| Balloon party in Hotel Alice nie komentowała tego, jak bardzo blondynka nie pasowała swą garderobą do owego miejsca. Im jednak więcej balonów pojawiało się na podłodze w głównym pomieszczeniu kwater, gdzie teraz mieli spędzić czas, tym bardziej zdawała się tu na miejscu…
Śpiewaczka widząc, że Joakim słabo znosi myślenie o swoich dwóch towarzyszach, wzięła sobie za punkt honoru rozproszyć go
- W jaskini, jak wszyscy tańczyli i przyszło nam tańczyć razem… Ty sam tańczyłeś, prawda? Bo jak tak, to gdzie nauczyłeś się tanga? - przyglądała mu się, mając nadzieję, że to nielogiczne w obecnej sytuacji pytanie zajmie jego głowę i że poza dmuchaniem balonów, piciem i martwieniem, Dahl trochę się rozluźni. Podziałało to jednak odwrotnie. Joakim skrzywił się i westchnął.
- Moja żona lubiła tango - rzekł po chwili wahania. - Była żona.
Pociągnął solidny łyk z butelki. Jennifer natomiast wpatrywała się w nich z szeroko rozwartymi oczami. Wcześniej nikt jej nie wspominał o tango. To musiało wydać się szczególnie dziwne.
- Nie tańczyłem - kontynuował Dahl. - Wpierw rozmawiałem przez telefon. Potem próbowałem wrócić do was… ale nie mogłem. Stanowiliście piękny, kompletny układ. Nie było tam miejsca dla mnie - rzekł ze śladem zazdrości w głosie. Jednak wydawało się, że nie ma żadnych pretensji.
Alice wstrzymała na moment oddech. Nie trafiła za dobrze w temat. Cholera. Myślała, że to jakoś pomoże, a jednak nie. Zerknęła na Jennifer celem szukania wsparcia w krytycznej sytuacji
- Martwiłam się jak zniknąłeś i nigdzie cię nie było. - spróbowała od innej strony. Przyglądała mu się chwilę, nim zaczęła nadmuchiwać kolejnego balona.
- No wiem… - Dahl westchnął. - Straciłem kontrolę i iluzja została powykręcona. Nawet ja martwiłem się. Nic dziwnego, że ty też.
Jennifer spojrzała na Alice, a potem na Joakima.
- Dlatego panuje taka niepisana zasada, by nigdy nie zostawiać go samego - wyjaśniła. Tym samym nieświadomie powtórzyła słowa Terry’ego.
Joakim zapalił drugiego papierosa, odrzucając na w pół napompowanego balona. Ten sfrunął prosto do rąk Alice.
- Tak było nawet wcześniej - mruknął. - Lecz ostatni rok… zmienił mnie. Obawiam się, że czasy mojej świetności minęły.
Harper zmarszczyła lekko brwi. Już zapamiętała, że Joakima nie można zostawiać samego. Słysząc jego słowa, przechyliła głowę w drugą stronę
- Jeśli twoje minęły, to czyje nadeszły? Dlaczego chcesz pozwolić zabrać sobie batutę? - zapytała spokojnie. Podniosła balon, który wcześniej wypuścił Joakim i nadmuchała go bez problemu. W końcu była śpiewaczką, takie dmuchanie sterty balonów, to dla jej płuc nic.
- Być może chciałby powierzyć swoją… batutę w ręce kogoś innego - Jenny nie mogła się powstrzymać. Uśmiechnęła się półgębkiem i ukradkiem spojrzała w stronę Alice. Wtem umilkła, sparaliżowane gniewnym wzrokiem Joakima. Wstała i ruszyła do barku, po czym zaczęła przygotowywać popcorn w mikrofali.
- Nie zamierzam nikomu oddawać sterów - Dahl stanowczo pokręcił głową. - Mam na myśli co innego. Więzienie stępiło mnie. Tortury powinny rozpalić we mnie ogień, lecz zamiast tego złagodniałem przez nie. Niegdyś byłem dzikszy i pewniejszy siebie. A na pewno nie roztkliwiałem się, jak jakaś pizda - gniewnie rzucił pustą butelkę na podłogę, po czym kopnął jeden z balonów. Ten odbił się od ściany i pomknął z powrotem w jego kierunku. Uderzył go w nos. - A może to przez ciebie? - Dahl obrócił się, spoglądając na Alice. - Czyżby kobiety łagodziły męskie charaktery?
- O mnie tego nikt nie powiedział - Jennifer zaśmiała się w oddali.
Alice słuchała uważnie, a na akt agresji w stronę niewinnego balona w ogóle nie zareagowała. Najwyraźniej balon sam potrafił bronić swych praw, bo zaraz oddał Joakimowi.
- Nie mam pojęcia. A może po prostu potrzebujesz kilku dni, by poczuć się znowu sobą? Jak sam zauważyłeś, stemperowano cię, ledwo co się uwolniłeś. Może jak olówek, musisz się teraz zaostrzyć? - zaproponowała. Wiedziała jak to jest nie czuć się sobą. Na przykład teraz. Teraz nie czuła się soba, nadal czując się sobą, co było dziwne.
- To prawda - Joakim skinął głową. Opadł sił i ruszył w stronę sypialni. Wydawało się, że chciał się położyć. - Po prostu… naprawdę nie chciałbym zostać ponownie złapany - rzekł cicho, do siebie, po czym zniknął.
Tymczasem Jenny wróciła z przekąskami. Spojrzała na drzwi, przez które przeszedł mężczyzna. Wydała westchnienie ulgi.
- W końcu - mruknęła do siebie. - Należy mu się wypoczynek.
Następnie ruszyła do walizki i zaczęła przygotować w strzykawce zawiesinę.
- To na wypadek jego ataku - wyjaśniła. - Wbijasz w udo i pompujesz całość.
Następnie rzuciła w stronę Alice pudełko tabletek haloperidolu.
- A to dla ciebie, jak nagle zaczniesz widzieć krowy z waty cukrowej. - Trzy tabletki, na raz.
Alice przyglądała się jego plecom jak szedł do sypialni
- Karma nie jest aż tak wredna. - powiedziała apropo ponownego zostania złapanym. Następnie uważnie wysłuchała tłumaczenia Jennifer
- A co jest w tym zastrzyku? - zapytała cicho. Na haloperidol spięła się cała. Źle jej się kojarzyły te konkretne tabletki, ale jeśli miały pomóc, to będzie musiała z nich skorzystać. Sama czuła się nieco zmęczona, ale nie na tyle, by iść spać. Sięgnęła po popcorn i zaczęła chrupać.
- Końska dawka benzodiazepin i innych ogłuszaczy. Powinien paść po tym w przeciągu kilka sekund. Ciekawostką jest, że skład został zaprojektowany przez badaczy z IBPI. Stworzyli specjalne naboje specjalnie dla niego - Jenny uśmiechnęła się lekko. - Jednak i tak woleli chuchać na zimno i dlatego tutaj pod Suomenlinną go zamknęli. Tak myślę.
Następnie kobieta otworzyła kolejną walizkę i wyciągnęła z niej laptopy i inną aparaturę. Zaczęła rozstawiać stację łączności z resztą Kościoła Konsumentów.
- Czy mogłabyś rozpakowywać ubrania? - blondynka zapytała Alice. - Pożyczę ci coś mojego. Nie wiem, jaki żartowniś przebrał cię w koszulę Joakima.
Śpiewaczka kiwnęła głową. Zapamiętała wszystkie informacje co do leków i odłożyła je na jedną z eleganckich komód, by nie były w trudno dostępnym miejscu, ale również w niezbyt widocznym.
- Dobrze, zajmę się tym. No i byłabym wdzięczna za jakieś bardziej damskie ubrania… chociaż wcale nie jest mi źle w tej koszuli, jest dość wygodna. To Joakima? Pewnie dlatego tak patrzył… - pokręciła głową i uśmiechnęła się blado. Wzięła ostatnią garstkę popcornu, zjadła, otrzepała ręce i podniosła się, by zabrać do tego całego rozpakowywania ciuchów. Rozejrzała się już nieco, by wiedzieć co mniej więcej powinno być gdzie. Kopnęła po drodze kilka balonów.
- Myślę, że ktoś chciał mu zrobić w ten sposób przyjemność - Jenny mruknęła z zażenowaniem. - Nieco nierozsądne, nawet jak na mnie.
Alice przekładała kolejne ubrania na wieszaki i półki. Było tak dużo, bo nadawały się na różne okazje i warunki pogodowe. Znalazła między innymi garnitur, sukienkę koktajlową, dresy, a nawet parę ciężkich, wojskowych butów. Z kieszeni jednej koszuli wyleciało zdjęcie. Przefrunęło przez pokój i wylądowało na piedestale w postaci żółtego balona. Harper schyliła się po nie. Zostało zrobione polaroidem. Przedstawiało słodką, małą dziewczynkę o krótkich, czarnych włosach. Uśmiechała się do obiektywu i miała buzię umazaną czekoladą.
Alice skrupulatnie zajmowała się rozpakowywaniem walizek i rozwieszaniem ubrań w sensownej kolejności. Przyglądała im się z zaciekawieniem. Jednak to zdjęcie zwróciło mocno jej uwagę. Podeszła ostrożnie do balona, na którym wylądowało i podniosła je, przyglądając się małej dziewczynce.
- Jennifer… Kto to jest? - zapytała odwracając się w stronę, gdzie była obecnie blondynka i ruszając do niej przez morze balonów, by pokazać fotografię.
Konsumentka spojrzała na nią, po czym jakby zgięło ją w pół.
- Skąd to masz? - wymamrotała z paniką w oczach. Rzuciła wzrokiem na drzwi, za którymi znajdował się Joakim. - Postaw to z powrotem na miejsce, szybko. Tam, gdzie znalazłaś - szeptała, jak gdyby Dahl stał pod drzwiami i przysłuchiwał. - Albo nie, puść to! - nagle podniosła głos. - Ja się tym zajmę…!
Harper wzdrygnęła się.
- Było w jednej z koszu… Już… Spokojnie… - po nakazie puszczenia Alice momentalnie puściła zdjęcie na stolik, jakby parzyło. Zrozumiała, że musiało być w jakiś sposób bardzo ważne dla Joakima, a ona znalazła je w niewłaściwym momencie. Wskazała koszulę
- Tamtej. - dodała, ale w sumie nie miała pojęcia co Jenny planowała teraz z nim zrobić, skoro chciała się tym sama zająć. Trochę ją zbiła ta sytuacja z tropu i Alice cofnęła się jakby niepokoiło ją, że zrobiła coś nie tak i zostanie ukarana. Nie znosiła za dobrze, gdy ktoś podnosił na nią ton. Przy niej w eter, to nic, ale na nią… Nie dobrze. Zacisnęła pięści i wróciła do walizek już bez słowa.
Jennifer wyjęła z kosmetyczki pęsetę i ostrożnie uchwyciła nią zdjęcie. Podniosła je i ruszyła do wskazanej przez Alice koszuli.
- Pamiętasz tę moją opowieść? - zapytała. - W trakcie urodzin Terry’ego, o wywoływaniu duchów. A pracującej matce i ojcu artyście, który zrobił zdjęcie córce, tym samym kradnąc jej duszę? - mówiła cichutko, jak gdyby jej słowa były benzyną, a Joakim w pomieszczeniu obok ogniem. Harper zatrzymała się z wieszaniem kolejnej koszuli do szafy i kiwnęła głową, zerkając na Jennifer. - To nie było zmyślone. Resztę dopowiedz sobie sama.
Alice jeszcze raz rzuciła wzrokiem na zdjęcie. Wyglądało na to, że niespodziewanie odkryła naczynie, w którym drzemała dusza córki Joakima.
- O Boże… - mruknęła śpiewaczka i zasłoniła usta dłonią. Zerknęła w stronę drzwi, gdzie znajdowała się sypialnia, a następnie na zdjęcie i Jennifer. Podniosła się i pokazała jej kieszeń, z której musiało wypaść
- Odwieśmy ją do szafy. Lepiej, by teraz nie wpadł na nie, zwłaszcza dziś. - poleciła i wybrała jakieś miejsce wśród już zawieszonych wieszaków, gdzie owa koszula nie rzucałaby się aż tak w oczy. Nie chciała sprawić Joakimowi więcej bólu, zwłaszcza gdy sam stwierdził, że nie czuje się… ‘zaostrzony’. Nie było teraz czasu wypytywać Jenny o szczegóły tej historii, choć ciekawiło ją to nieco.
- Biedny Joakim, biedna mała Mary, biedny Terry, biedna ja i biedna ty - mruknęła blondynka. - Żyjemy w pięknym świecie - westchnęła. - Jednak jego jest mi szczególnie szkoda. Natrafiał w życiu na gówno z każdej możliwej strony. Terry mi o tym opowiadał - mruknęła do siebie.
Harper westchnęła
- Nikt nie ma łatwo… Tak to już jest. Ważne jest jednak mieć kogoś, kto cię wesprze, gdy jest ciężko. - odezwała się po chwili i potarła nerwowo nadgarstek prawej ręki.
- Chociaż ma was. Choć ten rok musiał być męczarnią. Teraz jednak można wszystko nadrobić. Będzie mieć o kogo się oprzeć. - kiwnęła głową.
- Wróćmy do pracy i postarajmy się jakoś poprawić mu nastrój jak się zbudzi. - zarządziła śpiewaczka.
Jennifer skinęła głową. Nic więcej nie powiedziała.
Dokończyły pracę. Harper zamknęła drzwi szafy, a blondynka spojrzała na działające komputery i schowała puste walizki w róg pomieszczenia. Podnosiła pustą miskę po popcornie, kiedy zadźwięczała komórka Joakima. Mężczyzna zostawił ją na podłodze po tym, jak pokazał im zdjęcie balonowego klauna.
Jennifer wahała się tylko przez chwilę.
- To może być ważne - mruknęła do siebie, po czym chwyciła telefon i przeczytała wiadomość. Zastygła w bezruchu. Drugi raz w przeciągu tych kilku minut pobladła. Spojrzała na Alice z zaniepokojeniem.
Harper czekała. Nie łapala się za telefon, bo stwierdziła, że Jennifer przejmuje dowodzenie, gdy Joakim jest niedysponowany. Widząc jednak jej minę sama się zaniepokoiła
- Co się stało? - zapytała cicho.
- To wiadomość od Valkoinen - odparła blondynka. - Kontaktowali się z nami przez ten telefon. Otóż… wiadomość jest tylko dla Dahla - rzekła. - Ma pojawić się jak najszybciej w Skalnym Kościele. Inaczej potomkini Czarnego Douglasa zostanie zabita. Ma czas do piętnastej. Nie jest napisane, co od niego chcą, lecz wspomnieli, żebyśmy niczego nie próbowali.
Teraz to Alice zbladła kompletnie
- Natalie… - przełknęła ciężko ślinę i zadrżała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby była w jakimś obcym miejscu i zdusiła w sobie dźwięk bólu. Podeszła do kanapy i usiadła przykładając dłonie do twarzy. Chcieli, żeby Joakim się pojawił w jednym z kościołów, najpewniej chcąc zrobić mu krzywdę. Na drugiej szali wisiał los jej siostry. Denerwowało ją, bo to był bardzo ciężki wybór i zdecydowanie nie była w stanie go podjąć
- Zostało mało czasu, prawda? Mało… Za mało… Powinnyśmy go obudzić? - zapytała Jennifer łamiącym się tonem.
- On w takim stanie nigdzie nie pójdzie! - blondynka podniosła pustą butelkę bourbonu. - Wychlał pół litra po roku wstrzemięźliwości od procentów. Ja zastanawiałam się, czy nie podłączyć mu kroplówki - Jenny pokręciła głową. - Musimy wymyślić coś innego.
Alice pokręciła głową
- Nie chcę, żeby szedł. Zdecydowanie nie. Nie w takim stanie. Nie wiem natomiast jakie macie procedury na takie okoliczności. I czy istnieje jakikolwiek sposób by uratować Natalie. - westchnęła ciężko i spróbowała wziąć się w garść.
Wyobraziła sobie, że siedzi w pomieszczeniu z dużą ilością monitorów. Każdy przedstawiał jakiś jej wewnętrzny niepokój. Wszystkie razem tworzyły szum i hałas w jej głowie. Zaczęła wizualizować sobie, że wycisza każdy monitor po kolei. Gdy doszła do ostatniego, ponownie stała się bardzo spokojna, choć dłonie wciąż jej drżały.
- Co myślisz, że powinnyśmy zrobić? - zapytała Jennifer rzeczowym tonem.
Blondynka pokręciła głową, spoglądając na burzę śnieżną za oknem. Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad czymś bardzo intensywnie.
- Pójdę tam sama - rzekła cicho, jakby do siebie. - Uratuję ją. Nie będą spodziewać się drobnej dziewczyny - mruknęła.
Alice zmarszczyła brwi i lekko pokręciła głową
- Nie wiem, czy to dobry pomysł… A co jeśli coś ci się stanie? Joakim byłby smutny. Terry na pewno też, gdyby się obudził i dowiedział. Nie ma innego rozwiązania? - zapytała zaniepokojonym tonem.
Jenny uważnie przypatrzyła się Alice, prawdziwej potomkini Czarnego Douglasa. Wydawało się, że biła się z myślami, jednak ta walka nie trwała długo.
- Obawiam się, że nie - szepnęła lekko zachrypłym głosem. Dalej spoglądała na Harper w milczeniu. Wydawało się, że przychodzą jej do głowy różne zdania, lecz żadnego nie wypowiedziała. - Zostań tutaj bezpiecznie i zaopiekuj się Joakimem. Ja spróbuję coś zrobić w kwestii Natalie.
Alice wstała i zaczęła krążyć po pomieszczeniu, przesuwając balony na lewo i prawo, kiedy przechodziła wte i wewte.
- Obiecaj mi, że jeśli sytuacja zagrozi twojemu życiu, to wycofasz się, dobrze? Jemu… Jemu naprawdę nie potrzeba więcej bólu… - powiedziała znów lekko przygaszonym tonem. Teraz znowu ona biła się z myślami. Nie chciała zrezygnować z Natalie, ale jednocześnie, nie chciała odbierać kolejnej osoby Joakimowi, gdyby coś poszło nie tak.
Jenny uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie jesteśmy z sobą blisko. Może tylko ze względu na Terry’ego, który zaadoptował mnie po jednej ze swoich misji, kiedy pracował jeszcze dla IBPI. Byłam wtedy małą dziewczynką - westchnęła głęboko. Następnie zaczęła przebierać się, wyszukując bardziej praktycznych ubrań, które jednak wyglądały w miarę przeciętnie. - Pamiętaj, żeby stąd nie wychodzić. Joakim zabiłby mnie, gdyby coś ci się stało - powiedziała poważnie.
Śpiewaczka pokręciła glową
- Może i nie jesteście blisko, ale na pewno by się przejął. Tak mi się wydaje. Przynajmniej w jego obecnym stanie. - powiedziała precyzując. Wysłuchała jej opowieści i przez chwilę pomyslała o Ismo. Na pewno IBPI już go zabrało, zrobiło jej się przykro. Odpędziła jednak tę myśl
- Dobrze… Dobrze nie wyjdę stąd. - zapewniła kobietę.
- W końcu nie można zostawić Joakima samego… - dodała. Rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby wybierała czym zająć przez ten czas.
- Trzymaj za mnie kciuki - rzekła Jennifer, zbierając się do wyjścia. - Jak ona wygląda? - zatrzymała się w pół kroku. - Natalie. Nigdy jej nie widziałam… - mruknęła. - Dobrze byłoby wiedzieć, kogo się ratuje.
Alice kiwnęła głowa
- Będę. Ale bardzo proszę, bądź ostrożna. - rzekła. Zapytana o wygląd Natalie, zaraz opisała jej wzrost, kolor włosów, urodę. Wszystko co zapamiętała
- Jest odrobinę podobna do mnie, jeśli się przyjrzeć… Przede wszystkim ma mocno kręcące się włosy i nieco ciemniejszą skórę. Jest ładna. Myślę, że jak ją zobaczysz to szybko rozpoznasz… - dodała też w co Natalie była ubrana, kiedy ją zabrali z wozu. Wytłumaczyła wszystko, po czym usiadła na podłodze i nerwowo zabrała się do rozrywania kolejnej paczki balonów. Najwyraźniej miała zamiar zapełnić nimi całe pomieszczenie.
__________________ If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies... |