-
Mrrrr…- warknął przeciągle gad -
Podaj mi chociaż jeden powód, czemu miałbym ci pomóc?- zwrócił się do rycerki niespodziewanie.
Venora musiała się mocno postarać, żeby powstrzymać pojawienie się uśmiechu na jej twarzy. Zaprzestała swojej czynności i wyprostowała się.
-
Bo nic to ciebie nie będzie kosztowało? Zawsze to też będzie jakaś rozrywka dla ciebie - odparła i przekrzywiła lekko głowę. -
Jak ci na imię? Ja jestem Venora Oakenfold, pochodzę z Cormyru - zapytała i jednocześnie przedstawiła samą siebie.
-
Kiedyś nazywano mnie Qayphiarth Dostojny…- odpowiedział na jedno z pytań przyglądając się Venorze -
Przybyłem tu dekady temu, z dalekiego południa. A usługiwanie śmiertelnikom nie jest dla mnie żadną rozrywką- ukazał zębiska, lecz to chyba był żart.
-
No cóż, zwykle to inni koniecznie chcą do mnie dołączyć... - odparła Venora lekko się uśmiechając. Zastanowiła się nad tym co mogłoby tego smoka przekonać. Bogactw nie miała przy sobie, a słyszała, że na to każdy jego gatunku jest łasy. -
Pomagając mi będziesz miał swój wkład w niedopuszczenie by Tiamat powróciła i zaczęła siać terror w naszych krainach - zasugerowała szczerze.
-
Co ty pleciesz mały człowieczku?- warknął smok, a Venora dosłownie poczuła jak jego podejście znów się w stosunku do niej zmienia. Gad ukazał zębiska i zniżył ton głosu, mrużąc przy tym oczy.
-
Nie próbuj mnie nabierać takimi słowami, bo sprawdzisz czy wszystko jest w porządku z moimi kłami…- zagroził rycerce.
Venora mimowolnie cofnęła się o krok.
-
Nie mogę kłamać - odpowiedziała mu spokojnym tonem. -
Moje kontakty donoszą mi informacje o wzmożonej aktywności kultystów. Tworzą drakolicze. Trzy w przeciągu niespełna dwóch czy trzech miesięcy
-
Skąd wiesz czym są drakolicze?! To istoty stare jak świat, jak smocza pamięć. Od tysiącleci pochowane w podziemnych ruinach metropolii wymarłych ras!- odpowiedział stanowczo. Po krótkiej chwili gad uspokoił się i odsunął głowę od Venory.
-
A jaki ty masz w tym interes, by ich powstrzymać?- spytał niespodziewanie.
-
W zakonie uczono mnie o wszelkiego rodzaju nieumarłych, bestiach, kultystach... - odpowiedziała na pierwsze pytanie. -
Walczyłam już ze smokami, smoczydłami, nekromantami, liczami, wampirami... - dodała. -
A interes mam w tym taki, że nie chce by nasz świat został przemieniony w jałowe pustkowia, na których bieleją kości dobrych smoków, a ostatni ocaleńcy kryją się w jaskiniach
-
Cóż… Cóż to za nonsens?- smok próbował to sobie wyobrazić.
Paladynka pokręciła głową.
-
Modlę się o to bym nie miała okazji powiedzieć "a nie mówiłam?" - wzruszyła ramionami i spuściła wzrok. Znów złapała się za rozsupływanie rzemieni.
Smok wyglądał na zaskoczonego śmiałością Venory.
-
Jak konkretnie miałaby… Miałaby wyglądać moja pomoc?- spytał przybliżając łeb do paladynki.
-
Nie jestem wodną istotą i poruszanie tu mi sprawia olbrzymi problem. Do tego płynąć wpław stanowię wielką pokusę dla tutejszych drapieżników - mówiła i w końcu uwolniła się od naramiennika, który od razu schowała do torby. -
W twoim towarzystwie byłabym bezpieczna. Gdybyś pomógł mi, tak jak wspominałam wcześniej, znaleźć Saranisa to byłabym bardzo wdzięczna. - stwierdziła i zabrała się za kolejny element swojego pancerza.
-
A co potem? Co będzie cię czekało, kiedy już odnajdziesz tego, całego Saranisa?- dopytywał.
-
Będę musiała odnaleźć kamień i wrócić z nim do świątyni. Znaczy do bramy portali. Chyba nie chcę wiedzieć gdzie mnie ona wyśle... - odparła markotnie, zdając sobie sprawę jak wiele jeszcze ją czeka, a przecież już była niemało zmęczona. W takich momentach wyjątkowo bardzo doceniła wygodę noszenia pierścienia wyżywienia. Rycerka uporała się z płytą i kolejny element jej elfiego pancerza zniknął w czeluści magicznej torby.
-
A co jeśli ten kamień posiada, coś gorszego ode mnie?- spytał niespodziewanie.
Venora usiadła na wystającym głazie i podniosła spojrzenie na Qayphiartha. Skrzywiła się i wyraźnie zmartwiła.
-
Wtedy będę musiała sobie z nim jakoś poradzić. Ale żywię wielką nadzieję, że mam już z górki… - wyznała rozsznurowując kolejne więzy.
-
Kim ty właściwie jesteś?- smok ponownie zmrużył oczy.
Nim rycerka odpowiedziała, uwolniła nogę od ciężaru stali, upychając kolejny element zbroi do torby. Po tym zastanowiła się nad jego pytaniem.
-
Zależy kogo zapytasz. Demony i diabły nie mają o mnie dobrego zdania - zażartowała sobie. -
Za to moi mentorzy są pewni, że jestem wybrańcem, który ma zapobiec końcu świata. Sądząc po moich koszmarach, coraz bardziej im wierzę - powiedziała i zaczęła ściągać z siebie napierśnik.
-
Znam wielu takich jak ty. Ty nie kłamiesz. Ty w to głęboko wierzysz… A to co mówisz… Powiedzmy, że ci wierzę… Może nawet pomogę. Czemu twoja misja ma dokładnie posłużyć?- dopytywał smok.
Panna Oakenfold zrobiła zaskoczoną minę. Odwróciła wzrok i wpierw schowała napierśnik. Odciążona czuła, że woda lekko ją zaczyna unosić.
-
Jeśli przejdę próbę to nikt nie podważy mojego niebiańskiego rodowodu, ani tego, że jestem gotowa stanąć do walki z niemożliwym. Rytuał przechodzili tylko najlepsi z najlepszych - opowiedziała tyle ile sama wiedziała. -
Niestety nie wiem na czym owa próba polega. W komnacie miałam znaleźć podpowiedzi, lecz poza kręgiem z błękitnych kamieni, nie widziałam nic co by mnie nakierowało. Zapewne kiedyś mieli łatwiej, bo budynek nie był zatopiony i porośnięty glonami... - wzruszyła ramionami, a ton głosu miała bliski temu jakby się skarżyła na te niedogodności.
-
Dawno nie opuszczałem mojej jamy. Ostatnio wypłynąłem na powierzchnię, kiedy ten przeklęty czart nie miał pojęcia o istnieniu mojego leża… Skryj się za karkiem- zaproponował i odsłonił szyję oraz kostny kołnierz ochraniający jego szyję.
Paladynka chyba sama nie wierzyła w to co właśnie się działo z jej udziałem. Smok naprawdę chciał jej pomóc. To było miłe z jego strony i to pomimo tego, że tak długo ją przepytywał. Nie żałowała, że opowiedziała mu o sobie.
Sprawdziła jeszcze czy wszystko ma przy sobie i ostrożnie zbliżyła się do gada. Jeszcze nie miała okazji dotykać tak dużego smoka, a ona lada chwila miała płynąć na jego grzbiecie.
~
W to to już mi nikt nie uwierzy ~ pomyślała, gdy wyciągnęła rękę, żeby pochwycić kostną wypustkę, za którą miała zamiar się trzymać.
-
To z pewnością będzie niesamowite przeżycie - skomentowała Venora, gdy w końcu usadowiła się na jego karku.
Smok ruszył w kierunku wyjścia z jaskini. Ledwie się w nim mieścił i momentami Venora musiała tulić się do błękitnej łuski na szyi by nie uderzyć głową w sklepienie jaskini. W końcu po paru chwilach smok uwolnił się z ograniczającej jego ruchy przestrzeni podwodnej pieczary i z impetem odbił się tylnymi łapami, a Venora poczuła opór wody i zrozumiała, że bestia jest piekielnie szybka.