Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2017, 22:26   #120
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca wydała dyspozycje odnośnie zawartości podróżnego kufra i udała się na zaproponowany obiad. Jednakże, po spędzeniu przedpołudnia w towarzystwie miłego księdza Szymona miała poczucie straconego czasu. Chłop na schwał, ale jakiś taki nierobotny. Oby jego szlachetne powołanie wiodło go ku większej aktywności w obliczu wyzwań tego świata. Pokiwała uprzejmie głową nad znamienitością rodów Czartoryskich i Zamoyskich i tylko w myślach rozważyła, co robił owe rody, gdy stawiano w bazylikę świętego Marka w jej ukochanym mieście.
Włoszka zanotowała wszystkie detale z wizyty w karczmie licząc, że mogą jeszcze się zobaczyć w innych okolicznościach z owymi nowobogackimi chłopami. Na przekór fantazmatom kapłana podeszła do karczmarza i podziękowała uprzejmie ukłonem i krótkim „Grazie”, chociaż kasza ze skwarkami nie była najbardziej wysublimowanym daniem możliwym do spożycia w Płocku. Helga i jej kaczka, z pewnością pozostaną na dłużej w jej pamięci. Kufer wraz z dodatkową suknią, płaszczem, niewielką sakiewką i podręcznymi bibelotami spoczął na barkach, przynajmniej metaforycznie, księdza Szymona. Chociaż, to Francisca musiała przyznać, gdyby spoczął na nich dosłownie, mężczyzna również by sobie z nim poradził.
Dzień pokazał, że mąż sprawił się znacznie lepiej od kapłana. Dwoje pacholąt zjawiło się niebawem w gotowości do pomocy wraz z atramentem, pergaminem i przyzwoitym strojem żaka. Tym samym otwierały się kolejne możliwości. Francisca już dawno zauważyła (nie było to jakieś wyjątkowe odkrycie), że męskie stroje mają to do siebie, że łatwiej się w nich poruszać. Prawdziwej damie oczywiście to nie przystoi. Niemniej w każdym innym przypadku może być to niezwykle użyteczne.
Po przybyciu na miejsce wyjazdu podziękowała uprzejmie Szymonowi za towarzystwo i obiecała, że chętnie spędzi z nim część podróży, gdyż jest niezwykle ciekawa kapłańskich słów na wiele biblijnych kwestii, które budzą zainteresowanie jej kobiecego serca. Kapłan zapewne nie był zbyt dobry w odczytywaniu ludzkich myśli, gdyby jednak był, mógłby się spotkać z czymś takim jak rozczarowanie.


Francisca udała się w ustronne miejsce, kierując się koniecznością skreślenia kilku słów do męża i zniknęła wraz z dwójką dzieci. Szybko napisała krótki list na wąskim kawałku pergaminu, który oderwała od większego arkusza. Potem poświęciła chwilę na ocenę bystrości tej dwójki. Jaś i Małgosia. Sympatyczne imiona i całkiem sympatyczne słowiańskie twarze. Umorusany chłopak, który jak się Francisce wydawało spędził już nie jedną wiosnę ganiając po mieście dostał do ręki list z zadaniem dostarczenia go Panu Mężowi przed wieczorem osobiście. Czas oczekiwania może spędzić w karczmie i słuchać. Jak najwięcej słuchać. W następnych dniach powinien również słuchać na targu, przy gospodach i karczmach i w uliczkach miejskich. Słuchać przede wszystkim wieści nietypowych o tym co dzieje się w katedrze, w okolicach, od kupców przyjeżdżających, o czym ludzie plotkują i czym żyją. Biskup, Mira od Chwaliboga, Światowid. Wszystko o nich, ale inne wieści Pani też znać chce. Jeśli podsłuchać też by coś się udało, albo wywiedzieć od służby, stajennych i innych to jeszcze lepiej. Chłopak opłacony, ale Pani postara się też o coś dla niego samego, jak wieści dobre przyniesie. Za wieści nagroda, a za rozgadywanie o pracy pasy na dupę, takie, że Jaśko zapamięta na długo. Czyli słucha i pamięta, a nie gada. Prosta robota, co się opłaci. Codziennie rano i wieczór Jaśko przyjdzie do gospody i zapyta, czy Pani Włoska już wróciła, a resztę dnia pracuje słuchając. Przykazane też zostało do Pani się nie odzywać nie pytanym. Jeśli ma się co do powiedzenia, stoi się jedno niedaleko i patrzy. Pani podejdzie i porozmawia... a teraz Jaśko leci z listem i słucha. Dużo słucha.

„Najukochańszy Panie Mężu. Jeszcze raz podziękowania ślę, za pomoc i łaskawość Waszą. Inkwizycja gnana obowiązkami rusza do naszych braci w zakonie benedyktyńskim. Droga to niebezpieczna dla samotnych ludzi i żadne dziecię, czy dorosły jej nie przebędzie nie ryzykując przy tym życia. Tak mówi doświadczony brat Walter. Chłopak więc zostanie tutaj z zadaniem rozeznania w nastrojach lokalnej społeczności, co w obecnej sytuacji wagę ma dla zakonu wielką, a czasu na to niewiele. Zjawi się on co wieczór w karczmie. Jeśli łaskawy Pan zatroszczyłby się o nieco jedzenia dla niego z korzyścią to będzie i dla chłopaka i sprawy mu powierzonej. Niech Bóg ma Was w swej opiece i jego łaska niech w interesach sprzyja. Modlę się codziennie za Was. Z wyrazami szacunku, Francisca.”


Małgoś zabrana została na wóz z podobnym zadaniem, tyle, że odroczonym w czasie. Pobawi się w drodze z cygańskimi dziećmi, połazi tu i tam, co usłyszy ciekawego wieczorem w karczmie opowie. I niech uważa na siebie, bo las to nie miasto i sama nigdzie nie zostaje. Do Pani zaś się nie odzywa niepytana, a i o samej Pani nie rozgaduje nikomu.


Kufer Francisca osobiście zabezpieczyła w wozie i ruszyła razem ze wszystkimi na zachód, w kierunku wieczornego miejsca postoju. Po drodze wdała się w przyjacielską dyskusję z księdzem Szymonem na temat „Pieśni nad Pieśniami”. Nie śmiała dzielić się własnymi refleksjami na temat treści oraz przyznała, że nie zagląda do niej często, z ksiąg Starego Testamentu najchętniej zgłębiając Mądrość Syracha, licząc, że może to choć trochę białogłowie rozsądku przymnoży. Chętnie natomiast słuchała książęcych wywodów przyglądając się, gdzie też biegną myśli jego, gdy wspomina o złotych kolumnach lub młodych sarnach. Sama wyrobiła sobie przekonanie, że im kto więcej przy tym o miłości Pańskiej do Kościoła swojego opowiada, tym więcej ma do ukrycia w sprawach, o których w księdze mowa. Nacieszywszy uszy swoje mądrymi słowami świątobliwego męża, Francisca zasugerowała, że będzie on pewnie i o sprawach mężczyzn godnych porozmawiać z bratem Walterem lub kimś innym.
W tym czasie zaprosiła o chwilę rozmowy brata Gerge, co do którego słyszała, że w Świętej Sztuce ma wielkie rozeznanie i jej tajniki zna dogłębnie. Poprosiła uprzejmie, aby rozjaśnił jej, jak można wiedzę w tym zakresie zdobywać, aby jeszcze lepiej służyć Panu w swojej pracy. Zachęcała też brata, aby nie szczędził wyjaśnień w języku niemieckim, który to pragnęła lepiej poznać, z racji na jego popularność w tej okolicy.

Koniec podróży, gdy brat Gerge znużył się rozmową i roztrząsaniem problemów Świętej Sztuki, Francisca spędziła na przysłuchiwaniu się mowie zdążających z nimi cyganów, przeplatając to odśpiewaniem kilku wieczornych psalmów. Talentu Fancisca miała dość, aby nie zamęczać podróżnych, choć chyba nie na tyle, aby wielką przyjemność ze słuchania mieli. Dość że słowa Pańskie otuchy potrafią dodać, bez względu na to kto i w jaki sposób dzieli się z nimi. Wszak i ksiądz Tomasz mógł ostatecznie nieść pokrzepienie bliźnim.

Po przybyciu na miejsce Francisca rozłożyła swoje rzeczy w pokoju i udała się na naradę w sprawie dalszych działań Świętej Inkwizycji. Jeśli przed zmrokiem grupa wojów zamierzała się jeszcze do lasu udać, zastanawiała się na poważnie, czy i z nimi się nie wybrać, uprzednio założywszy jakieś bardziej wygodny strój.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline