Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 12:16   #78
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Nie było żadnych figli, choć w ich ciałach płonął żar. Ciało Carmen nie zostało wypieszczone, a sam Rosjanin nadal wykazywał twardość poniżej pasa. Głównie po to, by czekaniem bardziej rozpalić ów ogień. Musieli się ubrać, co było kolejną udręką, i wziąć walizeczkę. Pełną franków szwajcarskich, ponad dziesięć tysięcy. Fortuna nawet w oczach Brytyjki, ale nie dla samego Orłowa. Jego ojczym spał na takich pieniądzach.
Wynajęcie pionowzlotu więc było łatwe. W Zurychu było wiele takich powietrznych limuzyn do wynajęcia (wraz z pilotem).

[media]http://www.rotaryaction.com/images/nutcrack.jpg[/media]

Bańka ze skrzydłami. Niezbyt szybka, ale jakże piękne widoki mogli podziwiać z niej goście, którzy za sześć tysięcy mogli ją wynająć na całą dobę. Górna część bańki była dla Herberta Schwitza, ich pilota. A cała dolna, z wygodnym fotelem i niedużym barkiem, dla nich.
Carmen patrzyła z zachwytem na widoki przylepiona do szyby jak mała dziewczynka, która pierwszy raz jedzie pociągiem.
Tymczasem łopatki wirnika zaczęły wirować powoli i cała bańka powoli odrywała się od ziemi unosząc w górę. Brytyjka mogła więc podziwiać panoramę Zurychu rozwijającą się pod nią i rozkoszować dłońmi kochanka masującymi jej pupę przez materiał ubrania i jak wyraźną wypukłością w jego spodniach...również ocierającą się o krągłości jej pośladków. Bo Orłow stał za nią… zachwycając się samą agentką i jej urodą.
Carmen obserwowała panoramę oddalającego się miasta z fascynacją. Wydawało się nawet, że ignoruje kochanka, a jednak nie była to prawda. Po locie prywatnym samolotem w Kairze marzyła o podniebnej przygodzie z Rosjaninem.
Przełknęła ślinę, po czym wciąż chłonąc widoki powiedziała:
- Weź mnie... chcę być twoja, gdy świat jest u naszych stóp... - wyszeptała rozpalonym głosem.
Nie było to co prawda, całkiem to samo, bo maszyna leciała bardziej jak sterowiec, ale musiało to wystarczyć. Carmen czuła jak jej kochanek zabrał się za podwijanie jej sukienki, szepcząc.
- Oprzyj się dłońmi o szybę. - wyjątkowo rozpalonym głosem. Czy byli niewidoczni, dla tych wszystkich osób pod nimi? Możliwe że tylko dla większości, ale przecież to tylko dolewało oliwy do ognia.
Brytyjka bezwstydnie rozpięła swoją koszulę, ukazując podkreślony gorsetem biust, sterczący dumnie ponad wiązanym cudem. Potem kobieta wykonała polecenie kochanka, wypinając w jego stronę apetyczne pośladki.
Poczuła odsłonięte pośladki muskane jego językiem, poczuła jak Orłow zdziera z nich koronkowe majteczki zsuwając je w dół. Jak wodzi językiem pomiędzy pośladkami.
- Biedny nasz pilocik… nie widzi tak rozkosznego przedstawienia.- drwił cicho acz żartobliwie Rosjanin , jedną ręką masując jej pupę, drugą zaś... uwalniając powoli od ciężaru spodni.
- Chciałbyś mu pokazać... jak jęczę... jak robisz mi dobrze? A może wolałbyś zrobić taką manifestację przed moim nowym znajomym ambasadorem? - Carmen dolewała oliwy do ognia, kręcąc zalotnie pośladkami cały czas przyglądając się widokom za szybą.
- Może? Kto wie. Chciałabyś żeby zobaczył cię od takiej strony?- jęknął Orłow, gdy Carmen poczuła jak jego męskość ociera się o jej pośladki, dokładnie między nimi. Potem jednak poczuła jak napiera na jej bramę rozkoszy i zdobywa silnym sztychem. Znów poczuła w sobie twardy żar Jana Wasilijewicza. Jego dłonie objęły mocno jej pośladki, gdy gwałtownymi ruchami bioder napierał kochanką na szybę, przez którą oglądała panoramę miasta.
- Raczej nie... to ty lubisz być podglądany. - odparła, sycząc cicho z bólu, gdy wbijał się w nią. Uwielbiała to uczucie, a jednocześnie zawsze myślała o tym, by zwrócić mu uwagę, że czasem można to zrobić łagodniej.
- Możliwe… że lubię… się chwalić. Ale figle podczas… lotu Skylordem, były twoją inicjatywą.- szeptał zwalniając nieco tempa ruchów, by całym ciałem przylgnąć do kochanki. Jego dłonie sięgnęły ku jej piersiom, by pochwycić te dwie krągłe skarby. Przyciskają się do niej, Orłow spowalnił nieco ruchy bioder, ale Brytyjka nadal czuła kochanka intensywnie i głęboko, gdy bujali swymi ciałami niespiesznie, rozkoszując się doznaniami.
Zamruczała i przymknęła oczy.
- Przez ciebie staję się... wyuzdana... - powiedziała, delektując się jego ruchami i bliskością.
- Przeze mnie? Mam wrażenie… że jestem… wymówką. - szeptał cicho lubieżnym tonem głosu, gdy bujali się razem kilka kilometrów nad miastem i zmierzali w stronę gór, gdzie niewątpliwie kochanek chciał zaznać kolejnych wyuzdanych zabaw z Carmen. Póki co ta czuła jak zdobywa ją dość leniwymi ruchami, co jednak nie zmieniało faktu, że przy takiej bliskości, każdy sztych jego był wyraźnym przeszywającym doznaniem.- Pragnę cię do szaleństwa, wiesz?
Jęknęła i przeciągnęła się pod nim z jednej strony rozkoszując tą powolnością, z drugiej... niecierpliwiąc. Apetyt Brytyjki wymagał wszak znacznie większej porcji lubieżności.
- Kiedyś taka nie byłam... to od kiedy z tobą... zaczęłam chcieć coraz więcej... twój wieczny głód udzielił się też mi... i teraz... czuję, że chcę mocnych, nieprzyzwoitych doznań i... wyobrażam sobie jakbyśmy teraz lecieli niżej... a ci ludzie na dole... patrzyliby na nas... - westchnęła - ludzie... małpiszony... wszyscy…
- Wiesz… to się da… załatwić…- szeptał jej do ucha Orłow i na chwilę odchylił się by odpiąć wewnętrzny mikrofon pionowzlotu. - To statek powietrzny służący do wycieczek. Może obniżyć bardzo lot. Powiedz mu to… jeśli chcesz.
Przysunął ów mikrofon do twarzy kochanki.
Policzki Carmen zapłonęły wstydem. Odwróciła głowę w bok.
- Nie... nie mogłabym... nie... - opierała się Janowi i...swojej wyobraźni.
- A ja cię… nie zamierzam zmuszać. Ale taka możliwość… istnieje.- szeptał Orłow ściskając drapieżnie jej pierś. - Jeśli zechcesz możesz pokazać swą rozpustną naturę. Tak długo… jak zechcesz… pilot może zlecieć w dół, może polecieć w górę.
- Och, zamilcz, dręczycielu! - warknęła na niego - I weź mnie.... mocniej... - powiedziała cicho.
- Skoro tak…- uniósł się do pozycji pionowej. Jego palce wbiły się pośladki i rozpoczął podbój pochylonej kochanki. Tym razem bezlitosny i pełen lubieżnych mlaśnięć, gdy ich ciała zderzały się ze sobą. Teraz była cała jego, ulegle oddając się ruchom jego ciała, pozwalając by jej piersi hipnotycznie poruszały się i wyobrażając sobie, że rzekła pilotowi, by zleciał niżej. Opuścił nisko widokową kopułę pokazując wszystkim nagość Carmen w tej wyuzdanej pozycji… czującej pożądliwie oczy mężczyzn, kobiet i małpoludów wpatrzonych w jej biust i kochanka biorącego ja tak brutalnie i władczo.
Jęczała coraz głośniej i coraz bezwstydniej, za nic sobie już mając, że sam pilot także mógł ich usłyszeć, choć teoretycznie lotowi towarzyszył spory szum maszyny. Ale gdyby ktoś krzyczał? Mężczyzna mógłby usłyszeć. Carmen zaparła się dłońmi na szybie.
- Uwielbiam cię... w sobie... - pojękiwała słodko z każdym jego mocnym pchnięciem. Orłow znał już ten stan jej uległości, wiedział, że teraz może zrobić z nią wszystko…
Sam jednak dochodził do szczytu i po chwili Brytyjka poczuła jak z kolejnym głośnym jękiem kochanka, rozlewają się w niej jego dowody namiętności.
Nie miał jednak dość.
- Klęknij… weź do ust.- szeptał gorączkowo równie rozpalony co ona i spragniony jej widoków wyuzdanej natury… zwłaszcza z tak prowokacyjnie odsłoniętym biustem. - Zlecimy niżej… nie zauważą twej twarzy.
Ale zauważą pośladki i biodra na których to spoczywała podwinięta suknia i uda, po których spływały kropelki pożądania. I pończoszki i majtki.
Carmen jednak to już nie przerażało. Patrzyła w oczy swego kochanka i uśmiechnęła się zmysłowo. Uklękła przed nim, obejmując usteczkami rozgrzaną męskość.
Powoli smakowała kochanka i siebie, wędrując ustami po włóczni którą była przeszywana. Orłow zaś uruchomił mikrofon i powiadomił pilota, że chcą się przyjrzeć miastu z bliska.
Nie widziała co się działo, ale zdawała sobie sprawę z efektów, gdy pionowzlot opuszczał się niżej pomiędzy uliczki miasta. Czuła też dłoń kochanka pieszczącą jej włosy delikatnie.
Oderwała się na moment i spojrzała na niego.
- Mów, co widzisz... i nie pozwól mi przestać - powiedziała, odcinając sobie drogę ucieczki. Zamknęła oczy i pogodzona ze swoim losem zaczęła pieścić znów wargami Jana Wasilijewicza, jednocześnie głaszcząc dłońmi jego uda i pośladki.
- Dotykaj też siebie…- wymruczał Orłow obejmując dłońmi głowę kochanki i nie pozwalając jej przerwać pieszczoty ust i języka na swej coraz twardszej męskości. -... nie muszę mieć całej przyjemności dla siebie. Jesteśmy już coraz bliżej… ulicy. Parę małp… kominiarzy się przygląda nam. Wodzą za nami swoimi małymi oczkami. Jakaś dziewczyna uciekła na nasz widok od okna. Chyba się speszyła.
Carmen zamruczała perwersyjnie i wypięła bardziej swoje pośladki. Jedną dłonią zaczęła się pieścić, dotykając palcami swego mokrego od rozkoszy kwiatuszka, podczas gdy druga coraz mocniej wbijała się pazurkami w pośladek kochanka.
- Widzę, że bardzo ci się… podoba… jesteśmy coraz niżej. Widząc nas przechodnie. Pokazują palcami. Małpy reagują nerwowo. Ale… nie mogą nic zrobić. Wodzą spojrzeniem za twoją pupą. - szeptał Jan Wasilijewicz drżąc z rozkoszy jaką sprawiały mu usta i języczek kochanki. Zresztą sama twardość kochanka świadczyła o tym, że sprawia mu przyjemność. - Całkiem sporo kobiet nie obraca twarzy w zawstydzeniu i oburzeniu. Umiesz kusić… - szeptał jej kochanek starając się utrzymać kontrolę nad sytuacją. Co nie było łatwe, kiedy rozpraszała go i dotykiem i widokami. Bądź co bądź, także i on na nią patrzył.
A z każdym jego słowem diabeł wstępował w Carmen, która niby to zasłaniając swoją kobiecość, tak naprawdę zwracała na nią uwagę pieszczotami swej dłoni, dwoma paluszkami, które raz po raz wkładała głębiej.
Pojękując z podniecenia, Brytyjka nie komentowała jednak spostrzeżeń Orłowa, była zbyt zajęta jego męskością, którą teraz ostentacyjnie lizała jak wierna niewolnica, sprawiając kochankowi przyjemność nie tylko dotykiem, ale i widokiem. Ślina Carmen skapywała przy tym na jej obnażone piersi, powolutku ściekając między nimi na gorset, którym wciąż spięta była talia akrobatki.
- Patrzą na nas…- mruczał Rosjanin głaszcząc po włosach kochankę. - Rozmawiają. Wywołujemy całkiem spore zamieszanie. Parę małp wspina się na lampy, by dosiegnąć naszego pojazdu.
Jego włócznia sterczała już dumnie, twarda i gotowa do bardziej twórczego wykorzystania. I z pewnością też dość dobrze widoczna.
- Wywołałaś wypadek…- wyszeptał cicho po chwili. -Tam… na dole… zderzyły się… dwa automobile. Ktoś… się musiał zapatrzyć.
Jęknęła. Jednak strach ją opanował.
- Każ mu lecieć w górę... - powiedziała błagalnie.
- Dobrze… - Orłow wydał szybko polecenie i odsunął się od kochanki, siadając wygodnie w fotelu dla pasażerów.
- A teraz… dosiądź swego ogiera, tak jak chcesz.- zaproponował, pojazd zaczął wznosić się powoli w górę.
Doprawdy podziwiała jego opanowanie.
- To wszystko... nic cię nie obeszło? - zapytała niedowierzając i... korzystając z zaproszenia. Usiadła na nim, opasając w pasie nogami. Patrzyła mu głęboko w oczy, gdy znów się w niej zanurzał.
- A niby czemu miałoby? Brałem udział w weneckich orgiach.- chwycił drapieżnie dłońmi obie piersi kochanki ściskając je mocno i namiętnie. Carmen czuła twardą obecność kochanka w sobie, jak i twarde spojrzenie. - Prawdziwych przedstawieniach rozpusty i wyuzdania, w których było się i aktorem i widzem na raz. Pruderia jest mi obca.
Jęknęła.
- Więc i ja... chcę je zobaczyć. - oświadczyła, ujeżdżając kochanka od razu szybkim, ostrym tempem.
- Carmen… nie… tam…- jęknął wtulając w twarz podskakujące pod wpływem jej ruchów piersi kochanki. Pieścił owe krągłości drapieżnie, dysząc coraz głośniej. Gdyż tempo Brytyjki odbierało mu oddech. -... są… zasady. Nie można… się… wycofać.
- Uważasz... że nie dam rady? - czując wyzwanie przyspieszyła ruchów, dręcząc kochanka swoim wytrenowanym ciałem, które wyciskało z nich oboje teraz siódme poty.
- Nie wiem… kilku kochanków… kochanek… na raz… widzowie…- próbował tłumaczyć Orłow, ale ciężko było skupić się na wspomnieniach, skoro teraźniejszość, tak kusiła. Mocniej pieścił jej ciało silnymi ruchami palców. - Jeśli... ktoś dołączy… do nas… to dasz.. radę?
- Mówiłam ci już, że z dwoma próbowałam... a może i z dwiema, choć to słabo pamiętam... - powiedziała, zmieniając nagle tempo na powolne, ale głębokie fale, które całkiem pochłaniały lancę wojownika pod nią - A może... to ty nie chcesz bym... spróbowała? - zapytała, dysząc.
- Z dwoma.. z dwiema.. z którymi się rozmówiłaś. Poznałaś. Nie całkowicie ci obcymi osobami, które… po prostu dołączają do zabawy. A gdybym sprowadził takie… dwie… kochałabyś się z nimi na moich oczach? Nie pytając o to kim są… nie wahając się ani chwili? - rzucał jej wyzwanie, kąsając przy tym delikatnie sutki jej piersi i czując… tak jak ona, że fala rozkoszy w nim wzbiera. I wkrótce wyleje się w kolejnych miłosnych eksplozjach.
- Mogłabym to zrobić... pytanie brzmi za co. - uśmiechnęła się lubieżnie unosząc biodra ponad jego męskość i... zastygając w tej pozycji siłą woli.
- Jeśli sobie poradzisz...i to bez wahania, to jak utkniemy dłużej w Szwajcarii to… Wenecja nie jest daleko stąd. Można odwiedzić taką imprezę, jeśli się okaże, że jesteś na nią gotowa.- pochwycił jej twarz w swe dłoni i przcisnął jej usta do swych. Pocałunek miał namiętny, ale co dziwne… także czuły posmak.
- A czy chcesz... bym była na nią gotowa? - zapytała cicho, znów go dosiadając.
- Nie wiem… część mnie… chce cię na własność. Część mnie zaś… uwielbia tą dziką stronę twej natury, tę wolną od ograniczeń i żądną przygód.- objął delikatnie pośladki kochanki dłońmi, ustami wodził po jej szyi.- Czuję się rozdarty. Niemniej… całość mnie, pragnie widzieć cię szczęśliwą w moich ramionach, przy mnie.
Pocałowała go długo, namiętnie, poruszając przy tym zmysłowo biodrami.
- Więc zostawiam to twojej decyzji. Ja jestem gotowa podjąć się wyzwania i... skoro dzisiejszego wieczora spełniasz moją fantazję, jutro ja będę robić rzeczy, które ty mi każesz... oczywiście, o ile nie będziemy musieli być “w pracy” - mrugnęła do niego.
- Dobrze… więc… znajdę… takie dwie… - wyszeptał cicho Orłow poddając się rozkoszy jej bioder i oddając kochance hołd. - Jesteś… cudowna.
Ona sama też poczuła jak z jego rozkoszą jej własna rozlewa się po zmysłach.
A pod nimi nie było już miasta.

[media]http://www.inspired-ramblings.com/wp-content/uploads/swiss-alps2.jpg[/media]

Wylecieli na wieś, tam gdzie technologia ustępowała tradycji i naturze. I nie było wszędobylskich deus ex machiny. Wtulona w ramiona Orłowa dziewczyna, przyglądała się tym widokom z zachwytem.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś... - szepnęła, po czym pocałowała go w szyję.
- Nie masz jeszcze za co. Jeszcze nie wylądowaliśmy.- pogłaskał ją po włosach.- Poopalamy się nago? Może cię to zdziwić, ale to jest popularne wśród rosyjskich arystokratów… co prawda, bardziej by zagrać na nosach miejscowym, niż żeby naprawdę się opalić. Możemy też połazić po halach, zjeść miejscowe sery. Lub wleźć do łóżka w miejscowej karczmie. I nie wychodzić przed odlotem.
- Pozwiedzajmy... jak... - spojrzała niepewnie na Rosjanina - no... normalna para... jeśli to... nie jest dla ciebie... problem. - nagle poczuła się bardziej zawstydzona z powodu odkrycia przed kochankiem prawdziwego pragnienia niż podczas perwersyjnego przelotu nad Zurychem.
- To ty będziesz tą zafascynowaną wszystkim kochanką, a ja zblazowanym arystokratą spełniającym twój kaprys.- zażartował Orłow odsuwając pukiel znad czoła dziewczyny. - Wolisz naturę, czy wiejskie klimaty?
- Naturę. - odpowiedziała, po czym dodała, nie patrząc mu w oczy - A czy... nie możemy być sobą?
- Dobrze. Możemy być sobą… tylko się ubierzmy, na razie. - cmoknął jej policzek delikatnie. - Chociaż nie wiem czy polubisz mnie… jestem bardzo zachłanny, samolubny i lubieżny.
- Brzmi znajomo. - uśmiechnęła się, po czym wstała. Przed wylądowaniem udało jej się doprowadzić do porządku.
Pilot dostał polecenie by na nich czekać, więc Carmen miała okazję pooddychać górskim powietrzem z dala od Zurychu. Widoki może nie były tak imponujące z ziemi, jak były z powietrza, ale też były tu inne zalety. Mogła iść po górskiej hali, albo w dół kierując się do alpejskiej wioski, albo w kierunku szczytów górskich, albo w las.. albo do strumienia po przeciwnej stronie. Albo… robić co tylko chciała. Orłow pochwycił jej dłoń w swoją, lecz nie ciągnął ku sobie. Teraz to ona była ich przewodniczką. Wędrowali więc od jednego punktu, który zachwycił dziewczynę do drugiego. Od drzewa z zabawną dziuplą do strumyka. Od owcy na hali do skały, na którą z trudem wspięła się nawet akrobatka. Odrzucając przy tym szlachecką manierę i pozwalając sobie na swobodę, Carmen z zaróżowionymi od wysiłku policzkami ciągnęła Orłowa z miejsca na miejsce.
Ten zaś grzecznie dawał się prowadzić wędrując spojrzeniem po najciekawszym widoku, samej arystokratce. Przez chwilę wędrowali w cieniu drzew, przez chwilę wzdłuż strumyka. Dotarli do kosodrzewiny, gdzie Orłow narwał trochę jej gałązek w celu uprzyjemnienia wieczoru przy kominku. Potem zeszli niżej, znów do strumienia, przy którym to Orłow zaproponował.
- Pomoczymy trochę nogi? I odpoczniemy?
Oddychał ciężko, także dlatego że powietrze tu było nieco bardziej rozrzedzone, niż te do którego przywykli.
- Dobrze - powiedziała z usmiechem i przyskoczyła do niego, mimo że jej oddech również zdradzał zmęczenie - Chyba możemy potem kierować się do karczmy... na ten ser i... odpocząć.
- Piechotą, czy podlecimy ?- Orłow klęknął przed Carmen na jedno kolano i bezceremonialnie chwycił ją za łydkę, po to by uniosła stopę i dała się pozbawić trzewika.
Nie protestowała, opierając rękę na jego ramieniu, by nie stracić równowagi.
- Piechotą... nie ma lekko. - zaśmiała się.
- Zgoda…- pierwszy trzewik i palce kochanka niczym pajączki wspięły się łydce i udzie wodząc pieszczotliwie po skórze. No tak, mogła się spodziewać że Orłow nie przepuści okazji do pomacania sobie jej ciała. Z drugiej strony… nigdy to jej nie przeszkadzało.
- Jesteś bardzo grzeczny, choć nie wiem czy i ciebie to wszystko bawi - powiedziała, przyglądając się jego poczynaniom.
- Oczywiście, że bawi. Nie martw się mną. - mruknął przy zdejmowaniu drugiego trzewika. Tym razem dłonie mężczyzny śmiało zanurzyły się pod suknię Carmen wodząc nie tylko po łydce i udzie, ale dochodząc i do majteczek kochanki.
- Właśnie widzę - mruknęła z uśmiechem i... wyrwawszy mu się, wbiegła wprost do strumyka. Tam zaczęła piszczeć.
- Aaaa jakie to zimne!
Bo i też woda była przerażająco lodowata przeszywając zimnem, aż do kości. Po pierwszych chwilach Carmen przywykła do chłodu. I mogła rozkoszować się doznaniami jak i widokami mocząc stopy. Po chwili dołączył grzecznie do niej Orłow i razem mogli podziwiać alpejskie krajobrazy. Do czasu aż pojawił się on. Duży czarny goryl w mundurze polowym, hełmie i ze specjalnie zmodyfikowanym karabinem. Wynurzył się z lasu i spojrzeniem paciorkowatych obrzucił podejrzliwie parkę przy strumieniu i pionowzlot. Nie wzbudziły one jednak wielkiego zainteresowania z jego strony, więc ruszył w kierunku szczytów górskich. Wydawał się kogoś szukać, tym bardziej że byli za daleko od granic, by małpiszon był tylko na zwykłym patrolu.
Carmen, która zastygła w bezruchu na czas tej wizytacji, teraz szepnęła do partnera:
- Już się bałam, że to za ten lot nas szukają…
- Możliwe że po powrocie czeka na nas grzywna w hotelu. Ale z powodu nieobyczajnego zachowania nie trafia się tu za kratki, póki ma się pieniądze. To nie purytańska Nowa Anglia. - wyjaśnił Orłow przyglądając się gorylowi. - Poza tym, gdybyśmy tu się kochali nic by nie
mógł zrobić. Figle na łonie natury nie są wykroczeniem.
Mimo wszystko jednak Carmen wyszła ze strumyka i zaczęła ubierać buty.
- Ciekawe kogo szukają... - powiedziała niezobowiązująco, po czym dodała - Głodna jestem, chodźmy!
- Zgoda.- także on zabrał się za ubieranie butów nieco zaniepokojony obecnością małpiego żołnierza.

Po piętnastu minutach spaceru dotarli do znajdującej się poniżej wioski, która wydawała się równie malownicza, co prymitywna.

[media]http://www.tyrol.com/images/ptrzrew9guw-/xoberstalleralm-alpine-village-in-osttirol.jpeg.pagespeed.ic.Gzd2js4zSc.jpg[/media]
Domy tu były drewniane z niedużym zborem kalwińskim pośrodku i karczmą. Miało to jednak swój urok. Prawdopodobnie nie było tu deus ex machin, ani innych technologicznych usprawnień życia. Mijane wieśniaczki zaś w ogóle nie nadążały za światową modą, preferując tradycyjne stroje.
I były na tyle uprzejmie że wskazać jedyną w wiosce Hoechnen karczmę, o uroczej nazwie “Hirschhörner”, do której wejście ozdobione było jelenim porożem. Urocze.
W środku było dość ciemno, bo pomieszczenie było stare z dość małymi okienkami. Było też aromatycznie, bo z kuchni dochodziły zapachy wędzonego mięsa, baraniny chyba.
No i nie było tłoczno, bo poza dwoma pasterzami jedzącymi polewkę w kącie karczmy, oraz brzuchatym wąsaczem po czterdziestce rozmawiającym dość głośno z miejscową karczmarką… zadziwiająco zjawiskową blondynką, której to miejscowy strój nie ujmował urody.

[media]http://www.alpenschatz.com/Store/DirndlBlue250.jpg[/media]

- Mówię ci Anike… niedźwiedzie się pojawiły. Ponoć aż trzy razem. To nie przypadek, bo dzikie tak nie chodzą.- mówił nerwowo grubas wyraźnie zaniepokojony.
- Schultzie skarbie… te niedźwiedzie to bajka. Nie powinieneś się nimi przejmować. - Anike posłała mu promienny uśmiech.
- Ach… młoda jesteś to nie wiesz. Taki jeden potrafi rozerwać z sześciu myśliwych zanim go dopadną. A teraz jeszcze przysłano wojsko. - burknął wąsacz określany nazwiskiem Schultz. - Lepiej dobrze zamykaj okna.
- Może jacyś przemytnicy do wytropienia, co?- stwierdziła z uśmiechem Anike.- A może manewry. To że jakiś regiment się kręci nie oznacza, że od razu to za sprawą mitycznych niedźwiedzi.
- One nie są mityczne.- zaczerwienił się Schultz.
- Schultzie schatzie… - mruknęła zmysłowo.- Ciii... bo klientów wystraszysz.
Po czym zwróciła się głośno do Carmen i Jana Waisilijewicza.
- Witamy w “Hirschhörner”, co podać. Może mały kieliszek jałowcówki na rozgrzanie? Na koszt przybytku.
Carmen nie zdradzając zainteresowania ich rozmową, by gospodyni nie krępowała się, powiedziała:
- Poprosimy pokój na nocleg,a teraz niech będzie ta jałowcówka i... kolacja z miejscowych specjałów, dobrze? - spojrzała na Orłowa, by stwierdzić czy pasuje mu taka opcja.
Jan Wasilijewicz skinął głową.
- Miejscowe specjały… oczywiście. - uśmiechnęła się blondynka i wskazała dłonią szereg stolików malowniczo zrobionych z rozciętych na pół pni świerkowych.
- Usiądźcie gdzie chcecie.Zaraz podam wam pasterską polewkę oraz ser. I moją jałowcówkę. - po tych słowach Anike opuściła izbę udając się do kuchni, podczas gdy Schultz popijał swoje piwo przy kontuarze. Jan Wasilijewicz trzymając Carmen za dłoń, jak zakochany młodzik, poprowadził ją ku jednemu ze stolików.
- I jak ci się prowincja podoba?- zapytał cicho.
Ujęła jego dłoń i cmoknęła lekko ustami.
- Potrzebowałam tego. Potrzebowałam oderwać się... pewnie po paru dniach byłabym znudzona, ale teraz czuję, że odżywam.
- Zurych i inne szwajcarskie miasta mają mnóstwo kulturalnych rozrywek, zwłaszcza dla snobów, którzy uważają Wiedeń za zbyt plebejski w swej popularności.- wyjaśnił Jan Wasilijewicz, podczas gdy Anike przyniosła tacę z dwoma glinianymi misami pełnymi gęstej i mocno aromatycznej polewki, oraz kawałki sera i chleb. Do tego kieliszki pełne jałowcówki i drewniane łyżki.
- Ser najlepiej pokruszyć nad polewką i poczekać aż się nieco w niej zanurzy. Zakładam, żeście małżeństwo, tak?- zapytała z uśmiechem.
- Tak.- stwierdził Rosjanin.
- To zaraz przyszykuję wam pokój. Nie mamy ich dużych i łazienka jest wspólna. Ale… widoki wiele rekompensują. - rzekła z uśmiechem Anike.
Gdy karczmarka odeszła, Brytyjka pochyliła się konspiracyjnie do Rosjanina:
- A gdybyś powiedział, że nie to nie dostalibyśmy pokoju? - zachichotała na samą myśl.
- Pewnie dostalibyśmy dwa… a jedno z nas… gospodynię jako dodatkową atrakcję w nocy. Jest za ładna na to miejsce… i za wyzwolona. - zauważył Jan Wasilijewicz odprowadzając wzrokiem karczmarkę zmierzającą za kontuar.- Pewnie młoda wdowa.
Uśmiechnął się dodając. - Mogłaby też nie dosłyszeć mojej odpowiedzi i… potraktować nas jak małżeństwo. Interes jest tu ważniejszy niż własne przekonania moralno-religijne.
Carmen odruchowo spojrzała na kobietę, biorąc się za jedzenie.
- Po czym wnosisz, że jest “wyuzdana”?
- Po stroju. Widziałaś tutejsze chłopki. Ta z premedytacją łamie tradycję. I ma rozpuszczone włosy. Tak nie noszą się mężatki czy bogobojne ani w tym kraju, ani w Rosji. Przynajmniej nie te, które się uczciwie prowadzą. - wyjaśnił Rosjanin biorąc się za posiłek. - Nie nosi czepca i jest za stara na nastolatkę. Z pewnością nie lubią jej tutaj kobiety.
Po kilku kęsach stwierdził z uśmiechem.- Ale gotować potrafi.
Znów spojrzał na ich gospodynię rozmawiającą z uśmiechem z Schultzem, który najwyraźniej miał jakichś uraz do niedźwiedzi. I jakieś z nimi zaszłości.
- Nie wiem czy jest wyuzdana, ale na pewno bardziej otwarta obyczajowo. - ocenił na koniec.
Carmen tylko pokiwała głową, spożywając swój posiłek. Gdy nasyciła pierwszy głód, podniosła spojrzenie na “męża”.
- A jaki jest twój ulubiony zakątek świata? - zapytała.
- To… pewnie będzie Paryż.- zamyślił się Orłow pocierając podbródek.- Może i jest teraz burdelem Europy, ale to chyba jedyne miejsce w którym nikt nie bierze na poważnie tego całego siłowania się caratu z brytyjską dynastią. Tam naprawdę ludzie się bawią nie przejmując jutrem. A ty… jakie miejsce lubisz?
Brytyjka zastanowiła się. W jej głowie pojawił się obraz domu, w którym mieszkała jako dziecko z rodzicami. Sięgnęła po kieliszek i opróżniła go. Dopiero potem odpowiedziała:
- Ja nie mam chyba takiego miejsca.
- Jakieś ci znajdziemy. - mruknął Jan Wasilijewicz cmokając czule w policzek kochanki.
- Nie ma takiej potrzeby - odparła, nie patrząc na niego - Tak jest łatwiej w naszym zawodzie. Zawsze mogę wyjechać, spalić most, nic mnie nigdzie nie trzyma. - spojrzała mu w oczy z dziwną powagą - Żadnych sentymentów.
- Nie mówiłem o domu. Mylisz pojęcia. Albo ja cię źle zrozumiałem. W Paryżu miło jest odpocząć, ale to nie jest mój dom. - odparł z ciepłym uśmiechem Orłow, po czym musnął czubek nosa kochanki, potem usta delikatnie pocałował.
- Ja też nie mówię o domu. Po prostu mi to obojętne... Paryż, Londyn, Kair, Zurych - zmiany są kłopotliwe, bo trzeba zawsze przyswoić inne normy społeczne i przywyknąć do pogody, ale poza tym... wszędzie czuję się tak samo. - rozłożyła bezradnie ramiona.
- Acha… - Orłow powrócił do jedzenia uśmiechając się ciepło do Carmen.- Więc… wygląda na to, że wkrótce szczególnie polubisz Singapur, skoro nawiązałaś przyjazne kontakty z Wężową Księżniczką.
Tymczasem Schultz zakończył rozmowę z Anike i blondynka opierając się o kontuar przyglądała się niespodziewanym gościom w swej karczmie. Nieświadomie lub świadomie prezentując kusząco swój dekolt.
- Zobaczymy. Sam przyznasz, że znajomość z Yue się przydaje. - odparła Carmen, kończąc posiłek.
- Na co teraz masz ochotę droga żonko? - zapytał Jan Wasiljewicz dopijając jałowcówkę. - W końcu musimy zadbać, byś wypoczęła.
- Sprawdzimy pokój? - zagadnęła z uśmiechem.
- Z miłą chęcią. - odparł jej kochanek i oboje ruszyli po drewnianych schodkach na górę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline