Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2017, 21:44   #105
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22




- Tam jest woda. Taka co nie ma końca. Za rzeką i jeszcze dalej. Nie byłem tam ale tak słyszałem. A gdzie indziej to nie wiem, może jest a może nie ma. - Roger podjął temat zagadnięty przez nastolatkę gdy otarł ramieniem krew i pot z czoła. Po uderzeniach toporka w szyję zabitego psa nieco tej krwi rozbryzgało mu także na twarz. Teraz starł je ale przez to zrobiły się czerwone rozmazane smugi zamiast mocnych czerwonych kropek i kleksów. Roger położył odrąbaną głowę na jedno z siedzeń. Chwilę zamilkł i pokiwał głową kiwając z zadowoleniem głową gdy rozlewająca się po podłodze kałuża krwi objęła w końcu także i podeszwy jego butów. - O tak, krew, dużo krwi do kielicha. - mruknął jakby sam do siebie patrząc z zafascynowaniem na ten krwisty spektakl.

- A Nowy Jork jest po wschodniej stronie Ścieku. - machnął ręką jakby przebudzając się z letargu. Na gust nastolatki to machnął mniej więcej w kierunku gdzie Słońce wstawało co dnia. Złapał za ciało dotąd złożone na siedzeniu które Angie zdołała właśnie obszukać i bez ceregieli zwalił je na podłogę. - Tam też nie byłem. Ale by trzeba jechać pewnie z tydzień, może miesiąc, może dłużej, cholera wie. Zależy co Khain przygotuje próby po drodze. - odpowiedział w końcu gdy złapał oddech ale zanim zaczął odrąbywać drugą głowę bo wówczas na cza kilku mocnych uderzeń przy których krwiste rozbryzgi tryskały dookoła, nawet na sufit, rozmowa na chwilę się urwała.

- A białe ptaki. Mewy. No. To tak, czasem przylatują nawet tutaj. - powiedział znowu wycierając spocone i obryzgane krwią czoło. Drugą głowę chwycił za włosy tak samo jak pierwszą i ruszył ku tylnemu wyjściu z autobusu. Tam znowu położył je na tylnym siedzeniu a sam zabrał się za jedno z pływających ciał. Te z dziurą w głowie po toporku. Złapał je za ramiona i stękając wciągnął je na podłogę autobusu. Tu znowu powtórzył operację odrąbywania głowy. Trzecią głowę dorzucił do dwóch pierwszych na tylną kanapę autobusu i chwilę chyba podziwiał z zadowolenia swoje dzieło. Potem zaczął chaotycznie przewalać bagaże i pojemniki na jakie natrafił w autobusie aż ucieszył się gdy znalazł jakąś większą torbę. Do niej zapakował odrąbane głowy.

- Dobra choć zobaczymy czym jeszcze obdarował nas Khain. - powiedział wesoło Roger i ruszył na przeszukiwanie zabitych trupów.






- Ech. - Pazur westchnął gdy wszedł pierwszy do autobusu Psów. Zatrzymały go leżące na podłodze ciała. Bezgłowe ciała ze świeżo zalewającą podłogę juchą z przerąbanych karków. Zabicie kogoś w walce pewnie wielu osób nie ruszało jakoś specjalnie na dzisiejszych ulicach i Pustkowiach. Ale jednak zabicie i odrąbanie komuś głowy nadal kojarzono z jakimś barbarzyństwem, prymitywizmem i dzikusami. Wujek Angie wpatrywał się chwilę w to bez głowę potrójne znalezisko a potem pokręcił głową. Wyjrzał przez okna jakby szukał wzrokiem drugiej pary. Ale nie znalazł jej więc sięgnął po radio. - Co za psychol. - pokręcił znowu potępiająco głową. Chwilę trzymał dłoń na radio wpiętym w kamizelkę jakby zastanawiał się co w nie powiedzieć.

- Angie jesteś przy pompie? Pomożesz nam? Trzeba dokończyć sprawę z tą wodą. Dalej jej potrzebujemy. - powiedział w końcu. Znowu pokręcił głową. Przed paroma chwilami opatrywał ramię Vex. Potem gdy posadził ją na bagażniku Forda ze spuszczonymi spodniami również. Mimo, że zabieg nie był przyjemny bo postrzał piekł zalewany jodyną a potem trzeba było nie tak lekko obwiązać na udzie gazę to jednak nie było to całkiem nieprzyjemne. Dłonie i palce mężczyzny dotykały delikatną skórę na udach i choć w całkiem innym charakterze i intencjach niż w nocy to jednak jakoś niezbyt szło o tym nie pomyśleć. Gdy Sam skończył przesunął dłonią po udzie motocyklistki delikatnym i do zabiegów medycznych całkowicie zbędnym ruchem.
- Chyba by było. Brawo zniosłaś to jak prawdziwy mężczyzna. - najemnik uśmiechnął się do pacjentki i sam teraz siadł na bagażniku Forda by zamienić się miejscami i rolami. Teraz on siedział ze spuszczonymi spodniami i podwiniętym rękawem oddając się zabiegom Vex.

Krwawienie z ran zostało zatamowane przez założone gazy i bandaże. Teraz rany wydawały się ciążyć bardziej gdy adrenalina zdążyła już opuścić ciała zostawiając pulsujący nieprzyjemnie ból. Rana na ramieniu sprawiała, że naturalnym była potrzeba oszczędzania tego ramienia, gorzej było z raną nogi bo poruszać czy choćby stać trzeba było. A rana sztywniała i promieniowała bólem wywołując lekkie okulawienie gdy też było naturalnym choć na chwilę przenieść ciężar ciała na zdrową nogę. Ale mimo wszystko jak na poczęstowanie ołowiem to wyszli z tego obronną ręką. Ci ewidentnie świadczyły pływające tu i tam nieruchome obecnie ciała.

Sam jeszcze na chwilę zdjął kamizelkę taktyczną a potem pancerz. Wydłubał z niej dwa rozpłaszczone naboje które normalnie trafiłby go w pierś i łopatkę czyli w pewnie w płuca a to już było bardzo poważne zranienie. A tak pod miejscami trafień miał tylko zaczerwienione plamy jakie pewnie w ciągu paru godzin zmienią się w pełnoprawne siniaki. Ale ołów jakim oberwał był zbyt słaby by przebić kevlar jaki nosił Pazur. Sam gdy upewnił się, że ani jemu ani kamizelce nic właściwie nie jest poza tymi siniakami założył je ponownie.
- Dobrze, że nie mieli porządnych pukawek. - skwitował na koniec znowu dopinając swój ekwipunek na sobie. - Chodź zobaczymy co po nich zostało. - powiedział do Sam zapraszając ją w stronę autobusu kładąc swoją dłoń na jej drugim ramieniu przez co właściwie ją objął. Ale w autobusie czekała na nich ta potrójna bezgłowa niespodzianka.








Spotkali się w komplecie w furgonetce. W końcu wszyscy przeszukali ciała i musieli przytargać wreszcie te pojemniki z wodą i zostało ochłonąć i zastanowić się co dalej. Łup choć jakościowo nie robił może wrażenia to jednak utworzył całkiem sporą kupkę zdobyczy. Chyba każdy z psów miał nóż, broń palną i jakąś do walki wręcz. W broni palnej dominowały klamki z raczej dolnej półki.




Z ciekawszych Angie dojrzała dwa pistolety Makarova z ojczyzny jej dziadka. Mała, poręczna pukawka o niezbyt dużej mocy i na tuzin naboi rosyjskiego kalibru. Najbardziej z tych rewolwerów i pistoletów na różne kalibry .380 ACP i podobne raczej słabsze od standardowych kalibrów 9 Para czy .45 Colta. Najlepiej z nich prezentował się mały Colt, na te małe ammo który wyglądał jak pomniejszona wersja sławnej 11-ki*. Colt Mustang jak głosiła nazwa na broni.




Na tym tle zwykła Beretta 92 czyli dawne wojskowe M 9 wyróżniała się jakością i mocą obalającą. Z innych spluw były jeszcze dwie strzelby znalezione o tych zabitych Psów co strzelali do Melody. Jeden obrzyn zrobiony z dwururki i drugi z pompki. Obydwie dawały niesamowitą siłę ognia pojedynczego strzału ale na bardzo krótki dystans. Do tego pompka była zacięta i trzeba byłoby ją sprawdzić czy da się to jakoś odblokować czy lepiej dać sobie spokój i najwyżej wziąć na części.

Z broni ręcznej różnych noży było do oporu. Z większej broni były różne pałki zrobione z rur, bejzbole z nabitymi gwoździami, maczety z wyszlifowanych kawałków blach, zaostrzone pręty zbrojeniowe jednym słowem dominował raczej powszechny standard broni robionej z minimalnym wysiłkiem technologicznym i pracochłonnym. Pewnie większość z nich mógłby sobie zmajstrować prawie każdy mieszkaniec Pustkowi gdyby nie miał lepszej alternatywy a miał trochę czasu, materiałów i chęci.

- Myślę, że najpierw Angie powinna wybierać. - odezwał się pierwszy jej wujek. Patrzył głównie na Rogera jakby po nim spodziewał się największej możliwości oporu. Ten jednak jakoś nie wydawał się w ogóle zainteresowany tymi łupami. Vex znała ten schemat, każdy z nich będzie brał po jednym fancie aż się nie skończą. Warto było brać choćby na wymianę. Uniwersalne była wymiana amunicji na coś innego. Zwłaszcza jak się jej nie używało. Co by nie znalazło nabywcy można było zostawić w ogólnie pojętej wspólnej puli. Chwilę więc zajęło te wybieranie fantów. Angie nie znalazła jednak amunicji 5.56 więc nie mogli z wujkiem uzupełnić wystrzelonego ammo. Zostawało uzupełnić magi zapasowymi kulkami jakie mieli ze sobą w zapasach.

Ale nawet po tym mieli nadal kilka spraw do obgadania. Co z Melody? Tak ją zostawić tam w pokoju na piętrze zwiniętą na tej zakrwawionej jej juchą podłodze? Co z rodzeństwem? Gdzieś się urwali na początku walki i nie pokazali się jak dotąd? Czekać na nich? Szukać? Odjechać i dać sobie z nimi spokój? Co z autobusem? Ledwo go przeszukali dość pobieżnie. Ale stał sobie. Vex była pewna, że to ropniak więc ropa nie nadawała się ani do Spike’a ani do dwóch pozostałych maszyn. Ale można było spróbować ją i tak odciągnąć i choćby gdzieś opchnąć. Ale to wszystko zajęłoby czas. Okolica była jak wymarła widocznie więc nadal dla większości tubylców było zbyt świeżo po takiej strzelaninie by interesować się budynkiem dawnej straży pożarnej i przyległościami. Ale to pewnie nie potrwa wiecznie. No i kotka była zestresowana aż przykro było patrzeć. W pierwszej chwili wydawała się zniknąć. Dopiero ruch pod siedzeniem pasażera ujawnił improwizowane kocie gniazdo pełne puchatych kulek. Kotka nerwowo lizała swoje kocięta podejrzliwie patrząc i warcząc na zaglądających pod siedzenie ludzi.

*11-ka - Colt 1911, ten sam co jest w podstawce na str. 157. Obydwie spluwy dzięki podpowiedzi Lemiego jakie to by mogły być spluwy. Dzięki Lemi





- To gdzie teraz? - zapytał Simon. Siedział na swoim zwyczajowym miejscu pasażera obok brata jako kierowcy. Postrzał w ramię był dość lekki i choć irytujący nie przeszkadzał zbytnio w miarę normalnie funkcjonować. Przynajmniej nie tak jak choćby postrzał w brzuch o głowie czy szyi nie wspominając.




Z tej osady czy co to tam było wyjechali dość spokojnie. Głównie pod wpływem Lestera który prowadził środkiem drogi pojazd jakby nigdy nic nienormalnego się nie stało. Na pewien plus takiego zachowania działało to, że jechali samochodem który nie sprawiał wrażenia jakby właśnie użyto go w strzelaninie bo przeparkował ją przed domem zastępcy szeryfa a cały ołów zgarnął zastępujący go karawan. Choć więc dłonie Simona nerwowo stukały w trzymaną broń to na udach i na chodniku czy ulicy nie było tego widać.

- Spokój. No nic się nie stało. Strzelanina była to ostrożnie jedziemy nie? - kontrolnie burczał raz czy dwa Lester by kogoś z załogi nie poniosło z machaniem bronią. Okazało się, że postawił tym razem na właściwą kartę. Bo wyjechali z osady w biały dzień nie niepokojeni. Lester przycisnął nieco gazu dopiero za zabudowaniami. No aż dojechali tutaj.

Tutaj czyli do rozjazdu w kształcie litery “Y” gdzie byli właśnie na tej dolnej nóżce. Bracia byli zgodni, że przyjechali z północy. Ale podczas szaleńczej nocnej ucieczki kompletnie nikt z trójki rodzeństwa nie potrafił sobie przypomnieć którą z tych dwóch dróg przyjechali. Ta co teraz była w lewo czy w prawo? Bo mniej więcej obie prowadziły na północ. A gdzieś tam było to Pendleton i rzeka a za nią Brown.

- Jedziemy po Browna. - odburknął starszy z braci i wymownie wskazał pustymi dłońmi na dwa rozbieżne kierunki przed jakimi stali zerkając pytająco na brata.

- Raczej tędy. Tam trochę za tamtym lasem powinna być chyba następna wiocha. - odezwał się w końcu po chwili namysłu młodszy z braci. Lester ruszył we wskazany lewy kierunek. Po jakimś kwadransie faktycznie zaczęli podjeżdżać pod jakieś zabudowania.

Jednak im bliżej się zbliżali tym wyraźniej widać było wodę. Ale taką sobie. Człowiek mógł ją przejść pewnie całkiem spokojnie. Ale długi na kilkaset metrów pas wody mógł jednak zalać silnik i w pechowym wariancie zgasić go. Kto wie czy tylko na chwilę. Lester wolał nie ryzykować. Zjechał w boczną drogę bo wydawało się, że tam da się przejechać dalej. Wody też wydawało się mniej. Może i było. Ale w pewnym momencie pojazd po prostu zatopił się w gliniastym błocie i utknął. I choć Lester walił dłonią w kierownicę i klął jak najęty to jednak pojazd utknął na dobre.

- No to ja się rozejrzę. - powiedział po chwili kłopotliwego milczenia młodszy z braci. Pewnie nie chciał dawać klasyka pt. “A nie mówiłem?” bo ostrzegał kierowcę, że pobocze też pewnie jest rozmięknięte. No i było. Simon rozejrzał się dookoła ale wyglądało jak pole i droga przez nią. Nic ciekawego. Ruszył więc w stronę najbliższych budynków widocznych o kilkaset kroków po prawej.

Czwarty załogant osobówki, Ana znowu była najbardziej milcząca. Nawet wcześniej podczas bandażowania Jess i Lestera właściwie nie odzywała się poza “przytrzymaj”, “nie ruszaj”, “unieś ramię” co trudno było uznać za rozmowę. Potem wróciła do wycofanej postawy i dała się zapakować do samochodu siadając na tylnej kanapie obok Jess. Oparła głowę o szybę i w którymś momencie rusznikarka zorientowała się, że ta druga śpi. Obudziła się teraz gdy pojazd się zatrzymał a Lester tłukł dłonią kierownicę wyładowując swoją frustrację. Nie płakała już choć ślady łez na policzkach dalej były widoczne. Podobnie jak siniaki i rozcięcia na wardze i brwi. Jak spała Jess dostrzegła u niej sińce na szyi. Czy miała coś więcej trudno było zgadnąć. Poruszała się względnie normalnie więc nie powinna mieć nic złamanego ani innych ciężkich obrażeń.

- Mogę iść z Simonem? - zapytała nie bardzo wiadomo kogo. Patrzyła się trochę na Jess a trochę na tył głowy Lestera jakby nie wiedząc kogo powinna pytać. Agresywne zachowanie starszego Torna wyraźnie wzbudzało w niej obawy. Zanim zapytała rusznikarka widziała jak zerka nerwowo na oddalającą się plecy młodszego z braci.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline