Luna chwilowo nie miała żadnych pomysłów, zajęta łataniem ubrania i swoich skaleczeń. Jej lina była spleciona w koszyk na kulę, więc do niczego. Ech. Do czego to doszło, żeby powstrzymywała ich taka uparta iluzja. - No przecież chcemy pomóc! - wrzasnęła do pustych ścian. - Tyle wysiłku, żeby ochronić kupę gruzu... - Luna nie mogła wyjść ze zdziwienia. COŚ musiało tam być. Albo ktoś... Jakiś ktoś rzucił przecież to zaklęcie już PO zniszczeniu zamku. Szkoda, że nie wypytała Mirko o historię tego miejsca. Choć w sumie nie była pewna czy niziołki cokolwiek wiedziały... Szkoda, że nie mieli już kości księciunia; może zamek by ich wpuścił...
Mogli wykorzystać jeszcze magiczną księgę, ale Luna wolała zostawić ją jako rozwiązanie ostateczne. Zresztą przypomniała sobie o niej dopiero jak szukała pochodni i wolała się do swojego gapiostwa nie przyznawać. Poza tym księga była przecież BARDZIEJ niebezpieczna niż chaszcze!
O zaginionym krasnoludzie zapomniała już dawno. |