Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2017, 23:45   #25
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post wspólny

- Tak - mruknął Chris - sam się przesuwa… łopatą. Ty też nie jesteś wobec nas… nieważne - machnął ręką i przestawił latarkę na najniższe możliwe światło. - Idę - dodał - nie świećcie mi po oczach.
Ruszył w głąb korytarza, z powrotem stawiając kroki możliwie cicho i oświetlając sobie drogę tylko na chwilę. Pozostały czas celował latarką za siebie. Chris na moment nabrał przekonania, że wziął udział w jakiejś szopce przygotowanej przez Marka.
- Chodźmy - Deanna, nie spoglądając na pozostałych, ruszyła za Chrisem. Niby nigdy nie cierpiała na klaustrofobię, ale zaczynała się już czuć nieswojo w tej kopalni. A może to chodziło o towarzystwo, nie miejsce?

Odgłos ich kroków zdawał się zagłuszać tajemnicze kopanie. Jednak gdy na chwilę przystanęli, zauważyli, że odgłosy całkiem ucichło. Ciężko było powiedzieć, czy był to dobry znak. Szli rozglądając się uważnie i w końcu znaleźli kawałek rozkopanej ziemi. Ktoś ewidentnie wykopał mały dołek i na szybko go zasypał. Ciężko było powiedzieć czy pobliskie ślady butów należały do kogoś nowego, czy to dalej te, które zostawiło któreś z nich, szczególnie, że w tym miejscu piasek był nieco twardszy i odciski gorzej się odbijały.
Nie zastanawiając się długo Deanna przykucnęła i zaczęła rozgrzebywać świeżą ziemię
- Poświeć - rzuciła do Chrisa.
Nim jednak skończyła mówić latarka mężczyzny już oświetlała to miejsce. Chwilę wcześniej jednak błąkała się po korytarzu. Był równie ciekawy, co Deanna, co tu się dzieje. Wszystko zaczynało dziwacznie wyglądać. Jednocześnie szturchnął szefową delikatnie w ramię, żeby podała mu drugą latarkę.
- Poświecę drugą po ścianach. Ten ktoś może tu ciągle być - szepnął - i nie daj Boże wrócić.
To naprawdę nie była przyjemna myśl.
- Tylko tu - wskazała świeżo poruszoną ziemię.- Po cichu. Nie świeć po bokach, nikt nie musi wiedzieć, że tu jesteśmy. Z drugiej strony.. Przecież tam został samochód. Jak mogli się nie zorientować się, że tu weszliśmy?

Dołek został pośpiesznie wykopany i również szybko zasypany. Ktoś najwyraźniej coś tam ukrył, ale jeśli mieli zobaczyć, kto to był, musieliby ruszyć do wyjścia w tej chwili i to szybko.
- Idź za nim, ostrożnie. - Deanna przytrzymała swoją latarkę brodą i ramieniem, uwalniając obie ręce. Teraz mogła kopać szybciej - Ja dogonię cię za minutę.
- Eeee
- zabłysnął Chris elokwencją, ale ułamek sekundy później gnał na palcach w kierunku wyjścia. Bieganie na palcach pozwala poruszać się w jaskiniach wyraźnie ciszej. Tak się intuicyjnie wydawało Chrisowi. W praktyce robił chyba jeszcze więcej hałasu. Po chwili biegł już normalnie oglądając szybko drogę przed sobą latarką ponownie ustawioną na maksymalną jasność. Dawno temu w szkole dużo biegał w zatłoczonych korytarzach próbując uniknąć zderzenia z innymi. Nawet takie dziwaczne umiejętności potrafią się czasem przydać. W zasadzie to nie był pewien, czy bardziej chce dogonić tego kogoś, czy po prostu wyjść z tej jaskini.
Ciężko było powiedzieć czy w ogóle dobrze biegło, w drugą stronę szedł tak ostrożnie spoglądając pod nogi, a teraz biegł w ciemności rozświetlanej tylko latarką, która skakała mu w rękach podczas biegu.
Strach przed tym, że się zgubił był zrozumiały, szczególnie, że nie wydawało mu się, że zaszli aż tak strasznie daleko w kopalni. Najwyraźniej jednak po prostu stracił poczucie czasu przez emocje, ostatecznie dostrzegł światełko w tunelu.
Pierwsze co usłyszał to opony odrzucające piach. Ktoś odjeżdżał samochodem Marka. Gdy Chris wybiegł z kopalni, samochód właśnie zaczynał odjeżdżać, a kimkolwiek był kierowca, robił to w zrozumiałym pośpiechu. Oczywiście jak na złość, Mark zaparkował dość daleko, Chris mógł tylko zobaczyć, że kierowca ma najwyraźniej długie, ciemne włosy, bo nie zdążył zasunąć szyby.

W międzyczasie Deanna rozgarnęła piach, którym ktoś szybko zasypał dziurę. Akurat gdy skończyła kopać i znalazła to co zakopano Mark i Agatha zdążyli ją dogonić.
- Co jest? Znaleźliście coś? - zapytał mężczyzna nie widząc zza pleców Deanny tego co trzymała w rękach, czyli bardzo gładkiego i ostrego grotu strzały.
Przez chwilę rozważała schowanie grotu w dłoni - nie ufała Markowi, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu.
- Tak - odpowiedziała, podnosząc się na nogi. - To grot strzały - nie wypuszczając go z palców oświetliła znalezisko latarką, pozwalając obejrzeć. Po chwili wsunęła je do kieszeni kurtki.
- Nie traćmy czasu, Chris goni tego kogoś. - pobiegła w stronę wyjścia.

Chris wygrzebał w pośpiechu swój telefon i już wykręcał 112. Jednocześnie dysząc włożył głowę w tunel i zawołał licząc, że nie wywoła tym jakiejś lawiny.
- Mark! Agatha! Szybko, ktoś ukradł wam auto - i jednocześnie czekał na zgłoszenie się operatora. Raz w życiu zgłaszał kradzież auta, ale nie miał wątpliwej przyjemności widzieć jak się ono oddala.
Pozostała trójka wybiegła akurat gdy Chrisa przekierowało do pobliskiego biura szeryfa, gdzie nie tak niedawno była w odwiedzinach Deanna.
- Niemożliwe… - mruknął Mark rozglądając się, gdy wybiegł z kopalni i zobaczył, że rzeczywiście nie ma auta, zdecydowanie zwolnił szybko się poddając. - Nie, nie, nie… to nie może się dziać naprawdę.
Agatha zaś od razu ominęła resztę, wybiegła ze ścieżki prowadzącej do wejścia kopalni na drogę prowadzącą do samego podłoża góry. Van szybko oddalał się, zostawiając za sobą tumany kurzu. Rzeczywiście był dobrze zachowanym samochodem.
- Mark… przecież my tam wszystko mieliśmy! - krzyknęła odwracając się do reszty. - Wszystko! - krzyknęła jeszcze głośniej. Nawet z odległości, w której stała był to dość donośny krzyk.

- Masz - Chris wcisnął Markowi telefon w rękę. - Tu jest jedna główna droga. Może patrole go wyłapią. To bardzo charakterystyczne auto. - Spojrzał pytająco na Deannę. Rozmawiała z szeryfem niedawno. - Pogadasz z nim? - szepnął do niej. Zaczął też zastanawiać się, czym było to ‘wszystko’, skoro super drogi sprzęt stał dalej w kopalni.

Mark zadziwiająco spokojnie i rzeczowo szybko przedstawił przez telefon sytuację, Agatha zaś zrezygnowana powoli wracał do reszty ze zwieszoną głową.
- Niewiarygodne… a wszystko zapowiadało się tak dobrze. To miejsce jest jakieś przeklęte cholera… - warknęła pod nosem kopiąc pobliską kupę piachu. Na jej nieszczęście pod piachem ukrył się sporawy i mocno osadzony w ziemi kamień.
- Kurwa! - syknęła z bólu upadając na kolano i łapiąc się za stopę. - No tak… oczywiście - szepnęła przez łzy.

Mark oddał telefon dla Chrisa.
- Mają dwa samochody, jeden wysłali po nas, drugi spróbuje znaleźć vana póki się za bardzo nie oddalił. Może nie będzie tak źle - powiedział Mark niezbyt przekonująco. Nie brzmiał na kogoś kto pokłada wiele wiary w lokalne służby wymiaru sprawiedliwości.
- Spokojnie - zmitygowała ich Deanna. - Nie nakręcajcie się. Agatha, w porządku? Mark, większość sprzętu masz w kopalni, tak? . Więc trzeba po niego wrócić i zabrać. Policja zaraz przyjedzie. Ten facet jakoś tu przyszedł. Szedł pieszo? - myślała głośno. - Skąd? Ktoś go podwiózł i wysadził? Sam czymś przyjechał? Ale w takim razie czemu zabrał samochód Marka? - spojrzała na faceta - Jak go uruchomił? Chyba nie zostawiłeś kluczyków? Zaskoczyliśmy go, więc nie był przygotowany, że będzie musiał uciekać.
- Nie no nie zostawiłem kluczyków, ale to stary samochód. Pewnie ktoś zdolny znał sposób -
odpowiedział wzruszając ramionami. - Poza tym to nie była większość sprzętu - wskazał na kopalnię. - Wziąłem ze sobą tylko trochę rzeczy do pomiarów przestrzeni zamkniętych i do badania składu gleb… miałem tam jeszcze mnóstwo rzeczy - dodał kręcąc głową. Skala tego ile stracił powoli zaczynała do niego docierać, w przeciwieństwie do niektórych, uspokajających słów Deanny.

- Jakiś facet lub kobieta włazi do kopalni do której nikt nie chodzi, zakopuje tam jakąś pierdołę, a potem kradnie przypadkowy samochód, bo tak się dziwnie składa, że jest złodziejem samochodów i potrafi ocenić jego wartość, albo co jeszcze lepsze, tego co znajduje się w środku. Wszystko to na końcu świata, w miasteczku, gdzie wszyscy się znają. Kompletne kuriozum… Ten facet jest albo skończonym kretynem, albo świetnie zna tutejszy teren. Przecież z tego miasta są tylko dwie drogi wyjazdowe. Musi się natknąć na jakąś policję jeśli nimi pojedzie. Co więcej sam szeryf na pewno zna wszystkich ludzi tutaj, którzy potrafią uruchomić auto bez kluczyka, czyli pewnie to ktoś nie stąd. Miał długie włosy, może to ten menel co pojawił się tutaj wczoraj? Tak na marginesie, co było w tej dziurze? Zaraz - postukał palcem w telefon - Mark, a te twoje geolokacyjne cuda nie mają czegoś, co pozwala je same zlokalizować?
- Jeśli są włączone… a nie są -
odpowiedział obojętnie i w końcu uklęknął przy obolałej Agathcie. Resztę tego co powiedział Chris zdawał się już zapomnieć.

Chris początkowo odczuwał wyrzuty sumienia, tak jakby sam doprowadził do kradzieży tego samochodu. Teraz jednak reakcja Marka trochę go zmieszała. Powinien jednak, chyba trochę popanikować, albo co najmniej wybuchnąć jakimś histerycznym śmiechem.
- Eee - bąknął trochę zagubiony - no, a zakopane było co? - starał się skupić na analizie wszystkiego co właśnie zaszło, ale w głowie miał głównie kłębowisko myśli.

Deanna skinęła głową na Chrisa i odeszła kilka kroków na bok, tak żeby pochylony nad Agatha Mark ich nie słyszał.
- Grot strzały - pokazała znalezisko. - Nie wydaje ci się to bez sensu? Ktoś wpada, zakopuje to, a potem wypada i zabiera samochód Marka. Zupełnym przypadkiem potrafi go odpalać bez kluczyków. Nie wydaje ci się, że ten Mark coś ściemnia? Może byli umówieni z tamtym gostkiem?
Potarła skroń.
- Sama nie wiem, może paranoja mi się uruchomiła… W każdym razie trzeba od niego wyciągnąć ten numer do szefa.
- Hmm
- mruknął - nie wiem co ci się uruchomiło, ale całość jest zupełnie absurdalna. Grot strzały... do tego wygląda, że go spłoszyliśmy. Co zamierzał jeszcze zakopać? Więcej takich, a potem zgłosić konieczność zrobienia wykopalisk? Musimy dopaść tego złodzieja i mieć na oku Marka. Nic tu nie jest takie jak być powinno. Rano nie wiedzieliśmy nic. Teraz mamy kupę absurdów.

Chris poczekał aż Mark skończy rozmawiać z Agathą:
- Chcesz może wynieść ten sprzęt z kopalni? - wydawało mu się oczywiste, że tak, ale facet zachowywał się dziwnie, niech więc sobie sam zdecyduje. - Pomogę ci, jeśli chcesz. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy. Przykro mi - zakończył do obojga.
Mark wstał i spojrzał w stronę wejścia.
- Skoro policja zaraz mu tu być, może będą chcieli obejrzeć wnętrze więc na razie niech zostanie - powiedział wzruszając ramionami. - Mówisz, że nie macie pojęcia kto to mógł być? - spytał unosząc brew.

- Pierwszy raz go widziałam… Zanim tam wrócicie - potrzebuję numer telefonu, który dałeś Thomasowi. - Deanna spojrzała nagląco na Marka
- Tak jak mówiłem, nie znam na pamięć, a telefon miałem w samochodzie… - powiedział wskazując na niknący ślad kurzu i piachu po skradzionym vanie.
Chris nabrał powietrza w płuca i zastanawiał się na poważnie, czy może jednak coś mu się przyśniło:
- Mamy więc trochę powodów, żeby pomóc wam odnaleźć to auto. Byłoby jednak super, gdybyście współpracowali z nami na ile możecie. Jest jeszcze coś co powinniśmy wiedzieć?
- No prosze cię Mark
- Deanna przewróciła oczami. - Nie rób ze mnie kretynki, dobrze? Podaj nazwisko tego faceta, firmę, dział i sama go namierzę. Albo ty zadzwoń i dopytaj, będzie szybciej. Chcesz mój telefon? - wyciągnęła do niego komórkę.
- Już wam mówiłem jak ma na nazwisko - westchnął. - To znany profesor i dalej pracuje na uniwersytecie kalifornijskim. Wasz kolega koniecznie chciał jego prywatny, a nie firmowy numer. Jak podacie dobry powód dadzą wam numer prywatny - dodał zirytowany.
- Czy wszyscy w waszej branży są tak wkurwiający i upierdliwi? - warknął jeszcze na zakończenie.
- Nie, ja jestem wyjątkiem - Deanna uśmiechnęła się uroczo. - Dobra, ja go namierzę na uniwersytecie, a potem ty zadzwonisz i mnie zaanonsujesz. Zawsze lepiej po znajomości, prawda? Będziesz tak miły, Mark? - nie czekając na odpowiedź sięgnęła do przeglądarki w telefonie.
- To prawda - przytaknął Chris - jesteśmy wszyscy w niezłym w bagnie. Pomóc wam coś przed przyjazdem policji? Jeśli nie to porozmyślamy z Deanną po co ktoś zakopuje kawałki indiańskich akcesoriów w opuszczonej kopalni i jak to się ma do całej reszty dzisiejszych absurdów - ostatecznie mógłby pogadać z tym profesorem. Trochę pracował z tą bandą nadętych bubków.

Niestety zasięg w tym miejscu był okropny, nie mówiąc już o dostępie do internetu. Wyglądało na to, że będą musieli poczekać na podwózkę do miasta od policji.
- Niech wam będzie - machnął ręką. - Ale potem dacie nam spokój. Coś mi mówi, że i tak to przez was mamy teraz przejebane - fuknął na zakończenie klękając przy Agathcie.

- Masz przejebane przez swoją niefrasobliwość – mruknęła Deanna. Czemu nie usłyszała alarmu samochodu marka? Czy on w ogóle go zamykał? Wszystko nie trzymało się kupy… Może coś w kartotekach policyjnych będzie o złodziejach samochodów, może na stacji widziano kogoś nowego. Po namyśle przyjęła, ze złodziej nie pochodził z miasta. I najprawdopodobniej działał w porozumieniu z Markiem. Może chciał ich po prostu zatrzymać z dala od motelu na jakiś czas?
Muszą dostać się do miasta. I dowiedzieć się, co Pat udało się ustalić.
Sięgnęła ponownie po komórkę i wybrała numer dziewczyny.

- Chris - powiedziała jeszcze, czekając na połączenie - rozejrzyj się po okolicy , ten facet musiał się tu jakoś dostać. Może są jego ślady, rower cokolwiek?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline