Sara Peterson
Wpatrywała się w ogień w kominku. Uśmiechała się, wzięła kolejny łyk wina. Nagle zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo jest szczęśliwa i spokojna. Wzięła kolejny łyk. Wino smakowało wybornie. Tak, Edward zawsze wie co lubię, zna mnie lepiej niż ja samą siebie. – pomyślała. Po jej ciele przepłynęły dreszcze na wspomnienie przyjemności, jaką dzielili się z sobą od paru godzin. Na przemian kochali się, wspominali dobre czasy i znów się kochali. On jest taki cudowny, nigdy nie przypuszczałam, że mogę być taka szczęśliwa.
Miała na sobie tylko jego sweter, ale i tak nie odczuwała chłodu. W ich domu panowało ciepło, bijące zarówno z kominka jak i z uczuć, które ta rodzina do siebie żywiła.
Wraz z Edwardem wykorzystywali każdą chwilę samotności, jaka była im dana. Jednocześnie odczuwali spokój, wiedząc, że ich córka Angelika jest pod dobrą opieką. Wycieczka z Audrey do muzeum zajmie jeszcze co najmniej godzinę.
Edward usiadł koło niej i objął swym silnym ramieniem. Dolał jej wina, uśmiechając się uwodzicielsko. Ten uśmiech sprawił, że znowu poczuła się tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy byli sobą zafascynowani. - Wiesz co, kochanie moje? Zastanawiałem się ostatnio nad tym co mówiłaś, o drugim dziecku. I uważam, że… to wspaniały pomysł. Myślę, że powinniśmy go wprowadzić w życie od zaraz.
Poczuła wtedy jak jej oczy wypełniają się łzami a na twarzy pojawia się uśmiech szczęścia. Przywarli do siebie mocno. Znad jego ramienia patrzyła na pokój przyozdobiony świecami, na stół z niedojedzonym obiadem przygotowanym przez niego, na panującą za oknem zimę. Wsłuchiwała się w przyciszona nastrojową muzykę i rozmyślała o przyszłości, która będzie cudowna.
* * *
Obserwuje swoją twarz, zupełnie jakby stała obok siebie. Usta szeroko otwarte w niemym krzyku, oczy czerwone, napuchnięte od łez, blada cera. Twarz wyrażająca obłęd, przerażenie, gniew i brak zrozumienia. Wszystkie odgłosy były jakby szumem dobiegającym z bardzo daleka. Stopniowo nabierały na sile, aż nagle jakby pękła niewidzialna bariera i uderzyła w nią rzeczywistość. Znowu wszystko słyszała i obserwowała swoimi oczyma. Ona sama siedziała skulona w kącie, próbując się wcisnąć w niego. Widziała Alana dochodzącego do siebie. Bob z obłędem w oczach wstał z łóżka i obejmuje swe ramiona wciąż przecząco kiwając głową. Mathiew zasłonił twarz dłońmi i leży nie ruchomo. Jeremy z chustka przy twarzy obserwuje ciało martwego agenta.
Każdy na swój sposób poradził sobie z chwilowym obłędem i próbuje wrócić do rzeczywistości, która zdaje się być koszmarem.
__________________ Pośród ludzi stoję ,
Lecz ludzie dla mnie drogi nie wydepczą
I nie z ich myśli idą myśli moje. |