Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 13:28   #589
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że się udało! Stary, zramolały Zgred łyknął ich pomysł i przyklepał go, zgadzając się na zdjęcie Szafirkowi z karku tego bezsensownego wyroku. Wreszcie zaczął myśleć, a Blue mogła odetchnąć. Dyskretnie i maskując to profesjonalnym uśmiechem, ale wyszło dobrze. Zajebiście nawet! Spotkanie ze staruchem i jego przydupasem w bieli zakończyło się szczęśliwie. Nikt nie zginął, wypili kawę i jeszcze udało się ubić interes, jak na poważnych przedsiębiorców przystało. Niepokoił tylko jeden fakt - zapowiedziana z tym łajzowskim uśmiechem niespodzianka. Znając życie chodziło o coś upierdliwego i morderczego, no ale trudno. Skoro dali radę przebrnąć aż dotąd, z innymi kłodami pod nogami też sobie poradzą.
Pożegnali się jak zasady biznesu nakazywały, wstając gdy ich nowy szef i mecenas deathrace odchodził od stołu, powijając przy okazji Steva. Mógł go zostawić, panna Faust bardzo chętnie zapoznałaby się z nim bliżej. Niestety nie dało się mieć wszystkiego, musiała się więc nacieszyć najbardziej znanym rajdowcem w tej zaplutej dziurze, siedzącym po jej prawej stronie, na wygodnym, stylowym krześle do którego pasował tak jak ona do fotela kierowcy średniej klasy wyścigówki. Blondynka poczekała aż się oddalą i opadła na krzesło, z miną zadowolonego kota.
- No to pykło - wyszczerzyła się do rajdowca, klepiąc go po kolanie - Teraz wydupiamy do Kapelusznika, będzie git. Egor jest spoko, znamy się. Pracował dla tatka, to on mnie ogarniał po przyjeździe. Chcemy go przekonać, należy zrobić dobry grunt pod wszelkie nawijki… czyli po rosyjsku. Kupić dobrą flaszkę, a najlepiej trzy. Po drodze trzeba ogarnąć szamę i nażreć się zawczasu, bo picie na pusty żołądek szybko nas poskłada, a z nim to jak z kanistrem: leje wódę w bebech i leje i końca nie widać - tłumaczyła pogodnie, zaciskając palce na spodniach ligowca. Na koniec uśmiechnęła się wdzięcznie do Starego - Dziękujemy, bez wsparcia by nie poszło tak dobrze. - zrobiła przerwę i dodała z tym samym wyrazem pyska - To tatko znał też Zgreda? Wiedziałam że miał długie łapy… - pokręciła głową i na moment mina jej się skwasiła, ale szybko to naprawiła, szczerząc się jak na reklamie pasty do zębów.

Dziki wydawał się być jak na jego standard dość zamyślony. Miał tak odkąd Ted powiedział o tej niespodziance. Rajdowiec przygryzał wargę i miał mało przytomne spojrzenie gdy widać się nad tym głowił. Palce na swoim kolanie chyba więc całkiem mocno go zaskoczyły ale i przywróciły do rzeczywistości.

- Nie wydaje mi się. - Starszy pokręcił głową na pytanie o znajomość pana Faust i szefa Schultzów. - No ale na mnie już czas. My starzy ludzie, szybko męczymy się takimi ekscytującymi porankami, nie to co wy młodzi i pełni wigoru. I wdzięku. Naprawdę obiecujące. - Starszy uśmiechnął się łagodnym stonowanym uśmiechem ale jakoś panna Faust i tak miała wrażenie, że to grzecznościowa maska kalkulacyjnego umysłu. Zwłaszcza pod koniec ważniak z dzielnicy Schultzów prawie na pewno mówił do tego o czym rozmawiali sami w jego gabinecie kilkadziesiąt minut temu.

Starszy pożegnał się z elegancko ubraną blondynką, sławnym daleko poza granicami miasta rajdowcem i ruszył do wyjścia. To jakby odblokowało reakcje Dzikiego.
- Do Kapelusznika? Nie, nie, nie. - pokręcił przecząco głową dając wyraz, że się nie zgadza na takie rozwiązanie. - Jedziemy do mnie. Potem jak chcesz to ugaduj się z nim czy kim chcesz. Jak go tak znasz to zresztą nie powinnaś mieć problemów. - rajdowiec też wstał i zostawił filiżankę jaką dotąd machinalnie bawił się obracając kantem i kątem na talerzyku na jakim ją podano. Też widocznie nie miał ochoty dłużej przebywać w samym sercu uporządkowanej dzielnicy czarnolubnych krawaciarzy.

Blondyna łaskawie podniosła cztery, odpicowane na biznesowo, litery. Faktycznie po całej akcji mieli jechać do dziupli Dzikiego, wybrać brykę i sprawdzić na której masce najlepiej się posuwać. Mieli co świętować, nie wypadało też odmówić takiemu uroczemu zjebowi paru minut przyjemności i odstresowania. Ona też miała ochotę na omówienie paru pozycji deala na kabarynę dla siebie i co najlepsze - tym razem nie musiała się ligowcem z nikim dzielić. Miała go chwilowo na wyłączność, a wiadomo: sam na sam ludzie zachowywali się kompletnie inaczej, niż gdy otaczała ich widownia. Co prawda goniły ich terminy, ale… dla Matta panna Faust była gotowa na pewne ustępstwa.

- Dziękujemy, że zechciał pan poświęcić nam swój jakże cenny czas - kiwnęła kurtuazyjnie Staremu, pomijając fragment że jemu na dobrą sprawę też może usiąść na kolanach jak w dzieciństwie. Spraw rodzinnych nie wypadało wywlekać przy świadkach - To był naprawdę owocny poranek, oby reszta pańskiego dnia również taka była - uśmiechnęła się na koniec i zawirowała przestrzenią dookoła Dzikiego, przyklejając się do jego ramienia jak fangirl z zamiłowania.
- To co… nawijałeś coś o strzelaniu na okulary i ładowaniu - wymruczała cicho, ocierając się o jego bok biodrem - Chyba że tylko gadałeś…

- Ano właśnie na to się wcześniej umawialiśmy.
- Dziki wreszcie się uśmiechnął chyba pierwszy raz odkąd weszli do tej starodawnej cukierni. Z zadowoleniem i wprawą objął Blue jak to na fangirl wypadało gdy udało jej sie dostać w objęcia i pod skrzydła swojego bożyszcza. Dziki machnął na pożegnanie pani Fong a ta pomachała mu z wzajemnością dziękując za autograf dla siostrzenicy i zapraszając go ponownie.

Na zewnątrz eleganckich wozów Schultzów i Starszego już nie była. Stała tylko maszyna rajdowca. Przy tamtych wyglądała jak wyciągnięta ze złomu przywieziona blacharzowi do klepania w porównaniu do nówek z salonu Mercedesa. Ale i tak miała w sobie jakąś ciężko do uchwycenia ale od razu wyczuwalną drapieżną nutę tak wpasowaną w świat Wyścigów, Ligi i Det. Od razu widać i czuć było, że maszyna nie jest tylko od ładnego wyglądania. Dziki wsiadł za kierownicą bez wahania dając wejść Blue z drugiej strony. Prawie machinalnie odpalił maszynę i ruszył po detroicku. Ze zrywem, piskiem opon z miejsca wykonując zakręt o 180* który zarzucił rufą wozu. Zaraz wcisnął gaz do dechy i dał naprzód jakby miał się z kimś czy kogoś ścigać. Ulice zdawały się uciekać na poboczach znikając za sobą.

- Kurwa on coś chce. Coś wymyśli. Na pewno coś chujowego. Nie wierzę, że tak sobie wziął i odpuścił na tą twoją. W tym na pewno jest jakiś haczyk. Tylko kurwa nie wiem jaki. - Dziki mówił ze skupionym wyrazem twarzy a pojazd zdawał się prowadzić wręcz machinalnie. Dłoń sama zdawała się zmieniać biegi w odpowiednim momencie, kierownica sama skręcać na zakrętach i samochód sam wydawał się prowadzić przez uprzątnięte ulice dzielnicy Schultzów.

Blue też nie dawało to spokoju, nie lubiła niespodzianek. Tym bardziej jeżeli dotyczyły kogoś, kogo zdążyła polubić i mogły się zakończyć jego zgonem.
- Jebany stary zgred - prychnęła ze złością, ale szybko się ogarnęła. Dla kurażu i poprawy samopoczucia jeździła ręką po nodze rajdowca, zaczynając od kolana, a na biodrze kończyła i znowu kierowała palce do kolana - Może zrobić na samym końcu duel. Wygrana ekipa staje naprzeciwko siebie. Albo dowali dodatkowe fury skupione tylko na Szafirku. Może też wystawić snajperów, ściągnąć puszki Molocha… jebaniec może dużo - pokręciła głową, patrząc za okno na szybko mijający krajobraz syfiastego zadupia - Nie wiem kurwa, też mi to śmierdzi, ale jeszcze mamy czas do tego wyścigu. Zakręcę się, popytam. Najbliżej tego ramola jest White Hand. Wyścigami zajmuje się Egor. Tego drugiego idzie wziąć pod włos, poprosić żeby powęszył i wywiedział się to za niespodziewajka… a Hand. - wbrew samej sobie spotkanie pokurwieńca w białym gajerze wywoływało w niej dziwną euforię. - Na każdego cwaniaka jest metoda, zwłaszcza jak ma fiuta. Myk to zdybać go samego, wziąć na stronę. Przestawić odpowiednie… argumenty - rzuciła firmowym wyszczerzem - Ty też wąchnij co w Mechstone capi. Chcemy na deathmach ligę. Wildcats na pewno z chęcią się pościgają. To ta ekipa od lambadziarza co mnie przywiózł pod melinę Szafirka.

- Mhm. O coś musi mu chodzić. Ale musi się kryć albo wgrać w zasady deathrace bo straci twarz jak zrobi ewidentny przekręt. Chociaż… Kurwa to stary Ted. Zawsze robi co chce i mało kto mu może skoczyć.
- Dziki jechał przez kolejne dzielnice i główkował nad tym co ten stary szef Schultzów może wymyślić. Czarny samochód śmigał przez kolejne ulice i dzielnice. Rajdowiec był zamyślony i spięty ale jednak stęknął cicho z przyjemnością gdy dłoń blondyny zaczęła wodzić po jego nodze. Kolejne zrujnowane i wypalone budynki znikały za oknami, razem za kolejnymi krzyżówkami, zjazdami na obwodnice i tymi typowymi dla Det drogami ze spiętrzonymi kanionami samochodów które wydawały charakterystyczny pogłos gdy się nimi zasuwało. Zwłaszcza jak się to robiło w detroickim stylu.

Brudne, obskurne ulice ciągnęły się i ciągnęły jak smród po gaciach, na szczęście przy tempie podróży osiągnęli cel zanim Blue zdążyła się znudzić wycieczką krajoznawczą. Szarpnęło nią, gdy samochód zatrzymał się nagle, drąc opony o asfalt aż zostały za bryką dwie czarne wstęgi i smród palonej gumy.
- Dobra olać to, przynajmniej na najbliższą godzinę - Blue z chęcią wypięła się z pasów, zezując ciekawie na ruderę przed którą się zatrzymali.
- Trzeba by ci tu jebnąć neon - rzuciła wyszczerzem i dobrą wolą, samodzielnie wytaczając dupsko na zewnątrz.

- Neon? Może być i neon. - zgodził się raźno rajdowiec wysiadając z maszyny i trzaskając drzwiami. Budynek przed jakim się zatrzymali sprawiał wrażenie jakiegoś dawnego magazynu. Dziki skinął do blondyny wysuwając rękę jakby oczekiwał, że znów wejdzie w rolę fangirl. Zdawało się, że humor mu wrócił.

Weszli razem przez dość zwyczajnie wyglądające drzwi. Chociaż obite blachą i wizjerem i miejscem na listy czy inne paczki gdzieś w połowie wysokości. Gdy Dziki je pchnął też nie chodziły tak lekko.

- Cześć Dziki! I co? Jak było? Dałeś czadu? Pokazałeś ten niebieskiej zdzirze jak się u nas jeździ? - zapytał jakiś młody facet w rozpiętym, roboczym kombinezonie. Wydawał się zachowywać swobodnie i przyjaźnie w relacji do rajdowca a na Blue zerkał ciekawie ale mówił raczej do ligowej gwiazdy.

- Mhm. Ale się trochę wszystko pojebało. Zawołaj Alberto. Trzeba naszykować maszynę. Do deatchmatch. - Dziki pokiwał głową ale odezwał się trochę jakby z zażenowaniem a trochę z niechęcią. Pewnie wyjeżdżał stąd z całkiem innymi planami co widać było po zdziwionej twarzy młodszego mężczyzny.

- Jest jakiś deatchmatch? - zapytał mrużąc oczy ale wstał, odłożył kolorową gazetę jaka przeglądał gdy wrócili no i trochę podszedł bliżej. Zerkał na blondynkę z jaką wrócił Dziki jakby ona mogła być jakąś wskazówką.

- Nie. Ale będzie. U Schultza. Będę jechał w duecie. Z tą niebieską zdzirą. - burknął niechętnie Dziki i młodego jakby zamurowało z każdym kolejnym zdaniem. - No i dlatego… - dodał Dziki robiąc nieokreślony ruch ręką.

- Trzeba zrobić maszynę. Dobra to lecę po Alberto. - pokiwał raźniej młody jakby wreszcie załapał o co chodzi. Odwrócił się i wyszedł przez jakieś drzwi. Dziki zaś skierował się ku innym.

Pewnie panna Faust powinna walnąć komplementem na temat zajmowanej przez ligusa ruiny. Pochwalić odpadające tynki, popękane okna i popierdalającego po ścianie, tłustego karalucha, bo o smrodzie smaru i benzyny… mieszanka obu tych smrodów wisiała nad całym miastem, ale tutaj była jakby intensywniejsza. Ciemno, brudno, ponuro, chujowo jak nieszczęście… i jeszcze żadnego neonu nie mieli. Nie to co w Vegas, no ale chyba wymagała za wiele. Grunt, że towarzystwo miała pierwsza klasa… dobra. Klasa ekskluzywna. Do tego akurat nie mogła się w żaden sposób przypierdolić. Zawinięta wokół ramienia detroiczyka, roztaczała urok bajecznej foczki za cztery standardowe wypłaty i ciekawie filowała po kątach.
- Jakiś ty łaskawy i wspaniałomyślny - zarzuciła rzęsami, robiąc minę jakby zaraz miała zemdleć z wrażenia - Dużo was tu? Wszyscy mnie będziecie posuwać, czy kto pierwszy ten lepszy?

- No. Taki wspaniałomyślny, że ci zaraz gacie spadną z wrażenia.
- powiedział zadowolony z siebie i ze swojego gościa gospodarz. Otworzył te drzwi w które się dotąd pakował i ukazała się sala. Jak garaż. Tylko większa. Ale tak samo zapakowana samochodami. Jak jakaś galeria aut skrzyżowana z warsztatem i magazynem części zamiennych. Zwłaszcza, że o tak wczesnej porze dnia ruchu właściwie jeszcze nie było. Kręciły się ze dwie sylwetki tu i tam i wszystkie reagowały na Dzikiego podobnie jak ten pierwszy młody który gdzieś polazł. Krzyczeli do niego na powitanie, dopytując się jak było i w tej hałaśliwej oprawie dało się wyczuć sporą dozę sympatii i życzliwości. Najwyraźniej łączyły ich ciepłe relacje i lubili się nawzajem.

- Na posuwanie to się chyba umawialiśmy bez świadków. - zerknął na nią Dziki odpowiadając na dalszą część pytania. Prowadził ją pewnie lawirując między kolejnymi maszynami. Stało ich tu chyba z tuzin. Wszystkie co do jednego wyglądały na mocne, sportowe, podrasowane wozy jakimi nie było wstydu pojawić się gdziekolwiek na jakimkolwiek adresie. - No. Wybierz sobie któryś. - powiedział nonszalancko Dziki zatrzymując się przy ostatnim rzędzie trzech niskich sylwetek.
Fury były niezłe. Naprawdę niezłe i nie tak powgniatane jak mustang, którym rozbijali się z rana po rewirze, a ten pierdolec naprawdę miał jej zamiar jedną dać o tak. Jako prezent i żeby siary sobie nie robiła, ani obcasów nie zdzierała, popierdalając z buta po Det… no i tutaj każdy musiał mieć furę, jeżeli chciał żeby się z nim liczyli.
- Jesteś pojebany… wiesz o tym, no nie? - rzuciła uprzejmością zanim głos jej nie zdradził z tym, że… chyba się wzruszyła. Tak jakby to jeszcze było możliwe.

- Jestem Dziki. I jestem z Ligi. - roześmiał się Dziki i pocałował nagle bez ostrzeżenia bajeczną blondynkę. Gdy się oderwał pociągnął ją jeszcze bliżej w stronę trzech włoskich wozów. - No? To którego bierzesz? - zapytał ciesząc się jakby to jemu ktoś robił taki prezent.

- Tylko się nie spuść za wcześnie - Blue wyplątała się z jego kończyn i przeszła się dookoła każdej bryki, uważnie się jej przyglądając. Nie żeby w jakikolwiek sposób znała się na samochodach, postanowiła jednak zrobić dobre wrażenie.
- Każdy jest zajebisty. Niezła kolekcja… imponująca - westchnęła, stawiając na szczerość. Mogła go połechtać po ego i samczej dumie, a co tam. W końcu też musiał coś mieć z tego całego deala. Zwlekała z wyborem, próbując wydumać gdzie tu tkwi haczyk. Musiał być jakiś pieprzony haczyk, przecież nie mogła trafić na wymierający gatunek przedwojennych… tych no. Szarmanckich rycerzy i innych bzdur dla dzieci.
W końcu zrobiła ostatnie kółko i z rozmysłem klapnęła na maskę środkowej bestii. Podparła się rękoma o maskę za sobą i założyła powolnym ruchem nogę na nogę.
- Biorę ciebie, o ile też jesteś w pakiecie - wyszczerzyła się profesjonalnie, wydymając przy tym usta.

- No. Tu trzymam te najfajniejsze. I przywożę najfajniejsze. - Dziki z dumą pokiwał głową i przyglądał się kręcącej się między sportowymi furami blondynce która w końcu siadła na masce jednej z maszyn. - A na branie to chodź na górę. - rajdowiec wyciągnął rękę ku siedzącej blondynie i wskazał głową w bok, w stronę schodów prowadzących gdzieś na górę.

- A mieliśmy maskę testować - udała że się focha, krzyżując ramiona na piersi, ale długo tak nie wytrzymała. Złapała podaną dłoń i z gracja wstała na nogi - Ale niech będzie, wybaczam ci. Znaj pańską łaskę - dodała nonszalancko, robiąc poważną minę - Dziś jest dzień ofert specjalnych.

- Aha to ty mi robisz łaskę? Dobrze wiedzieć.
- uśmiechnął się rajdowiec i pociągnął za dłoń pannę Faust kierując się ku schodom. Szybko wchodził po kolejnych stopniach prawie na nie wbiegając. Wyszli znowu przez jakieś drzwi na końcu tych schodów. Całkiem wysokich bo parterowy poziom miał wysokość sufitu raczej w standardzie magazynów i warsztatów niż przeciętnych domów. Na piętrze okazało się, że jest coś bardziej mieszkalnego.

- O Dziki, wróciłeś? Tak wcześnie czy późno? - zapytała jakaś dziewczyna siedząca przy chyba śniadaniu za jakimś stołem. Na kanapie za niskim stolikiem głowę podniosła jakaś parka przykryta kocem i bezładem ubrań wokół sofy. Słabo i niemrawo machnęli przechodzącej przez ten living room parce.

- A wiesz Meg, sam się nad tym zastanawiam. - odpowiedział jej Dziki uśmiechając się i ona też się lekko uśmiechnęła kiwając głową. Dziewczyna za stołem spojrzała ciekawie na idącą z Dzikim blondynkę ale kiwnęła jej tylko głową na przywitanie. - Alberto przyjdzie. Ale to mówiłem już Joshowi o co biega. Potem to obgadamy. - powiedział jeszcze Dziki wchodząc na kolejne schody.

- Okey. To znów się w coś wpakowałeś? - rzuciła dziewczyna przy stole już prawie do pleców ligowca.

- Niee, no coś tyy. - jęknął Dziki ale nawet dla Blue zabrzmiało to jakoś podejrzanie i mało wiarygodnie. Ale wchodzili już po kolejnych schodach na kolejne piętro. Tam znowu było jakieś pomieszczenie z drzwiami a Dziki pewnie skierował się do jednych z nich. Tam było coś co było podobne do dawnej sypialni. Pod przeciwną do drzwi ścianą stało łóżko a przy ścianach szafki. Całkiem zwykłe i metalowe jakie można było znaleźć i w szkołach, i przebieralniach i na lotniskach. Tutaj gwiazda Ligi wreszcie puściła dłoń Blue i skierowała się do lodówki. Przez jedną ze ścian widać było wyjście na patio i resztę dachu przez co było względnie jasno. - To co pijesz? Została mi whisky. I lód. - powiedział i zapytał pro forma gospodarz wyjmując butelkę i pojemniki na lód. Potem otworzył jedna z szafek i przez ramię Blue widziała szklane zapasy. Dziki wyjął jakąś szklankę i przyglądał jej się chwilę dość podejrzliwym wzrokiem.

Jednak okruchy cywilizacji zawędrowały do tej dziury, kto by się spodziewał! Działająca lodówka, kostki lodu. Może jeszcze czyste szklanki zjeb miał gdzieś pokitrane w szafkach? Normalnie Wersal, kurwa mać.
- Chcesz mnie spić, bo pijana będę łatwiejsza? Ech Dziki, ja już jestem łatwa, tylko… wiesz jak się kończy to powiedzenie, no nie? Dość znane, a ja mam być łaskawa - Julia pokręciła głową z udawaną naganą i przeparadowała przez pokój prosto pod lodówkę, kręcąc z rozmysłem kuprem. Stanęła obok niego, podpierając ścianę i z wrodzoną niewinnością wymalowaną na wytapetowanym pyszczydle, ciągnęła dalej - Więc o to chodziło. Chciałeś pokazać kolegom jakie ekskluzywne ruchadełko ci się udało wyrwać. Wreszcie coś z najwyższej półki, nie? Gacie same spadają - zamrugała, wachlując rzęsami - Może być whisky z lodem, a potem pomyślimy.

- No. Nie z niskiej.
- pokiwał głową rajdowiec patrząc na ustawioną pod ścianą blondynę w biurowym kostiumie. Wreszcie chyba wybrał szklanki bo postawił dwie na lodówce. Zaczął wybierać kostki lodu do nich a potem zalał je bursztynowym płynem. Odstawił butelkę, wziął obydwie szklanki i podszedł do rozstawionej pod ścianą businesswoman wręczając jej jedną ze szklanek. Przenicował ją bez żenady wzrokiem od twarzy do zgrabnych bucików tam na dole i z powrotem. Pokiwał głową. - No ale powiedz. Serio musisz się bujać z tą całą Lady? - zapytał wracając spojrzeniem do jej twarzy.

I się zaczynało… nawracanie na jedyną słuszną drogę, bo przecież po chuja miała się zadawać z jakaś tam lambadziarą, przez którą miała praktycznie same problemy, a razem z nią cała okolica. Byłoby prościej, gdyby Hand zdjął jej niebieską główkę z karku i tyle.
- A co, masz w rękawie inne alternatywy? - odbiła pytaniem, przepijając pierwszy łyk - Nie chcę żeby ją rozjebali, co cię to tak boli?

- No właściwie to nie.
- powiedział po chwili namysłu rajdowiec upijając ze swojej szklanki. - Ale co tam u niej byś miała siedzieć? Tu też byś mogła. - kierowca skinął głową i trzymaną szklanka wykonał dookolny gest. - Wiesz, fajna impreza była w nocy, czadowo się zabawić, no i Seiko to wiadomo, no ale tak na stałe? - zapytał rozkładając ręce. - Przemyśl to. Na razie ci pomogę z tym deatmatch i starym pierdzielem. Ale wiesz, nie chce mi się za tamtą niebieściutką sięgać w ogień co kolejny Wyścig. - pokręcił znowu głową dając znać, że nie widzi mu się taka opcja. - No ale póki co… - uniósł szklankę do toastu. - Za ten deatmatch. - wrócił do lżejszego tonu i uśmiechnął się znowu.

Panna Faust przepiła toast, odklejając plecy od ściany i znowu przemierzyła pokój. Tym razem ruszyła tam gdzie patio, stając do ligusa plecami. Stała tak przez dłuższą chwilę, spoglądając na budzące się do życia zadupie o nazwie Detroit.
- Miałabym siedzieć… tu? - powtórzyła okrężny ruch ramieniem, zapijając pytanie kolejnym łykiem whisky. Podobna propozycja padła też do Seiko, sama kompaktowa Azjatka się do tego przyznała - Powiedz… w jakim charakterze i co bym tu robiła? Byłabym twoim podręcznym materacem do rżnięcia, o ile nie sprowadziłbyś na kwadrat innej dupy? Wtedy musiałabym wypierdalać, albo się dołączyć. Jeżeli bym nie miała ochoty to punkt pierwszy. Powtarzać do skutku - prychnęła, obracając się na pięcie - Po to ta fura, maniery dandysa? Żeby mnie urobić? Jaki masz w tym cel, co? Kto cię nasłał?

- Hej fury w to nie mieszaj dobra? Wydawałaś mi się fajna no to dałem ci prezent. I tyle. I nie myśl sobie, że tak pierwszej lepszej daje takie fury.
- Dziki wyraźnie nie był zadowolony z odpowiedzi blondyny. Mówił z zauważalną irytacją. - I nie mówię, że masz tu siedzieć i posążek udawać. Widziałem jak urabiałaś starego. I nawet jakoś Starszego wcześniej, że chciał z tobą sam gadać. Niezła jesteś. Spodobałaś mi się. Dlatego mówię, że możesz tu zostać. Jak chcesz. Ale jak nie no szkoda ale nie to nie. - prychnął oddając się irytacji w pełni. Stanął obok panny Faust ze swoją szklanką i upił spory łyk też wpatrując się w poranną panoramę dawnej metropolii. - A jak bym cię brał za kolejny materac to byśmy się już rypali tam na tym materacu i bym z tobą nie gadał. - dodał w końcu po chwili dłuższego wpatrywania się w widok za oknem.

Rozmowa szła w bardzo, ale to bardzo dziwnym kierunku. Niespodziewanym i Blue za cholerę nie wiedziała jak się w tym całym pierdolniku odnaleźć. Przede wszystkim nie powinna… chyba powinna przestać wystawiać kolce i szpony, drapiąc całą okolicę gdy tylko ktoś zbliżał się na tyle, żeby przełożyć łapsko ponad murem i dobrać się do niej w samym centrum wypracowanej sumiennie strefy komfortu.
- To naprawdę wykurwista bryka… i jeszcze w moim ulubionym kolorze. Dzięki Matt - powiedziała w końcu, przełykając gulę z gardła. Dla pewności przepiła ją procentami - Bezinteresowne prezenty… może dla ciebie to normalne, ale… powiedzmy, że do tej pory dwóm osobom nie patrzyłam przy podobnych numerach na ręce. Dobra. Trzem. Tatkowi, Robertowi i Egorowi. Inni albo chcieli mnie wykorzystać, albo przeze mnie dostać się do Tatka. Albo chcieli po prostu zajebać bez zbytniej finezji - rozłożyła bezradnie ramiona - Jedną brykę-prezent już dostałam. Nie przejechałam pół mili i urwała mi rękę. Nie ona konkretnie, ale założona w niej bomba. - wreszcie oderwała wzrok od okna i spojrzała na rajdowca - A teraz chcesz żebym ci się zalęgła na kwadracie tak o… bo wydaję ci się fajna. Nie dziwię się, sama bym na siebie poleciała gdyby się dało - powoli wracała do standardowej nawijki bez szpili co zdanie - Poza tym wiesz. Trochę musisz się postarać żeby mnie złowić. Takie ryby jak ja idą tylko na naprawdę grubą przynętę - wyszczerzyła się bezczelnie.

- No. Sama skromność jak widzę.
- Dziki też odwrócił głowę w stronę swojego gościa i przyglądał się jej jakby sprawdzał czy i jak bardzo mówi na serio czy nie. - Ale to jest właśnie w tobie fajne. - uśmiechnął się w końcu wracając do beztroskiego, zblazowanego tonu z jakiego znało go pewnie całe miasto i daleko poza nim. Odwrócił się gdy zrobił krok i następny w jej stronę. Dopił szklankę ale poprzez szkło nie spuszczał wzroku z blondyny.
- Grubą przynętę mówisz? - gwiazda Ligi zapytał jakby się upewniał czy dobrze usłyszał i mówią o tym samym. - I to jeszcze ja mam się starać? - zapytał tym samym tonem i uśmiech mu jakoś pozostał ukradkiem jedynie w spojrzeniu. Przesunął dłonią przez bark w garsonce i skierował się ku szyi kobiety by docelowo wylądować na jej karku. Sunął po skórze swoimi palcami i czuła to znacznie wyraźniej niż przez materiał ubrania. - A co oferujesz w zamian, co? - zapytał jakby poważnie zastanawiał się nad ofertą o jakiej rozmawiali. W tym czasie jego palce wciąż podrażniały kark kobiety. Zjechały na jej potylicę sunąc do zapięcia utrzymującego włosy w żądanym porządku.

- Co poradzę? Ciężko być ideałem. Perfekcja zobowiązuje - westchnęła i zamruczała, mrużąc z przyjemnością oczy i nadstawiając się odpowiednio karkiem, aby ułatwić ligusowi zadanie. Jak na zjeba z Miasta Szaleńców miał całkiem sprawne dłonie, delikatne. Normalnie jakby mu zależało na zrobieniu wrażenia. Albo ofiarowaniu przyjemności bez zapłaty. Na razie.
- Mogę ci dać parę lekcji, może nawet wyjdziesz na ludzi i zaczną się z tobą liczyć w tych najwyższych kręgach - mruczała w najlepsze, kładąc mu rękę na piersi i powoli zjeżdżając w dół - Poza tym mówiłam ci już, że bujanie się z kotami z Vegas przynosi farta. Dostajesz też plusy do lansu - wymieniała kolejne pozytywy, a szklanka wylądowała na parapecie, dzięki czemu drugą rękę mogła mu przyłożyć do boku szyi i wodzić po niej czubkami palców, zaczynając od ucha i objeżdżając linię żuchwy aż do brody i z powrotem - To nie ja chcę przekonać kontrahenta do pomysłu relokacji na czas nieokreślony. Więc?

- Aa. To ty mi możesz dać parę lekcji? I bonus do lansu? Mhm. Ale widzę, że dostrzegasz od kogo jest tutaj bazowy lans…
- Dziki dał się zaciągnąć w tą grę i pokiwał z zadowoleniem głową dalej bawiąc się w te wzajemne zawieranie deal. Wolna dłoń w tym czasie oswobodziła blond włosy i jej palce przeczesały włosy przy okazji podrażniając skórę na czaszce i karku. Gospodarzowi też chyba przeszkadzała szklanka bo odstawił kolejne szkło na parapet. Oparł się o niego tyłkiem przyciągając do siebie blondynę w biurowym kostiumie. Zaparł się nogami o podłogę więc musiała stanąć okrakiem nad jego nogami.
- Poza tym chyba masz niewłaściwy punkt widzenia. - pokręcił w skupieniu głową jakby dostrzegł jakiś błąd w jej argumentacji. Znowu zaczął wodzić palcami po jej szyi ale teraz palce mężczyzny zaczęły badać teren wokół kołnierzyka i pod nim. - Właściwie to ja ci robię przysługę z tą relokacją na czas nieokreślony. Tak powinnaś na to patrzeć. - wyjaśnił jej cierpliwym i dobrotliwym tonem. Palce nieśpiesznie zaś zaczęły kierować się po linii kołnierzyka w dół, ku obojczykom i dekoltowi.

- Przysługę? - zrobiła taką minę, jakby nie wierzyła w to co słyszy i dla pewności musiała powtórzyć, celem upewnienia się, że się jej pod kopuła nie popierdoliło od nadmiaru pracy, zobowiązań i obowiązków. Mogła nie dosłyszeć, bo rajdowiec radził sobie całkiem nieźle, a jego dotyk nie wzbudzał niechęci. Nie przywodził też na myśl miziania zdechłą rybą, jakie to wrażenie Blue często miała kiedy macali ją obcy lambadziarze. Tutaj… to było przyjemne, nawet bardzo. Odkryta skóra dekoltu zrobiła się zdradziecko wrażliwa, koszula i żakiet zaczynały przeszkadzać.
- Dziki proszę - parsknęła mu w nos - Nazywasz przysługą ściągnięcie kogoś z Vegas do meliny, gdzie nawet nie ma jednego zaplutego neonu? A ten lans… w czymś Fortuna nie mogła ci tak do końca poskąpić - przedstawiła swój punkt widzenia, wsuwając dłonie pod skórzaną kurtkę i powoli ściągając ją z jego ramion aż zatrzymała się na łokciach.. Zgięła też nogi po części wisząc, po części siadając mu na kolanach.

- Mhm. Przysługę. - Dziki kiwnął głową na znak, że Blue dobrze go usłyszała. Przy okazji dał sobie ściągnąć kurtkę pozwalając by ta opadła na parapet przywracając przy tym odstawione przed chwilą szklanki. Ale chyba gospodarz w ogóle się tym nie przejął. Zsunął jedną z dłoni niżej, na kibić blondyny by pomóc jej utrzymać się we właściwej pozycji. A wolną ręka dalej zabawiał i ją i siebie podrażniając palcami wrażliwą na dekolcie skórę. Jednak na tym nie miał zamiaru poprzestać więc dłoń zsunęła mu się jeszcze niżej dobierając się do najwyższego guzika koszuli panny Blue.
- Żaden neon by ci nie otworzył drzwi do Starszego. - wyjaśnił blondynie swój punkt widzenia akurat gdy poradził sobie z najwyższym guzikiem. W wyniku tego odkryty dekolt powiększył się i dłoń mężczyzny miała teraz nowe pole do manewru. Przesunął dwoma palcami pomagając się materiałowi koszuli rozchylić na boki aż nie dojechał do blokady stworzonej z kolejnego zapiętego guzika.

- Żadna bryka nie przekonałaby Starego i Zgreda do jedynej właściwej racji - odbiła piłeczkę wzajemnych wyliczanek, z wielkopańską miną rozpinając suwak jego bluzy do połowy. Pod spodem widziała już ciepłe ciało, jako że podkoszulkę pomogła mu zdjąć w suvie. Zębami.
- Ani wizja wyścigu - dorzuciła, pochylając się i zostawiając odcisk ust na jego piersi w zagłębieniu pomiędzy obojczykami - Od razu ci skoczyły notowania jak się zaczęłam z tobą bujać… a neony są oznaką cywilizacji. Światło, blask. Wieczny dzień. Brakuje mi tego. Ruchu, światła, muzyki na ulicach. To miasto nocą jest jak grób - wymruczała, przygryzając rozgrzaną skórę na jego barku. W tym celu odsunęła materiał ubrania, drapiąc bark paznokciami.

- Dobra załatwię ci ten neon. - mruknął z zadowolenia Dziki. A Blue czuła jak oddech mu przyśpieszył nawet poprzez szybsze ruchy brzucha przy którym i na którym prawie siedziała w tej prawie stojącej pozycji. Oddał się z zadowoleniem inicjatywie blondynki pozwalając się całować i dotykać. Ale w miarę jak się nakręcał z każdą chwilą bardziej nie miał widocznie ochoty być jedynie biernym obiektem tej inicjatywy. Wrócił głową do bardziej poziomej pozycji a wolną dłonią do przerwanej operacji rozpinania kolejnych guzików koszuli panny Faust.
- Ale ja tam nie miałem nic do ugrania dla siebie. Wcale nie musiało mnie tam być. Nie mojej głowy chce Ted. - Dziki wyjaśnił jak bardzo było mu nie na rękę ta cała poranna wizyta u Schultzów czyli jak bardzo powinna mieć panna Faust odpowiedni stosunek do tej sprawy. W tym czasie jego dłoń poradziła sobie z kolejnym guzikiem na dekolcie i jeszcze jednym pod. Teraz te ciekawe miejsce pod koszulą ukazało się w całej okazałości dając dłoni swobodne pole do manewru.

Blue zaśmiała się wdzięcznie, zarzucając rzęsami aż furkotały w powietrzu. Rozbawił ją, szczerze. Chciał załatwić neon żeby przestała mu jojczyć i marudzić na ciężki los w tej czarnej dziurze. Coś dziwnego zwinęło się jej w klacie i rozprostowało, wytrącając na chwilę z rytmu działania i knucia. Powinna mu być wdzięczna, ale nie było opcji żeby to pokazała. nie na tym polegała gra.
- A kto narzekał, że teraz Liga stetryczała i zamieniła w wyścig biurwokratów? - przypomniała pewną drobnostkę, odrywając się od niego i ściągnęła żakiet. Rzuciła go na stolik żeby przypadkiem się nie ubrudził, bo ciuch się jej podobał jak diabli - Że brakuje mu starych, dobrych czasów kiedy Wyścigi to były Wyścigi i inne takie? Wreszcie zyskałeś okazję się wykazać, podbić ego i rozmiar fiuta, no i zebrać nowy komplet fangirli do piszczenia i rozlewania kiślu po podłodze. Same plusy - wykazała odmienny punkt widzenia, pomagając rozpiąć swoją koszulę do końca, podczas gdy jego ręce zajmowały się czymś kompletnie innym.

- Bo się zmieniła, kiedyś było inaczej. - Dziki na chwilę jakby posmutniał nad poprzednią epoką która minęła. Pokiwał głową ale ruchy rzucanego żakietu przywróciły mu werwę do obecnych czynności. Wstał jednocześnie zmuszając blondynkę by też wstała ale złapał ją od razu za biodra, przewinął wokół siebie sadzając ją na parapecie. Teraz zamienili się miejscami i ona siedziała na parapecie, a on stał przed nią i miał znacznie większą swobodę działania niż w poprzedniej pozycji.
- A z fangirl nie przypisuj tego sobie. Gdzie się nie ruszę to jakaś czeka i piszczy. - uśmiechnął się nonszalancko i zaczął błądzić palcami po miseczkach stanika. Wsunął palce pod pasek tej bielizny i przesunął w górę, do obojczyka. Tam po drugiej stronie dołączyła druga dłoń i każda wróciła po żebrach i boku Julii mijając górną bieliznę aż do paska spodni. Tu jakby dłonie zawahały się nad dalszą drogą. Palce dotykiem podrażniały już bardziej plecy niż bok a kciuki oscylowały już po krawędziach brzucha. - Będziesz dla mnie miła to może ci jakaś skapnie. - dodał na chwilę zerkając na jej twarz po czym znów kierując wzrok niżej.

Dobrze urodzone damy nie sapały jak starzy pedofile, albo czarnuchy zapierdalające na polu bawełny i poganiane batem… ale oddechu panny Faust nie dało się nazwać miarowym. Na przemian parskała i mruczała, wijąc się wdzięcznie pod buszującymi po skórze łapami. Widząc że rajdowiec zrobił przystanek, rozłożyła nogi i zakleszczyła go nimi w pasie, przyciągając do siebie. Parapet do szerokich nie należał, ale szczątkową podporę pośladków zapewniał.
- Widać nie mają celu w życiu i zadowala je taka forma zabawy - westchnęła, bolejąc nad niskimi standardami kobiet w tej dziurze. Zaraz się wyszczerzyła, pozbywając się koszuli do końca - Skoro mam zaszczyt obijać się o największe bożyszcze Ligii, do tego u niego na kwadracie, może mój ty łaskawco odpalisz jakąś muzę, a nie tak na sucho będziesz mnie rżnął, jak byśmy się gdzieś na poboczu zatrzymali - dźgnęła go palcem w pierś. - Znaczy jak ja będę rżnęła ciebie, a muza zagłuszy płacze i krzyki. Pełen profesjonalizm.

Dziki kiwał głową gdy dłonie badały kolejne rejony ciała swojego gościa i gdy ten pozbył się koszuli zostając w samym staniku, spodniach i okularach. Sapnął z zadowolenia gdy objęła go i przyciągnęła do siebie tymi swoimi długimi nogami opiętych spodniami. Ale gdy zaczęła mówić o muzie przerwał zabawę dłońmi jakie przesuwały się po jej coraz szybciej oddychającym brzuchu by spojrzeć na nią. Spojrzenie i mina sugerowały, że chyba nie do końca dowierza własnemu słuchowi.
- Muza jest daleko. - machnął głową w bok gdzieś w stronę łóżka. Wrócił spojrzeniem na niższe od twarzy rejony anatomii swojego gościa. Dłonie zaś wróciły do pracy. Przesunęły się znów na stanik i zaczęły sprawdzać jędrność materiału pod spodem. - Trzeba by tam iść. - mruknął zafascynowany tym badaniem. W końcu nieco podszytym niecierpliwością ruchem dłonie przesunęły się po materiale bielizny ku plecom. - I zaczynać wszystko od nowa. - skrzywił się dając znać, że nie leży mu takie rozwiązanie. Dłonie naparły nieco mocniej na plecy blondynki aby ułatwić sobie pracę z rozpięciem stanika.

- Boisz się że ci opadnie jak odejdziesz i już nie stanie ponownie? - spytała z autentyczną troską, tylko taką na skurwysyńską modłę. Posłała ręce do zapięcia jego spodni, bez finezji rozpinając pasek - Myślę, że coś bym i na to zaradziła… jeśli się postarasz - walnęła go wyszczerzem, machając zachęcająco brodą tam gdzie ponoć stał boombox - Nie wypada kazać damie prosić dwa razy.

- Tak? I może mam cię jeszcze rozbierać dwa razy?
- gospodarz o czarnych, krótkich włosach uniósł w górę brwi podnosząc w dłoni dopiero co zdjętą koszulę Blue. Ale zmrużył oczy i przepracował pomysł ruchem szczęk jakby obracał w głowie jakiś nowy pomysł. - Albo dobra, tutaj trochę trudno będzie się spuścić na te twoje okularki. - powiedział w końcu przyglądając się twarzy i wymienionemu elementowi garderoby. Zaraz więc złapał znowu blondynkę za biodra i podniósł do góry z parapetu. Przeszedł te kilka kroków co go dzieliło od niskiego łóżka które nad ścianą do jakiej przylegało miało mnóstwo ozdób albo pamiątek. Maski samochodów, kierownice, znaczki Mercedesa i skoczne figurki Jaguara, chromowane zderzaki i reflektory samochodów. Wszystko to wisiało jak jakieś trofea na honorowym miejscu. Teraz jednak Dziki nawet na nie nie spojrzał tylko postawił kobietę na łóżku. Przez co na tym drobnym ale jednak podwyższeniu była od niego w tej chwili prawie o głowę wyższa.

- No to wybierz coś sobie. - wskazał na szafkę po drugiej stronie łóżka. Gdy Blue odwróciła głowę w szafce stał nie tylko magnet ale cała wieża. A w rogach pokoju dostrzegła zawieszone i stojące głośniki. Wieża musiała być jakimś reliktem dawnej technologii. Mogła niegdyś pewnie wiele od odbierania radia, po odgrywanie tysięcy albo i więcej spamiętanych kawałków, aż po odtwarzanie filmów, dawnych kaset i CD z nieco wcześniejszych dekad. Sam sprzęt audio jeszcze nie był jakimś rarytasem jaki dotrwał do dzisiaj ale już działający i sprawny to zwykle jak się trafiał to w jakichś lokalach albo właśnie ludzi z zamiłowaniem do dawnych technologii czy odpowiednim statusie. Główną barierą powszechności tego sprzętu po dzisiejszych okruchach cywilizacji był powszechny brak prądu oraz gdy już były jakieś jego resztki tu praktyczniejsza zdawała się choćby klasyczna lodówka niż taki zbytek.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline