Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 14:56   #83
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Po raz kolejny śnieżny elf wyruszył w drogę mając za towarzystwo poznaną w karczmie, nie dalej niż kilka dni wcześniej Duszę. Nad ich głowami szybował cień Mizo, bacznie wypatrującego wszelkich niebezpieczeństw i bez wątpienia mającego także oko na Ellisara. U boku zaś bard miał Ditrusa, młodego rybaka, który ofiarował mu pomocną dłoń, gdy elf jej najbardziej potrzebował, a teraz wesprzeć go postanowił w dalszej drodze. Mężczyzna jechał na solidnym, łaciatym wałachu, który sprawiał nader przyjemne wrażenie i nie wykazywał chęci do konfliktów z wierzchowcami odziedziczonymi po czarnych płaszczach. Jego właściciel także okazał się być człowiekiem spokojnej natury, usłużnym i pracowitym, a przy tym nie grzeszącym inteligencją. Dbał by jego towarzysze nie nudzili się zbytnio, opowiadając anegdoty i historie z wioskowego życia, które to przedstawiał w sposób na tyle obrazowy, że poczuć można niemal było woń świeżo upieczonego placka Marty, usłyszeć podniesione głosy Inara i Zydii, odwiecznych wrogów którzy jakimś cudem byli także małżeństwem, a także zapłakać nad losem Naris, młodej protegowanej Yagi, która to utopiła się w rzece mając ledwie dziesięć wiosen. Opowieści tej towarzyszyła inna, mówiąca o duchu dziewczynki, który od tego czasu nawiedzał tych rybaków, którzy się w nocy na rzekę wypłynąć odważali.


Dalsza droga minęła bez większych przygód. Zupełnie jakby wróg nagle o nich zapomniał i zajął się czymś innym. Myśl ta wcale nie była pozytywna, chociaż chwila oddechu cieszyła. Radość ta miała przy tym gorzki posmak. Ulris zapadł się pod ziemię i nie było wiadome jaki los spotkał wilkołaka, który taką troską otoczył Moonrię i efa, gdy ci tego potrzebowali. Niestety, nie było czasu by ruszyć na poszukiwania. Los królestwa wisiał na włosku, nie mogli zwlekać. Zresztą Mizo pewnie nawet gdyby mieli wolny czas i wróg nie dyszał im w kark, byłby przeciwny poszukiwaniom. Wszak nie krył swej “miłości” do Ulrisa, która wcale nie zmalała tylko dlatego że ten był dobry dla Duszy, a wręcz przeciwnie.

Niechęcią tą obdarowany został także Ditrus, którego kocia dziewczynka polubiła od pierwszej chwili i w którego siodle przebywała znacznie więcej czasu niż w swoim własnym, czy też w siodle elfa. Nie można się jej było dziwić. Rybak miał bowiem w sobie coś takiego, co nie pozwalało oprzeć się jego urokowi.

Na ostatni przystanek przed stolicą, wybrali zatłoczoną karczmę “Elfia harfa”, którą prowadziła para półelfów i w której panował ład i porządek, jakiego należało się spodziewać po przybytku, w którym władzę sprawują potomkowie długouchych. To, że byli potomkami jedynie w połowie, nie robiło w tym przypadku różnicy. Dusza, swoim zwyczajem, którego nabawiła się po wydarzeniach w wiosce rybackiej, uparcie tkwiła w swej kociej formie, dzięki czemu nie przyciągała niepotrzebnej uwagi. W przeciwieństwie do Mizo, który wyraźnie wyróżniał się w tłumie ludzi i elfów, którzy to stanowili większość klienteli przybytku. Na szczęście nie miał zamiaru zbyt długo w głównej sali pozostawać. Zjadł szybko kolację, po czym wraz z białym kotkiem udał się na wyższe piętro, gdzie znajdował się wynajęty przez nich pokój. Ellisarowi także udało się takowy dostać, chociaż graniczyło to niemal z cudem. Jego giermek zadowolił się miejscem w stajni, wraz z końmi. Kto wie, może z tych wszystkich wyborów to właśnie jemu przypadł najlepszy, bowiem aż do późnej nocy karczma wrzała, co nie bardzo służyło spokojnemu odpoczynkowi.

Następnego dnia, w południe, przekroczyli bramy Yury.




Miasto zostało zbudowane na wyspie znajdującej się przy zachodnim krańcu jeziora zwanego potocznie Dużą Yurą. Już z daleka widoczny był zamek królewki, który wieńczył Górną Yurę, niczym korona wieńczyła głowę królowej. I taki też miał kształt. Legenda głosiła że za każdym razem gdy zmiany wprowadzano w insygnia królewskie, także i sama Korona Yury ulegała zmianie. Na potwierdzenie tego, że w legendzie więcej niż tylko ziarno prawdy się znajdowało, dowodów nie brakowało. Brak za to było chętnych by odpowiedzialność za owe zmiany wziąć przez co zrzucono je na elfią magię, która wszak u podstawy tego tworu tkwiła.
By dotrzeć do Korony, jak potocznie zwano zamek królowej Elisei, należało wpierw przejść przez Dolną Yurę i Zamek Rady Nemerii, który sam w sobie stanowił osobne miasto, znajdujące się tuż pod Koroną i potocznie zwany był Głową.

Mizo jeszcze poprzedniego wieczoru zdecydował, że po przybyciu do miasta udadzą się prosto do zamków, by uzyskać audiencję u królowej. Tak też uczynili, chociaż liczenie na to, że ot tak przyjęci zostaną przez władczynię Nemerii i to bez wcześniejszej zapowiedzi, graniczyło z cudem. Cudem, który nie został im darowany. Już przy pierwszej bramie broniącej dostępu do Głowy, zostali zatrzymani i dalsza droga kategorycznie wzbroniona. Wzrok strażników z wyraźną niechęcią przesuwał się od demona po rybaka w jego prostym stroju zdradzającym wyraźnie niski stan posiadacza. Na dokładkę mieli ze sobą zwierzaka… Kota… Kto na audiencję z kotem przychodził? Co prawda niektórzy elfowie mieli nieco dziwne pomysły to jednak na twarzy strażników wyraźnie widać było, że pomimo tego że Ellisar do owej szlachetnej rasy należał to jednak ów fakt nie był wystarczający by zniwelować negatywny wpływ kompanii, w której się pokazał.

- Królestwu zawsze groziło nieszczęście ze strony Vole, nowina to żadna - usłyszeli od sierżanta, którego wezwano by ich sprawę rozpatrzył. Zaprowadzono ich w tym celu do osobnej komnaty o niewielkich rozmiarach i wygód pozbawionej, bardziej do celi mnicha podobnej niż miejsca, w którym interesantów przyjmowano. Przynajmniej tych o wyższym rodowodzie, bo bez wątpienia sale zmieniały się w zależności od godności osoby, która je nawiedzała.
- Nie dalej jak o świcie przybył do nas oszalały wilkołak, budząc wszem i wobec panikę swym wyglądem i zachowaniem i próbujący siłą wedrzeć się do zamku by, uwierzycie, królową ratować - mężczyzna, który przedstawił się im jako Biran Halleis, pokręcił głową po czym rozłożył dłonie w nieco niedbałym, bezradnym geście. - Nie mam jak wam pomóc. Rozkazy są by nie wpuszczać nikogo podejrzanego, a wy niestety na godnych zaufania nie wyglądacie. Bez urazy - przy ostatnim słowie wzrok swój skierował w stronę elfa, wyraźnie ku niemu słowa te kierując, po czym oparł się wygodnie o oparcie krzesła, nie zapraszając ich nawet by usiedli. To, że nie było na czym usiąść tylko podkreślało niski status jaki został im przyznany. Dziw nad dziwy że w ogóle z nimi rozmawiano miast od razu przegnać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline