Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2017, 22:02   #163
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Dni po lądowaniu: 172-175. Czas do zimy: 9 dni
Planeta XA82000-0/Avalon, daleko na południe


Frank “Dante” Jaeger

- Wybierzmy dwa okazy, najlepiej dorosłe osobniki ale w młodym wieku. Kasztanowo brązową samicę oraz brązowego, zaczynającego już czarnieć samca. Strzelę do nich z góry. A później narobimy huku, aby wszystkie inne spłoszyć gdy te będą szczęśliwie spały. Dawki są przygotowane na wagę około 900Kg dodatkowo nie obciążają układu krążenia ani układu oddechowego, więc nawet zwiększone drastycznie nic im nie zrobią. Te młode powinny ważyć około 300-400 kg, więc środka wystarczy żeby spokojnie przeleciały do domu z kilkunastogodzinną nawiązką.

- A nam wystarczy czasu, żeby zmapować lokalizację tych kamiennych obelisków i porobić zdjęcia. Sofitres będzie kwiczał z radości.

Kze’tah uśmiechnął się na uwagę o doktorze. Tak... to go powinno zainteresować.
- Skoro mamy tyle czasu, proponuję byśmy zobaczyli jeszcze jedno miejsce. W tych kamieniach nie ma niczego ciekawego, za to co powiesz na opuszczoną świątynię Argonautów, hm?

Istotnie. Prawdziwa świątynia zapomnianej rasy była niezwykłym miejscem nawet w samych opowieściach Kze'taha. Dante uznał, że warto nadrobić trochę drogi, by zobaczyć coś takiego. Nie ufał jednakże temu człowiekowi. Frank wyczuwał możliwość zasadzki. Z drugiej jednak strony odludek, jakim był Kze'tah zdawał się mieć szczere intencje i wydawało się, że zależy mu by koloniści zobaczyli to, co widział on sam, na własne oczy.

Dante przygotował snajperkę z nabojem usypiającym.





Im dalej na południe, tym rozleglejsze tereny rozpościerały się pod sterowcem. Coraz trudniej było wypatrzeć tu szeroką wodę, choć na brak jej widoku nie narzekali. Lecieli z nurtem rzeki. Mimo, że temperatura wciąż nie była wysoka - teraz sięgała blisko dziesięciu standardowych stopni, krajobraz coraz bardziej przypominał skaliste pustkowia, które miejscami przekształcały się w morza suchego piasku. Wciąż jednak rosła tu roślinność, a klimat był bliski umiarkowanego.

Podróż minęła im leniwie. Pojmane zwierzęta były spokojne, odurzone substancją z pocisku Dante. Załadunek Avalońskich krów zmęczył ich mocno mimo, że to maszyny wykonały przecież cała pracę. Kze'tah po tym jak wytłumaczył, gdzie należy lecieć, znów zmrużył oczy.



Z daleka wyglądało to jak postrzępiona góra, lecz z czasem góra nabrała wyraźnych krawędzi. To było miasto. Wyglądało na całkowicie opustoszałe i bardzo stare. Widzieli, że ostały się tam tylko ruiny zabudowań, w większości pozbawione dachów i wyższych kondygnacji.

Na dole jednak dostrzegli ruch. Nieliczne dzikie zwierzęta krążyły wśród architektonicznych szczątków w sobie tylko znanym celu.

- Avalońska Hyaena. - Dante nie zauważył, że Kze'tah już nie śpi. - Jesteśmy na miejscu. Świątynia jest poza zabudowaniami, schowana w cieniu góry. - mężczyzna stanął przy żołnierzu z założonymi rękoma, wpatrując się w szkielet miasta. - Możemy odstrzelić je ze sterowca, to przynajmniej się nam później nie przypałętają. Jak będziesz chciał, to miasto też zobaczymy, ale najpierw chodźmy tam. - skinął w stronę, gdzie miała się znajdować budowla sakralna.

Kze'tah przeszedł dwa kroki i stanął obok Kory Octavii, która z góry obserwowała martwe budynki.
- To najdalsze miejsce, do którego dotarłem. Nie jest zbyt przyjazne, ale ma swój urok. Kiedyś pewnie wszystko wyglądało tu znacznie inaczej.


Świątynia faktycznie schowana była w cieniu, zaś dojście do wrót wiodło wśród kamiennych stopni i ruin. Licznych i nadgryzionych przez ząb czasu oraz drobny pył ciskany przez wiatr, który wył tutaj przeciągliwie i głośno. Sterowiec pozostawili pięćdziesiąt metrów dalej, w płaskiej dolinie. Na swej drodze napotkali zniszczone posągi, co do których mogli tylko zgadywać, że przedstawiały niegdyś ludzkie sylwetki. Wszystko wydawało się niesamowicie stare, a przez swą monumentalność i doskonałą prostotę budziło szacunek dla czasów minionych.




Kze'tah pchnął wrota, które ze zgrzytem ocierających o siebie kamiennych powierzchni ukazały długi korytarz. Zdawał się on ciągnąć w nieskończoność. Po lewej i prawej stronie, wśród kolumnad stały kolejne kamienne posągi. Te były mniej zniszczone, a niektóre wręcz zachowane w nieskazitelnym stanie. Większość, jak się wydawało były to ludzkie sylwetki, lecz część posągów przybierało postać zwierząt.

Pod posągami widoczne były miejsca, gdzie ktoś wyrył w kamieniu przedziwne znaki. Dokładnie stawiane litery nieznanego alfabetu, podpisywały piękne, niezywkłe szczegółowe wizerunki, których łącznie było dwanaście. Monumenty były rozstawione w co piątej arkadzie po sześć sztuk na każdą stronę.

Αφροδίτη και Έρως

Γανυμήδης

nάν

Χείρων

σκορπιός

Θeμις

Ἀστραῖα

λιοντάρι

καρκίνος

κάστορας και nολυδεύκης

Ζεύς

Χρυσόμαλλος

Szli w milczeniu wymuszonym podziwem i nietypową atmosferą tego miejsca. Odgłos ich kroków niósł się daleko przed nimi i odbijał się w oddali, by powrócić w postaci echa. Sprawiało to wrażenie, jakby ktoś szedł w ich kierunku. Tylko wrażenie. W pełnym skupieniu dotarli do miejsca, gdzie korytarz zapadł się w wyniku ruchów mas ziemnych. Mieli przed sobą przepaść na około osiem standardowych metrów szeroką i dziesięć głęboką. Korytarz w tym miejscu wyglądał identycznie, jak wcześniej, z tym tylko wyjątkiem, że w oddali widzieli niknące w ciemności wejście do komnaty.

Dante nachylił się do przodu i z trudem dostrzegł po drugiej stronie zarys kolejnego posągu. Znacznie większego od poprzednich. Nie był jednak pewien tego co przedstawia, choć chyba był to kolejny pomnik ludzkiej postaci. Również tajemnicą było to, co jeszcze prócz monumentu skrywa owa komnata.

 
Rewik jest offline