Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 19:32   #84
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Podróż - bez wrogów na karku - była całkiem przyjemna. Nawet nie do końca wyleczone rany i kwaśna Mizo nie były w stanie zepsuć Ellisarowi humoru. Podobnie jak i 'zdrada' Duszy, która przykleiła się do Ditrusa, którego opowieści - bard przyznawał to bez oporu - umilały i zdecydowanie skracały czas podróży.

Skracany ciekawymi historyjkami czas płynął szybciej, co nie znaczyło, że droga skróciła się w fizyczny sposób. A że Ellisar nie był ze stali, musieli się zatrzymać na nocleg.
Czy nazwa gospody miała stanowić jakiś znak? Dobry omen, który rozproszyłby obawy barda, przewidującego, że wysłannicy Vole Kes staną na ich drodze zanim dzielni wędrowcy staną u wrót stolicy.
Ku jego miłemu zaskoczeniu "Elfia harfa" nie spłonęła podczas ich w niej pobytu, na dodatek gospodarze wspomogli Ellisara, dzieląc się z nim odzieniem (może nie najbardziej wykwintnym, ale i tak lepszym niż to, które przetrwało walkę), dzięki czemu nie wyglądał jak opryszek, a kilka pieśni, odśpiewanych w sali głównej gospody spotkało się z uznaniem i oklaskami, chociaż sam Ellisar musiał przyznać, że zmęczenie nie pozwoliło na pełne rozwinięcie artystycznych skrzydeł.

* * *

Po przybyciu do Yury pierwsze swe kroki Ellisar skierował do najbliższej świątyni. Mizo co prawda protestował, ale elf nie posłuchał, a w obliczu tłumów demon nie zdecydował się na użycie siły.
Ellisar miał dług do spłacenia - tak Oren, jak i Taharze - jednak nie to nim powodowało.
Na szczęście i tym razem bogini życia i magii obdarzyła go swą łaską, która za pośrednictwem kapłanki spłynęła na głowę elfa, obdarzając go zdrowiem.
Złożywszy ofiarę Ellisar opuścił świątynię... i tu ich szczęście się skończyło.
Zakuty łeb, jakim okazał się dowódca warty, nie uznał ich wieści za coś wartego przekazania dalej. Podobnie jak zlekceważono ostrzeżenie, jakie przyniósł wilkołak - zapewne Ulris.
Ellisar przeklął w duchu Mizo, który nie zgodził się na wizytę u porządnego krawca, a potem spytał:
- A co się stało z tym wilkołakiem?
- Trafił do lochu - odparł sierżant, takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość.
Elf nie zamierzał się przyznawać do znajomości ze wspomnianym wilkołakiem, przynajmniej w tej chwili, gdy ich samych od lochu dzielił jeden krok.
Nie rozumiał, za grosz, zachowania Duszy. Gdyby moonria zechciała zrzucić z siebie kocie przebranie, strażnik od razu by uwierzył... Ale może coś się stało i nie mogła? Albo nie chciała. W każdym z tych przypadków prośby Ellisara nic by nie wskórały.

"Królestwu zawsze groziło nieszczęście ze strony Vole" - powtórzył w myślach, zastanawiając się, czy gdyby udusił tępego służbistę struną od giterny, a potem przebrał się w jego mundur...
Gdyby Vole chciało stworzyć kolejną przeszkodę na ich drodze, wystarczyłoby umieścić paru takich durniów przy bramach i żadne wieści by się nie przedostały. A nie byłaby to pierwsza przeszkoda, jaką Ellisar usunął ze swej drogi podczas podróży do stolicy.
Jednak uniform sierżanta nijak nie pasowałby na szczupłego elfa i pewnie zrobiliby kilka jedynie kroków, a potem ich podróż by się skończyła.
Jeśli zdołam, to za miesiąc będziesz liczyć kamyki na plaży na Wyspie Szkieletów, pomyślał, obdarzając sierżanta zdawkowym uśmiechem. I przemilczając sprawę urazy.
- Jak rozumiem, wyprzedziły nas wieści o tym, że magowie z Vole podburzyli ludność przeciw elfom i Lisan spłonęło - powiedział. - Że spłonęło kilka wiosek na drodze z Lisan do stolicy - dodał.
- Niepotrzebnie się spieszyliśmy. - Spojrzał na Mizo, zastanawiając się, co zrobi demon. Miał nadzieję, że nic nierozsądnego i nie trzeba będzie zeskrobywać resztek strażnika ze ścian i sufitu. - Odwiedzimy zatem pana Ahrmaka. Drzwi jego domu są dla mnie zawsze otwarte, więc i dla was znajdzie się miejsce. - Miał cień nadziei, że nazwisko królewskiego dostawcy win dotrze do paru szarych komórek, które pewnie jeszcze wegetowały się pod łysawą czaszką. - Chyba już nie jesteśmy potrzebni?
Dlaczego przeklęty Mizo nie zna żadnego nazwiska, kogoś, na kogo mógłby się powołać, pomyślał. W końcu dla kogoś pracują...
 
Kerm jest offline