Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2017, 14:25   #212
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Winni zbrodni: Zuzu, Zombi i Czitboy cz.2

Diaz zaś poczuła jak pancerne ramię operatora ciężkiego pancerza wspomaganego obejmuję ją gdy się przykleiła do niego.
- Lepiej się ciebie maca jak nie masz tego złomu na sobie. - odpowiedział po chwili zastanowienia swoim oszczędnym tonem.

- Diaz? Chelsey? Maya zapytała o Amandę ale tu jej nie ma. Morvinovicz mówi, że została w klubie. Chyba lepiej. To dobra miejscówa. - słuchawka w uchu Black 2 odezwała się głosem marine. Z początku chyba mówił co słyszał czy widział ale na końcu dodał pewnie swoją opinię.

Patinio też nie miał dobrych wieści. Te latające robactwo jakie ich tutaj obsiadło strąciło drona na ziemi. Ale wiadomość o kolejnym zamówionym zdawała się go cieszyć.

Ósemka też wstała, otrzepując dłonie z nadmiaru błota. Obolałe plecy zaprotestowały, zignorowała je. Jeszcze mogła to zrobić, bardziej skupiając uwagę na ostatnich słowach cholernego psa. Życie trójki ludzi służących społeczeństwu zostawało. bez znaczenia… i jak nie nienawidzić chorego systemu w którym przyszło im żyć. Parch splunęła w wodę, sycząc do kompletu wyjątkowo zirytowanym tonem. Coś wymyślą, gdy zajdzie potrzeba. Hassela mieli prawdopodobnie po swojej stronie, przynajmniej częściowo, co nie zmieniało faktu, że i tak zamierzała mu patrzeć na ręce. Profilaktycznie.
Została jedna sprawa, ostatnia nim ruszą. Bardziej dla psychicznej higieny.
Obróciła się na pięcię, za cel krótkiego, szybkiego marszu obierając jedyną cywilną jednostkę w okolicy, do tego o charakterystycznych, jasnych włosach. Zbliżając się do niej miała wrażenie, że każdy mięsień jej ciała po kolei sztywnieje.
- Jak się czujesz? Potrzeba ci czegoś? - wystukała dwa krótkie pytania, a złote oczy omijały sylwetkę drugiej kobiety jak tylko mogły.

- Tobie też się lepiej siedzi na kolanach jak nie masz tej puchy - Black 2 wczepiona w Wujaszka czuła się bezpieczna jak u mamusi kurki pod dupką. Był taki kochany i uroczy i tez nie musiał narzekać na kaliber, co Diaz sprawdziła jeszcze w jacuzzi - Jak będzie okazja to wyskoczę z blachy, ty wyskoczysz z pajacyka i zrobimy sobie powtórkę ze schronu. Zdjęłabym to w pizdu już teraz, no ale co zrobisz? - westchnęła cierpiętniczo machnięciem ręki pokazując scenę totalnej rozpierduchy dookoła.

Na info od Kudłatego zareagowała nagłą apatią.
- Mierda… zostawili ją tam? Dobra, dzięki że się przypucowaliście. Uważajcie tam na siebie. Komu będę cisnęła jak was rozpierdolą? Nooo, ale jak ta pogańska banda przyjechała to muszą mieć wódkę! - momentalnie się rozpogodziła i wyszczerzyła w eter - Skołuj mi drina Kudłaty i pilnuj Harcereczki, niedługo będziemy - jebnęła optymizmem po garach, i nawet pożyczyła mundurowemu kaktusowi powodzenia Nie napalała się na drona, poradzą sobie bez niego. Mieli w końcu Wujaszka!

- A to ty. Wreszcie się spotykamy. - Sara która wciąż była podtrzymywana przez jednego z żołnierzy nie wyglądała zbyt zdrowo. Pewnie przez tą kraksę. No i ta zabandażowana noga obecnie zanurzona po pas w wodzie tez nie dodawała jej zdrowotności. A jednak blondynka o lekko falujących włosach potrafiła się zaskakująco promiennie i ciepło uśmiechnąć. - Och, dziękuję ci, że wtedy zadzwoniłaś. Chyba inaczej bym umarła z niepokoju. - powiedziała obejmując Black 8. I właściwie to ten żołnierz co ją podtrzymywał też musiał stanąć blisko Parcha by nie upadła.

Black 2 zaś widziała miarowe ale pewne kiwające ruchy hełmu Ortegi gdy widocznie pomysł i gadka drobniejszej kaktusiary przypadł mu do gustu. Wspomnienia z jacuzzi widocznie też ciepło wspominał.

- No. Strzał teraz by się przydał. - głos Mahlera brzmiał jakby naprawdę miał ochotę strzelić jakiegoś shota. Wtedy wrócił też Hassel wprawiając seria rozkazów całe mundurowe stado w ruch. Rozkazał wszystkim cofnąć się za wrak by ten chronił ich przed odłamkami. Grupki cofały się w miarę regularnie choć z mozołem brnąć przez wodę i zaczęły przechodzić na tył jednostki.

Jeden punkt z listy wreszcie otrzymał znak zatwierdzający i zamykający chwilowo temat - Sprawdzić co z przesyłką. Żyła, oddychała, krzywda się jej nie działa, wręcz przeciwnie. Zajmowano się nią pieczołowicie i z troską, zupełnie nie pasującą do skali problemu przez kaleką kobietę generowanego. Pchać się na front z rozwaloną nogą… z drugiej strony Nash nie znała sytuacji w mieście. Kto wie, czy najbezpieczniejszym terenem nie zostało najbliższe otoczenie trepów. Szczególnie gdy za kapitana miało się kumpla prywatnego przydupasa. Nie to jednak wywróciło bebechy saper po ówczesnym szybkim rozwiązaniu ich z konstrukcji węzłopodobnej.
- To ty - lektor powtórzył za cywilem i dodał imię - Sara.
Suka ja objęła… tak po prostu. Ludzie zwykle uciekali, zwłaszcza gdy mieli czas sprawdzić z kim przyszło im mieć do czynienia. A ta ją… Sara ją objęła. Albo cierpiała na deficyt zdrowego rozsądku, albo wciąz zostawała naiwna.
- Posłuchałaś, znalazłaś wojsko. Dobrze. Dzięki za linki. Nie miałam kiedy obejrzeć. Ale dzięki - Parch podtrzymała blondynkę, przewieszając chwilowo jedno jej ramię przez swój kark. Drugą ręką stukała w holoklawiaturę, próbując ułożyć mięśnie twarzy w mniej sztuczny, a z pewnością nie tak nerwowy uśmiech. Pomijając konieczność bliskiej kooperacji z nowym, obcym elementem… uśmiechanie do cywili za cholerę jej nie wychodziło. - Teraz lotnisko. Trzymaj się Hassela, ogarnia widzę temat. Też dobrze. Iiii. Kurwa - westchnęła, przerywając pisaninę. Sięgnęła do kieszeni bocznej na udzie i wyciągnąwszy stimpaka, wcisnęła go blondynie do kieszeni kurtki - Weź to. Granatem się uszkodzisz. Strzelać, nie strzelasz. Nie mam już nic innego. Nie mogę ci dać więcej. Nie idziemy z wami. W drugą stronę. Ale. - machnęła brodą na dżunglę, a lektor nadawał beznamiętnym tonem - Dacie radę. To tylko kawałek. Przylecą Hawki. Przejdziecie. Masz komunikator? Jak nie, niech ci dadzą z trupa. Hassel zna nasze częstotliwości. Będziemy w kontakcie. W razie kłopotów. Na wszelki wypadek. Jeszcze nas paru w Obrożach zostało. Ale. Ty trzymaj się ich. - pokazała oczami na zbierających się do odejścia mundurowych. Przekazała kobietę na powrót jednemu z nich, dostukujac ostatnie - Na lotnisku jest Młoda. Brown 0. Znajdziemy was. Powodzenia. Saro.

Przyklejanie Wujaszka do pancerza było równie przyjemne, co umieszczanie tam Promyczka. Co prawda olbrzymi Parch nie miał takich zajebistych cycków, ale jego ckm też dawał radę.
- To wiskaj teren, tylko nam nie wychlaj wszystkiego - piromanka pożegnała się z Kudłatym i pociągnęła swojego wielkiego towarzysza tam, gdzie reszta trepów.
- Trzeba ruszyć dupę, im szybciej to załatwimy, tym szybciej będzie cię można wyciągnąć z tej puszki - mruczała do niego, brnąc przez śmierdzącą szlamem wodę.

Sara przedstawiała całą gamę różnych uczuć. Raz się uśmiechała ciepło i łagodnie jak w okolicy chyba nikt się już nie miał siły tak uśmiechać. Za chwilę wargi jej drżały jakby się miała zaraz rozpłakać. Więc ściskała je mocno aż układały się w wąską linię. Kiwała albo kręciła głową w zależności co i o czym akurat Black 8 mówiła.
- Uważaj na siebie. - powiedziała w końcu gdy chyba była pewna, że zapanuje nad własnym głosem by nie wylały się przez niego emocję. - I dziękuję. Za to i za wszystko. - podniosła otrzymany stimpak nieco w górę a potem wykonała lekko kolisty ruch głową jakby wskazywała coś obok. Ale pewnie nie dosłownie o to jej chodziło. Schowała stimpak do kieszeni. Black 7 skinął znowu powoli swoim hełmem z lustrzaną szybką równie powoli idąc przez woda która jemu sięgała trochę za kolana a nie jak reszcie gdzieś do pasa. I na więcej nie mieli czasu.

- Nalot, kryć się! - padł rozkaz w słuchawkach i mundurowi jak jeden mąż kucnęli w wodzie tak, że wystawały im tylko głowy. Kryli się za wrakiem który obecnie na środku tego oczka wodnego był jedyną sensowną osłoną jaką mogli znaleźć przed eksplozjami. Najpierw usłyszeli charakterystyczny wizg silników myśliwców. Zbliżał się i drażnił uszy i mózgi pod spodem. Juz wiadomo było, że “to już”, zaraz, za chwilę, za moment. Widać było fale bujającej się wody tuż przy twarzy, zaciskały się szczęki w oczekiwaniu i modłach czy są wystarczająco daleko, czy lotnicy okażą się wystarczająco precyzyjni, czy coś nie zakłóci lotu bomb i rakiet. Czy z wody w której tak się zanurzyli coś nagle ich nie szarpnie i nie będzie próbowało zeżreć jak to uparcie czyniło przed chwilą.

- Hornet 1, rakiety poszły. - w słuchawkach odezwał się głos pilota. A więc to już. Ledwo to powiedział gdzieś tuż obok światem szarpnęła potężna eksplozja. Ziemia przeniosła potęgę wybuchu i odczuli ją pod podwodnym mułem na jakim stali. Odczuli przez wodę jaka zareagowała sporą falą która próbowała zatopić wystające głowy bez trudu przewalając się nad nimi i nawet nad nielicznymi którzy wstali. Przetoczyła się powietrzem razem z hukiem szarpiącym bębenki i nicującym trzewia, przewaliła się z resztkami wyrwanymi z ziemi i dżungli, uderzyła ognistym podmuchem. Seria eksplozji zlała się w jedną. Świat uspokajał się jeszcze, kolejne fale szarpały ludźmi usiłującym nie dać się zatopić. Gdy w słuchawkach usłyszeli kolejny głos.

- Wstawać! Naprzód! Do torów! Czerwoni na szpicy, niebieski flanki, zieloni tyły! Dawać! Za mną! - głos Hassela nie dawał wątpliwości, że czas się ruszyć. Wojskowi powstali z wody grupując się w wymagane pododdziały. Widocznie każdy wiedział gdzie jest jaki. Szybko zaczynały widnieć trzy wspomniane grupki. Ranni zdawali się nagle zniknąć. Wszystkim zaaplikowano czarodziejskie stimpaki i medpaki i choć mundury i pancerze mieli nadal podziurawione szponami i kłami, nadal mieli na sobie zacieki krwi własnej i obcych to lecznicza magia stymulantów bojowych zrobiła swoje. Żołnierze powstali raz jeszcze. I zaczęli brnąć przez wodę kierując się we wciąż zadymione resztki dżungli która po uderzeniach lotnictwa wyglądała jak trzaśnięta toporem olbrzyma. Kompletnie nie było widać co jest tam dalej w środku ale mimo to mundurowi kierowani przez dowódcę Raptorów szli bez wahania w tą ścianę dymu i płonącej dżungli.

Walka, po raz kolejny. Konflikt, krew, ogień i ołów. Czas słów się skończył, lecz Parchy nie powinny się spodziewać niczego innego. Nie zrzucono ich tu wszak aby odpoczywali na słonecznej, piaszczystej plaży, popijając drinki z wysokich kieliszków, ozdobionych parasolkami. Mieli zabijać i umierać. Taka ich rola. Z wysłużonym karabinem w dłoniach, Ósemka zagęściła ruchy, dołączając do grupy na przedzie. Pistolet i nóż wróciły na swoje miejsce, w biegu przeładowała granatnik. Na wszelki wypadek, zawczasu. Znając życie zaraz się przyda. W biegu machnęła ręką na Ortegę i Diaz, przywołując ich do siebie. Z ich bronią lepiej odnajdą się na czole pochodu, malała też szansa że ciężkie kalibry poprują trepów, odpalając przy okazji Obroże. Mieli przeżyć ten bajzel, losowi zaś wypadało w tym dopomóc.

- Jebnęłabym tego kielicha. W mordzie mi zaschło - Dwójka wymamrotała i klepnęła Wujaszka w ramię - Dawaj, nakurwiamy. Im szybciej ogarniemy wycieczkę pingwinków na bezpieczny rewir, tym szybciej wrócimy do rozbijania po dzielni… myślisz że ta para pollas przejedzie Połyka i Tatuśka. Byłoby bien - zakończyła żywą zadumą, macając niecierpliwie spust karabinu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline