Konto usunięte | ziewczyny odwiodły Jimmy'ego od śpiewu i coś w tym rzeczywiście było, bo gdy tylko ruszyli powoli i ostrożnie całą czwórką w stronę wyjścia z kaplicy, osobliwe postaci w bieli nawet nie drgnęły, skupiając się na modlitwie. Biło od nich przenikliwe zimno i raczej żadne z dzieciaków nie chciało się przekonać, jak nieznajomi wyglądają pod zakrywającymi ich oblicza prześcieradłami. Starając się nie robić hałasu, przesuwali się do wyjścia, omijając zawodzącących wiernych i w końcu znaleźli się z powrotem na spowitym mgłą cmentarzu. Złapali za rowery i wystrzelili jak z procy, nie chcąc przebywać choćby chwili dłużej w tym miejscu.
Pokonali zachodnie wyjście z nekropolii i pedałując przez mroczny las wyjechali w końcu przy wjeździe do Hollow Creek. Miasto jednak zmieniło się nie do poznania. Szarówka przeszła w zupełną ciemność, rozświetlaną jedynie poustawianymi wzdłuż ulic dyniowymi, ponurymi lampionami. Zimny wiatr co rusz ciskał jesiennymi liśćmi o drzewa i okoliczne domy.
Wyglądało na to, że nadszedł halloween'owy wieczór, jednak w żadnym z domostw nie paliło się światło, na ulicach nie dostrzegli też poprzebieranych dzieciaków ani towarzyszących im dorosłych. Miasteczko wyglądało na zupełnie opuszczone, jakby wyrwane z groteskowej wizji jakiegoś szalonego reżysera bądź pisarza. Przyjaciele odczuwali dojmujące przygnębienie, z którego wyrwało ich ponure krakanie. Unieśli w tej samej chwili głowy i dostrzegli odcinającego się na tle nieba czarnego niczym smoła, wielkiego kruka krążącego nad okolicą. Ptak z tej odległości wielkością przypominał źrebaka, co sprawiło, że przyjaciele aż otworzyli usta z wrażenia. Na szczęście nie dostrzegł ich, odlatując w noc i znikając im z pola widzenia.
Minęli kolejną ulicę, kierując się do centrum i wszędzie spotykało ich to samo - zaciemnione domy, ulice oświetlone tylko świecami ponuro powycinanych dyń. W pewnym momencie w bocznej uliczce coś się poruszyło i przyjaciele spięli się w sobie, zakładając najgorszy scenariusz, podczas gdy na chodniku pojawił się... Butch i dwóch jego kolegów. Starszy chłopak wyglądał na przerażonego całą sytuacją. Gdy ruszyli w ich stronę, Elliot od razu uniosła pięści. - Hej, hej, spokojnie, nie chcemy się bić. - Zapewnił Harrigan, jednak stanął w miejscu, kilka kroków od przyjaciół. - Widzieliście, co się dzieje z miasteczkiem? Nagle zrobiła się noc, a przecież było dopiero lekko po drugiej. To nie jest normalne. Tak samo jak to, że po Hollow Creek krąży jakiś typ z worem bez dna i porywa dzieciaki. Nasi trzej kumple już skończyli jako jego łupy. - Butch pokręcił głową. Nigdy wcześniej czwórka przyjaciół nie widziała go tak wystraszonego. - No i jest jeszcze wielki kruk. Naprawdę duży, widzieliście go? On chyba wskazuje Łapaczowi dzieciaki w mieście, ale głowy nie dam. Na dorosłych nie ma co liczyć, większość z nich jest w jakiejś porąbanej hibernacji czy czymś takim, w ogóle nie kontaktują.
Zbliżył się do czwórki przyjaciół z uniesionymi w geście obronnym rękoma. - Nie wiemy, co tu się dzieje, ale na pewno nie możemy tutaj zostać. Ten kruk może zaraz tu być i będziemy mieć przerąbane - powiedział pulchny chłopak. - Idziemy szukać Molly, wiecie, tej spokojnej dziewczynki w pinglach, chodzi chyba z wami na jakieś zajęcia. To siostra mojego porwanego kumpla, Zacka, chcemy sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Obiecuję, że od dziś nie będę was gnębić, jeśli nam pomożecie. Poza tym, w takich okolicznościach chyba warto trzymać się razem, co nie?
Spojrzał z nadzieją po twarzach przyjaciół, czekając na ich odpowiedź.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |