Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2017, 23:49   #31
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Jiri nie odnalazł Hansa, a wrócił dopiero godzinę przed zmrokiem. Przez ten czas Wszyscy zajmowali się własnymi sprawami lub wypoczywali. Na nudę nikt specjalnie nie narzekał po ostatnich wydarzeniach. Siostry z Wygódek zaszyły się w swoim alkierzu, Giselle coraz śmielej uwodziła karczmarza, Bernard i Noel cieszyli się lenistwem w stajni, gdzie skołowali jakiś gąsiorek i gdzie dołączył do nich wkrótce Czech.

Alexander zauważył żonę, gdy szła główną izbą, a on siedział przy ich stole nad kubkiem wina.
- Ailo? - rzucił zerkając na nią. - Coś Cię męczy? - spytał robiąc jej miejsce obok siebie.
- Co? - spojrzała na niego nieprzytomnie w pierwszej chwili, po czym uśmiechnęła się z zakłopotaniem - Wszystko dobrze. Wiesz... jaka sytuacja... - Przysiadła obok, jednak wzrokiem błądziła po innych stołach.
- Merlin? - spytał nie do końca wiedząc czy utrafił.
- Nie… - Pokręciła głową. - Znaczy wiesz, to cały czas we mnie jest, ale bardziej mnie ten sen rozbił z Hansem jako... wilkoczłekiem - dodała ciszej - a co, jeśli to prawda? Jeśli go ukąsiły i się teraz przemieni?
- Nawet jak się nie przemieni… - Westchnął stropiony. - Tak mówią, że to ugryzieniem się niesie. Jak rycerski jest, to albo się w górach zaszył by czekać czy go nie wzięło, albo na własny miecz się rzucił… Nie pomyślałem, czekać nie ma co na niego tedy.
- Musiałbyś przyznać przed Aliną, żeśmy go widzieli... lepiej nie. Niech nadzieja umiera powoli - rzekła ze smutkiem blondwłosa, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Ale co innego jej rzec? - Bękart wyglądał na zdruzgotanego. - My możem myśleć, że nie wróci, albo lepiej by nie wrócił - wzdrygnął się - a ona powrotu męża czeka. Może rzec, że wiemy, iż od niej uciekł. I tak ryczy cięgiem, to więcej nie będzie łez, bo skąd, a szybciej się pogodzi.
- Ale jak wróci, to na szubrawców wyjdziemy. - Westchnęła ciężko. - Nie wiemy jakie jego losy, tedy może lepiej zostawić to tak, jak jest.
- Może… - Alex urwał, bo do karczmy wkroczyło dwóch zbrojnych w barwach biskupa, a za nimi młody chłopak.

Ciężko było się rozeznać czy wiek męski do ożenku już osiągnął, czy nie, bo wyrośnięty był, ale twarz dziecinną miał. Odziany nader dostatnio, a jak na te strony to nawet bardzo bogato i zachowywał się po pańsku. Za nim kolejnych dwóch zbrojnych weszło lustrując karczmę, a chłopak skierował się ku jednemu ze stołów. Ten zajęty był, ale dwóch mężczyzn co siedzieli przy nim, prysnęło jakby drewno dżumę przenosiło. Nawet zamietli po sobie.
- To ten, co Ulka miała dla niego iść... - Aila rzuciła cicho pogardliwym tonem do męża - lepiej mu jej nie pokazywać nadto - dodała, zapominając chyba o własnej urodzie.
- Bękart biskupa… - zgodził się Alexander.
Karczmarz przyskoczył za to do nowego gościa płaszcząc się i prawie na kolanach przy nim się obracając. Nieprzychylne spojrzenia rzucał przy tym do stołu przy którym szlacheckie małżeństwo siedziało. Giselle patrzyła na to ze swego miejsca wściekła, że jej pogawędkę z oberżystą przerwano.
- Widać nawykły posłuchu szczeniak… - mruknął Alex czujnie spoglądając ku nowo przybyłemu.
Aila nie skomentowała, jeno po plecach go dłonią pogładziła, po czym usiadła również po pańsku z wyprostowanymi plecami.
Nie trwało długo, gdy młodzieniec zaczął coraz jawniej spojrzenia ku szlachciance czynić, a karczmarz mu co przy tym na ucho zaczął mówić. Aila poczuła jak ciało Alexandra napina się.
- Może do alkierza pójdę, co by się młodzikowi w oczy nie rzucać? Burdy chyba nie chcemy... - Spojrzała na Giselle. - Otwarcie.
- Idź, rzeczywi…
- Pani nadobna! - chłopaczek rozparty na swoim zydlu rzucił głośno w ich kierunku. - Uniżenie błagam, byś w swej łaskawości zaproszenie me do stołu przyjęła. - Mieszanka etykiety bez skazy, a nawet z przesadną emfemą czynionej, jego wieku i buty robiła groteskowe wrażenie.
Aila, która właśnie wstawała, wyprostowała się i wydęła lekko wargi. W oczy spojrzała młodzikowi i podeszła do jego stołu bynajmniej jednak nie po to, by miejsce przy nim zająć.
- Dziękuję za zaproszenie, jednakże na przyszłość, jeśli waść chce szlachetnie urodzonych do swego stołu prosić, winien sługę posłać z wiadomością, a nie przez pół sali jako chłop krzyczeć. Należałoby się też przedstawić i w pierwszej kolejności zwrócić do męża, przy którym niewiasta siedzi, wszak nie trudno tu się domyślić, że zamężna lub zajęta - rzekła Aila ciągiem, naśladując ton głosu guwernantki, która kiedyś uczyła ją dobrych manier.
Młodzik w pierwszej chwili poczerwieniał, jakby nie za strofowanie jej wywód odebrał, a obelgę.
- Ty… Ty… Ty Pani wiesz kto ja jestem? - odezwał się w końcu głośno, a zabrzmiało to jak pianie kogucika. Kilku z gości przemknęło cichcem do wyjścia.
- Owszem paniczu. Pytanie czyś ty był na tyle czujny by herb mego męża zauważyć. - Uśmiechnęła się w ten charakterystyczny dla siebie, wyniosły sposób, który Alex znał aż za dobrze z Kocich Łbów. Robiła to zawsze, gdy chciała utrzeć nosa rozmówcy.
Chłopiec poczerwieniał jeszcze bardziej, ale zaraz się lekko opanował.
- Nocujesz tu, nadobna Pani? - spytał spokojniejszym, niemal konwersacyjnym tonem.
- Nasi ludzie tu śpią - odparła wymijająco, po czym dodała, udając zdziwienie: - A czemu pytasz, młody panie? Potrzebujesz by ktoś cię przez bramy miasta przeprowadził?
- Nie Pani… ot ciekawość, za która o wybaczenie proszę - chłopiec wrócił do grzecznego tonu, ale w oczach miał niebezpieczne błyski, nie pasujące do jego wieku. - Nie będę Cię zatrzymywał nadobna Pani… - urwał jakby odprawiając ją. Grzeczność mieszała się tu z obrazą. - Do zobaczenia - ostatnie zaakcentował.
Aila uśmiechnęła się z kpiną.
- Obyś pozostał w zdrowiu, paniczu - również odpowiedziała mu z małym przesłaniem, po czym ruszyła w stronę alkierza wolnym krokiem, kolebiąc przy tym nieco bardziej niż zazwyczaj biodrami. Nim zniknęła w pokoju, wzrokiem poszukała Alexandra.

Bękart przyszedł do izby w chwilę później.
- Nie wiem na ile on szalony by… Oka nie zmrużę, śpij spokojnie, nic się nie stanie.
- Daj spokój, takiego dzieciaka się boisz? Przecież masz tu ludzi swoich... i mnie. Sama bym mu radę dała - prychnęła Aila, po czym dodała: - Jak chcesz czuwać, to na zmianę będziemy. I tak wiele roboty nie ma teraz, to się możesz położyć. Albo oboje... wszak nie zaatakuje przed zmrokiem.
- Nie jego się boję i tych kilku zbrojnych trabantów, a konsekwencji - Alexander odrzekł ponuro. - Biskup Supersaxo to udzielny władca tu. Od Sabaudii po kantony skonfederowanych Szwajcarów ziemie to jego włości. Całe Valis, cała kotlina Rodanu. Ten bękart pyszałkowaty i ufny że wszystko mu wolno, do tego dzieciuch jeszcze, a więc nie tonuje się w niczym. Jemu lub jego ludziom co się stanie, to będziemy mieć na karku zbrojnych biskupa, a kilka dni drogi mamy nim włości jego opuścimy. - Rycerz spojrzał ze wściekłością na drzwi. - Chyba nie tak szalony by na Ciebie, szlachciankę, nastawać… ale jak mu karczmarz powie o Urszuli…? I z ochoty i po złości może zechcieć gwałt czynić, ufny, że się nie postawimy za służką przy pozycji jego ojca.
Aila położyła mu dłoń na policzku.
- Walczyliśmy z nieumarłymi. Nie boję się, mężu drogi, jakiegoś gołowąsa. Ot wypadek mu się może w drodze przydarzyć. Ot zmienić zdanie może... Ot choćby nas znaleźć będzie trudno... to tylko ludzie, Alexandrze.
- Gorzej będzie, jak na trakcie jutro usłyszymy odgłos kopyt dwudziestki zbrojnych biskupa. Alexander minę miał niewesołą. - Pójdę kazać Jiriemu, by przed świtem wóz i konie gotowe do drogi były. A i Noel… przez niego ten dzień zwłoki, to niech śpi pod alkierzem sióstr. Ty im rzeknij by w nocy nigdzie nie wychodziły.
- Wiesz, możemy jeszcze plany zmienić i spać przenieść się gdzieś indziej... - Aila nie podzielała zaniepokojenia męża, lecz chciała by w noc przed podróżą on odpoczął, a nie czuwał, bo jakiś młokos zbyt wiele sobie wyobraża.
- Przed samym zmrokiem izb wolnych już nie znajdziemy. Poza tym on to jako ucieczkę odbierze. Tym bardziej go to zachęci. - Rycerz pokręcił głową. Zobaczym co los przyniesie.
Przytuliła się do niego.
- Nie martw się... wolę starszych. - próbowała go rozbawić.
- Co za ulga - podchwycił dowcip, choć w głębi odezwało się w nim cyniczne: “starszych… tak z kilkaset lat…” - Mam pomysł. Schlać gówniarza. Nie wiem tylko czy będzie chciał ze mną siedzieć i przepijać.
- Może oboje pójdziemy? Że niby słabo zaczęliśmy znajomość, a szlachta razem winna się trzymać... to go może połechtać, skoro on bękart... - Przygryzła wargę. - Wybacz.
- Nie ma i czego. - Uśmiechnął się. - Można by pokazać, że między nami kłótnia jakowaś. Ty udasz zainteresowanie tym gnojkiem, to może zechce mnie upić w spółce z karczmarzem, który mi mocniejsze wino donosić będzie, a jemu rozwodnione.
- Jak chcesz tedy sobie z nim poradzić? - Aila zamyśliła się - I o co mielibyśmy się kłócić? Że ja chcę z nim porozmawiać, a ty mnie gonisz, że to nie dla baby miejsce? Pamiętaj, ze to w sumie ja utarłam mu nosa.
- Karczmarzem Giselle chce się zająć, Bernard lub Noel mogą dopilnować by rozwadnianego nie dostawał. Co zaś do sporu… i owszem, zazdrosnego odegrać mogę.
Aila westchnęła.
- Mierzi mnie to... ale jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, to postaram się załagodzić ten spór.
Kiwnął głową.
- Pójdę powiedzieć naszym ludziom co im czynić. Ty ostrzeż siostry by z izby nosa nie wystawiały i zacznij z nim. Ja się przyłączę.


Wiedziała, że ma na sobie jego spojrzenie, choć sama tylko przelotnie popatrzyła w stronę biskupiego bękarta. Ot, na tyle by zarejestrował delikatny, psotny uśmiech na jej wargach, gdy patrzyła w tę stronę. Potem zniknęła mu z oczu w alkierzu sióstr. Rozmowa nie trwała jednak długo, wystarczyło wszak powiedzieć, że na zewnątrz siedzi ten, któremu karczmarz chciał oddać młodą Ulkę.
Gdy Aila wyszła z izdebki sióstr, jego wzrok już na nią czekał. Młodzian łypał na nią znad kielicha, zasłaniając wyraz twarzy naczyniem. Te oczy jednak zdradzały jego zainteresowanie. Aila ruszyła w drogę powrotną, lecz jakby się rozmyśliła przy drzwiach. Popatrzyła na bękarta Supersaxo jakby w zamyśleniu, po czym podeszła wolnym krokiem do jego stołu.
- Myślę, paniczu, że źle zaczęliśmy naszą znajomość... co powiesz, na drugą próbę? - nachyliła się nad nim nieco, pozwalając zajrzeć w swój dekolt.
- Pani… - chłopak wstał nie odmawiając sobie przyjemności zajrzenia gdzieniegdzie. - Rad bym, abyś towarzystwa mi zatrzymała, nie patrząc na niefortunny początek - ostatnie wypowiedział z mieszanką pychy i łaski. Jakby nią obdarzał puszczając w niepamięć wcześniejszą wymianę zdań.
To zachowanie w połączeniu z jego tak młodym wiekiem, oraz próbami poważnego tonu i starań etykiety… tworzyło strasznie komiczne wrażenie. Na razie dzieciak wzbudzał śmiech, ale za kilka lat? Wciąż uważający iż wszystko mu wolno, rozbestwiony…? Dla okolicy dobrze by było, aby biskup wyciągnął kopyta, a szczeniak oparcie w ojcu stracił. - Jam jest Jerzy Supersaxo - dodał tonem jakby to jasne było i wszyscy to wiedzieli, a on jedynie dla porządku to akcentował.
Aila udała, że widzi tylko tę postawę, którą chciał jej pokazać i skłoniła się dwornie.
- Aila d’Eu, z domu de Barr - przedstawiła się. - Nie spodziewałam się spotkać kogoś tak znaczącego na tym odludziu…
Chciała chyba coś jeszcze dodać, ale ugryzła się w język. Ten młodzik nie chciał jej elokwencji i nie tym miała mu zawrócić w głowie. Usiadła obok, skromnie składając dłonie na padołku. Plecy miała jednak wyprostowane, a pierś wypchniętą do przodu.

Chłopaczek pokraśniał z dumy i zadowolenia. Skromność szlachcianki działała na niego pobudzająco, nic dziwnego, że karczmarz szykował mu Urszulę podle gustu biskupiego bękarta. Jerzy w tym wieku mógł nie czuć się pewnie względem silniejszych duchem i charakterem, doświadczonych niewiast.
- Mało tu ważkich - zerknął na Ailę. - Niełatwo kogo godnego znaleźć pani Ailo, niełatwo. Długo tu zabawisz? - spytał taksując szlachciankę wzrokiem, acz dyskretnie.
- A nie wiem, to od męża zależy... może da się uprosić na dłuższy pobyt - odrzekła, przewracając oczami. Nie chciała, żeby młokos czuł presję czasu, by ją zdobyć.
Ponieważ bycie wypytywaną było nie po jej myśli, Aila udając wielkie zainteresowanie, sama młodzika zapytała: - A Ty, panie? Co cię w ogóle sprowadza do takiego miejsca? Oczywiście, jeśli to nie tajemnica…
- Tajemnica! - odrzekł łapiąc od razu możliwość bycia ‘tajemniczym’. - Zostań Pani dłużej, na polowanie Cię wezmę. Misia skłujemy, a jak mąż się nie zgodzi, to mu tatko rozkaże. - Młodzik był podekscytowany, ale wybitnie nie potrafił się do uwodzenia zabrać, więc wciąż grał swoją pozycją i możliwościami. Żałosne było to, że przez ojca.

Szlachcianka zobaczyła, że do karczmy wchodzą Bernard i Giselle zapewne wzięci na rozmowę przez lexandra na zewnątrz. Jerzy Supersaxo też spojrzał na nich, ale zaraz wzrok odwrócił z powrotem na szlachciankę, toteż nie zauważył wchodzącego za nimi jej męża.
- Waść często tak... na grubego zwierza poluje? - zapytała Aila, która miała teraz jeszcze większe trudności w ukrywaniu rozbawienia. - I nie lęka się waszmość?
- Czasem, bywa. Gdy nudy biorą - rzekł z fałszywą, beznadziejnie ostentacyjnie udawaną skromnością. - Nie lęka….
- W łożnicy nie miałaś siedzieć? - usłyszeli gniewny głos Alexandra, stającego przy stole.
Aż podskoczyła i spojrzała z udaną trwogą na małżonka.
- Ale tam tak nudno... a chciałam wrażenie naprawić, cośmy wcześniej z panem Supersaxo nie za dobrze znajomość zaczęli. Nie gniewaj się, miły…
- Panem? - bękart prychnął. - Toć to dzieciuch jeszcze…
- Ja sobie wypraszam! - Chłopaczek zerwał się i stanął naprzeciwko Alexa, prężąc dumnie chudą pierś. Jego strażnicy również się podnieśli.
- Ach, wybaczenia upraszam. - W tonie Alexandra znać było lekką drwinę. - W boju stawałeś, paniczyku? W szrankach z pochyloną kopią się ścierałeś? A może… - urwał zerkając na zbrojnych, polubownie uniósł ręce. - Dobrze tedy, wybacz, w głowie mi szumi tom się zagalopował. Pokaż, żeś młody junak, nie dzieciuch i daj sobie w przeprosiny dobrego wina postawić. Czyś może jeszcze nie pijał? - spytał z lekkim zainteresowaniem kryjącym kolejną drwinę.
- Pan się na niedźwiedzia wybiera - wtrąciła się Aila. - Myślę, że jak najbardziej napić się powinniście, szczególnie żeś sam narzekał, że tu nikt ci nie jest równy stanem i po kamracku pić nie możesz.
Młodemu bękartowi aż oczy się na to zaświeciły. Skinął władczo na karczmarza, by ten więcej trunku przyniósł. Mrugnął przy tym, czego pewnie małżeństwo miało nie zauważyć, a oberżysta chyba to podchwycił.
- Trzy kielichy przynieś kmiocie i wina dobrego, takiego jakie najbardziej lubię - rzucił przy tym głosem chłopięcym irytująco fałszującym przy początkach zmiany w męski. - Humor dobry mam, to Ci wybaczę grubiaństwo Panie d’Eu - powiedział łaskawie., - Pani z nami się napijesz, za pomyślność polowania? - Ton tylko lekko sugerował pytanie, jakby młokos już postanowił i jedynie pro forma ni to ogłosił, ni to spytał aby się upewnić o akceptacji jego decyzji.
- Odrobinę... - powiedziała, niby to speszona zerkając na Alexandra.
- Niech będzie, pozwalam - odrzekł Alexander tonem też łaskawym, jakby małżonkę swą traktował jako przedmiot. - Odrobinę jeno, bo przy większej ilości to głowę tracisz. - Zaraz zwrócił się do chłopca: - Nie żeń się jak nie musisz, to Ci rzeknę paniczu, a jak już, to żonę krótko trzymaj. Bo się rozbestwi i myśli głupie czasem mieć od tego rozbestwienia może.
- Myśli głupie, powiadacie... - odzwał się jakby z namysłem młodzian, patrząc... czy wręcz wwiercając się wzrokiem między dwie piersi szlachcianki, która pochyliła się nad stołem znów, by bliżej męża dłoni puchar podstawić, do którego karczmarz właśnie lał wino. Do pucharu Aili i bękarta nalał zaś z drugiego, jakoby mu to wygodniej było, po drugiej stronie stołu stając.
- Ja wam powiem tyle, niewiasty nie od myślenia są - zarechotał Supersaxo niczym doświadczony i uniósł kielich do toastu. - Za inne ich zalety! - rzekł, śmiejąc się przy tym, jakby sam siebie o tak dobry żart nie podejrzewał.
- Za inne zalety! - Bękart też uniósł puchar, którym się zasłonił by chłopaczek nie zobaczył na jego twarzy pogardy. Zauważył za to piorunujące go spojrzenie żony. Przez moment, ale jednak.

Wypili, a na dyskretny znak oberżysta znów przyskoczył. Zapowiadało się szybkie tempo spełniania toastów. Ponieważ Aila tylko umoczyła usta, ją w tej kolejce pominął. Dziewczna siedziała tedy i wpatrywała się w swoje dłonie z pozorną skromnością. Alexander czuł jednak, że to nie skromność a wściekłość targa jego ślubną. Musiał jakoś zmienić temat rozmowy, jeśli nie chciał, by wybuchła…
- Pani, czemu nie pijesz, wino Ci nie smaczne? - zapytał biskupi bastard widząc iż z jej pucharu ledwo co ubyło.
- Och, wspaniałe... ja po prostu... naprawdę mam słabą głowę. - udała zawstydzenie.
- Toć małżonka masz by pieczę trzymał, zresztą długo przecie nie posiedzimy. Dzieciuchem się zwać nie pozwolę - uderzył pięścią w stół, zaiste był komiczny - ale i ja moc swej głowy znam i wiem, że nie równać mi się. A poza tym… Urodziny dziś mam! O tak! - Nawet koń Jiriego spojrzałby z politowaniem na to kłamstwo jawne i bezczelne. Ale weź tu otwarcie butnemu młodzikowi w twarz kłam zadawaj.
- Och, tedy zdrowie trzeba wypić. Urodziny osiemnaste to już chyba? - zapytała Aila, zerkając na Alexandra.
- Ani chybi - ten skrył usta w pucharze by nie parsknąć śmiechem.
- No prawie - Jerzy pokraśniał, również przechylając naczynie. Bóg wie ile lat mu dodała.
Karczmarz podleciał by napełnić puchary.

Młodzik nienajgorzej jak na swój wiek to rozplanował. Sam chlał wino niemożebnie rozcieńczone wodą gdy małżeństwo pochłaniało mocne reńskie, bo kaarczmarz i aili zaczął lać to co Alexandrowi. Spać położyć spitego w trupa rycerza, żonę też spoić by dostępną była i jeszcze famę złapać, że rycerza przepił… Ot koncept przedni.
Giselle za to szło średnio, bo ku jej irytacji karczmarz głównie wokół stołu krążył. Nim po kilku próbach szeptów na ucho na górę go zabrała, minęło sporo i Alex już widocznie, i nie udając, chwiał się na zydlu, a i Aili pijącej mniej niż on, bo oszczędzaną była w tym jak to niewiasta, w głowie szumiało i wirowało dużo mocniej niż “Pod Kozłem”.
Trochę jeszcze strzymać jednak musieli, bo choć Bernard podrywając służkę przez wieczór kontrolę nad winem z odejściem karczmarza przejął, to musiał dla niepoznaki coraz mniej rozcieńczane przez służkę Jerzemu słać, by ten smakiem nic nie odkrył.
Bękart Supersaxo na szczęście mimo picia rozwadnianego trunku i tak miał już w czubie, wiele mu nie było trzeba.
Ale i pijany chłopaczek granice przez to zatracał. Opowiadając o jednym z polowań, Aili rękę na udzie położył, czego siedzący naprzeciw Alexander zobaczyć nie mógł.
Szlachcianka spojrzała na Jerzego i przygryzła wargę. Coś było nie tak... Ten dotyk naprawdę ją rozpalał, mimo że gardziła chłopakiem i nijak w nim mężczyzny nie widziała... A jednak czuła jak w jej ciele wzbiera płomień.
Zmrużyła oczy.
Przypomniała sobie jak raz bękart sam uparł się gościom wina polać, by w swe urodziny jako Jezus obmywający starszym stopy być (dzieciak miał wyraźną skłonność do profanacji religijnych). Podając Aili kielich uśmiechnął się wtedy jakoś tak... jak kot, który zapędził mysz do rogu i już wiedział, że ta będzie jego.
Dosypał jej wtedy czegoś do wina?
Szlachcianka chciała zaprotestować na dotyk, lecz poczuła, że język jej kołowacieje w ustach. Złapała więc Jerzego za dłoń mało pewnym ruchem, by siłą woli odtrącić jego palce.
Problem w tym, że nieźle pijany już Jerzy zbytnio się rozochocił. Gdyby szlachcianka pewniejsza w czynach była, a jemu mniej we łbie szumiało, to pewnie zaczerwieniony dłoń by zabrał. Tak to spiął swe palce z jej i złączone dłonie na łonie jej wylądowały.
- I fftedym… pchnął włósznio… a nieświeć pad, trupp z miejsccca - preorował biskupi bękart z niesamowitym entuzjazmem znanym właśnie takim młodzikom. Pewnie i przeżywał faktycznie coś co się zdarzyło, ale sarnę na niedźwiedzia jeno zmienił, a bełt z kuszy na włócznię.
Uniósł wino, chyba już prawie bez wody. Nie zauważał, że od pewnego czasu Bernard coraz mniej jej lać dziewce każe do jego dzbaneczka.
Alex pokiwał na to tylko głową, wzrok miał już nieco zamglony.

Aila tymczasem z paniką się rozglądała, niezdolna jednak do tego by się poruszyć bez wypadania z roli. Ciało jakby przestawało jej słuchać. Choć nie wiedziała kiedy, z przerażeniem uzmysłowiła sobie, że jej uda są rozchylone lekko - na tyle jednak, by dłoń Supersaxo mogła wpełznąć pomiędzy nie, co budziło ogień w ciele kobiety. Prawdziwy ogień pożądania!
- Mrtfffy nfet nie stęknął - mówił dalej chłopak. - Pij Panie d’Eu, sa miiisiaa, skłujemy na polfaniu! Gdzie jedneho?! Dwa, dzsinc… seeetki! - Przechylił swój puchar, to samo uczynił Alexander. zerkając skołowaciały lekko ku Bernardowi. Jeno oni przy stole, jeden ze zbrojnych Jerzego, giermek i dziewka zmęczona już mocno w karczmie zostali, świec wiele się wypaliło, półmrok panował. Biskupi bękart wyczuł chyba ruch nóg Aili, dłoń swą z jej dłoni wyplątał i wsunął pomiędzy. Niby trzy warstwy materiału… lecz Aila poczuła dreszcz jakby ją nagą dotykał. Tak czuła się tylko, gdy Alexander ustami ją pieścił, a teraz przez materiał i to dłonią młodzika... czuła pogardę i strach. Strach bo nie mogła nic zrobić. Strach bo chciała więcej.
- Aa...alex... - wyszeptała słabym głosem, cichutko.
- Tak kochaana? - spytał.
Od jakiegoś czasu zarzucił pozę twardego męża twardego dla swej ślubnej, co Jerzemu zresztą chyba umknęło. Alex nie wiedział też wszak co dzieje się poza jego zasięgiem wzroku. Uniósł zamglone lekko spojrzenie na Ailę. Jerzy zaś poczerwieniał, ale chyba nie na słowa rycerza. Bezczelnie poruszał dłonią odbierając marną, ale namiastkę tego przed czym chcieli go schlać.
Zachybotał się na zydlu.

Aila przygryzła wargę.
Jak miała męża ostrzec? Jak mu to powiedzieć? W jej ciele płonął ogień i potrzebowała go ugasić. Teraz, już, w tej chwili. Cokolwiek Jerzy dodał jej do pucharku nie tylko wzniecało pożogę pożądania, ale wręcz sprawiało fizyczny ból i tylko dotyk dawał odrobinę wytchnienia. Przesuwała na wpół świadomie swoją i bękarta dłonią po materiale sukni, pod którym znajdowało się jej łono. Jej twarz jednak wyrażała strach.
- Aaalex... musiiii... - próbowała coś powiedzieć, lecz młokos mocniej przycisnął dłoń, trafiąjąc palcem na “zapalne” miejsce. Aila jęknęła przeciągle.

Alexander spojrzał jakby przytomniej na Ailę, po czym spojrzenie na Jerzego przeniósł. Zaczął wstawać, a służka na polecenie Bernarda podbiegła z dzbankiem. Biskupi bękart momentalnie dłoń zabrał.
Aila dyszała ciężko.
Zacisnęła uda, lecz jej dłoń wciąż między nimi była. Szlachcianka spojrzała z udręką na małżonka, niemo prosząco o pomoc.
- Chhhyyypa szzonka waaam siiiie ttttu spiiiihikła - zarechotał młokos, który wyraźnie miał już w czubie. Na tyle był pijany, że bardziej go zajmowało wyśmiewanie kasztelanki niż uwodzenie jej.
Alexander wyciągnął mizerykordię zza pasa. Chwiał się lekko, ale w oczach miał furię.
- Tknął Cię? - spytał patrząc na żonę. Zbrojny Jerzego siedzący w kącie wstał dobywając miecza. Bernard uczynił to samo.
Do Aili niewiele jednak docierało. Dłoń pomiędzy udami dawała ukojenie i drażniła jednocześnie. Dziewczyna znów jęknęła, zginając się wpół.
- Aaa...alex... weeeź mnie... - udało jej się rzec błagalnym tonem. Jerzy na to aż zaczął kwiczeć z uciechy widocznie zbyt pijany by Alexandra ze sztyletem w ręku widzieć jakimś zagrożeniem.

Dalekim byłoby od prawdy stwierdzenie, że bękart Eu otrzeźwiał, ale widok Aili w tym stanie tak przy ludziach się zachowującej wstrząsnął nim strasznie. Dłoń z dobytym ostrzem opuścił i tylko patrzył.
Zbrojny biskupiego bękarta z mieczem w dłoni przyskoczył do swego Pana i osłaniając się ostrzem zaczął wyciągać go zza stołu, a rzeczony coś tam bełkotał i próbował się bronić, jednak szans oporu nie miał. Bernard lekko skołowany i spięty z mieczem stał, a dziewka karczemna prysnęła gdzieś.
Zbrojny Jerzego powoli cofał się ze swym panem, aż zniknął w przejściu do izb z innej strony budynku niż ta gdzie małżeństwo d’Eu swoje alkierze najęło.
- Ailo… - Alex zbliżył się do żony i opadł na kolana przy niej. - Ailo, co ci…?
Bernard wycofał się powoli ku drzwiom, gdy nagle Aila rozpłakała się i przypadła do mża, ramiona mu na szyję zarzuciwszy. Nie była w stanie odpowiedzieć. Zresztą jej ciało mówiło teraz za nią. Alexander poczuł jak piersi żony układają się na jego torsie, gniecione przez jej ciało, które teraz tak bardzo mocno tuliło się do niego... tak rozpaczliwie... tak... pożądliwie. Czuł jak Aila ociera się o niego niby kocica w rui i nie wiedział co robić. We łbie mu szumiało strasznie, ale wypełniał go szok, strach, panika jakowaś.
Obejmował ją wciąż powtarzając:
- Aila, co się z Toba dzieje…?

W odpowiedzi warknęła na niego, wyraźnie zła, że zamiast coś więcej z nią robić, tylko ją obejmuje. Sama sięgnęła do wiązania jego koszuli i szarpnęła gwałtownie, wydając przy tym prawie zwierzecy pomruk.
A potem przyszedł moment opamiętania. Dziewczyna spojrzała na Alexandra wystraszonymi oczami, teraz pełnymi łez.
- On... on mi.... coś... dał... wwww kielichu - rzekła z udręką, po czym wpiła się w usta małżonka nagłym, gwałtownym pocałunkiem i znów natarła na niego swoim ciałem, omal nie przewracając na ziemię.
Choć pijany to miał przewagę zaskoczenia, bo nagle przekręcił się przewracając ją na plecy. Leżąc na niej przycisnął jej ręce do podłogi.
Syknęła pożądliwie, wijąc się pod nim i kusząc bezwstydnie ciałem, ale on nie reagował. Przyciskał ją jeno do ziemi unieruchamiając. W jego oczach był strach.
Znów syknęła, a potem zachlipała.Spojrzała na niego rozpalonym wzrokiem.
- To booooliiii... tak bardzo... potrzebuję... Alex... weź mnie... teraz...błagam! - dziewczyna nie tyle starała się wyrwać, co dotknąć biodrami jego bioder, poczuć na ciele, że jej pragnie.
Poczuła, pragnął. Zawsze jej pragnął, ale teraz nie czynił nic prócz trzymania jej i unieruchamiania ciężarem swego ciała. Po policzkach ciekły mu łzy.
- Na rany Krysta… - szepnął. - Demon… Aila, walcz…
- Nie demon ino... potrzebuję... chcę, byś to Ty... - po jej policzkach również ciekły łzy, choć ciało było gwałtowne, drapieżne wręcz. Alex musiał ją trzymać z uwagą cały czas - Weź mnie... teraz…

Bękart wciąż trzymał, nie rozumiał, albo nie chciał rozumieć bo jedyne konkluzje prowadziły go do tego co jej wyszeptał. Wciąż trzymał ją mocno.
- Kochane moje, walcz. Nie daj się… - powtarzał patrząc na nią ze strachem i uczuciem.
To jednak zamiast pomagać tylko ją rozsierdzało. Poczuł, jak z trudem utrzymuje jej ręce, gdy miotała się wściekle po podłodze.
- Nie chcę walczyć, chcę byś mnie zerżnął! - wykrzyczała mu niemal w twarz.
- Ailo… - Chciał ją przytulić, pogłaskać. Zamiast tego zbliżył swój policzek do jej policzka. Wrzeszczała by ją zerżnąć, na środku głównej izby karczmy… - To nie Ty… walcz, kochana. Poczuła wilgoć na policzku.
- Och wynoś się ty... rycerzyku... - wściekała się na niego, walcząc, lecz nie z efektami tego, co jej Jerzy ukradkiem musiał podać, lecz z samym małżonkiem. Czując, że nie jest w stanie go skusić samą swoją bliskością, wysyczała jadowicie. - Zostaw mnie! Pójdę w noc... może spotkam tego drugiego... może on mi da wytchnienia... - mówiła jak w amoku.
Alexander wciąż trzymał mocno i unieruchamiał ją do tego ciężarem swego ciała.
- Aila, kochana… walcz, błagam… - Na głowie włosy stawały mu dęba. To była ona, ta sama która ukochał… a jednocześnie obca.
Spojrzała na niego jakoś dziwnie. Na jej ustach pojawił się zmysłowy uśmiech.
- Włóż mi... to ci opowiem... co naprawdę mi się śniło... - spróbowała go w ten sposób skusić.

Gdyby był trzeźwy…
Nie był.
- W alkierzu - wyszeptał.
- Rycerzyk... - Wydęła pogardliwie usta, ale uspokoiła się, czekając aż ją puści.
Powinien związać i wedle tego co roiło mu się w głowie wziąć gdzie na egzorcyzmy. Ale kochał ją.
A we łbie mu szumiało.
Puścił.

Zerwała się na równe nogi i pociągnęła go zdecydowanie w stronę alkierza. Nie było w jej ruchach już tej wcześniejszej otępiałości, za to było zdecydowanie. Aila się nie wahała. Chciała zaspokojenia tu i teraz. I choć ciężko to było zauważyć, bo zachowywała się, jakby pierwszy lepszy jej tu by starczył, dzięki temu, że był to jej małżonek, którego miłowała, nie hamowała się.
Rzuciła się na niego, ledwo drzwi od alkierza zamykając. Pocałunkami zamknęła mu usta i uciszyła ewentualnie prostesty, podczas gdy jej palce zaczeły gorączkowo rozpinać rycerski pas.
On zaś był raczej pasywny, bał się. Klasycznie się bał.
Nawet nie o siebie, a o nią, o to co się z nią dzieje.
O to co to może oznaczać… i choć normalna Aila przejęłaby się z pewnością brakiem odzewu z jego strony, ta obecna nie potrzebowała zdaje się niczego, poza jego męskością, którą teraz wyjęła z jego spodni i z zadowoleniem potarła dłonią.

Jego ciało reagowało… umysł…
Tu było bardziej skomplikowanie.
- Rozbierz się - powiedział tonem jak w karczmie “Pod Kozłem”. Nienawidził się za to.

Uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z tej zmiany. Patrząc mu w oczy w ten maniakalny, pożądliwy sposób, zaczęła rozsznurowywać wierzchnią suknię. Zdjęła ją z siebie szybko, bez tej zmysłowości, co ostatnio. Po prostu pozbywała się odzienia, by wreszcie dostać to, czego chciała. Potem halka, bielizna, trzewiki... Stanęła naga naprzeciwko męża i chwyciła w dłonie swoje piersi, powoli pieszcząc je na jego oczach.
Pchnął ją na łoże, a gdy na nie opadła sam zaczął się rozdziewać. Patrzył przy tym na nią. Nie przedłużał, ale i nie spieszył się nadto.
Ona zaś, czekając na niego, sama zaczęła się pieścić. Jedną ręką dotykała piersi, podczas gdy druga wpełzła niżej pomiędzy jej nogi i przycisnęła się do mokrego łona.
To go zmobilizowało.
Nawet “Pod Kozłem” gdy w jedną noc był jej panem w każdym aspekcie, nie poprosił o to. Nie chciał żeby robiła to teraz, w ten sposób… Nawet nie do końca wiedział czy to w pełni Aila. Szybciej wyłuskał się z ubrania i legł na niej. Poczuła jak wślizguje się w jej wnętrze.
Usłyszał jak odetchnęła z ulgą i zadowoleniem.
- Aleeex... - teraz, gdy w niej był, stała się bardziej czuła. Pieściła dłońmi jego ramiona i plecy, całowała twarzy, jej biodra zachęcały go, by zaczął się poruszać, mimo iż jej wnętrze nie do końca jeszcze przyzwyczaiło się do jego wielkości. Alex też był czuły, nie było w tym tej pasji, tej zwierzęcej dzikości, tego krańcowego zatracenia, w które zwykle wpadali zespalając się ze sobą. Jego ruchy były powolne, gładził jej ciało delikatnie, obcałowywał ją z czułością raczej niż zasypywał namiętnymi pocałunkami. Ona jednak zachowywała się tak, jakby przechodził sam siebie. I choć co jakiś czas szeptała gorączkowo jego imię, czuł, że tym razem chodzi jej wyłącznie o cielesny kontakt.

Kotłowali się tak aż do północy, kiedy dziewczyna po prostu zasnęła z wyczerpania.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline