Linda dziwnie się na nią gapiła… tak, to nie było normalne spojrzenie lekarza. Ledwo wleciała na mostek, zlustrowała wpierw kapitana, a potem Teddy, jakby szukając w niej… czyżby przeliczała jaką śmiertelną dawkę tego co ma w strzykawce musi podać, żeby ostatecznie rozwiązać kwestię nawigatorską?
- Dlaczego te prochy nie są w opakowaniu? - zmrużyła oczy, gapiąc się na lekarkę z podejrzliwością tak wyraźną, że nie potrzebowała dodawać niczego więcej. Zwykle ufała prochom które dostawała na pokładzie od czarnowłosej medyczki, ale też zwykle wyciągała je ona z hermetycznych pojemników, wypakowując bezpośrednio przy Pryi, żeby mogła zobaczyć, że niczego podejrzanego tam nie władowała.
- Nieważne - burknęła do konsolety, wracając do pilnowania żeby ich żółwi pochód poruszał się w odpowiednim kierunku. - I tak zginiemy.
Mamrotała jeszcze pod nosem i zanim się zorientowała w nagłej zmianie otoczenia.
Sama! Była sama! Zostawili ją samą! Tak o - zawinęli się i poszli, niby pod pretekstem sprawdzenia co z Red… jasne! Prya już to widziała, mhm. Knuli coś, a Stary to już na pewno! Wszyscy zwykle gapili się dziwnie na Teddy, ją biorąc za tą szurniętą i nienormalną, ale Tichy trzymał ja w załodze nie bez powodu - mógł dzięki temu sam ukryć swój obłęd, wszelkie dziwne zachowania maskując tarczą w postaci dwumetrowej nawigator o trochę zbyt nerwowych ruchach.
A przecież nie była szurnięta! To świat był szurnięty, a ona jako jedna z nielicznych to dostrzegała!