Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2017, 18:15   #102
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Japonia, Tokyo, poniedziałek, późne popołudnie

Orochi i Alice
Kiedy Orochi i Alice dotknęli powierzchni dziwnej kuli spod ich dłoni wydobyło się błękitne światło. Ten blask nie tylko zalał całe pomieszczenie, ale także ich samych jakby… jakby przenikając ich ciała. Gdy znów na siebie spojrzeli nie mieli swoich ziemskich ciał, lecz przywdziali aparycję kosmitów, którzy w nich zamieszkiwali.

- Yakalafi… - szepnął kosmita, który jeszcze kilka chwil wcześniej był Orochim.

[MEDIA]https://vignette2.wikia.nocookie.net/starwars/images/4/48/TattooedChiss-TNR.jpg[/MEDIA]

Zresztą jaźń Japończyka była cały czas aktywna. Zauważył nawet, że teraz to on przerastał o głowę towarzysza, który wcześniej jako Europejczyk wydawał mu się bardzo postawny.

- No proszę, Makhenike – odpowiedział Lindsay, który jednak Lindsayem obecnie nie był. Zmienił się nie tylko jego wygląd, ale i głos, gestykulacja… wszystko.
[MEDIA]https://vignette2.wikia.nocookie.net/starwars/images/4/4a/Outboundthrawn.jpg[/MEDIA]
A spoczywający gdzieś tam w środku Alice przyglądał się temu, nie mogąc nic zrobić.
A jednak udało ci się dotrzeć. - rzekł... choć wcale tego nie chciał.

Obcy, który zajął miejsce Orochiego, jakby sprężył się do skoku. W jego czerwonych oczach było szaleństwo.
- Jedenaście lat, dupku! Jedenaście lat!!! Jedenaście pieprzonych lat zanim wreszcie mogłem umrzeć! Jak mogłeś? Jak mogłeś mi to zrobić?! Po co?!!! Powiedz mi „po co” zanim cię zabiję – darł się Makhenike opętańczo, nie robiąc jednak wielkiego wrażenia na towarzyszu.
- Dla niej. – odpowiedział po prostu Yakalafi, zachowując ten sam zimny spokój.
- Dla niej? Selohi cię nie chciała, wiesz o tym!
- Ale zechce. Szczególnie, gdy zobaczy cię w tym…
- Yakalafi uśmiechnął się pogardliwie – ciele. Doprawdy ten cały Orochi pasuje do ciebie. Z gówna można ulepić tylko gówno, jak mawiają Filipińczycy.
- Ty… ty… zabiję cię!

Yakalafi rzucił się na przeciwnika, lecz w chwili, gdy jego ręka oderwała się od czarnej kuli, znów był tylko Orochim, a jego towarzysz Lindsay’em. Oki wpadł na Szkota teraz, przez co obaj się przewrócili na posadzkę.

Haruka i Saito
Udało się! Wydostali się z tego domu wariatów – nieprawdziwego posterunku policji, w którego murach kryła się jakaś organizacja międzynarodowych oszołomów, którzy uważali parę zbiegów i jeszcze kilka innych osób, obdarzonych wizjami o życiu pozaziemskim, za zagrożeni dla całej planety. Też coś! Absurdalny humor rodem z Monty Pythona albo jakiegoś rodzimego teleturnieju.

Oczywiście, nie szło idealnie – zeskakując, mimo poczynionej uwagi, Saito nadwyrężył sobie kostkę i na razie mógł zapomnieć o bieganiu. Jednak dzięki temu, że zatrzymał się wraz z Haruką w cieniu ogrodzenia wokół posterunku udało im się uniknąć patrolu, który właśnie przechadzał się chodnikiem. Dwójka zbiegów miała tymczasowo zapewnioną kryjówkę, lecz nie mogli przecież zostać tu na zawsze. Okolica była wyludniona. Po lewej mieli otwarty teren boisk oraz placu zabaw, a dalej szkołę i jakieś osiedle – żeby jednak dostać się między domy, musieliby przebyć odkryte tereny boisk. Z drugiej strony natomiast znajdował się par, za którym między drzewami można było dostrzec światła samochodów i jakąś ulicę. Problemem tutaj był jednak fakt, że patrolujący policjanci ruszyli właśnie w głąb zielonego terenu, idąc jedną z wielu alejek.
[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/cf/3b/a8/cf3ba8f24569edec0f52e9c80c006650.jpg[/MEDIA]

Shunsuke
- Co to takiego? – zapytał Motsamaisi w którego ciele znajdował się teraz duch Shunsuke, cofając się do szczątków wspomnień, jakie przywiodła ze sobą jaźń kosmity.
- To witaminy. Na wzmocnienie. – powiedział Yakalafi, aplikując mu dożylnie zielonkawy płyn. Było to o tyle dziwne, że mieli przecież immunofibie, które wystarczyło „nakarmić” odżywczymi substancjami, by rozprzestrzeniając się potem w organizmie osoby, przekazały owe związki nowemu gospodarzowi. Kapitan nie chciał jednak podważać kompetencji swojego medyka – ostatniego medyka w bazie. On sam zresztą od kilku dni kiepsko się czuł – wkrótce wirus zabierze także jego. Nagle poczuł, że robi mu się niedobrze, a ciało zaczyna się nienaturalnie rozgrzewać.
- Yakalafi… coś jest nie… w porządku – udało mu się jeszcze powiedzieć, zanim rozkasłał się na dobre.
- Wszystkie jest w jak najlepszym porządku, Kapitanie. – odparł medyk jak zwykle beznamiętnym tonem – Proszę się nie martwić, transfer pańskiej duszy został przygotowany.
- Yaka…la…fi… - wycharczał osuwający się na ziemię mężczyzna. „Otrułeś mnie” – chciał powiedzieć jeszcze, lecz nie był już w stanie. Czuł, że wirus zaatakował jego osłabione ciało z nową zaciętością. To już nie była walka – to był pogrom.
„Mouputsi…wybacz mi” – w ostatniej chwili życia pomyślał o żonie. Teraz ona nie miała już nikogo… Jak to zniesie jego ukochana?



Shunsuke zamrugał oczami nagle przytomniejąc. Uzmysłowił sobie, że dziwna wizja wcale nie miała związku z urządzeniem w jego rękach. Dopiero teraz nacisnął przycisk „Play” i zamknął oczy, choć w kompletnej ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu, wydawało się to zbędne.

Początkowo nic się nie działo. Siedział w ciemności, a żaden dźwięk nie zakłócał ciszy. Aż nagle usłyszał głos. Głos o tyle niezwykły, że choć obcy, wydobywał się z jego umysłu.

- Zostaw mnie.
– warknął głos. Z jakiegoś powodu Shunsuke wydawało się, że należy do kobiety.


Yamasuki
W pewnym sensie została sama. Znów. Kolejny raz. Jak zawsze. Sama.
Stała w pogrążonym w ciemności korytarzyku. Nikogo nie słyszała, nikogo nie widziała.
Czas jakby zatrzymał się w tym miejscu.


 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 19-10-2017 o 18:47.
Mira jest offline