Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2007, 22:29   #94
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Phalenopsis, budynek Szlachetnej Gildii Inżynierów.

Mildran i Aydenn pochylali się nad mapami krasnoluda w zamyśleniu. Podczas gdy druidka sprawdzała smak trunku, o którym jedynie słyszała od swej matki. Gdy od degustacji odciągnęło ją dziwne zachowanie wilczycy.
Nie tylko ona zauważyła ,że coś jest nie tak z jej ulubienicą.. Ale z innych obserwatorów, jedynie Rasgan zdecydował się na reakcję mówiąc.
- Uspokój wilka. Mamy zadanie do wykonania, a wilczyca nam tego nie ułatwia.. Po czym zwrócił się do krasnoluda.- Turamie, nie wiesz co możemy znaleźć pod zamkiem? Chodzi mi o to, jakie byś ty zbudował zabezpieczenia przed dostaniem się do środka. Z całą pewnością jakieś kraty przy kanalizacji, prawda?
- Próbuję... - odpowiedziała w tym samym języku. Pół-elfka zaczęła uważnie nasłuchiwać, czy aby na pewno nic złego się nie dzieje.
- Zbudowałbym.. I kraty zapewne są.. Ale jak juz wspomniałem, moja gildia nie zajmuje się pułapkami. Nie mam pojęcia co oprócz krat tam może się znajdować.- odparł krasnolud.

Luinëhilien dobrze znała swoją podopieczną. Wiedziała, że jeśli Nuhilia była zdenerwowana to nie bez powodu. A w tej chwili zwierze było zdenerwowane.. Wyglądała jakby szukała tropu... tropu czegoś ważnego lub groźnego. I jakby nie mogła tego wyczuć nosem.
- Później jeśli pozwolisz chciałbym sam na sam porozmawiać z wilczycą - elf wciąż mówił elfim językiem. - Nie bój się jednak, nic jej nie zrobię.
Tymczasem, od okna uderzył blask. Odruchowo spojrzała w tamta stronę i zobaczyła, tropiciela z karczmy, strzelającego ognistymi strzałami w mroczną karykaturę drzewca....I nie tylko ona, także pozostali poszukiwacze przygód zwrócili na to uwagę.. Stwór całkowicie ignorował gasnący ogień, wśród jego liści i konarów. Luinëhilien spojrzała na wilczyce zdając sobie sprawę, że ów stwór nie jest bynajmniej źródłem zdenerwowania wilczycy.


Phalenopsis, przed budynkiem Szlachetnej Gildii Inżynierów.

Verryaalda spokojnie nałożył strzałę i wycelował w kierującego się w niego jego kierunku potwora. Po łęczysku jego broni zaczęły przesuwać się z dużą prędkością ogniki które następnie przeskakiwały na grot strzały. Ów grot po chwili zapłonął. Tropiciel pewny trafienia wypuścił pocisk. Strzała wbiła się w bestie wywołując mały pożar, który trwał o wiele krócej niz Verryaalda zakładał. Potwór zignorował ów pożar, mimo, że żywioł dokonał pewnych zniszczeń.
- Czas na podsumowanie, nie jest odporny na ogień, ale i nie jest wrażliwy na ten żywioł.- pomyślał Verryaalda, po czym wypuścił kolejna strzałę. Trafił ponownie, lecz to bynajmniej nie zmieniło zamiarów bestii. Rozejrzawszy się, stwierdził, że główną ulicę otaczają niskie murki. Miedzy domami były wąskie uliczki, a do najbliższego budynku było stosunkowo blisko. Problem w tym, ze najbliższy budynek to właśnie Szlachetna Gildia Inżynierów. Do innych było nieco dalej. Verryaalda tyle zdążył zauważyć, zanim pazurzasta łapa roztrzaskała w trociny gałąź na której siedział. I rozszarpałaby zapewnie tropiciela, gdyby ten z małpią zręcznością nie uskoczył na kolejna gałąź. Verryaalda wystrzelił kolejną strzałę która, choć wystrzelona pośpiesznie , również osiągnęła cel. Potwór nie dawał za wygraną, mimo uszkodzeń jakie zadały mu pociski tropiciela z uporem maniaka atakował Verryaaldę, a dokładniej konary na których on siadał. Tropiciel uskoczył przed kolejnym atakiem łapą i.. miał pecha. Zwykle Verryaalda potrafiłby ocenić, czy dany konar go udźwignie, ale taka umiejętność jest skuteczna jedynie w przypadku zdrowych i żywych drzew. Martwe drzewa bywają zdradliwe, pod pozornie zdrową korą, może kryć się przegnite i spróchniałe drewno. I na taki konar trafił.. Gałąź złamała się pod jego ciężarem i Verryaalda stracił równowagę. Co wykorzystał drzewny potwór, jedno kolczastych pnączy na których się poruszał wystrzeliło do góry i owinęło się wokół kostki tropiciela. Verryaalda poczuł ból wbijanych kolców, a upadłwszy na ziemię, poczuł ból obitych o bruk żeber.. Część strzał tropiciela uległa złamaniu przy upadku, inne się rozsypały, ale garstka ocalała w kołczanie. Nie to było najgorsze, tropiciel był ciągnięty przez pnącze kierunku paszczy stwora. Verryaalda sięgnął po swój sztylet i kilkoma nerwowymi cięciami odciął pnącze. Po czym odkuśtykał nieco od stwora. Czuł ból w kostce, co niestety spowalniało tropiciela.. i to bardzo.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline