Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2017, 09:01   #28
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ramiona Rathanosa
Awanturnicy gościli w wielu karczmach i wiedzieli już niejedno, jednakże Ramiona Rathanosa było przybytkiem jedynym w swoim rodzaju. Znajdował się on w pobliżu bram miasta, na jednym z najbardziej zatłoczonych placów, przez który każdego dnia przewijały się tłumy kupców i cudzoziemców. Z zewnątrz nie wyróżniał się on na tle otaczających go budowli, chociaż był od nich zdecydowanie większy. Ramiona Rathanosa były bardzo dużym, prostokątnym budynkiem ze stosunkowo małymi oknami, które przepuszczały do środka tylko niewielkie ilości światła słonecznego. Prawdę mówiąc, poza przyozdobionym hieroglifami oraz płaskorzeźbami wejściem, nie było z zewnątrz nic co by mogło przyciągnąć uwagę przechodnia - ot puste ściany, wykonane z podobnego do gliny budulca, który nadawał im całkowicie płaski i monotonny kształt. Wracając jednak do płaskorzeźb; przedstawiały one kobiety i mężczyzn oddających się cielesnym rozkoszom, ludzi spożywających alkohol oraz zażywających kąpiele w parnych łaźniach. Dawało to jasny obraz tego co czeka ich wewnątrz…

A wewnątrz czekało ich kilka szokujących widoków. Pierwszą rzeczą, którą awanturnicy spostrzegli po przekroczeniu progu był panujący tu tłum. Trafili do olbrzymiej, prostokątnej sali, która po brzegi zastawiona była stołami i krzesłami, przy których siedzieli ucztujący i pijący klienci. Idąc dalej natknęli się na korytarz, w pobliżu którego ożywione rozmowy toczyli półnadzy mieszkańcy Tarthis, głównie sędziwi wiekiem mężczyźni, którym nie wstyd było pokazywać swoje obwisłe ciała. Zajrzawszy do jego wnętrza, awanturnicy zobaczyli, że prowadzi on do kolejnej, niemalże równie wielkiej sali, wewnątrz której znajdowały się parne łaźnie, a w nich tłumy pozbawionych wszelkich norm przyzwoitości kobiet oraz mężczyzn. Nagie, wytatuowane torsy wypełniały ją po brzegi, a co bardziej ogarnięci żądzą klienci nie potrafili się powstrzymać przed kopulowaniem nawet w tak publicznym miejscu.
Obrzydzeni tym widokiem awanturnicy, postanowili zawrócić i ruszyć w stronę szynkwasu, po drodze minąwszy kręte schody, które prowadziły do pokoi na poddaszu. Wielkie, dębowe drzwi, ponad którymi znajdował się symbol byka, broniły wstępu do tego miejsca, a przed nimi stała rozebrana od pasa w górę kurtyzana oraz wyjątkowo dobrze umięśniony ieithijczyk, którego ciało również ubiór nie zdobił - oboje kusicielskim wzrokiem wpatrywali się w przechodzących przed nimi klientów, zapraszając ich do środka i obiecując nieziemskie rozkosze.



Przy szynkwasie awanturnicy zastali właściciela tego przybytku, który ku ich zaskoczeniu, okazał się być kobietą. W dodatku bardzo młodą, o mocnym i bardzo gustownie dobranym makijażu, który na tle pospolicie wyglądających mieszczanek Blackmoor, nadawał jej jeszcze bardziej egzotyczny wygląd. Dziewczyna ta, jak większość kobiecej populacji tego miejsca, była kuso ubrana i przyciągała spojrzenia płci przeciwnej. Wydawała się też być bardzo wygadana i świetnie sobie radziła z pijaną klientelą, która siadała w szeregu na ustawionych przed szynkwasem zydlach, próbując ją za wszelką cenę poderwać. Nikomu to się jednak nie udawało, a z każdym osuszonym kuflem piwa, pustoszały również ich sakiewki, ku uciesze właścicielki.
- Rash, już słyszałam to ze trzy razy w przeciągu ostatnich kilku chwil. Wiem, że ci się chce *cholernie ruchać*, ale jestem w pracy i poza tym nie należę do ciebie. Zrobiłbyś nam wszystkim przysługę i udał się na zaplecze, gdzie moje dziewczyny się tobą odpowiednią zajmą. Gwarantuję ci, że będziesz zadowolony z ich usług - podsłuchali rozmowę zbliżający się awanturnicy.
- Ranefer, ale ja, kurwa, chcę ciebie, rozumiesz? Inne jakoś nie mają oporów, więc dlaczego ty je masz? - Mężczyzna się oburzył, uderzając pięścią w blat szynkwasu i rozlewając przy tym alkohol. Na jego słowo dziewczyna w odpowiedzi tylko wzruszyła ramiona, po czym dodała z rozbrajającym uśmiechem na twarzy:
- W takim razie próbuj dalej, może kiedyś ci się uda... Hej, wy - zwróciła się do przybyszy, na widok których jeszcze bardziej się rozpromieniła. - Chcecie czegoś? Zajmijcie stolik, to zaraz do was podejdę.
Ranefer warta była, jak to mówią, grzechu, lecz Laran miał wrażenie, że z całej ich grupki największą uwagę stojącej za barem dziewczyny przyciągnął Taled. Nie da się ukryć - rycerz wyróżniał się z tłumu.
Bez względu na to, czy za uśmiechem i zaproszeniem stało szczere zainteresowanie, czy tylko czysty profesjonalizm, warto było z oferty skorzystać. Dlatego też Laran skierował się do stolika - nie najbliższego, lecz stojącego pod ścianą, chcąc tam zająć odpowiednio strategiczne miejsce - takie z widokiem na całą salę.
Gryf był zgorszony. Tyle bezwstydnej nagości wokół. Widział na swej drodze różnego rodzaju burdele, ale jeśli nie musiał wyciągać jakiegoś wyzwanego wcześniej, to nie zachodził do środka.
Kobieta za barem była ładną. Można powiedzieć, że bardzo ale myśl gdzie pracuje i co prowadzi za interes wzdrygnął tylko Taledem. Musiała mieć zgniłą duszę do szpiku. Jednak nie robił problemów i cyrków. Skierował się do jednego ze stolików i odsunął krzesła przed Auriel i Bran by usiadły. Sam usiadł by mieć blisko kobiety i móc reagować jakby co.
Wilk z kolei był nieco zdziwiony. Wszyscy tutaj wyglądali jakby byli w środku rui, kiedy zajął więc miejsce, zaczął obserwować wszystko bezwstydnie. Wstydu w zasadzie wiele nie miał, był mu zbyteczny, większość życia spędził przecież w lesie, gdzie zwierzęta nie dość że nie nosiły ubrań, to przecież w trakcie godów, podobne widoki były codziennością.
- Taled, zauważyłeś z czego mieli broń strażnicy przy bramach, którzy odprowadzili niedoszłą uciekinierkę? - Druid postanowił sprowadzić myśli mężczyzny na bardziej znane mu tory. - Brąz, nie żelazo czy stal. - Wpół powiedział, wpół warknął.
Rycerz zagadnięty przez Wilka uśmiechnął się i widać było, że powstrzymuje się od śmiechu.
- Tak. Widziałem. Dziwi mnie jak takie potężne królestwo powstało z taką bronią. Elfy miały lepszą broń.
- Pytanie czy tak mało go tutaj, czy nie wiedzą jak go obrabiać - powiedział Wilk i wrócił do przyglądania się ludziom na sali.
- Może to tylko na pokaz - zasugerował Laran. - Ceremonialne stroje i uzbrojenie? Do walki może używają coś lepszego?
- Chyba Laran ma rację. Nie wierzę by tylko w brąz uzbrojeni byli - ozwał się ponownie Taled.
- Mówisz? Przy bramie? - zapytał druid.
- Tak. Ci przy bramie i ci, co odprowadzali Księżniczkę - Taled potwierdził pytanie Wilka.
- Pewnie jest tak, jak mówił Laran, to tylko na pokaz. Może mają w wartowni stalowy oręż - wtrącił się Rudi. - Nie wiadomo, kiedy Zorana do nas wróci i czy w ogóle wróci? Wartownicy mieli miny nietęgie, ale to pewnie z zaskoczenia. Ciekaw jestem jak jej ojciec zareaguje na wieść o porwaniu przez elfy i o naszym jej odbiciu - powiedział ściszonym głosem.
- No tak, dziwne byłoby to, elfy mają żelazo a oni się obróbki nie nauczyli - zgodził się Khargar. Następnie ziewnął:
- Ale dość już kurde gadania, zobaczmy co ma do zaoferowania ten przybytek, poznajmy miejscową “cywilizację”. - Zaśmiał się, po czym podszedł do szynkwasu.
- Macie jakieś panienki wolne? - zwrócił się do Ranefer.
- Oczywiście! - odpowiedziała właścicielka, czarująco uśmiechając się do niego.
- Jedna ci wystarczy, czy wolałbyś więcej? Dbamy o potrzeby naszych klientów, a nasze dziewczyny gotowe są spełniać wszystkich ich wymagania. Jeżeli chciałbyś zaznać odrobiny przyjemności w ich ramionach, to udaj się schodami na poddasze. Każda ceni się inaczej i to bezpośrednio im będziesz musiał zapłacić, a nie tutaj…
- Na razie może być i jedna, sprawdźmy te wasze ceny! A może jak z jedną pohulam, to druga będzie chciała za darmo?! - zarechotał rubasznie Khargar, ochoczo kierując się na górę.

Laran chwilowo nie ruszał się z miejsca, czekając, aż Ranefer spełni swą zapowiedź. Wszak aż tak się nie spieszyli, a uroki tego miejsca z pewnością nie mogły uciec.
Oczekując zaś na przyjście dziewczyny rozglądał się dokoła, zapoznając z tutejszymi zwyczajami tudzież obserwując, jakimi spojrzeniami obdarzają ich mieszkańcy Tarthis w ogóle, a bywalcy Ramion w szczególności.
Taled pokręcił tylko głową z niesmakiem na słowa Khargara.
- Rozpusta. Wszechobecna rozpusta.- Wyraził opinię i wrócił myślami do reszty kompanii. Nie zamierzał przejmować się poczynaniami męskiej części drużyny.
- To trochę smutne w sumie - zawtórowała mu Auriel zerkając na Taleda. Ten kiwnął głową z zaciśniętymi ustami w grymasie zniesmaczenia.
- Jak takie państwo może mieć taką potęgę?- Zadał pytanie ni sobie ni Auriel ni to bogom.

Branwen za to nie czekała.
Wyglądała jakby w przybytku czuła się zupełnie spokojnie. Oderwała się od towarzyszy i ruszyła ku młodej właścicielce, do której zwróciła się z czarującym uśmiechem:
- Pracy szukamy...aaa przynajmniej ja - roześmiała się lekko - i pokoi, by spocząć po długiej podróży. - zatoczyła dłonią. - A miejsce, które sława wyprzedza zdaje się być ideałem relaksu, o pani.
Dygnęła lekko w oczekiwaniu na odpowiedź.
Ranefer przyjrzała się niewieście, bacznie analizując ją swym spojrzeniem od góry do dołu. Pokiwała głową, dostrzegając niecodzienne piękno Branwen.
- Dziewczyna o tak egzotycznej urodzie zarobi w tym miejscu krocie, ale czy aby jesteś wystarczająco utalentowana? Jeśli nie, to nie martw się zanadto; wszystkiego Ciebie tu nauczymy.
Uśmiech Sikorki poszerzył się nieznacznie a na jej policzki wypełzł leciutki rumieniec.
- Nie wątpię, że wyszukane smaki klientów wymagają wielu talentów. A ja … - Bran pochyliła się z psotną miną jakby chciała zdradzić tajemnicę. - Potrafię wprawiać ludzi w dobry nastrój. - niewinnie wskazała już na swój instrument - Jestem bardem i chciałabym podjąć się wyzwania uwiedzenia gości swą muzyką. - bardka przechyliła słodką buzię by dodać swym słowom uroku. - W zamian za dach nad głową dla mnie i mych towarzyszy.
Ranefer ostentacyjnie uniosła dłoń, aby zasłonić szeroko otwarte usta, które wyrażały jej zaskoczenia.
- Najmocniej przepraszam, wybacz mi… - Powiedziała ze śmiechem, Bran machnęła lekko dłonią by odgonić jej zaskoczenie - Widzisz… Przychodzą do mnie do różne dziewczyny, które chcą pracować w zamtuzie i pomyślałam, że też jesteś jedną z nich. Głupia ja! To było bardzo nietaktowne z mojej strony, no ale dobrze. Chcesz u mnie pracować, a ja chcę zatrudnić taką cudowną dziewczynę, tylko mam wątpliwości, czy Twoja gra będzie dostatecznie głośna, aby przebić się przez tą wrzawę. Okrutnie głośno tu - stwierdziła Ranefer, sama mimowolnie podnosząc głos. W międzyczasie nalewała też trunki domagającym się uwagi klientom, więc nie było jej łatwo prowadzić rozmowę z Bran.
- Zaraz do was podejdę - dodała ze smutną, przepraszającą wręcz miną. - Mam dziś urwanie głowy, zresztą jak każdego dnia. Przyniosę wam coś do picia, na mój koszt i sobie swobodnie porozmawiamy. Tylko zawołam tu kogoś, aby zajął moje miejsce…
- Doskonale! Będę czekać - Sikorka pożegnała się tymczasowo z Ranefer.

Gryf stracił uśmiech malujący się na twarzy gdy Bran wstała i ruszyła do szynkwasu. Otworzył usta gdy usłyszał co dziewczyna mówi do właścicielki i wrócił wzrokiem szybko do stołu.
- Niech bogowie zlitują się nade mną - jęknął pod nosem i zacisnął zęby, nasłuchując dalszej wymiany zdań.
- Bogowie i litość? Po tym jak trafiliśmy tutaj? - Wilk wyszczerzył się w uśmiechu i czekał aż właścicielka podejdzie. Najpierw miał ochotę na piwo. Inne specjały lokalu mogły poczekać.
- Mówiąc 'tutaj' masz na myśli to miejsce? - Laran powiódł wzrokiem za przechodzącą obok dziewczyną, której strój więcej pokazywał, niż zasłaniał. - Widziałem gorsze miejsca. Mogliśmy gorzej trafić.
- Do piekła chociażby - warknął Taled. - A z tego co wynika to piekło bliżej naszego świata.
Ponurak, pomyślał Laran. Nic jednak nie powiedział, bowiem dyskusja na te tematy do niczego by nie doprowadziła.
- Nie jestem pewien. Język. Możemy się porozumieć słowami. - Rzucił Wilk.
- Uznajesz to za coś pozytywnego, czy wprost przeciwnie? - zainteresował się mag.
- Na bogów, o czym wy mówicie! - oburzyła się w końcu Auriel, nie mogąc już słuchać tego wszystkiego. Postanowiła powiedzieć im to samo, co Kaedwynnowi gdy szli tutaj razem.
- Z tego miejsca grzech leje się strumieniem, jeśli ci ludzie się nie opanują, to narobią kłopotów w innym świecie! Przemienią się w demony pożądania i będą psuć świat i inne istoty. Staną się potworami! - Szamanka pociągnęła zmarszczonym nosem, a na koniec do reszty posmutniała.
- W ogóle to od bramy śledzą nas dwie osoby… A wy nie powinniście zapominać o Celozji i o złu, jakie mieliśmy pokonać. Bawicie się w najlepsze zapominając o obliczu swych przodków i ich chwalebnych czynach - kobieta spuściła wzrok w dół i westchnęła ciężko. Zdjęła z głowy pióropusz i położyła na swoich kolanach.
- Zgadzam się z Auriel. Bluźnierstwo i grzech kipi z tego miejsca. Obawiam się, że dużo lepiej nie jest poza tym miejscem.
Zadowolona bardka wróciła do stołu by oświadczyć dumnie Taledowi i reszcie:
- Dostałam pracę!
Gryf spojrzał na radosną Bran. Jego wzrok był twardy i zimny.
- A niby co chcesz w tym miejscu robić? Tu myślą tylko o jednym! - Lekko wzburzył się rycerz.
Laran nie wnikał w to, jaką pracę ma zamiar w takim miejscu wykonywać Bran, poza tym to była jej prywatna sprawa. Jednak wypowiedzi Auriel nie zamierzał pominąć milczeniem.
- Grzech to pojęcie względne - powiedział. - To, co w jednej cywilizacji jest zabronione, w innej cieszy się szacunkiem. Ponoć gdzieniegdzie gościnny gospodarz oddaje gościowi żonę lub córkę, a nieskorzystanie z takiej oferty stanowi obrazę. A gdzie indziej gotowi są gardło poderżnąć temu, co choćby zagada do cudzej żony.
Jeden z jego krewnych, dalekich zresztą, chwalił się tym, ile kobiet zwabił do swego łóżka. I tyle, jeśli chodziło o chwalebne czyny przodków. Tego jednak nie zamierzał mówić.
- Tutaj natomiast, jeśli chcemy choćby myśleć o powrocie do domu i rozprawieniu się z Celozją, to musimy zdobyć wielu przyjaciół i sojuszników - mówił dalej. - Krytykowanie tutejszych obyczajów nie posłuży naszej sprawie. Ale, oczywiście, możesz spróbować im wytłumaczyć, co złego jest w tym, co robią.
Temat śledzących również pominął milczeniem. Można się było tego spodziewać, że ktoś się nimi zainteresuje. Pytanie tylko brzmiało, kto tamtych nasłał. Ale bez względu na zleceniodawcę, lepiej było udawać osoby niegroźne, zainteresowane jedynie korzystaniem z uroków tego świata.
- Co tłumaczyć, że demonem ich forma się stanie? To nie jest coś, co się tłumaczy. Nie zapobiegnie się czemuś, co wydarzyć się ma… Jedno zdarzenie ma kilka ścieżek, ale czasami nawet one prowadzą w jedno miejsce - odpowiedziała Auriel, która nie wiedziała skąd mag wytrzasnął pomysł nawracania innych. Nie mogła na nich wpływać, to musiała być ich własna decyzja i wybór. Tylko tak było słusznie.
Taled patrzył na Auriel z wielkim pozytywnym zaciekawieniem. Czy ta kobieta była czysta jak łza? Mówi jak jakiś anioł. Rycerz tylko kiwał głową potwierdzając słowa dziewczyny.
Mętna jakoś była ta mowa, przynajmniej w odczuciu Larana. W jaki sposób Auriel miała zamiar sprawić, by tutejsi dostrzegli swe błędy i zeszli z drogi zła, drogi prowadzącej do formy demona? A może chciała być tylko biernym (narzekającym) obserwatorem, a Nithianie sami z siebie mieli do tego dojść? Ciekawe jak...
Ale to już zahaczało o dyskusje teologiczno-filozoficzne, których Laran nie zamierzał prowadzić. Pozostawił więc wypowiedź dziewczyny bez komentarza.
 
Kerm jest offline