Phalenopsis, budynek Szlachetnej Gildii Inżynierów.
Mildran i Aydenn pochylali się nad mapami krasnoluda w zamyśleniu. Podczas gdy druidka sprawdzała smak trunku, o którym jedynie słyszała od swej matki. Gdy od degustacji odciągnęło ją dziwne zachowanie wilczycy.
Nie tylko ona zauważyła ,że coś jest nie tak z jej ulubienicą.. Ale z innych obserwatorów, jedynie Rasgan zdecydował się na reakcję mówiąc. - Uspokój wilka. Mamy zadanie do wykonania, a wilczyca nam tego nie ułatwia.. Po czym zwrócił się do krasnoluda.- Turamie, nie wiesz co możemy znaleźć pod zamkiem? Chodzi mi o to, jakie byś ty zbudował zabezpieczenia przed dostaniem się do środka. Z całą pewnością jakieś kraty przy kanalizacji, prawda? - Próbuję... - odpowiedziała w tym samym języku. Pół-elfka zaczęła uważnie nasłuchiwać, czy aby na pewno nic złego się nie dzieje. - Zbudowałbym.. I kraty zapewne są.. Ale jak juz wspomniałem, moja gildia nie zajmuje się pułapkami. Nie mam pojęcia co oprócz krat tam może się znajdować.- odparł krasnolud.
Luinëhilien dobrze znała swoją podopieczną. Wiedziała, że jeśli Nuhilia była zdenerwowana to nie bez powodu. A w tej chwili zwierze było zdenerwowane.. Wyglądała jakby szukała tropu... tropu czegoś ważnego lub groźnego. I jakby nie mogła tego wyczuć nosem. - Później jeśli pozwolisz chciałbym sam na sam porozmawiać z wilczycą - elf wciąż mówił elfim językiem. - Nie bój się jednak, nic jej nie zrobię.
Tymczasem, od okna uderzył blask. Odruchowo spojrzała w tamta stronę i zobaczyła, tropiciela z karczmy, strzelającego ognistymi strzałami w mroczną karykaturę drzewca....I nie tylko ona, także pozostali poszukiwacze przygód zwrócili na to uwagę.. Stwór całkowicie ignorował gasnący ogień, wśród jego liści i konarów. Luinëhilien spojrzała na wilczyce zdając sobie sprawę, że ów stwór nie jest bynajmniej źródłem zdenerwowania wilczycy. Phalenopsis, przed budynkiem Szlachetnej Gildii Inżynierów.
Verryaalda spokojnie nałożył strzałę i wycelował w kierującego się w niego jego kierunku potwora. Po łęczysku jego broni zaczęły przesuwać się z dużą prędkością ogniki które następnie przeskakiwały na grot strzały. Ów grot po chwili zapłonął. Tropiciel pewny trafienia wypuścił pocisk. Strzała wbiła się w bestie wywołując mały pożar, który trwał o wiele krócej niz Verryaalda zakładał. Potwór zignorował ów pożar, mimo, że żywioł dokonał pewnych zniszczeń. - Czas na podsumowanie, nie jest odporny na ogień, ale i nie jest wrażliwy na ten żywioł.- pomyślał Verryaalda, po czym wypuścił kolejna strzałę. Trafił ponownie, lecz to bynajmniej nie zmieniło zamiarów bestii. Rozejrzawszy się, stwierdził, że główną ulicę otaczają niskie murki. Miedzy domami były wąskie uliczki, a do najbliższego budynku było stosunkowo blisko. Problem w tym, ze najbliższy budynek to właśnie Szlachetna Gildia Inżynierów. Do innych było nieco dalej. Verryaalda tyle zdążył zauważyć, zanim pazurzasta łapa roztrzaskała w trociny gałąź na której siedział. I rozszarpałaby zapewnie tropiciela, gdyby ten z małpią zręcznością nie uskoczył na kolejna gałąź. Verryaalda wystrzelił kolejną strzałę która, choć wystrzelona pośpiesznie , również osiągnęła cel. Potwór nie dawał za wygraną, mimo uszkodzeń jakie zadały mu pociski tropiciela z uporem maniaka atakował Verryaaldę, a dokładniej konary na których on siadał. Tropiciel uskoczył przed kolejnym atakiem łapą i.. miał pecha. Zwykle Verryaalda potrafiłby ocenić, czy dany konar go udźwignie, ale taka umiejętność jest skuteczna jedynie w przypadku zdrowych i żywych drzew. Martwe drzewa bywają zdradliwe, pod pozornie zdrową korą, może kryć się przegnite i spróchniałe drewno. I na taki konar trafił.. Gałąź złamała się pod jego ciężarem i Verryaalda stracił równowagę. Co wykorzystał drzewny potwór, jedno kolczastych pnączy na których się poruszał wystrzeliło do góry i owinęło się wokół kostki tropiciela. Verryaalda poczuł ból wbijanych kolców, a upadłwszy na ziemię, poczuł ból obitych o bruk żeber.. Część strzał tropiciela uległa złamaniu przy upadku, inne się rozsypały, ale garstka ocalała w kołczanie. Nie to było najgorsze, tropiciel był ciągnięty przez pnącze kierunku paszczy stwora. Verryaalda sięgnął po swój sztylet i kilkoma nerwowymi cięciami odciął pnącze. Po czym odkuśtykał nieco od stwora. Czuł ból w kostce, co niestety spowalniało tropiciela.. i to bardzo.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |