Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2017, 22:11   #51
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Elke

Zgrabne ruchy dłoni, szybko poruszające się usta i skupiony wzrok. Ruchy maga przygotowującego kolejne zaklęcie doprowadzały Elke do jeszcze większego szału bitewnego. Jej nogi już napinały się do coraz szybszych kroków w jego stronę, zbielałe kostki na dłoni od mocno trzymanej tarczy drżały w podnieceniu. A to mogło okazać się jeszcze większe, gdy zamiast skupić się na powaleniu przeciwnika, zmuszona była do odbicia tarczą ciągłego płomienia, który wydobył się z rąk maga. Obecny przeciwnik również lubił bawić się ogniem, tak jak ten skurwysyn, który zostawił jej wieczną pamiątkę na barku. Zauważyła po czarnowłosym lekkie skrupuły, gdy odbity od tarczy ogień zaczynał przedostawać się w każdy zakamarek karczmy, grożąc jej podpaleniem. Przerwał zaklęcie, ogień przestał wyzierać z jego rąk. Okucie tarczy zdążyło rozpalić się do czerwoności, a solidne drewno sczerniało od płomienia. Elke zmuszona była odrzucić ją na bok.
Nilfgaardka w podorędziu miała także topór. Choć i czarnowłosy sięgnął do swego pasa po sztylet, jego broń nie dawała mu dużych szans. Blondwłosa kobieta zamachnęła się bronią. Pierwszy cios mężczyzna uniknął, drugi już mu na to nie pozwolił, swym długim sztyletem wykonał blok. Ten o dziwo mu się udał, jednak odpychając sztyletem topór, mężczyzna odsłonił całe swe ciało. Mocnym kopniakiem Nilfgaardka sprawiła, że poleciał na ścianę, odbijając się od niej bezwładnie niczym worek z pszenicą.
Czarnowłosy zaczął macać się po szyi, sprawiając wrażenie, jakby próbował sobie tak pomóc w złapaniu tchu. Nie był w stanie wstać. Elke podeszła kilka kroków i napawała się radością z możliwości pokonania pierwszego w swoim życiu czarodzieja. Gdy już trzymała topór w górze, jakieś drobne światło przy dłoni mężczyzny błysnęło. Nie zwolniła to jej topora. Cięła, jakby miała przepołowić ciało swego przeciwnika na pół. Broń weszła gładko. Rozpłatała głowę mężczyzny, jego mózg rozlał się, następnie krew i wnętrzności, gdy ostrze dotarło do jego klatki piersiowej i brzucha. Piękny był to widok dla blondwłosej kobiety, tak łaknącej w obecnej chwili rzezi. Zaraz jednak poczuła, że coś było nie tak. Opór był zdecydowanie za lekki, a coś, co leżało pod nią, a powinno być zwłokami mężczyzny, zaczęło powoli nienaturalnie zanikać, pozostawiając pod sobą jedynie trochę rozpryśniętej krwi. Musiał ją oszukać jakąś sztuczką magiczną. Czuła w powietrzu metaliczny zapach krwi. Więc musiała go trafić. Ale nie śmiertelnie, sądząc po nieznacznej ilości krwi. Gdy rozejrzała się dookoła, widziała przerażenie w oczach pozostających w karczmie gości. Ale nigdzie nie było czarnowłosego mężczyzny. Jedynie znikąd w środku pojawił się kot o czarnej sierści. Zjeżony szybkimi susami wymknął się przez wyjście. Plamki krwi znaczyły ścieżkę ucieczki futrzaka. Instynkt podpowiedział Elke, że taką formę musiał przybrać czarnowłosy mag. Pomknęła za nim, jednak kot był zbyt szybki, by mogła go doścignąć. Otwierając drzwi, natknęła się na inne znajome z tego dnia postacie.


Fika i Isak

Isak częściowo miał rację. Jego przeciwnicy wpadli w furię po zabiciu swego towarzysza i byli nieco narwani. Nie były to jednak kompletne żółtodzioby. Wytchnienia nie dawała mu Fika, z okrzykiem na ustach raz za razem posyłając strzały w stronę najemnika. Nim jeszcze ktokolwiek do niego podbiegł, pierwsza musnęła jego hełm. Druga ześlizgnęła się po jego zbroi i odbiła w stronę walczącego wiedźmina z leszym. Isak nawet nie mógł obejrzeć, czy oboje jej uniknęli, bo już przy nim był walczący krótkim mieczem mężczyzna. Momentalne cięcie ciężkim, półtoraręcznym mieczem bandyta uniknął z gracją tancerza. Zlękł się nieco i wycofał, oczekując na wsparcie półelfa. Rudowłosa złapała rytm w swym strzeleckim szale i trzecia strzała zatrzymała się już na wilczej skórze pancerza, tracąc tam swój impet. Dała się jednak odczuć lekkim bólem w plecach. Dwaj bandyci wzięli Isaka w kleszcze i rozpoczęli swój taniec. Choć żaden z nich w solowym pojedynku nie miałby z nim szans, tak we dwójkę tworzyli zgrany duet. Zmuszeni byli do częstych uników przed znacznie dłuższą bronią najemnika, jednak ciągle wyprowadzali kąśliwe kontry, jeden krótkim mieczem, drugi sztyletem. Większości z nich Isak unikał, bądź zatrzymywały się na jego ciężkim pancerzu, ale wystarczająco zajmowały jego uwagę, by czwarta strzała półelfki z dużą siłą wbiła się mu pod ramię w miejscu łączenia pancerza. W tej chwili osłabienia najemnik oberwał także mieczem mężczyzny, który ześlizgnął się po zbroi. Piąta strzała półelfki również wbiła się w ciało. Jednak tym razem w jej sprzymierzeńca, który zachęcony swym trafieniem sekundę zbyt długo pozostał przy najemniku i poczuł, jak boczna część grotu rozrywa mu kurtkę na plecach i znajdującą się pod nią skórę.
Bandyta zawył. Dla Isaka był to moment, w którym mógł przedostać się do korzystniejszego terenu. Pomknął w stronę ławy, unikając szóstej strzały, a także nie mogącego go dosięgnąć sztyletem Veerila. Isak siłą dysponował nadzwyczajną, także już jedno kopnięcie ławy pozwoliło mu na ustawienie jej w taki sposób, aby odgrodzić się od atakujących. Ciągle nieco zaślepiony śmiercią towarzysza półelf zaatakował swym sztyletem, lecz najemnik ustawił się na tyle korzystnie względem ławy, że to on sam celnie skontrował swego przeciwnika. Jedynie dzięki zwinności cięcie rozcięło nogawki spodni i wyłącznie nacięło naskórek. Nim jednak Isak zdążył poprawić, siódma strzała Fiki trafiła go w hełm. Na ułamek sekundy jego naznaczona bliznami twarz rozświetliła się od iskier, ale strzała na jego szczęście nie przebiła wzmocnionego metalu. Doprowadziła jednak do lekkiego wstrząśnienia mózgu, zmuszając go do przyklęku. Instynkt schował go przy ławie, w której utknęła ostatnia, ósma strzała.
Kilka ran oraz obicia mocno nadwątliły siły najemnika. Najmocniejszy ból czuł w miejscach, gdzie trafiły go strzały półelfki: w czaszce, pod prawym ramieniem i przy udzie. Ostatnia rana być może nie byłaby szczególnie dotkliwa, gdyby mogła się spokojnie zasklepić. Pozostający w ciągłym ruchu Isak nie dawał jej na to okazji. Walka wiedźmina z leszym była niezwykle wyrównana. Potwór odwzajemnił się zabójcy potworów ciosem pazurami w bok, zostawiając wyraźne, potrójne rozcięcie. Ich walka dotychczas była na tyle intensywna, że nastąpiło chwilowe wstrzymanie broni na złapanie oddechu. Wiedźmin zauważył, że Isak znajduje się w coraz większych tarapatach. Półelf i mężczyzna z mieczem otrząsnęli się ze swoich ran, a w ich stronę z wyciągniętym kordzikiem biegła także wściekła, rudowłosa półelfka. Wiedźmin nadzwyczaj szybkim i długim skokiem przybliżył się do Isaka. Leszy pognał za nim. Ale to widocznie również było celem mutanta, który rzucił wiedźmiński znak, powodujący pokrycie się najbliższego otoczenia ogniem. Oberwało się leszemu i ławie, stanowiącej teraz przeszkodę nie do przebycia w szybkiej drodze do Isaka. W ławę rzucił jeszcze petardą, która spowiła całe otoczenie w sporym dymie. Chwycił pod bok najemnika i szybkim krokiem zaczął okrążać karczmę, mając odsłoniętą drogę ucieczki. Wijący się leszy wył przeraźliwie, gdy Kohtar i Veeril ściągnęli swoje kurtki i zaczęli nimi gasić ogień pokrywający futro bestii. Wśród unoszącego się, gęstego pyłu z wybuchu petardy, nie mieli zamiaru ruszać w pościg za wiedźminem i Isakiem.


Marina

Bez większego oporu uzdrowicielka opuściła karczmę razem z rycerzem Wiecznego Ognia. Po wyjściu i odejściu kilkunastu kroków od wejścia do karczmy, mężczyzna się zmitygował na słowa Mariny i puścił jej ramię ze swojego mocnego uścisku. Kobieta zauważyła, że zrobiłu mu się na sekundę głupio, szybko jednak wrócił do swojego cwanego wyrazu twarzy.
- Wybacz pani. - Powiedział uniżonym tonem rycerz. - To z troski o pani zdrowie. Ale ja mam na tych parszywców strategyję. Gdy jeden z nich wygra walkę, wykończę tego drugiego, już zmęczonego. Razem jeszcze jak dwie parszywe istoty zawarłyby ohydny sojusz przeciwko mnie. A choć łaska Wielkiego Ognia nade mną czuwa, tak podpowiada mi, że ze sprytu w walce trzeba korzystać, by przechytrzyć te pomioty nieczyste. No i przede wszystkim zesłał mnie tu, by chronić swym męstwem osobników nie mogących się bronić samych, jak pani.
Rycerz tłumaczył się ze swojego wycofania z walki, żywo przy tym gestykulując. W tym czasie słyszeli, jak z karczmy dochodzą odgłosy walki. Pojawił się tam nawet gwałtowny błysk, jakby ognia, trzaskającego o drewno.
- Niech no zaraz któryś wylezie z tej karczmy, to się nim zajmę! A pani niech się trzyma blisko, bo wokół karczmy też jakieś odgłosy walki.
Rycerz nie kłamał, wszędzie wokół panowała ciężka atmosfera, uszu dochodziło szczękanie o siebie metalu, nawet jakieś wybuchy. Drzwi karczmy na moment nieznacznie się uchyliły. Zaalarmowany rycerz sięgnął po swój miecz, ale Mariny i jego oczom ukazał się jednak sadzący susy, ranny kot. Z drugiej strony, zza rogu karczmy zaczęły zbliżać się dwie zbrojne postacie.


Fika

Pożar na leszym szybko udało się ugasić. Pył z petardy powoli zaczął opadać, odsłaniając wciąż palącą się ławę. Na szczęście leżała w oddaleniu od karczmy i nie zagrażała podpaleniu całego budynku. W momencie ugaszenia pożaru, Veeril momentalnie podbiegł do ciała Bjornara i zaczął je oceniać z bliska.
- Bloede Arse. - Powiedział półelf bez nadziei. - Skurwysyny. Kohtar, zajmij się leśnikiem.
Tuż obok przemknął czarny kot, który zmaterializował się w człowieka. Czarnowłosego, zalanego na twarzy krwią. W ręku miał amulet z kamieniem w środku, który natychmiast się rozsypał na drobny mak.
- Kurwa, zmarnowałem cały amulet. Co jest!? - Szybko rozejrzał się po okolicy. Zdziwił się na widok Fiki, jednak nie zatrzymywał długo na niej wzroku, szybko podszedł do ciała Bjornara. Jeden rzut okiem na zmasakrowane gardło mu wystarczył, by rozeznać sytuację. - Kurwa! Jak?!
- Zbyt ufny... jak w całym życiu... - Odpowiedział smutnym głosem półelf.
- Miałeś go pilnować, Veeril! Bjarni... - Fika dostrzegła w oczach czarnowłosego łzy. - Zresztą później mi opowiesz. Musimy uciekać. Jak reszta?
- Żyjemy. Sam jesteś ranny. – Odpowiedział Veeril. Czarnowłosy nie zważając na cieknącą krwią raną na głowie wziął pod ramię ciało Bjornara. Półelf zareagował szybko, biorąc go z drugiej strony.
- Bierzemy jego ciało, pochowamy je gdzieś w lesie, jak należy. Ale teraz szybko, nie jest bezpiecznie. - Powiedział, obserwując okolicę. Ponownie swój rozmyty od łez wzrok zatrzymał na Fice. - A co z nią?
- Skurwysynka trafiła mnie z łuku! - Pierwszy raz odezwał się w rozmowie Kohtar. Patrzył ze złością na półelfkę i wskazał na ranę na plecach.
- Przypadek. Częściej trafiła tego skurwysyna w metalowej puszcze. - Wstawił się za elfką Veeril, stawiając już pierwsze kroki w stronę lasu.
- Bronisz jej, bo też ma spiczaste uszy! - Krzyknął wściekły Kohtar. Na twarzy Veerila również rysowała się złość na wskutek rasowej uwagi.
- Ciszej kurwa. Jakoś nie widzę, by dalej nas atakowała. Idziesz z nami? - Odezwał się na koniec do Fiki czarnowłosy ze smutnym uśmiechem. Cała kompania powoli zmierzała w stronę lasu. Widać było, że nie zamierzali czekać na jej decyzję, jeśli miałaby zamiar zwlekać.


Elke, Marina, Isak

Wiedźmin prowadził pod ramię odzyskującego świadomość po oszołomieniu Isaka. Mutant miał jedynie ranę pazurem pod bokiem, znacznie bardziej poharatany został najemnik. Z jego boku wystawała ciągle strzała, na udzie widać było skąpane w krwi rozcięcie. Powoli kierowali się do wejścia w stronę karczmy, gdzie natknęli się na Marinę i rycerza Wiecznego Ognia, w pełni zdrowych. Podobnie, jak wychylającą się z karczmy zasapaną Elke, w nieudolnej próbie dogonienia maga pod postacią czarnego kota. Ten jednak popędził gdzieś za budynek, zostawiając blondwłosą wojowniczkę z resztą osób zebranych w pobliżu wejścia do karczmy.
- Miałeś pojawić się na gwizd! - Krzyknął wściekły wiedźmin.
- Sam pierwszy gwizdnąłem! Nie pojawił się nikt na pomoc! - Odpowiedział niezadowolonym tonem rycerz.
- Nie widzę nawet śladu walki po tobie! Zresztą nieważne, medyka nam trzeba! Idź po jakiegoś! - Powiedział, wskazując na rannego Isaka. Gdy jednak ujrzał wściekłą twarz Elke, zwrócił się także do niej.
- Pani, nie wiem, kim jesteście. Ale sądząc po toporze i zawziętości na twarzy, możemy potrzebować waszej pomocy. Gdy wyleczymy się z ran, pójdziemy z obławą na okoliczną bandę. Ten tchórzliwy rycerz zapłaci za udział w wyprawie, także dobrze na tym wyjdziecie.
- Co! Że ja? - Ponownie zbulwersował się rycerz. Jednak pod ostrym wzrokiem wiedźmina zmiękł i spojrzał w stronę Elke, czy się zgodzi. Szybko przypomniał sobie także o stojącej obok siebie uzdrowicielce i wskazał jej dłonią rannego najemnika. - Za medyczne usługi także, jeśli mogłaby pani...
 
Zara jest offline  
Stary 16-10-2017, 23:18   #52
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Kiedy Isakowi wracała przytomność, ściągnął z głowy hełm, z niewielkim trudem bo wgniecenie nieco to utrudniało i sam stanął na nogi, nie pozwalając się dłużej asekurować wiedźminowi. Nim jeszcze się zbliżyli do reszty zrobił to co powinien każdy.
- Dzięki że nie dałeś mi się tam wykrwawić, ale było mnie zostawić i wykończyć tą poczwarę.
Czuł jak posoka ścieka mu po skórze, a lniany kubrak pod pancerzem opija się krwią. Sam uniósł lekko rękę i o tyle mógł, obejrzał ranę. Strzała nie wbiła się głęboko, w końcu kaftan, zbroja, a pod nią cienka aczkolwiek robiąca swoje kolczuga nie pozwoliły wejść jej aż po lotki.
- Eh, nic nie będzie. Krawca potrzebuję, żeby to zeszył i flaszki kransludzkiego spirytusu, żebym mógł sobie ją wyrwać. – ocenił swój stan, i choć każdy lekarz po słowach Isaka złapał by się za głowę, tak się Isak właśnie leczył po swoich bojach kiedy był sam. – Będę też potrzebował paru składników… Płatki białego mirtu lub biały ocet, ten pewnie znajdziemy w karczmie. Jaskółcze ziele widziałem za karczmą, rośnie tam gdzie śmieci. Na łące pewnie znajdziemy płatki zimejki, też się przydadzą. Jak to wypiję, rany powinny się zasklepić po jakimś czasie, najpóźniej do dwóch dni, zależy jaki mocny uważę. Będą blizny, ale chuj. Przeżyję. – wszyscy nieco dziwnie wpatrywali się w Isaka, nikt z pewnością tępego osiłka zakutego w pancerz, nie posądzał o jakiekolwiek skrawki inteligencji, a tu proszę, niespodzianka. Isak postanowił rozwiać wątpliwości.
- Stary znajomy druid-pustelnik nauczył mnie kilku receptur, tak się składa… – pewnie wiedźmin w swej głowie już poskładał składniki do kupy, bo z tego co powiedział Isak nie można było zrobić nic innego, jak tylko „Jaskółkę”. I choć mógł tylko się zastanawiać skąd ów mentor Isaka, druid-pustelnik znał tą recepturę, zaczął Isaka nawet lekko doceniać, choć sam Parov nie miał pojęcia na co to tak naprawdę jest receptura, dla niego liczyło się działanie.

Nim dał się dotknąć Marinie, przeprosił na chwilę i wszedł do karczmy. Szybko odszukał wzrokiem swoje poprzednie miejsce, na którym zostawił juki, na szczęście były nie ruszone. A potem jego wzrok namierzył miłego karczmarza, ten na szczęście nie uciekał. Widział pewnie przez okna że banda na tyłach się rozeszła, a banda przed karczmą się naradzała. Isak podszedł bliżej, pogrzebał po dnie jednej z toreb i wyjął mały, ale ciężki mieszek który zostawił na stole.
- To za piwo, kolację i za część szkód. A teraz wybacz, coś mnie uwiera pod pachą. – musiał zabawnie wyglądać, z wystającą spod ręki strzałą. – Aaa… Za nim odejdę, macie w mieście kowala lub płatnerza?
Po zebraniu informacji wrócił do reszty, którzy bez przeszkód mogli przyglądać się zajściu we wnętrzu.
- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce, muszę wyskoczyć z tej zbroi. I się nachlać, potrzebuję znieczulenia.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 17-10-2017, 08:31   #53
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Stojąc przed karczmą, z której świeżo umknęła goniąc za czarnym kocurem, przyglądała się spode łba na rozmowy i ruchy najświeższego towarzystwa. W ciszy pogodziła się ze znacznym uszczerbkiem nilfgaardzkiego rynsztunku, tarczy, która pamiętała czasy krwawej rebelii w Metinnie - jej młodzieńczego debiutu jako rzemieślnik w wojennym kunszcie. Topór, którego ostrze uwolniła od zalegającej na policzkach sadzy, powędrował na swoje miejsce, przytroczone do skórzanego paska.

Słowa mężczyzny wywołały u dziewczyny salwę szczerego śmiechu, uwieńczonego słodkim chrumknięciem.
- A co blondynka do tej pory robiła? Pewnie dla zabawy sobie za kotkiem goniła, tak? - splotła ramiona na dozbrojonej piersi, życzliwy uśmiech powoli zastąpił pogardliwą minę. - Mam na imię Elke, na zlecenie param się mordem ludzi, nieludzi i czegokolwiek jeszcze, co można pozbawić życia. W bój o łeb tego zbójeckiego ścierwa pójdę, a choćby dla samego zaspokojenia niezdrowych żądz. Miło mi i dziękuję za zaproszenie, panie...
 

Ostatnio edytowane przez Szkuner : 17-10-2017 o 08:34.
Szkuner jest offline  
Stary 22-10-2017, 19:38   #54
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Elke i Isak

Wiedźmin skinął na podziękowania najemnika. Po chwili zastanowienia powiedział.
- Miałbym za dużo przeciwników wokół siebie. Zresztą, teraz, jak wiem przeciw czemu walczymy, lepiej się przygotuję do walki.
Następnie dołączyli do całej reszty, gdzie Isak obejrzał swoją ranę i wygłosił tyradę na temat własnych metod leczenia ran.
- Skoro już mamy medyka na usługach, niech on się zajmie leczeniem. Mikstury ma pewnie gotowe pod ręką, nie będzie trzeba biegać po łąkach i zbierać kwiatki. - Odezwał się nieprzyjemnym głosem wiedźmin. Nie można było jednoznacznie stwierdzić, że wynikał on z Isaka znajomości wiedźmińskich receptur, a najemnik nie mógł dowiedzieć się więcej, bowiem skierował swe kroki do karczmy.
- Venter. - Odpowiedział wiedźmin Elke, zdając sobie sprawę, że sam się nie przedstawił. Nie było mu jednak głupio, że zrobił to dopiero teraz. Z jego doświadczenia rzadko kiedy jego rozmówców obchodziły takie szczegóły jak imię. Isak zdołał je jeszcze dosłyszeć przekraczając próg karczmy.
- Sir Deverell Aditya, jaśnie uniżony rycerz Wiecznego Ognia. - Ukłonił się teatralnym gestem rzeczony rycerz.
- Marina. - Odezwała się uzdrowicielka, do której wreszcie uśmiechnęło się trochę szczęścia i mogła zarobić trochę grosza, nie nadstawiając przy tym niepotrzebnie swojego karku, jak przy wcześniejszym możliwym zleceniu dla kupca.
- Ten gbur, który przed chwilą odszedł od nas, to Isak Parov. - Rzekł dumnym głosem Deverell. - Skoro sam nie potrafił się przedstawić naszej grupie. Mówiąc szczerze, jest to...
- Zamknij się. - Przerwał mu wiedźmin. - Będzie chciał, to zaraz sam nam powie, kim jest. Przedstawiając się wzajemnie, możemy dojść do złych wniosków. A przecież zależy nam na wspólnym wykonaniu celu? Proponuję więc udać się do karczmy, jeśli nas stamtąd nie pogonią. Pani Marina zajmie się rannymi, a my obgadamy plan.
Po czym wszyscy weszli do środka, gdzie Isak rozmawiał już z karczmarzem. Ten łypnął nieprzychylnym wzrokiem na wchodzącą w progi jego karczmy grupę, jednak mając przed sobą mieszek otrzymany od najemnika, przełknął ślinę i wysłuchał do końca wypowiedzi. Odpowiedział nieco niechętnym tonem.
- Dziękuję panie. Chociaż za wygonionych dzisiejszego wieczora klientów mi się nie zwróci. Mamy w wiosce kowala, Diemena. Raczej zajmuje się wytwarzaniem cywilnych narzędzi, ale w ostatnim czasie tak się namnożyło tu różnych zbrojnych, że i wprawy w naprawianiu rynsztunku pewnie nabrał. - W głosie karczmarza można było poznać dodatkową pretensję w ostatnim zdaniu, jakoby miał dość obecności jakichkolwiek zbrojnych w swoim otoczeniu, włączając w to Isaka i jego nową kompanię. - Jego dom znajduje się pięć budynków od mojego, w przeciwną stronę do lasu. Zresztą, poznacie sami, ma strasznie zagracone podwórze żelastwem.
Po czym powrócił do naprawiania drzwi z jednego z najmowanych pokoi, które ktoś brutalnie wyrwał z zawiasów. Inna dziewka karczemna szorowała podłogę z krwi, sądząc po czerwono zabarwionej szmacie.
W karczmie było pusto, wszyscy goście uciekli. Kompania nie musiała się nawet silić na pójście do pokojów w celu leczenia ran. Gdy Isak podchodził do reszty, przy większym stole siedziała cała reszta. Deverell zamówił dzban piwa, które już zostały rozlane między niego, Elke i wiedźmina. Uzdrowicielka Marina natomiast zajmowała się odkażaniem rany po pazurach potwora przy żebrach wiedźmina.
- Jutro lub pojutrze chciałbym ruszyć. Musimy wyleczyć się z ran, naprawić ekwipunek. Być może uda się jeszcze kogoś do nas dołączyć, bo wciąż nas mało. Ale jednak nie możemy za długo czekać, bo i ta cholerna banda zdąży się na nas przygotować. - Mówił wiedźmin, czasem tylko robiąc przerwy na syknięcia, gdy uzdrowicielka przemywała przezroczystym płynem jego ranę.
- Zdejmij górne odzienie, panie. - Powiedziała Marina, na co posłusznie wiedźmin zaczął zdejmować swój skórzany kaftan i zakrwawioną koszulę. - Szyć rany nie będzie trzeba, nie jest zbyt głęboka. Ale muszę owinąć bandażem.
Uzdrowicielka zakończyła zadanie. Spojrzała jeszcze na rycerza i Elke, oceniając ich stan zdrowotny. Sięgnęła do swojej torby z medykamentami i wyciągnęła z niej flakonik z zielonkawym płynem, który wręczyła Elke.
- Proszę, pani. Jeśli jutro rano mielibyście ruszać, to powinno... zmniejszyć zmęczenie. Wypij pani przed zaśnięciem, ewentualnie zaraz po przebudzeniu, ale wtedy efekt będzie mniejszy. - Po czym przeniosła już wzrok na Isaka. Z nim naturalnie miała najwięcej pracy, do czego ten sam już się przygotował, zdejmując zbroję oraz obserwując, jak dziewka karczemna podaje mu zamówioną butelkę spirytusu. Choć nie miał pewności, czy ten na pewno jest krasnoludzki. Marina pobieżnie obejrzała jego rany i powiedziała. - Jeśli chcecie panie to szybko wyleczyć, dzisiaj już nie wskazane będzie pokonywanie większych dystansów. Zwłaszcza z tą zbroją.
- Cóż, Isaku drogi. - Odezwał się lekko kpiącym głosem Deverell. Następne słowa wypowiadał już normalnym tonem. - Skoro najpierw musimy wybawić tę wioskę pozbywając się tej bandy i potworów, to pomogę ci. Zabiorę zbroję do tego kowala. Zresztą, znam się na tym typie zbroi dość dobrze i będę w stanie odpowiednio poinstruować go, jak ją porządnie naprawić.
Wiedźmin spojrzał ze zdziwieniem na Deverella. Odezwał się do niego.
- Ja ją wezmę. - Szybko wstał, jednak lekko syknął z bólu, gdy poczuł świeżo opatrzoną ranę.
- Nie trzeba. Będziecie widzieć mnie z okna, jeśli macie co do mnie wątpliwości. - Rycerz Wiecznego Ognia wskazał na okno, z którego rzeczywiście widać było główną drogę wioski prowadzącą do jej umownego centrum. - Zresztą, mając dwie ciężkie zbroje zresztą nie uciekłbym daleko.
- W porządku, jeśli Isak się zgodzi. Opłać jeszcze wszystkim pokoje i możemy udać się na spoczynek. Chyba, że jeszcze jakieś pytania?

Fika

Wielki szok ogarnął Fikę. Stała jak wryta, widząc bezwładne ciało Bjornara ciągnięte przez dwóch mężczyzn. Zamordowany w tak krótkiej chwili stał się jej bliskim, zaufał jej. A nie zdołali go ochronić. Poczuła wilgość na twarzy. Być może pot, chyba też łzy. Dochodziły ją jakieś słowa, nie była pewna, czy je w ogóle słyszy. Jej mózg nie reagował. Rozpacz. Tak ogromna, że odbierała świat wyłącznie szczątkowo. Pozostało jej w głowie zaledwie kilka scen z tego, co wydarzyło się później.

"...Veeril ciągle zerkał na nią przez ramię, niosąc ciało Bjornara.
- Kohtar! Nieś za mnie Bjornara.
- Mam rozorane plecy, Veeril! Jak mam nieść? - Odpowiedział niemiłym głosem wywołany mężczyzna.
- Nie rycz jak dziecko. Przejmij go. - Do rozmowy włączył się czarnowłosy. Kohtar wykonał jego polecenie.
Następnie Fika usłyszała koło siebie kroki. Ciepłe ramię objęło ją i zaczęło prowadzić w stronę lasu. Zaraz po tym cichy, melodyjny, ale znany, choć krótko, głos półelfa.
- Nie możesz tu zostać, to niebezpieczne. Chodź na razie z nami, a najwyżej później podejmiesz decyzję. - Idąc w objęciu kulejącego Veerila, powoli kroczyli w stronę reszty bandy, w las..."

"... - Nie uniesiemy go już dłużej. Pochowajmy go tutaj. - Dosłyszała poważne słowa zasapanego czarnowłosego.
Cisza reszty oznaczała ich zgodę. Przystanęli. Ktoś zaczął kopać. Akompaniamentem do cichego szumu lasu były wyłącznie dźwięki przesypywania ziemi. Następnie dźwięk ciągnięcia ciała. Głuchy huk, gdy wylądowały w ziemi. Wtedy ponownie poczuła dłoń na swoim ramieniu, ktoś ją objął.
Zebrali się wokół grobu.
- Był nam przyjacielem. Niezwykle radosnym, przyjaznym człowiekiem. I takim zginął. - Odezwał się Veeril, wciąż stojący obok niej, gdy Kohtar i leszy zasypywali wrzucone do wykopanego dołu ciało.
- Nie zapomnimy jego pogody ducha, jego poczucia humoru, jego chęci pomocy. Niech mu ziemia lekką będzie. - Dodał czarnowłosy, po czym wszyscy stali w ciszy. Po tym ruszyli do dalszego marszu..."

"... - Poza tym ona jest uzdrowicielką! Na pewno się nam przyda. - Fika poczuła, jak Veeril mówi do reszty pochodu bandy o niej.
- Będzie leczyć to, co wcześniej nam wyrządziła? - Odezwał się wciąż boczący się na nią Kohtar.
- Tylko ciebie drasnęła. Podczas walki! Celowała w tego najmitę. Przecież widziałeś dobrze. - Mówił lekko podenerwowany półelf. - Poza tym, nie była w stanie podjąć decyzji, jest w szoku. Widać, nie jest tajnym agentem, który chce nas zgładzić, a osobą, która już zdążyła się z nami sprzymierzyć. I zaprzyjaźnić...
- Szczerze mówiąc, moja próba zatrudnienia uzdrowicielki ostatecznie się nie udała. Więc tym bardziej się ucieszę, jeśli nam pomoże. - Uśmiechnął się w jej stronę czarnowłosy, gdy Kohtar miał problem z odpowiedzią. - Zresztą, po tym, jak przeżywa śmierć Bjornara masz wątpliwości Kohtar, że to nie przypadkiem cię trafiła? Zluzuj majty, będziesz miał ciekawą bliznę, jakąś kobietę sobie na nią poderwiesz. Zresztą, sam pamiętasz w jakich warunkach cię przy... Co ty, leśniku?
Do Fiki zbliżył się leszy. Kojarzyła z innych wspomnień, że wędrował w swojej oryginalnej formie, do której zapewne reszta już przywykła. Podchodząc do niej przybrał ludzką formę, którą kojarzyła z przed karczmy. Był tym, który pilnował wozów i zwrócił się do niej wtedy niemile, syczącym głosem. W ręce trzymał kilka strzał. Jej strzał.
- Tyle ssdołałem jeszcze ssebrać. - Odezwał się leśnik. Veeril sięgnął po kołczan wciąż zszokowanej półelfki i włożył do niego cztery strzały. Następnie szepnął jej do ucha.
- Widzisz, nawet leśnik cię polubił. To taki jego dowód wdzięczności, że dba o czyjś ekwipunek. Widocznie musiało mu się z boku podobać, jak strzelasz, walcząc razem z nami..."

Gdy obudziła się następnego dnia, więcej nie pamiętała. Chociaż nie mogła mieć nawet pełnej pewności, że to wszystko było prawdziwe. Równie dobrze mógł być to tylko sen.
Okryta ciepłym kocem, pod sobą miała jakiś prowizoryczny materac wypełniony wełną. Czuła ciepło, przytulność. Zza małego namiotu, w którym leżała, usłyszała gwar budzącego się obozu. Jej nosa zaczął dochodzić zapach smażącej się jajecznicy. Gdy wyjrzała na zewnątrz namiotu, zobaczyła prowizoryczny obóz w głębi lasu, na polanie. Znajdowało się tu kilkanaście namiotów. Jedne większe, drugie mniejsze. Gdzieś niedaleko parskały konie. Wiatr niósł dźwięki kilku pojedynczych rozmów na zwyczajne tematy. Widziała nieznajome twarze, które na jej widok pozdrawiały ją uśmiechem i uniesieniem otwartej dłoni. Mignęła jej kobieta, którą banda porwała z karczmy. Przechadzając się po obozie wyglądała na dość zadowoloną. Chociaż zdecydowaną większość osób stanowili tutaj mężczyźni, na dodatek opancerzeni i uzbrojeni. Jakby w ciągłej gotowości do nagłej walki.
Podszedł Veeril. Przycupnął na drewnianym stołku, który leżał koło jej namiotu.
- Dzień dobry. - Powiedział miłym, ciepłym głosem. - Lub ceádmil, zależy jak wolisz. Wczoraj był dla nas ciężki dzień, dla ciebie szczególnie. Chociaż dobija mnie trochę, że my, jako banda musieliśmy już oswoić się ze śmiercią kompanów i mimo, że znaliśmy go dłużej, to jakoś łatwiej było nam ją przebrnąć. To chyba nie świadczy o nas i naszych działaniach najlepiej... Ale zresztą, właściwie przybyłem już przekazać dalsze plany, które omówiliśmy z szefami. Najpierw oczywiście coś zjesz. Masz już trochę wody z sokiem z jeżyn. Zaraz będzie jajecznica. - Podał bukłak z orzeźwiającym napojem.
- Cóż, plan jest taki, że już za twoją pomoc w walce jesteśmy winni ci to, aby pomóc odnaleźć twego konia. Możemy ruszać nawet od razu, z rana. Chociaż nie ukrywam, że jeśli możemy jeszcze cię prosić o przysługę, to chcielibyśmy, abyś wejrzała na nasze rany i profesjonalnie je opatrzyła. Cóż, dotychczas najlepszy w tym u nas był Bjornar... - Podczas ostatniego zdania na twarzy półelfa pojawił się ogromny smutek.
 
Zara jest offline  
Stary 28-10-2017, 18:21   #55
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Isak po zabiegu, czuł się o wiele żywiej. Kilka łyków spirytusu również pomogło mu uśnieżyć ból, aczkolwiek pomysł Deverella całkowicie mu nie przypadł do gustu.
”Po moim trupie.” pomyślał Isak, wykonując ręką gest kategorycznej odmowy.
- Nie. Żadna łapa, żadnego rycerza nie tknie mojego dobytku. Próbowaliście mnie zbyt wiele razy zabić. Dam radę sam. W razie jakbym potrzebował pomocy, skinę na was. Będziecie widzieć mnie przecież z okna. – Isaka zastanawiał fakt, co wiedźmin miał na Rycerza Zakonnego, że ten tak na wszystko się godził. Był tu sam, we wsi nie było żadnego posterunku czy nawet większej kaplicy Wiecznego Ognia, a mimo to Sir Aditya chciał tu coś zmienić, rozprawić się z leśną szajką, a przy tym jadł wiedźminowi z ręki. Dlaczego? To pytania siedziało w głowie Isaka.

Nim ruszył do kowala, przywdział tylko lekką, zwiewną lnianą koszulę by ta nie urażała świeżego opatrunku, którą miał w jukach, teraz rozpostartych na jednym z wolnych stołów. Miecza nie zostawił, cały pas od spodni wraz z mizerykordią, sztyletem i długim mieczem wisiał przy boku. Jedynie kuszę zostawił pod czujnym okiem wiedźmina, pięknie wykonaną, z odpowiednio dobraną pod Isaka siłą napięcia cięciwy. Piękna to była broń, aż Isak żałował że nie miał z niej pożytku w ostatniej walce. Z pewnością wtedy w okolicy karczmy zostałoby jedno więcej ścierwo bandyty.

Parov poza naprawą uszkodzeń, miał jeszcze jedną sprawę do kowala, a mianowicie chciał nabyć tarczę. Odpowiednio dużą, by zdołała wyłapać strzały jakichkolwiek łuczników, a w razie potrzeby by ta mogła po wbiciu w ziemię i kucnięciu stanowić również podpórkę pod kuszę i osłonę, za którą mógłby spokojnie przeładować. Z resztą koniec końców, zadowoliłby się również czymś mniejszym i wygodniejszym w użytkowaniu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 30-10-2017, 09:26   #56
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Jeśli chodziło o piwną biesiadę przy karczemnym stole, to kompania była zwyczajnie nudna. Dlatego Elke siedziała cicho, łapczywie popijając darmowy trunek. Zwyczajnie cienki i sikowaty, zupełnie jak wczoraj. Lecz darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, a alkohol - dobry czy też nie - skutecznie łomotał w lekko uchylone wrota jeszcze trzeźwego umysłu.
Skinęła przyjaźnie głową, kiedy medyczka wręczała jej zielonkawy płyn na poranne dolegliwości. Przyjaźń ta była całkiem udawana, jednak myśl o tym, że dziś można pić, a jutro będzie całkiem znośne - cieszyła troszeczkę. Dlatego nie czekając na nikogo zamówiła kolejny dzban piwa, sobie lejąc zdecydowanie pokaźniejszą ilość. Zdrowie nowa kompania, zdrowie nadchodzące mordobicie!
 
Szkuner jest offline  
Stary 04-11-2017, 22:30   #57
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Marina patrzyła z dezaprobatą na Isaka, który mimo świeżo opatrzonych ran musiał samotnie udać się ze zbroją do wioskowego kowala. Świadczyło to o uzdrowicielce wyłącznie dobrze, ponieważ przy otwarciu zszytej rany, miała szansę na ponowny zarobek. Jednak zdrowie swych klientów przedkładała ponad pieniądze albo po prostu nie lubiła patrzeć na to, jak ktoś w szybki sposób marnotrawi jej staranną pracę. A najemnik, zwłaszcza upojony i znieczulony sporą ilością alkoholu nawet nie poczuł, jak przy kolejnych krokach z niesioną w rękach zbroją, luzują się świeże szwy, a opatrunki momentalnie pokrywają się całe w czerwonej cieczy.
Trudno było rozstrzygnąć, co najbardziej przeraziło dziewczynę, która otwarła mu drzwi we wskazanej przez karczmarza chacie. Czy to widok blizn na jego twarzy, czy zakrwawione bandaże i koszula pod prawym ramieniem, czy może zapach krwi, potu i alkoholu. Być może i wszystko razem. A szkoda, bo szczupła blondynka należała do tych zdecydowanie śliczniejszych widoków w Calmus. Mimo przestrachu, miała też na tyle oleju w głowie, żeby szybko zawołać swego ojca, domyślając się po trzymanej przez Isaka zbroi, że chodzi o robotę kowalską. Zamknęła drzwi, ale po chwili gruby i silny kowal z zaspanymi oczami wyszedł mu naprzeciw. Wysłuchał najemnika.
- Kurwa, ale to rano nie możecie chodzić? Przecież nawet, gdyby się paliło, to nie będę kuł o tej godzinie, żeby całą wioskę obudzić i zarazem wkurwić! - Widząc przed sobą znaczny mieszek złota, nieco jednak zmienił narrację. - Ale za to pierwsze, co z rana zrobię, to pana zbroję. Tarczy żodnej nie mam na stanie. Może Wolgard, nasz miejscowy kupczyna będzie coś miał. Ale radzę, idźcie rano, przecie i tak wcześniej nic z waszą zbroją nie zrobię, a widzicie chyba, że to nie robota na jeden kwadrans. Najlepiej zajrzyjcie do mnie parę godzin po południu, czy co mi się udało z tą zbroją. - Kowal odebrał zbroję, zaniósł ją wgłąb swego mieszkania, zapewnił, że będzie ją trzymać we wszelkiej ostrożności i ponownie zapewnił, że zbroja będzie pierwszą rzeczą, za którą weźmie się z samego poranka. Na zapytanie o kupca, kowal podał rysopis bardzo zbieżny z tym handlarzem, którego Isak zdążył bardzo dokładnie już poznać. Zwłaszcza pod względem budowy ciała i upodobań seksualnych.

Nudna kompania siedziała przy stole, popijając kolejne kubki i dzbany piwa. Wiedźmin i rycerz namawiali uzdrowicielkę, by udała się na wyprawę do lasu z nimi, czego ta nie miała zamiaru uczynić. Im mocniej mężczyźni argumentowali, jak bardzo będzie im na takiej wyprawie potrzebna medyczka, tym mocniej ją do zadania zniechęcali, biorąc pod uwagę, na jak wielkie niebezpieczeństwo by się naraziła.
- Nic z tego nie będzie, panowie i panie. Moje usługi chciałabym świadczyć możliwie jak najdłużej, a idąc z wami narażam się, że sama będę takiej interwencyji potrzebować. Życzę powodzenia w wyprawie i w razie potrzeby, jeśli pójdzie wam szybko, to może i będę dalej w wiosce. Jeśli w ogóle będziecie moich usług potrzebować. Dobrej nocy. - Skinęła, zebrała swój ekwipunek oraz spory mieszek ze złotem jako wynagrodzenie za leczenie, po czym udała się do swojego pokoju na upragniony odpoczynek.
Tak, jak i reszta kompanii. Rozmowa się nie kleiła, zmęczenie i alkohol robiły swoje. Sir Deverell opłacił całą popijawę, targując się przy tym z karczmarzem, jako że cena niemało go zaskoczyła swą wysokością. Lekko podenerwowany uszczupleniem się swego mieszka udał się na odpoczynek, wynajmując pokoje wszystkim chętnym w swej nowej kompanii. Drzwi w pokoju Elke zostały już naprawione, więc na niej akurat Aditya mógł nieco przyoszczędzić.

Już od ranka niósł się w wiosce dźwięk młota kowalskiego. Na szczęście dla Elke i Isaka był nieco mniej irytujący, niż zazwyczaj. Nilfgaardce rzeczywiście nieco pomógł w ukojeniu bólu głowy zielonkawy płyn, a renegat przynajmniej był pewien, że kowal wykonuje swe zadanie. Wchodząc do głównej izby karczmy, ich nozdrza przywitał zapach pieczywa, jakie przygotowane zostało na śniadanie. Oczy dostrzegły wiedźmina, siedzącego przy tym samym stole, co podczas wczorajszej wieczornej imprezy. Skinął na ich widok przyjaźnie, ale nie oczekiwał towarzystwa. Zwłaszcza Isak miał jeszcze kilka spraw do załatwienia w wiosce, jak ewentualne zakupy u kupca czy odbiór zbroi od kowala. Również uzdrowicielka Marina oczekiwała na podanie śniadania. Widząc zakrwawione opatrunki na najemniku, zaproponowała mu ich zmianę, choć oczywiście za opłatą, jako że nie posłuchał się jej i zaryzykował ponowne otwarcie ran.

W karczmie siedziało też paru nieznanych bywalców. Nie wszyscy byli jednak obcy dla Elke. Głos, który się do niej odezwał gdzieś już słyszała. A słowa, które wypowiedział, mogły ją tylko utwierdzić.
- Barbaro. - Odezwał się cicho z nifgaardzkim akcentem, chociaż odzienie miał typowo miejscowe. Znać było, że starał się nie zdradzać swojego pochodzenia. Był też bardzo pewny siebie. - Ileż ja się ciebie naszukałem, tyle czasu straciłem. A Senko jest bardzo ciekaw, jak idą postępy nad listą. Oczywiście, jest ciekaw wyłącznie z troski o swoją córkę. Tak bardzo, że przysłał mnie, by ci pomóc skupić się na zadaniu. Chociaż biorąc pod uwagę, jak ciekawe persony z tego ranka cię pozdrawiają, podejrzewam, że już znalazłaś sobie dość osobliwą kompanię.
Mężczyzna był naturalnie jednym z posłańców Senko. Widziała się z nim kilka razy wcześniej, choć jeszcze nie miała okazji go poznać w działaniu operacyjnym. Ale sam fakt, dla kogo pracował, już co nieco świadczył o tej osobie.
 
Zara jest offline  
Stary 01-12-2017, 22:31   #58
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Z samego rana, Isak o wiele bardziej trzeźwy, przez co również o wiele bardziej uważający na gojącą się ranę, skierował się w stronę domostwa domniemanego kupczyka. Nie spodziewał się coby Isaka obsłużył zapominając o sporze w karczmie, to też ten nie zapomniał zabrać pasa z jako najemniczymi przyborami, w tym i mieczem. Chatę odszukał dość szybko, kiedy to zapytał o drogę jakaś babuszkę siedzącą przed swoim domem na drewnianej ławie. Koniec końców stanął przed drzwiami “Świni”, jak już zaczął nazywać w myślach kupca i zapukał donośnie. Jeżeli dobrze poprowadzi rozmowę, może nawet uda mu się wyrwać od niego coś za darmo. W końcu to on szukał ludzi którzy wyrżną leśną bandę, a mimo że Isak tego nie chciał, został w to wplątany. Koniec końców, szczerze mówiąc, nadal miał w głowie opcję aby odebrać po naprawie zbroję od kowala i ulotnić się z wioski.

Być może wioska Calmus nie należała do najbogatszych i żaden dom w niej nie zdawał się być zbyt bogaty, tak budynek, przed którym Isak się znalazł należał w niej do najlepiej zbudowanych i wystrojonych.
- Czego!? - kobieta znajdująca się w środku dojrzała przez okno Isaka i zwróciła się do niego nieprzyjemnym tonem. Jak kupiec rzeczywiście nie przypominał porwanej wczorajszego dnia córki, tak ta kobieta na pewno miała z nią wiele cech wspólnych. Przede wszystkim wyglądała na jej matkę. Przy tym nawet jak na swój wiek była niezwykle urodziwą i zadbaną kobietą, od której bił zapach bogatych perfum. Szybkim krokiem podeszła do drzwi i pokazała się najemnikowi w pełnej krasie, w swej zielonej sukni z dość obfitym dekoltem. - Wolfgard ponoć już wszystko załatwił, po co mi się jeszcze tu ktoś szlaja i nachodzi?

Isak wzruszył ramionami, rozglądając się badawczo dookoła, jak to miał w zwyczaju zawsze badać nowe otoczenie.
- W dupie mam Wolfgradów i nie mam pojęcia kim jest. Ale za odpowiednią sumę, mogę skrócić go o łeb. Mężuś w domu? Ja w interesach.

Na twarzy kobiety wymalowało się ogromne zdziwienie wymieszane z pogardą.
- Ciężko mieć kogoś na raz w dupie i mieć do niego interes? - odpowiedziała, wzdychając ciężko. - Wolfgard przed chwilą wrócił z podróży, za pilnymi sprawami. Myślałam, że w następstwie tej sprawy. Ale skoro w interesach, to mogę i zbudzić męża, o ile to ważne.

- Dobrze wiedzieć jak ten słynny mąż ma na imię. - westchnął. - Pewnie zabawianie się z cóką w karczmie strasznie męczy, ale cóż, niech go Pani budzi, jeśli łaska. Albo sama ubije interes, nie szukam niczego wyrafinowanego, tylko kawałka tarczy. - ogłady Isakowi brakowało, to pewne, ale jako zakonnik potrafił się wysłowić. - O ile damie przystoi zajmować się tak przyziemnym rzemiosłem jak handel.

Kobieta uraczyła Isaka wzrokiem nienawiści. Sama nie odezwała się jednak, zamknęła drzwi. Mężczyzna dosłyszał jednak w miarę szybko krzyki świadczące o próbach przebudzenia męża. Po dobrej chwili drzwi otworzył znany już najemnikowi kupiec.
- Co za interes do mnie gna? - odpowiedział kupiec z lekką podejrzliwością, jakby nie umiał skojarzyć, skąd zna twarz swojego rozmówcy.

- Witam. - mruknął Isak nieco skwapliwie. - Dostaniesz czego chciałeś. Leśna szajka dostanie po pyskach, jednego już zarżnąłem. Truchło znajdziesz za karczma, jako dowód. Ale bez dobrej tarczy za daleko nie zajdę w las. Jakie masz? - z tonu Isaka można było wnioskować że bynajmniej nie przybył tu handlować, aczkolwiek jego spokojne usposobienie mówiło że ma zamiaru też mordować. Oszramiona twarz wpatrywała się w handlarza.

- Ach z karczmy cię kojarzę - odpowiedział kupiec niechętnie. - Ale na zlecenie już za późno. Było brać, jak oferowałem w karczmie. Teraz całą noc spędziłem w drodze i już nająłem do tego profesjonalną grupę, która zajmie się powrotem Melany. Jakbyście ją jakimś cudem sami odebrali szubrawcom, to oczywiście wynagrodzę jej powrót. Ale żadnych zaliczek, żadnych pomocy w przygotowaniach ode mnie nie oczekujcie. Co do tarcz, to dajcie mi chwilkę.
Kupiec zaprosił Isaka do przedpokoju swojego domu, po czym udał się do pomieszczenie obok, w którym chwilę zaczął przetrząsać swój towar. Po chwili wrócił obładowany trzema tarczami.
- My tu rolnicza wioska, więc wielkiego wyboru nie mam. Dość trochę takich małych mam, w różnych kształtach - pokazał prosty, drewniany puklerz. - Ale pewnie takiego wojaka takie małe nie interesują. Większe to mam tylko dwie.
Wyciągnął przed Isaka dwie duże tarcze o podobnej technologii wykonania. Drewniane z metalowym obiciem. Różniły się przede wszystkim kształtem - jedna była okrągła, druga trójkątna, wydłużona do dołu.

Isak nie jedną tarczę skruszył. Metalowe obicie, gdyby zaszedł do kowala, po naostrzeniu mogłoby być też niezłą niespodzianką dla atakującego. Małą i drewnianą od razu pominął, zajął się dwoma pozostałymi. Dokładnie obejrzał, popukał, obejrzał wykonanie. Tarcza migdałowa najbardziej przypadła mu do gustu, ten rodzaj tarcz o wiele lepiej chronił nie tylko w polu, ale też na koniu. Ale przełożył dłonie przez imacz każdej i sprawdził, na tyle o ile pozwalały mu na to rany, jak się spisują, czy nie krępują ruchów itd. I koniec końców jednak pozostał przy migdałowej.
- Ile za tą? - wskazał i był gotów się targować, bowiem wykonanie było raczej mizerne, z pewnością nie dorównywało towarom choćby z Tretogoru. A pewnie kowal weźmie też swoje za ostrzenie obicia, a i wiedział też że zleci kowalowi obicie tarczy jakimś futrem, aby drewno nie musiało przyjmować całego uderzenia na siebie, aby posłużyła mu jak najdłużej.

Kupiec bacznie obserwował najemnika sprawdzającego tarcze.
- Normalnie sprzedałbym za dwieście dwadzieścia orenów, ale jako że zajmujecie się też tą cholerną bandą, to zejdę sceny do równych dwustu. Uczciwa cena, to dobry towar.

- Jesteś handlarzem. Normalnie sprzedałbyś za dwieście, to dwieście dwadzieścia można włożyć między bajki. W dodatku to nie duża mieścina, wojowników tu nie uświadczysz. A tarcze leżą i marnieją. I tak, zgoda, to dobry towar, ale tylko dobry i nic więcej. Dam Ci sto pięćdziesiąt od ręki i dam cynk, jeśli uda się nam pierwszym rozprawić z bandą. Pewnie w obozie będzie sporo ciekawych rzeczy które wzbogacą twoją ofertę.

- Właśnie ostatnio niestety roi się tu od wojowników. A też mógłbym i na swoją stronę obrócić to, że w tej niedużej mieścinie u nikogo innego tarczy nie kupisz. Sto osiemdziesiąt - odpowiedział twardym tonem kupiec.

Isak dopiął swego, przebitka o 40 orenów, była i tak spora. Ale Parov pokręcił jeszcze nosem, jakby nie cieszył się z obrotu spraw, ale ostatecznie się zgodził.
- Dobra, zapłacę Ci sto osiemdziesiąt.

- No niech stracę, dobrze, że na rzecz kogoś, kto zajmie się tą hołotą - kupiec nie wyglądał na kogoś wybitnie niepocieszonego przebiegiem negocjacji. Podał tarczę, oczekując w zamian zapłaty, ziewnął i dodał. - To jeszcze coś będzie?

- To zależy co masz i czym mnie zaskoczysz. - odpowiedział najemnik, pokazując swój obfity mieszek. Zbroję i jej naprawy zgodził się pokryć rycerz, więc Isak mógł uzupełnić ekwipunek przed wyprawą do głuszy.

Kupiec zmierzył wzrokiem Isaka, oceniając jego ekwipunek.
- Widzę, żeście są dobrze przygotowani, ciężko mi… - zamyślił się na moment. - Chociaż mam z ostatniej dostawy trochę niecodziennego sprzętu. Nowości na rynku. Prosto z Verden, Gabriel. Mała kusza, niezwykle łatwa do ukrycia, szybko się ładuje.Czy oriony, prosto z nilfgaardu. Chyba od razu widać, do czego służą.
Wolfgard na podorędziu miał owego Gabriela, stanowiącego miniaturową kuszę, która rzeczywiście mogła być szybkostrzelna, aczkolwiek nie wskazywała na duży zasięg. Oriony natomiast były sześcioramiennymi gwiazdami zakończonymi ostrzami, służącymi do miotania.
- Dość ciekawe cacka, proszę, można wypróbować. Oczywiście nie na mnie, hehe - mimo sporego zmęczenia, kupiec poczuł się w swym żywiole, mogąc zaoferować jakiś towar najemnikowi.

Isak zważył w ręce kulę, ale nie spodobała mu się. Wolał małe, szybsze w locie i o wiele bardziej lżejsze toporki do rzucania. Natomiast kusza, wymagała zbyt małego naciągu by mogła być jakoś bardzo śmiercionośna, nie to co jego kusza która z powodzeniem raziła na ponad 200 metrów.2
- Coś mniej egzotycznego?

- No z mniej egzotycznych rzeczy, to wszystkiego po trochu się znajdzie. Ale wiecie, ja nie mam tu samej broni, więc może też czego innego szukacie? Bo skoro tarcza dla was nie była za specjalna, to nie wiem czy inne uzbrojenie będzie, jak to ujęliście, zaskakujące - odparł kupiec lekko zawiedziony faktem, że jego nowe wynalazki nie zainteresowały Isaka.

Isak westchnął wyrozumialczo.
- Jestem najemnikiem starej daty, za starej by próbować nawości. Mam co mam i wiem jak tym zabić. Ale może masz jakieś mikstury, może jakieś półprodukty, może jakieś bełty, może… Sam nie wiem. Próbuj zarobić, ty jesteś kupcem, a ja trudnym klientem.

- No widzę, że trudny, nie musicie mówić. Ale żem się wykosztował na ekspedycję do odbicia mej córki, to tym bardziej muszę dbać o każdego klienta. - Kupiec zniknął na chwilę, po czym przyniósł duża torbę.
- Tu mam medykamenty - mówił i pokazywał kolejno najemnikowi. - Bandaże, maści gojące, mieszanki ziół. Pewnie macie już jakieś sprawdzone metody, pewnie się u mnie znajdzie, co potrzebujecie.
Następnie wrócił z kilkoma bełtami, które również wręczył najemnikowi do rąk.
- Mam różne bełty, zwykłe, rozrywające, jakieś ozdobne, choć te średnio zapewne interesujące dla szanownego klienta. Jak chcecie, mam trucizny, na bazie cykuty, czy arszeniku. Chociaż wiem, kusznicy takich zbytnio nie potrzebują, bo po co, skoro bełt zazwyczaj przechodzi na wylot, hehe - Wolfgard wymuszenie się zaśmiał.

- Masz mieszankę srebra z żelazem i formy do grotów? - Isak oglądał bełty kupca, były dość zwykłe. A trucizny? Po co truć, w pracy najemnika chodzi o to by zabić jak najszybciej i jak najwięcej. Odłożył je i zajrzał do torby. Stary pustelnik trochę mu powiedział, on go nauczył co nieco ważyć. W torbie znalazł trochę ciekawych rzeczy, takich jak np. biały mirt, suszone jaskółcze ziele, jemiołe czy tojad. Wybrał kilka niewielkich porcji, które pozwoliłyby mu uważyć dekokt Raffarda Białego, miksturkę po której czuł się o wiele lepiej, niż po tych których nauczył go ważyć druid.
- Ile za te zielska? - pokazał szyszki chmielu, zieloną pleśń i kwiaty dwugortu.

- Nie, żadnych mieszanek, ani form nie mam. Z oręża to tylko to mam, co gdzieś kupię od sprawdzonych znajomków dostawców. Zresztą, kiedyś w ogóle nie handlowałem bronią, w ostatnich latach te okolice niebezpieczniejsze się zrobiły, to powstał popęd… tfu, popyt! - podrapał się po głowie kupiec, głupio się przy tym uśmiechając.
- Za te zioła? Wszystko świeże, dobrze przechowane. Bo wielu kupców nie przestrzega podstawowych zasad i szybko marnieją, a w to trzeba jeszcze włożyć trochę pracy, żeby towar był dobrej jakości. Dwanaście orenów.

- Dam Ci osiem i się zabieram, będziesz miał już spokój. - odpowiedział Isak, odliczając odpowiednią kwotę orenów za zakupy. Po nich, miał nadzieję trochę powarzyć mikstur, które w przyszłości mogłyby okazać się nie ocenione. I musiał też zajść do kowala, zapytać się ile by kosztowały przeróbki tarczy, tj. obicie jej wilcza skóra oraz ostrzeżenie oprawy, a przynajmniej bocznych części.

Wolfgard chwilę mierzył wzrokiem Isaka. Na jego twarzy było widać mocne zawahanie.
- Dobra, masz - wyciągnął rękę po oreny, w drugiej przekazując zioła. - Tylko jak byście moją córkę jakoś wy odzyskali, zrazu ją do mnie przyprowadźcie.
Zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając renegata ze świeżymi zakupami.

Isak nie tracąc czasu, teraz udał się w stronę kowala, by podejrzeć postępy prac.

Fakt, że kowal mocno pracuje, znany był zapewne każdemu mieszkańcowi tej małej wioski. Nieprzyjemny dźwięk uderzeń młota kowalskiego nosił się po całej okolicy, a uszy Isaka wypełniał tym uciążliwiej, im z każdym kolejnym krokiem znajdował się bliżej pracowni.
- O, wcześnieście do mnie zajrzeli - kowal odłożył na chwilę młot i wytarł rękawem pot z czoła, widząc zbliżającego się zleceniodawcę. - Część roboty już za mną, ta blacha twarda, ale wyklepię. Gorzej z tymi elementami kolczugi przy udzie, to zbyt precyzyjna robótka, żebym to chybcikiem zrobił. Hehe, widać, żeście ostatnio nie próżnowali, jeszcze wczorajsza krew na zbroi była. Mój ojciec był rzeźnikiem, to łatwo mi poznać. Na bitce to się znowu nie znam, ale to nie za szybko do kolejnej idziecie?
Mówił lekko zdyszany, robiąc sobie przerwę na rozmowę z Isakiem. Zbroja była rozłożona do głównych elementów, na kowadle obecnie leżał napierśnik, na którym nie było już dziury po grocie strzały i powoli przyjmował już pierwotny kształt.

Isak uśmiechnął się serdecznie i rozłożył ręce w geście bezradności.
- Taki sobie ciężki kawałek chleba wybrałem. Ale ja tu nie tylko po zbroje, tylko z tym cackiem - Isak pokazał tarczę - Dacie radę to wzmocnić, jakaś skóra obić albo może i trochę naostrzyc u dołu, co by tarczą dałoby się wrogie łby kruszyć tych, co zbyt blisko podlezą?

- Tak to już jest z wami, wojakami - Wzdychnął mocno kowal, oglądając tarczę. - Na jednej rzeczy nigdy się nie kończy. Zawsze coś jeszcze się znajdzie. Ale nie będę narzekał, w końcu to dla mnie robota, a naprawa jakiś patelni i garów od wioskowych bab może zaczekać. Ha ha.
Zaśmiał się, wskazując za siebie na stertę różnych metalowych przedmiotów codziennego użytku, które zapewne czekały w kolejce na zajęcie się nimi.
- Nie mam doświadczenia w tarczach, to ostrzyć nie będę, bo to łatwo naruszyć jakieś czulsze punkty przy takim ostrzeniu i tarcza może okazać się znacznie bardziej krucha. Ale obić, to mogę. Wprawdzie to takiej skóry, jaką wy do pancerza przytwierdzoną macie, to nie mam, ale coś się znajdzie. Mam trochę wygarbowanej świńskiej skóry, gotowej do użycia. Ale jak chcecie innej, to już to może kilka kolejnych dni zając, bo to trzeba przygotować, obczyścić, wymoczyć…

- Nie mam tyle dni. Obijaj świńską. Kiedy mam przyjść po pancerz i tarczę?

- Najlepiej jutro rano, ale podejrzewam, żeście niecierpliwi i nie macie tyle czasu - odparł kowal, drapiąc się po głowie. - Przyjdźcie za parę godzin, może córa mi z tym obiciem skórą pomoże, to będzie trochę szybciej, a i ona przez chwilę nie będzie się za chłopami po wiosce uganiała, ha ha, to mi zawsze lżej na sercu będzie.

Renegat się zasępił.
- Dajcie mi narzędzia, to wam pomogę. Widzę dobrzy z was ludzie, to pogadamy sobie przy pracy. W dużych miastach to się mnie boją, a sam jestem z małej wioski. Całe życie z tego miasteczka? - kowal wyglądał mu póki co na najporządniejszą osobę w tej dziurze. - A jak nie, to chociaż z pieca korzystam, przygotuję sobie mikstury na wyprawę… Są tu lesie ludzie, którym zaszłem za skórę i z wzajemnością.*

Kowal przez chwilę myślał, w końcu po dłuższym zastanowieniu się odezwał.
- Jak chcecie, to nawarzcie sobie tych mikstur. Do tej skóry przydadzą mi się zręczne ręce kobiety, to moja córa dobrze się nada. Vetka, chodź tutaj, pomożesz mi ze skórą!
Zawołał, na co posłusznie po chwili zareagowała jego córka. Dość urodziwa blondynka, która jako pierwsza otworzyła drzwi Isakowi. Diemen wytłumaczył jej, w jaki sposób ma przygotować skórę do obicia tarczy. Dziewczyna widocznie nie raz już pomagała ojcu, bo szybko zrozumiała uwagi i udała się do domu, obdarzając przy tym przestraszonym spojrzeniem najemnika.
- Wybaczcie panie, że ona taka płochliwa - ciągnął rozmowę dalej lekko zmieszany kowal, kontynuując pracę nad naprawą zbroi. - Sami mówicie, że zazwyczaj się was trochę boją. A to jednak trzeba mieć trochę oleju w głowie i ekspiery… no doświadczenia życiowego nabrać, żeby nie oceniać ludzi z wyglądu. Ja mieszkałem kiedyś w dużym mieście, ale tam młodemu kowalowi ciężko, żeby się wepchać ze swoimi usługami. A w takiej wiosce, to choć ludzie wszędzie tacy sami, i dobrzy, i źli, to przynajmniej więcej mają zdrowego pomyślunku. Wszyscy się tu znają i wiedzą, że raz jeden pomoże w potrzebie drugiemu, a raz drugi pierwszemu. I jakoś to leci.

- Dopóki kto nie nabierze odwagi, żeby mnie żelazem poczęstować, tedy się mnie bać nie trzeba. Zwykły chłop, ot co. A że nauczyli mnie mieczem robić, to tylko się cieszyć. Nadałbyś się do mojej wioski z której pochodzę, ale z niej kamień na kamieniu nie został. Jedynie co malutki kurchanik, co żem go z okolicznym pustlenikiem usypał ze stosów pogrzebowych… - wspominający Isak nabrał twarzy nieco smutnawej, widać wspomnienia mocno mu ciążyły jeśli do nich wracał, ale po chwili nieco otrzeźwiał. - Ale zbójcy odpowiedzieli za to głowami, sypały się niczym żyto pod kosą. - najemnik westchnął. - A Ci wasi leśni zbójcy, to co to za jedni? Do Ciebie pewnie też przyłażą po usługi w zamian oferując życie? Czy swojego kowale te leśne kundle mają?

- Eh, że takie łajzy się w ogóle rodzą, całą wioskę… - kowal zdawał się również zasmucić opowieścią Isaka. - Ci zbójcy z lasu to mi raczej zbyt wielkiej krzywdy nie robią. Parę razy coś musiałem kiedyś dla nich zrobić, ale nawet rzucili jakąś monetą, choć pewnie kradzioną. Bardziej się o córę boję, że mi ją porwą i… wiadomo, co tacy robią z dziewkami. Chociaż też ogólnie tak w wiosce się ciągle boimy, bo kto wie, co im może nagle do głowy strzelić? Ale tu różnie na to patrzymy. Niektórzy woleliby im żadnego despektu nie robić, coby ich nie podburzać przypadkiem. Dlatego niektórzy w wiosce się nawet sprzeciwiają jakimś wyprawom zbrojnych, że jak znowu się nie uda, to się zbójcy wkurzą i nas wyrżną. Znowu tych, co by chcieli jaką wyprawę zorganizować, to na nic nie stać. Dość, że i tak my raczej bidna wioska, to jeszcze jak nam czasem tu zabiorą, to już czasem na mąkę na chleb nie ma. Ja tam nie wiem. Sam poddam się temu, co los przyniesie, jeno o córę się boję…

Isak w zamyśleniu mieszał starannie składniki, by dekot był jak najlepszy z możliwych, wysłuchując też biadolenia karczmarza. No nie mieli tu wesoło, ale i tak było bezpieczniej niż w innych częściach kraju. Najchętniej by tych zbójów Isak zostawił, ale wpakował się w kabałe i musiał się z niej wykaraskać, a jego renoma nie pozwalała ot tak poprostu wskoczyć na koń i uciec. Musiał wypić piwo którego naważył.
- NIe bój się o nią, tylko naucz ją się bronić, zawsze kilka siwych włosów mniej na głowie. Proste parady i podstawy szermierki wystarczą. - dodał Isak obserwując jak kwaituszek wrzucony do wywaru, zatonął w nim bulgocząc. - To niespkojne czasy. Czasy miecza i topora. Warto umieć się posługiwać choć jednym z nich.

- Jak niby ona sama, kruszynka, ma się obronić przed zgrają takich bandytów? - zapytał ze zdziwieniem kowal. - Jedyne, co może zrobić, to się schować albo uciekać. Sprytu trochę po mnie ma, to i w razie czego zdołałaby się wywinąć. Ale panie, nie każcie mi nawet myśleć, że mi tu po nią ktoś przyjdzie, bo na samą myśl mnie się ręce ze złości trzęsą, a tu robota pilna czeka.
Diemen zdawał się pokazać Isakowi, że chce się skupić na pracy. A jako, że akurat przeszedł do momentu, w którym konieczne stało się trochę mocniejszych uderzeń młotem kowalskim w pancerz, to również z powodu hałasu dalsza rozmowa była utrudniona.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 03-12-2017, 21:42   #59
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Zevran de Molen i Esterad Moran

Drogi Calmus w ostatnich dniach niosły więcej zbrojnych, niż czasem przez cały rok. Bywało czasem w takich miejscach, że przez zbieg okoliczności zaczynała w nich panować niepokojąca aura. Szczególnie nieprzyjemna dla długoletnich, zwyczajnych mieszkańców, pragnących spokojnych i stabilnych czasów. Najdobitniej jednak o tym braku spokoju świadczyło dwóch nieznajomych sobie jeźdźców, których konie znalazły się w tym samym czasie, w tym samym miejscu. Nieprzypadkowym, bo nawet w najmniejszej wiosce najłatwiej było spotkać wędrownych najemników pod miejscową karczmą. Starszy i wyższy, na swoim kasztanowym koniu, z opaloną twarzą, starannie przystrzyżoną brodą i ciemnobrązowymi oczami. Młodszy i niższy, na wałachu, w stroju przejawiającym niecodzienną w tych okolicach elegancją i schludnością, z wyraźną blizną po lewej stronie czoła. Obaj mogli przysłuchać się dość żywiołowej rozmowie pary mieszkańców Calmus pod karczmą przedstawioną na szyldzie jako "Kopyto jednorożca". Oprócz dość standardowego zapachu piwa i ciepłej strawy, w okolicy jednokondygnacyjnego budynku nosy drażnił także wszechobecny smród spalenizny.
- Mówię ci, że wiedźmin prawie go usiekł, jeno te plugawe elfy przybyły... - mówił niski i krępy wieśniak. - Widzisz Ośka, tacy ci twoi elfi są, tak ci na tej enamcypacyji zależy, a oni w konszachta z bestiami wchodzą. Po jednych orenach z nimi są, parszywce!
- Widziałam, że to były półelfy - odparła spokojnie młoda, zgrabna wieśniaczka. - Więc wciąż w połowie tacy, jak my. A poza tym, mówi się emancypacji.
- A mnie to gówno, jak się mówi, Ośka! - mężczyzna lekko się zdenerwował. - Pół roku na uniwersytecie i mędrkuje, a tak naprawdę pstro w głowie. Pewnikiem dlatego cię stamtąd wylali. Ale już się nie mityguj, wiedźmin zbierze drużynę na wyprawę i raz a dobrze ich powyrzyna, tą zawszoną bandę! Będziesz mogła, tych swoich elfów, kilka metrów pod ziemią enamcypowywać.
- Riksel! Uważaj na słowa!
- Cichaj, kobieto! - wieśniak zwany Rikselem zwrócił się w stronę dwóch jeźdźców, podążających głównym traktem wioski. - Panowie, zatrzymajcie się! Jeśli te miecze nie od parady nosicie, znam kogoś, kto chętnie zapłaci za ich użycie. Zapraszam do...
- Nie musisz, Riksel - z karczmy w tym samym momencie wyszedł rycerz w ciężkiej zbroi Wiecznego Ognia. - Dobrze się spisałeś zatrzymując panów, ale teraz sio, o poważnych sprawach będziemy tu rozmawiać.
Wieśniak wraz z niezadowoloną rozmówczynią pośpiesznie oddalili się od rycerza i dwójki najemników. Rycerz odczekał chwilę, zachowując przy tym niezwykle poważną, wyniosłą minę.
- Jestem sir Deverell Aditya, rycerz Wiecznego Ognia. Tak się składa, że przewodzę akcji mającej na celu zgładzenie grasującej w okolicznych lasach bandy złoczyńców. Nie ukrywam, że dodatkowe ręce sprawnie władające mieczem byłyby mile widziane, więc jestem gotów zapłacić niemałą sumkę za dołączenie do naszej kompanii, w której mamy oprócz mojej osobistości dwójkę najmitów i wiedźmina. Ten ostatni najlepiej wyłoży szczegóły całej rzeczy, jeśli szlachetni panowie będą zainteresowani. Przysiądziecie do nas w karczmie, aby wysłuchać i rozważyć ową propozycję?
Rycerz mówił ze sporą wyniosłością, jak to zazwyczaj bywało wśród wyżej postawionych przedstawicieli zakonu. Traktował jednak obu najmitów z mocno sztucznym, ale jednak szacunkiem. Życiowe doświadczenie podpowiadało, że nawet to nie było codzienne dla rycerskich ważniaków.


Isak Parov

Kilka godzin minęło na okazjonalnych dalszych rozmowach, a przede wszystkim pracy. Isak przygotowywał mikstury, a kowal najpierw kontynuował reperowanie zbroi, a później, gdy jego córka Veta przyniosła przygotowaną skórę, przeszedł do obicia nią tarczy. Krótką przerwą był posiłek upieczony przez dziewczynę, z porcją przeznaczoną także dla najemnika. Nie było to nic specjalnego, zwyczajne podpłomyki z papką warzywną. Patrząc jednak na kowala i to, z jak wielką ochotą pałaszował danie, zapewne dla tych ludzi i tak był to posiłek z gatunku lepszych, podawany wtedy, gdy w progi domu wkroczy jakiś ważniejszy gość, czy w tym wypadku klient.
Gdy Diemen skończył najpierw zbroję, a później tarczę, przekazał je do oceny Isakowi. Najemnik, widząc na własne oczy pracę kowala, nie mógł zarzucić mu braku starań. Ale końcowe wykonanie wydatnie pokazywało, że kowal z Diemena był co najwyżej przeciętny, albo zbyt rzadko miał do czynienia z naprawą rynsztunku. Jak naprawy wyglądały na dość solidne, tak prezencja naprawianych miejsc na pewno nie przywodziła na myśl błyszczących, paradnych zbroi, a raczej te, które przed chwilą z trudem przetrwały na żołnierzu długą, ciężką bitwę.
- No, zrobiłem, co żem mógł, zwłaszcza w tak krótkim czasie - powiedział kowal, sam widocznie lekko niezadowolony z końcowego wyglądu swojej pracy. - Jak będziecie wracać, a co by trzeba było znowu naprawić, to zajrzyjcie do mnie. Jak będę miał więcej czasu, to wyjdzie ładniej. A podczas pracy przemyślałżem se to, co mówiliście o tych dzisiejszych czasach... no i macie dużo racji, że dzisiejsze czasy takie niespokojne. Może i rzeczywiście przydałoby się nieco nauczyć machać jakimś żelastwem? To oprócz mojej córy i mnie by się zdało. Jakbyście znaleźli trochę czasu, aby po powrocie pokazać mnie i jej coś niecoś, to jaką konkretniejszą zniżkę bym za naprawę dał?
Spojrzał z lekką nutą nadziei na Isaka, jakby mocno liczył na to, że ten da się przekonać. Przy kowalu stała także jego córka, która przez kilka godzin pobytu najemnika zdążyła nieco przywyknąć do jego nieprzyjemnej aparycji i znacznie mniej strachliwie zachowywała się w jego okolicach.
 
Zara jest offline  
Stary 04-12-2017, 10:33   #60
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Kopyto jednorożca".
Nazwa brzmiała dwuznacznie.
Jednorożca można było spotkać równie często, jak dziewicę w burdelu. Czy więc na dobre jedzenie było tu rzadkością? Albo takie twarde, jak znajdujące się w nazwie kopyto? A może wprost przeciwnie? Może będą tu same smakołyki, rarytasy?

No ale żeby się dowiedzieć, trzeba było wejść i przekonać się na własnej skórze.
A jeśli prawdą było to, co prawili wieśniacy, to lepiej było korzystać z okazji i jeść, póki jeszcze karczma stała. Nieraz zdarzało się, że banda, gdy zbytnio urosła w siłę, wychodziła z lasów i paliła to, czego nie zdołała zabrać ze sobą.

Rozmyślania o jedzeniu, którego nie trzeba było pichcić na własną rękę, przerwało pojawienie się rycerza Wiecznego Ognia.
Moran zwykle trzymał się z dala od takowych, uważając ich za ograniczonych umysłowo fanatyków, czego zresztą nigdy żadnemu nie powiedział ani prosto w oczy, ani za ich plecami.
Ten co prawda był nadspodziewanie uprzejmy, co wcale nie znaczyło, że podobnie uprzejme myśli czaiły się pod chronionym przez stal czerepem. Ale z zachowania widać było, iż w niezłej się sir Deverell znalazł potrzebie. W desperacji, można by rzec nawet. Najwyraźniej zadanie wyłapania leśnych bandytów przekraczało możliwości pana rycerza, któren wszelkich możliwych sposobów zaczął się chwytać.
Zsiadał z konia, by z góry na rozmówcę spoglądać. Zresztą i tak nie mógłby konno do gospody wjechać.

- Moran - przedstawił się, co mogło być tak imieniem, jak i nazwiskiem. - Może wejdziemy do środka, by sprawę omówić? - zaproponował.

Chociaż sam częściej ratował od śmierci, niż kogo w jej objęcia wysyłał, to miecz nie od parady nosił. A chociaż bandyci nieraz pacjentów mu dostarczali, to i bez tego dosyć miał roboty, a nikt zagwarantować nie mógł, że sam się ofiarą jakowyś nie stanie. Wszak wszyscy wiedzieli, że lepiej zapobiegać...
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172