekując na wsparcie półelfa. Rudowłosa złapała rytm w swym strzeleckim szale i trzecia strzała zatrzymała się już na wilczej skórze pancerza, tracąc tam swój impet. Dała się jednak odczuć lekkim bólem w plecach. Dwaj bandyci wzięli Isaka w kleszcze i rozpoczęli swój taniec. Choć żaden z nich w solowym pojedynku nie miałby z nim szans, tak we dwójkę tworzyli zgrany duet. Zmuszeni byli do częstych uników przed znacznie dłuższą bronią najemnika, jednak ciągle wyprowadzali kąśliwe kontry, jeden krótkim mieczem, drugi sztyletem. Większości z nich Isak unikał, bądź zatrzymywały się na jego ciężkim pancerzu, ale wystarczająco zajmowały jego uwagę, by czwarta strzała półelfki z dużą siłą wbiła się mu pod ramię w miejscu łączenia pancerza. W tej chwili osłabienia najemnik oberwał także mieczem mężczyzny, który ześlizgnął się po zbroi. Piąta strzała półelfki również wbiła się w ciało. Jednak tym razem w jej sprzymierzeńca, który zachęcony swym trafieniem sekundę zbyt długo pozostał przy najemniku i poczuł, jak boczna część grotu rozrywa mu kurtkę na plecach i znajdującą się pod nią skórę.
Bandyta zawył. Dla Isaka był to moment, w którym mógł przedostać się do korzystniejszego terenu. Pomknął w stronę ławy, unikając szóstej strzały, a także nie mogącego go dosięgnąć sztyletem Veerila. Isak siłą dysponował nadzwyczajną, także już jedno kopnięcie ławy pozwoliło mu na ustawienie jej w taki sposób, aby odgrodzić się od atakujących. Ciągle nieco zaślepiony śmiercią towarzysza półelf zaatakował swym sztyletem, lecz najemnik ustawił się na tyle korzystnie względem ławy, że to on sam celnie skontrował swego przeciwnika. Jedynie dzięki zwinności cięcie rozcięło nogawki spodni i wyłącznie nacięło naskórek. Nim jednak Isak zdążył poprawić, siódma strzała Fiki trafiła go w hełm. Na ułamek sekundy jego naznaczona bliznami twarz rozświetliła się od iskier, ale strzała na jego szczęście nie przebiła wzmocnionego metalu. Doprowadziła jednak do lekkiego wstrząśnienia mózgu, zmuszając go do przyklęku. Instynkt schował go przy ławie, w której utknęła ostatnia, ósma strzała.
Kilka ran oraz obicia mocno nadwątliły siły najemnika. Najmocniejszy ból czuł w miejscach, gdzie trafiły go strzały półelfki: w czaszce, pod prawym ramieniem i przy udzie. Ostatnia rana być może nie byłaby szczególnie dotkliwa, gdyby mogła się spokojnie zasklepić. Pozostający w ciągłym ruchu Isak nie dawał jej na to okazji. Walka wiedźmina z leszym była niezwykle wyrównana. Potwór odwzajemnił się zabójcy potworów ciosem pazurami w bok, zostawiając wyraźne, potrójne rozcięcie. Ich walka dotychczas była na tyle intensywna, że nastąpiło chwilowe wstrzymanie broni na złapanie oddechu. Wiedźmin zauważył, że Isak znajduje się w coraz większych tarapatach. Półelf i mężczyzna z mieczem otrząsnęli się ze swoich ran, a w ich stronę z wyciągniętym kordzikiem biegła także wściekła, rudowłosa półelfka. Wiedźmin nadzwyczaj szybkim i długim skokiem przybliżył się do Isaka. Leszy pognał za nim. Ale to widocznie również było celem mutanta, który rzucił wiedźmiński znak, powodujący pokrycie się najbliższego otoczenia ogniem. Oberwało się leszemu i ławie, stanowiącej teraz przeszkodę nie do przebycia w szybkiej drodze do Isaka. W ławę rzucił jeszcze petardą, która spowiła całe otoczenie w sporym dymie. Chwycił pod bok najemnika i szybkim krokiem zaczął okrążać karczmę, mając odsłoniętą drogę ucieczki. Wijący się leszy wył przeraźliwie, gdy Kohtar i Veeril ściągnęli swoje kurtki i zaczęli nimi gasić ogień pokrywający futro bestii. Wśród unoszącego się, gęstego pyłu z wybuchu petardy, nie mieli zamiaru ruszać w pościg za wiedźminem i Isakiem.


Marina

Bez większego oporu uzdrowicielka opuściła karczmę razem z rycerzem Wiecznego Ognia. Po wyjściu i odejściu kilkunastu kroków od wejścia do karczmy, mężczyzna się zmitygował na słowa Mariny i puścił jej ramię ze swojego mocnego uścisku. Kobieta zauważyła, że zrobiłu mu się na sekundę głupio, szybko jednak wrócił do swojego cwanego wyrazu twarzy.
- Wybacz pani. - Powiedział uniżonym tonem rycerz. - To z troski o pani zdrowie. Ale ja mam na tych parszywców strategyję. Gdy jeden z nich wygra walkę, wykończę tego drugiego, już zmęczonego. Razem jeszcze jak dwie parszywe istoty zawarłyby ohydny sojusz przeciwko mnie. A choć łaska Wielkiego Ognia nade mną czuwa, tak podpowiada mi, że ze sprytu w walce trzeba korzystać, by przechytrzyć te pomioty nieczyste. No i przede wszystkim zesłał mnie tu, by chronić swym męstwem osobników nie mogących się bronić samych, jak pani.
Rycerz tłumaczył się ze swojego wycofania z walki, żywo przy tym gestykulując. W tym czasie słyszeli, jak z karczmy dochodzą odgłosy walki. Pojawił się tam nawet gwałtowny błysk, jakby ognia, trzaskającego o drewno.
- Niech no zaraz któryś wylezie z tej karczmy, to się nim zajmę! A pani niech się trzyma blisko, bo wokół karczmy też jakieś odgłosy walki.
Rycerz nie kłamał, wszędzie wokół panowała ciężka atmosfera, uszu dochodziło szczękanie o siebie metalu, nawet jakieś wybuchy. Drzwi karczmy na moment nieznacznie się uchyliły. Zaalarmowany rycerz sięgnął po swój miecz, ale Mariny i jego oczom ukazał się jednak sadzący susy, ranny kot. Z drugiej strony, zza rogu karczmy zaczęły zbliżać się dwie zbrojne postacie.


Fika

Pożar na leszym szybko udało się ugasić. Pył z petardy powoli zaczął opadać, odsłaniając wciąż palącą się ławę. Na szczęście leżała w oddaleniu od karczmy i nie zagrażała podpaleniu całego budynku. W momencie ugaszenia pożaru, Veeril momentalnie podbiegł do ciała Bjornara i zaczął je oceniać z bliska.
- Bloede Arse. - Powiedział półelf bez nadziei. - Skurwysyny. Kohtar, zajmij się leśnikiem.
Tuż obok przemknął czarny kot, który zmaterializował się w człowieka. Czarnowłosego, zalanego na twarzy krwią. W ręku miał amulet z kamieniem w środku, który natychmiast się rozsypał na drobny mak.
- Kurwa, zmarnowałem cały amulet. Co jest!? - Szybko rozejrzał się po okolicy. Zdziwił się na widok Fiki, jednak nie zatrzymywał długo na niej wzroku, szybko podszedł do ciała Bjornara. Jeden rzut okiem na zmasakrowane gardło mu wystarczył, by rozeznać sytuację. - Kurwa! Jak?!
- Zbyt ufny... jak w całym życiu... - Odpowiedział smutnym głosem półelf.
- Miałeś go pilnować, Veeril! Bjarni... - Fika dostrzegła w oczach czarnowłosego łzy. - Zresztą później mi opowiesz. Musimy uciekać. Jak reszta?
- Żyjemy. Sam jesteś ranny. – Odpowiedział Veeril. Czarnowłosy nie zważając na cieknącą krwią raną na głowie wziął pod ramię ciało Bjornara. Półelf zareagował szybko, biorąc go z drugiej strony.
- Bierzemy jego ciało, pochowamy je gdzieś w lesie, jak należy. Ale teraz szybko, nie jest bezpiecznie. - Powiedział, obserwując okolicę. Ponownie swój rozmyty od łez wzrok zatrzymał na Fice. - A co z nią?
- Skurwysynka trafiła mnie z łuku! - Pierwszy raz odezwał się w rozmowie Kohtar. Patrzył ze złością na półelfkę i wskazał na ranę na plecach.
- Przypadek. Częściej trafiła tego skurwysyna w metalowej puszcze. - Wstawił się za elfką Veeril, stawiając już pierwsze kroki w stronę lasu.
- Bronisz jej, bo też ma spiczaste uszy! - Krzyknął wściekły Kohtar. Na twarzy Veerila również rysowała się złość na wskutek rasowej uwagi.
- Ciszej kurwa. Jakoś nie widzę, by dalej nas atakowała. Idziesz z nami? - Odezwał się na koniec do Fiki czarnowłosy ze smutnym uśmiechem. Cała kompania powoli zmierzała w stronę lasu. Widać było, że nie zamierzali czekać na jej decyzję, jeśli miałaby zamiar zwlekać.


Elke, Marina, Isak

Wiedźmin prowadził pod ramię odzyskującego świadomość po oszołomieniu Isaka. Mutant miał jedynie ranę pazurem pod bokiem, znacznie bardziej poharatany został najemnik. Z jego boku wystawała ciągle strzała, na udzie widać było skąpane w krwi rozcięcie. Powoli kierowali się do wejścia w stronę karczmy, gdzie natknęli się na Marinę i rycerza Wiecznego Ognia, w pełni zdrowych. Podobnie, jak wychylającą się z karczmy zasapaną Elke, w nieudolnej próbie dogonienia maga pod postacią czarnego kota. Ten jednak popędził gdzieś za budynek, zostawiając blondwłosą wojowniczkę z resztą osób zebranych w pobliżu wejścia do karczmy.
- Miałeś pojawić się na gwizd! - Krzyknął wściekły wiedźmin.
- Sam pierwszy gwizdnąłem! Nie pojawił się nikt na pomoc! - Odpowiedział niezadowolonym tonem rycerz.
- Nie widzę nawet śladu walki po tobie! Zresztą nieważne, medyka nam trzeba! Idź po jakiegoś! - Powiedział, wskazując na rannego Isaka. Gdy jednak ujrzał wściekłą twarz Elke, zwrócił się także do niej.
- Pani, nie wiem, kim jesteście. Ale sądząc po toporze i zawziętości na twarzy, możemy potrzebować waszej pomocy. Gdy wyleczymy się z ran, pójdziemy z obławą na okoliczną bandę. Ten tchórzliwy rycerz zapłaci za udział w wyprawie, także dobrze na tym wyjdziecie.
- Co! Że ja? - Ponownie zbulwersował się rycerz. Jednak pod ostrym wzrokiem wiedźmina zmiękł i spojrzał w stronę Elke, czy się zgodzi. Szybko przypomniał sobie także o stojącej obok siebie uzdrowicielce i wskazał jej dłonią rannego najemnika. - Za medyczne usługi także, jeśli mogłaby pani...
 
Zara jest offline