Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2017, 23:49   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Jiri nie odnalazł Hansa, a wrócił dopiero godzinę przed zmrokiem. Przez ten czas Wszyscy zajmowali się własnymi sprawami lub wypoczywali. Na nudę nikt specjalnie nie narzekał po ostatnich wydarzeniach. Siostry z Wygódek zaszyły się w swoim alkierzu, Giselle coraz śmielej uwodziła karczmarza, Bernard i Noel cieszyli się lenistwem w stajni, gdzie skołowali jakiś gąsiorek i gdzie dołączył do nich wkrótce Czech.

Alexander zauważył żonę, gdy szła główną izbą, a on siedział przy ich stole nad kubkiem wina.
- Ailo? - rzucił zerkając na nią. - Coś Cię męczy? - spytał robiąc jej miejsce obok siebie.
- Co? - spojrzała na niego nieprzytomnie w pierwszej chwili, po czym uśmiechnęła się z zakłopotaniem - Wszystko dobrze. Wiesz... jaka sytuacja... - Przysiadła obok, jednak wzrokiem błądziła po innych stołach.
- Merlin? - spytał nie do końca wiedząc czy utrafił.
- Nie… - Pokręciła głową. - Znaczy wiesz, to cały czas we mnie jest, ale bardziej mnie ten sen rozbił z Hansem jako... wilkoczłekiem - dodała ciszej - a co, jeśli to prawda? Jeśli go ukąsiły i się teraz przemieni?
- Nawet jak się nie przemieni… - Westchnął stropiony. - Tak mówią, że to ugryzieniem się niesie. Jak rycerski jest, to albo się w górach zaszył by czekać czy go nie wzięło, albo na własny miecz się rzucił… Nie pomyślałem, czekać nie ma co na niego tedy.
- Musiałbyś przyznać przed Aliną, żeśmy go widzieli... lepiej nie. Niech nadzieja umiera powoli - rzekła ze smutkiem blondwłosa, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Ale co innego jej rzec? - Bękart wyglądał na zdruzgotanego. - My możem myśleć, że nie wróci, albo lepiej by nie wrócił - wzdrygnął się - a ona powrotu męża czeka. Może rzec, że wiemy, iż od niej uciekł. I tak ryczy cięgiem, to więcej nie będzie łez, bo skąd, a szybciej się pogodzi.
- Ale jak wróci, to na szubrawców wyjdziemy. - Westchnęła ciężko. - Nie wiemy jakie jego losy, tedy może lepiej zostawić to tak, jak jest.
- Może… - Alex urwał, bo do karczmy wkroczyło dwóch zbrojnych w barwach biskupa, a za nimi młody chłopak.

Ciężko było się rozeznać czy wiek męski do ożenku już osiągnął, czy nie, bo wyrośnięty był, ale twarz dziecinną miał. Odziany nader dostatnio, a jak na te strony to nawet bardzo bogato i zachowywał się po pańsku. Za nim kolejnych dwóch zbrojnych weszło lustrując karczmę, a chłopak skierował się ku jednemu ze stołów. Ten zajęty był, ale dwóch mężczyzn co siedzieli przy nim, prysnęło jakby drewno dżumę przenosiło. Nawet zamietli po sobie.
- To ten, co Ulka miała dla niego iść... - Aila rzuciła cicho pogardliwym tonem do męża - lepiej mu jej nie pokazywać nadto - dodała, zapominając chyba o własnej urodzie.
- Bękart biskupa… - zgodził się Alexander.
Karczmarz przyskoczył za to do nowego gościa płaszcząc się i prawie na kolanach przy nim się obracając. Nieprzychylne spojrzenia rzucał przy tym do stołu przy którym szlacheckie małżeństwo siedziało. Giselle patrzyła na to ze swego miejsca wściekła, że jej pogawędkę z oberżystą przerwano.
- Widać nawykły posłuchu szczeniak… - mruknął Alex czujnie spoglądając ku nowo przybyłemu.
Aila nie skomentowała, jeno po plecach go dłonią pogładziła, po czym usiadła również po pańsku z wyprostowanymi plecami.
Nie trwało długo, gdy młodzieniec zaczął coraz jawniej spojrzenia ku szlachciance czynić, a karczmarz mu co przy tym na ucho zaczął mówić. Aila poczuła jak ciało Alexandra napina się.
- Może do alkierza pójdę, co by się młodzikowi w oczy nie rzucać? Burdy chyba nie chcemy... - Spojrzała na Giselle. - Otwarcie.
- Idź, rzeczywi…
- Pani nadobna! - chłopaczek rozparty na swoim zydlu rzucił głośno w ich kierunku. - Uniżenie błagam, byś w swej łaskawości zaproszenie me do stołu przyjęła. - Mieszanka etykiety bez skazy, a nawet z przesadną emfemą czynionej, jego wieku i buty robiła groteskowe wrażenie.
Aila, która właśnie wstawała, wyprostowała się i wydęła lekko wargi. W oczy spojrzała młodzikowi i podeszła do jego stołu bynajmniej jednak nie po to, by miejsce przy nim zająć.
- Dziękuję za zaproszenie, jednakże na przyszłość, jeśli waść chce szlachetnie urodzonych do swego stołu prosić, winien sługę posłać z wiadomością, a nie przez pół sali jako chłop krzyczeć. Należałoby się też przedstawić i w pierwszej kolejności zwrócić do męża, przy którym niewiasta siedzi, wszak nie trudno tu się domyślić, że zamężna lub zajęta - rzekła Aila ciągiem, naśladując ton głosu guwernantki, która kiedyś uczyła ją dobrych manier.
Młodzik w pierwszej chwili poczerwieniał, jakby nie za strofowanie jej wywód odebrał, a obelgę.
- Ty… Ty… Ty Pani wiesz kto ja jestem? - odezwał się w końcu głośno, a zabrzmiało to jak pianie kogucika. Kilku z gości przemknęło cichcem do wyjścia.
- Owszem paniczu. Pytanie czyś ty był na tyle czujny by herb mego męża zauważyć. - Uśmiechnęła się w ten charakterystyczny dla siebie, wyniosły sposób, który Alex znał aż za dobrze z Kocich Łbów. Robiła to zawsze, gdy chciała utrzeć nosa rozmówcy.
Chłopiec poczerwieniał jeszcze bardziej, ale zaraz się lekko opanował.
- Nocujesz tu, nadobna Pani? - spytał spokojniejszym, niemal konwersacyjnym tonem.
- Nasi ludzie tu śpią - odparła wymijająco, po czym dodała, udając zdziwienie: - A czemu pytasz, młody panie? Potrzebujesz by ktoś cię przez bramy miasta przeprowadził?
- Nie Pani… ot ciekawość, za która o wybaczenie proszę - chłopiec wrócił do grzecznego tonu, ale w oczach miał niebezpieczne błyski, nie pasujące do jego wieku. - Nie będę Cię zatrzymywał nadobna Pani… - urwał jakby odprawiając ją. Grzeczność mieszała się tu z obrazą. - Do zobaczenia - ostatnie zaakcentował.
Aila uśmiechnęła się z kpiną.
- Obyś pozostał w zdrowiu, paniczu - również odpowiedziała mu z małym przesłaniem, po czym ruszyła w stronę alkierza wolnym krokiem, kolebiąc przy tym nieco bardziej niż zazwyczaj biodrami. Nim zniknęła w pokoju, wzrokiem poszukała Alexandra.

Bękart przyszedł do izby w chwilę później.
- Nie wiem na ile on szalony by… Oka nie zmrużę, śpij spokojnie, nic się nie stanie.
- Daj spokój, takiego dzieciaka się boisz? Przecież masz tu ludzi swoich... i mnie. Sama bym mu radę dała - prychnęła Aila, po czym dodała: - Jak chcesz czuwać, to na zmianę będziemy. I tak wiele roboty nie ma teraz, to się możesz położyć. Albo oboje... wszak nie zaatakuje przed zmrokiem.
- Nie jego się boję i tych kilku zbrojnych trabantów, a konsekwencji - Alexander odrzekł ponuro. - Biskup Supersaxo to udzielny władca tu. Od Sabaudii po kantony skonfederowanych Szwajcarów ziemie to jego włości. Całe Valis, cała kotlina Rodanu. Ten bękart pyszałkowaty i ufny że wszystko mu wolno, do tego dzieciuch jeszcze, a więc nie tonuje się w niczym. Jemu lub jego ludziom co się stanie, to będziemy mieć na karku zbrojnych biskupa, a kilka dni drogi mamy nim włości jego opuścimy. - Rycerz spojrzał ze wściekłością na drzwi. - Chyba nie tak szalony by na Ciebie, szlachciankę, nastawać… ale jak mu karczmarz powie o Urszuli…? I z ochoty i po złości może zechcieć gwałt czynić, ufny, że się nie postawimy za służką przy pozycji jego ojca.
Aila położyła mu dłoń na policzku.
- Walczyliśmy z nieumarłymi. Nie boję się, mężu drogi, jakiegoś gołowąsa. Ot wypadek mu się może w drodze przydarzyć. Ot zmienić zdanie może... Ot choćby nas znaleźć będzie trudno... to tylko ludzie, Alexandrze.
- Gorzej będzie, jak na trakcie jutro usłyszymy odgłos kopyt dwudziestki zbrojnych biskupa. Alexander minę miał niewesołą. - Pójdę kazać Jiriemu, by przed świtem wóz i konie gotowe do drogi były. A i Noel… przez niego ten dzień zwłoki, to niech śpi pod alkierzem sióstr. Ty im rzeknij by w nocy nigdzie nie wychodziły.
- Wiesz, możemy jeszcze plany zmienić i spać przenieść się gdzieś indziej... - Aila nie podzielała zaniepokojenia męża, lecz chciała by w noc przed podróżą on odpoczął, a nie czuwał, bo jakiś młokos zbyt wiele sobie wyobraża.
- Przed samym zmrokiem izb wolnych już nie znajdziemy. Poza tym on to jako ucieczkę odbierze. Tym bardziej go to zachęci. - Rycerz pokręcił głową. Zobaczym co los przyniesie.
Przytuliła się do niego.
- Nie martw się... wolę starszych. - próbowała go rozbawić.
- Co za ulga - podchwycił dowcip, choć w głębi odezwało się w nim cyniczne: “starszych… tak z kilkaset lat…” - Mam pomysł. Schlać gówniarza. Nie wiem tylko czy będzie chciał ze mną siedzieć i przepijać.
- Może oboje pójdziemy? Że niby słabo zaczęliśmy znajomość, a szlachta razem winna się trzymać... to go może połechtać, skoro on bękart... - Przygryzła wargę. - Wybacz.
- Nie ma i czego. - Uśmiechnął się. - Można by pokazać, że między nami kłótnia jakowaś. Ty udasz zainteresowanie tym gnojkiem, to może zechce mnie upić w spółce z karczmarzem, który mi mocniejsze wino donosić będzie, a jemu rozwodnione.
- Jak chcesz tedy sobie z nim poradzić? - Aila zamyśliła się - I o co mielibyśmy się kłócić? Że ja chcę z nim porozmawiać, a ty mnie gonisz, że to nie dla baby miejsce? Pamiętaj, ze to w sumie ja utarłam mu nosa.
- Karczmarzem Giselle chce się zająć, Bernard lub Noel mogą dopilnować by rozwadnianego nie dostawał. Co zaś do sporu… i owszem, zazdrosnego odegrać mogę.
Aila westchnęła.
- Mierzi mnie to... ale jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, to postaram się załagodzić ten spór.
Kiwnął głową.
- Pójdę powiedzieć naszym ludziom co im czynić. Ty ostrzeż siostry by z izby nosa nie wystawiały i zacznij z nim. Ja się przyłączę.


Wiedziała, że ma na sobie jego spojrzenie, choć sama tylko przelotnie popatrzyła w stronę biskupiego bękarta. Ot, na tyle by zarejestrował delikatny, psotny uśmiech na jej wargach, gdy patrzyła w tę stronę. Potem zniknęła mu z oczu w alkierzu sióstr. Rozmowa nie trwała jednak długo, wystarczyło wszak powiedzieć, że na zewnątrz siedzi ten, któremu karczmarz chciał oddać młodą Ulkę.
Gdy Aila wyszła z izdebki sióstr, jego wzrok już na nią czekał. Młodzian łypał na nią znad kielicha, zasłaniając wyraz twarzy naczyniem. Te oczy jednak zdradzały jego zainteresowanie. Aila ruszyła w drogę powrotną, lecz jakby się rozmyśliła przy drzwiach. Popatrzyła na bękarta Supersaxo jakby w zamyśleniu, po czym podeszła wolnym krokiem do jego stołu.
- Myślę, paniczu, że źle zaczęliśmy naszą znajomość... co powiesz, na drugą próbę? - nachyliła się nad nim nieco, pozwalając zajrzeć w swój dekolt.
- Pani… - chłopak wstał nie odmawiając sobie przyjemności zajrzenia gdzieniegdzie. - Rad bym, abyś towarzystwa mi zatrzymała, nie patrząc na niefortunny początek - ostatnie wypowiedział z mieszanką pychy i łaski. Jakby nią obdarzał puszczając w niepamięć wcześniejszą wymianę zdań.
To zachowanie w połączeniu z jego tak młodym wiekiem, oraz próbami poważnego tonu i starań etykiety… tworzyło strasznie komiczne wrażenie. Na razie dzieciak wzbudzał śmiech, ale za kilka lat? Wciąż uważający iż wszystko mu wolno, rozbestwiony…? Dla okolicy dobrze by było, aby biskup wyciągnął kopyta, a szczeniak oparcie w ojcu stracił. - Jam jest Jerzy Supersaxo - dodał tonem jakby to jasne było i wszyscy to wiedzieli, a on jedynie dla porządku to akcentował.
Aila udała, że widzi tylko tę postawę, którą chciał jej pokazać i skłoniła się dwornie.
- Aila d’Eu, z domu de Barr - przedstawiła się. - Nie spodziewałam się spotkać kogoś tak znaczącego na tym odludziu…
Chciała chyba coś jeszcze dodać, ale ugryzła się w język. Ten młodzik nie chciał jej elokwencji i nie tym miała mu zawrócić w głowie. Usiadła obok, skromnie składając dłonie na padołku. Plecy miała jednak wyprostowane, a pierś wypchniętą do przodu.

Chłopaczek pokraśniał z dumy i zadowolenia. Skromność szlachcianki działała na niego pobudzająco, nic dziwnego, że karczmarz szykował mu Urszulę podle gustu biskupiego bękarta. Jerzy w tym wieku mógł nie czuć się pewnie względem silniejszych duchem i charakterem, doświadczonych niewiast.
- Mało tu ważkich - zerknął na Ailę. - Niełatwo kogo godnego znaleźć pani Ailo, niełatwo. Długo tu zabawisz? - spytał taksując szlachciankę wzrokiem, acz dyskretnie.
- A nie wiem, to od męża zależy... może da się uprosić na dłuższy pobyt - odrzekła, przewracając oczami. Nie chciała, żeby młokos czuł presję czasu, by ją zdobyć.
Ponieważ bycie wypytywaną było nie po jej myśli, Aila udając wielkie zainteresowanie, sama młodzika zapytała: - A Ty, panie? Co cię w ogóle sprowadza do takiego miejsca? Oczywiście, jeśli to nie tajemnica…
- Tajemnica! - odrzekł łapiąc od razu możliwość bycia ‘tajemniczym’. - Zostań Pani dłużej, na polowanie Cię wezmę. Misia skłujemy, a jak mąż się nie zgodzi, to mu tatko rozkaże. - Młodzik był podekscytowany, ale wybitnie nie potrafił się do uwodzenia zabrać, więc wciąż grał swoją pozycją i możliwościami. Żałosne było to, że przez ojca.

Szlachcianka zobaczyła, że do karczmy wchodzą Bernard i Giselle zapewne wzięci na rozmowę przez lexandra na zewnątrz. Jerzy Supersaxo też spojrzał na nich, ale zaraz wzrok odwrócił z powrotem na szlachciankę, toteż nie zauważył wchodzącego za nimi jej męża.
- Waść często tak... na grubego zwierza poluje? - zapytała Aila, która miała teraz jeszcze większe trudności w ukrywaniu rozbawienia. - I nie lęka się waszmość?
- Czasem, bywa. Gdy nudy biorą - rzekł z fałszywą, beznadziejnie ostentacyjnie udawaną skromnością. - Nie lęka….
- W łożnicy nie miałaś siedzieć? - usłyszeli gniewny głos Alexandra, stającego przy stole.
Aż podskoczyła i spojrzała z udaną trwogą na małżonka.
- Ale tam tak nudno... a chciałam wrażenie naprawić, cośmy wcześniej z panem Supersaxo nie za dobrze znajomość zaczęli. Nie gniewaj się, miły…
- Panem? - bękart prychnął. - Toć to dzieciuch jeszcze…
- Ja sobie wypraszam! - Chłopaczek zerwał się i stanął naprzeciwko Alexa, prężąc dumnie chudą pierś. Jego strażnicy również się podnieśli.
- Ach, wybaczenia upraszam. - W tonie Alexandra znać było lekką drwinę. - W boju stawałeś, paniczyku? W szrankach z pochyloną kopią się ścierałeś? A może… - urwał zerkając na zbrojnych, polubownie uniósł ręce. - Dobrze tedy, wybacz, w głowie mi szumi tom się zagalopował. Pokaż, żeś młody junak, nie dzieciuch i daj sobie w przeprosiny dobrego wina postawić. Czyś może jeszcze nie pijał? - spytał z lekkim zainteresowaniem kryjącym kolejną drwinę.
- Pan się na niedźwiedzia wybiera - wtrąciła się Aila. - Myślę, że jak najbardziej napić się powinniście, szczególnie żeś sam narzekał, że tu nikt ci nie jest równy stanem i po kamracku pić nie możesz.
Młodemu bękartowi aż oczy się na to zaświeciły. Skinął władczo na karczmarza, by ten więcej trunku przyniósł. Mrugnął przy tym, czego pewnie małżeństwo miało nie zauważyć, a oberżysta chyba to podchwycił.
- Trzy kielichy przynieś kmiocie i wina dobrego, takiego jakie najbardziej lubię - rzucił przy tym głosem chłopięcym irytująco fałszującym przy początkach zmiany w męski. - Humor dobry mam, to Ci wybaczę grubiaństwo Panie d’Eu - powiedział łaskawie., - Pani z nami się napijesz, za pomyślność polowania? - Ton tylko lekko sugerował pytanie, jakby młokos już postanowił i jedynie pro forma ni to ogłosił, ni to spytał aby się upewnić o akceptacji jego decyzji.
- Odrobinę... - powiedziała, niby to speszona zerkając na Alexandra.
- Niech będzie, pozwalam - odrzekł Alexander tonem też łaskawym, jakby małżonkę swą traktował jako przedmiot. - Odrobinę jeno, bo przy większej ilości to głowę tracisz. - Zaraz zwrócił się do chłopca: - Nie żeń się jak nie musisz, to Ci rzeknę paniczu, a jak już, to żonę krótko trzymaj. Bo się rozbestwi i myśli głupie czasem mieć od tego rozbestwienia może.
- Myśli głupie, powiadacie... - odzwał się jakby z namysłem młodzian, patrząc... czy wręcz wwiercając się wzrokiem między dwie piersi szlachcianki, która pochyliła się nad stołem znów, by bliżej męża dłoni puchar podstawić, do którego karczmarz właśnie lał wino. Do pucharu Aili i bękarta nalał zaś z drugiego, jakoby mu to wygodniej było, po drugiej stronie stołu stając.
- Ja wam powiem tyle, niewiasty nie od myślenia są - zarechotał Supersaxo niczym doświadczony i uniósł kielich do toastu. - Za inne ich zalety! - rzekł, śmiejąc się przy tym, jakby sam siebie o tak dobry żart nie podejrzewał.
- Za inne zalety! - Bękart też uniósł puchar, którym się zasłonił by chłopaczek nie zobaczył na jego twarzy pogardy. Zauważył za to piorunujące go spojrzenie żony. Przez moment, ale jednak.

Wypili, a na dyskretny znak oberżysta znów przyskoczył. Zapowiadało się szybkie tempo spełniania toastów. Ponieważ Aila tylko umoczyła usta, ją w tej kolejce pominął. Dziewczna siedziała tedy i wpatrywała się w swoje dłonie z pozorną skromnością. Alexander czuł jednak, że to nie skromność a wściekłość targa jego ślubną. Musiał jakoś zmienić temat rozmowy, jeśli nie chciał, by wybuchła…
- Pani, czemu nie pijesz, wino Ci nie smaczne? - zapytał biskupi bastard widząc iż z jej pucharu ledwo co ubyło.
- Och, wspaniałe... ja po prostu... naprawdę mam słabą głowę. - udała zawstydzenie.
- Toć małżonka masz by pieczę trzymał, zresztą długo przecie nie posiedzimy. Dzieciuchem się zwać nie pozwolę - uderzył pięścią w stół, zaiste był komiczny - ale i ja moc swej głowy znam i wiem, że nie równać mi się. A poza tym… Urodziny dziś mam! O tak! - Nawet koń Jiriego spojrzałby z politowaniem na to kłamstwo jawne i bezczelne. Ale weź tu otwarcie butnemu młodzikowi w twarz kłam zadawaj.
- Och, tedy zdrowie trzeba wypić. Urodziny osiemnaste to już chyba? - zapytała Aila, zerkając na Alexandra.
- Ani chybi - ten skrył usta w pucharze by nie parsknąć śmiechem.
- No prawie - Jerzy pokraśniał, również przechylając naczynie. Bóg wie ile lat mu dodała.
Karczmarz podleciał by napełnić puchary.

Młodzik nienajgorzej jak na swój wiek to rozplanował. Sam chlał wino niemożebnie rozcieńczone wodą gdy małżeństwo pochłaniało mocne reńskie, bo kaarczmarz i aili zaczął lać to co Alexandrowi. Spać położyć spitego w trupa rycerza, żonę też spoić by dostępną była i jeszcze famę złapać, że rycerza przepił… Ot koncept przedni.
Giselle za to szło średnio, bo ku jej irytacji karczmarz głównie wokół stołu krążył. Nim po kilku próbach szeptów na ucho na górę go zabrała, minęło sporo i Alex już widocznie, i nie udając, chwiał się na zydlu, a i Aili pijącej mniej niż on, bo oszczędzaną była w tym jak to niewiasta, w głowie szumiało i wirowało dużo mocniej niż “Pod Kozłem”.
Trochę jeszcze strzymać jednak musieli, bo choć Bernard podrywając służkę przez wieczór kontrolę nad winem z odejściem karczmarza przejął, to musiał dla niepoznaki coraz mniej rozcieńczane przez służkę Jerzemu słać, by ten smakiem nic nie odkrył.
Bękart Supersaxo na szczęście mimo picia rozwadnianego trunku i tak miał już w czubie, wiele mu nie było trzeba.
Ale i pijany chłopaczek granice przez to zatracał. Opowiadając o jednym z polowań, Aili rękę na udzie położył, czego siedzący naprzeciw Alexander zobaczyć nie mógł.
Szlachcianka spojrzała na Jerzego i przygryzła wargę. Coś było nie tak... Ten dotyk naprawdę ją rozpalał, mimo że gardziła chłopakiem i nijak w nim mężczyzny nie widziała... A jednak czuła jak w jej ciele wzbiera płomień.
Zmrużyła oczy.
Przypomniała sobie jak raz bękart sam uparł się gościom wina polać, by w swe urodziny jako Jezus obmywający starszym stopy być (dzieciak miał wyraźną skłonność do profanacji religijnych). Podając Aili kielich uśmiechnął się wtedy jakoś tak... jak kot, który zapędził mysz do rogu i już wiedział, że ta będzie jego.
Dosypał jej wtedy czegoś do wina?
Szlachcianka chciała zaprotestować na dotyk, lecz poczuła, że język jej kołowacieje w ustach. Złapała więc Jerzego za dłoń mało pewnym ruchem, by siłą woli odtrącić jego palce.
Problem w tym, że nieźle pijany już Jerzy zbytnio się rozochocił. Gdyby szlachcianka pewniejsza w czynach była, a jemu mniej we łbie szumiało, to pewnie zaczerwieniony dłoń by zabrał. Tak to spiął swe palce z jej i złączone dłonie na łonie jej wylądowały.
- I fftedym… pchnął włósznio… a nieświeć pad, trupp z miejsccca - preorował biskupi bękart z niesamowitym entuzjazmem znanym właśnie takim młodzikom. Pewnie i przeżywał faktycznie coś co się zdarzyło, ale sarnę na niedźwiedzia jeno zmienił, a bełt z kuszy na włócznię.
Uniósł wino, chyba już prawie bez wody. Nie zauważał, że od pewnego czasu Bernard coraz mniej jej lać dziewce każe do jego dzbaneczka.
Alex pokiwał na to tylko głową, wzrok miał już nieco zamglony.

Aila tymczasem z paniką się rozglądała, niezdolna jednak do tego by się poruszyć bez wypadania z roli. Ciało jakby przestawało jej słuchać. Choć nie wiedziała kiedy, z przerażeniem uzmysłowiła sobie, że jej uda są rozchylone lekko - na tyle jednak, by dłoń Supersaxo mogła wpełznąć pomiędzy nie, co budziło ogień w ciele kobiety. Prawdziwy ogień pożądania!
- Mrtfffy nfet nie stęknął - mówił dalej chłopak. - Pij Panie d’Eu, sa miiisiaa, skłujemy na polfaniu! Gdzie jedneho?! Dwa, dzsinc… seeetki! - Przechylił swój puchar, to samo uczynił Alexander. zerkając skołowaciały lekko ku Bernardowi. Jeno oni przy stole, jeden ze zbrojnych Jerzego, giermek i dziewka zmęczona już mocno w karczmie zostali, świec wiele się wypaliło, półmrok panował. Biskupi bękart wyczuł chyba ruch nóg Aili, dłoń swą z jej dłoni wyplątał i wsunął pomiędzy. Niby trzy warstwy materiału… lecz Aila poczuła dreszcz jakby ją nagą dotykał. Tak czuła się tylko, gdy Alexander ustami ją pieścił, a teraz przez materiał i to dłonią młodzika... czuła pogardę i strach. Strach bo nie mogła nic zrobić. Strach bo chciała więcej.
- Aa...alex... - wyszeptała słabym głosem, cichutko.
- Tak kochaana? - spytał.
Od jakiegoś czasu zarzucił pozę twardego męża twardego dla swej ślubnej, co Jerzemu zresztą chyba umknęło. Alex nie wiedział też wszak co dzieje się poza jego zasięgiem wzroku. Uniósł zamglone lekko spojrzenie na Ailę. Jerzy zaś poczerwieniał, ale chyba nie na słowa rycerza. Bezczelnie poruszał dłonią odbierając marną, ale namiastkę tego przed czym chcieli go schlać.
Zachybotał się na zydlu.

Aila przygryzła wargę.
Jak miała męża ostrzec? Jak mu to powiedzieć? W jej ciele płonął ogień i potrzebowała go ugasić. Teraz, już, w tej chwili. Cokolwiek Jerzy dodał jej do pucharku nie tylko wzniecało pożogę pożądania, ale wręcz sprawiało fizyczny ból i tylko dotyk dawał odrobinę wytchnienia. Przesuwała na wpół świadomie swoją i bękarta dłonią po materiale sukni, pod którym znajdowało się jej łono. Jej twarz jednak wyrażała strach.
- Aaalex... musiiii... - próbowała coś powiedzieć, lecz młokos mocniej przycisnął dłoń, trafiąjąc palcem na “zapalne” miejsce. Aila jęknęła przeciągle.

Alexander spojrzał jakby przytomniej na Ailę, po czym spojrzenie na Jerzego przeniósł. Zaczął wstawać, a służka na polecenie Bernarda podbiegła z dzbankiem. Biskupi bękart momentalnie dłoń zabrał.
Aila dyszała ciężko.
Zacisnęła uda, lecz jej dłoń wciąż między nimi była. Szlachcianka spojrzała z udręką na małżonka, niemo prosząco o pomoc.
- Chhhyyypa szzonka waaam siiiie ttttu spiiiihikła - zarechotał młokos, który wyraźnie miał już w czubie. Na tyle był pijany, że bardziej go zajmowało wyśmiewanie kasztelanki niż uwodzenie jej.
Alexander wyciągnął mizerykordię zza pasa. Chwiał się lekko, ale w oczach miał furię.
- Tknął Cię? - spytał patrząc na żonę. Zbrojny Jerzego siedzący w kącie wstał dobywając miecza. Bernard uczynił to samo.
Do Aili niewiele jednak docierało. Dłoń pomiędzy udami dawała ukojenie i drażniła jednocześnie. Dziewczyna znów jęknęła, zginając się wpół.
- Aaa...alex... weeeź mnie... - udało jej się rzec błagalnym tonem. Jerzy na to aż zaczął kwiczeć z uciechy widocznie zbyt pijany by Alexandra ze sztyletem w ręku widzieć jakimś zagrożeniem.

Dalekim byłoby od prawdy stwierdzenie, że bękart Eu otrzeźwiał, ale widok Aili w tym stanie tak przy ludziach się zachowującej wstrząsnął nim strasznie. Dłoń z dobytym ostrzem opuścił i tylko patrzył.
Zbrojny biskupiego bękarta z mieczem w dłoni przyskoczył do swego Pana i osłaniając się ostrzem zaczął wyciągać go zza stołu, a rzeczony coś tam bełkotał i próbował się bronić, jednak szans oporu nie miał. Bernard lekko skołowany i spięty z mieczem stał, a dziewka karczemna prysnęła gdzieś.
Zbrojny Jerzego powoli cofał się ze swym panem, aż zniknął w przejściu do izb z innej strony budynku niż ta gdzie małżeństwo d’Eu swoje alkierze najęło.
- Ailo… - Alex zbliżył się do żony i opadł na kolana przy niej. - Ailo, co ci…?
Bernard wycofał się powoli ku drzwiom, gdy nagle Aila rozpłakała się i przypadła do mża, ramiona mu na szyję zarzuciwszy. Nie była w stanie odpowiedzieć. Zresztą jej ciało mówiło teraz za nią. Alexander poczuł jak piersi żony układają się na jego torsie, gniecione przez jej ciało, które teraz tak bardzo mocno tuliło się do niego... tak rozpaczliwie... tak... pożądliwie. Czuł jak Aila ociera się o niego niby kocica w rui i nie wiedział co robić. We łbie mu szumiało strasznie, ale wypełniał go szok, strach, panika jakowaś.
Obejmował ją wciąż powtarzając:
- Aila, co się z Toba dzieje…?

W odpowiedzi warknęła na niego, wyraźnie zła, że zamiast coś więcej z nią robić, tylko ją obejmuje. Sama sięgnęła do wiązania jego koszuli i szarpnęła gwałtownie, wydając przy tym prawie zwierzecy pomruk.
A potem przyszedł moment opamiętania. Dziewczyna spojrzała na Alexandra wystraszonymi oczami, teraz pełnymi łez.
- On... on mi.... coś... dał... wwww kielichu - rzekła z udręką, po czym wpiła się w usta małżonka nagłym, gwałtownym pocałunkiem i znów natarła na niego swoim ciałem, omal nie przewracając na ziemię.
Choć pijany to miał przewagę zaskoczenia, bo nagle przekręcił się przewracając ją na plecy. Leżąc na niej przycisnął jej ręce do podłogi.
Syknęła pożądliwie, wijąc się pod nim i kusząc bezwstydnie ciałem, ale on nie reagował. Przyciskał ją jeno do ziemi unieruchamiając. W jego oczach był strach.
Znów syknęła, a potem zachlipała.Spojrzała na niego rozpalonym wzrokiem.
- To booooliiii... tak bardzo... potrzebuję... Alex... weź mnie... teraz...błagam! - dziewczyna nie tyle starała się wyrwać, co dotknąć biodrami jego bioder, poczuć na ciele, że jej pragnie.
Poczuła, pragnął. Zawsze jej pragnął, ale teraz nie czynił nic prócz trzymania jej i unieruchamiania ciężarem swego ciała. Po policzkach ciekły mu łzy.
- Na rany Krysta… - szepnął. - Demon… Aila, walcz…
- Nie demon ino... potrzebuję... chcę, byś to Ty... - po jej policzkach również ciekły łzy, choć ciało było gwałtowne, drapieżne wręcz. Alex musiał ją trzymać z uwagą cały czas - Weź mnie... teraz…

Bękart wciąż trzymał, nie rozumiał, albo nie chciał rozumieć bo jedyne konkluzje prowadziły go do tego co jej wyszeptał. Wciąż trzymał ją mocno.
- Kochane moje, walcz. Nie daj się… - powtarzał patrząc na nią ze strachem i uczuciem.
To jednak zamiast pomagać tylko ją rozsierdzało. Poczuł, jak z trudem utrzymuje jej ręce, gdy miotała się wściekle po podłodze.
- Nie chcę walczyć, chcę byś mnie zerżnął! - wykrzyczała mu niemal w twarz.
- Ailo… - Chciał ją przytulić, pogłaskać. Zamiast tego zbliżył swój policzek do jej policzka. Wrzeszczała by ją zerżnąć, na środku głównej izby karczmy… - To nie Ty… walcz, kochana. Poczuła wilgoć na policzku.
- Och wynoś się ty... rycerzyku... - wściekała się na niego, walcząc, lecz nie z efektami tego, co jej Jerzy ukradkiem musiał podać, lecz z samym małżonkiem. Czując, że nie jest w stanie go skusić samą swoją bliskością, wysyczała jadowicie. - Zostaw mnie! Pójdę w noc... może spotkam tego drugiego... może on mi da wytchnienia... - mówiła jak w amoku.
Alexander wciąż trzymał mocno i unieruchamiał ją do tego ciężarem swego ciała.
- Aila, kochana… walcz, błagam… - Na głowie włosy stawały mu dęba. To była ona, ta sama która ukochał… a jednocześnie obca.
Spojrzała na niego jakoś dziwnie. Na jej ustach pojawił się zmysłowy uśmiech.
- Włóż mi... to ci opowiem... co naprawdę mi się śniło... - spróbowała go w ten sposób skusić.

Gdyby był trzeźwy…
Nie był.
- W alkierzu - wyszeptał.
- Rycerzyk... - Wydęła pogardliwie usta, ale uspokoiła się, czekając aż ją puści.
Powinien związać i wedle tego co roiło mu się w głowie wziąć gdzie na egzorcyzmy. Ale kochał ją.
A we łbie mu szumiało.
Puścił.

Zerwała się na równe nogi i pociągnęła go zdecydowanie w stronę alkierza. Nie było w jej ruchach już tej wcześniejszej otępiałości, za to było zdecydowanie. Aila się nie wahała. Chciała zaspokojenia tu i teraz. I choć ciężko to było zauważyć, bo zachowywała się, jakby pierwszy lepszy jej tu by starczył, dzięki temu, że był to jej małżonek, którego miłowała, nie hamowała się.
Rzuciła się na niego, ledwo drzwi od alkierza zamykając. Pocałunkami zamknęła mu usta i uciszyła ewentualnie prostesty, podczas gdy jej palce zaczeły gorączkowo rozpinać rycerski pas.
On zaś był raczej pasywny, bał się. Klasycznie się bał.
Nawet nie o siebie, a o nią, o to co się z nią dzieje.
O to co to może oznaczać… i choć normalna Aila przejęłaby się z pewnością brakiem odzewu z jego strony, ta obecna nie potrzebowała zdaje się niczego, poza jego męskością, którą teraz wyjęła z jego spodni i z zadowoleniem potarła dłonią.

Jego ciało reagowało… umysł…
Tu było bardziej skomplikowanie.
- Rozbierz się - powiedział tonem jak w karczmie “Pod Kozłem”. Nienawidził się za to.

Uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z tej zmiany. Patrząc mu w oczy w ten maniakalny, pożądliwy sposób, zaczęła rozsznurowywać wierzchnią suknię. Zdjęła ją z siebie szybko, bez tej zmysłowości, co ostatnio. Po prostu pozbywała się odzienia, by wreszcie dostać to, czego chciała. Potem halka, bielizna, trzewiki... Stanęła naga naprzeciwko męża i chwyciła w dłonie swoje piersi, powoli pieszcząc je na jego oczach.
Pchnął ją na łoże, a gdy na nie opadła sam zaczął się rozdziewać. Patrzył przy tym na nią. Nie przedłużał, ale i nie spieszył się nadto.
Ona zaś, czekając na niego, sama zaczęła się pieścić. Jedną ręką dotykała piersi, podczas gdy druga wpełzła niżej pomiędzy jej nogi i przycisnęła się do mokrego łona.
To go zmobilizowało.
Nawet “Pod Kozłem” gdy w jedną noc był jej panem w każdym aspekcie, nie poprosił o to. Nie chciał żeby robiła to teraz, w ten sposób… Nawet nie do końca wiedział czy to w pełni Aila. Szybciej wyłuskał się z ubrania i legł na niej. Poczuła jak wślizguje się w jej wnętrze.
Usłyszał jak odetchnęła z ulgą i zadowoleniem.
- Aleeex... - teraz, gdy w niej był, stała się bardziej czuła. Pieściła dłońmi jego ramiona i plecy, całowała twarzy, jej biodra zachęcały go, by zaczął się poruszać, mimo iż jej wnętrze nie do końca jeszcze przyzwyczaiło się do jego wielkości. Alex też był czuły, nie było w tym tej pasji, tej zwierzęcej dzikości, tego krańcowego zatracenia, w które zwykle wpadali zespalając się ze sobą. Jego ruchy były powolne, gładził jej ciało delikatnie, obcałowywał ją z czułością raczej niż zasypywał namiętnymi pocałunkami. Ona jednak zachowywała się tak, jakby przechodził sam siebie. I choć co jakiś czas szeptała gorączkowo jego imię, czuł, że tym razem chodzi jej wyłącznie o cielesny kontakt.

Kotłowali się tak aż do północy, kiedy dziewczyna po prostu zasnęła z wyczerpania.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-10-2017, 21:34   #32
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Aila obudziła się przed świtem z potwornym bólem ciała. Bolało ją dosłownie wszystko, a już najbardziej wewnętrzna strona ud. Ten ból przypomniał jej też wydarzenia ostatniego wieczora, jej zachowanie - niemoralne, dzikie, lubieżne. Była wszystkim tym, co w niej drzemało, a co za tym idzie, nie mogła powiedzieć, że przestała być sobą. Wręcz przeciwnie. Taka właśnie była naprawdę gdzieś głęboko - obrzydliwa i wyuzdania.

Usiadła na łóżku i zakryła twarz dłońmi, a Alexander leżący obok udawał, że śpi. Szlachcianka popłakała trochę, widać jednak było, że nie chciała go budzić. Alex spod przymkniętych oczu widział w mroku tylko zarys jej ciała, gdy wstała i trzęsącymi się dłońmi zaczyna ubierać strój do jazdy.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi.
- Panie! Pani! - Noel rzekł w miarę cicho. - Uchodzić nam już.
- Za... zaraz będziemy gotowi - odpowiedziała mu Aila nieco drżącym głosem, kończąc przy tym ubieranie się. Spojrzała teraz w stronę łóżka, choć niewiele w ciemności była w stanie dostrzec.
- Nie śpisz? - zapytała cicho.
- Już nie. - Alexander wstał powoli. - Zbierać się musimy - dodał zaczynając po omacku zbierać części swego ubrania z podłogi.
Ona chwilę stała, patrząc za nim.
- Alex... ja... przepraszam... nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wiem, że to... to było okropne. - mówiła cicho - Nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, chcę jednak byś wiedział... że... - Zacięła się na moment. - Przepraszam. Bardzo przepraszam.

Milczał zakładając krótkie bieliźniane gacie i spodnie.
- Wszystko pamiętasz z nocy? - w końcu spytał zapinając pas.
Objeła się dłońmi za ramiona i skuliła nieco, jakby w geście obrony przed spodziewanym ciosem.
- Tttak - odpowiedziała drżącym głosem. - Niestety.
- O co chodziło z tymi snami? - bękart spytał wymacawszy koszulę.
Na moment przestała oddychać.
- To... paskudne... nie chcesz wiedzieć, wierz mi - rzekła cicho.
- Chcę.
Zmieszała się, choć była teraz wdzięczna ciemności za to, że kryła jej oblicze.
- Śnił... śnił mi się Merlin, rozmawiał ze mną, był dobry dla mnie... A jednak rozmowę skończył na tym, by powiedzieć mi, że należę do Marcusa... i to on jest moim prawdziwym panem. - Przełknęła ślinę. - Potem pojawił się on...
- Marcus - Alexander rzekł beznamiętnym głosem zapinając koszulę.
- Tak... - Aila znów odetchnęła, zbierając w sobie odwagę. - On jednak mnie nie chciał... powiedział że... - głos jej się załamał - że odda mnie swojemu psu. - zachlipała.
- Oddał?
Jego pozbawiony emocji głos rozbijał ją wewnętrznie, jednak starała się mówić dalej mimo cisnącego gardło płaczu.
- Tym psem... był... wilkoczłek... wyglądał jak te bestie w młynie, ale... sylwetkę miał bardziej ludzką... a jego twarz... - znów głos jej się załamał, po czym prawie wykrzyczała: - To był Hans!

Znów chwila ciszy.
- Musimy ruszać, Noel brzmiał jakby zaaferowany był. - Bękart zaczął krzesać ogień i zapalił świecę, by w jej świetle można było wziąć wszystkie rzeczy nie zapominając o niczym.
Aila jednak nie była w stanie się ruszyć. Stała po drugiej stronie łoża, a łzy spływały jej po policzkach.
- Przepraszam... nie zasługuję na wybaczenie... ale tak bardzo... bardzo cię przeprasza...
- To nie Twoja wina Ailo - odrzekł cicho wysuwając kuferek spod łoża. - Nie Twoja… szepnął. - Nie wiem czy nieodwracalnie zrobiła Ci coś krew szalonego Elijahy, czyś opętana. Ale nie Twoja w tym wina.
Nie odpowiedziała, bo i co mogła rzec więcej. Chlipiąc żałośnie pod nosem, zaczęła się też pakować.

Gdy otworzyli drzwi zobaczyli zniecierpliwionych Noela i Bernarda. Obaj wślizgnęli sie do Izby zbierając rzeczy Alexandra i Aili, jakie Ci na czas rezydowania w gospodzie przenieśli do alkierza.
Wóz zaprzężony był, a Jiri i Giselle siedzieli w siodłach. Czarnowłosa miała kilka ciemnoczerwonych plamek krwi na policzku i szyi, widocznych w świetle pochodni. Aila jednak nawet tego nie zauważyła, zbyt skupiona na swoim mrocznym, wewnętrznym świecie. Machinalnie wsiadła na konia, krzywiąc się lekko, gdy otarcia po nocy dotknęły siodła.
Nie skarżyła się jednak.


Gdy opuścili “Pohulankę” Alexander kazał Jiriemu i Noelowi wysforować się do przodu i gnać wozem ile się da, prawie do zajechania koni. Sam z Bernardem został z tyłu i dołączyli oni doścignąwszy wóz, oraz Ailę, Giselle i Jiriego jadących przy nim konno, w okolicy południa, kiedy to Noel zdecydował stanąć na popas. Bękart d’Eu ubrany był we własną zbroję, ciemnawą bo niedoczyszczoną jeszcze przez giermka, a Bernard w zbroję Hansa. Obaj z kopiami przy kulbakach wyglądali dosyć groźnie i zasadniczo właśnie o to chodziło.

Cokolwiek uczyniła Giselle karczmarzowi, czyn ten wraz z grożeniem biskupiemu bękartowi, oraz zapewne ze złością młodziutkiego Jerzego Supersaxo, musiał skutkować pościgiem. Bernard miał łeb na karku i dyskretnie sugerował swymi pytaniami i zachowaniem, że ruszać będą na zachód, ku Lucernie i Burgundii, wszak francuskie lilie w herbie Alexandra mogły potwierdzać ten kierunek. Nikt jednak nie miał złudzeń, że na wszelki wypadek i w druga stronę, w górę Rodanu, biskup ludzi może posłać gdy szukający ich na zachodzie nie znajdą, ani rozpytawszy przy drodze nic o nich nie usłyszą.

Tak też się stało, bo niedługo po popasie, gdy jechali traktem wzdłuż rzeki łomot kopyt usłyszeli. Grupa około dziesięciu lekkozbrojnych konnych pojawiła się w zasięgu wzroku i widząc wóz, oraz kilkoro jeźdźców przy nim zakrzyknęła nierówno, ale radośnie, trafnie uznając odnalezienie zbiegów z “Pohulanki”. Czy na miejscu osadził ich strzał z kuszy Jiriego w tę ciżbę, po którym poprawiła Giselle z broni po Otto, oraz ze swego kozła z cięższej pieszej kuszy Noel? Czy też duch w nich upadł na widok dwóch w pełni opancerzonych rycerzy nawracających na nich z pochylonymi kopiami? Nie wiadomo, zapewne jedno i drugie, bo choć blisko dziesiątka ich była to atakować się jednak nie zdecydowali. Kilku pomagając postrzelonym zawróciło zapewne po posiłki, a czterech tropem zbiegów zaczęło podążać utrzymując bezpieczną odległość. Alexander, Aila i reszta ich orszaku jak nic mogli oczekiwać może i nawet ze dwóch tuzinów ścigających pod wieczór i to już nie pierwszych lepszych, ale konnych kuszników, a może i jakiegoś, albo i kilku ciężkozbrojnych.
Ze dwie godziny później, w zasadzce dwóch prześladowców ubito, a dwóch uciec chciało z tej matni, Jiri swe mistrzostwo wtedy pokazał ustrzeliwując jednego z daleka, a Giselle za drugim pomknęła. Najlżejsza i na wypoczetym w miare koniu (bo celowo na wozie od ostatniego popasu jechała) największe szanse miała doścignąć zbrojnego ze Sion. Wróciła niedługo lekkim kłusem zadowolona z siebie. Nikt o los ostatniego z mających mieć ich pod pieczą zbrojnych, nie pytał.

Alexander we wsi zwącej się Cudnówki, u ujścia doliny zwanej jakoś z niemiecka, usłyszał o przełęczy prowadzącej przez wysokie Alpy. Po naradzie z Ailą zdecydował się wóz sprzedać, przewodnika nająć i tym cięższym przejściem przez góry ruszyć, a chłopów przekonać, aby pościg dalej wzdłuż Rodanu kierowali.

[MEDIA]https://www.ticino.ch/pictures/infoturistica/verybig4/120423_5.jpg[/MEDIA]

Wszelki dobytek na konie przełożono i zaczęła się mozolna przeprawa na Berno, która mocno się na nich odbiła, ale pościg żaden już się nie pojawił. Dopiero gdy zeszli w niższe partie gór po berneńskiej stronie Alp, odetchnęli i odpoczęli dwa dni w wiejskim siole. Tam też bękart nowy wóz nabył i tam też oboje z Ailą odważyli się w końcu porozmawiać o tym co zdarzyło się w “Pohulance”...


Na jednym z popasów Alexander wziął chleb i spory kawałek sera, po czym usiadł blisko żony siedzącej pod drzewem. Ona odsunęła się nieco, czy to robiąc mu miejsce, czy raczej nie chcąc się stykać z jego ciałem. Od nocy w karczmie nie sypiali razem, a Aila dbała o to, by jej ciało nie stykało się z żadnym innym. Nawet zaczęła chodzić w rękawicach do jazdy, co przy rosnącej temperaturze rozkwitającego maja wydawało się co najmniej zastanawiające.
Na tym właśnie Alex postanowił postawić próbę dotarcia do niej.
- Czemu w nich chodzisz? - spytał podając jej odłamany kawał chleba i ser. - Ciepło przecie.
Spojrzała na swoje ręce.
- Nie przeszkadzają mi - odparła, po czym by zmienić temat, dodała: - Koń przy wozie jednak dobrze sobie radzi. martwiliśmy się, że może utykać, ale jest dobrze... tylko do kowala będzie trzeba i tak podjechać, podkowę poprawić, prawda?
- Nie wiem i mam to w dupie. Nie koń mnie interesuje, lecz Ty.

Podskoczyła prawie, słysząc jak przeklina, po czym skuliła ramiona. Patrzyła na trawę u swoich stóp, marszcząc brwi.
- Mi nic nie jest - odpowiedziała, po czym dodała :- Nie wiem, co mogłabym więcej... poza przeprosinami...
- Ailo… - powiedział miękko. - Próbuję zrozumieć, poukładać to sobie, znaleźć wytłumaczenie. Pamiętasz jak pytałaś o Twój bezwstyd?
- Ttaak.. - odparła nieśmiało, nieufnie.
- Ailo… jako rzekłem - Alex spojrzał na nią, prosto w jej oczy. - Prawdę mówiłem. Uwielbiam Twój bezwstyd i lubieżność, alem nie myślał że… - urwał. - Ailo, na środku głównej izby karczemnej niczym demon się miotałaś wrzeszcząc bym Cię rżnął.
Zakryła twarz dłońmi.
- Wiem... wiem i pamiętam... - wyszeptała łamiącym się głosem - chciałabym nie pamiętać... powiedzieć ci, że to nie byłam ja, że to... opętanie... albo wampirów urok, ale... - przełknęła ślinę - nie mogę. To... to wszystko, co we mnie było... bardzo głęboko, jakimś cudem wypełzło... i było obrzydliwe.
- Zawsze to w Tobie było? Zawszeć w głębi to czułaś?
Westchnęła.
- A jakie to ma znaczenie, Alexandrze? - zapytała, podnosząc na niego spojrzenie smutnych oczu. - Nie wiem, wiem tylko, że zawsze gdy mnie rozbudzałeś, choć robiliśmy rzeczy... namiętne, ja czułam w środku, że mogłabym nawet więcej. Jestem obrzydliwa. Myślałam, że sama przed sobą to ukryję, ale... to właśnie ja. Przykro mi.
- Kocie Łby na uboczu, wierna służba przyzwyczajona być może… - Alex zastanawiał się na głos.

Uniosła brwi, wyraźnie nie wiedząc do czego dąży.
- Nie bardzo rozumiem... co to ma do rzeczy?
- Że ukrywać nie będziesz tak musiała.
Zdziwienie na chwilę odebrało jej mowę.
- I ty byś... taką mnie chciał?
- Kocham Cię, choć strach człowieka bierze, a gdy to czynisz, to jakbyś nie Ty była… Może przywyknę rozpoznając Cię w tej jaką się stajesz. Opuścić ni stracić Cię nie chcę.
Wyjęła dłoń z rękawicy i nieśmiało wyciągnęła w jego stronę, pozostawiając jednak mężczyźnie decyzję, czy chwici jej palce.
- Alex... ja nie chcę taka być. Mnie samą to przeraża. W tym problem, że ja... ja chyba nie powinnam w ogóle dopuszczać tego głosu do głowy, nie powinnam... przy tobie legać, ani na inne pokusy cielesne nas wystawiać.
Ujął jej dłoń i pochylił się ku niej.
- Spójrz mi w oczy i powtórz, że nie chcesz taką być. Rzeknij, że nie chcesz dzikiej przyjemności i spełnienia, oraz wyuzdanej i bezwstydnej do niego drogi. Powiedz prawdę, zali nie chcesz taką być.
- Ja... nie... - Spojrzała na niego z wyraźnym bólem w sercu, walcząc sama ze sobą. - Nie... nie... nie umiem. - Zwiesiła głowę, poddając się. - Jestem obrzydliwa, przeklęta.
- Zaakceptowałbym to - rzekł. - Boś ty nie więcej obrzydliwa od co trzeciego na tym świecie. Ty jeno oporów nie masz, jakbyś łamiąc okowy więzów krwi złamała do szczętu te moralności i stonowania. - Westchnął. - Pierwsze co chciałem zrobić gdyś na środku izby wrzeszczała bym cię rżnął, to podwinąć suknię i zrobić to. Mocno, zwierzęco. Jeszcze z nadzieją, że kto zobaczy. W każdym to drzemie, w jednym mniej, w innym więcej. Każden ma jednak opory, jeden mniejsze, drugi większe. U ciebie lubieżność ogromna, oporów tyle co wcale. Obrzydliwym tego nie widzę. Boję się jeno… - Ścisnął jej dłoń.
Uśmiechnęła się blado.
- On mi coś podał, ale... masz rację, wolę ćwiczyć muszę, by się temu... opierać.
- Może i co zadał, ale… gdyby nie na Ciebie trafiło, to by chyba tak nie było. - Zawahał się i temat zmienił. - Rzeknij mi, czy dotyk obcego złość by w tobie wzbudził, czy ogień?
- Alex... proszę... - Cofnęła dłoń. Jej zachowanie było znaczącą odpowiedzią.
- Powiedz to - rzekł miękko uchwycając jej dłoń na powrót.
- Ja... myślę, że nie taki ogień, jak przy tobie - spróbowała trochę to obejść.

Alexander uśmiechnął się smutno.
- To, żeś nieokiełznana i bezwstydna… każden małżonek… no może nie każdy, wielu marzyłoby o takiej żonie. - Znów spojrzał jej w oczy. - Tyś jednak niczym las podczas suszy. - Położył jej dłoń na udzie. - Zali mogę być spokojny, że kto Cię dotykiem samym czy słowem nie rozbudzi na tyle… - lekko pomasował jej udo wciąż spoglądając na nią - byś wszystko to co w Tobie siedzi oddała mu rozpalona zwykłą chucią?
Przygryzła wargę.
- Alex... wiesz przecież, to niełatwe, ale... wierną ci byłam... no, jeśli o mężczyzn chodzi. I choć Hans wyznał mi uczucie, z kwitkiem go odprawiłam, więc...
Aila była tak zaaferowana sprawą, że nie zauważyła nawet, że powiedziała więcej niż planowała. Bękart na to uniósł brwi w zaskoczeniu, ale tematu nie pociągnął.
- Gdybym tu Bernarda zawołał i za jego śmiałość zabronił go karać… by nie groziła mu kara jeno za śmiałe poczynanie. - Uścisnął jej dłoń. - Czy dotyk jego nieskromny, ognia by nie wzbudził? Chęci spełnienia i nieprzytomnej żądzy?
Szlachcianka zmarszczyła brwi, lecz jak prosił, zastanowiła się nad tym. Po chwili pokręciła przecząco głową.
- Nie, tak nie uległabym, ale... - westchnęła - gdybyś ty mnie rozpalił. I nagle, gdy miałbyś... no wiesz, we mnie... albo w trakcie... i on by cię zastąpił... nie wiem... nie wiem jakbym zareagowała - wyznała.
- A w karczmie? Gdybym wyszedł do wygódki tuż przed tym nim jęknęłaś?
Popatrzyła na niego z udręką, znów jakby odrobinę się odsuwając.
- Alex... proszę... ten szczeniak... brzydził mnie...
- Wiem to, ale i nie o to pytam. - Alex mówił miękko, bez złości. - Pytam jeno czy szanse na co by miał rozbudzając dotykiem, taka nawet gnida i dzieciuch.
Nie odpowiedziała, ale po chwili skinęła twierdząco, zwieszając potem ze wstydu głowę.

- Skurwysyn! - Alex wydusił z siebie na granicy załamania w szloch. - A jam mu jeno lekką śmierć dał. - Widząc niezrozumienie na twarzy Aili dodał szeptem: - Elijasze…
- Myślisz, że to on? Ale przecie on... on mnie nawet nie tknął - powiedziała cicho.
- W tobie drzemiące dzikie żądze musiał zauważyć i umiłowanie wolności. We mnie samotność i brak czegokolwiek w życiu i żal za tym - Alexander mówił głucho patrząc w ziemię. - Jedno i drugie powoli podsycał, rozbudzał… jednocześnie ku sobie nas kierując… Pokochalim się… i to jam zaczął Twą lubieżność karmić i rozbudzać dalej, a Ty we mnie przywiązanie, radość z posiadania szczęścia. Dawał dylematy, drogi do udowadniania miłości sobie i czynienia jej głębszej… - Spojrzał na nią. - Jego krew szaleństwem kipiała. Gdyśmy więzy zrzucili, sami.., siłę z miłości czerpiąc… To już w nas było. Tyś opory odrzuciła, lubieżność nieposkromioną mając. Jam zazdrość rozbudził i strach przed utratą. Dziko. - Urwał patrząc jej w oczy. - Ale nie wziął pod uwagę, że się rozstaniemy. W zawieszeniu byliśmy, tęsknota… Tym bardziej dopełniło się gdyśmy się odnaleźli, - Miłość poniosła to co w nas rozbudził. Jam z zazdrości gotów świat podpalić. Ty z żądzy gotowa innemu się oddać.

Słuchała go w napięciu.
Początkowo chciała powiedzieć, iż zbyt wiele wpływom nieumarłych przypisuje, lecz sama musiała przyznać, że w tym co mówi jest pewna prawidłowość.
- Nawet jeśli tak było... co zrobić z tym możemy? Znów się rozstać? - zapytała bardzo cicho.
- By on choć w proch obrócony wygrał, a martwy szalony śmiech niósł się w naszych myślach, trawionych goryczą i rozpaczą tęsknoty i utraty?
Aila milczała, po czym nieśmiało oparła się o jego ramię.
- Masz rację... kocham Cię.
- Ja Ciebie też. - Objął ją. - Przechodzi to na nas wzajem - burknął lżejszym tonem. - Na Ciebie ma zazdrość, a mnie udziela się żądza Twa. - Zmierzwił jej włosy.
Wtuliła się.
- Nie wiem jeno jak teraz mają wyglądać nasze... no wiesz…
- Będę musiał ogień Twój gasić by Cię nie trawił i bym poczucie mógł mieć, że ten płomień na kogo innego nie przeszedł - mruknął gładząc jej ramię. - Czy podołam nie wiem, spróbuję. Muszę jednak tedy wiedzieć jak… Co w Twej żądzy się rwie, jak to ugasić mogę. Jak wtedy com w pieczarze banitów Cię pytał i “Pod Kozłem”.
Aila spuściła wstydliwie oczy. Chyba to już było dla niej za wiele, dla jej grzecznej wersji przynajmniej.
- Ale chcę byś z tym walczyła poza tym gdy będziemy sami - dodał.

Popatrzyła na niego z jakąś taką cichą nadzieją, która nieśmiało wypełzła rumieńcami na jej licach.
- A gdy będziemy sami?
- Wtedy nie… - odrzekł podpisując na siebie wyrok.
Aila uśmiechnęła się delikatnie i wstała.
- Czas chyba... jechać dalej, żeby na noc jakąś karczmę znaleźć - powiedziała niby to bez powiązania.


Droga daleka była, tedy dni mijały.
Zawitali do Lucerny, oraz przez Konstancję droga im szła, gdzie Jiri bardziej pochmurny był i małomówny nawet jak na niego. Wszak to tu na soborze pół wieku wcześniej z okładem Husa spalili papież Jan XXIII z cesarzem Zygmuntem Luksemburskim do spółki. Nim tam dotarli, jechali przez ziemie Turgowii, gdzie przy trakcie domostwa w siołach nowe były, lub się odbudowywały dopiero, a gdzieniegdzie i puste pogorzeliska dało się zauważyć. Jak Alex mówił, to mogła być i Hansa robota, bo wszak szwajcarski szlachcic wedle opowieści mocno dokazywał, gdy konfederacja zeszłego roku na te habsburską ziemię napadła i ją zdobyła.

By nie przebijać się przez góry Tyrolu, obrali szlak bawarski i tak bogatymi ziemiami Albrechta zwanego Mądrym podróżowali aż po Monachium, gdzie kilka dni odpoczęli. Alexander uparł się na to, by Aila tam kilka sukien zamówiła, a on powóz prosty zakupił w miejsce wozu, co by żona jego się prezentowała godnie w Wiedniu. W kuferku rycerza coraz śmielej dno przebijało, co zmartwień mu przysparzało, bo w Wiedniu nieliche wydatki też ich czekały, a od jakiego czasu rycerz jeno cięgiem wydawał.

Dalsza droga istną sielanką była.
Aila z nowymi służkami, Urszulą i Aliną w niewymyślnym, ale wygodnym powozie jechała, koniec maja słoneczny był, ziemie ludne, to i zawsze karczma jakas się znalazła i obozować pod niebem nie musieli. Wszystko jakby z tyłu zostało, groźba Marcusa jakby nierealna się wydawać poczęła.

[MEDIA]https://i.imgur.com/wEmu6lM.png[/MEDIA]

W trakcie podróży, przez prawie miesiąc siostry “de Wygódka” (jak je zaczął nazywać Jiri) pogodziły się z losem rodziny. W tych ciężkich czasach utrata bliskich nie była rzadkością, choć to jak odeszli Filip karczmarz i jego żona było sporą zadrą dla obu dziewczyn. Największą rolę odegrała tu Giselle. Ciemnowłosa już wcześniej jakoś przywiązała się do Urszuli, co można było zauważyć w ulotnych momentach jak choćby wyraz jej twarzy gdy obserwowała dziewkę poniesioną przez konia… lub zacięcie gdy na cel wzięła właściciela “Pohulanki”. Mniej nieco niż dziesięć lat różnicy między nimi było, a Giselle przez te lata dojrzała bardzo. Zdawać by się mogło, że niczym starszą siostrę czupurną blondyneczkę traktuje, ale Aila gdy czasem patrzyła, zastanawiała się czy to nieco więcej, z tragedią kruczowłosej wspólnego nie mające. Giselle gdy uznała że czas, obsobaczyła Urszulę od góry do dołu, że ta tylko się użala. Wzbudziło to z początku wynikającą z żalu i smutku wściekłość blondyneczki, ale zadziałało skutecznie. Wkrótce Ula dla starszej siostry oparciem już była sama ją z rozpaczy wyciągając, a ta tym większa się zdawała, że Hans przepadł.
W Konstancji już sytuację za w pełni opanowaną można było uznać, tym bardziej, że Aila zdecydowała obie siostry swymi przybocznymi służkami uczynić.
Swoje dokładał też Noel. Jak rzekł Aili - takiego żywiołu jak Urszula unikał, ale tkliwa, bardziej romantyczna i gospodarna Alina, to co innego. Problemem rudzielca był tylko niewiadomy status jej męża. Dziewka źle na jego bliskość nie reagowała, choć wciąż nadzieję miała na powrót von Hallwyla, ale i zaczynała godzić się z losem, że wdową być może. Noel jej bynajmniej nie mierził, przez co oboje zachowywali się jak wstydliwa panna na wydaniu, co by niby chcieli, nie mogli i po prawdzie jednak nie bardzo wiedzieli czego chcą.

Przez całą drogę Aila mogła też przyjrzeć się relacjom Alexandra z… Giselle. W pewnych momentach czuła wręcz gorycz, choć z innej strony niż by się spodziewać mogła. Czarnowłosa ani jej w drogę nie wchodziła, ani nie czyniła umizgów względem bękarta. Znać w niej było pewien żal z nieosiągalnego, ale na pogodzoną z losem wyglądała. Albo i po prostu czekała. Wszak dzika miłość małżeństwa przepełniona pasją wielokrotnie ich wspólną przyszłość na ostrzu noża stawiała. Żeby to raz rozstaniem w gniewie groziła… raz wszak na pięć lat z hakiem tym zaowocowała. Każden by mógł orzec, że przy tych dwojgu szalonych, opętanych tak spalającym uczuciem, nie wiadomo czy jutro z bólem się nie rozejdą. Giselle trwała, zakładając to i chcąc wtedy swą szansę wykorzystać. Sama nie czyniła nic jednak ku tmu.
Tym jednak co szlachciankę o gorycz przyprawiało, to porozumienie. Między Alexem i Giselle, niezależnie od jej myśli, była przyjaźń i pewne przywiązanie pięciu lat tułaczki. To samo zresztą z Noelem i Bernardem ich łączyło. Czasem bez słów się rozumieli, i choć bękart Ailę miłością obdarzał, to zazdrość w tym być mogła ze strony szlachcianki. Raz nawet widziała, że sprawiającą się świetnie w targach z kupcem w Monachium, Alex Giselle objął, przytulił i w czoło pocałował. Żadnego gestu przy tym jak względem niewiasty nie czyniąc.
Aila tedy dawną samotność w sercu odkrywała i zamiast szukać komitywy, sama odgradzała się statusem i urodzeniem od ich orszaku. Często więc gdy oni wieczorami siedzieli przy jednym stole i wspominali, albo czasem przy ognisku śpiewali, ona przyglądała się temu z daleka lub wręcz odchodziła, by patrzeć w gwiazdy. O czym wtedy myślała, nie wiadomo.

Wyrzutów jednak względem Giselle nie czyniła. Czasem nawet z nią rozmawiała, choć tylko gdy konieczność taka zachodziła i wyłącznie o sprawach bieżących.
Sama też za dnia bardziej się na nauce sióstr skupiała, by je obyczajów dworskich wyuczyć, które niedługo jej udziałem się staną, by dziewczyny wiedziały jak się mają zachowywać i na ile sobie pozwolić mogą.
W nauce tej Urszula była niebo pojętniejsza od starszej siostry, jednak szybko się nudziła i irytowała. Alina dużo lepiej spisywała się tam, gdy ważna była dbałość o szczegóły.
Obu jednak nie brakowało chęci, toteż w miarę zmieniającego się krajobrazu, opanowywały nowy fach i już w Monachium jak prawdziwe służki się zachowywały. W podzięce za to im także Aila kazała uszyć sukienki - skromne, acz zgrabne i wytrzymałego materiału. Na to zaś miały po dwie pary fartuszków i po czepcu. tego ostatniego Urszula wciąż jednak zapominała. Jak przypuszczała kasztelanka - celowo.

Alexander przez drogę starał się pokazać Aili to, o czym rozmawiali po przekroczeniu wysokich Alp. Gdy sami byli, nie strofował jej w niczym pozwalając uchodzić z niej żarowi, co w niej drzemał. Absurdem byłoby powiedzieć, że poświęceniem było dla niego spełnianie tego do czego doprowadzał Ailę trawiący ją wewnątrz dziki ogień. Dla mężczyzny ta lubieżność kobiety wszak często w sferze marzeń była. Mimo to z troską do tego podchodził i obawą… kiedy ten ogień na tyle urośnie, że on sam małżonki zaspokoić po prostu móc nie będzie i do czego to doprowadzi. Starał się też często w łożu naprzeciw pasji stawiać powolne, ale przepełnione uczuciem i bliskością akty, jakby z nadzieją, że może i tej żądzy nie zgasi, ale szlachcianka i w powolnej leniwej miłości znajdzie upodobanie, co jej coraz zachłanniejszą naturę powstrzyma.
Aila zresztą początkowo próbowała się opierać, samej mając wiele obawy w sercu, z czasem jednak znów zaczęła się otwierać na męża. Chętnie brała i chętnie dawała. Widział tedy Alexander, że dobrze się odnajduje w czułych aktach... jeśli przerwy długiej nie mieli. Kiedy jednak kilka dni przerwy ich spotkało, Aila potrafiła napaść go choćby za wozem, bez żadnych subtelności spódnicę podnosząc i jego spodnie rozpinając na tyle, by szybko i gwałtownie przeżyć rozkosz mogli. Potem zaś wracała do swoich spraw jakby nic się nie stało, a i rumieńcem się potrafiła delikatnym okryć, gdy mąż zanadto jej się przypatrywał. Ot, nigdy nie wiedział z którą jej naturą ma do czynienia. Jednego przez całą podróż nie zrobił, co jej obiecał, że uczyni. Nie drążył względem jej najskrytszych marzeń z łożnicą związanych. Nie czas po tym był w czasie podróży.

Wiedeń nie jeno stolicą włości Habsburgów był, ale od obrania Fryderyka III cesarzem rzymskim, stolicą Świętego Cesarstwa się stał. Miasto bardzo ludne było i pełne znacznych rodów, a na samym Uniwersytecie założonym blisko sto lat temu przez Rudolfa IV, jakieś pięć tysięcy żaków nauki studiowało. Sam cesarz rezydował w Wiener Neustadt oddalonym o dzień drogi od Wiednia w zamku odziedziczonym przez Habsburgów po rodzie Babenbergów. Dziwnym było, że nie w samym Wiedniu, w niewielkim choć ładnym Hofburgu.
To znaczy dla Aili i Alexandra dziwnym by to było, gdyby nie wiedzieli kto jak się zdaje naprawdę Wiedniem włada. Po nocy szczególnie.

Długo zajęło nim znaleźli karczmę co by ich i orszak przyjąć mogli, tedy jechali przez ulice cesarskiej stolicy powoli. Alexander w zbroi, wciąż nie doczyszczonej w pełni (bo się nie dało), ale przez to wyglądającej jak umyślnie oksydowana. Jakę miał z herbem, jako i Bernard za giermka służący. Aila w powozie, w nowej sukni odruchowo pańską postawę przyjęła i choć miasto co chwila dziwiło jej oczy, przyglądała się wszystkiemu przez okienko z wyrazem znużenia na twarzy, pozwalając przechodniom podziwiać swoje urodziwe lico. Alna i Urszula w jasnych, prostych ale ładnych sukniach naprzeciw niej siedziały starając się wyglądać na tyle dostojnie by Pani wstydu nie robić, ale i z rozdziawionymi ustami chłonąc widoki. Już widok Konstancji i Monachium nimi wstrząsnął, ale Wiedeń wręcz teraz dobił.

Podróż zakończyła się.
Teraz miało być już tylko gorzej...

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 31-10-2017, 08:16   #33
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
W karczmie Noel jak to zwykle zajął się końmi, siostry izbę małżonków poszły przygotować, a Jiri pakunki tam znosić. Przy stole zostali we czwórkę z Bernardem i Giselle. Karczmarz im zaraz wina zapodał i obiecał strawę “in moment”.
- Tak tedy… dotarlim - Bękart oparł się o ścianę na zydlu. - Mus nam teraz zdecydować co dalej.
- Ja... mam adres, co Merlin listy słał. Myślę, że to raporty z jego działania były, bo słał je zawsze po rónonocy. Tedy trzeba by się dowiedzieć, kto je otrzymywał.
- W dzień… czy w nocy tam udać się chcesz?
- W dzień najpierw. A jak nic się nie dowiem, to nocą. - odparła cicho.
- Sama chcesz iść? - Alex zdziwił się lekko i napiął.
- Mogę wziąć kogoś, ale do środka bym weszła sama. Podejrzewam, że oni nie chcą by zbyt wiele osób o nich wiedziało.
- Mam Cię puścić samą do siedliska wampirów?
- Och, nie zaczynaj... a co to za różnica nam? jak będą chcieli wymordować, to wymordują. Tak przynajmniej... niepokoić się nie powinni. Zresztą ja jedna tutaj noszę w sobie ich krew. - Aila spojrzała znacząco na męża.
- Nie Ty jedna - odrzekł. - A ja… nie usiedzę wiedząc, żeś w ich mocy. Wiem, że ubić mogą, ale nie mogę…
- Alex... - spojrzała na niego poważnie - Wiesz, że możesz więcej szkody niż pożytku narobić? To ja byłam w klasztorze, ja Merlina znałam i jemu służyłam. Pogódź się z tym, że czasem najbardziej o mnie zadbać możesz, trzymając się na boku. Nie wszystko od ciebie jeno zależy.
- W dzień jeno ghule ich, sama nie podołasz, gdyby uwięzić Cię chcieli - widać było, że się waha. - Ze mną, już to nie tak pewne. Zważ kiedyś ostatnio sama z wampirami chciała się spotykać i czym się to skończyło.
- Nie chciałam się z nimi spotykać, a uwolnić Merlina i je ubić. Teraz szukam sojuszników i jeśli mnie uwięzić będą chcieli, znaczy to że po zmroku stanę przed obliczem ich pana, o co mi chodzi. Nie, Alex, naprawdę tutaj musisz odpuścić. Za daleka droga, byś swoją zaborczością wszystko zniweczył. - powiedziała mu wprost.
- Po Elijashe, po Theresie, po Merlinie, Marcusie i tych dwóch kurwach, z własnej woli nie dopuszczę byś sama z wampirem w twarz stawała. Ty się z tym pogódź miła.
Spojrzała na niego, mrużąc oczy.
- Ostatnio, gdyś mnie na spotkanie z wampirem puścić nie chciał, nasze drogi się rozeszły na pięć lat. O tym już nie pamiętasz?
- Pamiętam. Zdania nie zmienię - odpowiedział nie spuszczając wzroku.

Bernard zaczął wiercić się na zydlu, a Giselle siedziała milcząca i patrzyła w ścianę. Podniosła się w końcu.
- Sprawdzę czy siostry pomocy nie potrzebują - rzekła cicho.
- To ja ten… do wygódki muszę… - rzucił giermek też wstając.
Oboje od stołu odeszli, choć w różnych kierunkach.
- Znów to robisz... - powiedziała z wyrzutem Aila.
- Dziwisz mi się?
Westchnęła.
- Jeśli pójdziemy oboje... i oboje nas uwiężą... wiesz, że nie będzie komu nas ratować? Chyba że twoja Giselle... - dodała z goryczą.
- Ta czwórka ma swój potencjał - Alexander nie wyglądał jak ktoś kto byłby skłonny zmienić zdanie.
Aila westchnęła.
- Dobrze... niech będzie po twojemu. Za to jak ostatnio... napsułam. - powiedziała patrząc mu w oczy bez sympatii - Zadowolony?
- Nie. Nie zadowolony - odpowiedział patrząc na służbę, która właśnie szła z półmiskami i miskami. - Samo to, żeś pomyśleć mogła, iż samą Cię puszczę i to jeszcze próbowałaś forsować daleko od zadowolenia mnie trzyma.
- A teraz pomyśl, że jeszcze bym Ci nie uległa i zmusiła do tego Ciebie, to będziesz wiedział, jak ja się czuję. - wstała, by odejść, mimo że głodna była jak wszyscy. Jednak nie chciała ciągnąć już tej rozmowy. Alex też nie kontynuował. Prychnął tylko, gdy minęła go i ku wyjściu z karczmy ruszyła.

Wkrótce pozostali dołączyli do niego do stołu, również Bernard i Giselle upewniwszy się, że szykująca się burza jednak przeszła bokiem. Tylko Aili brakowało, a posiłek już podano. Wszyscy patrzyli na siebie niepewnie, a głównie na Alexandra. Widać było, że głodni, ale się wahają czy bez Pani mogą zacząć i na przyzwolenie czekają. Alex postanowił odczekać chwilę, lecz Aila nie pojawiła się.
Jako że wszyscy głodni byli, jadło stygło, a bękart nie był typem człowieka, który z ochotą stawać się chciał zakładnikiem babskich humorów, dał znak by wszyscy jeść zaczęli. Szczególnie Alina i Urszula zdziwione tym były, ale zaraz podczas obiadu bardziej na Wiedeń rozmowy kierowały zaaferowane tym miastem. Noel śmiejąc się, zastanawiał co by było gdyby do Brugii, lub Paryża je zabrać. Bernard i Giselle jedli w milczeniu. Alexander też, pochmurny przy tym. Często ku drzwiom zerkał.
W połowie posiłku Aila tedy wróciła i tylko zerknęła na jedzących przy stole, słowa przy tym nie wyrzekając. Skierowała się do alkowy, którą na noc wynajęli.

Jakiś czas później pukanie do drzwi usłyszała.
- Tak? - Aila podniosła się z łóżka.
- To my… - Alina i Urszula wypowiedziały prawie równocześnie.
- Nie wzywałam was - powiedziała ostrzej Aila.
- A będziemy potrzebne przez jakiś czas? - Urszula spytała nieśmiało przez drzwi. - Bo Bernard i Noel idą miasto pooglądać, Pan Alexander im pozwolił, tośmy pomyślały…
- Idźcie. Bawcie się dobrze. - powiedziała szlachcianka znów kładąc się na łóżku. Kiedy dziewki odeszły, oczy przymknęła, próbując przespać głód jak robiła to za czasów, gdy do bali ją matka szykowała i czasem cały dzień bez jedzenia trzymała, by dziewczyna miała talię osy.

Zasnęła. Śniła o wyciu wilków i płonących w mroku oczach, lecz szczegółów nie pamiętała tym razem. Niemniej obudziła się mało wypoczęta, a za to jeszcze bardziej głodna niż wcześniej. Melodia wygrywana przez jej kiszki sprawiła, że dziewczyna podniosła się z posłania i ruszyła ku głównej izbie. Nie czuła przy tym już takiej złości na męża, raczej tęsknotę, toteż od razu zaczęła wzrokiem go szukać na sali.
Siedział sam, nawet bez wina przed sobą i patrzył tępo w blat stołu. Gwarno było w sali i sporo gości już było, a wszędzie słychać tylko niemiecki język, do czego zresztą Aila już przywykła.
Za niewielkimi oknami panował już mrok.
Aila zawahała się tylko przez moment. Potem podeszła do małżonka, siadła na ławie obok niego i oparła mu głowę na ramieniu. Tym prostym gestem chciała przekazać mu swoje obecne uczucia. I uczucie do niego.
Oparł swoją głowę o jej, spoczywającą na jego barku.
- Kiedy chcesz iść? - spytał cicho.
- Nie wiem... a kiedy będziesz gotów? Ja właściwie w każdej chwili mogę.
- Takoż i ja - odrzekł, po czym dodał cicho: - Ailo… prośbę mam do Ciebie… Nigdy nie proś mnie, abym samą zostawił Cię z wampirem. Proszę.
Westchnęła.
- Wiesz, że ja też nie skaczę z radości, ale i tak... - przerwała, by znów nie zacząć tematu - Będzie jak chcesz. Pamiętaj jednak o tym, że Ci teraz ustępuję, gdy znów będziemy się o coś kłócić. - dodała trochę naburmuszona, ale jednak już rozczulona jego bliskością.
Ucałował jej skroń.
- Zapamiętam. Hm… kłócić… - Na przykład o to kto na górze, a kto na dole? - spytał szeptem do jej ucha.
Spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Zaczynam wątpić, że to ty się dla mnie poświęcasz, drogi mężu. - powiedziała.
Skinął głową poważnie.
- Tak czy owak… z wampirami nigdy nic nie wiadomo - rzekł powoli i cicho by te słowa przez postronnych usłyszane nie zostały. - Możemy kres spotkać swój pójściem tam gdzie nas chcesz powieść. A ja… gdyby zemrzeć przyszło, chciałbym umrzeć choć raz jeszcze się poświęcając i z małżonką kłócąc. - Wstał biorąc ją na ręce, czym zaciekawione i czasem zdziwione, a w pojedynczych przypadkach zgorszeniem tryskające spojrzenia w głównej izbie karczmy wywołując.
- Ach! - nawet ona wydawała się tym zachowaniem zszokowana. Szybko jednak objęła szyję męża i wtuliła się w niego.
Przyciskając ją do swej piersi, zaniósł ją do ich alkierza. Drzwi zamknęły się za nimi z głośnym trzaskiem. Nie był to jednak jedyny dźwięk, który opuścił ściany pokoju tej nocy. Małżonkowie zwiedzali Wiedeń na swój własny sposób.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 05-11-2017, 15:45   #34
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Denerwujesz się? - zapytała Aila, siedząc w powozie naprzeciwko męża.
- Nie - odpowiedział. - Będzie co ma być, a nie mamy wszak wyboru.
- Twoi ludzie... myślisz, że ich nie zauważą?
- Wrócą gdy zostaniemy wpuszczeni do środka. Ot gest. Zobaczą żeśmy nie sami, ale i że odprawiamy ludzi.
Aila nie skomentowała.

Wstali późno, dopiero aby zasiąść do obiadu, toteż z karczmy “Pod złotą wroną” wyjechali dopiero wczesnym popołudniem. Szlachcianka ścisnęła mocniej trzymaną w ręku karteczkę z nazwiskiem. Zbliżali się, czuła to, bo Noel stopował powoli konie.
Wreszcie zatrzymali się pod jedną z dosyć przeciętnych kamieniczek, o czerwonych ścianach i reliefie przedstawiającym niedźwiedzia umieszczonym nad wejściem. Na parterze była pracownia szewca, ale nie był to jak sie okazało jedyny ‘przedsiębiorca’ w tym budynku.
- Tu tu... chyba - powiedziała szlachcianka przyglądając się niezbyt atrakcyjnemu szyldowi, wiszącemu na nieco odrapanej ścianie.
- Kartograf? - Alexander spojrzał najpierw na szyld, potem na żonę. - Poważnie?
- Zgadzał się miejsce, zgadza się relif na budynku... zgadza się nazwisko Schmutz. To chyba nie jest zbyt popularne nazwisko, prawda?
- Mało kto prócz szlachty nazwiska nosi. Tedy to musi być on. Ale… na siedzibę nieumarłych to mi nie wygląda… - Alexander spojrzał sceptycznie. - Ot kontakt pewnie.
- Zapewne. No nic, chodźmy... zobaczmy ile uda nam się zdziałać.
Alexander skinął głową i wysiadł z powozu po czym dłoń podał małżonce by jej pomóc.
- Wracajcie do karczmy - rzekł do powożącego Noela i Bernarda, który jechał na koniu obok powozu. - Trzy dni nas nie będzie, róbcie co uważacie.
Obaj spojrzeli po sobie, ale nie rzekli nic.
- Trzy? - sama Aila wydawała się tym zdziwiona, gdy do męża podeszła. - A co jeśli... nic nie wskóramy?
- To wrócimy. A trzy? Co za różnica, dwa, czy tydzień? Jak nas dłużej zechcą przetrzymywać, albo ubiją, to…
Szlachcianka przełknęła ślinę.
Ruszyli do pracowni kartografa jedno przy drugim z minami jakby na wojnę szli a nie do sklepu.

Pracownia kartografa umiejscowiona była na poddaszu, co tym bardziej wskazywało, że uczony spokoju więcej pragnie niż klienteli. Z drugiej strony iluż mógł mieć chętnych na swe mapy?
Po pukaniu odrzwia otworzył młodzieniec w całkiem przednim stroju, acz nie nazbyt wymyślnym.
- Ja? - spytał spoglądając na małżeństwo stojące za progiem.
Aila zawahała się patrząc na niezbyt urodziwego, wyraźnie otyłego młodziana.
- Panie, my... przybywamy w pewnej nietypowej sprawie... - zaczęła mówić z ociąganiem, bo w sumie sama nie wiedziała ile może powiedzieć. - Pewne listy tutaj były dostarczane... ze Szwajcarii... znad... Rodanu. - Doszukiwała się w twarzy młodzika błysku zrozumienia.
- Ich spreche kein Französisch - odpowiedział spoglądając ciekawie to na Ailę, to na Alexandra.
Blondynka również spojrzała na męża, zastanawiając się co robić.
- Wir wollen mit Meister Schmutz reden - odezwał się Bękart, a na twarzy młodzieńca ciekawość jakby wzrosła.
- Natürlich… - Odsunął się usłużnie wpuszczając małżeństwo do środka.

Pomieszczenie nie było duże, z jednym oknem wpuszczającym do środka sporo światła. Ściany bielone wykańczane drewnem robiły schludne i przytulne wrażenie. Na jednej wisiała tkana makata przedstawiająca jakąś bitwę, na innej posrebrzana patera. W kącie stała stara szafa, a niedaleko niej kredens z kielichami, pucharkami i naczyniami. Prócz tego ze sprzętów był tu tylko (lub aż) wielki stół wypełniający pomieszczenie wraz z krzesłami całkiem ładnie rzeźbionymi. Jedno wyjście prowadziło stąd gdzieś głębiej do domostwa, gdzie zniknął czyniący za odźwiernego młodzieniec, zapewne pomocnik kartografa. Wkrótce wychynął stamtąd przygarbiony starzec z długą brodą. Skinął małżeństwu na powitanie głową grzecznie, nisko dość w ukłonie.
- Willkommen, ich bin Meister Schmultz - odezwał się i spojrzał na Ailę. - Mówić trochę frankreichski, meine Dame.
Aila przemyślała sprawę i spróbowała zagrać inną kartą. Również się skłoniła.
- Jestem Aila d’Eu z domu de Barr, a to mój małżonek Alexander d’Eu - przedstawiła siebie i Alexandra, po czym zrobiła strapioną minę i przybliżyła się konspiracyjnie do starca.
- Przybywamy znad Rodanu, mam wiadomość od Merlina - powiedziała tonem, jakby wyjawiała najważniejszą tajemnicę świata.
- Merlin… Merlin… - Kartograf zastanawiał się przez chwilę. - Nie znam nikogo unter das name, obawiać się, że źle trafić, Dame. - Bezradnie rozłożył ręce. - Die Karte, to jeno robię.
- I listy z Walis, z klasztoru w Alpach odbierasz - dodał Alexander.
- Nieee, to pomyłka must sein - odpowiedział Mistrz Schmultz trochę zbyt szybko.

Aila chyba również zauważyła nutkę fałszu w jego zachowaniu, albo może ujawniła swoją desperację, bo chwyciła starca za dłoń i spojrzała mu głęboko w oczy.
- Proszę, to ważne. Merlin jest w ogromnym niebezpieczeństwie.
- Nein… Merlin, Merlin… - Zrobił strapioną minę. - Pomyłka widno, ni znać takie name, ni brief z Walis. Przykro mi.
Cóż było począć?
Aila cofnęła zasmucona swoją rękę. Po czym spróbowała jeszcze jeden raz, stawiając wszystko na jedną kartę:
- Jego krew nie należy już do niego - powiedziała. - Jest ktoś inny, ktoś zły, kto ma nad nim władzę.
Starzec odsunął się i podszedł do stołu, by tam z uwagą zacząć przeglądać jakieś zwitki.
- Nein, nein, nein... - powtarzał. - Ich weisst nicht, ja się znać na karte, nie na krwi. To pomyłka. Bitte, odejdźcie. Mam dużo arbeit.
- Chodźmy Ailo, nic tu po nas… - Alexander odwrócił się bokiem do starca, aby zrobić żonie miejsce w drodze do drzwi wyjściowych.
Ona spojrzała z prośbą na staruszka, który chwilę zawiesił się na jej pięknym licu, po czym wrócił do przerzucania swoich notatek.
- Tak, idźcie. Ja tylko robić Karte. Schone karte. Himmelskarte najpiękniejsze. Wenn du kommst w nocy, to wam pokazać. Blisko Mitternacht, ale to etwas niebezpieczeństwo. Wy zdecydujcie, a teraz auf wiedersehen - powiedział im na odchodne.
Bękart ironicznie wykrzywił usta.
- Cóż niebezpiecznego w mapach nieba? I czemu mistrzu teraz pokazać ich nie możesz? Jam bardzo ich ciekaw. Kunszt docenić potrafię.
Staruszek zmarszczył ponuro brwi.
- Auf wiedersehen - powtórzył z naciskiem, a Alex poczuł jak żona delikatnie ciągnie go za rękę ku wyjściu. Dostali wskazówkę, choć pewnie też mogli w ten sposób pakować się w kłopoty.
Alexander nie drążył dłużej.
Wyszli.

- Ech, jak pakowanie się smokowi w paszczę - zamarudził, gdy szli wiedeńską uliczką oddalając się od kamienicy i mieszczącej się w niej pracowni.
- W sumie czego się spodziewałeś? - Aila delikatnie wsparła się na jego ramieniu i pełnym elegancji krokiem spacerowała u boku męża. Prawdopodobnie długo musiała ćwiczyć, by teraz chodzić w ten sposób z pozorną naturalnością. - Sami chcieliśmy rozmawiać z przełożonymi Merlina. Można się domyślić, azali to nie będą zwykli śmiertelnicy.
- Miałem nadzieję, że jeżeli nic nie wskóramy tu, czego można się było spodziewać… Każą nas śledzić, zbiorą o nas wieści - wzruszył ramionami - w końcu wyślą kogoś na rozmowę. Niekoniecznie nieumarłego. - Skrzywił się. - Tu zaś polecono nam przyjść nocą, jakby celowali w szybką konfrontację. Byśmy przyszli do nich, by mogli wyciągnąć z nas wszystko i zdecydować co z nami uczynić.
Aila zasępiła się.
- Na to wychodzi - powiedziała, po czym dodała: - Możemy nie przychodzić... tylko nie wiadomo czy to nie zaprzepaści naszej szansy całkiem.
- Może… - Alexander pokręcił dyskretnie głową. - Co Ty na to by skorzystać z okazji i pozwiedzać cesarską stolicę? Zobaczymy ile przy tym wytrzyma ten pulchny młodzik nieudolnie kryjący się podczas śledzenia nas.
Aila zachichotała.
- Miałam ci to samo zaproponować. - Wtuliła się w jego ramię - Nigdy wcześniej tak nie spacerowaliśmy... to aż niezwykłe, prawda?
- Nie było okazji - Uśmiechnął się. - Czas to nadrobić…


Spacer zapowiadał się tak dobrze....
Jak to się mogło tak skończyć?

Alexander sam nie wiedział, jak do tego doszło, ale to był jakiś... koszmar! Jak długo można oglądać materiały na suknie?! Aila stała i szczebiotała radośnie przy straganie nowo powstałego targu suknem, mieszczącego się w dawniej należącym do szpitala miejskiego budynku zwanego Leinwandhaus. A to był zaledwie jeden stragan! Trzeci, który zobaczyli, zaś przed nimi... jeszcze kilkadziesiąt podobnych.
Bękart wstrzymał krok i przeżegnał się w duchu. Spojrzał ukradkiem na minę żony, na której twarzy jawiło się podekscytowanie. Przez chwilę zastanowił się, czy nie wolałby jednak wampirów…
Uśmiechnął się blado i dał się pociągnąć w ten wir szaleństwa. Na szczęście dla niego tu też coś się znalazło. Widząc znamienicie ubranego pana (jak na ocenę zwykłego kupca), raz po raz ktoś zapraszał Alexandra do degustacji ważonego w tawernie obok piwa zwanego “leiwandbier”, toteż wkrótce Aila była pijana ze szczęścia z powodu różnorodności oferowanych materiałów, a jej mąż... był pijany dosłownie. Może nie jakoś mocno, ale podchmielony to już zdecydowanie. Ile wychylił tych kufli, podczas gdy Aila podziwiała sukna i tkaniny ciężko zliczyć było, tedy dopiero po jakimś czasie zauważyła przytomniej, że małżonek idąc za nią uśmiecha się błogo i chwieje leciutko, przyjmując kolejny kufel od przedsiębiorczego chłopca donszącego piwo z pobliskiej tawerny.

[MEDIA]https://i.imgur.com/jSDC2w8.jpg[/MEDIA]

Szlachcianka zmarszczyła swój śliczny nosek i zatrzymała się, podpierając pod boki jak na prawdziwą żonę przystało.
- Które to? - zapytała, przyglądając mu się oceniająco.
- Nie liczyłem… tedy jak powiem, że drugie to kłamstwem to nie będzie… - Uciekł wzrokiem. - Eeeee, chyba.
- Alex! - podeszła do niego i pod ramię złapała. Po chwili jednak po trunek z jego ręki sięgnęła i upiła odrobinę pienistego płynu. - Mmm dobre... - powiedziała, lecz szybko się pomiarkowała. - Nie powinieneś przed wieczorem...
- Do wieczora niedaleko… - Machnął ręką. - Ot… - Zastanowił się jak wytłumaczyć zachlewanie się piwem, by przetrwać tę drogę sukienniczo-krzyżową, a nie uczynić jej przykrości. - To dla kurażu! - rzekł z przekonaniem.
Westchnęła i zaczęła go prowadzić w stronę wyjścia.
- Jeśli przetrwamy wieczór, wrócę tu koniecznie - zagroziła.
- Dobrze. Z Urszulą i Aliną… - Rycerz wyobraził sobie ten pisk, zaaferowanie i burzę emocji sióstr, w której centrum będzie Aila, a potem pomyślał o swojej kiesie. Przestraszył się tych myśli bardziej niż tego co mogło czekać ich w nocy.
- Chodźmy kochana, całe miasto przed nami… - rzekł przełykając nerwowo ślinę.
A nieświadoma jego myśli Aila wtuliła się czule w ramię małżonka.
- To gdzie teraz?
- Może katedra świętego Stefana? - spytał podchmielonym tonem. - Podobno piękna, a i ołtarz jak słyszałem cudnej roboty.
- Nie wiedziałam, że interesujesz się sztuką sakralną, miły...
- Ja też nie… ot tak słyszałem, że widok piękny. - Alexander chętnie poszedłby pozwiedzać piekło, byleby wyrwać ją z tego miejsca.
- Przy tobie na pewno nudzić się nie będę - Aili zebrało się na lekką ckliwość, bo mocno pod ramię trzymała. Za mocno jak na zwykły niedzielny spacer. Bo choć zachowywali się normalnie i dniem starali cieszyć, z każdą chwilą noc była bliżej, a wraz z nią nieznane i... gdzieś tam oboje musieli zadawać sobie pytanie, czy to nie ostatni ich słoneczny dzień na tym padole.

Krążyli tak po mieście bez specjalnego celu, aż zgłodnieli i w karczmie zwącej się “Schone Dame” wypadła im wieczerza, a po niej najęli alkierz bo zmęczeni kapkę (Alex wiedeńskim piwem mocniej) i syci posiłkiem zdrzemnąć się chcieli, przed spodziewanym spotkaniem.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 05-11-2017, 20:29   #35
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila obudziła się pierwsza.
Usiadła na łóżku i odruchowo spojrzała przez okno.
Zbladła.
- Alex... - delikatnie trąciła mężczyznę dłonią - Alex... już ciemno. - powiedziała cicho.
- Tedy śpijmy do rana… - wymamrotał nie do końca rozbudzony.
- Alex... musimy tam iść - powiedziała, przełykając ślinę.
Westchnął i otworzył oczy.
Chwilę patrzył przed siebie.
- Musimy - powiedział wstając nienazbyt chętnie, aby zebrać swoje rzeczy.
Szlachcianka pogładziła go po ramieniu, jakby chciała dodać mu otuchy, po czym sama zaczęła szykować się do wyjścia. Nagle stanęła na środku izby.
- Miecz... nie mam miecza... - powiedziała z jękiem rozpaczy.
- Ciiii… - Objął ją. - Idziemy w miejsce które wybrali. Są przygotowani. Miecz nic by nie zmienił.
Skinęła głową, lecz minę miała od tej pory jeszcze bardziej nietęgą.
- Spójrz na to tak, kochana. Przynajmniej się spodziewamy… - rzekł gdy wychodzili z izby. - W przypadku Marcusa… nie znalibyśmy której nocy zechce nas zabić, ni jej pory. - Uścisnął jej dłoń.
- No i jesteśmy razem... - powiedziała cicho - Teraz nie żałuję, choć wiem, że też cię narażam.

Tym razem spacer nie miał w sobie ani odrobiny romantyzmu. Nawet świecący jasno księżyc nad miastem wydawał się bardziej blady i upiorny niż zazwyczaj. Aila szła u boku Alexandra, wtulona w jego ramię. Milczała przez całą drogę, bo i o czym mieli mówić? Nie wiedzieli co ich czeka. Wiedzieli tylko, że muszą zaryzykować spotkanie z przełożonymi Merlina.

Było blisko północy, toteż ulice Wiednia były wyludnione, ale w takim mieście nie oznaczało to całkowitej pustki. Gdzieś obok przejechał jakiś powóz, kiedy indziej minął ich przechodzień. Raz trafili na grupkę śpiewających flisaków, ale i oni po kilku całkiem pozytywnych w swej wulgarności uwagach na temat wyglądu małżonki Alexandra również zniknęli im z oczu.

Docierając do uliczki, gdzie mieściła się pracownia kartografa, małżonkowie szli zupełnie sami. Odgłos ich kroków odbijał się od ścian parterów i podsieni kamienic - teraz opustoszałych, bo większość z nich służyła za sklepy i pracownie ludziom, którzy wieczorem udali się do swoich mieszkań zazwyczaj mieszczących się na piętrach tych samych budynków.
Wokół panowała więc względna cisza i chyba to dlatego Aila mocniej ścisnęła ramię męża, gdy usłyszeli odgłosy końskich kopyt uderzających o bruk za zakrętem. Po chwili z mroku wyłonił się czarny powóz, którego stangret siedział tak głęboko pod zadaszeniem, że praktycznie nie był widoczny.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/e1/3a/33/e13a33b7b92cf2f4277264987066206c.jpg[/MEDIA]

Gdy zrównał się ze spacerującą parą, widzieli tylko jego sylwetkę i błysk oczu spod kapelusza. Co więcej, koń zatrzymał się.
- Państwo na oglądanie mapy nieba? - zapytał skryty w cieniu powozu stangret jakimś dziwnie syczącym głosem.
- Tak - odparł enigmatycznie Alexander. Spiął się i spojrzał na małżonkę, która przełknęła nerwowo ślinę, ale lekko skinęła głową.
- Więc zapraszam... - powiedział stangret, a drzwiczki powozu otworzyły się same. Młoda szlachcianka przełknęła ślinę raz jeszcze i powoli zaczęła wsiadać. Alexander podążył za nią wciąż spięty.

Wyjechali z Wiednia przez bramy, które winny być zamknięte, a nie zwolnili nawet aby woźnica rozmówił się ze strażą w kwestii chęci wyjazdu z miasta. Jechali przy tym szybko, jakby powożący nie żałował konia wiedząc iż cel wyprawy jest całkiem blisko.
Małżeństwo milczało przez cały czas. Siedzieli obok siebie, a Alexander obejmował Ailę chcąc dodać jej otuchy. Nie mówili o niczym tak jak podczas drogi pod kamienicę z pracownią kartografa, bo i po co mieliby wzmacniać swe obawy wobec ryzykownego kroku na jaki się pokusili? Nie mówili też o rzeczach przyjemnych, bo byłoby to oszukiwanie siebie. Wszak oboje myśleli tylko o tym co przyniesie ta noc.
Jak się skończy.

Nie było jednak blisko. Czas dłużył się niemiłosiernie i mogliby przysiąc, że zaraz wstanie świt, choć bardziej trzeźwe myśli skłaniały się ku godzinie, a może dwóm, albo trzem? Tak szybka jazda powozem zaprzężonym przez jednego konia po nocy, zapewne skończyłaby się wywróceniem bryczki, lub zagonieniem zwierzęcia na śmierć, trakt musiał być zatem dobry, stangret nieźle widzieć w ciemności, a koń być niesamowicie wytrzymały.

W końcu, przez okno w świetle księżyca zobaczyli zamek.

[MEDIA]http://www.steffal.at/bilder_foto/gross/Burg%20Kreuzenstein%202.jpg[/MEDIA]

Powozem zatrzęsło, gdy wjechał na kocie łby dziedzińca.
Zatrzymał się kilka chwil później i usłyszeli jak stangret zeskakuje z kozła.
Drzwiczki otworzyły się.

Aila wzięła głęboki wdech i wyszła na zewnątrz po malutkich schodkach. Rozejrzała się.
- Tu nikogo nie ma - powiedziała półgłosem.
- To co? Wracamy? - rzucił nerwowym żartem Alexander wychodząc za nią i rozglądając się po dziedzińcu.
- Nie ma nawet stangreta... - Aila albo nie zrozumiała żartu, albo go zignorowała. Okręciła się wokół własnej osi.
- Może się nami bawią, obserwują - bękart mruknął mało przychylnie też się rozglądając - badają emocje. Oceniają. - Skrzywił się. - I starają wprawić nas w zakłopotanie i większe zdenerwowanie.
- Obserwują owszem, bawią... jesteście mało zabawni. Bez obrazy - usłyszeli znajomy syczący głos strangreta. Mężczyzna stał w pewnym oddaleniu, chowając się w cieniu wielkiego drzewa, które rosło na placu przed zamkiem. Znów jedyne, co potrafili dostrzec to zarys jego zgarbionej sylwetki i połyskujące w mroku oczy.
Słysząc jego głos Aila wzdrygnęła się i złapała męża za rękę.
- Jak zabawką - odpowiedział bękart ściskając dłoń żony - nie że ich bawimy. Gdzieś mamy iść?
- A źle wam tu? - zapytał mężczyzna. - Już ja was znam, jak poczujecie się zamknięci, to niczego sensownego się z was nie wyciągnie. Lepiej mówcie tutaj, co macie do powiedzenia. Sam fakt, że wiecie o Merlinie i jego listach jest wszak dla nas... intrygujący.
- Merlin związany krwią został, przez wampira. Raczej starego i potężnego, a że ten przemocą to uczynił… - Alexander zawahał się. - Chyba nie po drodze mu z wami. Nie trzeba z nas niczego wyciągać, możemy pomóc i prosimy o pomoc. - Spojrzał na Ailę, która ośmielona jego wypowiedzią, dziewczyna przytaknęła i dodała:
- Ten Marcus zabił wielu wieśniaków w okolicy, już wcześniej zagrażał klasztorowi swymi morderstwami, że ktoś się zainteresuje przybytkiem, a teraz... ma go praktycznie w swej mocy. To zagrożenie dla was wszystkich.

Stangret chwilę przyglądał się im w milczeniu i dopiero słysząc jazgot jakiegoś nietoperza pod dachem ocknął się z zamyślenia.
- Zadziwiające. Prawdę mówicie. Choć nie całą. Dość jednak, by mój pan chciał was zaprosić do zamku. Musicie jednak o dwóch rzeczach wiedzieć. Po pierwsze, będąc jego gośćmi jeśli gwałtu nie uczynicie, sami gwałtu nie zaznacie. Nie musicie się więc lękać. Tradycją jest jednak, by śmiertelnicy, którzy przekraczają próg zamku, składali jego panu ofiarę z krwi.
Aila wzdrygnęła się.
- Żadne barbarzyńskie picie z was - pospieszył z wyjaśnieniem “syczący” mężczyzna - dostaniecie nożyk i naczynie. Weźmiemy tylko tyle krwi, ile was nie osłabi nawet, a potem zaleczymy ranę. Piliście naszą vitae, więc winniście praktykę tą rozumieć.
- Sojuszników tu szukamy, nawet gdy wiemy jak mało przy nieumarłych znaczymy, nie wrogów. - Bękart obserwował ‘syczącego’. - Symboliczną ofiarę gotów jestem oddać za to.
- Ja również. - Odpowiedziała jego małżonka, po czym zapytała: - A ta druga rzecz?
- Cóż... musicie wiedzieć, że ja i mój pan należymy do dość specyficznego rodu. Mówi się bowiem, że o ile inne klany zepsucie chowają w sobie, my serca mamy czyste, bo zgnilizna nasz wygląd pokryła - rzekł i powolnym krokiem opuścił cień drzewa, stając w świetle pochodni.

Aila krzyknęła, a Alexander odruchowo się cofnął blednąc.
- Na rany Chrystusa… - wyszeptał.
- Nie, za jego rany nie odpowiadam - odrzekł mężczyzna o fizjonomii potwora. - Jeśli się nie rozmyśliliście, zapraszam do środka. - Powiedział swoim syczącym głosem i nie zważając na ich reakcje spokojnie ruszył w kierunku schodów do wnętrza zamkowych zabudowań.
- Jakbyśmy wybór mieli… - Alex cicho zwrócił się do żony. - Skoro przywiedli nas do swego leża, to albo wyjdziemy tu z nimi dogadani, albo wcale…
- Ale przecież powiedział, że nic nam nie zrobią... - odrzekła Aila sciszonym głosem, raz po raz z niedowierzaniem patrząc na oddalającą się postać. - Ciekawe czy ten jego pan taki sam... chyba tak, z tego co mówił. Okropność.
- Ufać nieumarłym w to co mówią… - Bękart pokręcił głową. - Prosta droga do końca. Chodźmy, może rację ma i potworność na obliczu rzeczywiście serca ich czystszymi czyni. - Pociągnął Ailę ku wejściu.

Gdy przekroczyli próg, przywitał ich półmrok, rozpraszany jedynie przez kilka świec. Choć nad głowami ich wisiały żyrandole, nikt nie kwapił się używaniem ich. Widać mrok odpowiadał gospodarzom, a może dzięki niemu czuli się mniej przerażający?

Poznany im wampir czekał a gdy podeszli, ukłonił się przed nimi z galanterią.
- Witajcie śmiertelni w skromnych progach zamku Josefa von Baurena. Ja zaś nazywam się Federico DiPadua i będę waszym przewodnikiem. - Rzekł może i dostojnie, lecz cały efekt jego prezentacji psuła paskudna aparycja.
- Kiedy się z nim zobaczymy? - Aleksander rozglądał się na ile to było możliwe w tym świetle. Wypatrywał przy tym czegoś w co mieli upuścić krwi.
- Pan von Bauren już na was czeka. Proszę tylko byście dopełnili obyczaju i złożyli swój dark z krwi dla pana tego zamku. Matyldo!
Z korytarza po lewej stronie wyszła ku nim służka ze spuszczoną głową. Jednak w blasku świec wyraźnie było widać, że jej twarz naznaczona jest kilkoma paskudnymi bliznami zapewne od jakiegoś ostrza. Ni stara ni młoda dziewczyna niosła przed sobą tacę, na której na niewielkiej ściereczce leżał nóż a obok niego srebrny kielich - nieco przypominający ten, który był w posiadaniu Alexandra.
- Opatrunki jakowe potrzebne będa. - Bękart spojrzał na nieumarłego. - Dla krwi zatamowania.
- Są pod materiałem. Choć nie ma problemu, bym ja wam pomógł - odparł Nosferatu.
Tymczasem Aila w milczeniu uniosła nóż i zapytała:
- Jak wiele trzeba?
- To od was zależy. To ofiara, dar. Sami jego wartość określcie.
Szlachcianka przecieła żyłę nanadgarstku niewielkim, precyzyjnym cięciem. Widać, że miała w tym doświadczenie. Zaciskając dłoń pozwoliła krwi skapywać do naczynia, w tym czasie obserwując oblicza Federico i służącej. Nie wydawali się jakoś szczególnie poruszeni jej działaniem, choć może wzrok wampira stał się bardziej... zintensyfikowany. Alexander za to był wstrząśnięty. Takie cięcie po żyłach, bez cyrulika… Już samym zranieniem się zasugerowała, że z pomocy wampira skorzysta. Na twarzy Alexa wykwitło obrzydzenie splecione ze smutkiem i złością. Wyglądał jakby Aila dała mu w twarz. Szlachcianka pozwoliła wyciec z rany około dwóm łykom posoki po czym wzięła z tacki opatrunek i przyłożyła do rany. Niepewnie podeszła do Nosferatu, chcąc najwyraźniej skorzystać z jego oferty zabliźnienia rany.

Gdy wampir zalizywał ranę szlachcianki wyglądał jakby wahał się chcąc wpić się zębami w jej rękę. Zapach krwi działał na niego mocno. Tymczasem Alex patrząc na to ciął się głęboko w wierzch przedramienia. Zagryzł zęby by nie jęknąć…
Nie przecinając żadnych żył sprawił, że krew nie leciała tak żywo i wolniej spływała po dłoni do kielicha. Bękart zaś patrzył na nieumarłego z ustami obrzydliwej twarzy przy jej nadgarstku. Wahanie trwało jednak tylko chwilę i po prawdzie Kainita nie uczynił niczego więcej niż zabliźnienie skaleczenia. Aila wróciła do małżonka i spojrzała na niego z troską. On zaś odwrócił wzrok, krew spływała jakiś czas nim rycerz niewprawnie zaczął próbować opatrzeć ranę jedną ręką.
Szlachcianka wypuściła powietrze z piersi jakby chciała powiedzieć “znów to robisz, uparta istoto”, zamiast tego jednak sama wzięła opatrunek z rąk męża i zaczęła mu go zakładać. Federico również nie skomentował zachowania rycerza. Po prostu czekał.

Jako że cięcie głębokie było, opatrunek szybko nasiąknął krwią, ale wydać się mogło, że w miarę zatamowany krwotok został. Alexander zdrową ręką sięgnął po kielich i podał go służce.
- Chodźcie za mną - powiedział bez emocji DiPadua tym swoim szeleszczącym głosem.
Tak uczynili, idąc w pewnym oddaleniu, choć bardziej to służyło ich poczuciu komfortu niż bezpieczeństwu. Z pewnością dla wampirzych uszu nie było problemem, by usłyszeć jak Aila szepcze do męża z lekkim wyrzutem:
- Jesteś ranny. Nie musiałeś tak mocno ciąć, skoro nie zamierzałeś skorzystać z jego pomocy.
- Musiałem, inaczej krwi mniej by było - odpowiedział bez emocji. - A i owszem, nie zamierzałem ‘korzystać. Mi przyjemności to nie sprawia.
Aila westchnęła, lecz tylko pogładziła go lekko po plecach. Wreszcie dotarli do wielkich, zdobionych wrót, pod którymi stał strażnik w pełnej zbroi. Na widok Nosferatu odsunął się jednak bez słowa na bok. Wampir otworzył jedno skrzydło drzwi i wykonał zapraszający gest dłonią. Pomieszczenie, do którego zapraszał małżonków całkiem tonęło w roku.
- Pan mój nie chce, byście krępowali się przez jego szpetotę - wyjaśnił - Nie musicie zresztą wchodzić w głąb sali, by z nim porozmawiać.
Alexander kiwnął głową i wszedł pierwszy tuląc zranioną rękę do boku. Rzeczywiście było ciemno całkowicie i świadomość, że gdzieś w tych ciemnościach czai się nieumarły… To nie pomagało.
Po chwili jednak poczuł znajomy dotyk na plecach. Aila stanęła u jego boku.

- Witajcie żywi - usłyszeli męski głos tym razem czysty, nawet dość przyjemny dla ucha. Nigdzie jednak nie widzieli jego właściciela. W sumie niczego nie widzieli poza najbliższym otoczeniem, dzięki snopowi delikatnego światła od strony uchylonych drzwi.
- Czy zechcecie wyjawić mi wasze prawdziwe nazwiska i cel tej wizyty?
- Jestem Alexander z Eu, naturalny syn hrabiego Henryka d’Artoise. To małżonka ma, Aila z rodu z Bar. Była służka krwi Merlina, rezydującego w klasztorze w Walis, niedaleko Sion. Merlin… został porwany przez innego wampira, związany krwią. Starliśmy się z nim, zwie się Marcus, a przynajmniej tak zwały go jego córki w krwi. - Bekart wpatrywał się w mrok. - Póki Marcus istnieje, los nasz niepewny. Zemścić się będzie chciał, z drugiej strony wam nieprzychylny. My chcemy… - zawahał się - jedynie spokoju. Zaszyć się daleko z dala od wszystkich, polityki, wampirów… Drogą do tego ostateczna śmierć Marcusa i uwolnienie Merlina. Szukamy sojuszników, a wszak wam też winno zależeć na zniszczeniu jednego i uwolnieniu drugiego. Tak tedy jesteśmy.
Wampir milczał dłuższą chwilę, po czym odezwał się.
- Słyszałem o tobie Alexandrze z Eu. Masz na rękach krew mojego kamrata. Przypuszczam więc, że nowiny, które przynosisz są rodzajem zasadzki. - Aila chwyciła dłoń męża jakby chciała go wyprowadzić z komnaty, zanim wampir skończy mówić. - Po smaku krwi jednak czuję, że twoja żona faktycznie związana jest z Merlinem, toteż przynajmniej część prawdy mi mówisz…
- Prawda to, żem łowcą, nie wypieram się tego. Alem jeżeli kogo okłamał, to tego co na nauki mnie przyjął i wiedzę o was dał, bym zajął miejsce tego łowcy, którego zabiłem. - Przed oczyma Alexa stanęły oblicza Henselta i Wilhelma. - Po prawdzie chciałem jeno mego sire ubić, bo zwykłe zrzucenie więzów z czasem to mało. O małżonkę mą mi szło. Szalony wampir zawsze stałby groźbą między nami. Tyle tylko. Ubić i w spokoju żyć do śmierci na skraju świata. - Rycerz westchnął. - Ale spokój nam nie dany, Marcus zagrożeniem. On padnie i łowcą nie być mi dalej.
- Taaak, Elijah był szalony - usłyszeli głos z ciemności - jednakże był spokrewnionym. Dlaczego zatem miałbym pomagać tobie, jego zabójcy?
Nim Alex odpowiedział, Aila podeszła kilka kroków do środka pomieszczenia.
- Bo znałam Merlina, panie. Znałam wartości, które wyznawał. Sama z własnej woli na więzy z nim przystałam, choć Elijah wiele lat krzywdził męża mego i mnie. I teraz... - głos jej zadrżał - teraz ten mądry Merlin, którego znałam, który opiekował się nami... teraz on jest w mocy wampira. Marcus od dawna siał na tych ziemiach terror, ludzi ze wsi brał... więził ich latami, żywiąc się nimi, dopóki nie padali z wycieńczenia. Merlin chciał mego męża nająć, by mu pomógł rozprawić się ze spokrewnionym, jak sam nazwałeś Elijahę, chciał mimo tego pokrewieństwa ukrócić zło, które ten czynił... Nie przewidział jednak, że tamten sam może zaatakować - dokończyła ze smutkiem swoją opowieść.
- Prawdę ma małżonka rzecze - Alex skrzywił się - ale ona przepełniona uczuciem z więzów krwi. Pijana myślami, że tacy jak Merlin może jesteście, cała wasza liga ciemności. Ja wiem, że tak nie jest, że dla was los śmiertelnika nieważny. Czy to spijany przez lata w dybach porwany chłop w Walis, czy cesarz Rzymski. Ot pionki na szachownicy nieśmiertelnych. Są wśród was tacy co jak bydło nas widzą, a są i tacy co jak na pocieszne szczenięta patrzą. Los mój i Aili też tu niczym. - Bękart spiął się, ignorując gesty Aili, by stonował się choć trochę. - Ale nasza dwójka czworo z waszego rodzaju mimo wszystko zniszczyła. Zabić możesz, ot tyle ci z tego będzie. Satysfakcja? Pomsta za szaleńca? Pomóżcie nam, a wdzięczność będziecie mieli. Może kiedy w Ardenach wam będzie co uczynić, to będziecie mieli tam kogoś, kto winien wam odwdziękę. Marcusa zaś i tak musicie się pozbyć, a Merlina uwolnić, tedy pozwólcie nam pomóc w tym i ostawcie w spokoju. Więcej może będziecie z tego mieli niż ubić, a i przed sobą samym Panie może pokażesz, żeś inny niż Marcus.
- Słowa twoje mocne, jako i charakter, tedy już się nie dziwię jak więzy krwi zrzuciłeś - odpowiedział mu wampir - I choć nie wszystkoś trafił, masz rację, że nie motywacja, a działania winny nas motywować do współpracy. Prawdą tedy jest, iż przynajmniej wysłać kogoś muszę, by sytuację zbadał, bo księgozbiór przez Merlina gromadzony zbyt cenny jest i niebezpieczny, by dostać się w nieodpowiednie ręce. A że wam wierzę, powinien to być ktoś potężny... potężniejszy niż Merlin, by tego Marcusa w razie potrzeby się pozbyć. A zatem nie jeden ktoś. - Zrobił na moment przerwę, jakby dokonywał w głowie wyboru. Troje ich będzie. Troje spokrewnionych. Każdemu pozwolę zabrać po dwóch sługów krwi, by bezpieczeństwa ich za dnia pilnowali w podróży. Jednakoż z ghulami tak już bywa, że jeno krótkowzrocznie o dobro swego pana dbają, tymczasem trzeba będzie kogoś, kto całą wyprawą pokieruje. Kto za przewodnika będzie robił, ale i organizatora, by o bezpieczeństwo wszystkich dbać. Do tego zadania chciałbym cię nająć Alexandrze z Eu. Pokryję koszty całej wyprawy, a i tobie wypłacę worek srebra przed podróżą i worek złota, gdy misję wykonacie i bezpiecznie do Wiednia mych kamratów odstawicie. W zamian oczekuję lojalności i przygotowania pod okiem Federico do podróży tej. Czy akceptujesz te warunki, Alexandrze?
- Tak, jeżeli i ma małżonka się na tę wyprawę zgodzi.
- Zgadzam się - Aila odpowiedziała chyba nawet bardziej niż chętnie. Krew goniła ją widać w stronę utraconego sire’a.
- Dobrze, co zaś do tego bydła… - Głos skrytego w mroku wampira zdawał się być lekko weselszy. - Myślę, że mam dla ciebie interesującą lekturę. Zostaniecie tu, a jutrzejszej nocy zaczniecie planować. W dzień nie będziecie mogli opuścić zamku, a moi ludzie pokażą Wam gdzie po nim chodzić nie pozwalam.

Nieumarły milczał czas jakiś, w końcu jego głos rozebrzmiał znowu, z innej części komnaty:
- Zastanawia mnie jednak jedno… Skoro Elijaha zginął abyś spod wpływu jego uwolniona została, a i Marcus nad wami… Tyś służką krwi Merlina - głos zwrócił się do Aili. - Twój małżonek może gotów i jego ubić, by upewnić się tym, żeś nie w mocy jednego z nas.
- Gdyby tak było, już by to zrobił. - Powiedziała twardo Aila, jakby nigdy w motywację męża nie wątpiła. - Zamiast tego jednak też chciał się z Merlinem układać, a ten gdy małżonka cudownie po latach odzyskałam też nie wymagał, bym przy nim została. Puścił mnie wolno... - Celowo o rytuale nie wspominała, nie wiedząc czy to jednak nie nazbyt wiele otwartości.
- Pewnaś tego? Do głębi? Że Alexander nie chciał jednak prostszym sposobem upewnić się, że nie będzie Merlin między wami? Układając się czujność twoją i Merlina chcąc uśpić? Swe życie na to byś postawiła?
Aila nie odpowiedziała od razu. Trudno było jednak rzec w mroku czy waha się czy tylko zastanawia, by szczerze odpowiedzieć.
- Jestem pewna panie, że takim jakiego Merlina poznał tam w klasztorze, mój małżonek nie planował i nie planuje go zabić. I to się nie zmieni dopóty mi nic nie zagraża. - Powiedziała ze spokojem w głosie, choć ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak groźba.
- Z Tobą tedy układ chcę zawrzeć Ailo również. - Głos dalej był przyjemny dla ucha, ale nagle jakiś aż lepki. - Jeżeli Twój mąż przedłoży nad uczucie do ciebie i drogę ku spokojnemu życiu… nienawiść do nas, szkodząc tym których poślę, lub samemu Merlinowi… Opuścisz go i przyjedziesz do mnie. Oddasz mi wtedy swe życie, na któreś tak pewna, że je stawiasz nad pewność jemu. Zabiorę to życie, ale dla niego to nie będzie koniec kary za zdradę. Obdaruję cię nieśmiertelnością. Staniesz się jedną z tych, do których nienawiść przedłożył ponad miłość.

Dziewczyna poczuła jak robi jej się słabo. Nie dlatego nawet, że ją samą ta propozycja przeraziła, lecz bała się co Alexander na nią powie. By zyskać czasu, zapytała:
- A co jeśli ktoś z tej trójki na moje życie lub mą cześć nastanie? Co jeśli to przed tymi, których wymieniłeś, mąż będzie chciał mnie chronić? Kto osądzi jego czyny, gdzie kończy się nienawiść do was, a gdzie zaczyna troska o mnie?
- Ty. - Kryjący się w ciemności wampir roześmiał się. - Wszak sama bez ustanku go oceniasz. Jak wstręt przed leczeniem przez mego ucznia rany sobie zadanej. Jeżeli Merlin i tych troje nie wróci, a Ty nie przybędziesz, to ja cię znajdę, od ciebie dowiem się jak to było. Ale gdy przyrzekniesz, a on zdradzi, to przecież przybędziesz, czyż nie? Błagając jeno bym nie ja Ci dar ofiarował niszcząc te piękno twego lica. Mylę się?
Chwilę nie odpowiadała.
- Mylisz się, panie. Jeśli mąż mój mnie zdradzi, to ja nie mniej winna będę obiecywania czegoś, czegom niezdolna dotrzymać. Niech więc i on wie, jak bardzo w niego wierzę. Jeśli wrócę i powiem, żem się omyliła, ciebie o przemianę poproszę, urodę swą pragnąć pogrzebać na wieki - odparła, prostując się dumnie.
Nastała cisza, jakby gospodarz czekał co na to powie Alexander, ale ten milczał. W końcu wampir odezwał się:
- Odpocznijcie zatem, nie zatrzymuję was.

Gdy wraz z Alexandrem Aila wychodziła z komnaty, miała dziwne przeświadczenie, że przegrała. Choć osiągnęli, co chcieli osiągnąć, znów miała to wrażenie, że nieśmiertelny jest krok przed nimi.
Albo i kilkanaście kroków.
Niepewnie spojrzała na męża, by w bladym blasku świec odczytać emocje z jego twarzy i o dziwo Alexander wydawał się spokojny. Jakby mimo słów które padły był miarkowanie zadowolony z rozmowy.
- Trzech nieśmiertelnych, nono… Widać znają tego Marcusa jak zły szeląg.
Podeszła tymczasem do nich służka z bliznami na twarzy. Skłoniła się lekko i wskazała drogę.
Ruszyli za nią, bo i co mieli innego robić.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 08-11-2017, 11:51   #36
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Po niedługim czasie Matylda przerwała upiorną ciszę przerywaną tylko stukotem butów na posadzce.
- Proszę wybaczyć, ale nie mamy wiele służby... - “ludzkiej” wydawało się, że to chce dziewczyna dopowiedzieć, lecz ugryzła się w język. Mówiła, cały czas mając zwieszoną głowę, jakby ktoś na nią krzyczał. - Postaram się jednak zadbać o państwa potrzeby. W skrzydle do którego państwa prowadzę wszystkie komnaty będą do państwa dyspozycji. W każdym z nich też znajduje się dzwoneczek, by w razie potrzeby służbę przywołać. Jadalnia, komnata kąpielowa, komnata myśliwska, biblioteczka oraz cztery komnaty sypialne. Życzą sobie państwo spać w jednej czy w osobnych? - zapytała, prowadząc ich po szerokich schodach w górę na piętro skąpanego w mroku zamczyska. Wszędzie tu panowały całkowite ciemności i tylko kaganek, trzymany przez Matyldę, oświetlał im drogę, toteż ani Aila, ani Alex nie mogli przyjrzeć się dokładniej wystrojowi wnętrza.
- W jednej - odpowiedział szybko Alexander.
Matylda ledwo widocznym skinieniem potwierdziła.
- Szykować kąpiel? Jakąś spóźnioną wieczerzę dla państwa? - zapytała i tym razem to Aila pospieszyła z odpowiedzią:
- Kąpiel. - Czuła się dziwnie brudną po spotkaniu z paskudnej powierzchowności wampirami.
- Tak uczynię - odpowiedziała Matylda, która zatrzymała się w jednym z korytarzy, jedynym oświetlonym - to pokoje waszmości. - Wyjaśniła krótko. - W dzień, jeśli Wasza wola możecie zwiedzać południowe skrzydło zamku, gdzie się teraz znajdujecie. Pan prosi jednak, byście szanując jego odpoczynek nie zachodzili do północnego skrzydła, a także w trosce o was odradza wędrówki dalsze niż poza dziedziniec i ogrody zamkowe.
- Zawołaj nas gdy kąpiel gotowa będzie. - Alexander skinął głową. - Prośbom gospodarza nie uchybimy.

Gdy służka odeszła, a małżeństwo zostało samo, bękart otworzył jedne z drzwi.
- Myślisz, że sama się oszpeciła by bardziej sire przypominać, czy oni jej to uczynili, bo uroda w oczy kole? - spytał wchodząc do środka.
Aila zatrzymała się w progu.
- Czemuż ty musisz być taki cyniczny? - zapytała ze stłumioną złością. - A może kto inni jej to zrobił? A oni ją przygarnęli, bo im wygląd obojętny. Wyobrażasz sobie żeby ją kto na zamek wziął ze szlachty? Chyba tylko na jarmarku jako dziwadło mogłaby występować.
- Mogło i tak być. Kto wie? - Wzruszył ramionami rozglądając się po pomieszczeniu. - Ot jakże różne spojrzenie. Ja w nieumarłych widzę względem ludzi zło i cynizm Elijahy, Theresy, Marcusa, a ty doszukujesz się w każdym drzemiącego Merlina.
Westchnęła i na próbę usiadła na łożu.
- A pewnie prawda i tak leży gdzieś indziej. Co sądzisz o tej... obietnicy, którą sobie zażyczył?
- Chcę jeno spokoju. Nie mam celu w niszczeniu ich. Merlin, obiecał rytuał i wolni będziemy. Nie dziwię się że zabezpieczyć się chciał. I dobrze. Myślę, że na tym nie koniec. Tych trzech nieumarłych może okazać się trudnymi, we współpracy.
- Prawda to, choć przynajmniej czuć, że traktują nas poważnie... i samego Marcusa.
Nie odpowiedział.

Nie czekali zbyt długo nim do pokoju rozległo się dyskretne pukanie. W upiornej ciszy i znienacka poderwało ono jednak oboje.
- Tak? - zapytała Aila, choć przed chwilą aż podskoczyła.
- Kąpiel gotowa - obwieściła im Matylda zza uchylonych drzwi. - Przygotowałam też dla państwa szaty do spania. Jeśli nie pasowałyby, proszę tedy zadzwonić dwa razy dzwoneczkiem, przyniosę inne na przymiarkę.
- Gdzie komnata kąpielowa i gdzie te szaty?
- Zaprowadzę… szaty tam złożone. Pan mój prosił też, by dać Ci to panie. - Wyjęła kartę pergaminu na cztery złożoną ze śladem po pieczęci. Alexander wziął i zaczął czytać, a służka spojrzała na Ailę czekając.
Szlachcianka spojrzała niepewna na męża, widząc jednak jak pochłonęła go lektura, sama ruszyła za służącą do pomieszczenia na końcu korytarza. Gdy tylko Matylda otworzyła drzwi, w twarz szlachcianki uderzył obłok gorącej pary.
- Jak wam się udało tak szybko podgrzać... - zdziwiła się.
- To wynalazek pana Federica, nie mogę jednak zdradzać szczegółów - odparła uprzejmie dziewczyna - Czy coś jeszcze mogę...
- Nie - rzekła Aila zdecydowanie. Nie chciała się rozbierać przy dziewczynie. Chciała w samotności zmyć z siebie brudy dnia.

Pogrążenie w lekturze nie było jednak tak silne, aby pozwolić Aili samej gdzieś przebywać w zamku wampira. Matylda wyminęła Alexandra, który przyszedł za nimi i stał w progu.
- Mam na zewnątrz poczekać? - spytał ciężkim głosem.
- A nie uważasz, że też by ci się kąpiel przydała? - Szlachcianka zmarszczyła znacząco nosek i zaczęła rozwiązywać suknię - Co to takiego? - Wskazała trzymane przez męża papierzyska.
List… - Bękart miał nietęgą minę. - Od Marcusa… do Josefa - dodał wchodząc i zamykając drzwi. Wyciągnął papier ku Aili.
Zbladła.
Podeszła szybko i spojrzała na zapiski. Ciało jej zaczęło aż drżeć ze zdenerwowania.
- Wygląda na stary…
Aila zaczęła czytać.

Cytat:
(...)
Krowa daje mleko, krowa rozmnaża się cieląc i dając życie nowym krowom, krowa daje też mięso. Krowa jest dobrodziejstwem dla zwykłego chłopa, co nie podlega to wątpliwości.
A jednak… to wciąż tylko bydło.

Nie podlega też wątpliwości, że o trzodę dbać człowiek jakoś musi, czy to o wspomniane bydło, czy o świnie, czy o kury. Człowiek, który tego nie będzie czynił, utraci je i nic z niego mieć nie będzie. Ot mięso jednorazowo i nic ponadto. W zimę oborę trzeba zabezpieczyć przed mrozem, a w lato dbać by dużo wody na skwarze miało. Dostęp do pożywienia zapewnić…
Tak, dbanie o trzodę ważnym jest i ku korzyści. Nie ma też podstaw, aby nad zwierzęciem się bezpodstawnie znęcać, bo i cóż to za radość i chwała?
Wyłomotać kijem? Przypalić rozgrzanym żelazem? Bić, ranić?
Ani to sensu nie ma, ani realnych korzyści nie da, chyba żeby kto sadystą był, wtedy i czemu nie. Ot radość z krzywdy czynienia. Ale kto tym się kieruje ten słaby, na bezbronnym bydle się za to mszczący, że sam nic nie znaczy.
Dbać o bydło trzeba i korzystać z dobrodziejstwa, a i gdy przyjdzie ku temu zarżnąć na mięso i skóry, bez sentymentu, bez żalu, bez wahania.
Bo po toż bydło jest i w zagrodach stoi.

Znajdą się jednak zawsze tacy dewianci, co do tegoż bydła przywiązują się. Miast w oborze trzymać, podczas mrozów pozwalają krasuli w izbie, przy ogniu stać. Nie zarżną na mięso gdy głód w oczy zagląda. Jako domownika traktują… Jako ‘coś’ godnego uczucia czy większej uwagi. Znajdą się przecież tacy co zatracają się w rozpatrywaniu czym ta krowa jest. Zali jeno zwierzęciem by z niego korzystać i by służyło, czy jednak czym więcej? Może i kiedyś (wybacz krotochwilę) ludzie prawa sobie ustanowią, że krowa winna mieć tyle a tyle przestrzeni w kojcu, przed chorobami mus ją chronić, a ubijać bez bólu. Znajdą się i tacy, co pod sąd zgłaszać będą sąsiada, który bydło swe kijem łomocze gdy w szkodę ono idzie.
Być może i kiedyś tak będzie… to wszak tylko ludzie.

My mamy to błogosławieństwo, że nasza trzoda… nasze bydło, samo się z “mleka” doi, albo ochoczo szyje nadstawia. Obory naszemu bydłu budować nam nie trzeba, ot sami się sobą zajmą. Wody nanieść, nakarmić? Nie, też sami o to zadbają. Krowa nie zadba o wygody właściciela, a o nasze człowiek tak. Z narażeniem życia jeszcze ochroni…

Ale to wciąż bydło.

Wy zaś zaczynacie widzieć w tym bydle zagrożenie. Żyć obok chcecie i wynosić je do poziomu wiernego psa, lubo wiernego rumaka. Niektórzy wariaci jak Merlin, to i równość by między nami do ludzi czynili najchętniej.
Nie.
To szaleństwo Josefie.
Więcej racji mają ci, co chętni wybatożyć te bydło gdy mają zachciankę, niż ci co jakie specjalne prawa chcą dawać.

To nie tak, że ja w tym naszym bydle potencjału nie widzę. Och tak…
Mają potencjał. Rozwijają się, konsolidują, łby unoszą. Kiedyś nie do pomyślenia było, żeby się sprzeciwiali, dziś są tacy co polują na nas.
A jutro?
Jutro zależy od tego co my zrobimy. Jeżeli poczują, że są czymś więcej niż bydło, to źle będzie Josefie.
Nie można na to pozwolić.
Nie można choćby zasugerować, że mogliby żyć z nami, obok nas.
Nasze bydło Josefie musi znać swoje miejsce w obórce.
Nasze bydło Josefie myśli, rozumie terror.
To właściwa droga, a nie wasza.

Więcej posłańców w tej sprawie nie ślij
.
Aila czytała w napięciu i odruchowo zaczęła gdzieś w połowie udo swe gładzić z piętnem - nieświadoma tego gestu.
- Co za... obrzydliwiec. - Tylko tyle zdołała rzec na początku.
- Ilu podziela to spojrzenie? - Alex wziął Ailę w objęcia i położył głowę na jej barku. - Zniszczmy go i zaszyjmy się na Kocich Łbach, z dala od nich wszystkich.
Westchnęła i wiedziona jakimś dziwnym odruchem spojrzała w okno, lecz przez kłęby pary nikogo tam nie zobaczyła... nawet gdyby ktoś był. Tutejszy pan zamku najpierw wymusił na niej obietnicę, a teraz podłożył Alexandrowi materiały, które karmiły jego nienawiść do nieumarłych. Czyżby to był jego plan? Dręczyć rycerza aż pęknie, a ona sama stanie się jego własnością?
Pogładziła męża po włosach czule.
- Tak będzie, a teraz wskakuj do balii z wodą - rzekła z udawaną swobodą.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Alexander zaczął się rozbierać, na koniec zdjął opatrunek z obandażowanej ręki. Syknął cicho gdy zasklepła krew odrywała się z materiałem, ale na przedramieniu miał tylko zabliźnioną szramę. Jakby rana zadana była z tydzień temu i z wierzchu zagojoną była już całkiem nieźle. Powoli władował się do całkiem sporej balii z wodą.

Aila obserwowała go rozbierając się też. Serce miała ściśnięte jednak smutkiem. Coś von Bauren zrobił swoimi słowami, jakby usunął klapki z jej oczu. A może je założył? W każdym razie nic nie wskazywało na to, by mieli z mężem żyć długo i szczęśliwie z dala od problemów. Zbytnio sami je przyciągali.
Wolnym krokiem kobieta podeszła do balii, w której grzał się już bękart. Była ona naprawdę wielka, jedna z większych jakie szlachcianka widziała, więc bez trudu weszła i umościła się naprzeciwko Alexandra. Westchnęła z rozkoszą, czując jak gorąca woda rozluźnia jej ciało.
- Jesteśmy tu, żyjemy. Nie zabili nas, chcą upolować Marcusa - odezwał się prześlizgując wzrokiem po jej ciele. - Ty zaś wyglądasz na bardziej strapioną niż wcześniej.
Uśmiechnęła się lekko.
- A miałam nadzieję, że powiesz, iż wyglądam olśniewająco. Widać stare z nas już małżeństwo - zażartowała, a żeby odwrócić jego uwagę stopą poszukała jego nogi i pogładziła łydkę.
- Bo wyglądasz. - Też się uśmiechnął. - A do starego małżeństwa nam daleko. Pogłaskał jej stopę.
Przymknęła oczy, delektując się jego pieszczotą.
- Boję się znów ich spotkać... nieumarłych. Aż trzech nowych i dwóch... - Odruchowo zerknęła na wewnetrzną stronę swego uda. - Boję się i zarazem chcę tego, by wiedzieć, że ten znak nic nie znaczy. Że... nie należę do niego.
- Nie należysz. Ani do Marcusa, ani do Merlina.
- A do ciebie? - zapytała, pełznac stopą wyżej po jego udzie.
- Wolność ci kiedyś obiecałem, zdania nie zmieniłem - uśmiechnął się. - Do nikogo należeć nie będziesz.
- Dobrze, że jam takich głupich deklaracji nie czyniła... - odparła blondwłosa i z szelmowskim wyrazem oczu przyglądała się mężowi, przesuwając stopę po wewnętrznej stronie jego uda, aż dotarła do jego klejnotów.
- Sugerujesz, że uważasz mnie za swoją własność? - Z lekkim uśmiechem uniósł brwi i zadrżał lekko pod pieszczot. Uniósł jej drugą stopę ponad powierzchnię wody i zbliżył usta całując jej duży palec.
- Sugerujesz, że mogłabym się mylić? - zapytała tym samym tonem przyglądając się jego poczynaniom i jednocześnie ugniatając delikatnie tężejącą męskość palcami drugiej stópki.
- Nie wiem, mam niewielkie wątpliwości - odpowiedział obcałowywując jej stopę.
Zachichotała, zabierając obie stopy i obejmując kolana dłońmi.
- Sama nie wiem czy jesteś bardziej moim niewolnikiem, czy raczej idei tego, by mnie chronić zawsze i za wszelką cenę - odparła.
- Na to nic nie poradzę. - Prysnął jej lekko wodą w twarz i zaczął zmywać pot ze swych ramion.
- Obróć się. - poleciła Aila, biorąc niewielki gałganek do ręki.

Posłusznie przekręcił się tyłem do niej i przymknął oczy rozkoszując temperaturą wody.
Dziewczyna zaczęła powoli polewać wodą jego barki, ramiona i głowę, drugą dłonią osłaniając mu oczy.
- Włosy ci urosły... - stwierdziła, przeczesując je palcami.
- Lepiej było jak ich nie miałem i nosiłem mnisi habit? - zainteresował się.
- Nie, raczej... jestem zazdrosna, że twoje tak szybko odrastają - powiedziała, pieszcząc palcami teraz szyję i kark mężczyzny.
- Z długimi, z krótkimi, i tak jesteś piękna - mruknął odchylając się nieco do tyłu i poddając pieszczocie.
Aila pomogła mu się umyć, nie spiesząc się przy tym. Jej dotyk był rozluźniający, delikatny. Choć czasem wydawało się, że pieszczoty nabierają bardziej zmysłowego charakteru, szlachcianka wyraźnie się tonowała.
- Skończone... śpisz? - zapytała męża, który trzymał teraz głowę wspartą o jej piersi.
- Niełatwo usnąć pod Twoim dotykiem - powiedział leniwie z przymkniętymi oczyma.
Uśmiechnęła się.
- No to uciekaj... chyba, że chcesz się odwdzięczyć.
- Chcę - odrzekł i trochę niechętnie uniósł głowę z jej piersi. Obrócił się po raz kolejny w balii by być przodem do niej, przyklęknął i teraz on zaczął obmywać jej ciało.
- Rozumiem, że ja nie mam się obracać tyłem? - zapytała z uśmiechem.
- A wolisz… tyłem? - odrzekł z uśmiechem przesuwając szmatką po jej barku i dekolcie.
Zarumieniła się.
- Alex... - chciała chyba coś powiedzieć, lecz własna wyobraźnia ją pogrążyła. Bez słowa obróciła się plecami do małżonka.

Nie czekała długo.
Poczuła jego dłonie powolnymi, leniwymi ruchami obmywające jej plecy, żebra, docierające do bioder delikatnym dotykiem. Westchnęła i odchyliła do tyłu głowę, opierając ją o ramię Alexandra, który utraciwszy dostęp do jej pleców zaczął obmywać brzuch i jędrne piersi.
Poczuł jak pod palcami jej sutki sztywnieją. Dziewczyna obróciła głowę, by spojrzeć na niego z niewypowiedzianym pytaniem.
- Alex...?
- Tak kochana…? - Uchwycił obie półkule w dłonie przesuwając ustami po jej włosach.
Przełknęła ślinę, starając się opanować oddech, który dziwnie przyspieszył.
- Wiesz, że... oni mogą... nas obserwować...? - zapytała, zaciskając dłonie na krawędziach balii.
- Wiem… - zgodził się z małżonką szepcząc, lecz dłoni nie zabrał. - Przynajmniej ktoś podsłuchuje. - Skubnął płatek jej ucha. - Właśnie zakrywam Twą nagość. - Uśmiechnął się ściskając lekko dłonie.

Musiał jednak wiedzieć jak Aila reagowała na jego dotyk. Dziewczyna przylgnęła pupą i plecami do jego ciała, ocierając się o nie. Jej oddech był coraz cięższy.
- Ty chciałabyś być obserwowana, prawda? - Jedna z jego dłoni przeniosła się na brzuch dziewczyny przyciskając ją do siebie mocniej. - Jak Elsa… w Wilczych Dołach.
- Nie, wcale nie... - pospieszyła z zapewnieniem jakoś tak nerwowo się przy tym poruszając.
Pod wpływem jego dotyku, rozchyliła pod wodą nogi i poczuła twardy ciepły kształt leniwie przesuwający się między jej posladkami. Rękami zaś zaczęła dotykać jego dłoni, które trzymał na jej biuście. Ściskała je coraz śmielej.
- Alex... nie możemy... - starała się protestować.
- Dobrze kochana… - Nie zabierał dłoni ale i przestał uciskać. - Obiecałem spełniać twe drzemiące w głębi marzenia. - Wciąż szeptał ustami przy jej uchu. - Jeżeli to nie jedno z nich… to chodźmy do naszej komnaty.
Przełknęła znów ślinę, lecz nie poruszyła się.
Przynajmniej nie po to, by wyjść z balii.
- Jesteś okropny... - poskarżyła się i odchylając głowę, musnęła wargami jego szyję.
- Jestem? - Jego dłoń znów zaczęła ugniatać ciężką pierś, a druga przesuwać się z brzucha, niżej. - Mężczyzna, czy kobieta? - spytał cicho znów bawiąc się ustami płatkiem jej ucha.

Aila poderwała się gwałtownie z wody, lecz tylko po to, by unieść pośladki i dłonią nakierować męskość małżonka na jej grotę rozkoszy. Jej ruchy były nerwowe, niecierpliwe.
- Oboje... - odpowiedziała, nie patrząc na niego - Ona pod drzwiami... on... za oknem...
- Mhm… - Zabrał dłoń z jej piersi i poruszając się wewnątrz niej namacał coś koło balii. W komnacie rozległ się głośny dźwięk dzwonka.
Przerażona Aila aż podskoczyła, lecz druga dłoń rycerza trzymała ją pewnie. Szlachcianka przez ramię spojrzała na męża wielkimi oczami. Pochylił się i pocałował ją, a ona niepewnie, wciąż z tłumionym żarem odpowiedziała na ten pocałunek.
Tymczasem do drzwi rozległo się pukanie i uchyliły się odrobinę, lecz Matylda nie weszła do środka, jakby wiedząc, czego może się spodziewać.
- Państwo wzywali? - zapytała sciszonym głosem.
- Wiem że… - ruchy Alexandra stały się płynniejsze, a dłoń wróciła do jej piersi, druga ześlizgiwała się niżej - w siedzibie Twego sire bezpiecznie… ale czy mogłabyś Matyldo kazać jednemu ze strażników stanąć pod oknem do tej komnaty? Tak na wszelki wypadek. Moja małżonka poczuła by się - Aila poczuła że wchodzi głębiej - bezpieczniej.
- Pod oknem to niemożliwe, bo rośnie tu drzewo, ale obok jest balkonik. Czy to państwu wystarczy?
Odpowiedzią był stłumiony jęk rozkoszy Aili, która wiedząc, że służąca ich jednak nie widzi, wsparła się na brzegach balii i uniosła nieco, by ułatwić małżonkowi zagłębianie się w niej i by czerpać jak najwięcej z tego przyjemności.
- Na balkoniku, pod drzewem… na drzewie… zajedno, grunt by miał wszystko na oku - odpowiedział dwuznacznie, a jego dłoń nakryła łono żony tak, że czubki palców dotknęły jej kobiecości, w którą wciąż jeszcze wślizgiwał się powolnymi, leniwymi ruchami. - A Ty Matyldo… - urwał zbliżając usta znów do ucha Aili. - Po której stronie drzwi ją chcesz? - spytał szeptem.
- Alex... - szepnęła niemal błagalnie, wyraźnie nie chcąc odpowiadać. Cała jej twarz płonęła rumieńcem.
To starczyło mu na odpowiedź.
- ...Ty gdy wyślesz strażnika przyjdź tu, wejdź i stań pod drzwiami - dokończył wydawać polecenie Matyldzie.
- Tak panie. - powiedziała usłużnie dziewczyna i wyszła.
Aila zaś wbiła paznokcie w udo mężczyzny.
- Co ty... robisz...? Czemu... teraz? - wydawała się być miotana wewnetrzną sprzecznością między wstydliwością a bezwstydnością, która cechowała jej temperament.
- Bo tych dwoje - jego ruchy nabierały płynności - zostawimy za plecami - pocałował jej szyję - i być może nigdy nie zobaczymy… - ścisnął pierś.
- Ale dziś... i jutro... i nie wiadomo jak długo... tu będziemy - próbowała oponować, lecz jej ciało było już przekonane.



Zgrabny tyłeczek uniósł się jeszcze bardziej, a jego właścicielka klęknęła w balii, z której część wody była już na posadzce.
- Mhm… - zaczął poruszać palcami. - I nie będziesz wiedziała który to strażnik - szepnął jej do ucha wbijając się głębiej w jej ciepłe miękkie wnętrze.
Ta wizja ją podnieciła jeszcze mocniej, czuł to po reakcjach jej ciała.
- Alex... - chciała coś powiedzieć, lecz drzwi znów się uchyliły.
- To tylko ja - powiedziała Matylda, wchodząc z jak zwykle spuszczoną głową. Policzki oszpeconej dziewczyny były zarumienione, choć jej mina pozostawała obojętna.
Bękart lekkimi ruchami ciała podczas pchnięć przekręcił ich by byli bokiem zarówno do okna, jak i do drzwi. Zwiększył tempo i zaczął obsypywać pocałunkami szyję żony i jej barki, zerkając przy tym na stojącą przy wejściu służkę.
Ta stanęła tak jak jej kazał koło drzwi. Przodem do nich. Niby wpatrując się w ziemię, lecz co jakiś czas rzucając parze spłoszone spojrzenia.
Aila zaś przeciwnie do męża. Odwróciła głowę do okna, by nie widzieć dziewczyny, lecz wkrótce przypomniała sobie o strażniku. Krzyknęła głośno dochodząc, gdy Alex wykonał wyjątkowo mocne pchnięcie.

Jeżeli mężczyzna wystawiony na straży wahał się wcześniej czy wspiąć się na drzewo i popatrzeć, to ten krzyk chyba stłumił jego opory. Alex nie puścił Aili i wciąż zagłębiał się w nią pieszcząc palcami wejście do jej wilgotnej jamki coraz mocniej szturmowanej głębokimi wejściami.
- Alex... ja nie... - jego małżonka podskakiwała w rytm jego pchnięć a jej krągłe, dorodne piersi o których szczupła Matylda mogła zaledwie pomarzyć kołysały się nieustannie - Nie mogę... - pojękiwała cicho jego małżonka, po czym podniosła głos - Wyjdź! Wyjdź Matyldo!
Bękart nie komentował tego zatracając się. Uchwycił dłońmi biodra Aili wbijając się coraz bardziej chaotycznie. Ponad głową szlachcianki spojrzał na służkę i uśmiechnął się lekko. Zrobił głową lekki gest jakby kazał jej się zbliżyć.

Dziewczyna zawahała się, dostając sprzeczne polecenia i nie poruszyła się. Popatrzyła niepewnie na szlachciankę, która jakby zapomniała o bożym świecie, poddając się dzikiej żądzy, która nią targała... a raczej targała Alexandrem, w którego rękach była teraz piękna blondynka.
Przygryzł lekko jej szyję patrząc wymownie na Matyldę.
Oszpecona służka zbliżyła się niepewnym krokiem. Aila jej nie widziała na razie, tylko Alexander, który uderzając coraz mocniej i coraz głębiej wyciągnął ku Matyldzie dłoń w geście aby podała mu swoją.
- Alex... jeszcze... - pojękiwała tymczasem jego małżonka, prężąc lubieżnie swoje ciało i chyba zerkając za okno, jakby chciała przekonać się czy są podglądani.
Służka uniosła pooraną bliznami twarz, która chyba wcześniej już była raczej przeciętnej urody i spojrzała w oczy Alexandra. Zobaczył w nich jakąś dziwną odwagę. Matylda podała mu swoją dłoń, a on położył ją na policzku Aili.
Zabrał rękę uchwycając na powrót oba kształtne biodra i zaczął wbijać się już bez żadnych zahamowań, jak najmocniej, jak najszybciej, jak najgłębiej. Czuł nadchodzącą falę spełnienia.
Czując inny rodzaj dotyku, szlachcianka odwróciła głowę i spojrzała zszokowana na Matyldę. Chciała chyba coś powiedzieć, lecz szybkie tempo, które narzucił jej mąż, pozbawiło ją oddechu. Zresztą nie tylko ono. Służąca w akcie niezwykłej jak na swoją funkcję śmiałości pochyliła się i pocałowała kasztelankę bezpośrednio w usta.
Tu Alex nie wytrzymał i eksplodował spełnieniem z cichym jękiem, wtulając twarz w łuk szyi i barku żony.
Gdy skończył, dysząc ciężko, Matylda oderwała wargi i stanęła znów ze spuszczoną głową obok balii.




- Czy życzą sobie państwo czegoś jeszcze? - służka zapytała cicho.
Alex łapczywie nabierał powietrza, kręcąc lekko przecząco głową.

Matylda skłoniła się lekko i wyszła z komnaty, zaś Aila odwróciła głowę, by spojrzeć na małżonka. Podobnie jak on dyszała ciężko i wyglądała na potwornie zmęczoną.
- Czasem nie wiem... czy to na pewno ja jestem bezwstydnicą... w tym związku...
- Zarażasz… - mruknął odrywając się od niej.

Wyszedł z balii i zaczął się wycierać. Aila nie czekała dłużej, by postąpić za jego przykładem. Chwilę milczeli, przebierając się w nocne koszule, gdy wreszcie szlachcianka nie zdzierżyła.
- Ty kazałeś jej mnie pocałować?
- Nie. Zaskoczyła mnie tym - przyznał zgodnie z prawdą zapytany.

Szlachcianka westchnęła, ale nie skomentowała. Będąc już ubraną, ruszyła do sypialni, nie czekając nawet na małżonka.
Dołączył do niej ledwie kilka chwil później.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 08-11-2017 o 12:04.
Leoncoeur jest offline  
Stary 09-11-2017, 11:39   #37
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Jako że położyli się ledwie kilka godzin przed świtem, spali lub drzemali do południa. Nikt im w tym nie przeszkadzał, nie pojawiała się Matylda by choćby pytać o chęć zjedzenia śniadania. Pierwszy na coraz płytszy przerywany sen zareagował Alexander. Przeciągnął się w łożu i rozejrzał.
Ucałowawszy Ailę w czoło zszedł z łóżka szukając ubrania aby je włożyć. Nie znalazł go jednak. Tak samo jak w pokoju nie było ubrania Aili, która właśnie się przebudziła i jeszcze zaspana wyjrzała spod kołdry.
- Dawno nie spałam w takim łożu... - westchnęła.
- Trzeba korzystać. Żyjemy, co już samo w sobie jest dobre. Miękkie łoże..., może nas nawet nakarmią! - zażartował.
Jego małżonka uśmiechnęła się, lecz po chwili strapiło ją coś.
- Musimy chyba ją... wezwać, prawda?
Alexander kiwnął głową i wzrokiem wskazał mosiężny dzwon leżący na wieku kufra obok łoża. Aila prychnęła i... obróciła się na drugi bok.
- Ja jeszcze wytrzymam! - powiedziała wyjątkowo dziecinnie.

Rycerz westchnął i podszedł do łoża i stojącej obok skrzyni.
Zadzwonił, a pukanie do drzwi rozległo się prawie od razu jakby ktoś czekał na wezwanie pod nimi.
- Gdzie nasze ubrania? - spytał Alex w stronę drzwi.
Do pokoju weszła Matylda z naręczem ich odzienia, jak zwykle mając spuszczoną głowę. Dziewczyna, choć wiele chyba nie pospała, nawet nie wyglądała na zmęczoną.
- Dzień dobry panie. Odświeżyłam wasze rzeczy. Czekałam aż się obudzicie, by je wnieść. Czy życzą sobie państwo, by szykować w salonie śniadanie?
- Dziękujemy Matyldo. Zjemy w sali jadalnej, czy… tutaj? - Alexander zwrócił się do żony.
Usłyszał jak mruczy coś niezadowolona pod kołdrą. Wciąż była nią zakryta, gdy odpowiedziała:
- W sali jadalnej!
- Przybędziemy tam niedługo zatem. - Alexander uśmiechnął się do służki.

Gdy Matylda skłoniła się i wyszła podszedł do łoża i usiadł na nim. Wymacał pod kołdrą bosą stopę i załaskotał by wyłuskać tym małżonkę spod pierzyny. Wyskoczyłą zaraz fucząc i złorzecząc na niego. Nie przeoczył jednak, że policzki Aili są zarumienione. Uśmiechnął się lekko, ale nie skomentował ani jej rumieńców, ani zachowania. Wskazał jedynie jej szaty i sam zaczął się ubierać.
- Pół dnia będziemy mieli do zmroku, cóże życzysz sobie czynić przez ten czas kochana? - spytał wzuwając koszulę.
- Wiele chyba nie mamy opcji, skoro nie możemy zwiedzać zamku - odparła ze westchnieniem szlachcianka, wychodząc z łoża i ściągając koszulę nocną przez głowę, by po chwili stanąć nago na środku pokoju.
- Może mają tu jakieś... szachy albo inne gry... - powiedziała, choć tego rodzaju rozrywki uchodziły za typowo męskie.
- Może… mają - zgodził się patrząc na nią i podziwiając widoki z błogą miną. Jakby zapomniał o spodniach jakie trzymał w dłoniach.
- Mówili też coś o biblioteczce - kontynuowała jakby nigdy nic Aila, przyglądając się swojej sukni. Po chwili zaczęła wdziewać dolną część bielizny.
- Możemy po prostu kazać tej służce pokazać nam tu wszystko co możemy zobaczyć - Alex znów zaczął się ubierać, ale wciąż zerkał ku żonie.
Tej propozycji Aila nie skomentowała, ubierając się do końca bez słowa.

Gdy byli gotowi, Alexander wziął mosiężny dzwonek i potrząsnął mocno.
Jak wcześniej zaraz po tym jak rozbrzmiał dźwięk rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejdź Matyldo… - rzekł Alexander, a zaraz drzwi otworzyły się i służka wślizgnęła się do środka jak zawsze ze spuszczoną głową.
- Prowadź nas do komnaty jadalnej, później zaś, gdy zjemy… Nie do końca rozeznajemy się w zamku, a wszak w niektóre jego zabudowania mamy nie wchodzić… Będziesz tak dobra Matyldo i oprowadzisz nas po tych miejscach gdzie gospodarzowi nasza obecność nie będzie niemiła? Do jego przebudzenia pół dnia, mamy sporo czasu, który chcielibyśmy jakoś… przyjemnie spożytkować.
- Oczywiście panie - dziewczyna powiedziała cicho, nie podnosząc głowy. Aila miała jednak wrażenie, że służka cały czas ją obserwuje. Nawet gdy przeszła koło niej, wchodząc do komnaty, gdzie podano całkiem wystawne śniadanie, szlachcianka czuła na swoich plecach wzrok służki, dopóki ta nie zostawiła ich, życząc smacznego i sugerując, żeby użyli dzwoneczka, gdy będą gotowi na zwiedzanie.

- Nie podoba mi się ta dziewczyna... - odezwała się Aila, gdy kończyli już śniadać.
- Czemu? - spytał Alexander. - Zauważyłem, że drzemie w niej pewna odwaga i spolegliwość sługi może być jedynie pozą. O tym mówisz?
- Mhmmm - odparła Aila, odkładając sztućce. - Mam wrażenie, że ona z nas... kpi. A przynajmniej ze mnie. I to, co zrobiła wczoraj... - kasztelance zabrakło słów.
- To służka nieśmiertelnego. Może służka krwi? - Alexander wzruszył ramionami. - Może uważać się za lepszą od nas jako służka tego wampira. Wydaje mi się, że może też chodzić o coś innego. - Zagryzł chlebem z serem. - Może po prostu… chciała to zrobić?
Aila zwiesiła głowę na piersi.
- Nie powinieneś... w ogóle tej sytuacji... do niej dopuszczać... czy wręcz ją tworzyć. To sprawia, że robię się coraz gorsza.
Odłożył chleb patrząc przez chwilę na żonę.
Wstał i podszedł do okna.
- Cóże mi czynić? - spytał nie patrząc na Ailę, a na widok dziedzińca. - Nie spełniając lubieżnych myśli i nadziei w Tobie drzemiących ryzykuję, że nagromadzone w Tobie eksplodują w którymś momencie. Spełniając je zaś, jako rzeczesz, gorszą Cię czynię… - Spuścił głowę. - Cóże mi czynić?
Nie odpowiedziała.

Patrzyła tępo w talerz, bijąc się w głowie z własnymi myślami. Dopiero po jakimś czasie, postanowiła skupić na sobie uwagę męża.
- Alex... a czy ty... robisz to tylko dla mnie? - zapytała cicho.
Odwrócił się i spojrzał na żonę, po czym zbliżył do niej.
- Tylko dla Ciebie…? - powtórzył cicho, odwracał przy tym wzrok. - Nie…
Złapała go za rękę.
- Więc mi to powiedz, a nie, że ciągle robisz to dla mnie... czuję się jak... jakbym była nawiedzona co najmniej, a ty łaskawie się o mnie troszczysz. - Spojrzała na niego z jakimś dziwnym bólem w oczach. - Nie wiesz jakie to... ciężkie... Zawsze mam wyrzuty sumienia. Za każdym razem, gdy chcę... czuję się występna... a Ty jesteś tak dobry, że to akceptujesz.
Pochylił się nad nią.
- Czasem przed oczyma mi staje… - rzekł cicho - jak wijesz się bezwstydnie na podłodze głównej izby “Pohulanki” Jak krzyczysz mi w twarz ‘bym Cię rżnął’, choćby przy wszystkich, zwierzęco. I chwyta podniecenie, oraz poczucie żalu, żem tego nie uczynił, gdym się wtedy po prostu bał. Wtedym tego nie zrobił, tedy… żal pozostaje. Wczoraj bałem się czego innego, że - znów odwrócił wzrok - okazję znów stracę na bezwstyd którego pożądasz, a który nie jest mi niemiły.

Aila słuchała, wpatrując się w jego dłoń, jakby nie miała odwagi patrzeć mężowi w oczy.
- Ja... wtedy to nie byłam ja. Myślę, że... troskę ponad pożądanie przedłożyłeś. Bom wtedy... jak opętana. I choć prawdą jest, że czasem... czasem mogłaby tak krzyczeć, to... - przełknęła ślinę - tylko dla ciebie, miły.
Pogłaskał ją po plecach.
- Pomyślałem… że jeżeli to będzie w Tobie siedzieć niespełnione… to nie wiadomo z czasem jak to być może. Jak z gniewem… gdy kto go w sobie tłumi to w najmniej spodziewanym momencie człowiek nim wybuchnie. Więc wolałem… - minę miał głupią. - A i mi samemu to nie… - wyglądał jakby nie wiedział co rzec. Aila objęła go za szyję i przytuliła się czule.
- Jeśli też tego chcesz, to nie mam powodów, by się hamować, bo to ciebie pragnę. I to tobie nie chciałabym być niemiła z moim... apetytem.
- Nie jesteś. - Pocałował ją w skroń. - Rzeknij mi jeno… - spojrzał na nią - co gorsze? Czy gdy te apetyty w sobie tłumisz, czy gdy je spełniasz?
- Gdybyś nie chciał, wolałabym się powstrzymywać, lecz... gdy wiem, że nie robisz tego jeno dla mnie, to wolę je spełniać... i chcę spełniać twoje fantazje - przyznała z zarumienioną twarzą, uśmiechając się jakoś tak tajemniczo.
Alexander odwrócił na chwilę wzrok.
- Najadłem się - rzucił speszony zmieniając temat. - Wołamy Matyldę i idziemy na obchód zamku?
- Trzeba, jeśli nie chcesz by cię żona znów napadła. - Kłapnęła ząbkami jakby to była szczęka jakiegoś stwora, po czym sięgnęła po dzwoneczek i zadzwoniła. Matylda pojawiła się od razu, najwyraźniej czekając pod drzwiami na wezwanie. Głowę jak zwykle miała spuszczoną.
- Oprowadź nas po zamku, ogrodach przy murach, słowem wszędzie gdzie gospodarz nie zabronił nam zachodzić - rzekł bękart do pobliźnionej służki. - Do zmroku czasu jeszcze dosyć, a my zająć czas swój czymś chcielibyśmy do wieczora.
Matylda gdy usłyszała o ‘zajmowaniu czasu’ jakby przelotnie zerknęła na Ailę.
- Od czego zacząć byście chcieli wielmożni państwo? Ogrodów czy wnętrza?
- Chętnie bym odetchnęła świeżym powietrzem. - Powiedziała Aila swoje słowa kierując do męża, jakby Matylda w ogóle nie istniała. - Co ty na to, miły?
- Czemu nie, pogoda piękna. Chodźmy zatem.
- Jak państwo sobie życzą, proszę za mną.


[MEDIA]https://pre00.deviantart.net/070f/th/pre/i/2012/226/7/c/burg_kreuzenstein_stock_29_hdr_by_alexanderhuebner-d5amqj5.png[/MEDIA]

Służąca sprowadziła ich po schodach na dziedziniec, który w świetle dnia prezentował się o wiele lepiej niż w nocy, kiedy to niewiele było widać, a małżeństwo d’Eu więcej wagi przykładało do tego czy ujdą stąd z życiem.

Ogrody zamku Kreuzenstein mogły tak być nazywane jedynie gdyby ktoś się przy tym mocno uparł. Nie chodziło nawet tylko o to, że przestrzeń jakie zajmowały to było po prostu międzymurze, pomiędzy donżonem i innymi budynkami wraz z łączącym się z nimi murem zamku właściwego, a mniejszym murem zewnętrznym. Ot była to zagospodarowana na “ogród” przestrzeń suchej fosy. Prowadziły tam niewielkie schodki od mostu bramnego, toteż musieli wyjść przez bramę. Aila odniosła dziwne wrażenie, że strażnik pełniący przy niej wartę się jej przygląda. Przełknęła ślinę i mocniej złapała Alexandra pod ramię.

Może i gdyby ktoś włożył w to miejsce dużo pracy, byłoby tu przytulnie. Niestety, mało kto się chyba tym “ogrodem” interesował. Mury z obu stron porośnięte były bluszczem nieuporządkowanie, częściowo zmarłym i kłującym w oko suchymi badylami. Niewielkie klomby na kwiaty straszyły chwastami, które zresztą zarastały mocno całą powierzchnię i tylko jedna ścieżka była w miare udeptana. Gdzieniegdzie wystawały ozdobne krzewy, teraz ozdobne tylko z nazwy, bo niektóre nieuporządkowane, inne obumarłe. Pojedyncze dzikie kwiaty tylko podkreślały ponury nastrój, podobnie jak kwitnący gdzieniegdzie bez.
- Widok mało cieszący oko... choć rozumiem, że w nocy to nikogo nie obchodzi. - skomentowała Aila, po raz pierwszy chyba patrząc wprost na Matyldę. Szramy na jej twarzy w świetle dziennym wydawały się jeszcze bardziej wyraźne i paskudne. Czy na pewno zrobiono je nożem? Wyglądało to tak, jakby ogromne szpony pojedynczo orały jej lico. Takie szpony, jakie miał Marcus i jedna z jego służek.
- Pan nie przywiązuje wagi do tego miejsca. - Dziewczyna wzruszyła ramionami nie patrząc na Ailę. Nie było to jednak ostentacyjne odwracanie wzroku, ot raczej jej naturalne zachowanie. - Krzewy, kwiaty… - dziewczyna chwyciła kwitnący bez w palce. - To stworzenia dnia i słońca. Nie nocy.
- Mogłabyś jednak zaproponować panu ogarnięcie tego miejsca. Wydaje się, że pełnisz tu rolę gospodyni. - Rzekła Aila, również przyglądając się roślinie w dłoniach dziewczyny.
- Nie Pani. - Dziewczyna puściła kwiat bzu. - Jestem tu od zajmowania się gośćmi, spełniania zachcianek i dbania by niczego im nie brakowało. A ogród? - Spojrzała na bluszcze pokrywające mury. - Nie wiem, czy gdyby przywrócić tu piękno, po myśli Pana by to było.
- Takie miał też podejście do ciebie? - Aila spytała nagle, patrząc na blizny na twarzy dziewczyny. Ta jednak nie odpowiedziała. Odwróciła głowę spuszczając ją jak uprzednio.
Aila zerknęła na Alexandra, a ten wzruszył jedynie ramionami.

Bękart nie włączał się w rozmowę kobiet uznając, że Aili przyda się takowa z Matylda po wydarzeniach z przedświtu. Nie widział też sensu w drążeniu skąd służka ma blizny na twarzy. Jeśli już miałaby z własnej woli odpowiedzieć, to raczej nie jemu. Mimo to miał zamiar pociągnąć inny temat.
- Skoroś tu jest od spełniania zachcianek gości, to nie są oni tu rzadkimi - rzucił gdy szli wciąż międzymurzem pomiedzy bluszczmi, chwastami i zdziczałymi krzewami.
- Bywają - odpowiedziała enigmatycznie.
Alexander zastanowił się. Gdyby szło o ważkie persony spośród śmiertelników, wampir wystarałby sie o urodziwszą służkę, której na zamku najwidoczniej nie było. Matylda usługiwała zatem głównie wampirom i ich sługom, jedynym gościom na Kreuzenstein.
Nietrudno zgadnąć jak i czym mogła usługiwać nieśmiertelnym przy ich żądzy krwi.
- Żal czujesz, za to co w komnacie kąpielowej zaszło? - spytał Matyldy zerkając jednocześnie ku Aili. W jego głosie znać było raczej ciekawość niż cokolwiek innego. Była jeno służką, nie musieli się przejmować tym co myśli, ale Alexandra ciekawiło to, szczególnie jej własna inicjatywa pocałunku.
Dziewczyna jakby bardziej głowę pochyliła.
- Nie, panie. Żalu nie czuję. Czy chcą państwo obejrzeć teraz wnętrze zamku?
- Czemu nie, tu jest smutno i… przytłaczająco.

Matylda oprowadziła ich po południowym skrzydle, to jest po wspomnianych przez wampira: biblioteczce, małym refektarzu, ale i po komnacie myśliwskiej oraz kuchniach i kaplicy. dali się też na wieżę, z której roztaczał się piękny widok na okolicę. Niewiele do oglądania było więcej.
Alexander nie drążył przez ten czas kwestii, o którą zaczął wypytywać jeszcze w ogrodach, ale widać było, że go korci.
Służka to chyba wyczuwała, bo starała się zwykle stać w oddaleniu między nim a Ailą. Tymczasem szlachcianka przyglądała się przedmiotom i pomieszczeniom, które mijali, by pod koniec stwierdzić.
- Wszystko to piękne, ale wyglada jakby jakieś 15-20 lat temu nagle właściciel utracił zainteresowanie wystrojem zamku, co jest dość dziwne, bo widać tu ogromną dbałość o szczegóły i dłonie mistrzów. Ot choćby ta toaletka. To “F” wygrawerowane na nodze to znak stolarza Fuggodiego, prawda?
- Nie wiem Pani, ale prawda to, że Pan mało wagi przywiązuje do wystroju - Matylda odpowiedziała bez większych emocji. - Przykazuje jeno naprawiać to co naprawy wymaga. Schody, balustrada co się wyłamała. Dach wieży ze dwa lata temu co stary był. Sprzęty stare i mu to widać nie wadzi. Tym zaś co na zamku przebywają i tyle wiele, jam chowana w mieście, tedy nawet gdy niebogato utrzymany zamek, to wciąż więcej niżem dawniej zaznała. Nie mi tedy oceniać.
- A wielu stałych tu domowników? - Alexander spytał spoglądając na starą makatę na ścianie.
- Niewielu. Trochę straży, kilkonaścioro służby.
- Nie, to nie tak... - Aila w zamyśleniu dotknęła rzeźbionej poręczy krzesła - Ten zamek... miał kiedyś panią - powiedziała z dziwnym przekonaniem - słyszałaś coś o niej?
- Nie Pani, nie jestem tu przesadnie długo. Może stara Hilde coś by o tym mogła wiedzieć, albo stajenny Adam, oni tu długo są, bardzo długo.
- Mhm... w sumie to nie nasza sprawa. Po prostu dzielę się obserwacją. - Aila jednak posłała małżonkowi znaczące spojrzenie. Tymczasem Matylda zakończyła oprowadzanie w korytarzu, gdzie mieściła się ich sypialnia.
- Czy mogę coś jeszcze dla państwa zrobić? Podawać już obiad? - zapytała.
- Wieczerzę przed zmrokiem samym przygotuj nam, byśmy zaraz po niej byli gotowi gdyby twój pan chciał nas widzieć. - Bękart odpowiedział jej obserwując uważnie. - Na teraz jednak chyba nie będziemy cię potrzebować. - Zerknął ku małżonce.
- W takim razie będę w pobliżu. - Dziewczyna skłoniła się i oddaliła.

Aila otworzyła drzwi do komnaty i spojrzała pytająco na Alexandra, który uczynił gest przepuszczający ją, aby weszła przodem. Sam wszedł dopiero za nią.
- Do zmroku ze dwie godziny, albo i więcej - powiedział. - Nie podoba mi się to co mówiła - dodał ciszej.
Aila podeszła do szafy i przyjrzała się jej.
- Masz racje, ten zamek skrywa jakieś tajemnice. Pytanie czy powinniśmy się nimi interesować, skoro liczymy na współpracę z Josefem?
- Nijak mnie nie interesują tajemnice tego zamku, ale… - Alex skrzywił się. - Ten wampir to jakiś możny wśród nieumarłych. Samaś wczoraj słyszała. Ot ustalił sobie, że trzech ich gdzieś wyśle na drugi kraniec cesarstwa prawie. Dwoje śmiertelnych co podejrzenie mógłby do nich mieć do siebie wiedzie, otwarcie się z nami spotyka. Nie zakazał nawet tej dziewce mówić pewnych spraw… Martwi mnie to.
Jego żona zmarszczyła brwi.
- Myślisz, że... mogliby nas... po wszystkim...? - zapytała cicho.
- Tak. Albo służbę chcieć wymusić. - Pokiwał głową. - Wierzyć chcę, że Josef uczciwie do tego podchodzi ale tak to nie wygląda.
- Tylko jakbyśmy mogli się zabezpieczyć? Jedyne co widzę, to nie wracać do niego... - odparła półszeptem Aila.
Alexander objął Ailę w pasie i zbliżył usta do ucha. Wspomniał wszak iż podsłuchiwani być mogą.
- Upozorować własną śmierć? - wyszeptał.
- Lub uciec... lecz w żadnym wypadku... nie będziemy już mogli wrócić na Kocie Łby - podsumowała ze smutkiem.
Westchnął.
- Najpierw Marcus i Merlin. Tym co planuje Josef później się zajmiemy. Ale na uwadze mieć to musimy, że może mieć plany co do nas, które zdecydowanie nam nie po drodze.
Kiwnęła głową i przytuliła się do męża, kładąc mu głowę na jego piersi.
- Musimy obserwować... i nie zdradzić się z naszymi wątpliwościami.
- Tak zrobimy. - Pocałował ją w czoło. - Im lepiej sprawimy się z Marcusem, tym poważniej nas Josef może potraktować i siłą nie przymuszać do niczego.

Spojrzała na niego, jakby oceniając czy wierzy w to, co mówi, czy też chce w to uwierzyć, lecz nie skomentowała.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 10-11-2017, 21:43   #38
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Wreszcie nadszedł wieczór, choć tego dnia akurat wydawało się, że ciemność się nie spieszy a słońce z uporem nie chciało zejść z nieboskłonu, by ustąpić miejsca swemu bratu - Księżycowi. Wreszcie jednak nastał ten moment. Aila i Alexander siedzieli w biblioteczce, każde pochylone nad jakąś książką, lecz po prawdzie oboje już dawno nie przewrócili choćby jednej strony. Trwali tak w zamyśleniu, czekając na wezwanie.

Zdziwili się więc, gdy zamiast Matyldy do komnaty wszedł Federico. Wampir miał na sobie elegancki, granatowy strój, który jednak niczym nie umniejszał jego potwornej fizjonomii.
- Witam państwa, mam nadzieję, że wypoczęliście w trakcie dnia - rzekł swoim syczącym głosem.
- Tak, dziękuję - Alexander wstał - to bardzo piękny zamek. Myślałem trochę o podróży - zmienił temat. - Będziemy potrzebować sporego wozu, ale specjalnego. Z przestrzenią pod podłogą, gdzie w dzień nasi… hm, towarzysze… schronienie znajdą.
- Nie wystarczą skrzynie na wozie?
- Nie. - Bękart pokręcił głową. - W komorach celnych mogą chcieć sprawdzić co przewozimy, by cło i myto ustalić. Wszędy indziej osłonić się moglibyśmy szlachecką własnością i stanem, wszak przecież szlachcic handlu nie czyni. Nam jednak droga przez całą konfederację Szwajcarów, bo od strony Lozanny jechać nam do Walis przyjdzie, od Sabaudii. W związku u władzy mieszczanie trzymają się mocno. Niechętni wysoko rodzonym. Ot po złości mogą mytnicy ładunek sprawdzać - Skrzywił się. - Wnętrze wozu uczyni się niczym dla mej małżonki i jej służek, na czas drogi ku ich pełni wygód. Łoże wygodne, parę kufrów jeno, żadnych skrzyń. Sprawdzać tedy nie będą, by aż tak bezczelnie nie uchybić.
Federico powoli skinął głową.
- Kilka dni by to przygotować - powiedział.
- Potrzeba nam też uwiadomić naszych ludzi, że żyjemy i niech czekają na nas, przykazałem im po trzech dniach od naszego przepadnięcia czynić co chcą.
- Mój pan nie ma potrzeby was tu trzymać - odparł wampir swoim syczącym głosem. - Dziś wieczór poczynimy odpowiednie ustalenia, a nad ranem wóz odwiezie was tam, gdzie sobie zażyczycie. Spotkamy się... Trzy noce później, gdy przygotujemy sprzęt. Wtedy wyruszcie. A teraz... czas sporządzić listę zakupów.

Federico klasnął w dłonie i po chwili do pomieszczenia weszła także Matylda z arkuszem papieru, piórem i kałamarzem. Dziewczyna bez słowa zasiadła przy sekretarzyku. Aila obserwowała ją bez słowa, choć było widać, że szlachcianka jeszcze bardziej zaczęła zastanawiać się kim jest ta służka, skoro była też piśmienna.
- Pisz Matyldo, wóz zaprzężony w cztery konie, z ukrytą podłogą... kufry mówiłeś, panie Alexandrze. Ile ich? I co w środku?
- Z tego co mówił pan von Bauren, wasi pobratymcy wezmą po dwóch sług krwi mających dbać o ich bezpieczeństwo. Żeby jednak nie wyglądało to dziwnie… Jeżeli to nie problem, to przygotować im jaki i płaszcze z herbem moim, by jako członkowie świty mej i mej małżonki wyglądali. Kufry zaś… ot niechaj Aila rzeknie czego jej i służkom do wygód potrzeba. Względem całej wyprawy ja ze swej strony ekwipażu na podróż nie wyglądam. - Alexander wzruszył ramionami. - Żywność, namioty, koce… Sam nie wiem, od lat za takie szczegóły ludzie moi odpowiadają.
- Oczywiście, sami uzupełnimy ekwipunek wasz o to, co potrzebne będzie do wyprawy. - Rzekł wampir z grymasem na paskudnym obliczu, który mógł uchodzić za uśmiech. - Pani, a czego ty sobie życzysz? - zapytał, zwracając się do Aili.
- Ja... - Wydawała się nieco spłoszona. Dawno nikt nie pytał jej o życzenia. - Chciałabym... strój podróżny... męski dla siebie.
Brew Federico uniosła się, lecz nie skomentował tego.
- Potrzebujemy broń, dużo broni tak jak łowcy na wasz gatunek są uzbrojeni - kontynuowała, po czym dodała - I... sidła. Sidła na wielkiego zwierza. Wilka albo niedźwiedzia.
Obaj spojrzeli na Ailę… uważnie.
- Sidła… na wielkiego zwierza? - Alexander zmrużył oczy.
- Da się je zorganizować. - Di Padua nie pytał o cel takiego wyposażenia.
- W kwestii wyposażenia podróżnego, wolałbym ostawić to w decyzji moich ludzi. - Bękart spojrzał na obrzydliwego wampira zastanawiając się na ile są władni załatwić pewne rzeczy. - Jakie szanse są by uzyskać glejt cesarski? - spytał wprost.
- Marne w tak krótkim czasie - odparł Nosferatu, po czym zapytał uprzejmie - Spodziewacie się dodatkowych kłopotów? Chcielibyśmy o wszystkim wiedzieć.
- Książę-Biskup Sion, dzierżca Walis może chcieć nas… - Alexander urwał. - Musieliśmy uchodzić ze Sion miesiąc temu. W Konfederacji cesarskie pismo na nic nam, ale Walis to co innego, biskup wszak to cesarski lennik.
- Cóż, tego obiecać wam nie mogę w tak krótkim czasie, ale zobaczymy co uda mi się osiągnąć - oparł nieumarły, po czym zwrócił się do Aili. - Matylda zdejmie z ciebie miarę, moja pani. My tymczasem z małżonkiem udamy się do pokoju map, by drogę waszą obmyślić, dobrze?

Bękart zawahał się.
Za nic nie chciał zostawiać żony samej, w nocy, na zamku wampirów. Poza tym i sam na sam z pobliźnioną służką mogło być dla Aili mało komfortowe, ale że pytanie nieumarłego było do niej nie odezwał się spoglądając tylko na szlachciankę.
Aila odpowiedziała równie niepewnym spojrzeniem, lecz po chwili skinęła głową.
- Niech będzie. - Rzekła.
- W takim razie, pożegnam panie. - Federico skłonił się dwornie i ruszył ku drzwiom, by przy nich zaczekać na Alexandra, który spojrzał na niego ponuro i ciężkim krokiem ruszył ku wyjściu.

Matylda zaś gdy mężczyźni wyszli pozostawiła w spokoju inkaust i pergamin.
- Będzie musiała się pani rozebrać, byśmy byli w stanie uszyć spodnie. Muszę pobrać miarę - wyjaśniła, wyciągając z kieszeni pleciony sznurek z jakimiś kolorowymi oznaczeniami.
- Widzę, że znasz się na wszystkim tutaj - powiedziała Aila z uśmiechem, mającym ukryć jej skrępowanie. Powoli zaczęła rozsznurowywać suknię.
- Zdejmowanie miary to nie jest coś na czym trzeba się znać. - Na twarzy Matyldy wykwitła jedynie lekka sugestia uśmiechu, a może to Aili tylko się zdawało? - Szyć nie potrafię, krawiec upora się z resztą.

Szlachcianka nie skomentowała.
Zdjęła suknie i ubrana jedynie w bieliznę czekała aż służąca zdejmie z niej miarę. Poczuła na sobie dotyk dłoni, ulotny i… zapewne przypadkowy, towarzyszący ‘mierzeniu’ gdy Matylda stanęła za nią i opasała jej talię.
A jednak te palce nie wydawały się obojętne. Przesuwały się po ciele Aili powoli, zmysłowo... czy to mogła być tylko wyobraźnia? Nie, szlachcianka w to nie wierzyła po pocałunku, który oszpecona służka wycisnęła na jej ustach w balii. A jednak nie miała powodów, by się poskarżyć. Matylda wykonywała swoją robotę, po prostu... robiła to nieco wolniej niż Aila by się spodziewała. Choć może to ona tak nerwowo reagowała na dotyk dziewczyny?
- Gdy wyjedziemy... będziesz mogła pewnie... odpocząć - zagadnęła, bo cisza zaczynała ją dusić.
- Nie potrzebuję odpoczynku. Lubię gdy coś się dzieje... - sznurek, który miała w dłoniach nagle opasał ramiona Aili ściskając też jej piersi. Po chwili jednak uścisk ten rozluźnił się.

- To wszystko... na razie - powiedziała Matylda. Ukłoniła się nieco zarumienionej Aili, nawet nie patrząc jej w twarz, po czym wyszła. Szlachciance nie pozostało nic innego, jak ubrać się i czekać na Alexandra.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-11-2017, 12:12   #39
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Reszta nocy minęła spokojnie, a późnym rankiem, gdy Aila i Alexander przebudzili się, Matylda wezwana dzwoneczkiem powiedziała im, że powóz jest do ich dyspozycji i mogą ruszać kiedy chcą. Bękart chciał opuścić siedzibę potwornego nieumarłego jak najszybciej, wciąż nie do końca ufając Josefowi i Federico. Był jednak dzień, wampiry spały… małżeństwo zdecydowało się zostać jeszcze choćby na śniadanie.

Człowiekiem wyznaczonym do odwiezienia ich do Wiednia był szczupły mężczyzna w sile wieku, ciemnowłosy, małomówny i ze śladami po ospie na twarzy. Wedle Matyldy zwał się Heinrich i nie był jedynie po to by odwieźć małżeństwo do cesarskiej stolicy, ale by porozumieć się ze sługami ich w kwestii aprowizacji na wyprawę. Powóz też wydawał się inny niż ten którym przyjechali, a zaprzężony był w dwa konie, nie jednego, jak w nocy.

Mimo to droga zajęła im o wiele, wiele dłużej z Kreuzenstein do Wiednia. W dzień na trakcie wiele wozów było i tempo jazdy do nich trzeba było dostosować, a i konie, choć dwa, wymagały postojów aby odpoczęły. Tak tedy “Pod Złotą Wronę” dotarli późnym popołudniem, właściwie to wręcz niedługo przed wieczorem.
Alexander zamyślił się…
Prawda to, że w nocy trakt pusty był, a wampir zapewne w ciemności świetnie widział. Prawda też, że drogi pod samą habsburską stolicą utrzymywano w dobrym stanie. Mimo to z miasta na zamek było pewnie z pięć lig z okładem, lub imperialną miarą ze trzy wiedeńskie mile. Dla wozów i z dzień drogi, a w nocy w dwie może trzy godziny ten dystans zrobili. Rycerz wiele oddałby za takiego konia, nie wątpił też, że vitae zwierze pojone być musiało. Podejrzeniami co do tego z Ailą zresztą się po drodze podzielił, a ona przyznała mu rację, również podejrzewając, że zwierzęta, które ich wiozły musiały być wzmocnione i szybsze od tych tutaj.

“Pod Złotą Wroną” reakcje bardzo różne były na przyjazd małżeństwa. Mijał wszak powoli trzeci dzień od kiedy Aila i Alexander odprawili Noela i Bernarda spod kamienicy z pracownią kartografa i wieści przez ten czas żadnych nie dali. Świta łowcy wiedząc z kim spotkać się przyjść mogło dwójce szlachty, nadzieje na ich powrót miała już jeno iluzoryczne…
Alina z Urszulą zareagowały pełnym radości rozklejeniem się ze wzruszenia, Bernard i Noel ulgą, a Jiri i Gisele złością z tej ulgi wynikającą. Czech burczał coś po swojemu niepochlebnego zapewne, a Walonka rzuciła kilka uwag, że Alexander kiedyś ją ku apopleksji doprowadzi. Tonując się i wiedząc jakie relacje między nią i Ailą są, na szlachciankę tego nie rozwijała, acz jasnym było, iż na oboje wściekła.
Noel i Bernard zaraz też z ospowatym Heinrichem zaszyli się w stajni za poleceniem bękarta, aby ustalić co potrzebne będzie im na powrót. Rzekł im przy tym na stronie ‘z kim’ podróżować im przyjdzie, na co obaj młodzieńcy zareagowali z początku szokiem, ale poza tym nie rzekli nic.
Tymczasem Aila też musiała swoim służkom powiedzieć o dalszych ich planach i nowych towarzyszach podróży. O dziwo, tym razem to bardziej Urszula zaczęła panikować. Alina widać po cicho wciąż miała nadzieję, że małżonka zaginionego odnajdzie.

Wieczorem Bernard opowiadał im o wieściach z szerokiego świata, oraz tych z okolic, najbardziej ważnych.
- … mówią, że lada chwila ta wojna już w otwarte starcia się zmieni. Wczoraj kupcy mówili, że widziano niewielki oddział zbrojnych Albrechta o dwa dni drogi od Wiednia, a cesarz Fryderyk ani pieniądza w szkatule dużo nie ma, ani w kraju spokój. Jego młodszy brat zobaczy brak reakcji, to jak mówią… w tym roku jeszcze może na Wiedeń ruszy! Na szlaku ku Lienz i dalej ku Bawarii to jeszcze spokój, boć to handlowy trakt, ale na południe czy też na północ stąd ku czeskiej granicy to i rozboje, bandyci, ot wszyscy czują na co się zapowiada. W mieście niektórzy mówią, że Albrecht rację ma, bo starszy brat mu w Austrii żadnej ziemi nie wydzielił, inni wskazują, że to hańba by cesarz tak dawał się zaszczuć młodszemu bratu…

Aila słuchając skupiła się jednak na czym innym, na jednej niewieście, która jej się przypatrywała. Stała przy wejściu nie wiadomo jak długo nie szukając miejsca do spoczynku i sama, bez towarzystwa męża ani sługi. Ciężko było po stroju też orzec czy to dwórka lub mieszczka bardzo dostatnio odziana, czy też skromnie wystrojona szlachcianka.
Że jednak Aila przywykła do tego, że urodą swoją wzrok przyciąga, wprost spojrzała w oczy kobiety, by zobaczyć jej reakcję. Ta oczu nie spuściła, ale zareagowała w końcu. Powoli zaczęła iść ku stołowi, gdzie małżeństwo siedziało i młody Bernard wciąż opowiadający o niuansach starć między Habsburgami. Kobieta przystanęła w końcu przy stole, a rycerz i jego giermek spojrzeli na nią z ciekawością.
- Pani Aila d’Eu? - spytała pochylając głowę. Mówiła, o dziwo, po francusku.
- Owszem. - Szlachcianka podniosła na nią zaciekawiony wzrok. Zastanawiała się czy to mogła być jakaś osoba z jej przeszłości, gdy bywała na różnych przyjęciach. Jednak nie potrafiła skojarzyć twarzy.
- List mam do wielmożnej pani. - Kobieta podała złożony pergamin zalakowany niewielką woskową pieczęcią.
- Od kogo? I z kim mam przyjemność? - zapytała Aila, nim wyciągnęła rękę po list.
- Nazywam się Elżbieta, Pani. Jestem dwórką Pani Fanchon - odezwała się w odpowiedzi Niemka. - Moja Pani ma nadzieję, że przyjmiesz zaproszenie na niewielką ucztę w Hofburgu. - Wciąż trzymała przed sobą list.

Hofburg… Wiedeńska siedziba Habsburgów, miejsce o jakim Aila marzyła by się znaleźć już jako młoda dziewczyna. Poczuła znów ten uścisk w żołądku, gdy tremowała się przed balami, na których miała spotkać wielkich arystokratów. I choć sama zrezygnowała z tego życia, teraz ono samo jakby do niej wróciło. Blondynka spojrzała niepewnie na małżonka, by pomiarkować co on o tym myśli.
- Małżonka ma jeno zaproszona? - Alexander uniósł brwi, a kobieta nie rzekła nic, jedynie trzymając list w wyciągniętej dłoni.
Aila niepewnie sięgnęła po pergamin i go rozwinęła, czytając bezgłośnie.

Cytat:

Droga Pani,

Wieści o Pani przybyciu do Wiednia nie ominęły mych uszu i wzbudziły ciekawość. Więcej niż chętnie poznam tak ciekawa osobę.
Jutro w Hofburgu odbędzie się uczta towarzysząca spotkaniu poselstwa czeskiego z wysłannikami cesarza… a może i sam Fryderyk III obecnością swą to spotkanie uświetni? Radość wielką sprawiłabyś mi Pani, gdybyś przyjęła zaproszenie na to jutrzejsze wydarzenie.
Oczywiście czuj się w mocy by wybrać kogoś do towarzystwa, abyś sama nieobyczajnie nie musiała przybywać.

Fanchon

- Twoja pani oczekuje już teraz na odpowiedź? - zapytała Aila dwórki, by zyskać na czasie. Nazwisko (lub imię!) Fanchon nic jej nie mówiło, jednak lokacja... lokacja spotkania była wystarczającą zachętą. Spojrzała z niemą prośbą na męża.
- Odpowiedzią dla mej pani, będzie twa obecność, lub jej brak. - Kobieta skłoniła się. - Proszę o wybaczenie, oddalę się zatem. - Zrobiła krok w tył. - Uczta zacznie się… po zmroku, Pani.
Alexander milczał spoglądając to na małżonkę, to na list.
- Dziękuję. - Aila skinęła kobiecie, po czym odczekała jak ta wyjdzie. Z dziewczęcym zapałem napadła na męża.
- Możemy? Możemy iść? teraz i tak czekamy... a to byłby chrzest bojowy dla Aliny i Urszuli, żeby mnie przygotować w pełni do balu. Wiesz, tyle czasu ćwiczyłyśmy, a przez wyprawę znów zapomną...
- Hmmm… czyli mnie chcesz na towarzysza? - Uśmiechnął się. - Dowolność wszak w tym masz. - Gestem wskazał list i pocałował ją w skroń.
- No a kogo? - zdziwiła się - Oszalałeś? Przecie ty jesteś moim ślubnym...
- Droczę się… acz. Dziwi mnie trochę, że napisała że kogo wybierzesz, a nie, że zaproszenie dla Ciebie z mężem.
- Może to ktoś z mej przeszłości, kto nie zna... chociaż nie, bo przecież służka mnie twoim nazwiskiem tytułowała. - Aila zastanowiła się. - Myślisz, że to insynuacja, bym wyrwała się od mężulka i poczuła znów wiatr we włosach? - zachichotała.
- Może… - Alexander zastanowił się. - No mów, bo zaraz się rozpękniesz - dodał spogladając na Bernarda.
- Panie, tak sobie myślę, że jeżeli to zwykła arystokratka co zapraszać jest w mocy. - Giermek wił się na ławie. - No tyś niby szlachcic, ale… no… a jak ma być cesarz… Może chciała Panią zaprosić, a i na jej głowę ściągnąć uchybienie nie na swoją, że na takiej uczcie…. no.. że nieślubny syn hrabiego…
- Ale przecież ród Alexandra znamienitszy niż mój - zaprotestowała Aila, po chwili jednak dodała - Musieliby być bardzo pruderyjni...
- Może mieć rację… - Alexander zasępił się. - Ród mój jeno tym ważki, że w dziewiątym pokoleniu od królów Francji, a jam nieślubny i świeżo uznany.
- O ile to o urodzenie idzie - za ich plecami rozległ się cichy głos Giselle. - Nieumarłym by to nie czyniło przeszkody.

Na chwilę zrobiło się cicho.

- Nie dowiemy się, jak nie pójdziemy - powiedziała w końcu Aila.
Bękart patrzył chwilę na szlachciankę.
- Alina, Urszula! - zawołał ku jednemu ze stołów gdzie siostry siedziały z Noelem i Jirim. Pod wpływem różnych spojrzeń i cichych komentarzy zarzucili jedzenie i siadywanie przy jednym stole ze służbą.
- Tak Panie? - odezwały się obie podchodząc chyżo. Alina brzmiała bardziej w stronę “rzeknij jeno co mogę dla Ciebie uczynić”, podczas gdy Urszula bardziej jak “Coże znowu?”.
- Panią trzeba wam wyszykować. Jutro na ważną ucztę idziemy.
Podniecone służki aż piszczeć zaczęły a Alexander poczuł uścisk ramion małżonki na szyi oraz jej krągłości ocierające się o jego ramię.
- Dziękuję! - nagle w Aili odezwało się dziewczęce podniecenie, które musiało jej kiedyś częściej się udzielać, gdy bywała na salonach. Może jednak jej tego brakowało?
Nim rycerz zdążył coś powiedzieć, szlachcianka w asyście równie podekscytowanych służek ruszyła do alkierza, by tam omówić “strategię” działania.

- Taaaa. - Rycerz spojrzał ponuro na Bernarda. - Jeno kto przygotuje mnie.
- No cóż... - Sługa wydawał się strapiony.
- Ja mogę - powiedziała Giselle, gdy Aila i jej służki wyszły z sali.
- Od kiedyś krawcową Gisie? - Alexander uśmiechnął się lekko. - Najlepsze szaty w Wygódkach spłonęły. - Zmartwił się. Wszak w Monachium zadbał o to by Aila piękne suknie zamówiła przed przyjazdem do Wiednia, ale sam o tak strojne szaty dla siebie nie zadbał.
- Zapomniałeś panie, że kiedyś byłam szwaczka zanim... - Zacisnęła zęby, po czym zmieniła temat: - Wybrać do krawca nam się trzeba i tak, jednak myślę, że doradzić coś mogę... i pomóc.
- Jeden dzień. Ot na wariata to będzie... - Alexander wstał. - Chodźmy, trzeba nam krawca dobrego znaleźć. Po zmroku już, ale za godny pieniądz może po nocy będzie robił i przed jutrzejszym wieczorem zdąży.
Giselle uśmiechnęła się lekko, widać była zadowolona z tego planu. Po chwili i oni zniknęli, a Bernard westchnął i zamówił kolejny kufel.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-11-2017, 12:32   #40
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


W czasie, gdy Aila, Alina i Urszula ustalały plan działania i dobierały dodatki do sukni, Giselle i Alexandrowi udało się znaleźć krawca, chętnego by po nocy strój rycerzowi uszyć, gdy ten zaświecił mu przed oczami kilkoma srebrnikami.
Giselle przy tym rolę swoją bardzo poważnie potraktowała i podczas przymiarki to ona dyrygowała zarówno krawcem, jak i samym Alexandrem, co nigdy wcześniej się nie zdarzało.
- Plecy prosto. Gdy się kłaniasz panie, trzymaj kark sztywno. Pochyl się teraz... o, dotąd ma sięgać materiał. - Wskazała krawcowi miejsce poniżej pośladka bękarta, który poddawał się tym zabiegom bez słowa sprzeciwu.
Strojenie się, delikatnie mówiąc, nie było jego domeną. Wilhelm wszak stawiał duży nacisk na to, aby mieć w jukach dobry, wymyślny strój, aby przygotowanym być na uczty i biesiady na zamkach i na dworach szlacheckich podczas poszukiwań wampirów. Co innego jednak zamek freiherra albo i pomniejszego grafa, a co innego uczta na którą została zaproszona Aila. Nawet nie o siebie się bał, a o to, że szlachcianka będzie się wstydzić za męża.
- Zdążysz przed wieczorem jutrzejszym? - spytał krawca lekko zrezygnowany.
- Nie śmiałbym pana w niedoskonałym odzieniu na śmiechy biesiadników nastawiać. Zdążę, choć pewnie dodatkowe ręce do pomocy będą mi potrzebne, a to... kosztuje. - powiedział krawiec kładąc na ramiona rycerza różne połacie materiału. Wybierał przy tym te, przy których Giselle lekki znak aprobaty głową czyniła.
- Ona ci pomoże, a o pieniądz się nie martw.
- Oczywiście panie!


Tymczasem w gospodzie Bernard obiecywał sobie, że to już będzie ostatni jego kufel przed snem, gdy z alkierza do sali wypadła roześmiana Aila w wymyślnie ufryzowanych włosach, które Alina spięła tak zmyślnie, że nie było widać jak krótkie są naprawdę.
- Alex... Alex... musisz to zobaczyć! - zawołała wesoło i potoczyła po opustoszałej już sali wzrokiem. Jakby spodziewając się najgorszego gospodarz nagle miał coś do zrobienia na zapleczu a Bernard... przełknął ślinę.
- Gdzie on jest? - zapytała go szlachcianka.
- Pani... bo widzisz on stroju odpowiedniego na to przyjęcie nie miał i... razem z Giselle...
Przerwał, widząc jak gwałtowna zmiana zaszła na obliczu kasztelanki. - Oni poszli krawca szukać i tego...
- O tej porze? - Głos Aili był podejrzanie spokojny. - We dwoje tylko?
- Tak, pani, ale bo wiesz wszystkie rzeczy spłonęły i...
Szlachcianka go jednak nie słuchała.
- Powiedz mu, że nie musi się kłopotać już. Sama na to przyjęcie pójdę. - Oczy jej skrzyły się od zimnej furii. - I niech znajdzie sobie inny pokój. Ja kładę się spać i drzwi na skobel zawieram.
To rzekłszy, wyszła z sali, szeleszcząc głośno spódnicą, jakby tam stado węży się kryło. Albo raczej żmij jadowitych. Bernard przełknął znów ślinę. Zdecydowanie nabrał ochoty na jeszcze jedno piwo.


Alexander z Giselle wrócił przed północą.
Śmiejąc się z czegoś oboje zauważyli Bernarda drzemiącego przy stole, zamiast jak Pan Bóg przykazał spocząć w izdebce przy stajni, którą dzielił z Jirim i Noelem.
Zbliżyli się, a bękart potrząsnął ramieniem giermka.
- Schlał się pewnie. Bernard, wstydu nie rób i do łoża idź bo jak przypieprz…
- Panie? - Młodzieniec zerwał się spoglądając całkiem przytomnie.
- Czemu tu śpisz?
- Bom na was czekał… Pani…
Alexandrowi coś ścisnęło gardło.
- Co z nią? - spytał spięty.
- W alkierzu śpi... Ale jak się dowiedziała, żeś z Giselle wyszedł. Wściekła się, jak osa. Rzekła, że stroju ci panie nie trza, bo ona sama jutro idzie. I że zawiera drzwi, żebyś na noc sobie innej izby poszukał.

Na twarzy Alexandra malowały się na te słowa po kolei: ulga, zdziwienie, a w końcu irytacja.
- Ona nie jest normalna - prychnęła Giselle i z uśmiechem pokręciła głową.
- No a ja o izbę już pytał. Nie ma, stryszek na sianie jeno i…
- Kładźcie się, nie będzie trzeba innej izby.

Bernard kiwnął głową i poszedł do izdebki przy stajni, a Giselle skierowała się do alkierza, który dzieliła z siostrami.

Bękart podszedł do drzwi za którymi spała Aila i mocarnym kopnięciem rozwarł je wyłamując skobel. Huk poniósł się straszny, ścianami budynku aż zatrzęsło, gdy Alexander omal drzwi całe połamał, a nie tylko skobel. Aila podskoczyła przestraszona. Siedziała na brzegu łóżka w pełnym ubraniu, z zapuchniętymi od płaczu oczami i zaczerwienionym nosem. Patrzyła teraz oniemiała na małżonka.
- Wiedzieć można coże ty wyrabiasz? - Alex warknął krzesając ogień by zapalić świecę.
Ona nosem pociągnęła.
- A jakbyś ty się czuł, gdybym z byłym wielbicielem po nocy sama wychodziła? - zapytała zachrypniętym głosem, po czym otarła chustką twarz, by jakoś swój wygląd poprawić.
- Rację ona ma, tyś nienormalna - mruknął zdejmując kurtę. - A pamiętasz kim ona w Namur była, nim miasto opuściła i w niemoc Pieterzoona się dostała?
- Ja jestem nienormalna? - obruszyła się Aila wstając na nogi. - Pamiętam. I pamiętam, że to z nią się pokładałeś, mężem moim już będąc. Pamiętam też, że gotów ją byłeś odprawić dla mnie, a gdy udało nam się uzyskać delikatne status quo, ty zamiast pomyśleć o tym jak ja się poczuję i chociaż Bernarda zabrać ze sobą, sam z tą... z tą dziewką rozbójników poszedłeś. Może tedy nie jest to twoja była kochanka, a obecna, co?!
- Jak wciąż cię to boli otwartą raną się odzywając, to może jakiego nieumarłego sobie znajdziesz by zalizał?

Aila spojrzała na niego niedowierzając w to, co powiedział.
- Wychodzisz po nocy sam z inną i jeszcze masz czelność mnie obrażać? - zapytała wyjątkowo spokojnie.
- Z dziewką z orszaku do krawca, po strój, aby Ci wstydu nie zrobić.
- Wstydu nie, ale obrażać już mnie możesz? - Patrzyła na niego z wyrzutem.
- Obrażać? - prychnął. - Z ilu nieumarłych piłaś, lub dawałaś z siebie pić od naszego ślubu, wbrew mej woli?
- Wiesz, podejrzewam, że gdyby mnie mężczyzna jakiś nazwał nienormalną to przynajmniej po mordzie byś mu dał. A jej pozwalasz. I co więcej, słowa te powtarzasz. To jest obraza Alexandrze, bękarcie d’Eu i ja tego znosić nie zamierzam - rzekła, sięgając po swoją opończę podróżną.
- Może i bym dał - zgodził się. - Gdzie się wybierasz?
- Pić z nieumarłych. Albo samej dać się spijać - odwarkneła, obracając się ku niemu przy z trudem trzymających się drzwiach. - I powiem ci coś. Chyba faktycznie jestem nienormalna, bo dla mnie chodzenie z byłą kochanicą po nocy sam na sam pod żadnym pretekstem normalne nie jest.
- Idź dziś, lubo jutro sama na tę ucztę - odrzekł patrząc w okno. - Mnie i mych ludzi po powrocie nie zastaniesz.
- To może od razu zawieź mnie do Marcusa? Po co ten cały cyrk był? Masz już widzę swoją wybrankę u boku.
- Rozumiem. W miłość mą nie wierzysz zatem, tak? - spytał zdałoby się bez emocji.

Podbródek jej zadrżał, lecz tylko mocniej opończę w ramiona chwyciła.
- Nie wiem... wierzyłam. I wciąż chyba wierzę, ale zrozumieć nie mogę czemu mnie tak traktujesz. Obrażasz mnie i grozisz, kiedy to ty zawiniłeś. Pomyślałbyś o spokoju mego ducha i wziął jednego człowieka jeszcze. Tyle tylko. I byłabym spokojniejsza. I nie byłoby tego... wszystkiego. A skoroś nie pomyślał to przeprosin wyczekuję. Zamiast tego jednak dostając... no właśnie. Gdzie jest twoja wiara we mnie, Alexandrze?
- Tli się wciąż. Tli Ailo - odpowiedział. - Zapytam, gdzie wiara twa we mnie, skoro wyjście z mą służką-szwaczką do krawca uznajesz iżem pewnie wymknął się by ją chędożyć. - Odwrócił się w końcu patrząc jej w oczy.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś, ale... ja nie jestem ślepa Alexandrze. Wiem, co ona czuje do ciebie i... sam powiedz, gdyby mnie nie było, czy to nie z nią byś sobie życie układał? Nie jestem głupia, mężu. - Powiedziała z naciskiem.
- Może i bym układał, może nie. Pytanie to sensu nie ma. Bo jesteś.
Pokręciła lekko głową.
- Teraz jestem. I zostanę, ale uważam, że warunki naszego paktu zostały naruszone. Giselle nie będzie nam towarzyszyć w wyprawie. Albo ja, albo ona.
- Będzie - odpowiedział cicho Alexander. - Reszta, to twoja decyzja.
- Więc nie dajesz mi wyboru - rzekła i odwróciła się by wyjść. W drzwiach jednak zatrzymała się ostatni raz. - Wuj mówił, że każdy dumny człowiek jest człowiekiem samotnym. Teraz... go rozumiem.
- Ja swą dumę utraciłem w klasztorze niedaleko Sion, gdym zdecydował się iść na ratunek nieumarłemu, któremuś oddała się nie ciałem jeno, a sercem i duszą. - Wciąż na nią patrzył, w świetle świecy po policzku spłynęła mu łza. - Ostań w izbie, ludzi pobudzę. Przy bramach opłacę by nam je rozwarli.
- Więc dlaczego mnie teraz nie rozumiesz?! - Aila obejrzała się na niego z furią. - Dlaczego nie potrafisz pojąć bólu, który mi zadałeś i zwyczajnie przeprosić? Tylko idziesz w zaparte... jakby to co... to nasze nic nie znaczyło. Jakbyś faktycznie miał powiedzieć “Nie wyszło z nią, spróbuję tedy z inną”.
- To dopiero by było, gdyby każden mąż… - urwał. - Przepraszam - powiedział zamiast tego co miał na końcu języka. - Przepraszam, że nie wiedząc zali kiedy jeszcze się spotkamy ległem z inną niewiastą, gdyś ty oddała się nieumarłemu. Przepraszam Ailo.

Wargi jej w cienką linię się na moment zwarły.
- Nie oddałam. Po wiedzę tam przybyłam, z której też sam już korzystałeś. Zresztą... czy ja prowadzam się teraz z Merlinem po nocy? Sam na sam? W tym właśnie tkwi różnica!
- Nie ufasz mi zatem.
- A czy ty byś mi zaufał? Zreszta... to nie kwestia zaufania, lecz spokoju. Jeśli wiesz, że coś mnie boli, że czuła jestem gdy każdego dnia muszę patrzeć na jej twarz i muszę zastanawiać się czy aby zdania nie zmieniła i uwieść cię nie zechce, bo widać wszak, że w tobie zakochana... Czy wobec tego o odrobinę spokoju ducha nie mam prawa prosić? Czy mam ignorować, gdy ona obraża mnie, a ty nic z tym nie robisz?
- Nie udało jej się mnie uwieść na Kocich Łbach, nie udało gdy Cię nie było. Wie, że pókiś w moim sercu, nie ma co próbować. - Zbliżył się do Aili. - Odprawię ją - powiedział ujmując jej dłoń - gdy tą ręką zniszczysz Merlina. Na moich oczach.
- Zniszczenie za odprawienie? To chyba nierówna wymiana - spojrzała mu w oczy - Ja już go odprawiłam, gdy mimo troski o jego los, klasztor ominęłam łukiem. I każdego dnia mnie to boli, a gdy teraz patrzę na to, co ty czynisz, mam wrażenie, że za nic ci moje poświęcenie.
- A potem - kontynuował nie odnosząc się do jej wypowiedzi - jeżeli dasz mi powód do myśli, że zainteresowaniem nadmiernym jakiego z tych chędożonych trupów obdarzasz, to jakobyś do ojca świętego o rozwód się zwracała. Przyjmujesz to?
- Nie, Alexandrze. Jeśli tak chcesz się ze mną umawiać, to jedyną wartością, którą możesz postawić na szali jest jej życie. A jej śmierci mimo wszystko nie chcę, więc jeśli masz mnie tak traktować... wyjdź faktycznie.
Skierował się ku drzwiom po chwyceniu zdjętej kurty.
- To Twa ostateczna decyzja? - spytał cicho sięgając ku klamce.
- Albo ona, albo ja. Nie możesz mieć nas obu. - Odpowiedziała, odwracając głowę, by nie widział jej łez.
- W sercu jesteś tylko Ty.
- Więc czemu mi tego nie okażesz? - spytała, z trudem formułując słowa przez łzy.
- Bo może złą i przeklętą ta miłość do szczętu wypełniająca serce, gdy wciąż dowodów potrzebuje. Chorą i trującą, gdy w jej imię każe niszczyć przyjaźń. - Otworzył drzwi. - Bywaj kochana - powiedział ze ściśniętym gardłem wychodząc.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172