Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2017, 21:03   #26
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
San Diego 18:00


- To co, możemy już iść? - spytał jeden z mechaników gdy policjant spisujący ich zeznania zamknął notes. Nie mogło być dla nich gorszej pory na taką sytuację, zdecydowaną większość z nich bardziej interesowało pójście do domu niż to, że firma była w dość poważnych kłopotach. Wszystkich oprócz jednego, który zamartwiał się tym, że to on sprowadził wszystkie kłopoty za dużo gadając z jedną laską.
- W żadnym wypadku. Z tego co wiem zaraz będą tu goście ze stanowej plus detektywi, którzy będą prowadzić sprawę więc jeszcze z nimi sobie pogadacie - odpowiedział policjant sięgając po paczkę papierosów.
Jęki niezadowolenia rozniosły się po warsztacie. Jeden z mechaników, masywny gość o siwej brodzie i sporych zakolach pokręcił jedynie głową i ruszył w stronę wyjścia.
- Hej hej spokojnie - drugi z policjantów, znacznie młodszy od spisującego zeznania zastawił mu drogę.
- Miałem być w domu godzinę temu, żona miała zrobić obiad, nie mam zamiaru jeść jedynego ciepłego posiłku dnia na zimno. Macie nasze adresy będziecie mogli nas wszystkich wypytać znowu - odpowiedział wpatrując się prosto w oczy niższego o dwie głowy mundurowego.
- Przykro mi, ale takie są procedury. Przy przyjeździe musimy zebrać zeznania, w sprawie kradzieży i zniszczenia nielegalnie samochodu, potem trzeba by i tak było drugę porcję zeznań od świadków już w trakcie prowadzenia sprawy, potem ewentualnie trzecią jeśli dojdzie do sprawy… no a tutaj mamy dwie sprawy, ta o kradzieży na powrót otwiera sprawę policji stanowej, a tą już chyba wszyscy tutaj znacie - odpowiedział za swojego młodszego kolegę palący policjant.
Mechanik stał wpatrując się w młodszego oficera, który nie wytrzymał surowego spojrzenia zbyt długo i odwrócił wzrok gdzieś w bok, ale z drogi nie zszedł.
- Pierdolisz. Wszyscy gliny jesteście tacy sami, jak macie okazję żeby komuś dojebać to to zrobicie. W dupie mam wasze kompleksy idę do domu, jestem wolnym amerykaninem po robocie. Złaź kurwo - warknął nachylając się nad młodym, który rzucił błagalne spojrzenie w stronę obojętnego starszego stażem i stopniem policjanta. Ten jednak pozostawał obojętny. Pokręcił głową i wyrzucił papierosa, ręką odpiął zapięcie od gumowej pałki.
- Proszę pana, ostatnia szansa na uspokojenie się!
Uspokojenia potrzebował również młodszy policjant, który odpiął kaburę z bronią.
- D… dopuścił się pan już obrazy oficera na służbie, nie dodajmy do tego gróźb… wobec… oficera - mówił z trudem chłopak.
Mechanik wyprostował się i wypuścił ciężko powietrze. Chłopak dalej był spięty, ale jego partner zapiął spowrotem broń.
- Stanowi będą tu za maksymalnie dwadzieścia minut, z obiadu zrobi się kolacja i wszystko będzie w porz...
Mechanik chwycił ciężki klucz do kół i uderzył nim w twarz młodszego policjanta, który zdążył wyciągnąć i odbezpieczyć pistolet, ale nie więcej. Broń wypadła na ziemię, uderzając o podłoże ledwie sekundę szybciej niż krew ze szczęki policjanta i dwie niż sam nieprzytomny chłopak.
- Skurwy… - warknął starszy, sięgając po swoją broń, jednak inny z mechaników skoczył na niego z boku, powalając go na ziemię.
Zwalisty mechanik spragniony powrotu do domu skoczył po pistolet swojej ofiary.
Reszta mechaników skorzystała z okazji i uciekła z warsztatu obawiając się rychłego rozlewu krwi, jedynie zdezorientowany blondyn został na miejscu, sparaliżowany.
- Spierdalaj! - starszy policjant zwalił z siebie mechanika, który go powalił, widać nie po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji. Sięgnął po swoją broń.
Wystrzał był doskonale słyszalny również dla Patrici. Odbił się echem w warsztacie i prędko przeniósł na złomowisko. Dzielnicowy, który był najbliżej Patrici prędko wyciągnął swoją broń.
- Co do chuja?!
Szybko padły kolejne strzały, jeden po drugim, łącznie pięć albo sześć, też z warsztatu, ale jakby nieco wyżej… z biura?
Z terenu całego warszatatu i złomowiska wybiegali kolejny mechanicy, wszyscy razem, ale nie była to cała ekipa, wybiegło około siedmiu, co znaczyło, że w budynku zostało ich może trzech czy czterech nie licząc szefa.
Kolejne strzały tym razem nie szło ich zliczyć, padały zbyt szybko.
Czarnoskóry policjant ruszył ostrożnie w stronę warszatu zapominając o Patrici.

***

FATHERS PRIDE 16:30

Deanna nie miała za dużo szczęścia tego dnia, próbowała dodzwonić się do Patrici, ale nawet gdy udawało się jej załapać sygnał to po chwili gasnął, a gdy w końcu utrzymał się na tyle by się dodzwonić - Patricia miała zajęty, albo wyłączony telefon. Będzie musiała spróbować później, wieczorem, albo czekać aż podopieczna oddzwoni.
Chris próbował znaleźć jakieś ślady, ale obszar do przeszukania był po prostu zbyt dużo, piaski się przesuwały przez lekki wiatr i nawet nie miał pojęcia skąd zacząć, więc nie znalazł absolutnie nic, co mogło go lekko sfrustrować.
Biuro szeryfa dało im sporo czasu, więcej niż by chcieli. Mark zdążył zebrać cały sprzęt z kopalni z lekką pomocą Chris’a i zaraz po tym zobaczyli kurz na horyzoncie.
W jednym z dwóch radiowozów jakim dysponowało miasteczko przyjechał jeden z braci, których Deanna kojarzyło z posterunku, na imię miał chyba Garry. Nie był to duży radiowóz, ani nowoczesny, ale akurat żeby pomieścić pasażerów.
- Cholera, ale macie pecha! - zawołał wysiadając z samochodu, wydawał się być… zadowolony, ale może po prostu należał do tych, którym uśmiech nie schodzi z twarzy. - Pierwsza sprawa kradzieży samochodu u nas od… cholera ja za swoich czasów jeszcze nie widziałem! Ale nieźle! Nie? - spytał głośno kładąc ręce na biodrach. Mark rzucił mu tylko przelotne, wrogie spojrzenie, Agatha dalej klęczała i uspokajała płacz.
- Moja dziewczyna chyba złamała palca u stopy, wyrzucisz nas przy klinice, potem złożymy zeznania - odpowiedział jakby sam był szeryfem, bez trudu podniósł Agathę i zaniósł ją do radiowozu. - Aha i te rzeczy bierzemy - wskazał na sprzęt zabrany z kopalni.
- Oki doki! - Garry zaprezentował uniesiony do góry, nieco krzywy kciuk. - Cholera ale, że też tutaj ktoś za wami polazł i zwichnął furę! Ale jazda! - zawołał pakując sprzęt Marka do bagażnika. - Ale spoko! Szeryf mówiła, że się domyśla kto to zrobił! Taka jest! Porządna babka mówię wam - pokiwał głową z uznaniem zamykając bagażnik. Kontynuował gdy wsiadł za kierownicę.
- Kiedyś pracowała w mieście aniołów wiecie? Taką mamy światową szeryf! Ha! - samochód odpalił za drugą próbą. - Zobaczycie, pewnie jeszcze jutro wam znajdzie samochód! - pokiwał palcem na potwierdzenie tego jak bardzo wierzy w to co mówi.


W zamkniętym samochodzie było jeszcze głośniej, gdy gadał, ale na szczęście jechał szybko, aż dziwne, że tyle mu zajęło dotarcie do nich.
Zgodnie z rozkazem Marka wysadził ich przy lokalnej klinice po czym skierował się na posterunek, który Deanna już znała.
Mary Elizabeth kazała ich czekać dwie minuty podczas których za zamkniętymi drzwiami rozmawiała przez telefon. W tym czasie Garry zdążył obojgu zrobić kawę, czarną bez cukru niezależnie od tego o jaką czy wcale go o to prosili.
Gdy już ich przyjęła była raczej bezpośrednia, poprosiła ich o wyjaśnienia, zeznania, w międzyczasie robiąc jakieś notatki na komputerze. Najpierw jedynie wzięła ich historię, pozwalając im powiedzieć to co chcieli, potem dopiero zaczęła zadawać pytania, ale nie było ich zbyt wiele. Spytała skąd znają Marka i Agathę, czemu się z nimi zabrali, czy znaleźli coś w kopalni, spytała też o to czy mieli okazję przyjrzeć się złodziejowi
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline