Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2017, 09:08   #75
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Smok nie żył. Joris stał zaś nad jego truchłem nie odzywając się do nikogo i nie zwracając uwagi na to co dzieje się za kaplicą gdzie Marv sprawiał jednego z kultystów w baleron. Stał i gapił się na poszarpane i ociekające posoką skrzydło wystające spod zawaliska. Dopiero po chwili odwrócił się i wyszedł.
Przesłuchanie ani to co mógł wyjawić ledwo żywy bandyta, niespecjalnie go interesowały. Wariatów nie brakowało. W Neverwinter widział kiedyś takiego jednego co to na słupie od miesiąca siedział i z niego nie schodził co by się jakimś bogom przypodobać. Za to chcąc nie chcąc przyjrzał się bliżej linie z której rudzielec zrobił powróz dla smokowca. Jej żółtawość kojarzyła mu się… z kiszką. W głowie mu się nawet taka klechda kołatała. O bogu po wsze czasy związanym wątpiami własnego syna… Obrzydliwość.
- Tracicie tylko czas - stwierdził - Wyrwiecie go śmierci, żeby się ocknął i co potem? Stłuczecie, przesłuchacie i znów zabijecie? I co wam niby powie?
Jego usta wykrzywiło coś na kształt obrzydzenia. Zmarszczył brwi.
- Cokolwiek z niego wydobędziecie, zabieramy go do Phandalin - oznajmił, po czym spojrzał na Rikę - Myślisz, że można go wyleczyć z tego smoczego szaleństwa?
- Nie boisz się go?
- zapytał Shavri, który również wrócił znad smoczego kurhanu i już chciał zaproponować, żeby rozsądny tropiciel sam przesłuchał brańca. Pomysł jednak, aby go przygarnąć, przemawiał do niego, jak mało do kogo. Sam w końcu z ostatniej wyprawy przyprowadził do domu dwójkę dzieci. - Jest jeszcze jedna sprawa. Zmierzcha i tak, a ja chciałbym odkopać smoka i trochę go oprawić. Dlatego proponuje, żebyśmy tu zostali na noc. Spróbuje przyprowadzić konie. A jeśli ktoś chętny do kopania przy smoku, to zapraszam, bo zapowiada się i tak długa noc.
- Podrzucimy go Wujkowi Gundrenowi do kopalni. Obyczaj taki, by jeńców schwytanych przy pracy zatrudniać
- rzuciła pomysłem Turmi - To jak, gnieciemy mu orzeszki, czy nie będzie potrzeby?

Przeborka drgnęła wyraźnie, kiedy Turmalina rzuciła propozycję zesłania jeńca do kopalni. Szczęka jej wyraźnie drgnęła, kiedy wycedziła powoli:
- A może najsamprzód ciebie tam posłać, żebyś ogłady nabrała? - warknęła - Nie masz pojęcia, co mówisz i jaki los chcesz komuś zgotować, to lepiej zawrzyj usta. Co z wami jest nie tak? Taką macie przyjemność w torturowaniu słabszych, że nawet pokonanego wroga wolić zmęczyć, niż zabić?
- Byłam, widziałam
- wzruszyła ramionami Turmalina niespecjalnie przejmując się groźbą, co może i dobrze się stało.
- Niedoczekanie twoje! - Półelfka spojrzała na ukochanego, jakby ten postradał zmysły. - Chcesz zabierać ten pomiot zła do wioski? Gdzie są dzieci i starcy? To nie smok jest jego problemem, a czarne serce. Pająka też byś zabrał do Phandalin i starał się go “wyleczyć” z jego drowowiatości?!
Następnie spojrzała na krasnoludkę, gdy ta zaproponowała sprzedanie jeńca jako… niewolnika. Pobladła ze złości, by zaraz okrasić się płomiennym rumieńcem wściekłości.
Zgrzytnęła zębami, chrupnęła zbroją i odwinęła się do wyjścia, mając serdecznie dość całej tej wyprawy, a już zwłaszcza zachowania dwóch najbliższych sobie towarzyszy.

- Ja do tego ręki nie przyłożę. A jak chcecie go do kopalni wlec, to na mojej warcie na pewno ucieknie. - wojowniczka pokręciła głową i pogardliwym wzrokiem spojrzała na Jorisa i Marva, stojących nad jeńcem - Cho no po te konie, chłopcze. Nie będę stała tu z tymi oprawcami. - klepnęła lekko Sharviego w ramię, nadając mu kierunek “do wyjścia”.

- Nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Bardziej niż to konieczne - Marv wzruszył ramionami na słowa Jorisa. - Nie zależy mi aż tak na odpowiedziach. Chcieli nas jednak zabić, więc…
Chwycił jeńca za nadgarstki i zaczął przeciągać w bardziej ustronne miejsce, gdzie baby nie będą się tłoczyć do tortur. Dopiero tam spoliczkował kultystę w próbie ocucenia go. W razie co miał jeszcze wodę. Po kilku razach jeniec odcknął się, choć wzrok nadal miał półprzytomny. Widać cios w głowę, jaki otrzymał był na prawdę solidny. Po kilku minutach wzrok mu się wyotrzył i obdarzył Marva spojrzeniem pełnym nienawiści, ale i lęku. Smok nie żył. Joris stał zaś nad jego truchłem nie odzywając się do nikogo i nie zwracając uwagi na to co dzieje się za kaplicą gdzie Marv sprawiał jednego z kultystów w baleron. Stał i gapił się na poszarpane i ociekające posoką skrzydło wystające spod zawaliska. Dopiero po chwili odwrócił się i wyszedł.
Przesłuchanie ani to co mógł wyjawić ledwo żywy bandyta, niespecjalnie go interesowały. Wariatów nie brakowało. W Neverwinter widział kiedyś takiego jednego co to na słupie od miesiąca siedział i z niego nie schodził co by się jakimś bogom przypodobać. Za to chcąc nie chcąc przyjrzał się bliżej linie z której rudzielec zrobił powróz dla smokowca. Jej żółtawość kojarzyła mu się… z kiszką. W głowie mu się nawet taka klechda kołatała. O bogu po wsze czasy związanym wątpiami własnego syna… Obrzydliwość.
- Tracicie tylko czas - stwierdził - Wyrwiecie go śmierci, żeby się ocknął i co potem? Stłuczecie, przesłuchacie i znów zabijecie? I co wam niby powie?
Jego usta wykrzywiło coś na kształt obrzydzenia. Zmarszczył brwi.
- Cokolwiek z niego wydobędziecie, zabieramy go do Phandalin - oznajmił, po czym spojrzał na Rikę - Myślisz, że można go wyleczyć z tego smoczego szaleństwa?
- Nie boisz się go?
- zapytał Shavri, który również wrócił znad smoczego kurhanu i już chciał zaproponować, żeby rozsądny tropiciel sam przesłuchał brańca. Pomysł jednak, aby go przygarnąć, przemawiał do niego, jak mało do kogo. Sam w końcu z ostatniej wyprawy przyprowadził do domu dwójkę dzieci. - Jest jeszcze jedna sprawa. Zmierzcha i tak, a ja chciałbym odkopać smoka i trochę go oprawić. Dlatego proponuje, żebyśmy tu zostali na noc. Spróbuje przyprowadzić konie. A jeśli ktoś chętny do kopania przy smoku, to zapraszam, bo zapowiada się i tak długa noc.
- Podrzucimy go Wujkowi Gundrenowi do kopalni. Obyczaj taki, by jeńców schwytanych przy pracy zatrudniać
- rzuciła pomysłem Turmi - To jak, gnieciemy mu orzeszki, czy nie będzie potrzeby?

Przeborka drgnęła wyraźnie, kiedy Turmalina rzuciła propozycję zesłania jeńca do kopalni. Szczęka jej wyraźnie drgnęła, kiedy wycedziła powoli:
- A może najsamprzód ciebie tam posłać, żebyś ogłady nabrała? - warknęła - Nie masz pojęcia, co mówisz i jaki los chcesz komuś zgotować, to lepiej zawrzyj usta. Co z wami jest nie tak? Taką macie przyjemność w torturowaniu słabszych, że nawet pokonanego wroga wolić zmęczyć, niż zabić?
- Byłam, widziałam
- wzruszyła ramionami Turmalina niespecjalnie przejmując się groźbą, co może i dobrze się stało.
- Niedoczekanie twoje! - Półelfka spojrzała na ukochanego, jakby ten postradał zmysły. - Chcesz zabierać ten pomiot zła do wioski? Gdzie są dzieci i starcy? To nie smok jest jego problemem, a czarne serce. Pająka też byś zabrał do Phandalin i starał się go “wyleczyć” z jego drowowiatości?!
Następnie spojrzała na krasnoludkę, gdy ta zaproponowała sprzedanie jeńca jako… niewolnika. Pobladła ze złości, by zaraz okrasić się płomiennym rumieńcem wściekłości.
Zgrzytnęła zębami, chrupnęła zbroją i odwinęła się do wyjścia, mając serdecznie dość całej tej wyprawy, a już zwłaszcza zachowania dwóch najbliższych sobie towarzyszy.

- Ja do tego ręki nie przyłożę. A jak chcecie go do kopalni wlec, to na mojej warcie na pewno ucieknie. - wojowniczka pokręciła głową i pogardliwym wzrokiem spojrzała na Jorisa i Marva, stojących nad jeńcem - Cho no po te konie, chłopcze. Nie będę stała tu z tymi oprawcami. - klepnęła lekko Sharviego w ramię, nadając mu kierunek “do wyjścia”.

- Nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Bardziej niż to konieczne - Marv wzruszył ramionami na słowa Jorisa. - Nie zależy mi aż tak na odpowiedziach. Chcieli nas jednak zabić, więc…
Chwycił jeńca za nadgarstki i zaczął przeciągać w bardziej ustronne miejsce, gdzie baby nie będą się tłoczyć do tortur. Dopiero tam spoliczkował kultystę w próbie ocucenia go. W razie co miał jeszcze wodę. Po kilku razach jeniec odcknął się, choć wzrok nadal miał półprzytomny. Widać cios w głowę, jaki otrzymał był na prawdę solidny. Po kilku minutach wzrok mu się wyotrzył i obdarzył Marva spojrzeniem pełnym nienawiści, ale i lęku.
 

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 18-10-2017 o 09:11.
TomaszJ jest offline