Smok nie żył. Joris stał zaś nad jego truchłem nie odzywając się do nikogo i nie zwracając uwagi na to co dzieje się za kaplicą gdzie Marv sprawiał jednego z kultystów w baleron. Stał i gapił się na poszarpane i ociekające posoką skrzydło wystające spod zawaliska. Dopiero po chwili odwrócił się i wyszedł.
Przesłuchanie ani to co mógł wyjawić ledwo żywy bandyta, niespecjalnie go interesowały. Wariatów nie brakowało. W Neverwinter widział kiedyś takiego jednego co to na słupie od miesiąca siedział i z niego nie schodził co by się jakimś bogom przypodobać. Za to chcąc nie chcąc przyjrzał się bliżej linie z której rudzielec zrobił powróz dla smokowca. Jej żółtawość kojarzyła mu się… z kiszką. W głowie mu się nawet taka klechda kołatała. O bogu po wsze czasy związanym wątpiami własnego syna… Obrzydliwość.
-
Tracicie tylko czas - stwierdził -
Wyrwiecie go śmierci, żeby się ocknął i co potem? Stłuczecie, przesłuchacie i znów zabijecie? I co wam niby powie?
Jego usta wykrzywiło coś na kształt obrzydzenia. Zmarszczył brwi.
-
Cokolwiek z niego wydobędziecie, zabieramy go do Phandalin - oznajmił, po czym spojrzał na Rikę -
Myślisz, że można go wyleczyć z tego smoczego szaleństwa?
- Nie boisz się go? - zapytał Shavri, który również wrócił znad smoczego kurhanu i już chciał zaproponować, żeby rozsądny tropiciel sam przesłuchał brańca. Pomysł jednak, aby go przygarnąć, przemawiał do niego, jak mało do kogo. Sam w końcu z ostatniej wyprawy przyprowadził do domu dwójkę dzieci. -
Jest jeszcze jedna sprawa. Zmierzcha i tak, a ja chciałbym odkopać smoka i trochę go oprawić. Dlatego proponuje, żebyśmy tu zostali na noc. Spróbuje przyprowadzić konie. A jeśli ktoś chętny do kopania przy smoku, to zapraszam, bo zapowiada się i tak długa noc.
- Podrzucimy go Wujkowi Gundrenowi do kopalni. Obyczaj taki, by jeńców schwytanych przy pracy zatrudniać - rzuciła pomysłem Turmi -
To jak, gnieciemy mu orzeszki, czy nie będzie potrzeby?
Przeborka drgnęła wyraźnie, kiedy Turmalina rzuciła propozycję zesłania jeńca do kopalni. Szczęka jej wyraźnie drgnęła, kiedy wycedziła powoli:
-
A może najsamprzód ciebie tam posłać, żebyś ogłady nabrała? - warknęła -
Nie masz pojęcia, co mówisz i jaki los chcesz komuś zgotować, to lepiej zawrzyj usta. Co z wami jest nie tak? Taką macie przyjemność w torturowaniu słabszych, że nawet pokonanego wroga wolić zmęczyć, niż zabić?
- Byłam, widziałam - wzruszyła ramionami Turmalina niespecjalnie przejmując się groźbą, co może i dobrze się stało.
-
Niedoczekanie twoje! - Półelfka spojrzała na ukochanego, jakby ten postradał zmysły. -
Chcesz zabierać ten pomiot zła do wioski? Gdzie są dzieci i starcy? To nie smok jest jego problemem, a czarne serce. Pająka też byś zabrał do Phandalin i starał się go “wyleczyć” z jego drowowiatości?!
Następnie spojrzała na krasnoludkę, gdy ta zaproponowała sprzedanie jeńca jako… niewolnika. Pobladła ze złości, by zaraz okrasić się płomiennym rumieńcem wściekłości.
Zgrzytnęła zębami, chrupnęła zbroją i odwinęła się do wyjścia, mając serdecznie dość całej tej wyprawy, a już zwłaszcza zachowania dwóch najbliższych sobie towarzyszy.
-
Ja do tego ręki nie przyłożę. A jak chcecie go do kopalni wlec, to na mojej warcie na pewno ucieknie. - wojowniczka pokręciła głową i pogardliwym wzrokiem spojrzała na Jorisa i Marva, stojących nad jeńcem -
Cho no po te konie, chłopcze. Nie będę stała tu z tymi oprawcami. - klepnęła lekko Sharviego w ramię, nadając mu kierunek “do wyjścia”.
-
Nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Bardziej niż to konieczne - Marv wzruszył ramionami na słowa Jorisa. -
Nie zależy mi aż tak na odpowiedziach. Chcieli nas jednak zabić, więc…
Chwycił jeńca za nadgarstki i zaczął przeciągać w bardziej ustronne miejsce, gdzie baby nie będą się tłoczyć do tortur. Dopiero tam spoliczkował kultystę w próbie ocucenia go. W razie co miał jeszcze wodę. Po kilku razach jeniec odcknął się, choć wzrok nadal miał półprzytomny. Widać cios w głowę, jaki otrzymał był na prawdę solidny. Po kilku minutach wzrok mu się wyotrzył i obdarzył Marva spojrzeniem pełnym nienawiści, ale i lęku. Smok nie żył. Joris stał zaś nad jego truchłem nie odzywając się do nikogo i nie zwracając uwagi na to co dzieje się za kaplicą gdzie Marv sprawiał jednego z kultystów w baleron. Stał i gapił się na poszarpane i ociekające posoką skrzydło wystające spod zawaliska. Dopiero po chwili odwrócił się i wyszedł.
Przesłuchanie ani to co mógł wyjawić ledwo żywy bandyta, niespecjalnie go interesowały. Wariatów nie brakowało. W Neverwinter widział kiedyś takiego jednego co to na słupie od miesiąca siedział i z niego nie schodził co by się jakimś bogom przypodobać. Za to chcąc nie chcąc przyjrzał się bliżej linie z której rudzielec zrobił powróz dla smokowca. Jej żółtawość kojarzyła mu się… z kiszką. W głowie mu się nawet taka klechda kołatała. O bogu po wsze czasy związanym wątpiami własnego syna… Obrzydliwość.
-
Tracicie tylko czas - stwierdził -
Wyrwiecie go śmierci, żeby się ocknął i co potem? Stłuczecie, przesłuchacie i znów zabijecie? I co wam niby powie?
Jego usta wykrzywiło coś na kształt obrzydzenia. Zmarszczył brwi.
-
Cokolwiek z niego wydobędziecie, zabieramy go do Phandalin - oznajmił, po czym spojrzał na Rikę -
Myślisz, że można go wyleczyć z tego smoczego szaleństwa?
- Nie boisz się go? - zapytał Shavri, który również wrócił znad smoczego kurhanu i już chciał zaproponować, żeby rozsądny tropiciel sam przesłuchał brańca. Pomysł jednak, aby go przygarnąć, przemawiał do niego, jak mało do kogo. Sam w końcu z ostatniej wyprawy przyprowadził do domu dwójkę dzieci. -
Jest jeszcze jedna sprawa. Zmierzcha i tak, a ja chciałbym odkopać smoka i trochę go oprawić. Dlatego proponuje, żebyśmy tu zostali na noc. Spróbuje przyprowadzić konie. A jeśli ktoś chętny do kopania przy smoku, to zapraszam, bo zapowiada się i tak długa noc.
- Podrzucimy go Wujkowi Gundrenowi do kopalni. Obyczaj taki, by jeńców schwytanych przy pracy zatrudniać - rzuciła pomysłem Turmi -
To jak, gnieciemy mu orzeszki, czy nie będzie potrzeby?
Przeborka drgnęła wyraźnie, kiedy Turmalina rzuciła propozycję zesłania jeńca do kopalni. Szczęka jej wyraźnie drgnęła, kiedy wycedziła powoli:
-
A może najsamprzód ciebie tam posłać, żebyś ogłady nabrała? - warknęła -
Nie masz pojęcia, co mówisz i jaki los chcesz komuś zgotować, to lepiej zawrzyj usta. Co z wami jest nie tak? Taką macie przyjemność w torturowaniu słabszych, że nawet pokonanego wroga wolić zmęczyć, niż zabić?
- Byłam, widziałam - wzruszyła ramionami Turmalina niespecjalnie przejmując się groźbą, co może i dobrze się stało.
-
Niedoczekanie twoje! - Półelfka spojrzała na ukochanego, jakby ten postradał zmysły. -
Chcesz zabierać ten pomiot zła do wioski? Gdzie są dzieci i starcy? To nie smok jest jego problemem, a czarne serce. Pająka też byś zabrał do Phandalin i starał się go “wyleczyć” z jego drowowiatości?!
Następnie spojrzała na krasnoludkę, gdy ta zaproponowała sprzedanie jeńca jako… niewolnika. Pobladła ze złości, by zaraz okrasić się płomiennym rumieńcem wściekłości.
Zgrzytnęła zębami, chrupnęła zbroją i odwinęła się do wyjścia, mając serdecznie dość całej tej wyprawy, a już zwłaszcza zachowania dwóch najbliższych sobie towarzyszy.
-
Ja do tego ręki nie przyłożę. A jak chcecie go do kopalni wlec, to na mojej warcie na pewno ucieknie. - wojowniczka pokręciła głową i pogardliwym wzrokiem spojrzała na Jorisa i Marva, stojących nad jeńcem -
Cho no po te konie, chłopcze. Nie będę stała tu z tymi oprawcami. - klepnęła lekko Sharviego w ramię, nadając mu kierunek “do wyjścia”.
-
Nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Bardziej niż to konieczne - Marv wzruszył ramionami na słowa Jorisa. -
Nie zależy mi aż tak na odpowiedziach. Chcieli nas jednak zabić, więc…
Chwycił jeńca za nadgarstki i zaczął przeciągać w bardziej ustronne miejsce, gdzie baby nie będą się tłoczyć do tortur. Dopiero tam spoliczkował kultystę w próbie ocucenia go. W razie co miał jeszcze wodę. Po kilku razach jeniec odcknął się, choć wzrok nadal miał półprzytomny. Widać cios w głowę, jaki otrzymał był na prawdę solidny. Po kilku minutach wzrok mu się wyotrzył i obdarzył Marva spojrzeniem pełnym nienawiści, ale i lęku.