Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2017, 18:47   #39
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan powoli adaptował się w nowym otoczeniu. Widział i słyszał w wydarzeniach i rzeczach o których nawet mu się nie śniło będąc w Polsce. Styk brutalnego pogranicza, teren działań wielu istot nadprzyrodzonych. Baśnie i twory z dzieciństwa odczuwalne na własnej skórze. Janek był drobnym elementem. Był młodym Tzimiscem. Dobrze ułożonym politycznie, wysoko urodzonym a tacy w każdym świecie mają lepiej. Śmiertelnym czy nie, urodzenie dawało przewagę. Tu jednak magia się kończyła. Nadal był młody nie doświadczony i płynął z nurtem wydarzeń. Starał się trzymać ster swojej łodzi, jednak fale wydarzeń raz po raz zmieniały kurs. Trzęsły jego postępowaniem i drogami jakie obierał. Wcześniej czy później sprzeniewierzy się samemu sobie. Nie dało się z tego wyjść inaczej. Gdzieś kiedyś kogoś skrzywdzi kto na to nie zasłużył. Oszuka choć był honorowy. Musi stawić temu czoła.

Nowy świat nauczył go, że trzeba być zapobiegliwym. Podejmować środki zaradcze i starać się analizować zachowania pozostałych. Przed snem podjął pierwsze kroki powiedział Niedźwiedziowi, żeby go strzegł podczas jego rozmów i zabaw z Niemiłą. Młoda wampirzyca raczej go nie skrzywdzi, jednak nie wiedział jak bardzo Weles i jej mroczna strona są namacalne. Może szepcze jej do ucha ktoś z tamtego świata? Może jego manifestacją był wąż którego widział. "Użyjesz swoich mocy i będziesz pełnił niewidzialną wartę".
Niedźwiedź trochę się pokrzywił. Rozkaz był zwyczajnie niezręczny bo nie wiadomo co oni będą wyczyniać pod jego okiem. W dodatku znów podważano zasady gościnności jego wasali. Jan przełamał opór szybko i to nie naleganiami a przypomnieniem o "niegroźnym albinosie". Parę celnych uwag typu "on jest taki niedojda" "nic nikomu nie zrobi spójrz na niego" "rozwiążmy go jest niegroźny". Ostatecznie do Nosferatu pęta zdjął tajemniczemu spokrewnionemu. Nie pytając nikogo o zdanie i z krynicy mądrości swego wieku i doświadczenia czerpiąc. Jan nie poruszał swojej winy w incydencie. Bo i nie było po co. Gdyby tamten był związany poszłoby im zwyczajnie lepiej. Całą rozmowę rozegrali oczywiście na krótkim spacerze poza osadą. Dla zmylenia oczu w trakcie niego zniknęli. Jan chciał również ukryć przed pozostałymi wzmacnianie więzów krwi z Niedźwiedziem. Zobowiązał się przed Egle taką karę mu wymierzyć. Dbał jednocześnie przy tym o własne plecy.
Podkreślił Nosferatu by rozstawił swoich zwierzęcych przyjaciół i miał oko na wszystkich. Na jeńców zakołkowanych na Ludę i na gospodarzy. Z Ludą, Jan starał się postępować ostrożnie. Postarał się jej zapewnić dobre warunki i nakazał swoim ludziom jej strzec. Marna to ochrona w świetle ostatnich wydarzeń. Krzyknąć jednak choćby zdążą gdyby coś się wydarzyło. Ludę poprosiłby by była blisko jeńców. Miała na nich oko. To zawężało obszar do ochrony i rzeczy na które trzeba mieć oko. Choć dbał o kobietę wiedział co potrafi, ona również zadba o co trzeba. Odpuścił sobie dyskusję o humanitarnym traktowaniu ludzkich jeńców. Jednego wczoraj sam musiał oddać Niemiłej los pozostałych był również przesądzony. Nie pewny co prawda ale poza jego zasięgiem. Czy żal mu było krzyżackich zbrojnych? Trochę jak biednego świniaka żal na chwilę przed zarżnięciem i przerobieniem na strawę. Wszak ci zbrojni nie byli tu ofiarami. W gości ich tu nie zaproszono.

Myśli Jana i czyny skupiły się na tajemniczym albinosie. Był to rycerz przedziwny. Słowa pewnego zdaniem Jana. Nie kłamałby w rzeczach ważnych, inaczej niż w samoobronie. Ta sama zasada dotyczyła miecza i walki. Tylko ostateczność mogła go do tego pchnąć. Tylko czy to do końca pewny koncept? Jan miał spore wątpliwości. W końcu jego albinosik na Niedźwiedzia dybał. Na wioskę się szykował Niemiłej. Rozumowanie, że "jak kmieci się na straszy, to po oręż nie sięgną gdy wojna przyjdzie" nie zwróci życia dziesiątkom ludzi którzy padli jego ofiarą. Rozszarpani przez wściekłe ogary, sam Jan był świadkiem ich dzieła. Tu nie było dobrych i złych. Bo Niemiła i Niedźwiedź to nie były owieczki. Jan szedł o zakład, że grabili i palili jak wściekli gdy tylko mogli. Rozbój był ich rzemiosłem. Co stanowiło zabawną analogię patrząc na przeszłość Jana. Czy skończy jako herszt jeszcze bezwzględniejszych od siebie? Czy wbiją mu nóż, kołek lub kły gdy nadarzy się okazja? W ich zbawienie za pomocą jego słów czynów czy cudów wszelakiej maści nie wierzył. Na powróz ich wziąć musi. Jednak jak skoro nie miał ich mocy i siły?

Jan kręcił przed sobą i się męczył aż w końcu decyzję podjął. Zakładając, że albinos jest wasalem jego wuja. Zaufa mu i spróbuje uratować wraz z Ravenem.

~ Honorowy z ciebie rycerz. Bacz, żem krewnym twego seniora to w Polsce znaczy bardzo wiele. - rzekł w umyśle jeńca - Zwłaszcza w moim rodzie. Przysięgnij, że nie spróbujesz ucieczki ni swojej ni Ravena. Oddasz się do mojej dyspozycji póki na dwór Jawnuty was nie odprowadzę. Zrobisz co powiem a z tej ciemności was wyprowadzę. - nie mógł się powstrzymać przed tym przyrównaniem - Przeżyjecie masz na to moje słowo o ile ja mam twoje. Pamiętaj, że nie jesteście bez winy. Przynieśliście ogień i śmierć na moje ziemie.

“Jak i druhowie twoi sąsiadom nieśli”, zaznaczył bladolicy rycerz, ale przysiągł po chwili. Ciekawy obiekt wybrał, lecz przyrzekał z pełną powagą. Na głowę Marii Magdaleny.

~ Z ciekawości czemuż taka przysięga? - zapytał Jan.
~ Każdy na swoje świętości obietnice składa. Też pewnie masz jakieś?
~ Rodzinę - odparł bez zawahania Jan.
~ Godny pochwały koncept. Acz zupełnie mi obcy.

Jan obawiał się, że Jaromir może coś zrobić nieprzewidzianego. Niby trzymał się rozkazów niby nie był od myślenia. Kto jednak poręczy za przyszłość. Jan kołek wbił w serce Johan Heinrich von der Luhe.... prawie. Bo mu się ręka świadomie lekko omsknęła. Tak żeby biedaczek się mógł bronić. Powiedział o tym fakcie również Ludej. Ta spojrzała na niego z zaskoczeniem. Jan wyłożył jej swój koncept wzmożonej ostrożności. Johan będzie strzegł jej i Ravena równie mocno co ona jego. Dał słowo i nie był w sytuacji godnej pozazdroszczenia. Obojgu powiedział, że gdyby sytuacji tego wymagała. Kołek niech Luda wbije prawidłowo. W końcu gdy go zabierać stąd będą wyjeżdżając czy na przesłuchanie nie zaś w nocnej zasadzce Jaromira czy innej mary... wszystko musi był prawidłowo. Gdy wiedział, że tych których ma pod pieczą zabezpieczył sam udał się na spoczynek.... do chaty Niemiłej zaproszony. Wszak nie mógł odmówić.

Jan obudził się wśród aksamitów w barłogu Niemiłej, i ledwo otworzył oczy, zdał sobie sprawę z tego, co się tuż obok rozgrywa.
Jeden z jeńców w lesie wziętych, czarnobrody zbrojny, właśnie tracił życie, ale raczej tego nie żałował. Półnagi i ze spodniami splamionymi męską przyjemnością pojękiwał w uścisku Niemiłej, wgryzionej w jego krtań głęboko i łapczywie. A choć słabł i był już w agonii, nie protestował.
Nie mógł Jan nie wspomnieć własnej śmierci, chłodnej ręki ojca na rozpalonym czole, szorstkiego dotyku języka na spoconej w gorętwie szyi. Z niego też uciekała krew, chora krew, chorobą i gorączką tknięta, ale wszak jego, a nie walczył. Płynął ku śmierci z przyjemnością, jakiej nie dała mu żadna śmiertelna kobieta. A potem powstał z martwych…

Coś mu mówiło, że czarnobrodego taka łaska nie spotka. Zresztą jak nikogo, kogo Niemiła spije. Widział w niej wiele rzeczy, ale matczynego oblicza ni krzty.
- Widzę już zaczęłaś. - Jan wiedział, że nic będzie ciężka. Przyjdzie mu coś robić wbrew sobie. Nie wiedział co ale w ciemno mógł zakładać, że mu się to nie spodoba.
- Nie mówił ci rodzic, iże jeść trzeba, by siły mieć?
Oparła sobie trupa o ramię i bawiła się ciemnym kosmykiem jego włosów, co jakiś czas nosem o skórę trupiobladą nieboszczyka pocierając.
- Mówił jak każdy rodzic. Ludzie są jednak cenniejsi żywi. Mają wszak wiele zastosowań. Bawisz się jedzeniem bo sprawia ci to przyjemność? Zabijasz jak przystało na drapieżnika? Tylko czy warto?
- Żeby być cenniejszym, to trzeba zasłużyć - parsknęła śmiechem. - Ja nie przytułek dla ubogich, piękny Diable. Ja tu domenę prowadzę. I jednych bydląt życie cenniejsze, a innych śmierć. Śmierć jednakowoż zawsze słodsza.
- Przysiadł się bliżej podnosząc z łoża. - pamiętał, że gospodynię musi sobie zjednać. Postanowił się poprzymilać. Bo raz urok swój miał i znał jego siłę, dwa tego od niego chciała za życie Ravena i trzy wyobrażał sobie.... las i samotność jaka ją otacza. Ta wspólna chwila jest dla niej wytchnieniem i przyjemnością. Zaczął od tego co każda kobieta lubi słyszeć... pochlebstw.

- Jesteś Pani intrygująca. Młoda, dzika i nieokiełznana. Przy tym Niedźwiedź mówi, że mimo to lojalna sojuszniczka. Rzadka kombinacja.
- Ty miglancu - zaśmiała się, ale oczy zmrużyła jak głaskany kot. - Uwodzić próbujesz, na miód komplementów brać, myślisz, że prosta dziewka z lasu od razu się na nie przylepi?
Bosą stopą pchnęła go zaczepnie w piersi, na trupie ułożyła wygodniej.

Może ona i z lasu. Jednak wcale nie taka prosta. Jan uśmiechał się do niej położył obok. Podparł głowę na ramieniu. Mimo, że była to część targu musiał przyznać sam przed sobą, że powoli się do Niemiłej przekonywał. Przyciągała go nietypowa natura? Nie był do końca pewien. Birutcie serce oddał. Czy to jednak oznacza, że nie może zeznawać przyjemności z innymi? Ludzie praktykowali wierność. Czym jest jednak ona dla wampirów? Gdzie się zaczyna zdrada? Gdzie kończy? Jak się ma się do życia wiecznego, cierpienia i głodu? Czy wolno go wypełniać rozrywkami? Jana myśli galopowały. Jak jeszcze dodać do tego politykę, sojusze i intrygi. Można się całkiem pogubić. Gdzie przebiega linia… Tu jednak szło o życie jego krewnego. Tłumaczył sobie wyższą potrzebę.

Pogładził ją palcem po policzku i zjechał nim do szyi. Czynność a w zasadzie pieszczotę drobną powtarzał ciągnąc dalej.
- Prawdę mówię. Intrygująca i pełna skrajności. Przyciągająca. - ostatnie słowo niemal przeliterował - W przypadku takich kobiet należy być podwójnie czujnym. - uśmiechnął się przy tym i zaśmiał. - Las... mam nadzieję, że będzie mi dane pokazać ci więcej niż ten las.
Zamruczała wibrująco jak kot, i jak kot zręcznie się odwinęła, by na nim usiąść. Z rozcięcia sukni na twarz Jana wypadł sznur nieszlifowanych bursztynów i srebrem zdobiona kaptorga, na której wyobrażono orła… tudzież sokoła… tudzież kurę. Po prawdzie, to mógł to być jakikolwiek ptak.
- Zacznij od wielkopańskich zabiegów wokół niewiasty. Później… dworzyszcze Jawnuty byłoby w sam raz.
- Zabiegi uważam za rozpoczęte. - objął ją w pasie i powoli zaczął obcałowywać korzystając z obecności rozcięcia. - Dwór Jawnuty obecnie jest zamknięty dla nowych twarzy. Mają tam swoje sprawy. Gdy będzie możliwość zabiorę cię tam. Kwestia paru tygodni - powoli całował ja coraz wyżej i wyżej. - Miałem na myśli Rygę i Ozylie. Tam jest co oglądać. A coś czuję będzie potrzeba się tam skierować. Prezent dla Ciebie szykuje. - dodał po chwili by sprawę osłodzić. - Jeden z ogarów przeżył bitwę. Mamy go w jamie ukrytego. Dokarmiaj go swoją krwią. Jak wrócę do Ciebie to też ze sługą. Który i łapę mu odtworzy i przerobi co nieco pod twoje potrzeby. Mroczny wierzchowiec dla mrocznej pani.
- I do Rygi mam wjechać wierzchem na tym potworze? - zachichotała dziewczęco. - Takie rzeczy Jaromirowi proponuj. Ty wiesz, że on kiedyś głową z rozpędu bramę nam do komturii otworzył? Czaszka pękła i bigos się w środku zrobił, ale, po prawdzie, większych strat poza tym nie było… ale co ty mnie tam łaskoczesz? Do śmiechu chcesz nakłonić?
Zaśmiał się szczerze na wzmiankę komturii.
- Do Rygi na szlachetnym rumaku. Do bitwy lub żeby respekt był na włościach na bestii. - Jan wysunął kły i począł się przyglądać gardełku Niemiłej. - Dobrze się też takim psem szczuje. Wiem, wiem masz Jaromira ale pies lepiej węszy. - spojrzał z ukosa. - Krzesimir odwiedzi też ciebie pani. Jeśli będzie życzenie. Na Jawnutowym dworze zacznę zabiegać o ziemię dla was. Pewnie będzie się trzeba w tym temacie napocić. To osiągalne jednak. Tym bardziej, jeśli dasz jej prezent pani? Co bym sugerował. By w ogóle zwrócić jej uwagę.
- Niech to szlag, żem tego Ventrue wychlała… - westchnęła Niemiła z pewnym stropieniem. - Ale rok czekać na wykup, to już za dużo, tym bardziej jeśli moich ludzi w tym czasie żre. No dobrze… to może klejnot jakowy - klasnęła w dłonie i zaczęła po barłogu, po Janie i po trupie gramolić w stronę ustawionej w głowie leża skrzyni. Wieko z hukiem odwaliła, błysnęło złoto… - Chodźże, wybrać pomożesz!

Jan począł pomagać przeglądać i rzucać fachowym okiem. Chrząkał, komentował zalety. Chwalił kunszt i wykonanie. Wytrzymał mniej niż pacierz. Zaczął się śmiać. Wziął Niemiłą na ręce zakręcił w powietrzu i na barłogu położył z powrotem. Sam usiadł na wieku skrzyni. Wcześniej wyjął z niej lutnie.
- Moja droga kosztowności przednie.- powiedział gdy wyciągał ową lutnie ze skrzyni - Tylko Jawnutę one nic a nic obchodzić nie będę. Mój ojciec jest starym wąpierzem. Ona natomiast to sojuszniczka jeszcze mego dziada. Wojował mój ród na tej ziemi nie raz. Na jak to ojciec zwykł mawiać “gościnnych występach”. Początek swej myśli jednak miałaś przedni. Chcesz pokazać się z dobrej strony. Dla tak starej diablicy dobra strona to strona użyteczna. Zaanonsować cię chcemy tym prezentem. Będę jej szeptał dobre słowa. Tylko musimy je czymś poprzeć. By łatwiej było o zgodę na przybycie na dwór uzyskać. Jednocześnie rozpoczynając grę o ziemię dla was. - przyglądał się lutni zamyślony.

Lutni nic nie brakowało… poza strunami i wprawną dłonią, coby w nie uderzyła. A nie znał Jan palców wprawniejszych i głowy bardziej muzyki pełnej niż Chorotkowa.
- Cóóóż… - odparła na Janowe perory Niemiła i suknię zaczęła zzuwać. - To my się zabawiać będziemy, a Jaromira poślemy, by jakiego Spokrewnionego Krzyżaka złapał i na sznurze jako psa przywiódł. Weles dopomoże, to może i trafi się ziarno ślepej kurze, i kogo znacznego zdybie brat mój najmilejszy.
Prawda zadźwięczała w jej ostatnich słowach. Choć przygadywać mogła Jaromirowi wprost i za plecami o słabości jego umysłu, to kochała brata, najbliższy jej był i drogi.
- Przedni koncept. Tak uczynimy. - uśmiechnął się i odłożył lutnie opierając ją o wieko. - Tylko we dworze teraz poseł Krzyżacki z Rygi. Po co nie wiem ale jest. Tak sobie pomyślałam krzyżaka Jaromirowego na ołtarz dla Walesa. Bo w okolicy Krzyżacy też będą Ryscy. Jak takiego sprowadzimy do Jawnuty to poseł, zresztą słusznie za despekt weźmie. Drugi despekt możemy uczynić Jawnucie dając jej przypadkowego choć dostojnego Krzyżaka. Nie natomiast sprawcę zamieszania na jej ziemi. Poseł Ryski jak jej oddamy albinosa siłę naszą zobaczy. Żeśmy ujęli sprawców i w kajdanach na dwór ściągnęli. Ja wtedy rzeknę kniaźini o wspólnym naszym dziele. Jak Niemiła dopomogła jej interesom i strzegła jej ziemi. Naszego albinosa do Jawnuty zatem sugeruję dać lepiej na tym wyjdziemy.
- Toć to sługa jakiś jeno, chociaż, co tu gadać, moce jakoweś ma straszne. Ja bym go zatłukła, a owego Dyjabła, krewnego twego, Jawnucie w pętach powiozła. Czy też ci się, Janeczku miły, roi pociotka zratować? - pogroziła mu palcem. - Gdzie wojenne sprawy i sprawy boskie, nie masz rodziny.
- Dla mnie rodzina z krwii i rodzina z wyboru czyli moja wataha to świętość. Choć oczywiście są pewne granicę. - odpowiedział Janek z powagą. - Ten albinos to nie taki do końca sługa. Zwodził nas niemote udając to wasal kogoś znacznego na Ozylii. Dla mnie Raven, dla Jawnuty albinos, dla Welesa krzyżak. Dla ciebie wstęp do gry poważniejszej niż podchody po lasach. Tylko zostaje jeszcze kwestia Niedźwiedzia. Nie wiem jakie relacje was łączą. To jednak członek mojej watahy, nie chciałbym by był stratny. Tobie również jest wszak bliski. Wynagrodzić mu trzeba samodzielność wasala.
- O wszystkich wokół i nieobecnych dbasz za bardzo. A to ja tu goła siedzę i marznę - zasznurowała usta w wąską kreskę niezadowolenia, ręce skrzyżowała na piersi.
- Dbam o wszystkich i o ciebie zadbam. - powiedział Jan. Pchnął ją na barłóg. Kły ponownie wystawił i wbił je w szyjkę nie widząc protestów, wręcz przeciwnie natomiast… Był to fragment umowy. To sobie powtarzał. Czuł tu bowiem opór swych przekonań.

Jeszcze nim drasnął bladą, chłodną skórę, poszerzył zmysły. Ot, nie zawierzał do końca. Jakby jeden z cieni, którymi władała, chciał go opętać czy skoczyć na niego, gdy będzie całkiem bezbronny, planował się oderwać od krynicy rozkoszy. Wszystko nagle nabrało kolorów, dźwięki się wyostrzyły. Wijąca się pod nim niewiasta była jak szarfa jedwabna, z czerwieni przeplatanej czernią, a Janek odkrył, że oderwanie się może być ponad jego siły, tak go uwiódł smak wzmocniony, spętała przyjemność własna i jej sprawiana. Oczy przymknięte otworzył wielkim wysiłkiem i odkrył, że sam bynajmniej nie jest. Za ramienia Niemiłej wyglądał mnich jakowyś, zza niego Krzyżak, ale byli i inni, cieniste sylwetki mar, jedna za drugą, niewyraźne w mrokach otchłani.

Jan sprawiał przyjemność i sam był w ekstazie. Początkowo objął Niemiłą niczym kochankę w pasie. Choć tak jej nie traktował. To był handel, interes, polityka i… przyjemność. No dobra lubił ja trochę, bardziej lubił Lude a kochał Birute. Było mu teraz tak dobrze jednak. Wszystko się zacierało jakby z całą trójką był naraz w jednej osobie przedstawionej. To pierwsze doświadczenie tego typu było niepowtarzalne. Prawdę słyszał w opowieściach. Przyjemność przeszła w ekstazę nie wiedział czy u niej również… Bo świata widział coraz mniej. Dostrzegł też innych, tych których to Niemiła wchłonęła, pożarła w chciwości mocy. Jak na czterdzieści lat nie życia spory tłum. Ciekawe jak to na nią wpływało? Spróbował się oderwać żeby samemu jej nie skrzywdzić. W końcu poza chciwą przyjemnością zabawiania się z ładnym diabłem, okazała mu też zaufanie.
- Ty bestio łapczywa - zaśmiała się, gdy usta od niej oderwał, ranki dłonią przykryła. - Na następny raz to ci jaką dziewuszkę najpierw podam, byś pierwszy głód nasycił.
- Dziewice jakieś masz? - zażartował. Choć i w tym miał swój cel. Leżał obok niej i wpatrywał się w reakcję. Postanowił skupić się na krótszych i małych łyczkach. Dawkować jej i sobie przyjemność. Był też ciekaw czy Niemiła odwzajemni pieszczotę. Choć miał oczywiste związane z tym obawy. Spróbuje wprowadzić ja w dobry nastrój, by móc targów dobić i obietnicę wypełnić. Po serii krótkich ekstaz które miały na celu udobruchać Niemiła Jan w końcu zapytał.
- Zgódź się na mój koncept - wyszeptał.
- Ach… a co z pociotkiem swoim zamiarujesz uczynić, bo mi chyba umknęło?
- Szczerze? Liczę na jakąś umowę z wujem. Który kuzynka wykupi tak by i politycznie było i praktycznie. Nam - spojrzał na Niemiłą z podkreśleniem tego słowa. - otworzy to kontakty na Ozylii. Lojalność to jedno ale lepiej mieć więcej opcji niż mniej. To się w polityce przydaje.
- Dooobrze - przymknęła powieki, ale nagle jeden palec w górę podniosła. - Pod jednym warunkiem, Jasieńku. Twój kuzynek moim jest brańcem. Nie naszym. I nie twoim.
- Kuzyn miał być po prostu mój. Tego pragnę od ciebie. No nie tylko - dziabnął ją w szyje. - Sporo wezmę i sporo dam. Obdarz mnie jednak cierpliwością. Parę spraw musi dojrzeć. Przed wujem muszę stanąć w dobrym świetle. Z kuzynem w ręku jak wybawca. Nie z ofertą z drugiej ręki. Ugram też tak więcej. Chciałbym cię obdarzyć protekcją i przewodnictwem po salonach. To wymaga jednak czasu. Krzesimir mógłby cię odwiedzić i zmienić wedle twoich gustów. Nic - znów kąśnięcie - nie brakuje ale każdy ma jakieś zachcianki. Wiem co mówię wśród diabłów przebywając.
- Słodki jesteś jak miód - jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Oczy pozostały niezmienione, studnie mroku w źrenicach. - Ale pazerny ponad miarę i zdrowy rozsądek.
Pogłaskała go po policzku i odsunęła się, na powrót moszcząc na trupie.
- Obietnice rzecz ważna i nie zawierzać im nie widzę przyczyny. Ale to przyszłość, Janeczku, a ty przyszłości możesz nie mieć, bo ci głowinę coś z barków zdmuchnie, dla przykładu.
Palcem od nogi pogładziła go po kolanie. Westchnęła.
- Bardzoś miły, ale teraz pozwól, że obiorę twe słowa ze słodyczy, pocałunków i obietnic niepewnej przyszłości. Więc… gdyby nie ja nie miałbyś żadnego brańca. Chcesz, żebym oddała obydwu. W zamian Welesowi chcesz dać… kogokolwiek, niech mój brat pójdzie i złapie. Dla mnie… psa dasz. I trochę lepszą barwiczkę do policzków.
Podrapała się zagiętym palcem po nosie w zadumie, a potem po piersi, z flirciarskim uśmieszkiem na ustach.
- Toteż, Jasiu, ekhm… sam rozumiesz, jak to brzmi.
- Oh brzmi to teraz faktycznie nie najlepiej. Gdy wierzchowca psem nazwiemy a sztukę i artyzm barwniczkiem. - zaśmiał się. - No ale bez lukrowania. Walka wam potoczyć się mogła różnie albinos jakby życie Ravena bądź jego było zagrożone stanąłby przeciw wam. Widziałaś co potrafi niebezpieczny on. Jakby połączył siły z bestią w jaką zmienił się Raven różnie mogło być. Tak więc wkład w pojmanie tych spokrewnionych mam uznajmy... jakiś. Będzie bezkonfliktowo. Potraktuj relacje ze mną moja droga jak spółkę. Bo tym po części jest wataha. Musisz coś włożyć by za jakiś czas wyjąć więcej. Ja z tego całegoooo pazerstwa - rozciągnął dwa palce kciuk i wskazujący maksymalnie by po chwili zbliżyć je gwałtownie do siebie. - chce raptem kuzyna i kropka. I może jakieś drobiazgi, drobiazgami się odwdzięczając. Co już podkreśliłaś. - na chwilę przerwał. Myśli swoje prostując.

- Albinos jest twój w całości, ino rozsądniej dla nas obojga despektu nie czynić Jawnucie i go jej oddać. Przy okazji podkreślam, że to wyłącznie twój dar dla niej. Jej też będę o tym jej szeptał. Podkreślał i zaznaczał. Tam na peryferiach perełka co ziemi jej broni i dar przesyła. Zyskasz ty i Jawnuta a ja wkładam w to wstawiennictwo za tobą. - pokiwał głową z namaszczeniem, wkład nie zysk przecież własny - Jedyny mój zysk, że nie rozsierdzę jej. Bo tak by było gdybym powiedział, że albinosa dostał Weles nie pani tych ziem. Wtedy drzwi się na jej dwór i do ziemi nadania niestety się zatrzasną. Myślimy tu znów wspólnie i długofalowo. Jak ziemi chcemy na końcu to teraz się bez albinosa nie obejdzie. Żeby nie było - podkreślił dodatkowo. - Od wuja co uzyskam za Ravena to się podzielę. - ustąpił by ją obłaskawić - Więc spłynie to na ciebie również. Z większej rzeczy bo i więcej uzyskamy. Gdy krewny targu dobije. W sumie wychodzi na to, że kuzyn jest wspólny. Ten drugi zaś darem dla Jawnuty. Zyskujesz na każdym kroku prawdę mówiąc. Mało jednak rzeczy można od razu w zysk zamieć i dostać do ręki. Sama mówiłaś krzyżak w lochu gnił rok… i nie poszły układy. Tu będzie szybciej, bo z pomocą moją. - popatrzył na nią pełen nadziei i obaw. Że mu zaraz palnie, że albinos idzie w takim razie na stół ofiarny. W ocenie Jana układ był dla obojga z nich korzystny. Nie naciągał jej a nawet oferował więcej niż sam brał. Z prawdą się nie mijał. Prawda jest jednak też taka, że każdy ma swoją.

Niemiła dała się ugłaskać. Bo układ faktycznie był dobry. Jan oczywiście zrzekł się również udziału w łupach z bitwy. Nawet dorzucił krzyżackiego ogiera co mu wpadł w ręce po drodze. Sam połasił się na lutnię, nie dla siebie wszak a Chorotki.

Nie Miła w końcu w połowie nocy z chaty wyszła. Zająć się swoją domeną, pańskie oko było w tym niezbędne. Jan natomiast poszedł przesłuchać drugiego więźnia. Niemiła nie była zainteresowana kuzynem Jana. Ten natomiast przepytał go po cichu i szybko zaledwie w towarzystwie Niedźwiedzia. Gdy wynosił go do chaty obok od Johana oddzielając na moment ten lekko się poruszył. Lecz nie rzekł nic i nie uczynił. Co mogło być zalążkiem wzajemnego zaufania. Nie w honor może nawet co w wartość słowa drugiej strony. Dla obu z nich drogiego ponad miarę.

Jan głupi nie był. Ravena do stołu przywiązał. Niedźwiedz ze sporym toporem stał obok. Z niemą groźbą, że jak się nieborak będzie wiercił to może być różnie. Przytomność Raven stracił jeszcze podczas potyczki za osadą. Więc nic nie wiedział o słowach i deklaracjach. Blef Jana zatem był bezpieczny.

- Kim jesteś i z jakiego rodu? - zapytał. Po czym poczekał Jan na odpowiedź.
- Całuj psa w dupę. - odpowiedział mu na to kuzyn - zawszony lacki brudasie.
Jan pokazał mu herb na kaftanie odsłaniając płaszcz. Pierścień pod nos podetknął.
- Znajome?
Raven nie skomentował, ale napluł po wampirzemu, na krwawo, na podetkniętą rękę. Podstępu wypatrywał? Czy Jan zrobić się dał w konia.
- Nie bądź durniem. Żyjesz bo ja tego chcę jesteś synem Lederge? Czy się tego wstydzisz? - próbował coś wydobyć.
- Żadnymi plugawymi sztuczkami niczego mi nie wmówisz - przechylił głowę i krwawa plwocina przyozdobiła Janowy but.
- Widzę, żeś krzepki lecz słabego rozumu. Znam takich. Jestem synem Bożywoja, brata Lederge. Durna zakuta pało. - zdzielił go w twarz oplutą ręka i pierścieniem. - Herbu rodu własnego nie znasz nawet? Znieważasz. Tak ci mózg w zakonie sprali. - pokiwał głową z dezaprobatą.
- Srał pies twego Lederga i ojca. Moim rodzicem jest Wedeghe, pierwszy pośród braci z Dobrzyna.

Janeczka wtedy zamurowało. Może i mógł o coś jeszcze zapytać Ravena. Choć wątpił by wartościowego uzyskał.
- Dokończymy później. Postaram się twoje życie wyratować. - to były ostatnie słowa nim znów kołek wrócił na swoje miejsce.

Jan skierował szybkie kroki do Johana ten był mu winien wyjaśnienia. Zapyta go oto telepatią. Chciał wiedzieć dwie rzeczy. Skąd ta nieścisłość delikatnie mówiąc rodowodu i czy Lederge żyje? Rzekł tak Johan wcześniej wspominając podczas przesłuchania: "to on cię znajdzie". Wedeghe to Lederge albo miała tu miejsce jakaś tajemnicza adopcja.
 
Icarius jest offline