Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2017, 11:40   #76
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Zamek Cragmaw
Eleint, Śródlecie. Wieczór



Przeborka i Shavri ruszyli po konie i bagaże drużyny pozostawione u podnóża wzgórza, a reszta ekipy zajęła się ściąganiem trupów w jedno miejsce i przygotowaniami do noclegu. “Sala tronowa” była jak znalazł, obok kominka leżało nawet jeszcze drewno, które powinno im starczyć na większą część nocy. Konie nie były zachwycone perspektywą wchodzenia po bocznych schodach, lecz w końcu się udało (aczkolwiek muła Zenobii Przeborka musiała praktycznie wepchnąć do zamku). Umieszczono je w korytarzu obok tymczasowej sypialni drużyny, gdzie zajęły się chłeptaniem wody z wiader, strzygąc niespokojnie uszami. Zapach smoka powinien był odstraszyć wszelkich drapieżców, choć i tak należało mieć się na baczności. Shavri przy świetle pochodni sprawdził też tropy wokół zamku. Wyglądało na to, że nikomu nie udało się zbiec.

Gdy już wszystko było gotowe drużyna ruszyła do odkopywania smoka. Oczywiście ci, których to interesowało. Jedni marzyli o butach z zielonej skóry, inni przeliczali ją na złocisze, a Zenobia dumała o wyprawionych smoczych genitaliach. Turmalina dumała głównie o nowych zastosowaniach geomantycznej magii do rycia w ziemi. Póki co umiała tylko zawalać, a nie odkopywać i była z tego faktu bardzo niezadowolona, co objawiało się raźnym pokrzykiwaniem na wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jej donośnego głosu. Na szczęście krzyki szybko ucichły zastąpione kasłaniem - odwalenie lezącego na cielsku smoka gruzu wymagało dużo pracy i wzbijało tumany kurzu. Jeden z bezwładnie toczących się kamieni zranił Turmalinę w nogę, ale poza tym obyło się bez ofiar w ludziach i nieludziach.

Sam gad, po odkopaniu przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy. W niczym nie przypominał majestatycznego stworzenia, które z ciekawością krążyło nad Thundertree badając kto wszedł na jego terytorium. Porozdzierana skóra, zmiażdżone skrzydła, strzaskany łeb… Nie mówiąc już o ranach zadanych przez drużynę w Thundertree. Większy płat skóry, na płaszcz przykładowo, można było wykroić jedynie od spodniej strony. Z mniejszych zmyślny szewc czy krawiec mógłby oczywiście zrobić to i owo, ale wymagało to dostarczenia cielska do dobrego kuśnierza zanim zacznie się ono rozkładać. I wybebeszenia go najpierw. Zapewne wnętrzności też miały swoją wartość, zwłaszcza dla magów; nie wspominając o zasobach kwasu, który omal nie zabił Jorisa. Niestety pod nieobecność Trzewiczka nikt z drużyny nie potrafił ocenić co się może przydać i za co otrzymają najlepszą cenę. Poza tym - kto im to w Phandalin kupi? Wypadałoby zawieźć truchło smoka aż do Neverwinter.

No i czy konie w ogóle zechcą nieść taki ładunek…?



W tym czasie Marv zabrał się do przesłuchiwania jeńca. Najemnika dziwiło, że jako jedyny był zainteresowany tym, co kultysta ma do powiedzenia (zwłaszcza, że z mamrotania Torikhi zrozumiał, iż nie jest to pierwsze ślad bytności ‘smokowców’ w tej okolicy), ale nie dyskutował więcej. Przynajmniej mógł porozmawiać z wrogiem w spokoju.

Ten patrzył na Marva spode łba, ze wszystkich sił starając się wyglądać butnie i odważnie. W jego stanie średnio mu to wychodziło; w miejscu uderzenia wyrósł mu potężny guz utrudniając poruszanie głową, no i był też ranny, choć krew zdąrzyła już zakrzepnąć i wstępnie zasklepić miejsce ciecia. W ocenie Hunda jeniec był mniej więcej w jego wieku; dobrej jakości ubranie, jasna cera i niezbyt zniszczone dłonie wskazywały na miejskie lub szlacheckie pochodzenie.

Marv usiadł przed jeńcem na zydlu tak, by pochodnia oświetlała twarz przesłuchiwanego. Miał w głowie zestaw standardowych - w jego mniemaniu - pytań: kim na prawdę są kultyści, co tu robią, dlaczego smok ich nie zeżarł i gdzie skarb. To ostatnie było trochę na wyrost, gdyż smoczy skarb drużyna Jorisa odkopała już wcześniej, ale kto powiedział, że smok miał tylko jeden schowek? Hund nie znał się na smokach, więc wolał sprawdzić i tę ewentualność.
- Nic ci nie powiem! - wrzasnął jeniec. - Jesteśmy panami smoków, nasze macki… skrzydła sięgają każdego zakątka Faerunu, moc bogini jest z nami, nikt nas nie pokona! - ostatnie słowa wysapał dyszkantem, a potem rozkaszlał się gwałtownie.
- Póki co jesteś jedynym z waszej bandy, który żyje… jeszcze... - uprzejmie zauważył Marv, gdy tamten skończył kasłać. Nie znosił takiej nadętej gadki, ale spróbował jeszcze raz, zwłaszcza że jeńcowi nieco zrzedła mina gdy usłyszał o śmierci kompanów.
- Zapytam ponownie… - zaczął Marv, znacząco prezentując ostry koniec środka perswazji, którego miał zamiar użyć raczej w ostateczności. W końcu skoro pracodawcy nie zależało...
Młodzian trzymał się jednak dość dzielnie. Hundowi udało się wydusić z niego, że jest częścią “większej sprawy”, której smok był jedynie drobną częścią. Pięciometrowy smok nie wyglądał na “drobną” część. Jednak patrząc na względną łatwość, z jaką go pokonali (przy sporym udziale Turmaliny, co Marv musiał przyznać z niechęcią) nic nie wskazywało na to, by miał się przysłużyć kultystom do czegoś specjalnego. No, chyba że do terroryzowania okolicznych mieszkańców.
- Favric zawiódł, my nam się prawie udało. Przekupiliśmy smoka skarbami, a po nas przyjdą kolejni, którzy… - piał tymczasem nawiedzony jeniec, który widać bardziej wierzył w przychylność Shar i słuszność swej misji niż ostrze marvowej włóczni. Fakt, że smok nie żył zdawał się nie robić obłąkańcowi różnicy.


Zakończywszy przesłuchanie, kopanie i inne niezbędne czynności drużyna zebrała się w sali tronowej by zjeść posiłek i zadecydować co dalej. Po śmierci smoka praca czwórki najemników była w zasadzie zakończona. Pozostawał podział łupów, wypłata, odzyskanie dwukółki Zenobii z Thundertree i... no właśnie, i co dalej?


 
Sayane jest offline