Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 11:26   #145
Hakon
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Hen_cerbin & Hakon & Morel & Ismerus

Dziadyga obudził się…
- Nic się nie zmieniłeś starcze.- Otto podszedł do starca czekając na jego reakcję.
- A Ty i owszem, chłopcze - odrzekł Caspar - widzę, że wybrałeś Barwę...
- Trochę czasu minęło jak się widzieliśmy.-
Mówił do starca stając naprzeciw go.
- Wybacz, że przejdę od razu do rzeczy, ale czy Ty stoisz za śmiercią tutejszego druida?
- Kogo? -
zapytał starzec.
Otto popatrzył na kompanów i wrócił wzrokiem do starca.
- Josef Kawohlus. Miejscowy magister magii.- Widdenstein starał się zaobserwować czy Dziadyga kłamie czy nie. Wiedział, że to ciężki orzech do zgryzienia.
- Pierwsze słyszę - odparł cokolwiek zdziwiony nekromanta. Zdziwienie było szczere, jako że Caspar naprawdę nigdy nie słyszał nie tylko o śmierci druida, ale i o samym druidzie także.
- A w ogóle. Jak żeś się tu z ludźmi z wioski tu znalazł?- Zapytał próbując z innej strony.
- Czyli nie przyszedłeś mnie wyciągnąć? Szukałem lepszego miejsca dla mojej wioski i moich ludzi, napatoczyliśmy się na tego fanatyka, a reszty to możesz się domyślić… Jak wiesz, moi ludzie są do mnie bardzo przywiązani i oddalenie się na dalszą odległość mogłoby ich zabić, więc nie chcieli mnie opuścić, sam rozumiesz… Automatycznie też stali się podejrzani. Nie wiesz może co z nimi? W tej świątyni jestem odizolowany od świata i wieści - wypowiadał się bez kłamstw, ale niekoniecznie szczegółowo. W końcu słudzy Morra niezbyt lubili ludzi o jego zainteresowaniach.
- To może teraz ja zapytam. Kim ty właściwie jesteś dziadku i dlaczego przykuli cię do ściany jak królobójcę? - Roel wtrącił się do rozmowy pytając starca, ale spoglądając na Maga, jakby również od niego oczekując odpowiedzi.
- Nie powiedzieli Ci, Morryto? A to paradne. - odwrócił głowę w kierunku maga.
- Oni są z tobą chłopcze? - zapytał Otta - może Ty im powiesz?
Otto skwasił się na propozycję Dziadygi.
- Tak. Są ze mną.- Kiwnął potwierdzająco. - Twoi żyją i są trzymani w strażnicy. Więcej nie wiem bo ich nie widziałem.- Dodał szybko Otto.
- Roelu. Ten człowiek przewodził pewnej wiosce, w której lata temu byłem i w jej obronie walczyłem. Opowiadaliśmy Tobie, pamiętasz?- Zwrócił się do Morryty.

- No ale nie mamy czasu.- Westchnął mag.- Jakaś plaga opanowuje miasto. Wydaje mi się, że widziałem to co podczas obrony Twojej wsi.- Popatrzył na Dziadygę. - Pamiętasz co przeszło przez wioskę? Coś podobnego zauważyłem w niektórych obecnych w mieście. Wiesz coś na ten temat?- Pytał spokojnie Widdenstein nie chcąc poruszać drażliwych tematów. Na pierwsze pytanie na razie nie odpowiadał starcowi. Chciał wybadać czy ten człowiek nadal jest tym kim był.
- Chaosytów? - zdumiał się Caspar - czy ludzi takich jak moi? - nie bardzo rozumiał co czarodziej miał na myśli.
- A o pladze to pierwsze słyszę - dodał - u nas we wiosce to plagi od lat nie było. Co by nie mówić, moi nie chorują - zaśmiał się starzec.
- Tak. Chaosytów.- Pokiwał na boki głową mag. Widać nie było sensu czaić się przed Roelem. W taki sposób by nic nie osiągnęli.
- To wiem. Znasz się zapewne na tym i niejedno widziałeś. Może coś podejrzewasz?

- Słudzy chaosu z pewnością byliby zdolni do rozniesienia zarazy. Ale co prosty sołtys i zielarz może wiedzieć o takich sprawach? Zresztą,, jak mówiłem, siedzę tu w zamknięciu, odcięty od świata. - starzec nie bardzo rozumiał o co chodzi magowi.
Otto prychnął słysząc wymówkę.
- Prosty sołtys?- Uśmiechnął się. - A ja pewnie wiejskim pisarzem jestem? No ale poważnie. Czym podpadłeś Tutejszym, że za heretyka Ciebie wzięli?- Spytał już spokojnie i z powagą.
- Chwila, chwila - konsternacja Morryty sięgnęła zenitu - jakich znowu chaotystów, jakich jego ludzi? Kim on właściwie jest? I dlaczego miałby mieć coś wspólnego z plagą?! - Roel wbił spojrzenie w Dziadygę, jakby chciał zobaczyć coś, co pozostaje niewidoczne dla zwykłych oczu.
- Przeszedłem przez obronę jego wioski i wiem, że też widzi magiczne rzeczy jak ja.- Rozpoczął ale nie wiedział jak odpowiedzieć kompanowi.
- Wioskę atakowali chaosyci i widziałem podobne manifestacje magii jak i w tym mieście. Dlatego myślę, że On może coś wiedzieć. Też to widział i może będzie umiał to wytłumaczyć.
- Tu żadnych manifestacji nie widziałem. Ale nie miałem czasu się rozglądać.
Odparł Dziadyga.
- Dobrze. A za co Ciebie tu zamknęli i okrzyknęli heretykiem wiesz?- Zapytał już lekko poirytowany mag.
- Dobre pytanie - przytaknął w końcu poinformowany choć częściowo i nieco uspokojony akolita - Za zwykłe podejrzenia nie trafia się do takich lochów. Co żeś uczynił starcze, że nasz przyjaciel poświęcił Ci aż tyle uwagi?
- Jak mało wiesz o życiu, akolito. Widziałem ludzi zabijanych za krzywe spojrzenie na inkwizytora, widziałem miasteczka wymarłe po przejściu fanatyków, widziałem całe wioski wybite przez szlacheckiego pana, bo wieśniaczka ośmieliła się nie zabić własnego dziecka dotkniętego klątwą… Uczonych palonych za umiłowanie wiedzy! - starzec zaczynał się nakręcać - za Chaos?! Chaosem nazywacie wszystko czego nie rozumiecie, wszystko czego się boicie, wszystko czego nie możecie pojąć swoimi małymi rozumami. Ten ślepy fanatyk nawet nie wie kogo ma w lochu! Nawet nie wie co wyczuł. Patrzy i nie widzi! Ha, ciekawe kto by tu ze mną siedział, gdyby potrafił patrzeć, co magu?

-Dobra, kurwa nie przyszliśmy tutaj rozmawiać o jakiś pieprzonych paleniach na stosie, definicjach chaosu i innych bzdetach.-
włączył się do rozmowy dotąd nieobecny szlachcic- Nie jestem żadnym magiem i nie widzę tych wiatrów magii czy jak to się nazywa, ale do cholery widzę co się tutaj dzieje i co się ZE MNĄ KURWA DZIEJE. Więc odpowiesz nam Dziadku czy nie?
Czyżby Dziadyga sugerował jego? Niby czemu, przecież służy kolegium a nie chaosowi.
- Przestańcie gadać od rzeczy starcze.-
Zwrócił się Otto do Dziadygi.
- Nasz przyjaciel. Pamiętasz go? Jest chory. Coś możesz powiedzieć o jego stanie?
- To wy przyszliście do mnie. I zadajecie dziwne pytania. Wy, Panie Oskarze, wyglądacie na chorego. Jeśli chcecie, mogę was zbadać, choć wierzyć mi się nie chce, że po to przyszliście. Zresztą, Wy nie musicie bać się śmierci, jeśli mój eksperyment się udał. Wrócicie, o tak, wrócicie…

Mag zerknął na Morrytę i szybko wrócił do rozmowy.
- Podejrzewamy jakiś pielgrzymów, którzy przybyli do miasta. Po festynie część osób zatruła się. Z początku wyglądało jak zwykłe przepicie lub zatrucie, ale ludzie zaczynają umierać.- Zaczął wyłuszczać Otto Dziadydze sytuację.
- Pan Oskar też ma ten zdrowotny problem. Możesz nam pomóc?
- Stąd nie. Na zewnątrz… Kto wie. Ale czemu w ogóle miałbym? -
zapytał Caspar.

Otto spojrzał na kompanów. Szukał u nich wsparcia.
-Dlaczego? Bo możesz spłonąć na stosie! To nie jest wystarczający argument? Nie chcesz się stąd wydostać?
- Słucham dalej -
zachęcił szlachcica nekromanta.
- Jeśli naprawdę jest w mieście jakaś plaga to wystarczy że nic nie zrobię. Kiedy kapłan umrze, moi mnie uwolnią. Każda plaga kiedyś się skończy. Nawet jeśli będzie jakiś kordon sanitarny to przecież nie na zawsze. Ale nawet założywszy, że chciałbym pomóc - jak powstrzymacie kapłanów i waszego nowego kolegę od spalenia mnie?
Otto wydął usta pełne powietrza. Zastanawiał się nad pytanie starca. W sumie wierzył, że jest w stanie pomóc miastu i Oskarowi, ale czy ceną miało być jego życie? Do tego wielka plama na honorze kolegium?
- To może być jedyny sposób by Cię ocalić. Jeśli się wykażesz znajomością zielarstwa a nie magii przed klerem może się uda. Są chyba jakieś zioła, które mogą mylić wiedźmi wzrok?

Roel z osłupieniem słuchał kolejnych słów, które wyrywały się pod wpływem emocji obnażając coraz to bardziej niepokojącą prawdę.
- Może do jasnej cholery ktoś mi wytłumaczy co się tu dzieje, bo nie podoba mi się to co słyszę! To prawda, że śmierci nie trzeba się bać, chyba, że dusza została skalana - akolita uniósł się, ale w jego oczach widać było więcej strachu niż gniewu.
- A ty starcze dlaczego sądzisz, że chcę cię spalić? Też widziałem w moim krótkim życiu więcej niż bym chciał i daleki jestem od pochopnych osądów bo sam mogłem paść ich ofiarą. Ktoś jednak mnie wysłuchał i dał mi szansę. Ja też chciałbym Ciebie wysłuchać. - sługa Morra mówił stopniowo się uspokajając.
- Słucham zatem. Chcę wiedzieć kim jesteś i dlaczego WY - wbił w Otta i Oskara karcące spojrzenie, do jakiego ich nie przyzwyczaił - Dlaczego nie musicie bać się śmierci? - zapytał powoli, bojąc się odpowiedzi.
Otto się zmieszał na nagły wybuch Roela. Spodziewał się podobnej reakcji i liczył, że zbyt szybko nie osądzi ich.
- Roelu. Nie będę Ciebie zwodził. We wiosce prawie zginęliśmy. Może nawet już byliśmy martwi a Dziadyga spowodował, że mogę teraz z Tobą rozmawiać.- Ciężko było to mówić magistrowi, ale uznał, że musi jeśli chce jakiejkolwiek pomocy z jego strony.
- Nie wiem czemu jesteśmy nieśmiertelni tak jak On uważa.- Zwrócił pytający wzrok na starca.
- No kurwa nie - w głosie Morryty nie było słychać gniewu, a raczej rezygnowanie - sługa Morra ma nieumarłych kolegów, po prostu bosko! Może naprawdę to myśmy sprowadzili na to miejsce plagę i będę musiał Was spalić, a potem samemu rzucić się w płomienie. - wraz z kolejnymi słowami Roel wydawał się być coraz bardziej rozbawiony całą sytuacją.
- Skoro nie możecie umrzeć to po co latam jak z kupą w gaciach po wiosce i szukam ratunku dla Norina? - Roel zaczął krążyć po celi kręcą głową z niedowierzaniem. - I co ja mam z wami zrobić, co? Przecież nie powiem Drogeowi, że wprowadziłem do miasta bandę nieumarłych, bo mi nawet umrzeć w spokoju nie da, tylko obok tego nekromanty przypnie. - Frietz wskazał palcem dziadygę. - A gdybyś nie wiedział to nasz kapłan ma dla Ciebie przygotowany szereg specjalnych rozrywek, na które osobiście nie chciałbym się załapać. - akolita powiedział to takim tonem, że nie pozostawił złudzeń, na to co czeka więźniów tego lochu.
- Dlaczego kurwa teraz? - zapytał zwracając wzrok ku kamiennemu sklepieniu. - W końcu doznałem tej cholernej wizji, a tu taka niespodzianka, jak ja mam wypełniać swoją misję?

Wieddenstein opuścił głowę by po chwili zwrócić się ponownie do Morryty.
- Skąd mogę wiedzieć, żem nieśmiertelny? To Dziadygi teoria. Norin i Oskar chorują a jako nieśmiertelni raczej nie powinni, chyba?- Zwrócił się do starca.
- ależ umrzeć mogą, mogą. - zaśmiał się Dziadyga - nawet powinni. Tylko bać się nie muszą bo wrócą, wrócą, wrócą! Jeśli eksperyment wyszedł. Ale czy wyszedł? Czy ta choroba to choroba czy efekt uboczny? Muszę to zbadać. Albo nie muszę, mogę zacząć od nowa. Jak umierać zaczną na pewno się ktoś zgłosi z prośbą, o tak, zgłosi się. - mamrotał do siebie.
- pytanie jakieś było, tak. Kim jestem. Tak. Casparem Niederlitzem, magiem, choć niektórzy mi tego miana odmówią pewnie, czarnoksiężnikiem nazwą. Głupcy! Kazali się uczyć, nie ingerować. Moi umierali, a oni mieli to gdzieś. A ja uciekłem! Uratowałem ich, uratowałem moich ludzi, moją wioskę! Nikogo bez zgody! Zawsze za zgodą! Nekromantą, tak. Ale żyję. I oni też żyją. Bardziej niż w innym wypadku. Nawet wolną wolę mają. Prawie. A ci twoi koledzy morryto żyją. A gdyby nie moja magia umarliby. Poślesz ich za to na stos?
- Nawet teraz skamlecie o pomoc a nic w zamian nie chcecie dać. Ale to ja jestem tym złym, tak? Raz już powstrzymałem zarazę, dawno temu. Mogę i tej się przyjrzeć, bo i tu cierpią ludzie. Ale nie bez gwarancji bezpieczeństwa. Jak tylko plaga się skończy, z powrotem będziecie chcieli mnie spalić, czyż nie tak nakazuje Ci Twój Bóg, sługo Morra?



Otto krążył po celi myśląc i słuchając.
- Moje zdanie znasz co do unicestwienia Ciebie.- Wtrącił się mag.
- Jakie gwarancje mam Tobie dać? Nie mam tu władzy i szybciej obok Ciebie się znajdę w tej celi niż mi się wydaje. Wiem jedno, że i Twoich ludzi może ta plaga dotknąć. Podejrzewam, że jest magiczna a Ty musisz ocenić czy Twoja magia trzymająca chłopów przy życiu wytrzyma z plagą kontakt.- Spróbował Wieddenstein zrzucić z siebie obiecywania.
- Mój bóg.. - Roel zamyślił się i uśmiechnął - mój bóg mało ze mną rozmawia. Zakon, to co innego gardzi nekromantami, ale gardzi także takimi ludźmi, jak ja. Byłem kiedyś. Ale teraz, kiedy widziałem, jak cierpią dusze siłą wydzierane z tego świata i mogę sobie jedynie wyobrażać, co spotyka te uwięzione we wskrzeszonych ciałach. Nie pozwolę, by ktokolwiek doznał takiego cierpienia pod moim okiem. Myślałem, że muszę służyć by odkupić swoje winy, ale teraz po prostu chcę to robić i będę wypełniał wolę Morra, bo jest łaskawy, mądry i troszczy się o ludzi.
- Jeśli więc jesteś w stanie pomóc tym niewinnym ludziom, to proszę o pomoc. W zamian mogę oferować jedynie to, że gdy przyjdzie i na Ciebie czas to jeśli będę w stanie to zadbam o spokój i Twojej duszy. -
akolita mówił już spokojnie starając się opanować emocje.
- Dla mnie ważniejsze jest by uchronić te dusze od cierpienia, niż teraz wymierzać karę Tobie. Zresztą i tak już tyle razy nagiąłem dogmaty zakonu w tym mieście, że gdyby nie wiara w to, że sam Morr może mieć inne plany niż zakon to już teraz musiałbym zrzucić szaty i zostać rybakiem.
- Proszę Cię jednak o coś jeszcze. -
Roel zwrócił się ponownie do Dziadygi - Odpowiedz mi szczerze. Czy jesteś pewien, że nie wyrządzasz swoim ludziom krzywdy jakiej nie chciałbyś dla najgorszego wroga, że wewnątrz ich ciał nie znajdują się ich uwięzione duchy skazane na wieczne cierpienie?
Wieddensteina zaciekawiło ostatnie pytanie i wpatrzył się w przykutego starca.

- Możesz ich sam zapytać, kapłanie. A od mojej duszy to trzymajcie ręce z daleka, Ty i Twoi konfratrzy. Morr się o nikogo nie troszczy. Żaden bóg nam wtedy nie pomógł. To ja chodziłem przez pola pełne trupów. I to moją mocą powstrzymałem śmierć, a nie boską. Nie zamierzam umrzeć. Jeśli nagrodą za moją pomoc ma być śmierć i spokój mojej duszy to się chyba nie dogadamy. Powiedz mi szczerze, kapłanie - starzec zachował kilka ciepłych uczuć dla młodego idealisty, jakim sam był dawno temu - co się stanie ze mną w dniu, w którym plaga odejdzie? Obronisz mnie przed stosem? Czy będziesz ścigał jak wściekłego psa?
- Ja Cię ścigać nie będę o ile nie ty nie będzie krzywdził ludzi. Wierz mi, że gdybym wiedział żeś niewinny broniłbym cię, jak kompana. Nigdy nie jest za późno, żeby zrozumieć swój błąd. -
Roel odpowiedział starcowi, mimo, że nie liczył na cudowne nawrócenie,
- A winnymi po pole usłali trupami tylko i wyłącznie ludzie. Żaden bóg nie powinien mieszać się w życie ludzi, wtedy wszystko byłoby prostsze. - akolita znów się zamyślił, lecz po chwili dodał - Nie odpowiedziałeś jednak na moje pytanie. Nie zamierzasz tego zrobić, czy może nie potrafisz?
Oskar stał z boku, nie wtrącając się do rozmowy. Widać było jednak, że powoli staje się zniecierpliwiony i irytuje go rozmowa kapłana z Dziadygą.
- Ależ ja jestem winny - zaśmiał się Caspar - winny ignorowania głupich zakazów, winny praktykowania prawdziwej sztuki, winny łamania praw naturalnych… I dlatego właśnie potrafię rzeczy, których Wy nie potraficie. Kiedyś zatrzymałem zarazę. I jeśli macie rację, że to przywleczona za pomocą magii zaraza, to znam się na tym lepiej niż ktokolwiek z was. Ale już trzeci raz powtarzam - stąd nie pomogę. Jeśli chcecie mojej pomocy - wyciągniecie mnie stąd. I przysięgniecie wszyscy kilka rzeczy. Bo co mi z tego, że akolita mnie ścigał nie będzie, kiedy ten kretyn Droge spali mnie na stosie. Każdy z Was i każdy kto jest z Wami przysięgnie, że nigdy ni to mową, ni to uczynkiem, ni to zaniedbaniem nie przyczyni się do mojej śmierci. A ja w zamian pomogę zwalczyć chorobę i powstrzymać tych, którzy ją przynieśli.
Oskar zaśmiał się.
-”Ni to uczynkiem, ni to zaniedbaniem”, przepraszam Dziadku, ale masz nas za głupich? Według twoich słów, to jeśli przestaniemy wykonywać twoje polecenia i nie będziemy za tobą podążać, to złamiemy przysięgę.
- A wy mnie? Jak mnie na stos zaciągać będą to się odwrócicie i powiecie, że to przecież nie Wy. Ale niech będzie: Jeśli przy was będzie mi coś grozić, zrobicie wszystko, by niebezpieczeństwo usunąć.
-To już brzmi rozsądnie. Co o tym myślicie towarzysze?


Otto przysłuchiwał się z drugiego konta celi. Nie wtrącał się ale na pytania, które padły musiał odpowiedzieć.
- Wiesz dobrze, że jeśli kolegium będzie kazało Ciebie ścigać to będę. Nie zamierzam podnosić na Ciebie ręki ni unicestwiać bo widzę i czuję, że mimo wszystko dobroć masz i z dobroci działasz.- Podszedł do zebranych przy Dziadydze.
- Wiedz, że chce byś był wolny i był pasterzem swych owieczek. Wiem, że nie wtrącasz się w życie innych, którzy nie chcą tego. Ale zważ na jedno. Ślepo nie zamierzam iść na śmierć za Ciebie jeśli słuszne będą przypuszczenia i oskarżenia. Nie chodzi mi tu o te wymienione przez Brata Roela.- Patrzył w oczy starcowi by ten widział i jego.
- Wierzę, że pomożesz temu miastu bo jeśli to zrobisz to postaram się by wszyscy myśleli, że nie czarnoksięską magią się posłużyłeś a zgodną z kolegiami. Niestety sprawa z tutejszym kapłanem jest poza moje możliwości. Ręki podnosić nie mogę i nie chcę na niego. Nawet jeśli jest zaślepionym fanatykiem.
- Nie znam Cię tak dobrze, jak moi przyjaciele, ale oni zdają się Ci ufać.
- Roel mówił powoli cały czas zastanawiając się nad kolejnymi słowami - Zadanie, jakie powierzył mi Morr mam jedno. Uchronić dusze śmiertelników przed cierpieniem. Czy to przez wskazanie im bram ogrodów Morra czy przez wyrwanie ich ze szponów Khaina i jego sług. - Słychać było odrazę w głosie akolity kiedy wspominał imię młodszego brata swojego opiekuna, ojca mordu i śmierci - Jeśli więc Ty nie będziesz wchodził mi w drogę, to mogę przystać na Twoje warunki. Będę jednak uważnie przyglądał się Twoim działaniom. Jeśli okaże się, że krzywdzisz ludzi nie spodziewaj się, że będę stał z boku. I nie ma to znaczenia, czy się na to godzą, czy nie, gdyż nie mogą wiedzieć, co czeka ich po drugiej stronie. I tak możliwe, że zakon mnie za to wyklnie, więc nie żądaj proszę więcej.
- Pozwólcie zatem bym zadał proste pytanie: Jeśli kapłan Droge postanowi mnie spalić to co zrobicie? Bo jeśli nic, to postawię na zarazę. Albo poczekam, aż zmienicie zdanie. I kto będzie decydował co jest krzywdzeniem ludzi, akolito? Jeśli strażnicy na polecenie kapłana mnie pochwycą, a ja będę się bronił, to po ich stronie staniesz?
-Co zrobimy? Myślę, że wszyscy będziemy starali się ciebie uratować
- powiedział jakby w imieniu swoich towarzyszy- Nie wiem czy rzucimy się na niego czy będziemy po prostu próbować, by do tego nie doszło. W każdym razie ja zamierzam dotrzymać swojej części umowy.
Po chwili dodał
-Pamiętajcie, że mamy tylko nie całą noc na rozmowy. Więc kurwa śpieszmy się. Bo zaraz okaże się, że wejdzie ten kapłan a my nic nie ustalimy. A musimy obmyślić jak tu Dziadka stąd wyprowadzić.

Otto zamyślił się i gdy przemówił Oskar wtrącił się i on.
- Możesz być pewnym, że postaramy się powstrzymać go i dać możliwość ucieczki. Nie chcę niczyjej śmierci, ale coś czuję, że niebawem zamiast Ciebie na stosie będę ja.- Pochylił głowę kręcąc ją.
- Jeśli Kapłan Droge postanowi Cię spalić to stanę w twojej obronie. Co jest krzywdzeniem ludzi każdy decyduje sam, więc wystarczy trochę zaufania - akolita okrasił wypowiedź ironicznym uśmieszkiem - i dobrze wiesz, że mówiąc o krzywdach nie miałem na myśli nabicia kilku siniaków, albo nawet złamania ręki.
- Ustalone mamy zatem, że masz w nas sprzymierzeńców. Teraz zastanówmy się, jak go stąd wyciągnąć, bo moja pokorna to prośba może być za mało.
- Zastanawiam się czy z tych lochów jest inne wyjście. Wydaje mi się, że może być, ale bez czarowania nie odnajdę go.-
Zastanawiał się Otto. - Użycie magii czy sama ucieczka postawi nas w sytuacji gdzie będziemy się chować jak szczury po mieście.
- Nawet jeśli jest inne wyjście, to Droge z pewnością o nim wie i może je obstawić, jeśli zauważy nasze zniknięcie. Może też być po prostu zamknięte na końcu lub prowadzić w ślepy zaułek. Może jednak da się jakoś przekonać, żeby go nam wydał.


Wieddenstein zatrzymał się i zasępił.
- Jeśli teraz nie zabezpieczył wyjścia to go nie zdąży zabezpieczyć. Faktem jest, że lepiej by było Dziadygę wyciągnąć pokojowo. Będzie można chodzić po mieście w spokoju względnym a nie ze strażą na karku.- Kiwał głową i zwrócił się do kompanów.
- Który z Was z nim porozmawia? Ja odpadam bo mnie nie cierpi i nie ufa za grosz. Dla niego jestem na równi z nim.- wskazał głową przykutego starca.
- Rozmawiałeś z kapłanem? Co mu powiedziałeś? Przyznałeś się do czegoś?- Spytał Dziadygi chcąc wiedzieć czy jeszcze mogą bazować na jego niewinności i że jest tylko omyłkowo posądzonym zielarzem wioskowym.
- To fanatyk, ale nie idiota. Rodzaj magii nawet kapłan potrafi rozpoznać. Heh, i o jakiegoś maga-druida mnie wypytywał, dziwne, że jeszcze jego nie posadził razem ze mną.
-Ja z nim mogę porozmawiać, chociaż nie wiem, czy większym szacunkiem nie będzie darzył Ciebie-
zwrócił się Oskar w kierunku akolity.
- Tak. Fanatyk, ale nie może szaleć jakby chciał. Są dekrety cesarskie i legalne kolegia. A ten druid to ten sam o którego pytałem na początku.- Wyjaśnił Dziadydze Otto.
- Ten Droge czy jak mu tak cięgiem mnie o niego wypytywał, solą w oku musiał mu być ten mag.
- Dla niego każdy mag jest solą w oku. Nie ruszał go bo miał Druid poparcie Burmistrza i innych mieszkańców. Jedynie polował na dowody by móc się do niego dobrać. Mi również dał do zrozumienia, żebym stąd się wynosił jak swoje zrobię.
- Właśnie, Burmistrz!
- odezwał się akolita - może on jest naszą szansą. Ma szacunek dla Magów i słowa szlachcica też pewnie weźmie pod rozwagę. Ja was poprę i może on wpłynie na Droge`a. Burmistrzowi na pewno zależy na życiu ludzi i jego samego, a nasz Dziadyga może być jedyną osobą, która jest w stanie ocalić tę wioskę.

Otto się zastanowił. Nie był pewien jak zareaguje Burmistrz o pomyśle wypuszczenia Dziadygi z lochów.
- Droge nie ma dowodów a jedynie jego własne przypuszczenia co do Dziadygi.- Rozważał na głos pomysł o wciągnięcie w to głowy świeckiej miasta.
- Jeśli mag, szlachcic i przedstawiciel jednego z bogów wstawi się za Dziadygą to może pomóc. Chociaż jak byłem u niego to dawał do zrozumienia, że nie chce się w to mieszać.- Znowu mag zaczął chodzić po celi. - No ale to jedyna pokojowa szansa.- Spojrzał na Oskara. - Jeszcze jest Kapitan straży. Jego warto też przekabacić. Burmistrz sam nie zechce a jak będzie po jego stronie druga z trzech najważniejszych osób w mieście to jest szansa.- Zatrzymał się przed szlachcicem. -Tu może Twój autorytet i Ericha pomóc. Nie wspominając o Lenarcie.
- Może nie chcieć się mieszać, ale miasto jest odcięte, a choroba w końcu i jego dosięgnie. Mamy więc dość mocne argumenty. Nie wiem tylko, czy zdążymy załatwić sprawy zanim kapłan zabierze się za przesłuchania. - Roel spojrzał na przykutego do ściany Dziadygę i mino braku sympatii w jego oczach widać było współczucie - spróbuję go powstrzymać ale...
-Burmistrz? Nie to nie jest dobry pomysł. To stronnik Leitdorfów, tych kurwiarzy którzy mnie ścigają. Nie chciałbym ryzykować, że ktoś mnie tam rozpozna. Zapewne razem z beczkami z winem przybyły tutaj listy gończe.
-Z drugiej strony, mamy jakieś inne wyjście? -
dodał po chwili.
- No to mamy ustalone. Uderzamy do Burmistrza.- Wyprostował się Otto zadowolony, że coś osiągnęli i mają jakiś plan.
- Oskar. Ty możesz nas ubezpieczać zawsze. Burmistrza możesz odpuścić i przyjrzeć się kapitanowi. No chyba, że i on ma cynk na Ciebie.- Zastanowił się przez chwilę.
- Trzeba jeszcze ustalić co Kapłanowi powiedzieć. Ja bym delikatnie dał do zrozumienia, że jest nieszkodliwy i to tylko zielarz.
-Może powiedzmy że pracując przez długie lata przy ziołach nawdychał się czegoś i czasami może być w stanie mniejszej poczytalności.
- O kapitanie nic mi nie wiadomo, kto wie. Ale zaryzykuję, tylko pamiętajcie żeby nie przedstawiać mnie jako Hohenberg tylko Maksymilian von Pless. Plessowie to stary ród i bardzo rozgałęziony. Z tego co mi wiadomo, to senior tego rodu spłodził z trzynastu synów, a każdy z nich kolejnych kilku. Nikt raczej nie zdoła sprawdzić, czy naprawdę jestem Plessem. A poza tym mają bardzo podobny herb do mojego, więc dla mało wprawnych może wydawać się identyczny.
 
Hakon jest offline