Dwie minuty i zrobiło się rzewnie, romantycznie jak w mordę strzelił. Brakowało tylko ekipy meksykańskich mariachi, przegrywających na gitarach i śpiewających ballady o tej całej durnej miłości. Że ona go chce, on chce ją, a dookoła latają worki z hajsami, sombrera i butle prawilnej sangrii.
- Mieerda - Diaz na widok witających się po długiej rozłące psich pomiotów, aż zebrało się na pawia od tego nadmiaru słodyczy. Stała obok Wujaszka, ostatniego bastionu normalności w tym nagłym melodramacie, burcząc pod nosem i jojcząc na ich los - Och Sara! Och Karl! Por tu puta madre… zaraz jebnę bełta - marudziła po hiszpańsku, parodiując przy okrzykach słodki jak worek cukru głos. Westchnęła zbolała i zdruzgotana - Weź coś powiedz Wujaszku, no… przynajmniej chyba ta ruda puta przestanie się tak trząść i wreszcie pójdziemy jebnąć stację krzyżową. Ile ci zostało granatów i ammo? A prochy? - zadała serię kontrolnych pytań.
- Mam jeszcze. Ale z czasem gorzej. - odpowiedział Black 7 też przerywając oglądanie kiślujących scenek i ruszył w stronę jedynego środka transportu na moście. Siłowniki zabrzęczały a mostem niosło się echo kroków ciężkiego pancerza wspomaganego. Hektor stanął przy bocznych drzwiach furgonetki i rozsunął drzwi na bok.
- Z czasem to jest chujnia na resorach… czarno to widzę - burknęła do olbrzyma, przechodząc mu pod ramieniem i sadzając dupę na progu - Jak my się w to wjebaliśmy, que? Chcesz żarła? - wyciągnęła z przywieszek dwie tubki karmelowego mleka kondensowanego i jedną łaskawie podała Wujaszkowi - Ostatni posiłek skazańca, cabrón. Tego nam żadne jebane prawo nie może odmówić. Jak się z tego wyślizgamy i znajdziemy Majstra to go wydymam aż nie będzie mógł chodzić - mruknęła, odkręcając korek - Zostaliśmy my, gdzieś tam Połyk i Tatusiek. Pogodynek nadal siedzi w bunkrze, a Harcereczka szwenda się po lotnisku. Trzy grupy, trzydziestu pendejo… zostaliśmy tylko my - pokręciła głową i przyssała się do tubki. Może nie była dobra z matmy, ale rachunek ostatnich godzin wyglądał bardziej niż chujowo.
Ortega jak go nazwano przy urodzeniu, Black 7 jak go ochrzczono przy wybudzeniu w tym układzie na pokładzie statku więziennego lub Wujaszek jak go nazywała Chelsey otworzył szybę swojego lustrzanego hełmu by przyjąć poczęstunek od drobniejszej Latynoski.
- A ta twoja dupa? Jak będziesz dymać tego latającego to przed, po czy w trakcie tej blondi? - zapytał Hektor dosysając się do tubki ze słodyczami. W zamian otworzył jakiś zakamarek swojego oporządzenia i wyciągnął ku Chelsey butelkę z promilami. Pozostali chyba już zorientowali się, że dobrze by było się zbierać ale jeszcze nie dotarli do wozu.
- A może na raz? - Black 2 zadumała się z przyjemnością nad podobną konfiguracją. Przyjęła flachę, pociągnęła zdrowo i oddała Wujaszkowi - I kto powiedział że tylko raz? Najpierw można sprawdzić tego żołnierzyka. Żeby w razie czego nie marnować potem na niego czasu i siły jak już moja dupa wjedzie na stół - nawijała z nagłą werwą, widząc już przed oczami podobny układ - Potem można go wziąć na dwie… a jeszcze przecież trzeba tobie usiąść na kolankach! Przecież jesteśmy jedna familia, si? No to się nie zostawiamy - oparła się z premedytacją o pancernego Latynosa, obejmując go jednym ramieniem - I razem się bawimy, rozpierdalamy, palimy i prujemy gnidy. No to i razem się ruchamy. Claró que si. Tych lambadziarzy też zgarniemy. I Harcereczkę i Latarenkę. Zrobimy sobie porządną fiestę, tylko trzeba wódę i koks jeszcze skołować… si, trzeba - pokiwała z namaszczeniem głową i zaraz spoważniała - A co taki kochany chico tu robi z tym gównem na szyi? Za co się do ciebie przyjebali… no oprócz niewinności, bo to wiadomo.
Black 7 zmrużył oczy jakby sobie próbował wyobrazić tą scenę. Po chwili z aprobatą zaczął kiwać głową na znak, że taka wizja mu się podoba. Łyknął kolejny łyk słodkiego likieru z tubki i wziął butelkę razem z Diaz i posadził sobie na kolanach tak, że teraz siedziała bokiem do niego. Sam wziął butelkę która w jego pancernych łapach wydawała się malutka jak jakaś zabawka z dekoracji dla dzieci i pociągnął z niej łyk. Odstawił szkło od spragnionych warg i znów pokiwał głową. Ale nagle przestał kiwać głową i znów zmrużył oczy jakby jednak dostrzegł jakiś niepasujący detal.
- Ale ja jestem duży. Ja by wolał byście mnie wzięły we dwie. Znaczy ja was. Ta twój blond kociak jest całkiem niczego sobie. - nagle urwał i rozszerzył oczy jakby sobie o czymś przypomniał. - A masz te karty od niej? Dasz mi jedną? - zapytał gdy przypomniał sobie widać o specjalnej edycji kart z Amandą w roli głównej jakie podarowała Chelsey w klubie.
Diaz wyłuskała spod pancerza talię kart i pomachala nią tryumfalnie, machając nogami na wujaszkowym kolanie. Co prawda jednym i się akurat nie jebali, ale i tak było fajnie!
- No jasne że dam, dla ciebie wszystko - zaniuniała, wręczając mu jeden obrazek z odciśniętymi ustami. Patrzyła na pozostałe na których prężył się Promyczek i zrobiło się jej nagle zimno i w chuj źle. Złapała więc pancerne ramie i przerzuciła sobie przez plecy - No bo duży chico jesteś to i dużo ci potrzeba… to najpierw tego żołnierzyka, a potem my dwie na ciebie jak tamten będzie łapał oddech… a potem już rodzinnie. - wyszczerzyła się, wracając do przyjemnych wizji.
Ortega chyba wyczuł nastrój drugiego Parcha i Latynosa bo gdy ta nawinęła sobie jego ramię on przycisnął ją do siebie trochę w poufałym a trochę opiekuńczym geście. Przytrzymał ją tak chwilę w milczeniu nim się odezwał na to co mówiła koleżanka z karnego zespołu.
- Lubi cię. Widziałaś to co ta cizia z kamerą nagrała? Lubi cię. Było widać. - powiedział spokojnie swoim syntetycznym głosem Hektor trzymając podarowaną kartę z wizerunkiem smukłej blondynki. Ale zaraz też wrócił do weselszych tematów. - A jak wy będziecie najpierw obrabiać tego żołnierzyka to co ja mam w tym czasie robić? - zapytał jakby sobie znów wyimaginował tą scenkę i zastanawiał się kto, z kim i w jakiej kolejności.
- Możemy ci zrobić przedstawienie - odpowiedziała po dłuższej zadumie. Wujaszek był taki kochany… mógł jej nawet podpierdalać cele spod lufy, i tak go uwielbiała. Bujała mu się na kolanach i roztaczała piękną wizję - Usiądziesz sobie w loży dla vipów i dostaniesz bajeczkę w hd i kolorze, a jak z nim skończymy to się przeniesiemy do ciebie… albo ja go wykończę, a Promyczek ci jebnie masaż… no wiem, że mnie lubi. Też ją lubię. W końcu moja dupa, si? I to najprawilniejsza na dzielni - wypięła z dumą pierś, po czym pierś ta jej opadła - W chuj szkoda że jej tu nie ma.
- Może lepiej? - zaproponował Latynos w pancerzu wspomaganym. Skończył chyba tubkę bo zmiął ją i cisnął ją o blachy pojazdu. Wskazał jednak przez rozsunięte, boczne drzwi na widoczne sylwetki żołnierzy. Teraz było względnie spokojnie. Ale przed paroma minutami, tam we wraku było ostro. Nawet dla uzbrojonych, opancerzonych i wyszkolonych trepów czy skazańców. - Ten doktorek jest jeszcze w tej dziupli nie? Jak tak ją chcesz tutaj może pogadaj z nim by ją przywiózł jakoś? I tak musi dojechać na lotnisko. Albo mu łeb urwie. - powiedział Hektor i oparł się wygodniej o burtę wozu przez co dla siedzącej mu na kolanach dziewczynie zrobiło się więcej miejsca. Przechylił butelkę łykając kolejne dawki alkoholu. - No albo nie wiem. Bo albo ktoś mógłby ją przywieźć albo jakoś tam trzeba by po nią pojechać. Ale trochę jej chyba szkoda na te kły i pazury. Ale właściwie tymi swoimi rączkami i resztą tak macha, że faktycznie warto by ją mieć tutaj jeszcze raz. - Wujaszek stwierdził filozoficznie i gapiąc się w sufit furgonetki nad sobą.
- A z dupami niekoniecznie, że jak twoja dupa to cię lubi. Twoja dupa to coś co posuwasz a lubi to lubi inna rzecz w ogóle. - zauważył równie filozoficznie, podając butelkę koleżance. - A show dla vipów brzmi fajnie. Ale fajniej jak bym na poczekaniu wiesz, miał czym zająć ręce jak będziecie obrabiać tego żołnierzyka. - Wujaszek wolną ręką zrobił gest jakby kręcił jakąś niewidzialną gałką albo sprawdzał jak elastyczna jest niewidzialna piłeczka.
- Si... racja - mruknęła przepijając ponurą myśl i aż jej się smutno zrobiło - Lepiej że jej tu nie było, nie pobrudziła się przynajmniej, bo gdzie taka dupa by brudna chodziła... albo martwa. To już nie byłoby zabawne - pokręciła głową, oddając szkło - Widzisz Wujaszku jaki ty mądry jesteś? Jak odwalimy ostatni meldunek pogadam z Pogodynkiem. Niech ją zabierze ze sobą. Może nawet się uda wynaleźć transport... ale na razie kończymy to i bierzemy się za robotę... mierda, myślisz że się tu przelecą przy ludziach? - zainteresowała się nagle ich splugawionym przez mundur kaktusem i Latarenką. Zebrało się im na tańce godowe, nie trwały one jednak długo.
- Promyczek, ty, Majster, ja... poradzimy sobie. Duzi jesteśmy - uśmiechnęła się do olbrzyma - I zawsze w razie czego zostaje Połyk.