Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2017, 23:05   #85
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację

Brwi sierżanta uniosły się ku górze na dźwięk nazwiska, które bez dwóch zdań było mu znane.
- Ahrmak ponoć chorobą złożony leży więc czy drzwi jego domostwa otworem staną to wątpliwe - poinformował, nie bez cienia złośliwości w głosie. Widać nie raz już spotykał się z próbami wpłynięcia na jego decyzję poprzez rzucenie miana znanej osoby albo i kilku. To, że mógł takim osobom utrzeć nosa, musiało mu sprawiać nie lada przyjemność. Mina jednak zrzedła mu gdy na biurko przy którym siedział, wskoczyła biała kotka.
- Hej! Precz z tym parszywcem! - warknął, próbując przegonić Duszę.

Był to oczywiście błąd i to poważny. Nikt przy zdrowych zmysłach i przy chociażby minimalnej znajomości zwyczajów Mizo, na taką reakcję by się nie poważył. Skrzydła demona uniosły się i zadrżały, a on sam nagle jakby się rozrósł. Jego aura stała się przytłaczająca nawet dla Ellisara, a przecież to nie przeciwko niemu gniew Mizo był wymierzony.
- JAK ŚMIESZ?! - rozległ się jego głos, który nie tylko z ust się wydobywał i wnikał do głowy przez uszy, ale zdawał się też uderzać bezpośrednio w umysł, niczym młot kowalski uderzający w rozgrzane żelazo. Sierżant skulił się zatykając uszy dłońmi i zaczął kwiczeć niczym zarzynane prosię, błagając o łaskę i darowanie życia.
- POMIOT TAK NISKIEGO STANU NIE MA PRAWA CAŁOWAĆ ZIEMI PO KTÓREJ STĄPA - kontynuował demon, wyżywając się na nieszczęśniku i przy okazji powodując potężną migrenę u towarzyszącego mu elfa. - NA KOLANA I BŁAGAJ JĄ O WYBACZENIE NĘDZNY ŚMIERTELNIKU - nakazł, a sierżant bez zwłoki wykonał jego rozkaz, wciskając się w niewielką przestrzeń między ścianą a biurkiem, którą częściowo zagracało przewrócone krzesło i począł błagać i płakać i jęczeć i zawodzić, przemieniając się w coś, co tylko umownie przypominało człowieka i sprawiało wyjątkowo żałosne wrażenie w swym upodleniu.

- Przecież nic się nie stało - zareagowała Dusza, przyglądając się z pewnym zainteresowaniem owej namiastce sierżanta, która kajała się na kamiennej podłodze. - Prawda Mizo? Ellisarze? No i teraz ten uprzejmy pan zaprowadzi nas do lady Sinatri, prawda? - zapytała, machając wesoło ogonkiem, dzięki czemu przyczyniła się do zwiększenia poziomu czystości niezbyt czystego biurka.
- Zaprowadzi… Zaprowadzi… Zrobi wszystko… Wszystko… - jęczał mężczyzna, nie ważąc się podnieść głowy by spojrzeć na wychylającą się by spojrzeć na jego skuloną postać, kotkę.

- No to wejście mamy załatwione - Mizo uśmiechnął się wrednie, powracając zarówno do normalnego głosu jak i stopnia oddziaływania. Najwyraźniej wszystko było ukartowane i tylko elfa nikt nie poinformował. Jak nic demon musiał się skręcać ze śmiechu słuchając Ellisara próbującego nakłonić sierżanta by ich wpuścił do środka.

Upodlony człowiek dotrzymał swego słowa przeprowadzając ich labiryntem korytarzy, wybierając je tak by jak najmniej mieszkańców miało możliwość zainteresowania się nietypową trójką gości. Trójką, bowiem Dusza nadal pozostawała w swej kociej formie, tkwiąc wygodnie w ramionach Ditrusa, który wciąż zdawał się być w szoku po wyczynach Mizo. W końcu jednak stanęli pośrodku jednego z pięknie zdobionych, rozjaśnionych słonecznym blaskiem padającym z wysokich, łukowych okien, przejściu. Łączyło ono ze sobą cztery odnogi korytarzy, z których dwie kończyły się spiralnymi schodami prowadzącymi w górę, dwie pozostałe z kolei, zakręcały by biec dalej ku im tylko znanym celom. By dotrzeć do tego miejsca przejść musieli przez ogród różany, który swym urokiem i aromatem zarówno zniewalał, jak i odurzał. Ich przewodnik jednakże owego piękna zdawał się nie dostrzegać. Pot spływał mu strużkami po twarzy i karku, znacząc także ciemnymi plamami jego odzienie. Woń przy tym, jaka się od mężczyzny rozchodziła, świadczyłą o tym że ostatniej kąpieli doświadczył on z dobre dwa dni temu, lub więcej.

Drżącą dłonią zastukał on trzy razy w drzwi, a gdy zaproszenie by wejść otrzymał, pospiesznie nacisnął klamkę. Komnata, którą owe drzwi kryły, była bogato zdobioną salą, przypominającą na pierwszy rzut oka alkowę. Szkarłatne draperie zdobiły ściany tam, gdzie kamieni nie podtrzymywały wysokie aż po sufit, ciężkie, drewniane półki ciasno wypchane księgami. Na zimnej, marmurowej podłodze spoczywały puszyste, czekoladowego koloru dywany na których stały luźno rozstawione, złotem zdobione sofy o poduchach barwą odpowiadającym szlachetnemu trunkowi, który w kryształowych karafkach stał i czekał, na każdym z trzech stolików. Także i tu dominowała woń róż, których to kwiatów mnogość wypływała ze śnieżnobiałych wazonów rozstawionych, zdawałoby się, w sposób chaotyczny po całym pomieszczeniu.

Wreszcie i gospodyni pojawiła się na widoku, wyłaniając się zza jednego z regałów, za którym przejście musiało się znajdować lub wnęka jakowaś.


Kobieta była wysoka i piękna, tą posągową pięknością o której bardowie śpiewać mieli w zwyczaju i tylko najszlachetniejszym z szlachetnych dam ją przypisywali. To, że damą była, zdradzała także jej postawa. Głowę trzymała bowiem wysoko uniesioną gdy z gracją sunęła w ich kierunku, całą sobą przedstawiając obraz osoby o dużych wpływach ale i dumie. Czy takiej, która przesłaniała rozsądek? O tym elf miał się dopiero przekonać.

- Szlachetna Sintari - zaczął sierżant kłaniając się w pas i już zaczynając wycofywać. - Ci oto czcigodni goście ze sprawą do szlachetnej Sintari przybyli.
- A czy ci czcigodni goście imiona jakoweś posiadają? - zapytałą, przyglądając się bacznie każdemu, wzrok swój nieco dłużej zatrzymując na demonie. Usta jej zmarszczyły się delikatnie, co oznaką zarówno dezaprobaty jak i niechęci być mogło, z pewnością jednak nie radości. Tej bowiem na obliczu kobiety widać nie było, nawet w najlżejszej formie.
Sierżant już otwierał usta, jednak powstrzymał go gest niewiasty, która machnięciem dłoni odesłała biedaka. Być może woń, którą roztaczał była ponad jej wytrzymałość, bowiem gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, skierowała się do jednego z wazonów by wyjąć z niego czerwoną niczym jej wargi, różę.
- Czekam - przypomniała, stojąc do nich bokiem i uwagę swą w całości, jakby się zdawało, poświęcając kwiatu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline